1 stycznia 2000

Przeszłość

Przeszłość związana z jego śmiertelnym życiem wydaje mu się dość niepewna, poskładana ze strzępków wspomnień. Dziwnych, niejasnych. Nie do końca potrafi odróżnić, które z tych wspomnień należą do ducha, które do ciała. Na pewno musiał urodzić się na przełomie epok, u samego schyłku królestwa Goryeo, przynajmniej fizycznie. Albo wcześniej. Został też brutalnie zamordowany. Albo otruty? A może to było samobójstwo? Ciało na pewno musiało umrzeć spokojnie, było w zbyt dobrym stanie jak na ofiarę morderstwa... Musiał być też z pochodzenia członkiem cheonmin (najniższa, pogardzana kasta społeczeństwa Goryeo i Joseon). W końcu z jakiegoś powodu czerpał później tak niezdrową satysfakcję ze swojej pozycji. Prawdopodobnie był też kangsin-mu (rodzaj szamana praktykujący duchowe opętania), inaczej nie wiedziałby tych wszystkich pokręconych, tajemnych rzeczy... Musiał być też prawdziwym potworem za życia, bo jego wspomnienia pełne są koszmarów i okropności, które obserwował. A może sam był jedną z ofiar tych koszmarów?

Zresztą... To nie ma znaczenia. Kiedy jego duch, połączył się z jego ciałem, dopiero wtedy tak naprawdę stał się sobą. Ciało i duch wymieszały się tworząc zupełnie nową istotę, czystą kartę, którą mógł sam zapełnić czepiąc z doświadczeń ducha i ciała, albo też całkowicie je ignorując. I tak oto narodził się wieczorem, w dniu śmierci swojego ciała. 12 sierpnia 1394 roku, w miesiącu duchów.

Jego pierwszym wspomnieniem było pragnienie. Dwojakie pragnienie — zarówno potworny, obezwładniający głód, jak i równie szalone pragnienie zemsty za coś co się stało, a co nie dawało spokoju jego nowonarodzonemu umysłowi. Drugim wspomnieniem było doświadczenie specyfiki jego nowego, nieumarłego ciała. Choć to nie zdążyło jeszcze w pełni ostygnąć i stężeć, czuł się dziwnie. Każdy ruch przychodził mu opornie, jakby jego stawy były skostniałe, odwykłe od ruchu. Dłuższą chwilę poświęcił walcząc z oporem ze strony własnego ciała, które nie chciało zachowywać płynności i lekkości ruchów. Ale było wystarczające, by wyruszyć w drogę i jeszcze tej samej nocy wybić całą okoliczną wioskę, wchłaniając esencję życia każdego jej mieszkańca — od starca, po niemowlę. I dopiero wtedy po raz pierwszy poczuł, że naprawdę żyje. Ciało, choć twarde niczym kamień, w swych ruchach stało się płynne i miękkie, niczym ciało dzikiego tygrysa. Silniejsze i lepsze od jakiegokolwiek ludzkiego ciała. Pełne mrocznej, pradawnej mocy...

Każda noc, w czasie której odkrywał swoje nowe życie i zgłębiał swoją nową tożsamość były fascynującym doznaniem. Równie fascynujące było to jak szybko budował swoją potęgę, napędzany mieszaniną wspomnień wskazujących mu cel, jak i swoją własną fascynacją.

Żył w ciekawych, zabobonnych czasach. Praktycznie nigdy nie musiał kryć się z tym kim był. Strach i szacunek do istot takich jak on ułatwiał mu życie. Nie brakowało ludzi pragnących mieć po swojej stronie potężnego nieśmiertelnego, który służyłby ich celom. Zaczęło się od osad pragnących ochrony przed sąsiadami, a skończyło na układach z możnymi i książętami pragnącymi by potężny sojusznik służył ich interesom. W zamian otrzymywał regularnie ludzi, którymi mógł się żywić. Wrogów, jeńców wojennych, obywateli wybranych przez władzę... Żyło mu się wygodnie. U szczytu swojej potęgi i pozycji mógł liczyć nawet na towarzystwo strażników, którzy towarzysząc mu dzwonili dzwonkami, by dać znać okolicznym ludziom, aby dla własnego dobra usunęli się z drogi nieumarłego.

To były dobre czasy. Ale świat nieubłaganie się zmieniał, a ludzie z czasem poczuli się na tyle silni i pewni, że nie potrzebowali już wchodzić w układy z nieśmiertelnymi potulnie godząc się na wysoką cenę takiego sojuszu. Zamiast tego wielu bezczelnie próbowało podejść go i zabić. Wiedział, że musi skończyć z wygodnym stylem życia i usunąć się w cień. Nie przyszło mu to łatwo. Całe wieki przyzwyczajeń i uzależnienie od szacunku jaki go otaczał sprawiały, że ciężko było mu się dostosować. Ale musiał. Nie tylko ludzie zaczęli się zmieniać, siat także. Joseon powoli chyliło się ku upadkowi, świat wkraczał w nową erę rozwoju technologii.

Niespodziewanie znalazł substytut dla swojej potrzeby budzenia szacunku poprzez swoją wiedzę. Wieki poświęcone na studiowaniu ksiąg, oglądanie historii na własne oczy, jak i wybitna zdolność do nauki wszystkiego co nowe, uczyniły z niego wybitny umysł podziwiany w środowiskach naukowych i filozoficznych. Choć nie do końca był w stanie pojąć dynamiczne zmiany i nową technologię, nie przeszkadzało mu to w byciu wybitnym na polach literatury, językoznawstwa, historii, filozofii, archeologii i wielu innych dziedzin nauki, którym oddawał się bez reszty.

Gdy upadło Cesarstwo Koreańskie, a jego ojczyzna przestała istnieć, zdecydował się opuścić kraj. XX wiek był dla niego sporym wyzwaniem z powodu niespokojnej historii, jeszcze mniej spokojnej polityki i wielkich światowych wojen. Dopiero rzeczywistość powojenna pozwoliła wrócić mu do roli autorytetu. Z dumą miał swój wkład w propagowaniu kultury i filozofii wschodu na europejskich i amerykańskich uczelniach. I wszystko byłoby idealnie... W końcu zaakceptował, że nie musi być przerażającą istotą z legend, by cieszyć się pozycją i respektem wśród ludzi i polubił swoje życie. Tylko dynamiczny rozwój technologii po raz kolejny pokrzyżował mu plany. Coraz trudniej było mu zmieniać tożsamości jak rękawiczki, maskować swoje dziwactwa i unikać kłopotliwych sytuacji związanych z jego wieczną młodością, w świecie w którym powoli niemożliwe stało się zachowanie anonimowości. I tak, po raz kolejny musiał usunąć się w cień...

Nie zrezygnował w pełni z uzależniającego uczucia respektu i podziwu. Zmienił tylko strategię. I tak od lat powtarza się ta sama historia... Młody wybitny doktor z obiecującą karierą, profesor, który w tak młodym wieku może pochwalić się pokaźnym dorobkiem naukowym, obiecujący talent, który mógłby zrobić niesamowitą karierę na czołowych światowych uniwersytetach. Mógłby, ale zamiast tego wybiera raczej małe miejscowości i ich niewielkie uczelnie, które chętnie przygarną tak obiecujący talent. Wymówka zawsze jest ta sama — liczne fobie i dolegliwości znacznie utrudniają mu karierę. Dla własnego zdrowia potrzebuje ciszy i spokoju, miejsca gdzie może odpocząć od hałasu wielkich miast, które tak męczą jego nadwrażliwe zmysły, od tłumów, w których ciężko zachować komfortowy dystans. To idealna wymówka, by nikt nie zadawał pytań i nie drążył.

Tak właśnie jest także teraz, w Woodwick, jego najnowszym miejscu pobytu. Prężnie rozwijający się uniwersytet i spokojna okolica idealnie pasują do jego najnowszej tożsamości i historii wykładowcy cierpiącego na liczne fobie, który musiał zrezygnować z wielkiej kariery, ale za to z chęcią pomoże w rozwoju tak obiecującej uczelni. I choć początkowo miało to być kolejne małe miasteczko, w którym spokojnie zaszyje się na kilka lat, coś jest inaczej. Czuje się tu wyjątkowo dobrze, nawet pomimo obecności zbyt wielu czarownic, których egzystencja personalnie go drażni, budząc niemiłe wspomnienia o tym jak kiedyś zaufał pewnej szamance, omal nie przypłacając tego życiem, gdy ta próbowała go zabić w imię swojej ślepej wiary w prawa natury. To miejsce ma w sobie coś, jakąś fascynującą pierwotną moc, którą pragnie zgłębić wraz ze zgłębianiem historii tego miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz