12 kwietnia 2023

If clarity's in death, then why won't this die?

Biała Dama Edwina Redwyne czarownica duch 1808—1830

Nie chciała, aby cierpieli z jej powodu, dopóki rozczarowująco szybko się z tym pogodzili. Patrzyła, jak stawiali jej pomnik i wspominali jej imię coraz mniej i mniej z upływem czasu. Patrzyła, jak wszyscy, których kochała, odchodzili jeden po drugim, aż umarła ostatnia osoba, która kiedykolwiek ją znała. Wkrótce nie było nikogo, kto by o niej pamiętał. Patrzyła, jak wszystko wokół niej się zmienia, podczas gdy ona utknęła w miejscu. Na tyle długo, aż przestała być sobą. Edwina Redwyne umarła więcej niż raz. Była portretem w zakurzonym korytarzu, atramentem na pożółkłym pergaminie, datą wykutą w omszałym kamieniu. Była Białą Damą.

Mówią, że nikomu nie odpowiada, że jej szloch miesza się z szelestem liści, że fale niosą jej krzyk. Mówią, że widywana jest w oknach rezydencji Redwyne, że przemyka między światłem ulicznych latarni, że błąka się po klifach. Mówią, że była wielką dziedziczką, prostą służką, uliczną dziwką. Mówią, że zabójcą był jej narzeczony, mąż, kochanek. Mówią, że zrobił to z zazdrości, chciwości, ze zwykłego szaleństwa. Mówią, że kolor jej włosów jest rdzawy w miejscu, w którym uderzyło ostrze siekiery, że rozcięcie na jej szyi wygląda jak rubinowa kolia, że ostrze noża nadal tkwi w jej brzuchu, choć metaforycznie raczej w plecach. Jedno w tych historiach jest pewne. Krew. Krew zawsze jest w nich obecna.

Pamięta ją lepką i ciepłą na dłoniach, które wcześniej gładziły jej twarz z czułością. Pamięta ostatatnie spojrzenie w oczy, które wcześniej patrzyły na nią z adoracją. Pamięta ostatnie słowa wypowiedziane głosem, który wcześniej obiecywał jej wszystko. Wierzyła, że byłby w stanie jej to dać, zanim wszystko jej odebrał.


// Najbardziej nawiedzała chyba mnie, dlatego też w końcu tu jest. Ogłoszenie matrymonialne: ofiara szuka zabójcy :) Marzy nam się, aby nasz pan wciąż chodził po świecie, ze względu na przedawnienie sprawy koniecznie długowieczny. Chętnie też przyjmiemy potomków rodu Redwyne, przyjaciół (lub wrogów) z XIX wieku, a poza tym w ofercie wszelkiego rodzaju nawiedzenia i inne straszenia.
©NC

17 komentarzy:

  1. [Poszalałaś z kartą. Edwina jest niesamowita i jednocześnie tak mi się jej żal zrobiło... przez tych wiele lat, w których nikt jej już nie pamiętał... Oczywiście na wątek dalej się piszę xD]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  2. [Pomysł na postać ducha, jest świetny! Przyznaję, że zanim naszło mnie na stworzenie Roberta myślałem o postaci jakiegoś łowcy duchów, bo uwielbiam takie klimaty. Kartę czytało się świetnie, lubię takie tajemnicze historie, w których plotki mieszają się z prawdą. Naprawdę świetny pomysł! :)
    Życzę dużo weny i jakby c zapraszam do siebie!]

    Robert Gowther

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ojej! Fantastyczny pomysł na postać, a wykonanie jeszcze lepsze! <3 Świetne napisana karta, bardzo oryginalna i ciekawa kreacja! Bardzo lubię wielokrotność opcji, która pozostawia niedopowiedzenia! Na dodatek wygląd karty mega estetyczny dopełnia klimat.
    Udanej zabawy! ]

    Seline

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dzień dobry! Fantastyczny pomysł na postać i świetnie napisana karta. Podpisuję się tu pod moimi przedmówcami - niedopowiedzenia w historii, i to, która z tych opcji jest prawdziwa, są świetne. No i klimat opowieści o duchach także jest świetny.
    Życzę dużo weny i wątków oraz powodzenia z kolejną postacią! W razie chęci zapraszam też do siebie.]

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  5. [Chyba nie napiszę nic, co nie zostałoby już zauważone, ale nie dziwię się, że nawiedzał Cię ten pomysł, bo jest naprawdę niesamowicie klimatyczny. Motyw pamięci z karty też jest naprawdę fantastycznie zagrany i aż chciałoby się wiedzieć, które z opowiadanych o niej historii rzeczywiście są prawdziwe, choć być może po części wszystkie takie są. Życzę wspaniałej zabawy na blogu z drugą postacią i samych świetnych wątków. ]

    Evan Llewellyn

    OdpowiedzUsuń
  6. [Bardzo spóźnione dzień dobry, ale nie potrafiłam przejść koło tej karty obojętnie. Zapewne głównie, dlatego, że sama przez niezwykle króciutką chwilkę zastanawiałam się nad stworzeniem właśnie białej damy, by ostatecznie dojść do wniosku, że znając mnie byłaby to postać aż zanadto ociekająca romantyzmem.

    Swoim zwyczajem życzę wiecznego deszczyku weny oraz samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]


    Charo, Lorcan & Sora

    OdpowiedzUsuń
  7. [To ja tu tak jeszcze oficjalnie podziękuję za miłe słowa i za wszystkie super pomysły. Nawiedzeń już się doczekać nie mogę ;)]

    Shankar

    OdpowiedzUsuń
  8. Wieczór. O tej porze nad jeziorem zwykle panuje przyjemny spokój. Delikatna wieczorna mgła unosi się nad taflą wody. W powietrzu można się wyczuć chłód i subtelną nienamacalną energię, która wypełnia całe Woodwick, a jednak mimo to najlepiej wyczuwalna jest w miejscach takich jak to – z dala od gwaru miasteczka i zamieszkujących go żywych istot.
    Okolica jest dziwnie, nienaturalnie wręcz cicha, choć Shankar nie jest pewien czy jest to rzeczywiste zjawisko, czy raczej iluzja, której ulegał z powodu swojego nieprzystosowanego słuchu. Dźwięki takie jak łagodny szelest liści, szum wiatru czy inne odgłosy natury w jego odczuciu zawsze zlewały się z martwą ciszą zwodząc najsłabszy z jego zmysłów. Dlatego przez dłuższą chwilę mężczyzna tkwi w absolutnym bezruchu chłonąc otoczenie pozostałymi zmysłami. Wdycha zapachy przez lekko uchylone usta i smakuje je swoim językiem. Gadzie oczy z uwagą wpatrują się w otoczenie, które także wydaje się tkwić w absolutnym bezruchu. Choć wszystko wydaje się tak absolutnie spokojne, Shankar czuje wyraźnie, że coś jest nie tak. Coś nienamacalnego i wręcz eterycznego unosiło się w powietrzu, wpływało na energię otoczenia i w pewien sposób oddziaływało na niego samego. Gdyby miał porównać do czegoś to uczucie, określiłby to jako wrażenie, że ktoś się w niego wpatruje, obserwuje z ukrycia i czeka na stosowny moment, by się zbliżyć. Było to jednak tylko uczucie, nie znajdujące żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
    Wzdycha cicho i przerywa czujny bezruch. Od dłuższego czasu w Woodwick nie działo się najlepiej. Dziwne zjawiska i miraże, tajemnicze śmierci i widmowa posiadłość… A do tego wszystkiego układ gwiazd wydawał się kompletnie nie pasować do jakichkolwiek obliczeń. Pewnie dlatego każda zmiana energii, każdy drobiazg – ruch, zapach, smak – budzą jego wzmożoną czujność. Może to dobrze, że zwracał na to uwagę… A może powoli popadał w paranoję.
    Rzuca płaszcz i torbę z rzeczami, po czym udaje się wprost do łazienki, by odświeżyć się po całym dniu poza domem i przebrać w coś wygodniejszego. Pozwala swoim myślom płynąć bez celu, bez zastanawiania się nad panującą wokół domu aurą. Dopiero, gdy ma już opuścić łazienkę zatrzymuje się gwałtownie czując nagłą zmianę temperatury. W gorącym i dusznym pomieszczeniu nagły chłód wydaje się jeszcze bardziej przeszywający. Przez krótką chwilę wydaje mu się, że dostrzega nawet lodowaty ślad gdzieś na ścianie i drzwiach, ale obraz jest zbyt niewyraźny.
    – Jesteś tu? – Jego słowa wyprzedzają zdrowy rozsądek, który karci go za tą reakcję, za dopatrywanie się nawiedzenia w każdym chłodzie, w każdym przeciągu zatrzaskującym drzwi lub okna, w każdej zmianie w położeniu przedmiotów.
    Nie. Nie ma jej i nie będzie. A on musi w końcu przestać dopatrywać się wszędzie duchów.
    Wychodzi z łazienki odruchowo rozglądając się jakby spodziewał się kogoś zobaczyć, choć przecież wie, że to niemożliwe. Z każdym rokiem Shankar powtarza sobie, że tym razem to już koniec. Po dwustu latach niedopowiedzeń i wciąż niewyjaśnionych spraw, ciągłych rozstań i powrotów, dziwnych rytuałów i nieudanych prób zrobienia czegokolwiek, chyba powoli przyszedł czas, by pogodzić się z przeszłością.
    Ona już nie wróci. Odeszła, znalazła sposób na to, by uwolnić się z więzów trzymających ją w tym świecie… Albo po prostu znalazła dość siły, by uwolnić się z więzów trzymających ją blisko niego.
    Jakakolwiek była prawda minęło dwadzieścia lat. Wystarczająco długo, by przestać szukać duchów.
    Z pewną rezygnacją i złością na samego siebie, Shankar udaje się do swojej pracowni. W tej chwili z całego serca potrzebuje zająć czymś głowę, skupić myśli na czymś innym. Na życiu. Na tym świecie i tym co tu i teraz, nie na przeszłości i duchach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siada na podłodze rozkładając dookoła tablice astrologiczne i notatki z najnowszych obserwacji nieba nad Woodwick. Przez chwilę studiuje sporządzone przez siebie wykresy i porównuje je z notatkami, szukając czegoś co się nie zgadza, ale… Nie potrafi się skupić. Symbole wydają się rozmazywać, a litery drgać, przez co nie jest w stanie niczego odczytać. Energia w pokoju wyraźnie się zmienia. Czuje chłód i gęsią skórkę na karku. Znajome uczucie bycia obserwowanym. Kiedy jednak odwraca się za siebie nikogo nie dostrzega, choć całym sobą czuł, że kiedy to zrobi, kiedy tylko spojrzy w tamtą stronę ujrzy znajomą twarz.
      Albo zaczynał wariować albo ulegał jakiejś dziwacznej iluzji. Albo…
      Znajome pulsowanie w skroniach wyraźnie i namacalnie mówi mu, że to nie była iluzja. Iluzji przecież nie dało się odczuwać w żaden sposób fizycznie.
      – Pamiętasz jeszcze jak korzystać z mojej energii? – pyta w przestrzeń, gdy zdaje sobie sprawę z tego jak zmienia się jego własna aura, jakby coś znajdującego się w pobliżu czerpało z niego moc jak ze źródła.
      Wie już co, a raczej kogo, za chwile zobaczy i nie jest pewien czy w ogóle tego chce. Czy jest w stanie spojrzeć jej w oczy po tym wszystkim. Po kolejnym głupim nieporozumieniu i dwudziestu latach ciszy. Po tym jak wiele razy odrzucał własną dumę na tyle by wyciągnąć do niej rękę jako pierwszy, po tym jak na tak wiele sposobów próbował ją do siebie przywołać lub w jakiś sposób się z nią porozumieć. Wyjaśnić, że wcale nie zamierzał siłą „przywiązywać” jej do siebie i ograniczać jej wolności, że po prostu uznał, że tak będzie łatwiej, że wykorzystując jego energię nie skrzywdzi nikogo i łatwiej będzie mu nauczyć ją wszystkiego. Ale oczywiście nie chciała słuchać. Albo w jakiś inny sposób się odcięła.
      Shankar dostrzega niewyraźny kształt majaczący w półmroku i odruchowo odwraca wzrok. Kupuje sobie więcej czasu, by znaleźć siłę na to, by na nią spojrzeć. Czasem chciał wymazać wspomnienie jej twarzy ze swojej pamięci, choć nie potrafił. Wciąż we wspomnieniach i snach widział ją jak żywą… Swoją Edwinę. Jej piękne duże oczy i pełne szczerej miłości spojrzenie. Równie żywe i wyraźne jak wspomnienie tego w jaki sposób te oczy wpatrywały się w niego w ostatniej chwili, tuż przed tym jak ich blask bezpowrotnie zgasł. Od tamtej pory nic już nie było takie samo.
      Znów pochyla się nad astrologicznymi tablicami i notatkami. Zbiera je i porządkuje, choć robi to całkowicie mechanicznie i bezmyślnie, byle tylko zająć czymś ręce. Byle nie patrzeć w stronę postaci, która pojawiła się obok niego.
      Może jeszcze dziesięć lat temu spojrzałby na nią pewnie i zarzucił ją pretensjami, że milczała tak długo. Zwykle tracili kontakt na kilka lat, które były dla nich porównywalne raczej do ludzkich tygodni. Teraz… Przypominało to raczej milczenie ciągnące się parę miesięcy. Na tyle zauważalne, by w sercu Shankara pojawiło się rozgoryczenie. Pierwszy raz od tych dwustu lat na poważnie rozważał ruszenie dalej ze swoim życiem. I pewnie w końcu by mu się to udało, gdyby nie ona.
      Co miał jej powiedzieć? Wszystko już jej wyznał, gdy próbował się z nią kontaktować. Poza tym to co stało się dwadzieścia lat temu już i tak nie miało znaczenia. Bardziej niż jej ówczesna reakcja liczyło się jej milczenie… I to, że pojawiła się tu teraz, tak po prostu.

      Usuń
    2. – Masz mi coś do powiedzenia priya? – Gdy w końcu znajduje w sobie dość siły, by się odezwać jego głos brzmi dość oschle. Pierwszy raz wypowiada też to czułe określenie w sposób tak jadowity, że niemal czuje z tego powodu wyrzuty sumienia. Niemal, bo gdy podnosi się z podłogi, by odłożyć swoje przybory i notatki, i spogląda na znajomą eteryczną postać Edwiny czuje, że coś w nim pęka. Cała tłumiona złość i żal na nowo zalewają jego umysł, sączą w jego serce bolesną truciznę. A jednak wśród całej tej złości i żalu, gdzieś głęboko w sercu tli się nadzieja, że może zaraz usłyszy od niej jakieś wyjaśnienie, że wcale nie zniknęła z powodu tamtego głupiego nieporozumienia, że wydarzyło się coś złego, na co nie miała wpływu i przez te wszystkie lata szukała sposobu, by jakoś się skontaktować, że czuła się źle, że rozstali się w takich okolicznościach. Głupia naiwna nadzieja, która już zbyt wiele przynosiła mu kolejne bolesne rozczarowania, których mógł sobie oszczędzić.

      Shankar

      Usuń
  9. [Hej, Edwina! :) Dziękuję za miłe powitanie - jako, że oboje mają wspólne "korzenie", to rzeczywiście mamy dobra podstawę do przyjaźni. Nie mam nic przeciwko temu, żeby na rzecz wątku stworzyć legendę z Białą Damą i Czarnym Psem. Można nawet trochę namieszać i założyć, że znają się już długo, ale tak naprawdę nigdy ze sobą nie rozmawiali... mają jednak tendencję do szukania tego samego miejsca pocieszenia? Więc zwykle siedzą gdzieś w milczeniu... może kiedyś nareszcie się do siebie po latach odezwą. Nie wiem tylko na ile zgrywa się to z Twoją historią, mój Pan jest w Woodwick od około ośmiu lat. Natomiast, mimo że mam chęć coś między nimi relacyjnie pokombinować, to z wątkiem musiałybyśmy chwilkę poczekać, bo na razie mam tyle rozpoczętych gier (poza blogiem gram jeszcze na forum), że z większą ilością wątków nie dam rady. Mam nadzieję jednak, że obie będziemy tu na tyle długo, żeby jeszcze mieć okazję zagrać.]

    John Crane

    OdpowiedzUsuń
  10. Pełen rozgoryczenia uśmiech jest pierwszą, najbardziej szczerą odpowiedzią na jej słowa. Naiwna i głupia nadzieja w ułamku sekundy rozsypuje się niczym pył na wietrze, a on wciąż nie jest w stanie w pełni się jej pozbyć, zawsze podświadomie pragnąc wierzyć, że choć raz cokolwiek między nimi mogłoby być proste i pozbawione goryczy.
    Przyglądając się jej twarzy, łagodnemu uśmiechowi i czujnemu spojrzeniu, rozumie, że ona także usiłuje ukrywać swoje uczucia. O ile byli w stanie w ogóle cokolwiek przed sobą ukrywać, znając zbyt dobrze każde swoje spojrzenie, każdy uśmiech czy grymas. Czy w ogóle był sens jeszcze cokolwiek udawać? Chyba robili to już tylko dla własnego komfortu i złudnego poczucia kontroli nad sytuacją i rozmową, której żadne z nich tak naprawdę nie chciało.
    – A czy to ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie? – odpowiada pytaniem na pytanie.
    Powrót do wydarzeń sprzed dwudziestu lat wydaje się teraz pozbawiony sensu. Słowa Edwiny dobitnie zdradzały, że wiedziała o jego próbie kontaktu, słyszała każde jego słowo kierowane w przestrzeń, gdy wyjaśniał jej swoją motywację. Powiedział wszystko co miał do powiedzenia. Jeśli potrzebowała dwudziestu lat by to przemyśleć lub w jakiś dziwaczny sposób odegrać się za głupie nieporozumienie, to chyba tym bardziej nie było sensu do tego wracać. Zwłaszcza teraz, gdy o wiele bardziej obchodziło go to, jak zraniła go swoim odejściem i milczeniem, by zadać ostateczny cios i wrócić w chwili, w której w końcu spróbował odpuścić.
    Gdyby tylko mógł, pewnie znienawidziłby ją za to. Choć przecież w przeszłości dawała mu o wiele poważniejsze powody do nienawiści, raniła go o wiele bardziej niż po prostu milcząc. Mimo to wciąż ją kochał. I wtedy i teraz. W głupi, całkowicie nieludzki sposób, który nie pozwalał mu się uwolnić i wycofać kiedy jeszcze wszystko mogło potoczyć się inaczej. Co gorsza nawet żałując przeszłości nigdy nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić czy, gdyby tylko wiedział, postąpiłby inaczej.
    Przez moment śledzi ją wzrokiem. Jego oczy wychwytują każdy znajomy ruch jej eterycznej sylwetki. Wciąż piękna, ubrana w suknie z innej epoki, zaklęta w czasie. A jednak tak bardzo inna od dziewczyny, którą pokochał. Czuje jak go okrąża, ale nie ogląda się za siebie. Wie, że ona właśnie tego chciała, by podążał za nią wzrokiem i dawał sobą pogrywać.
    W bezruchu słucha jej słów. Znajomy słodki głos, który jednak zamiast ciepła przynosi mu jedynie chłód i uczucie pustki. Nieprzyjemna gęsia skórka na karku wyraźnie daje mu znać, że Edwina wciąż znajdowała się za nim. Blisko, zbyt blisko.
    Jej obecność budzi wiele niechcianych wspomnień i tęsknotę za jej dotykiem. Za tym jak zawsze potrafiła go uspokoić, gdy był wzburzony, zdenerwowany czy po prostu smutny. I za tym jak równie intensywnie potrafiła rozbudzić jego zmysły, zmotywować do działania lub utopić w pragnieniach. Wystarczało tak niewiele… Kilka słów wyszeptanych mu do ucha, zapewnień, obietnic lub wyznań. Kilka czułych gestów, gdy go obejmowała, obdarzała pieszczotami i po prostu była obok. Namacalna i żywa, cudownie ciepła, z bijącym szybciej sercem.
    Odrzuca te wspomnienia. Już dawno powinien o nich zapomnieć.
    – Skoro słyszałaś wszystko co mówiłem, to wiesz, że wcale cię o nic nie błagałem. – Zmusza się do stanowczości. Nieważne czego chciała Edwina, nie zamierzał ani się poddać, ani tym bardziej pozwolić sobą manipulować. – Po prostu byłem gotów zrezygnować z własnej dumy, by wyjaśnić nasze nieporozumienie. Powiedziałem wszystko, a ty wysłuchałaś tego bez odpowiedzi. Sądzisz, że to ja mam mieć ci teraz cokolwiek do powiedzenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złość bierze górę i odwraca się w stronę eterycznej postaci.
      – Jeśli chcesz rozmawiać o przeszłości to możemy zacząć od tego czemu zniknęłaś, nie odpowiadałaś na moje wyjaśnienia i nie odzywałaś się dwadzieścia lat. – Tłumiona złość i rozgoryczenie przedzierają się przez chłodną maskę zdradzając, że jednak go to bolało. – Albo możesz od razu wyjaśnić mi czemu nagle zdecydowałaś się wrócić. Boisz się, że o tobie zapomniałem i zacząłem żyć dalej? Może boli cię, że nie chciałem się poniżać i zamiast dalej próbować porozmawiać po prostu odpuściłem?
      Pełen rozgoryczenia uśmiech znów zdradza jego myśli i uczucia, które wolał pozostawić tylko dla siebie. Powoli się poddaje i już nawet nie stara się udawać, że to wszystko jest mu obojętne. Jeśli nie może nic nie czuć, to woli czuć złość i gorycz, niż pozwolić sobie na ból, a zwłaszcza ten rodzaj bólu, który tylko ona potrafiła mu zadać.
      – A może to wszystko nie ma już znaczenia i powiesz mi czego ode mnie chcesz… Bo nie uwierzę, że przyszłaś tu nagle specjalnie dla mnie. – Jego słowa są ostre. Stara się ją od siebie odepchnąć, choć w głębi serca chce by zaprzeczyła, by rzeczywiście nagle po tych wszystkich latach stwierdziła, że jej milczenie było niewłaściwe i krzywdzące, by szczerze żałowała i zjawiła się tu, aby to wszystko naprawić. Pewnie, mimo całej swojej złości i żalu, znów głupio by jej wybaczył. Wszystko byle znów mieć ją blisko siebie i poczuć namiastkę życia razem. Namiastkę szczęścia, którą w tym obcym świecie umiał odnaleźć tylko przy niej.

      Shankar

      Usuń
  11. Z zaskoczeniem przyjmuje jej odpowiedź. Z jednej strony ma chęć wyrzucić jej, że przecież nie powinna się tym przejmować. Sama chciała by był samotny, by żył właśnie takim, a nie innym życiem próbując jakoś pogodzić ciągłe rozdarcie pomiędzy światem żywych, a umarłych. Z drugiej strony ma ochotę jedynie się roześmiać i zapytać ją w jaki sposób miał nie być samotny. Jego życie ciągnęło się przez tysiąclecia. Podczas, gdy ludzie odliczali upływ czasu cyklami roku, postrzegali swój wiek urodzinami, tacy jak on żyli w stuletnich cyklach, licząc swój wiek raczej tym ile razy zrzucali skórę oszukując zgubny upływ czasu. Jak miał nie być samotny żyjąc wśród istot tak kruchych i słabych, które w mgnieniu oka przemierzały całe swoje życie w czasie krótszym niż te banalne sto lat?
    Zamiast tych słów jedynie uśmiecha się z powątpiewaniem.
    – I dlatego wróciłaś? Dla mnie? – Ta perspektywa wydaje mu się tak nierealna, że musiałby być beznadziejnie głupi, by w nią wierzyć. Choć jednocześnie chciałby, by tak właśnie było. Aby oboje w końcu spróbowali odłożyć na bok nieporozumienia. Przy odrobinie wysiłku mogliby być szczęśliwi.
    Edwina miała rację, właśnie tego chciał. Od samego początku chciał dla nich wspólnej wieczności. Może na początku inaczej to sobie wyobrażał wierząc, że będzie w stanie zwrócić jej życie i nie skaże jej na nieśmiertelność w oderwaniu od czegokolwiek namacalnego. Ale nawet teraz to wszystko nie musiało się tak kończyć. Wciąż gotów był zrobić wszystko, by znów mogła doświadczać i być tak żywa, jak to tylko możliwe. Gdyby tylko w końcu przy nim została, gdyby tylko mu zaufała.
    Podchodzi powoli w stronę łóżka, podążając za nią i wkraczając w ten sposób pułapkę, którą na niego zastawiała. Nie przeszkadza mu to jednak. Ona chciała by na nią patrzył, on chciał patrzeć. Nawet jeśli obrazy, które mu pokazywała miały grać na jego emocjach, nie chciał odwracać wzroku od jej pięknej twarzy, która przez chwilę wygląda niemal jak żywa, od burzy falujących włosów, które tak lubił dotykać, od jej zgrabnego ciała, które znał niemal na pamięć. Patrzy jak Edwina się zmienia, jak elegancka suknia ustępuje miejsca zwiewnej halce. Znów gra na jego wspomnieniach, przypomina mu wszystkie chwile, które spędzali w tajemnicy, kiedy mógł ją dotykać i smakować. Po dwustu latach wspomnienie jej dotyku, zapachu jej ciała i smaku jej skóry wydają się tak żywe, jakby to wszystko działo się ledwie wczoraj. Tak żywe, że przez dwieście lat nie próbował nawet myśleć o tym, by spojrzeć w ten sposób na jakąkolwiek inną kobietę.
    Patrząc na Edwinę teraz wiele by dał, by znów poczuć jej dotyk. By znów móc trzymać ją w ramionach, by znów z uwielbieniem dotykać jej ciało, szeptać jej wyznania o swoim uczuciu, nazywać ją „priya” i oddawać się z nią chwili zapomnienia. Miłości… Przez krótką chwilę nawet rozważa czy gdyby poświęcił więcej energii czy byłby w stanie zapewnić jej formę na tyle, by pozwolić sobie choćby na jeden pocałunek. Zanim jednak pozwala tej myśli zadomowić się w swojej głowie, wszystko zmienia się w ułamku sekundy.
    Słodkie wspomnienia drastycznie zmieniają się w tą jedną z najgorszych chwil. Shankar wpatruje się teraz w scenę zbrodni przeniesioną do jego małego zacisznego domku. Tak upiorną, makabryczną i żywą, a jednak tak nierealną. Jego twarz pozostaje niewzruszona, przyjmuje wszystko co chciała mu pokazać, każde słowo, które wypowiada.
    – Nie, nie jestem – przyznaje. Nie stara się już udawać, ani budować sztucznych murów. – Tęskniłem. Zawsze tęsknię, gdy znikasz i zapewne tęskniłbym nawet wtedy, gdyby nasze ścieżki ostatecznie się rozeszły. – Okrywa przed nią karty, choć nie poddaje się. Nie chce by sądziła, że kilkoma wspomnieniami czy grą na wyrzutach sumienia jest w stanie go złamać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo to uśmiecha się słysząc jej obietnicę. Słodkie słowa kontrastują z makabryczną scenerią, a wyznanie przypomina raczej upiorną klątwę. I choć powinien się tego obawiać, choć rozum podpowiadał mu, że powinien się wycofać, on robi raczej krok w stronę przepaści. Z całego serca pragnie, by stała się jego przekleństwem, by podążyła za nim na koniec świata i nawiedzała go przez całą wieczność.
      Unosi dłoń w stronę jej umazanych krwią palców i rany na piersi, śladu po zabójczym ciosie prosto w serce. Nawet jeśli nie jest w stanie jej dotknąć chce poczuć cokolwiek, choćby tylko boleśnie lodowatą pustkę.
      – Po co mi to pokazujesz? – Patrzy wprost w jej oczy, w których malują się teraz zupełnie inne emocje niż tamtej makabrycznej nocy, gdy odebrał jej życie. – Chcesz usłyszeć, że żałuję? Tak, Edwino, żałuję – mówi, pewnie patrząc jej w oczy. – Tylko tego, że cię wtedy zraniłem, i że nie udało mi się sprowadzić cię z powrotem. Ale gdybym miał wybierać ponownie, zrobiłbym to samo. Nawet jeśli znów miałbym wbić ci nóż w serce i skazać na taki los, zrobiłbym to ponownie. Nigdy nie dam ci odejść priya… – mówi, także składając jej obietnicę, choć brzmi ona teraz niemal jak groźba. Pragnie, by wiedziała, że on także nie cofnie się przed niczym, by ją przy sobie zatrzymać. Nawet jeśli rozsądek wiele razy już podpowiadał mu, by odpuścić, koniec końców serce zawsze brało i zawsze weźmie górę. Jak dwieście lat temu, gdy wolał ją zabić i uwięzić między światami niż pozwolić jej odejść.

      Shankar

      Usuń
  12. Wpatruje się w jej oczy i obserwuje delikatny uśmiech, w odpowiedzi na jego gest i wyciągniętą w jej kierunku dłoń. Niematerialne ciało zdaje się poddawać nieistniejącemu dotykowi, a jego palce zanurzają się w krwi, gdy przenikają przez jej umazaną we krwi dłoń i dotykają rany na piersi. Słaba energia wypełniająca pomieszczenie wydaje się gęstsza i chłodniejsza w miejscu, w którym znajdowała się Edwina, dając namiastkę realności. Złudzenie, że dotyka jeśli nie jej, to chociaż jej energii.
    Dostrzega w jej oczach tak wiele stłumionych uczuć i ukrytego żalu za to co jej zrobił, jak i za to, że wciąż nie potrafił tego żałować. Ale wie też, że ten żal był kolejnym uwikłaniem trzymającym ich przy sobie. Gdyby szczerze żałował i gdyby ona mu to wszystko przebaczyła łatwiej byłoby jej odejść, a jemu oprzeć się jej obecności i w końcu zacząć żyć swoim życiem. Shankar wie, że nie jest na to gotowy i nie ma pojęcia czy kiedykolwiek będzie.
    – Więc o to ci chodzi? – uśmiecha się zdając sobie sprawę, do czego zmierzała, po co była ta cała gra i pułapka, w którą go wciągała. Mimo wszystko nie potrafi mieć do niej o to żalu. Ma chęć powiedzieć jej, że mogła powiedzieć mu wprost czego oczekuje. Ale nieważne jak bardzo chciałby to przed nią ukryć, podobały mu się jej gierki. Pozwalały mu cokolwiek poczuć, rozpalały wspomnienia, które były dla nich teraz jedyną rzeczą, jakiej nie mogli stracić. Nawet gdy się opierał i buntował, zawsze podświadomie chciał tego wszystkiego.
    Po tym, co i tak zostało już powiedziane, pozwala sobie na parę sekund tęsknoty, w której ulega złudzeniu także zbliżając się w jej stronę. Na tych parę sekund, a może zaledwie ułamków sekund, są tak blisko siebie, że gdyby tylko dane im było poczuć choć namiastkę fizyczności ich usta pewnie spotkałyby się w pełnym tęsknoty pocałunku. Ale to było dla nich nieosiągalne, nie w tej chwili. Dlatego zadowala się jedynie iluzją. Bliskością jej twarzy, gdy może studiować każdą z jej rys, wpatrywać się w jej delikatne, pięknie zarysowane usta i oczy okryte kotarą długich rzęs. Czuje jej energię. Słabą i niewyraźną. Wypełniającą powietrze czymś elektryzującym, gęstym i chłodnym. W chwili, gdy jej twarz znajduje się tak blisko, bierze głębszy oddech, pozwalając sobie posmakować na języku powietrza przepełnionego jej energią. Wyobraża sobie, że tak właśnie smakowałby teraz ich pocałunek, gdyby był możliwy.
    Edwina znów znika, pojawiając się gdzieś dalej, a wraz z nią znika cała chwilowa magia iluzorycznej bliskości. Rozgląda się, by dostrzec gdzie pojawiła się tym razem, po czym bez pośpiechu podchodzi do niej.
    Nagle cała atmosfera napięcia, tłumionych żali i emocji rozpływa się w powietrzu, a on wsłuchuje się w jej słowa zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Jakby nie było 20 lat rozłąki, nagłego powrotu, całej tej emocjonalnej gry. Jakby po prostu minęło parę tygodni, miesięcy czy góra parę lat, a oni powracali do przerwanej ostatnio rozmowy.
    – Od jak dawna? – pyta rzeczowo. Śledzi wzrokiem notatki, które przeglądała Edwina i odruchowo rozkłada niektóre z nich na stole, by łatwiej jej było zobaczyć to, co chciała. – Zauważyłaś to stopniowo, czy może pamiętasz jakiś konkretny moment lub wydarzenie, od którego się zaczęło? – dopytuje.
    Pomimo spokoju i opanowania z jakim podchodzi do tematu w głębi serca czuje niepokój. Strach, że mógłby ją stracić. Strach, że pewnego dnia zniknęłaby tak jak te dwadzieścia lat temu, a on karmiłby się własnym poczuciem krzywdy i urazy, nie wiedząc nawet, że powinien raczej opłakiwać jej odejście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Ostatnio dzieją się dziwne rzeczy… – przyznaje – Staram się to śledzić, byłem nawet w miejscu, gdzie pojawia się widmowa posiadłość, ale to nie to. Energia w Woodwick jest inna. A parę dni temu… – przenosi wzrok na Edwinę, na nowo spoglądając jej w oczy. Waha się jeszcze czy powinien się do tego przyznać, ale ostatecznie nie widzi powodu, by cokolwiek ukrywać. Znała jego sekrety lepiej niż ktokolwiek inny, jeśli chciała go zranić umiała zadać cios, tam gdzie zaboli najbardziej. Ukrywanie drobiazgów, które mogły uratować jej egzystencję nie miało sensu. Kontynuuje więc – ...kiedy medytowałem, by lepiej dostroić się do tej zmienionej energii, straciłem kilka godzin. To było trochę jakbym nagle zapadł w kilkugodzinny trans jak przy hipnozie – wyznaje. Czy to możliwe, że przypadkiem doświadczył zjawiska, które wpływało na nią?
      – Zająłem się astrologią – kontynuuje po chwili milczenia, powracając wzrokiem do rozłożonych notatek – Porównuję układ planet i gwiazd z epizodami zmian energii w przeszłości, ale mam wrażenie, że coś tu jest nie tak. Nie wiem jeszcze co, ale muszę to rozgryźć. Sabat obiecał mi też dostęp do ich ksiąg opisujących dokładnie zjawiska sprzed trzystu lat, poprzedzających tamtą katastrofę. Może przy okazji poszukamy czegoś więcej w ich księgach? – zdaje sobie sprawę, że jej pomoc może być nieoceniona. Nawet jeśli przez te dwieście lat dość dobrze zrozumiał miejscową magię i sztuki tajemne, wciąż jednak był tu obcy. Był odległą istotą, która nauczyła się i przystosowała do nowego miejsca, dostroiła się do tej energii i chłonęła wiedzę. Ale mimo wszystko to Edwina była dziedziczką Sabatu Redwyne, dziedziczką starego i potężnego rodu czarodziejów, związanych z tą ziemią i jej mocą. Być może, gdyby żyła, byłaby dzięki niemu najpotężniejszą istniejącą czarownicą. Uzupełniali się i razem byli w stanie osiągnąć wszystko; i to nawet teraz, po jej śmierci, gdy było im znacznie trudniej działać.

      Shankar

      Usuń