19 maja 2023

It was night in the lonesome October
⁠Of my most immemorial year

ur. 31.X.1980, Woodwick - zm. 18.III.2023, Woodwick — Nekromanta — Pochodzący ze starego rodu Blackwoodów, znanych ze swoich badań naukowych nad śmiercią, nieśmiertelnością oraz sztuką nekromancji — Syn wybitnego transplantologa Victora Blackwooda i jego żony Elisabeth, będącej podobno banshee — Wiekowa posiadłość nieopodal starego cmentarza — Z wykształcenia patolog, specjalizujący się w patomorfologii i medycynie sądowej — Obecnie miejscowy koroner i tanatopraktor, prowadzący wraz z żoną własny zakład pogrzebowy Blackwood Funeral Home — Mąż Asterii Blackwood, którą przywrócił do życia i nauczył sztuki nekromancji — Ożywiony przez swoją żonę, po jednym ze swoich nieudanych eksperymentów
Edgar Kieran Blackwood
Śmierć towarzyszyła mu od pierwszych chwil istnienia. Gdy po pełnym komplikacji porodzie jego matka wydała na świat bliźnięta, tylko jemu lekarze byli w stanie zwrócić oddech. Mimo to jakaś cząstka jego duszy pozostała po drugiej stronie, łącząc go ze światem umarłych, tak jak niewidzialna nić łączyła go z duszą jego martwej siostry – Virginii – która wciąż była blisko niego. Dorastała wraz z nim, wspierała i rozumiała, gdy inni nie rozumieli.

Może dlatego od zawsze wolał towarzystwo umarłych? Stary cmentarz nieopodal rodzinnej posiadłości, rodowa krypta, duchy przeszłości, szepty skryte w szumie jesiennych liści, dźwięk pazurów dobiegający z głębi ścian i ogłuszające bicie serca gdzieś pod podłogą. To był jego świat – świat mrocznych sekretów i rodzinnych tajemnic; świat samotności, w którym jedynym towarzyszem był jednooki czarny kot i widmo ukochanej siostry, której nie dane mu było nigdy poznać.

Nie uciekał od śmierci, podążając drogą szanowanych przodków oddał się medycynie i zgłębianiu sekretów umarłych. I samej śmierci, rzeczywistości gdzieś poza, w której spędził pierwsze kilka sekund swojego życia. Być może to by mu wystarczyło, gdyby śmierć nie odebrała mu wyczekiwanego tak długo młodszego brata. Kto nigdy tego nie doświadczył, ten nigdy nie pojmie, jak kusząca potrafi być nauka. W swej obsesji zatracił gdzieś granicę między nauką, a zakazaną wiedzą. Gdy rzucił się w zgłębianie tajemnic nekromancji powtarzał sobie, że kieruje nim tylko ciekawość naukowca; że pragnie odkryć wiedzę ukrytą między mrocznymi wersami rytuałów. A potem nie było już odwrotu

Łącząc naukę z zakazaną wiedzą zaczął prowadzić swoje dziwaczne i nie mające zbyt wiele wspólnego z nauką eksperymenty. Aż pewnego dnia – gdy zapomniał na chwilę o zasadach i rozsądku; gdy poddał się szalejącym emocjom i egoistycznemu pragnieniu, by zbuntować się przeciwko nieuchronności śmierci – osiągnął swój cel. Mawiają, że nie ma nic piękniejszego niż śmierć pięknej kobiety. Ale o wiele piękniejsze jest zwrócenie życia, wydarcie ze szponów śmierci cząstkę odebranego światu piękna i zachowanie go w czasie na wieczność. Tak właśnie stworzył ją, Asterię, swoje opus magnum, swój ideał.

Dziś znów żyje w swoim świecie. W mrocznym śnie, który sam stworzył. Przemierza korytarze starej nawiedzonej posiadłości, w której słychać echa przeszłości. Żałobnych pieśni, szeptów zjaw i pieśni kruków. Odnalazł nieśmiertelność w ramionach śmierci, tak jak odnalazł szczęście i miłość w ramionach martwej ukochanej, której nie pozwolił i nigdy nie pozwoli odejść. Z dumą nosi bliznę, którą podarowała mu istota, która pchnęła go ku nieśmiertelności.
Witam z moim drugim (po)tworkiem! I dziękuję serdecznie kochanej Meow za ten wybuch weny, dzieki któremu powstał ten czubek ❤. Kartę sponsoruje klasyka literatury gotyckiej, dużo easter eggów, mistrz Edgar Allan Poe i "Ulalume", Mery Shelley "Frankenstein" oraz uroczy Mads Mikkelsen. Przygarnę wszelkiej maści wątki i powiązania im bardziej skomplikowane, psychologiczne i emocjonalne tym lepiej.
Kontakt: laplaceademon@gmail.com

46 komentarzy:

  1. [Mi też nie jest przykro... :> Cieszę się, że Edgar powstał i to jeszcze JAK powstał! Cudowny jest! ❤
    Zachwycam się wszystkim: od wybranego wizerunku, po opis mężusia, aż do przedstawienia rodu Blackwoodów... nie mogłabym sobie ich lepiej wyobrazić! :D
    Obiecujemy Was męczyć, kochać i rzucać papierami rozwodowymi co najmniej raz w tygodniu (choć tak naprawdę wcale nie chcemy się rozwodzić...) :>]

    kochająca żonka ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie bywało naprawdę przewrotne, złe i okrutne; przybierało formę monstrum, chcącego zatopić żółte, ostre zęby w świeże mięso, a potem je rozszarpać, przeżuć, połknąć. Jednak jej osobiste monstrum wcale nie miało żółtych, ostrych zębów, ale było przewrotne i okrutne – doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie mogłaby jednak nazwać swojego męża po prostu kimś złym. Edgar był o wiele bardziej skomplikowany. Bardziej mroczny niż proste, dążące do jednego zło – zło, które dało się zamknąć w ramach, jakoś określić, dostrzec jego cień, nie, bo jej ukochany mąż – który otaczał się pewną elektrycznością i ostrą mądrością – mimowolnie kojarzył jej się z czymś o wiele gorszym i słodszym. Nie krył się w ciemnościach, a był mrokiem – był tym, czego jako mała dziewczynka się bała, przed czym drżała i chowała głowę pod kołdrę.
    Teraz wie, że gdy oswoi się mrok, ten nie jest już tak straszny. Ale uprawiając danse macabre, wcale nie czuje się równa jego oczom, jego dłoniom, jego duszy – czasem wydaje jej się, że Edgar mimowolnie zamyka ją w kręgu i każe patrzeć, jak trupie ciała kołyszą się wokół, a ona, tak inna, tak odległa, jest poza tym wszystkim. Działo stwórcy. Fantazja ambitnego, zbyt ambitnego nekromanty.
    Wiele razy zarzucała mu egoizm; to, że potraktował ją jak jeden ze swoich eksperymentów – że wyrwał jej duszę Hadesowi, wyłowił ze Styksu i z powrotem zwrócił zimnemu, skostniałemu ciału, które niedługo zaczęłoby gnić. W jakiś chory sposób zachwyca się jednak jego sztuką – tym, że był w stanie to zrobić tak idealnie, tak miękko, tak perfekcyjnie.
    Obserwuje swoją twarz w wielkim, misternie wykonanym lustrze, siedząc przed toaletką w jedwabnym szlafroku, który niedbale związała po gorącej kąpieli. Posyła sobie wnikliwe spojrzenie – tęczówki, które kiedyś były zielone, nieco wyblakły i są bardziej srebrnoszare, choć z widoczną stróżką czegoś soczystego i żywego. Są teraz większe, piękniejsze, gdy światło nisko zawieszonego, kryształowego żyrandolu dosięga jej bladej i małej twarzy – pociąga główką pędzla jasny cień po powiece, a potem podkręca rzęsy i tuszuje je. Sięga po szminkę, odkręca opakowanie i podkreśla usta burgundem. Cmoka krótko, odwracając głowę do jednej ze służek i uśmiecha się krótko, dość chłodno.
    Ożywieniec prostuje się, a jego twarz przypomina beznamiętną maskę – kobieta ma bliznę ciągnącą się od żuchwy aż do prawego policzka, a jej ciało nieco przechyla się w lewo. Trzyma się jednak i tężeje pod spojrzeniem Blackwood, podając Asterii przyszykowaną wcześniej suknię.
    Asteria przygląda się ożywieńcowi, który jest w rezydencji Blackwoodów dłużej od niej – trup nie jest zbyt wygadany i raczej posłusznie wykonuje wszystkie polecenia, nigdy nie buntując się przed zadaniem, które dostawał. Gdy obudziła się w podziemiach, naga, samotna, boleśnie wykrzywiona, przypominająca sobie wypadek samochodowy i cały ten chaos, aż w końcu własną śmierć, pewnie była podobna do ożywieńca, który stał teraz naprzeciwko niej. Czym więc różniła się od tej kobiety? Błyskotliwością? Intelektem? A może tylko tym, że Edgar chciał, aby była… inna. Bardziej ludzka. Żeby była uosobieniem jego starań, jego ambicji i pychy – aby patrząc w jej stronę, czuł dumę. Dumę, że zwrócił jej życie, że dokonał niemożliwego, ofiarując jej również emocje, uczucia, zachowując wspomnienia, pozwalając pamiętać, kim jest. Wciąż więc była sobą. Choć czuła się nieludzka, martwa, a jednocześnie tak żywa i ciepła.
    Ubiera obcisłą suknię z czarnego weluru, która dopasowuje się do małego, szczupłego i jasnego ciała. Tym razem nie próbuje zasłonić dekoltu, a eksponuje każdy z wystających obojczyków, w tym również rozległą bliznę po sekcji zwłok, którą jej zrobiono.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubiła ten ślad – ślad układający się w literkę Y, znaczący nieskazitelną skórę. Oprócz tego miała jeszcze ledwo widoczną bliznę przy szyi i kilka większych, ale już jasnych, które ciągnęły się od łopatek w dół. Najbardziej znienawidzoną częścią jej ciała była lewa noga – inna od prawej. Inna, bo nie należała do niej – była czymś obcym; czymś, co nigdy nie należało do niej i przez to Asteria miała wrażenie, że nie kontroluje kończyny w swobodny i delikatny sposób, zupełnie jakby obce ciało buntowało się przed rozkazami nerwów, buntowało się przed sygnałem neuronów.
      Służąca pomaga jej założyć złotą kolię z rubinami, którą kiedyś podarował jej Edgar, a potem spryskuje odsłoniętą szyję mieszanką zapachów: granat, aster i czarna orchidea. Wsuwa stopy w wysokie obcasy i prostuje się, zawijając kosmyk ciemnych włosów za ucho.
      Rozległa, nowoczesna kuchnia, połączona z jadalnią mocnym, ozdobionym w ornamenty i kilka płaskorzeźb łukiem, skupiała w sobie dwa kolory: czerń i biel. Nie było tutaj niczego kiczowatego i niepasującego do reszty. W całej rezydencji panował śmiały gotyk: królował szereg szpiczastych łuków i sklepień żebrowych przenoszących ciężar na przypory. Ściany wydawały się o wiele wyższe, a przez to okna były duże, podobnie jak fasady. Mury ozdobiono misternymi rzeźbami i dodatkami. W rezydencji wykorzystano głównie paloną cegłę oraz kamień, co wzbudzało zachwyt – zamczysko było idealnym przykładem budownictwa, które onieśmielało. Uwielbiała wielobarwne witraże, motyw natury – kwiatów i roślin. Posesję ozdabiały również gargulce, kamienne rzeźby i antyczne zbroje oraz artefakty.
      Asteria nie gotowała zbyt często, pochłonięta pracą i poświęcona rodzinnemu biznesowi, rzadko miała czas, aby faktycznie oddać się temu, co powinna robić żona: gotować, prać, zajmować się domem. To wszystko spoczywało w rękach lojalnej służby.
      Tym razem było jednak inaczej.
      Rocznicowa kolacja nie tylko została przez nią zaplanowana, ale także ugotowana. Z dbałością ozdobiła potężny stół, wybierając czarny obrus i zastawę o złotych, misternych zdobieniach: głębszy talerz, żeby zjeść zupę, dla męża irlandzka zupa ziemniaczana – dla siebie czernina z ludzkiej krwi, inny po to, aby posmakować dania głównego – dla męża sunday roast na wołowinie, a dla siebie płuca i polędwica po burgundzku, a na deser lava cake, przyozdobiony malinami i posypany cukrem pudrem. Do tego odpowiednio dobrane szkło: kieliszek do wody i czerwonego wina, które wybrała z ukrytej przed słońcem winnicy. Trunek był z 2018 roku – wybrała tę butelkę ze względu na rok. To właśnie wtedy została żoną Edgara Kierana Blackwooda, godząc związać się z diabłem, ze swoim stwórcą i mistrzem, który bezczelnie wyciągnął do niej swoje ręce.
      Edgar się spóźniał już co najmniej godzinę. Przez pierwsze kilka minut próbowała sobie wytłumaczyć, że być może został przez kogoś dłużej zatrzymany i że poświęcił się pracy jak zwykle, jednak to wcale niczego nie usprawiedliwiało. Omiotła spojrzeniem przygotowaną kolację i przechyliła kieliszek, wypijając lampkę wina, którego zdążyła sobie nalać.

      Usuń
    2. Kiedy słyszy poruszenie wśród służby i gdy jeden z lokajów wyrwał się, aby odebrać od Edgara płaszcz i walizkę, Asteria nie wstaje. Przerzuca tylko ramię przez oparcie krzesła i wpatruje się w sylwetkę męża, w sylwetkę diabła, który pojawił się w domu godzinę później niż powinien, w dodatku w dzień ich piątej rocznicy ślubu.
      — Kolacja jest już prawie zimna — odzywa się dość obojętnie, chłodno, przechylając delikatnie głowę. Jeden zabłąkany kosmyk włosów ozdabia jej jasne czoło, porcelanowa twarz wykrzywia się nieładnie, a w szarozielonych oczach majaczy cień.
      Odkłada pusty kieliszek i pochyla się nad stołem, żeby zdmuchnąć świecznik – czarne świece zdążyły spalić się do połowy. Dym roztacza się wokół, obijając się o nosy.
      — I już się skończyła — dodaje oschle, odwracając się w stronę męża. Trzyma podbródek wysoko, buntując się i nie łamiąc przed jego spojrzeniem. Nie rusza się jednak i nie wykonuje żadnego dodatkowego ruchu. Po prostu czeka, aż Edgar cokolwiek jej wytłumaczy – że postara się usprawiedliwić swoje spóźnienie. Daje mu szansę, choć to wcale nie oznacza, że dzisiejszy wieczór nie skończy się kłótnią.

      wkurzona pani Blackwood

      Usuń
  3. Przyjmuje jego spojrzenie, dostrzegając w jego oczach to samo, co kryło się od siedmiu lat; odkąd ją stworzył, powołał do życia – zerwał zakazany owoc i ugryzł, nie obawiając się potępienia. Ale nawet ten zachwyt, który obserwuje, nie sprawia, że jej gniew maleje.
    Ubrała się w czarną sukienkę specjalnie dla niego. Obnażyła dekolt, przyozdobiła szyję złotą kolią i rozpuściła włosy – wszystko to było częścią kolacji rocznicowej. W końcu była jej najważniejszym elementem. Stoi więc naprzeciwko niego i zapomina o welurze, który dociska się do jej skóry. Zapomina o odkrytych obojczykach i szyi, a jedynie patrzy w stronę męża, który swoją obecnością przytłacza wszystko inne – odkąd pamięta, Edgar robił to w ten sposób; wchodził gdzieś, a atmosfera gęstniała, powietrze stawało się cięższe, a on skupiał przy sobie wzrok, pochłaniał światło. Być może gdyby zrozumiała to wcześniej i wzięła to do siebie, dzisiaj wszystko wyglądałoby inaczej. Może wciąż byłaby żywa – naprawdę żywa, a nie ożywiona przez męskie ręce, które tego pragnęły. Ożywiona przez ambitnego stwórcę, który w dziwaczny sposób ukochał sobie to, co było w niej martwe.
    Mruży oczy w momencie, kiedy się do niej odzywa – kiedy odzywa się w TEN sposób. Odbiera jego słowa dwuznacznie: prawie zimna kolacja, której smakiem wciąż można się cieszyć. Zupełnie jak prawie zimna żona. To sprawia, że Asteria prycha, mierząc męską sylwetkę starannym i ostrożnym spojrzeniem, chcąc w ten sposób pokazać, że niczego przed nią nie ukryje – że przejrzy każde jego słowo, każdy dźwięk i gest. Wbrew pozorom doskonale zna swojego męża; wie o jego ambicjach, o mrocznych fantazjach i o każdej przekroczonej granicy. Wyczuwa też jego nastrój.
    Nie rusza się, gdy zbliża się do niej – gdy obejmuje jej talię i tylko nieznacznie odsuwa policzek, sygnalizując, że wcale nie chce podobnych pieszczot. Nie w tym momencie. Kładzie dłoń przy jego klatce piersiowej i odpycha od siebie męża, patrząc mu prosto w twarz – zadziera przy tym głowę, bo jest od niego znacznie niższa.
    — Jeśli próbujesz udawać idealnego męża, to powinieneś zacząć od przeprosin — odzywa się bezdusznie, a potem chwyta jego nadgarstek, gdy Edgar odgarnia niesforny kosmyk z jej czoła i przesuwa opuszkami palców po jej skórze. Łapie się jego tęczówek, obserwuje, jak ich kolor zmienia się pod wpływem tańczącego światła – kryształowy żyrandol, ozdobiony w czarne korale i złoto, góruje nad stołem, oświetla jadalnię i delikatnie drży w momencie, w którym kolejno każdy z trzech służących opuszcza pokój.
    Asteria słyszy jedynie oddech męża przy swojej twarzy i to, jak bije jej serce, choć niezbyt wyraźnie, prawie niesłyszalnie. Rytm jego bicia jest dla niej dziwny – serce pozostaje prawie martwe w momencie, w którym Edgar jest daleko, ale przyspiesza i ożywia się, gdy mąż jest tuż obok. Zdradziecko reaguje, pokazując swoją słabość.
    — Trup? Kobieta? — pyta, próbując udawać obojętność, ale w jej głosie pobrzmiewa napięcie.
    Czuje nagłą zazdrość, gdy zaczyna myśleć o tym, że dotykał swoimi dłońmi innego ciała; że pochylał się nad zwłokami obcej kobiety – obawia się, że wtedy Edgar zaczyna myśleć o tym, żeby wrócić do swoich eksperymentów; że wciąż szuka idealnych szczątek, aby móc wręczyć kolejnemu ożywieńcowi pierścionek i zrobić z niego panią Blackwood. Bo co, jeśli nie jest dla niego zbyt wystarczająca? Co, jeśli wierzył w to, że może stworzyć lepszą żonę? Nie była jego pierwszą próbą ożywienia kobiety idealnej – dlaczego więc miałby zrezygnować z dalszych prób?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochyla się do niego i wyciąga szyję, by móc oprzeć usta o jego brodę i wciąż patrząc mu w oczy i uśmiechając się frywolnie, niemal uroczo, obnażając szereg białych zębów, dodaje:
      — Jeśli mnie okłamujesz, zjem twój język, żebyś nie mógł więcej mówić…
      Terytorialnie cmoka jego brodę, żeby wiedział, że to nie żart, a potem jej spojrzenie kieruje się do męskiej szyi, zupełnie jakby chciało wyłapać jakiś czerwony ślad – ust czy rąk, czegokolwiek, co świadczyłoby o jego zdradzie. O tym, że może go zabić. Właśnie tu i teraz.
      Odsuwa się od niego, łapie za butelkę wina i siada przy stole, nalewając alkohol do kieliszka. Zerka w jego stronę, słysząc jego tajemniczy ton, a potem upija łyk cierpkiego trunku, oblizuje dolną wargę językiem i opiera szło o usta, wpatrując się w męża.
      — Jedno moje słowo? — powtarza, smakując sylab i uśmiecha się krótko pod nosem. — Od kiedy jesteś tak hojny? Starzejesz się, mój kochany? — Droczy się z nim, szarpie za wrażliwe struny i obserwuje reakcję.
      Jest jednak dość przekupna i ciekawska. Wie jednak, że żeby otrzymać prezent, powinna powiedzieć o tym wprost; powinna się złamać, wypowiedzieć słowo, to jedno cholerne słowo, które teraz kłuje jej gardło. Dlatego upija kolejny łyk wina i dotyka palcami złotej kolii przy szyi, zupełnie jakby zastanawiała się, czy nie lepiej odejść od stołu i zamknąć się w sypialni. Ostatecznie jednak przypomina sobie o rocznicy ślubu – o tym, że ten wieczór miał wyglądać inaczej.
      Ma ochotę westchnąć, ale powstrzymuje się i odkłada kieliszek, bo zwrócić się do męża:
      — Co dla mnie przyszykowałeś? Chcę to zobaczyć.

      pani Blackwood

      Usuń
  4. Być może nie jest to ani trochę ważne. Być może to tylko jej zazdrość, jej szalejące jak burza emocje, których nie da się poskromić, a mimo to Asteria czuje to wszystko ze zdwojoną siłą i nijak nie może się od tego odciąć, zupełnie jakby ktoś pozwolił jej tonąć w czymś gęstym i czarnym.
    — Ja też byłam tylko zwłokami — rzuca dobitnie w jego stronę, posyłając mężowi stanowcze, stalowe spojrzenie. Jest świadoma tego, że doskonale wiedział, skąd wzięło się jej pytanie i dlaczego czuje się tak niepewnie.
    Ona siedem lat temu też była jedynie zwłokami, jedynie zimnym trupem, który powinien został zakopany – o którym każdy w końcu by zapomniał; który sczerniałby i obróciłby się w proch. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz; teraz, gdy o tym myślała, nie było dla niej większej abstrakcji – nie mogła umrzeć. Jej ciało był silniejsze i znacznie wytrzymalsze, a ból prawie wcale jej nie dotykał. Czasem wydawało jej się, że bardziej jest martwa niż żywa; że daleko jej do ideału, którego poszukiwał Edgar.
    — Ciekawe... — stwierdza krótko, lubiąc słuchać o pracy męża, z którym zawsze konsultowano się w ciężkich, niezrozumiałych przypadkach. Zapewne chodziło o jego profesjonalne podejście, rozległą wiedzę i bezkonkurencyjne umiejętności – doskonale je znała. Miała już okazję z nim współpracować, jednak była tego świadoma jeszcze przed tym wszystkim, gdy spotkali się podczas zajęć w prosektorium jeszcze przed jej oficjalną śmiercią. Wtedy jego dłonie skupiły sobie jej uwagę – idealnie zadbane, miękkie i subtelne. Ręce stwórcy. Ręce boga.
    — Być może. Jednak starzejesz się wyjątkowo dobrze, więc nie muszę jeszcze pić po to, aby znosić twój widok — oznajmia, mrużąc delikatnie oczy. Obserwuje jak mąż sięga po jej kieliszek i jak upija łyk wina; zupełnie jakby tym gestem pokazywał, że jest jego – zupełnie jakby kradł jej pocałunek, dociskając usta do śladu jej warg przy szkle.
    Niezależnie od tego, co robił i co mówił Edgar, świadomość tego, że jest tylko jego, staje się dla Asterii w pewien sposób błogosławieństwem i przekleństwem. Wie, że tak naprawdę nigdy nie powinna pragnąć nikogo tak, jak Blackwooda, bo nie było to nic zdrowego – zazdrość, emocje, w których się płonęło, pewna brutalność i szorstkość, a gdzieś w tym wszystkim przywiązanie, posłuszeństwo i miłość. Miłość, od której nie udało jej się uciec. Pokochała samego diabła, który kroczył wśród żywych; który był tak samo kruchy i śmiertelny – a mimo to wydawał się zupełnie inny.
    Prostuje się i zakłada nogę na nogę, odprowadzając męża wzrokiem. Nie miała pojęcia, co takiego zaplanował, ale skoro była to ich piąta rocznica ślubu, spodziewała się czegoś wyjątkowego. Czegoś, co będzie inne od tego, co podarował jej do tej pory – że to nie biżuteria, złoto czy klejnoty. Przesuwa palcem po kieliszku, wpatrując się w martwy punkt – pozwala sobie zastanowić się nad swoim małżeństwem. Nad tym, czy nie jest to przywiązanie, a w końcu czy nie jest dla Edgara jedynie pięknym, ale jałowym trofeum. W każdą rocznicę ślubu Asteria zaczyna myśleć o dziecku – o tym, że Edgar nie ma dziedzica; że rezydencja Blackwoodów jest tak cicha i mroczna; że nie ma tutaj niczego żywego, niczego… niewinnego. Jednak nigdy nie podejmuje się tej rozmowy – być może za bardzo boi się, co może usłyszeć od męża, a może obawia się zderzenia z tym, co kryło się gdzieś głębiej.
    Kiedy Edgar wraca, jej srebrnoszare oczy ożywiają się i kierują w stronę mężczyzny i szkieletowego kota, którego mąż sadza na jej kolanach. Przez moment nie wykonuje żadnego ruchu, obserwując zwierzę, które zachowuje się nadzwyczajnie spokojnie – w końcu opiera palce o jego czaszkę i przesuwa paznokciami po szkielecie, przyglądając się jak futrzak przymila się i porusza ogonem.
    — Jest niesamowity — odzywa się i drapie kota pod bródką. Uśmiecha się lekko, subtelnie i miękko. — Tak, to bardzo wyjątkowy kot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wie, że jest to prezent, który był dla Edgara ważny. Jednak Asteria nie może powstrzymać się przed pewną układającą się analogią. Martwy zwierzak dla w połowie martwiej żony – miał sentyment do swojego byłego kota, dlatego postanowił sięgnąć po jego szkielet. Czy do niej również miał sentyment? Czy zwrócił jej życie, aby zrobić sobie wyjątkowy prezent?
      Odrzuca tę myśl, a potem chwyta kota i przygląda się jego pyszczkowi, wpatrując się w jego puste oczodoły.
      — Chciałabym, żeby dostał imię boga o głowie szakala — stwierdza, patrząc w stronę męża. — Anubis. — Ponownie głaszcze zwierzaka pod bródką i pozwala mu zeskoczyć ze swoich kolan; kot wędruje wokół i wszystkiemu się przygląda, przystaje, wącha i w końcu zaczepia długą zasłonę.
      Asteria wstaje z miejsca, zawija kosmyk włosów za ucho i zbliża się do męża. Opiera ręce o jego tors, a potem wyciąga się, by móc cmoknąć jego usta – patrzy mu przy tym prosto w oczy.
      — Dziękuję. To naprawdę piękny prezent — szepcze w pocałunek, przesuwając dłoń, aby móc pod palcami poczuć bicie jego serca. — I być może miałeś rację co do kolacji: wciąż jest dość ciepła, by wciąż cieszyć się jej smakiem.
      Uśmiecha się krótko, a potem pozwala Edgarowi zająć miejsce, podczas gdy ona zapala świece i nalewa osobno zup – dla niego irlandzką zupę ziemniaczaną. Dla siebie czerninę z ludzkiej krwi.
      — Główne danie to twoje ulubione sunday roast — oznajmia, rozlewając wina do dwóch kieliszków, a potem siada po prawicy mężczyzny i chwyta za serwetkę. — Gdy już zjemy kolację, powinieneś dostać swój prezent ode mnie. Myślę, że to coś, co naprawdę cię ucieszy — dodaje z uśmiechem i smakuje czerniny. Smak jest obłędny i wywołuje w niej przyjemny dreszcz, który pojawia się za każdym razem, gdy Asteria je takie specjały. Jej wewnętrzny głód zostaje wtedy zaspokojony i chowa żółte zębiska, merdając ogonem – podobnie zachowuje się, gdy Edgar jest blisko, zupełnie jakby wiedząc, że mu służy.

      pani Blackwood

      Usuń
  5. — Drapieżnik to drapieżnik. Nie jest ważne to, czy jest kotem, czy szakalem — oznajmia, spoglądając w stronę męża, kiedy słyszy jego kąśliwy ton, który za każdym razem sprawia, że ma ochotę pokłócić się z Edgarem, wyrzucić mu wszystko, każdą myśl i każdą niepewność, a potem godzić się gdzieś w ciemnościach; gdzieś w zimnym prosektorium lub przy zimnych, sczerniałych nagrobkach; gdzieś, gdzie śmierć jest niemal namacalna, równie żywa jak ona.
    — Wiem — stwierdza, uśmiechając się do niego subtelnie. Uśmiechając się uśmiechem, który należy tylko do niego; który jest subtelny i łagodny. — Dlatego doceniam, że to wszystko dla mnie przygotowałeś. Musiałeś włożyć w to sporo pracy… a biorąc pod uwagę, że prawie zawsze jesteś zajęty — Dotyka palcami jego brody — to tym bardziej doceniam prezent.
    Nie odsuwa się, gdy Edgar przeciąga nieco pocałunek, a wręcz przeciwnie, smakuje jego ust, nie myśląc nawet o tym, że mogłaby być dla niego obrzydliwym truposzem. Doskonale jednak wie, że jest inna – że nie ma w niej ludzkiego ciepła, a raczej zaledwie tlące się w klatce piersiowej bicie serca. Jest jednak żywa, wypełniona skomplikowaną i mroczną energią – wypełniona pragnieniem swojego stwórcy. Jest też świadoma tego, że podoba się swojemu mężowi – że jest dla niego idealnie piękna, ale czy piękno jest wystarczające, by nigdy się od niej nie odsunął? By nigdy nie chciał spróbować jeszcze raz tchnąć życia w inne ciało?
    Śmieje się mimowolnie, cichutko i pięknie, gdy jeden ze służących spełnia zachciankę jej męża – muzyka wypełnia mury wiekowej rezydencji, dotyka jej wyniosłego cielska, ukrytego szkieletu. Asteria rozpoznaje delikatną melodię walca, co w jakiś sposób pozwala jej zapomnieć o spóźnieniu męża i wiszącej gdzieś nad ich głowami kłótni, do której nie doszło. Tym razem odpuszcza, nie chcąc psuć tego wyjątkowego dnia jeszcze bardziej.
    — Lubię dla ciebie gotować, choć wiem, że nie robię tego zbyt często — odpowiada, opierając łyżkę o dolną wargę. Oblizuje usta językiem, zmywając posmak czerniny i uśmiecha się delikatnie.
    — Każdy? — powtarza za nim i przechyla delikatnie głowę, trochę frywolnie, zupełnie jakby chcąc zarzucić mu kłamstwo. Przytakuje jednak i wyciąga dłoń, aby móc przesunąć palcami po grzbiecie Anubisa, który usadowił się przy jej stopach.
    Odwraca spojrzenie do męża, gdy czuje jego dłoń przy swojej twarzy i we włosach. Pozwala Edgarowi przesunąć opuszkami po odkrytym karku, co wywołuje w niej przyjemny dreszcz, który głośno zahacza o kręgosłup – jej ciało reaguje, ugina się pod ciężarem jego rąk, dostosowuje się do tego, co od niej oczekuje, pozostając pod jego jarzmem cały czas. I choć jest to dla Asterii trudne do przełknięcia, ta zależność, ślepe posłuszeństwo, to w sytuacjach takich jak ta, przyjmuje całą jego kontrolę i zachowuje się podobnie jak kot, który szuka u swojego właściciela atencji.
    — To dobra okazja, żebyś nadrobił wszystkie komplementy... — stwierdza przekornie, uśmiechając się delikatnie i łapie jego dłoń, by móc przyłożyć sobie rękę męża do swojego policzka. Wzdycha cicho, niemal niemo i rozkoszuje się momentem, w którym jego palce dotykają jej skóry.
    W końcu jednak rozdziela główne danie: dla męża jego ulubiony sunday roast, a dla siebie płuca i polędwica po burgundzku. Upija też łyk czerwonego wina, a potem smakuje płuc, powstrzymując się od mruknięcia – były idealne soczyste i przyprawione. Smakowały perfekcyjnie i rozpływały się w ustach.
    Wszelkie wymyślne dania tworzyła z ludzkich zwłok – czasem wycinała wątrobę czy którąś z nerek, kiedy indziej płuca, mózg czy mięso. Wszystko to robiła jednak tak precyzyjne, że niewprawione oko nie zauważyłoby żadnej różnicy – poza tym rzadko kiedy przeprowadzano drugą sekcję i po oględzinach w podziemnym prosektorium trup czekał jedynie, aż zostanie zakopany i zapomniany.
    Kiedy kończą również deser, Asteria pozwala służbie zebrać talerze i posprzątać. Wyciera usta w serwetkę, robiąc to delikatnie, by szminka wciąż podkreślała kształt warg. Potem odwraca głowę w stronę męża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chodźmy. — Wstaje i łapie jego dłoń, żeby móc iść przodem i skierować się w stronę ukrytych schodów, które prowadziły do rozległych katakumb oraz podziemnego, nowoczesnego prosektorium, które mogło uchodzić za przykład połączenia w sobie funkcjonalnej prostoty ze sprzętem za tysiące dolarów.
      Asteria lubiła tutejszy zapach – wilgoć, śmierć i chłód; lubiła też mrok i białe, oślepiające światło żarówek. Kieruje się w stronę jednego ze sterylnych pomieszczeń – jest dość obszerne, z widocznym biurkiem i obrotowym krzesłem, miejscem do składowania zwłok i sekcji.
      To, co przykuwa uwagę, to ukryte pod białą płachtą ciało, które zajmuje metalowy pulpit. Asteria puszcza dłoń męża, a potem zbliża się do zwłok i ciągnie za prześcieradło, odkrywając trupa – nie jest to zwykłe ciało nieboszczyka, bo to liczy sobie około 3000 lat. Jest owinięte w bandaże, idealnie zmumifikowane.
      — To mój prezent dla ciebie — odzywa się. — Mumia z okresu IV dynastii władców starożytnego Egiptu w okresie Starego Państwa. I być może nie byłoby w niej niczego niezwykłego, jednak ciało nie jest ludzkie. — Przygląda się perfekcyjnie zachowanym zwłokom, a potem kieruje spojrzenie w stronę męża.
      Uśmiecha się krótko i zbliża się, by móc dokładnie obejrzeć jego twarz; twarz dotkniętą czasem, przy której widocznych jest kilka zmarszczek, które Asteria uwielbia; uwielbia każdą niedoskonałość Edgara, który wydaje się dojrzewać równie dobrze jak wino. Im jest starszy – tym lepszy.
      — Wszystkiego najlepszego, kochanie. — Opiera dłonie o jego tors, czując pod palcami, jak miękka jest jego koszula. Zagląda mu w oczy. Łapie spojrzeniem jego spojrzenie, przyciąga i próbuje schwycić, uziemić, prowadząc ciągłą walkę. — Jesteś zadowolony z prezentu? — pyta, dociskając usta do jego żuchwy. Zostawia kilka drobnych, niewinnych pocałunków, wdychając ciepły zapach jego skóry i woń męskich perfum – mimo to Asteria umie wyłapać też aromat tego, co martwe i zimne; aromat czegoś diabelskiego i koszmarnego; czegoś, co zawsze wywołuje w niej dreszcz.

      pani Blackwood

      Usuń
  6. Sprowadzenie mumii do Woodwick było pewnym wyzwaniem i nie chodziło wcale o pieniądze. Tych w końcu było aż zbyt wiele – nie tylko Blackwoodów, ale i jej. Rodzinny zakład pogrzebowy prosperował wyjątkowo dobrze, a w dodatku Asteria chętnie angażowała się we wszelkie spotkania z branży i promowała biznes, będąc niejako jego twarzą. Poza tym pisywała artykuły i była współautorką kilku świetnie przyjętych książek z dziedziny medycyny i patologii. Mogła więc pozwolić sobie, aby zrobić mężowi tak wyjątkowy prezent, który przede wszystkim wymagał od niej kilku miłych słówek i napisania obszernego tekstu dotyczącego odkrycia.
    — Mężczyzna — odpowiada krótko, posyłając mężowi spojrzenie. — Chyba nie myślisz, że sprowadziłabym do naszego domu jakąś obcą kobietę? — pyta, choć nie oczekuje żadnych słów. Edgar powinien wiedzieć, że nie była aż tak głupia, żeby oddawać w jego ręce coś, czym sama kiedyś była. Zimną i martwą nieboszczką.
    — Tak. Kiedy Instytut poinformował o nowym, tajemniczym znalezisku, złożyłam ofertę. Wiedziałam, że wystarczy nazwisko i przelew, żeby dostać mumię, choć zawsze istniało ryzyko, że ktoś mnie ubiegnie — stwierdza rzeczowo, wzdychając cicho, gdy przypomina sobie rozmowę przez telefon z pośrednikiem, który miał okropny akcent i często chichotał. — Instytut, w zamian za trupa, chce otrzymać obszerny raport z sekcji i artykuł. Zgodziłam się.
    Ma świadomość, że Edgar powinien wiedzieć o wszystkim, dlatego nie omija żadnego ze szczegółów transakcji.
    — Uznałam też, że to dobra okazja, aby móc razem popracować — dodaje, a kiedy mąż przytakuje, uśmiecha się mimowolnie, zupełnie jakby w ten sposób wręczył jej kolejny rocznicowy prezent.
    Asteria lubiła pracować z mężem; było to nie tylko pouczające, ale i ekscytujące – to, jak opowiadał o wszystkim, jak kreślił słowem przyczynę zgonu lub gdy rzucał podejrzeniami, tworząc mapę. Był jak detektyw, który idąc tropem, docierał do sprawcy i opisywał to, co udało mu się dostrzec. Uwielbiała patrzeć jak jego dłonie subtelnie sięgają po skalpel, jak jeden z opuszków wskazuje po siniakach i obrażeń – wtedy jego głos rozbrzmiewał głośno jak dzwon, docierał do nerwów i pobudzał w niej coś mrocznego. Coś innego.
    Czuła to wszystko już w momencie, w którym była zaledwie niczego nieświadomą studentką. Tylko że miało to zupełnie inny wydźwięk – nie myślała w końcu o Edgarze jak o swoim mężu, a raczej jak o kimś, kto miałby pozwolić jej zapomnieć o byłym chłopaku, nawet jeśli był to starszy od niej doktor, który pokazywał jej jak kroić trupa.
    Pozwala, aby mąż dotknął jej blizny – blizny znaczącej dla niej naprawdę wiele. Był to ślad tego, że przez jakiś czas pozwolono jej sczeznąć. Wtedy poznała smak czegoś innego; czegoś niesamowicie kuszącego i lepkiego – tak to zapamiętała. Nie pamiętała jednak samego umierania i chyba nie do końca wiedziała, co się działo – światło, ciemność, słodycz, gorycz. Wszystko mieszało się ze sobą i było karykaturą życia.
    Jej serce bije zdecydowanie szybciej – bije tak, jakby pragnęło być żywe; jakby pragnęło dorównać temu, co ludzkie. Asteria bierze oddech w rozchylone usta i kieruje spojrzenie do twarzy męża – jej srebrnoszare oczy wydają się teraz większe; nabrały kształtu i odbijały obraz stwórcy. Przyjmuje jego usta przy swoich ustach w idealnej pieszczocie, idealnym muśnięciu, które smakuje jak zakazany owoc – w jego wargach odnajduje i piekło, i niebo, i to, co zna i to, co kryje się gdzieś w mroku.
    Przysuwa się bardziej i chwyta w palce jego elegancką koszulę, gdy sięga językiem po jej język. Asteria przyjmuje wyzwanie – chaotyczny taniec, walka o władzę i dogłębny smak, który wprawia jej ciało w drżenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulega jego ruchom, jego niememu rozkazowi, aż w końcu znajduje się pomiędzy sekcyjnym stołem a mężem – mężem, który góruje; który pochłania światło, nawet gdy biała żarówka znajduje się dość nisko, aby wyłapać każdy ze szczegółów. Asteria i tak dostrzega pewną aurę zepsucia i rozkładu; tego, co mogło przerażać – i czasem zastanawia się, czy spotkanie z Edgarem nie wiązało się z klątwą. Z tym że zginęła, aby móc się odrodzić w jego rękach – jako jego dzieło, jego żona i jego... wszystko.
      Wydaje z siebie ciche warknięcie, gdy Edgar przerywa pocałunek, a potem łapiąc oddech, dociska nos do jego nosa, by móc spijać z jego ust szept.
      — Musisz mnie pragnąć… — odpowiada zawzięcie, a jej oddech wydaje się zbyt gorący. Zbyt upajający. Asteria czuje, że drży jej dolna warga; że ciało reaguje, a ubranie zaczyna ciążyć; zaczyna dotykać jej skóry jak trujący bluszcz. — Jestem twoim dziełem, Edgarze. Bądź ze mnie dumny — rozkazuje i chwyta w zęby jego dolną wargę, a potem przygryza, aż czuje w gardle jego krew. Ta działa jak afrodyzjak; upaja się jej smakiem, złożonością tego, czym była: mrokiem, chłodem, pustynią i wszystkim tym, czemu ulegała jak mała dziewczynka.
      Wzdycha cicho, cichuteńko, mrucząc jak rasowy kot i odsuwa się, by móc kciukiem dotknąć swoich ust. Odchyla delikatnie głowę, przełyka ślinę i spogląda w stronę męża pociemniałymi oczami – są zupełnie czarne, ozdobione przez długie rzęsy. Wyglądają jak ślepia sarny – z tym że sarna nie jest drapieżnikiem. Asteria nim była.
      — Kocham twój smak… — wyznaje szeptem, a w jej głosie pobrzmiewa uwielbienie; całkowite zatracenie, któremu się poddaje.

      pani Blackwood

      Usuń
  7. Wcale nie myślała, że nie miał wyboru – raczej była pewna, że jest inaczej. Że Edgar może mieć wszystko; wystarczy jedynie, że skieruje swój wzrok w odpowiednią stronę, aby podbić ludzką duszę i ludzkie serce. Był jak iglica, jak wysoka wieża, oglądająca wszystko i widząca wszystko – wszystko, każdy najmniejszy szczegół, obnażając każdy detal. I czasem tak się czuła: obnażona, pozbawiona tego, co mogłoby być jej grzesznym sekretem, bo Edgar docierał do jej nerwów, rozgrzebywał je i lizał, smakując każdy impuls.
    Nie odpowiada, gdy zadaje jej prowokujące pytanie – raczej obserwuje jego twarz, spija tę zazdrość; to, że pokazał jej właśnie tę emocję; to, że również był zazdrosny. Rozkoszuje się tym ciężarem – tym, że Edgar zaborczo pragnął być dla niej… wszystkim. I był – był jej tlenem, był każdym uderzeniem jej cichego serca, był tym, co przyszłe, a nieznane. Był cieniem, mrokiem, diabłem – był jej przekleństwem i błogosławieństwem.
    Przyjmuje jego usta przy swojej skórze i zatapia palce we włosach męża, chcąc, aby kontynuował muśnięcia. Jest niemal gotowa, aby zrzucić z siebie sukienkę tu i teraz, ale Edgar się wycofuje, a ona przygląda się jego twarzy – próbuje przypomnieć sobie moment, w którym zobaczyła jego oczy po raz pierwszy. W którym obudziła się i z furią rzuciła w stronę stwórcy – amok i napięcie, które pragnęła rozładować.
    Asteria spogląda w stronę mumii. W jakiś sposób rozumie obawy męża – truchło wydawało się niemal żywe, wypełnione ciężką i lepką energią. Czy możliwe było, aby martwe oczy obserwowały każdą z tych pieszczot? Było niemym świadkiem zatracenia?
    Pozwala złapać się za rękę i przemierza korytarz, daje się prowadzić po zabytkowych, kamiennych schodach i dalej aż do katakumb; doskonale zna rodzinne podziemia – każdy zakamarek, cień i tańczący wokół zapach, który jednocześnie był słodkawy i chemiczny.
    Czuje pewne napięcie, gdy przekracza próg i nagle znajduje się w laboratorium Edgara – w laboratorium, w którym podarował jej życie; w którym zabawił się w boga, chcąc złamać jedno z praw natury. I udało mu się. Narodziła się ponownie – już nie jako Asteria Dimitrescu, a po prostu Asteria, a potem przyjęła nazwisko męża, godząc się być jego; godząc się przyjąć rolę jego żony. Edgar stał się jej bogiem, stwórcą i mistrzem; stał się kimś, od kogo nie miała szans uciec i żeby to zrozumieć, musiała się o tym przekonać – o tym, że służalczo spełniała każdy jego rozkaz, co z jednej strony było uwłaczające, a z drugiej cholernie podniecające. Tak samo, jak uwielbiała być od niego uzależniona, równie mocno nienawidziła, gdy nie pozwalał jej odejść.
    — Oczywiście, że nie możesz. Jestem twoją żoną — odpowiada dobitnie, przyjmując jego poważny ton.
    Obserwuje jak przekręca klucz, a to pozwala Asterii przewidzieć, co się stanie; to, że jej mąż zdecydował o tym, aby odciąć się od tego, co znajduje się poza laboratorium.
    Nie rusza się, a trzyma podbródek wysoko, gdy Edgar zbliża się do niej i wyciąga ręce – pozwala mężowi ściągnąć złotą kolię i z cichym westchnięciem przyjmuje jego dotyk przy szyi. Uwielbia jego palce. Mogłoby się wydawać, że będą ciężkie i szorstkie, ale tak nie jest – każdy z nich wydaje się delikatny i pokryty czymś jedwabnym, chłodno-ciepłym.
    Suknia zsuwa się po jej ciele, a Asteria nie próbuje się zakrywać – ciało, które ma, zostało stworzone przez Edgara; naprawione przez niego, zrekonstruowane i nie istniało nic, czego by nie znał; czego by nie dotknął, dlatego nie może się wstydzić. Przyjmuje rolę eksponatu – daje się nacieszyć mężowi swoim widokiem; swoim dziełem, a potem łapie się jego ramion, gdy Edgar jednym ruchem sadza ją na brzegu chłodnego stołu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez moment ginie pod ciężarem tego, że jest tak blisko – tak niemożliwie blisko; daje się pożreć cieniom, a jej spojrzenie niejako wykrzykuje litanię o tym, aby pokazał, jak wiele ma dla niej uwielbienia. Litanię o tym, żeby ją pieprzył; żeby ją dusił, żeby ją zdobył. Tu i teraz.
      Przyjmuje jego dotyk, gdy dotyka jej uda i prostuje się nieznacznie, rozchylając usta – jej palce sięgają do guzików przy jego kołnierzyku. Leniwie rozpina kilka z nich, odsłaniając skórę – wyłapuje puls; ten rytm, który był dla niej upajający.
      — Uzależniłeś się ode mnie — wytyka mu. — Potrzebujesz mnie… beze mnie jesteś nikim — mruczy mu prosto w usta, wiedząc, że równie dobrze opisuje to, co czuje do męża; że ona również go potrzebuje; że bez niego jest nikim.
      Jej ciało reaguje, gdy Edgar sięga do jej obojczyków i sterczących sutków – te prężą się i wyróżniają w tle białej skóry. Zaciska uda, gdy ręka męża znajduje się między nimi; doskonale czuje własne podniecenia; to, że była już dla niego mokra; że wystarczył jedynie gest.
      — Jesteś pewien? — pyta prowokacyjnie. — Jesteś pewien, że jestem twoja? I że będzie tak już zawsze?
      Nie czeka aż odpowie, a dociska usta do jego ust; odbiera mu oddech, całuje mocno, żarliwie, odszukuje językiem jego język, pozwalając sobie uciec dłońmi w jego włosy – przytrzymuje mężczyznę przy sobie, oplata męża nogami w pasie, a zaraz potem jej ręce zsuwają się po marynarce. Wystarczyło mocne pociągnięcie, by materiał się rozdarł – koszulę również drze, a kilkanaście guzików rozsypuje się po posadzce, wypełniając laboratorium tak cichym, sensualnym dźwiękiem.
      — Kto ma większą kontrolę, kochanie? Ty czy ja? — zadaje pytanie, dysząc w pocałunek, a jej paznokcie mkną po jego klatce piersiowej. — Prawdziwą kontrolę. Nie tę nadaną sobie… może jesteś jedynie fałszywym królem? — Znów prowokuje i wydaje z siebie cichy jęk, gdy udaje jej się sprawnie uporać z paskiem, a jej dłoń znika w męskich spodniach i bieliźnie, a palce obejmują sterczącego penisa.
      Asteria mimowolnie oblizuje dolną wargę, spoglądając w oczy męża swoim poczerniałym spojrzeniem.
      — Może to czas, aby królowa zbiła króla? — dodaje z napięciem, zupełnie jakby obiecywała mu śmierć. Porusza nadgarstkiem, niewinnie, delikatnie, zupełnie jakby wcale go nie pieściła, a jej język przejeżdża po męskiej żuchwie i szyi.

      pani Blackwood

      Usuń
  8. Uwielbia, gdy przyznaje się do uczuć do niej – gdy używa słów, aby nazwać ją swoją żoną. Swoją jedyną. Swoją miłością. Kocha dźwięk jego głosu; to, jak jego język układa się, jak z ust wydobywa się głoska, sylaba, słowo i rozkoszuje się tym ciężarem – tym, że jest tylko jego, a on tylko jej.
    Jednocześnie była od niego tak beznadziejnie uzależniona i tak beznadziejnie w nim zakochana, choć do tej pory nie wie, czy to jej wina, czy może tego, że Edgar ją sobie stworzył – czy był w stanie zbudować także jej uczucia? Zaprogramować jej mózg i kazać jej pokochać jego serce i dotyk?
    Nie żałuje, że podarła mu ubranie – że jednym sprawnym ruchem odkryła jego ciało; obnażyła je, sunąc wzrokiem po odkrytej skórze. Uwielbiała jego skórę – tak ciepłą i niesamowicie apetyczną. Pachniał tym, co mroczne i zakazane; tym, co było jej afrodyzjakiem; tym, czemu mogłaby się poddać – tym, w co mogłaby wbić zęby i wyszarpać mięso, wypełniając usta krwią i osoczem.
    Przygryza dolną wargę, gdy czuje jego palce przy swoich udach, przy mokrej z podniecenia cipce – jej oczy uciekają w głąb czaszki, kiedy opuszkami odnajduje jej łechtaczkę – robi to tak pewnie, znając każdy wrażliwy punkt, każdy nerw, który wyrywa z jej ust jęk. Ociera się o jego palce, chcąc więcej – chcąc dojść tu i teraz, by dał jej jeden z pierwszych orgazmów.
    — Tak, masz rację… — mamrocze w jego usta i zaciska mocniej palce po jego penisie. Uwielbia to robić; uwielbia ten dotyk; to wszystko, co wiąże się z tego typu bliskością i nawet nie próbuje udawać, że nie jest to dla niej podniecające.
    Kiedy Edgar sięga do jej ust, odwzajemnia pieszczotę; poddaje się jego słodkim, władczym wargom, chcąc, aby wiedział, że oddaje mu władzę, jednocześnie wciąż mogąc zrobić coś zakazanego – coś, z czego nie byłby dumny. Mogłaby go odrzucić, odepchnąć od siebie i kazać zadowolić się samemu, ale jest zbyt samolubna. Za bardzo pragnie dojść przez jego palce, przez jego dotyk, przez niego.
    Nie próbuje się nawet powstrzymywać przed westchnięciami, przed jęknięciami, chcąc, aby Edgar doskonale słyszał, co robił – chcąc, aby wiekowa rezydencja rozbrzmiała jej drżącym, słodkim, sensualnym głosem, który rozgrzeje zimne mury i katakumby.
    Kiedy zabiera dłoń, chce zaprotestować, chce zawarczeć, ale wtedy Edgar jednym gwałtownym, mocnym ruchem znajduje się w niej – jego penis rozrywa jej wilgotną i ciasną cipkę, sięgając głęboko wrażliwych miejsc, aż Asteria odrzuca głowę w tył i łapie się mocniej jego ramion.
    Obejmuje go udami w pasie, jęcząc i przegryzając wargę, pozwalając, aby mąż wziął ją w posiadanie – aby zrobił wszystko, żeby pokazać, że jest jego; że to ciało, które stworzył, o które zadbał, jest tym ciałem, którego pragnie najbardziej – które jest idealne, piękne i ciasne.
    Wraca spojrzeniem do jego twarzy i całuje jego usta – spija słodycz, podniecenie i oddanie; spija mroczną i głęboką miłość; spija czerń i przełyka lepkość jego słów, jego wyznań, jego uwielbienia.
    — Wszystko… już mam… — mamrocze gdzieś pomiędzy urwanym oddechem, jękiem i tym, jak jej ciało porusza się w rytm męskich pchnięć. Asteria opiera jedną z rąk o blat, unosząc delikatnie tyłek, aby móc czuć więcej. Czuć bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga jej dłoń przesuwa się po szyi męża, po jego obojczykach, a paznokcie wbijają się w skórę, gdy palce mkną przez klatkę piersiową. Znaczy skórę krwawymi śladami, oznacza ofiarę.
      — Wszystko, co mogłabym pragnąć, już mam — odzywa się głosem, w którym słychać niewinną chrypkę i podniecenie. Pochyla się nad jego uchem, obejmuje ciasno szyję męża i przesuwa językiem po małżowinie, aż do linii żuchwy, a potem dodaje: — Ale teraz… teraz chciałabym, żebyś mnie zerżnął.
      Ucieka ustami do jego szyi, muska skórę, a gdy dociera do ramienia, zatapia zęby – gryzie, aby poczuć w ustach krew i osocze, a przy tym z jej ust umyka zdławiony jęk – jej ciasna, mokra cipka kurczy się, a Asteria osiąga swój pierwszy orgazm, który sprawia, że dociska się mocniej do męża. Drży niekontrolowanie, tonie w spazmach, a jej uda stają się tak gorące, mokre i słabe.
      Odsuwa twarz, przeciera palcami swoje usta i wsadza palce do gardła, aby móc ubrudzić je krwią męża – i wtedy dociska opuszki do warg Edgara, aby i on poczuł, jak smakuje. Patrzy w jego stronę zamglonymi oczami, w których rośnie żar i głód; w których rośnie potrzeba.

      pani Blackwood

      Usuń
  9. Każdy zainicjowany stosunek, każde pchnięcie, każdy moment, w którym traciła kontrole, był dla Asterii czymś, co dawało jej poczucie tego, że jest żywa – że wciąż żyje, mimo że była lub jest martwa. W takich chwilach nie zastawia się nad tym, czy bardziej przypomina trupa, czy może żywą kobietę – po prostu czerpie z tego, co daje jej mąż; mąż i stwórca; ten, który sprzeciwił się prawom natury i wyszarpał ją z rąk Hadesu, ale nie grą i muzyką jak Orfeusz, a jak bóg żądający czegoś, co nigdy nie należało do niego.
    Przez jakiś czas naprawdę pragnęła wierzyć w to, że nie jest jego – że wszystko zależy od niej i że będzie w stanie się odciąć, jednak wcale tak się nie stało i Asteria przyjęła oświadczyny. Później stała się panią Blackwood i choć niewątpliwie kochała męża, choć miała świadomość tego, że jej emocje to huragan, który zostawia po sobie pobojowisko, to nigdy nie żałowała, że zgodziła się zostać przy boku Edgara. Być może takie było jej przeznaczenie: przeznaczenie, by spędzić wieczność przy geniuszu, który nie bał się tak naprawdę niczego; który wyciągał dłonie do jej zimnego ciała, w którym tliło się ledwo wyczuwalne ciepło.
    Przez chwilę zastanawia się nad swoim kolejnym pragnieniem; pragnieniem, którego Edgar nie byłby w stanie spełnić, a ona nigdy nie wyrażała wprost tego, że brakuje jej… czegoś. Kogoś. Że będąc chodzącym trupem, jest ograniczona – że robiąc z niej kogoś takiego, odebrał jej możliwość, aby mieć dziecko. Rodzinę. Dlatego to było jej najgłębiej skrywane, mroczne pragnienie, o którym nigdy nie wspomina; o którym stara się zapomnieć, wiedząc, że niezależnie od wszystkiego nie powinna być aż tak ograniczona, marząc o dziecku, które mogłaby pokochać.
    — Mam wiele pragnień… ale nie jestem pewna, czy każdemu podołasz, panie Blackwood — mamrocze w jego usta i zamyka oczy w momencie, w którym jej ciało niemal pęka pod wpływem spazmów; Asteria poddaje się temu; jęczy i gryzie dolną wargę; jest jednocześnie czymś stałym i czymś płynnym; jest kolejnym urywanym oddechem, piskiem i warkotem.
    Muśnięcie ust Edgara to bolesna przyjemność; to wieczność zamknięta w wargach człowieka, którego powinna nienawidzić i w jakimś sensie tak właśnie jest – nienawiść to miłość, miłość to nienawiść i toksyna przebiegająca przez fioletowo-zielone żyły. Asteria rozumie swoją rolę w tym wszystkim i zajmuje miejsce przy boku męża, gotowa, aby poświęcić wszystko, nawet życie, byleby jej życie przypominało coś pięknego.
    Z jej ust ucieka sapnięcie, gdy Edgar zdecydowanym ruchem odsuwa się od niej – gdy jej plecy zetknęły się z lodowatym stołem sekcyjnym, co wywołuje w niej dreszcz. Spogląda w stronę męża, sunąc spojrzeniem po jego ciele – od samego początku była zachwycona wszystkim, czym był. Każdym wzniesieniem i spadkiem, każdą z kilkuset linii. Był idealny. Był cholernie idealnym demonem. Ludzkim demonem, który wyciągnął swoje plugawe ręce po jej duszę.
    Odchyla głowę w tył, gdy czuje, jak jego penis ociera się o jej cipkę; gdy męskie usta sięgają blizny – wyłapuje każdy gest, każde ugryzienie, które wydaje jej się czymś niemożliwie cudownym, zupełnie jakby wraz z bólem zdobywała kolejny szczyt.
    Kiedy Edgar unieruchamia jej ręce, Asteria dyszy ciężko – wspomnienie jednego z pierwszych ataków furii jest niemal przytłaczające. Przez moment wpatruje się w oko męża, którym nie widział; które mu odebrała. Z jednej strony wciąż czuje poczucie winy. Z drugiej wie, że miał sporo szczęścia. Gdyby nie zareagował, zapewne straciłby życie – Asteria nigdy się do tego nie przyznaje, ale czasem to do niej wraca. To, aby zabić swojego stwórcę; aby rozszarpać idealne ciało, pożreć serce i uwolnić się z tego limbo, jednak czy wtedy umiałby dalej żyć? Żyć bez męża, któremu zawdzięczała tak naprawdę wszystko? Życie, edukację, dom, luksus i nazwisko – bez niego byłaby nikim i to dlatego tak usilnie próbowała sobie udowodnić, że jest inaczej. Że jest w stanie osiągnąć wiele i to bez jego pomocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szarpie się w pasach i warczy głośno, spoglądając jeszcze raz w stronę męża. Nim jednak się odzywa, Edgar znów się w niej znajduje – jego penis zanurza się w jej ciasnej cipce, a ona odrzuca głowę i wygina kręgosłup, eksponując małe, jędrne piersi ze sterczącymi, różowymi sutkami, przy których ledwo widać ślady po jego palcach.
      — Szybciej… — mamrocze, ale Edgar wcale nie spełnia tej prośby. Porusza się wolno, wycofuje się i pozostawia irytację; ta miesza się z podnieceniem, co sprawia, że warczy z frustracji, pragnąc więcej. Mocniej.
      Otwiera usta, łapie oddech i używa siły tylko po to, aby uwolnić się z pasów. Wtedy łapie męża za kark, a palce drugiej dłoni obejmują jego gardło. Asteria czuje pod jego skórą puls; niemal może wyczuć jak szybko płynie krew w jego żyłach i jest to coś cudownie odurzającego; jej prywatna symfonia dźwięków ludzkiego ciała – ciała, które kochała, którego pragnęła i które należało do niej.
      — Chcę dziecko — odzywa się cichym, pełnym napięcia głosem, spoglądając w jego oczy. Oplata nogami jego pas i dociska się do jego ciała, czując, jak jego penis zanurza się w niej głęboko; tak głęboko, że czuje się pełna, co sprawia, że powstrzymuje się przed ucieczką oczami w głąb czaszki.
      — Pytałeś mnie o moje pragnienie… — zaczyna mówić, zaciskając mocniej palce na jego gardle. Wie, że po wszystkim Edgar skończy ze śladami, które zakryje pod kołnierzykiem koszuli. — Daj mi dziecko.

      pani Blackwood

      Usuń
  10. Kocha w Edgarze to, że jest tak tajemniczy i inny. Że jest zupełnie wyrwany spod tego, co ludzkie i tego, co znane – wyrywa się schematom i otacza się mrokiem, który ją przyciąga. I przyciągnął już w momencie, gdy była zaledwie studentką i spotkała Blackwooda przy stole sekcyjnym. Zachwycona jego wiedzą i umiejętnościami, a także tym, jak z gracją używał skalpela – jak nadawał zwłokom czegoś więcej.
    Czy ich związek wyglądałby inaczej… gdyby nie jej śmierć? Czy po kłótniach, furii i krzykach zdecydowałaby się odejść? Czy Edgar zdołałby wtedy dać jej to, czego potrzebowała? Asteria czasem zastanawia się nad tym wszystkim – nad tym, czy w ogóle miała wybór i czy nie straciła czegoś ważnego, wracając do życia. I mimo że powinna być wdzięczna, niekiedy przeklina dzień, w którym spotkała swojego męża.
    Jednak, wobec tego wszystkiego, kochała go tak bardzo, tak mocno, tak toksycznie i zaborczo – kochała go jako swojego mężczyznę, mistrza i stwórcę. Kochała go w każdym aspekcie.
    Czuje jego palce przy swojej nodze – nodze, która tak naprawdę nie należała do niej. Edgar wie, że nienawidziła tej kończyny. Że to coś, co wywołuje w niej obrzydzenie, że traktuje obce ciało jako coś monstrualnego. I tym razem powinna być wdzięczna za to, że Edgar znalazł nogę tak podobną do jej prawdziwej – że jej skóra tak bardzo nie odróżnia się od reszty. Warczy ostrzegawczo i posyła mężowi spojrzenie – w jej oczach widać coś dzikiego, coś pierwotnego; coś, co sugeruje jej bezwzględność.
    Trzyma męża za gardło, obserwując jego twarz. Chłonie wzrokiem każdą zmarszczkę, każde wzniesienie i każde inne znamię – uwielbia fakturę jego skóry. To jak Edgar wygląda, jak starzeje się z każdym rokiem, podczas gdy ona wciąż jest młoda, tak bezdusznie młoda, młodziutka. O ile uwielbia ten aspekt jego pogłębiającego się wieku, tak obawia się końca – obawia się, że jej mąż umrze, że przyjdzie jej zmierzyć się z tym wszystkim bez niego. Z nazwiskiem, z rodzinnym biznesem, z posiadłością Blackwoodów. Asteria obawia się tego momentu.
    Z jej ust wyrywa się jęk, gdy z brutalnym pchnięciem Edgar znajduje się tak blisko, tak głęboko – czuje go całego; czuje go każdym zakończeniem nerwowym, które obudził w jej ciele tak dawno temu; czuje tę słodką torturę.
    Zastanawia się, jak zareaguje Edgar – jak zareaguje, gdy dowie się, że chciałaby dziecka; że pragnie kochać kogoś jeszcze, oprócz niego; że chciałaby zostać matką. Mamą. Że chciałaby spełnić się w tej roli.
    Dostrzega w mężu narastającą złość – czy złościł się, bo ośmieliła się o to prosić? A może chodziło o coś innego? O to, że prosiła o coś, co było niewykonalne? Nie chodziło w końcu o kolejny eksperyment czy dorosłego człowieka, a o dziecko. Dziecko, którego pragnęła.
    Warczy krótko, gdy mąż łapie ją za włosy i przyciąga do siebie – doskonale czuje teraz jego oddech przy swoich policzkach. Chwyta jego spojrzenie w swoje oczy i próbuje rozszyfrować kolejną myśl. Coś, cokolwiek, co zdradziłoby jej choć część tego, co gwałtownie dojrzało w jego głowie.
    Otwiera szerzej oczy w momencie, gdy Edgar obiecuje; gdy składa jej obietnicę, a to wywołuje w niej nagły dreszcz. Nie ma nic słodszego niż obietnica padająca z usta tak szalonego człowieka, jak jej mąż – i znów uświadamia sobie, jak wielką ma kontrolę nad Edgarem; jak mąż jest w stanie zrobić dla niej wszystko, nawet jeśli przyjdzie mu zaryzykować. Nie ugina się pod ciężarem tej emocji, a rozkoszuje się tym, bo nawet jeśli jest jego potworem, którego od siebie uzależnił, to teraz pokazuje jedynie, jak bardzo podległy jest temu, co stworzył. Jak bardzo podległy jest jej.
    Przyjmuje kilka głębokich, brutalnych pchnięć, a to wystarcza, aby poczuła wzbierający się w niej orgazm. Jej ciało jest teraz cieplejsze, dużo wrażliwsze – Asteria czuje swój urwany oddech i drżenie ud.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszy każde jego słowo, ale nie umie zareagować, gdy spada w przepaść; gdy rozbija się o skały i z głośnym jękiem, niemal krzykiem, osiąga upragniony orgazm, który wiąże się ze szczytem, do którego dociera jej mąż. Zbliża się jeszcze bardziej i odnajduje jego słodkie, upiorne usta, scałowując z jego warg każdą obietnicę.
      Asteria zabiera rękę z jego szyi, a jej dłonie przesuwają się po męskiej klatce piersiowej – dyszy ciężko w jego usta, mrucząc cicho.
      — Jesteś moim przekleństwem, Edgarze — szepcze słodko, opierając czoło o jego czoło. — Przekleństwem, które właśnie złożyło mi obietnicę. — Uśmiecha się rozkosznie, a jej filigranowa, porcelanowa twarzyczka wydaje się teraz jeszcze mniejsza, młodsza. — Jesteś szaleńcem, który spełnia każdą zachciankę swojej żony… — dodaje prowokująco.
      Odchyla się, aby móc spojrzeć mężowi prosto w oczy.
      — Kto jest tutaj czyim monstrum? — pyta, zahaczając palcem o jego brodę. Zaraz potem odsuwa się i wstaje, czując, jak wylewa się z niej nasienie męża. To sprawia, że czuje nieprzyjemny dreszcz; nie dlatego, że mąż doszedł w środku, a przez to, że nigdy nie zajdzie przez to w ciążę, niezależnie od tego, ile razy Edgar doszedłby w niej.
      Był moment, w którym Asteria zastanawiała się, czy nie zaproponować mężowi, aby ten zrobił dziecko innej – wynajęta macica, odcięcie od biologicznej matki i niemowlę, którym mogłaby się zająć. Wie jednak, że nie zniosłaby tej zdrady – nawet jeśli zgodziłaby się, żeby to zrobił.

      pani Blackwood

      Usuń
  11. Cokolwiek mogłaby powiedzieć o Edgarze, o tym, że jest nieobliczalny i że tak naprawdę czasem przerażający – zły i genialny – że wobec tego wszystkiego stawał się również czuły i namiętny. Był jak diabelska pokusa; jak niespokojne fale, zapowiadające sztorm. Był tym wszystkim, a ona kochała każdy element, który go tworzył.
    Czasem lubiła myśleć, że Edgar był jej przeznaczony – że to spotkanie w czasie zajęć miało być początkiem i choć wtedy nie myślała o niczym innym, jak o flircie lub szybkim seksie gdzieś poza uczelnianymi murami, to teraz, gdy dłużej się nad tym zastanawia, jest w stanie uwierzyć, że nawet jako człowiek straciłaby dla niego głowę.
    Tylko że wtedy nie byłaby jego arcydziełem; arcydziełem, z którego był dumny.
    Ale gdyby nie zginęła, czułaby się mniej… potworna. Byłaby ciepła, a jej serce biłoby znacznie szybciej. Edgar nie musiałby też zadbać o jej nogę, której nienawidziła całą sobą – mimo że kończyna pasowała do jej figury. Pasowała też do jasnej i pięknej skóry. To jednak wcale nie sprawiało, że czuła się lepiej. Wręcz przeciwnie. Obca noga, obce ciało, ktoś oby – zupełnie jakby w jakimś stopniu składała się z innej kobiety. Zupełnie jakby Edgar, dotykając tę kończynę, dotykał uda kogoś innego.
    Kiedy czuje jego zachłanny pocałunek, oddaje pieszczotę i mruczy cicho, rozkoszując się smakiem jego ust; tym, że wciąż pokazywał, jak bardzo stracił dla niej głowę. Jak słaby był wobec tego, co stworzył.
    — Wiem — stwierdza krótko, a w jej głosie pobrzmiewa coś słodkiego. Być może powinna obawiać się tego, co sobie życzy i bać się czynów swojego męża, który próbowałby jej dogodzić, jednak spędzając z tym człowiekiem kolejne lata, przekonała się jedynie o tym, że niezależnie od tego, co zrobiłby jej mąż, nigdy nie podjąłby żadnej decyzji, która mogłaby jej zagrozić.
    Czuje jego spojrzenie przy sobie i nie próbuje się zakrywać. Asteria doskonale wie, jak Edgar uwielbiał patrzeć w jej stronę; jak wodził wzrokiem po jej ciele; ciele, którego był właścicielem, które stworzył i ujarzmił. Spogląda w jego stronę i zaczesuje włosy w tył, czując, że powinna wziąć teraz prysznic i rozpakować z mężem prezent, który wciąż zajmował stół sekcyjny.
    Kiedy jednak Edgar się odzywa, nieco sztywnieje. Milczy przez moment, próbując jakoś zmierzyć się z jego pytaniem, choć czuje pewną złość, pewne rozgoryczenie, że o to zapytał; że miał czelność poruszyć ten temat, mimo że nie było w jego tonie nic, co sugerowałoby zabawę czy złośliwość. Chciał wiedzieć, dlatego wypuszcza z ust oddech i rozluźnia napięte ramiona.
    — Od zawsze chciałam być matką — odzywa się, ostrożnie dobierając kolejne słowa. — Myślałam, że po studiach moje życie zacznie wyglądać inaczej. Chciałam dać sobie czas, żeby się wyszaleć, a potem zastanowić się nad przyszłością. Wiesz dobrze, że przed wypadkiem kilka razy spotkałam się z Williamem i chyba wierzyłam w to, że mamy szansę…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz wie, że to, co czuła do Williama, być może było jedynie głupim zauroczeniem. Wtedy oczarował ją swoimi długimi włosami, zarostem i tym, że grał na gitarze w garażowym zespole. Był zabawny i głośny. Zupełne przeciwieństwo tego, czym była ona, ale kiedy spotkała się z Edgarem przy stole sekcyjnym, William przestał być dla niej atrakcyjny. Zupełnie jakby diabeł wyrwał z jego pleców skrzydła, które dostrzegała, i rzucił w jej stronę, rozkoszując się tym, że zdobył jej uwagę – tak się czuła przy swoim mężu; czuła się otoczona przez ramiona diabła, pieszczona palcami przez przekleństwo, schwycona za szyję przez jadowitego węża. Teraz William podobno pracował jako policjant, ale od czasu wypadku nie spotkali się ani razu.
      — Chciałam założyć rodzinę po studiach — kontynuuje. — Urodzić dwójkę, może trójkę szkrabów… być mamą i rozwijać karierę.
      Wraca do momentu, gdy zdała sobie sprawę, że umrze; że to koniec, kiedy straciła panowanie nad samochodem, a potem tylko ból, wilgoć i ciemność. I nagle światło, zimno i gniew – rozgląda się wokół, sunąc wzrokiem po białych ścianach. Doskonale je pamięta; zerka w stronę jednego z pęknięć, które zrobiła, gdy z furią zaczęła uderzać pięściami po kaflach.
      Dotyka palcami swojego czoła, gdy czuje nagły i ostry ból głowy.
      — Ale teraz, kiedy… kiedy jestem potworem, kiedy jestem… tym czymś — Wskazuje niedbale ręką po swoim filigranowym, jasnym ciele — nie mogę być nawet kobietą. A przynajmniej nie... pełną kobietą.

      pani Blackwood

      Usuń
  12. [ Cześć! Bardzo dziękuję za powitanie i miłe słowa.
    Pojawiam się pod kartą Edgara, ponieważ wydaje mi się, że z Mariną mogą go połączyć różnego rodzaju interesy ze względu na jego zainteresowania właśnie :D Chociaż nie powiem, było mi ciężko wybrać, ponieważ obu panów masz genialnych. Jeśli chcesz, możemy coś wymyślić dla obu, ja jestem jak najbardziej za!
    Jeśli zaś chodzi o Pana Blackwooda, to myślę, że ma na tyle dużo pieniędzy, żeby stać się jednym z bardziej tolerowanych klientów Mariny. Ona jest, niestety, mocno interesowna. Ma też bardzo dużo magii do wykorzystania. ]

    Marina Sagecroft

    OdpowiedzUsuń
  13. Pielęgnowana, ale dusząca myśl o rodzinie, o dziecku, stała się dla Asterii pewnym asem w rękawie, jednak nie dlatego, że mogła to wykorzystać, a dlatego, że było to coś, o czym jej mąż nie miał pojęcia. Całe jej życie, stworzone przez Edgara, należało do niego, a to nieracjonalne pragnienie wydawało się tylko i wyłącznie jej.
    — Nie wiem, co planowałam. Raczej nie wierzyłam w to, że będę żoną wykładowcy — stwierdza sucho, spoglądając w stronę męża, którego głos wydaje się tak odległy i tak zimny. — Jesteś tym zdziwiony? Miałam wtedy dziewiętnaście lat i raczej nie traktowałam życia zbyt poważnie.
    Przymyka oczy i przełyka westchnięcie. Do pewnego momentu Asteria po prostu cieszyła się z tego, co miała – przeprowadziła się do Woodwick i zamieszkała z babką od strony mamy. To było dość impulsywne, ale wtedy czuła, że powinna wyrwać się z rodzinnej rezydencji i kiedy przyleciała do Anglii, Woodwick pochłonęło całą jej uwagę. Wsiąknęła w tej tajemniczy krajobraz, w małe domy i hermetyczne społeczeństwo, w gęste lasy i mgliste polany – pokochała to miasteczko.
    Potem zaczęła spotykać się z Williamem. Chłopakiem o kręconych, blond włosach i roześmianych oczach, który przypominał jej szczeniaczka – był zawsze uśmiechnięty i pomocny. Poza tym jej babcia bardzo go chwaliła i zawsze powtarzała, że ładnie razem wyglądają. Asteria jednak szczerze w to wątpiła – ze swoimi czarnymi włosami i zielonymi oczami, które teraz były srebrnoszare, wyglądała raczej jak wyrwana z zupełnie innej bajki niż William. Ale William ją kochał, a ona… ona nie do końca.
    — Bo to irracjonalne. Tworzyć dziecko ze zwłok, skomponować duszę, nastroić ducha do ciała… dobrze wiesz, jakie to trudne i niebezpieczne — odpowiada beznamiętnie, zupełnie jakby zirytowana jego pytaniem. — Nawet jeśli stworzymy to dziecko, nawet jeśli będzie ono nasze, to czy nie będzie cierpieć?
    Przypomina sobie własny ból i wściekłość; przypomina sobie, jak bardzo złamana była własnym życiem, które powinno się skończyć, ale nijak nie mogła ze sobą skończyć. Kiedyś próbowała nawet rozciąć sobie żyły i sprawdzić, czy może umrzeć, odejść, rozpaść się, ale wtedy Edgar szybko zainterweniował – i w jakiś sposób nienawidziła go za to.
    — Właśnie tego się obawiam — stwierdza beznamiętnie. — Tego, że zrobiłbyś wszystko, aby mnie uszczęśliwić… — Jej głos nagle cichnie, a usta pozostają lekko rozchylone. — Choć nie, Edgarze, w tym przypadku poczułeś, że stawiam przed tobą wyzwanie i to właśnie temu chcesz podołać. Temu, aby stworzyć idealne dziecko, by móc jeszcze raz oszukać śmierć. Tak stworzyłeś sobie idealną żonę i tak stworzysz sobie idealne dziecko, prawda?
    Nic nie mogło zmienić tego, że w pewien sposób nie czuła się kobietą – a przynajmniej nie w stu procentach. Była porcelanową pięknością i tak naprawdę miała wszystko: wykształcona, z tytułem naukowym i kilkoma pracami, które opublikowała w szanowanych, branżowych czasopismach, a mimo to, wobec tego wszystkiego, nie mogła dać Edgarowi dziecka. I w jakiś sposób niepokoiło ją to – co, jeśli jej mąż uzna, że chce dziedzica? Czy wtedy zamknie swojego potwora w katakumbach, a potem weźmie sobie młodą i żywą żonę?
    Spogląda w stronę męża, który niemal wybucha i próbuje się wyrwać, gdy Edgar sięga do jej twarzy. Zamyka oczy w momencie, gdy mężczyzna zaczyna mówić, drżąc z emocji – nie chce tego słuchać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jesteś zapatrzonym w mnie głupcem… — odzywa się, a jej głos jest cichy i ostry. — Głupcem, który próbuje mówić mi, co mam czuć do własnego ciała. Jak bardzo trzeba być aroganckim, by wymagać tego od własnej żony? Doskonale wiesz, że twoje słowo jest dla mnie rozkazem.
      Gwałtownie łapie za jego szyję i ściska palce, ale nie tak, by zrobić mężowi krzywdę. Pozwala mu też swobodnie oddychać, choć jest zmuszony do tego, aby głębiej nabierać tlen do płuc. Patrzy w jego stronę i uśmiecha się upiornie, i choć jest niższa i drobniejsza od Edgara, to wcale nie słabsza. Przechyla delikatnie głowę.
      — Znam twoje najbardziej skryte i mroczne sekrety? Wiem tylko tyle, ile mi mówisz. — Przygląda się z uwagą jego idealnej twarzy. Edgar jest wciąż tak samo urzekający jak kilka lat temu, gdy po raz pierwszy zobaczyła go w prosektorium. — Nie mam nad tobą kontroli, a moją jedyną przewagą są moje pragnienia, do których nie masz dostępu. Czy powinnam z tego zrezygnować, bo tego chcesz?

      pani Blackwood

      Usuń
  14. [ Przyszłam dać znać, że napisałam maila w sprawie wątków :)]

    OdpowiedzUsuń
  15. Asteria nigdy wcześniej nie myślała o tym, co będzie, więc kiedy została ożywiona, wyłowiona ze Styksu, czuła wściekłość – czuła, że to nie jest jej miejsce; że powinna wrócić do zaświatów, poddać się temu, co dla niej przyszykowano, ale Edgar był bezwzględny. Był strażnikiem jej duszy i nijak nie potrafił zrozumieć, jak bardzo pragnęła wtedy ponownie umrzeć.
    Kim się stała, gdy podarował jej to przekleństwo? Nie była już zwykłą studentką medycyny i raczej nie udało jej się wrócić do starej wersji siebie – to jednak nie wydawało się aż tak straszne czy bolesne. Najbardziej przerażało ją uzależnienie od Edgara Blackwooda, który jednym słowem, jednym gestem potrafił złamać jej wolę. Mógł to zrobić w praktycznie w każdym momencie, co zawsze budziło w niej bunt. Być może dlatego przemilczała sprawę dziecka – to pragnienie należało tylko do niej.
    — Wierzysz w to, że byłbyś wtedy szczęśliwy? — pyta, lustrując spojrzeniem jego twarz. Twarz, którą doskonale znała. Zatrzymuje wzrok przy jego niewidzącym oku, czasem zastanawiając się, czy przez to Edgar nie stał się bardziej szalony. — Nigdy nie mówiłeś o dziecku — wytyka mu. — A teraz, gdy już wiesz, że ja je pragnę, chcesz spróbować tego dokonać, ożywić trupa, bo twoja chora ambicja cię do tego popycha. Znam cię, kochanie, i pod miłością do mnie kryje się przede wszystkim ciekawość i gotowość, aby znów przekroczyć granicę.
    Asteria wie, że jej mąż zdołał już sobie znaleźć nowy cel i ma świadomość, że teraz będzie pracował nad tym tak długo, aż osiągnie sukces. Był obsesyjnym draniem, który zawsze dostawał to, czego chciał – i w jakiś sposób podziwiała go za to; podziwiała i nienawidziła, bo gdyby po prostu zaakceptował prawo natury i jej śmierć, nie znajdowałaby się tutaj. Jej ciało już dawno by skruszało, a tak było żywe, napędzane mistyczną energią i ambicjami Blackwooda.
    — Nie mów nic więcej — rzuca ostro, kiedy sugeruje, że być może był sposób, aby podarował jej dziecko. Nie takie stworzone z ludzkich ciał ani nieadoptowane. Nie chciała w ogóle o tym słyszeć; robić sobie nadziei; karmić się szaleństwem męża, który zrobił krok w to, co nieznane. Zapewne sądził, że mógłby zrobić dla niej wszystko, ale mylił się – jedyne czego nie mógł zrobić Edgar Blackwood to prawdopodobnie pozwolić jej odejść.
    Przygląda się jego twarzy i uśmiecha się blado, gdy słyszy jego złość w głosie. Wzrusza obojętnie ramieniem, ale kiedy Edgar wytyka, że powinna być wdzięczna, wolno przechyla głowę w bok. Prycha głośno, niemal sycząc, a kiedy mąż łapie za jej nadgarstek, mruży oczy.
    — Wdzięczna? — W jej głosie słychać niedowierzanie. — Mam być wdzięczna za coś, co powinno być… normalne? To całkiem ciekawe, że tak mówisz, ale chyba w ten sposób czujesz się lepszy… prawda? Stwierdzasz, że powinnam być wdzięczna, bo dajesz mi prawo do własnego zdania. Jakże to miłe, kochany mężu. Jakże… cudowne! Dajesz mi wybór, pozwalasz być autonomiczną jednostką. Jesteś tak kurewsko wspaniałomyślny!
    Wyrywa rękę i chwyta za swoją sukienkę. Spogląda w jego stronę przez ramię, a potem zarzuca swoje czarne włosy w tył i oddala się – byle jak najdalej od męża.
    — Idę wziąć prysznic — oznajmia krótko, bez zbędnych emocji, aby doskonale wiedział, że potrzebuje teraz kilku chwil dla samej siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmywa z siebie zapach Edgara, używa olejków i wsmarowuje w bladą skórę – przygląda się też swojemu ciału, zupełnie jakby mogła dostrzec coś niepokojącego. Jakieś ślady zgnilizny czy ruszające się w prawie zimnym mięsie robactwo. Asteria doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest trupem, ożywieńcem i jedyne, co wyróżniało ją od upiornej służby w rezydencji, to jasność umysłu i głębokie emocje, które nie różniły się niczym do tych człowieczych. Pod tym względem Edgar dokonał cholernego cudu.
      Przebiera się w piżamę; czarna, aksamitna koszula nocna sięga do jej łydek; ma ładny dekolt, który obnaża obojczyki część blizny – odkrywa też jej miękkie plecy. Ciemne, wilgotne włosy rozpuszcza, a oglądając się w lustrze, doskonale dostrzega swoją dziewiętnastoletnią twarz, mimo że tak naprawdę niedawno obchodziła dwudzieste ósme urodziny. Jej ciało nie postarzało się – nie miała zmarszczek ani żadnych oznak starzenia. Wciąż była tamtą studentką medycyny.
      Łóżko jest puste, bo Edgar zapewne wciąż pracuje. Wtula przez chwilę policzek w zimną poduszkę, aż w końcu wzdycha, niemal z irytacji i rusza się – opuszcza sypialnię i znajduje męża w kostnicy. Pochyla się nad blatem, wertuje notes, zagląda do kartek, dokumentów, studiuje wykresy.
      Zbliża się do niego, a potem obejmuje jego pas i całuje krótko męskie ramię, pochylając się, by móc w ten sposób spojrzeć Edgarowi w twarz.
      — Chodź do łóżka… — W jej głosie słychać pewną prośbę. — Nasza rocznica się jeszcze nie skończyła, a ty znów pracujesz.

      łagodniejsza strona pani Blackwood

      Usuń
  16. Asteria mogłaby spędzić ten wieczór i noc bez męża. Mogłaby – jednak czy byłaby wtedy szczęśliwa? Związała się z Edgarem nie dlatego, że był jej stwórcą czy mistrzem; chciała zostać jego żoną, dlatego że go kochała. To słabo bijące w jej piersiach serce kochało Blackwooda tak zaborczo, mocno, niemal brutalnie i nie wyobrażało sobie, aby być daleko od niego.
    Czasem, gdy się wściekała, rzucała Edgarowi prosto w twarz papierami rozwodowymi i choć wtedy naprawdę pragnęła odejść, wyrwać się z jego łapsk, to tak naprawdę doskonale wiedziała, że jej mąż nigdy niczego nie podpisze. I chyba to kochała w nim najbardziej – tę niezachwianą wiarę w ich małżeństwo, które trwało już od pięciu lat.
    — Też tak myślałam — stwierdza, kiedy słyszy jego głos, a potem wzdycha cicho, niemal markotnie. — Wiem, że je szanujesz i jestem za to wdzięczna. Gdybyś poszedł za mną… — Znów wzdycha. — Pewnie skończyłoby się to gorszą kłótnią i koniec końców dzisiaj nienawidziłabym cię bardziej niż kochała.
    Czuje jego dłoń przy swojej ręce – jego palce są ciepłe i czułe. Edgar zawsze miał je takie; ciepłe, perfekcyjne. Ręce Boga; ręce przeklętego człowieka, który igrał ze śmiercią i próbował zmienić naturalne prawo. Robił to, by sięgnąć głębiej. Bardziej. Robił to, by nigdy nie zostać zranionym, i to w jakiś sposób Asteria mogła zrozumieć; tę chęć, by otoczyć się nieśmiertelną rodziną. Nieśmiertelną żoną.
    Gdy Edgar się do niej odwraca, jej ręce mimowolnie sięgają do jego twarzy. Palce badają fakturę skóry – dotyk jest delikatny i czuły. Asteria przygląda się lekkim zmarszczkom, oznakom starzenia, które kochała całą sobą. Uwielbia swojego męża; jego twarz, sylwetkę. Był przystojny – był w jakimś sensie idealny. Przyciągał wzrok, kusił i wydawał się wężem, który szepcze, by wgryźć się w jabłko. Tak przynajmniej się czuła, gdy po raz pierwszy się z nim zmierzyła. Poważny wykładowca z nieludzkim, niemal demonicznym błyskiem w oku, który momentalnie skradł jej duszę – była wtedy gotowa zrobić wszystko, byleby poczuć jego ręce przy sobie.
    — Nasza rocznica była, a raczej jest, pikantna — odpowiada, patrząc mu prosto w oczy. — Czy spodziewałeś się czegoś innego, mój skarbie? Doskonale wiemy o tym, że kłócimy się równie często, jak się pieprzymy. A robimy to… wiele razy. — Uśmiecha się do niego nieco przewrotnie, a potem puszcza jego twarz i delikatnie łapie jego dłoń.
    — Chodźmy do łóżka. Potrzebuję mojego męża — dodaje szeptem.
    Wędrówka po ciemnych korytarzach rezydencji w każdej innej istocie wywołałby nieprzyjemny dreszcz. Czarne ściany i poczucie, że ktoś ukrywa się w ciemnościach; krwiste spojrzenia, złowroga aura opętania, chłód, który ciągnie się przy posadzce; w tle słychać uderzające o witrażowe okna gałęzie łysych drzew, a potem dołącza do tego deszcz – burza. Wyjątkowo rozszalała i brzydka, sądząc po tym, jak głośny huk wstrząsa murami.
    Pozwala Edgarowi przebrać się w piżamę, a potem zapala kilka świeczek przy czarnej komodzie – sypialnia pogrąża się w delikatnym świetle, choć zbyt słabym, by cokolwiek dokładniej dostrzec. Asteria kładzie się i patrzy w ciemność, czekając, aż jej mąż w końcu się położy. Odkąd Edgar osiągnął czterdziestkę, coraz bardziej martwiła się jego ciągłą pracą i nadgodzinami – przepracowywanie się nie służyło ludzkiemu organizmowi, tym bardziej po czterdziestce. Naiwnie się jednak łudziła, że mąż zacznie pracować mniej i kompleksowo o siebie zadba, ale ten drań zawsze miał wymówkę; zawsze zwracano się do niego po pomoc i zawsze był autorytetem dla wszystkich. Jak więc mógł sobie odpuścić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekiedy zastanawiała się, czy dla osób z zewnątrz całe to małżeństwo nie było dziwne; ona, wyglądająca jak dziewiętnastolatka, i dorosły mężczyzna, dobijający już do wieku, w którym jego życie powinno być stabilne – i pewnie w jakiś sposób było. Tylko że Asteria wciąż była sobą i nigdy nie miało się to zmienić. Jak ukryje swój wiek, gdy Edgar będzie już naprawdę stary? A co, jeśli umrze?
      Czuje, że jej serce nagle się zatrzymuje – że przez moment nie ma jego bicia, zupełnie jakby stanęło, przerażone nieuchronną śmiercią. I gdy Edgar w końcu do niej dołącza, niemal momentalnie się w niego wtula; opiera głowę o jego pierś, wsłuchując się w wybijający rytm mięsień.
      — Zgadzam się — odzywa się szeptem, który delikatnie zagłusza padający za oknem deszcz. — Zróbmy dziecko, pracujmy nad nim razem… i zacznijmy proces adopcyjny. Miałeś rację, mówiąc, że wśród tych wszystkich niechcianych maluchów, będzie ten, który stanie się częścią naszej rodziny. Chcę tego, Edgarze. Chcę mieć z tobą dziecko, dzieci… — Głaszcze jeszcze pierś. — O ile ty wciąż chcesz je mieć ze mną.

      pani Blackwood, która po cichu martwi się o męża

      Usuń
  17. Przytakuje wolno, gdy jej odpowiada. Właściwie nie spodziewała się niczego innego, choć brała pod uwagę to, że Edgar mógłby z tego zrezygnować. Nigdy wcześniej nie wspominał o dziecku, więc równie dobrze było to jej samolubne pragnienie, które chciała spełnić – czy jednak nie obiecał jej tego? Czy nie przysięgał, że da jej wszystko?
    Teraz gdy jest tak blisko niego i czuje jego serce przy sobie, Asteria doskonale o tym wie; wie, że Edgar byłby do tego zdolny. Dla niej. Ta świadomość smakowała tak słodko, mrocznie, tak ciężko, zupełnie jakby nie było nic lepszego.
    Doskonale wie, że dziecko może wiele zmienić, choć nie do końca jest w stanie określić, co naprawdę. Czy maluch w mrocznych murach rezydencji będzie mógł być szczęśliwy? Wiedziała, że tak; wiedziała też, że nazwisko Blackwood wiązało się z prestiżem i wieloma możliwościami – nie było nikogo, kto nie szanowałby tej rodziny, szczególnie w tak małym mieście, jak Woodwick. I choć dla wielu mieszkańców stary zamek uchodził za nawiedzony i staromodny z zawsze zamkniętym wjazdem i oddzielonym ogrodem, to każdy z nich, gdy śmierć dotykała któreś z członków ich rodzin, przychodził właśnie tutaj – do domu pogrzebowego, który czule zajmował się truposzami; wiele razy Asteria słyszała, że makijaż, który wykonała, nadaje zmarłemu żywych barw; że mama, tata, dziadek czy ktokolwiek inny wygląda tak spokojnie, tak… ładnie. Każdy z nich ufał też Edgarowi; ufał jego rękom i słowom.
    — Możesz dokończyć sekcję rano, a po lunchu pojedziemy załatwić sprawy. Mogłabym przedzwonić do najbliższego sierocińca, wypytać, czy nie musimy mieć jakichś dokumentów, zaświadczeń czy czegokolwiek innego. Nie chcę tam jechać bez żadnego przygotowania — oznajmia rzeczowo, sądząc, że jest to najważniejsze; to, by jakoś się do tego wszystkiego przyszykować. Nie sądziła, że to będzie łatwe; zapewne cały proces będzie dość żmudny. Dodatkowo dochodziło do tego wszystkiego to, że być może wśród tych maluchów nie znajdzie się żaden, który pasowałby do rodziny Blackwood; ten, kto nie ma w sobie mroku, nie przetrwa w murach rezydencji wśród krzyków, szeptów i potworów.
    Dotyka policzka męża i kieruje swoje spojrzenie w stronę jego twarzy.
    — Dziękuję, że to powiedziałeś. To, że rodzina jest najważniejsza — dodaje i uśmiecha się do niego delikatnie; jej porcelanowa twarz wydaje się teraz niemal krucha. — Doceniam to.
    Słucha jego słów, wodząc palcami po jego twarzy. Bada fakturę dojrzałej skóry i mimowolnie zachwyca się jej ciepłem; tym, że Edgar jest tak cudownie nieidealny – tak kusząco, niemal bestialsko perfekcyjny. Obserwuje, jak przy jego policzkach tańczą cienie; jak ciepły blask świec dociera do jego tęczówek, odbijając to, co żywe i nieskazitelne.
    — To dobry pomysł, kochanie — odpowiada, przytakując. — To też idealna okazja, żeby wspólnie popracować i stworzyć dziecko. Nasze dziecko. — Wyciąga się, aby pocałować jego brodę i dotknąć nosem męskiego policzka. Zaciąga się zapachem jego skóry i wcale nie próbuje tego ukrywać; Asteria uwielbia zapach swojego męża i w jakiś sensie było to jej małe uzależnienie.
    — To powinien być chłopiec. Śliczny chłopiec… — odzywa się i zsuwa rękę po klatce piersiowej Edgara. — A skoro ma to być chłopiec, to chciałabym, żeby otrzymał imię Victor, po twoim ojcu, oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posyła w stronę męża krótkie spojrzenie, a jej usta zahaczają o jego szyję; liże skórę, całuje fakturę i gryzie, aby poczuć krew męża. Wydaje z siebie stłumione jęknięcie i dokładnie muska czerwony ślad, czule, zapamiętale, z uwielbieniem.
      — Co o tym myślisz? — pyta cicho, a jej ciało porusza się bezszelestnie, podczas gdy ręce Asterii niepoprawnie sięgają do piżamy męża; zaczepnie pociąga za nogawkę, a chwilę później sprawnie zsuwa spodnie, by uwolnić sterczącą męskość; w ciemnościach oczy potwora wydają się lśnić; wydają się wielkie, głębokie, przyciągające jak czarna dziura.
      Dociska usta do jego penisa, przesuwa językiem po główce i spogląda w stronę męża, wystawiając nieco zęby – była pewna, że czuje je przy swoim prąciu, a gdy dociska głowę i jej gardło staje się pełne, Asteria mruczy cicho i chwilę później się odsuwa. Wdrapuje się po męskim ciele i podrywa swoją halkę, by zaraz potem docisnąć biodra do jego bioder – jego penis gładko wypełnia jej cipkę, a z jej ust ucieka cichy jęk.
      — Kocham cię, mój szalony mężu… mój diable, mój wężu... mój mistrzu. — Pochyla się do męża i wplątuje palce w jego włosy. Zaciska je nieco mocniej i odchyla męską głowę w bok, by przysunąć usta do jego ucha. — Nasza rocznica jeszcze się nie skończyła i nie skończy tak długo, aż tak nie uznam.

      pani Blackwood, dla której świętowanie rocznicy jeszcze się nie skończyło

      Usuń
  18. — Mhm, masz rację — stwierdza miękko. — Cieszę się, że chcesz zrobić to razem. Nigdy nie myślałam, że mogłabym pokochać cię bardziej… a okazuje się, że jest to możliwe.
    Spogląda po jego twarzy i uśmiecha się delikatnie. Edgar do tej pory nigdy nie mówił o rodzinie i nie winiła go; z tego, co wiedziała, każdy z jego bliskich zmarł, więc zapewne musiał czuć lęk przed stratą – stworzył sobie żonę ze zwłok, by mieć szansę, aby stworzyć szczęśliwy związek, który nie będzie wiązał się ze śmiercią. Tylko że w tej relacji to Edgar był tym żywym, tym słabym ogniwem, które należało chronić. Asteria wiele razy zastanawiała się nad tym, jak temu zaradzić; jak zatrzymać Edgara przy sobie, bo czas wciąż uciekał, a jej mąż robił się coraz starszy.
    — Wiem, kochanie. Jestem gotowa, żeby poczekać tak długo, aż znajdzie się dziecko, które będzie pasować do naszej rodziny — odpowiada szeptem. — Nie chciałabym, żeby się bało, a pokochało ten dom… żeby czuło, że to właśnie tutaj jest jego miejsce.
    Asteria też zrozumiała, że jej miejsce jest w rezydencji Blackwoodów; że jej miejsce jest przy mężu, który wciąż i wciąż rozpieszczał ją prezentami; który pragnął dać jej wszystko. Zupełnie się temu poświęcił, aż w końcu i ona pragnęła dać mu coś od siebie – pragnęła, żeby był z niej dumny.
    Adoptowane dziecko powinno więc zrozumieć naturę tego domu; nie bać się, a mieć w sobie mrok, który pozwoliłby mu tu przetrwać. Asteria brała więc pod uwagę, że trudno będzie znaleźć akurat takiego malucha – że to może potrwać lata, ale była cierpliwa i nie zamierzała odpuszczać.
    — Nigdy od ciebie nie odejdę — stwierdza, głaszcząc jego policzek. Skóra Edgara jest tak ciepła, tak żywa. — I nie mówię tego dlatego, że jesteś moim mężem i mistrzem, a dlatego, że chcę być przy tobie, choć czasem tak bardzo cię nienawidzę… — Uśmiecha się krótko. — Nasza rodzina… tylko nasza. Pomyśl o tym, że będziesz tatą. Nauczysz nasze dziecko wszystkiego, co wiesz, będziesz się o nie troszczył i je kochał, bo w jakiś sposób będzie częścią siebie.
    W jej głosie słychać pewne wzruszenie, pewną miękkość, co sugeruje głębokie pragnienie rodziny – pragnienie tego mistycznego ogniska domowego, którego jej brakowało; chciała wypełnić mury rezydencji dziecięcym śmiechem i bieganiem; chciała, by te ściany odżyły i wzięły głębszy oddech.
    — Victor Blackwood II — powtarza za mężem i przytakuje jego słowom. — Jest z ciebie dumny. Z tego, co dokonałeś. Jestem pewna, że spogląda w twoją stronę ze wszystkich namalowanych portretów… — Całuje jego usta, muska kącik ust, próbując zmyć z jego warg ogrom smutku i żalu.
    — Tak, połączyłeś nas — odzywa się czule. — Jesteś moją rodziną. Moim mężem. Moim ukochanym… — Przesuwa palcem po jego szyi, wiedząc, że tak właśnie było; Edgar był miłością jej życia; słodką trucizną. Był tak samo przekleństwem, jak i wybawieniem.
    — Jestem twoją najwspanialszą żoną. — Uśmiecha się do niego uroczo, trochę upiornie, podczas gdy jej spojrzenie sunie po męskiej twarzy. — Twoim ideałem…
    Patrzy, jak Edgar próbuje unieść lekko głowę, ale udaremnia mu to, a potem wsłuchuje się w jego głos, mrucząc cicho. Przesuwa językiem po jego uchu i przygryza płatek, zostawiając ślad swoich zębów. Czuje jego ręce przy swoim ciele; czuje, jak Edgar rysuje jej sylwetkę swoimi dłońmi, co jedynie sprawia, że wyrywa jej się westchnięcie. Pieszczotliwe określenie, którymi ją raczył, wywołują w niej dreszcz – i z każdym kolejnym słowem jest bardziej mokra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Po prostu chcę, żebyś wiedział, że ten dzień jest dla mnie ważny… — wyznaje cicho. — Zamierzam się tobą bawić aż do rana, mój upiorny mężu — dodaje, sunąc językiem po jego żuchwie.
      Przymyka oczy w momencie, w którym czuje palce Edgara przy swojej łechtaczce. Diabeł doskonale wiedział, jak powinien dotykać jej ciała, by dać jej przyjemność – i kochała go za to.
      Prostuje się lekko, a potem ściąga z siebie halkę, by pokazać mężowi swoje blade ciało – wie, że Edgar uwielbiał jej blizny. Opiera dłonie o jego klatkę piersiową i zaczyna poruszać biodrami. Wolno, głęboko, dokładnie – sensualny taniec wydaje się plątaniną jej westchnięć, jęków i spojrzeń zamkniętych w oczach męża; Asteria wolno kieruje jedną z rąk w stronę szyi męża i zaciska palce, by odebrać mu oddech.
      A gdy Edgarowi zaczyna brakować tchu, rozluźnia uścisk i pochyla się, by posmakować jego zimnych, posiniałych ust.

      pani Blackwood, która dopiero zaczyna męczenie męża

      Usuń
  19. Asteria nigdy nie pragnęła zbyt wiele. Jeszcze jako zwykła nastolatka przeprowadziła się do Woodwick, żeby uciec od rodziny – chciała spróbować czegoś innego; czegoś, co byłoby zupełnie inne od tego, co znała. Żyjąc pod kloszem, pragnęła doświadczać, aż w końcu podjęła decyzję, by przenieść się do małego, dość upiornego miasteczka. Dogadywała się z babcią i całkiem nieźle radziła sobie ze wszystkim wokół: z zaaklimatyzowaniem się i studiami. Nie przewidziała jednak tego, że umrze, a potem, że Edgar Blackwood wyciągnie do niej ręce i rozedrze cmentarny całun.
    Gdy się ocknęła, nie pragnęła niczego – była jedynie tworem, który stworzył Edgar, aż w końcu przypomniała sobie dawne życie; aż w końcu pojęła, co zyskała i co straciła. Nie żałowała swojej relacji z Williamem, ale chyba brakowało jej babcinych placuszków i naleśników. Nie mogła jednak jej się pokazać i oznajmić, że żyje – staruszka by jej nie uwierzyła, a może i zasłabłaby z nerwów. Nie było więc mowy o powrocie do poprzedniego życia, a więc niejako została zmuszona do tego, by zostać przy Edgarze. Przełom nastąpił w momencie, w którym po raz pierwszy poczuła się przy mężczyźnie żywa – gdy dostrzegła, że wcale się nią nie brzydził, a wręcz przeciwnie. Pragnął jej. Pragnął prawie zimnego ciała i tego, co mogła mu zaoferować. Do tej pory była panią Blackwood, a teraz, gdy Edgar tak gorąco obiecywał jej dziecko, stanie się również mamą. Częścią rodziny Blackwoodów.
    — Oczywiście, że warto — stwierdza, przytakując jego słowom i uśmiecha się delikatnie, sunąc spojrzeniem po jego twarzy. W blasku świec Edgar wyglądał upiornie i choć był jedynie człowiekiem, Asteria dostrzegała w jego oczach coś z diabła; coś nie z tej ziemi; coś złego.
    — Twoja zaborczość mnie zachwyca — przyznaje szczerze i dotyka palcem jego brody. — Tak, to nasze dziecko. Nasz piękny chłopczyk… będzie zachwycający. Zupełnie jak ty — dodaje z całym swoim przekonaniem i wiarą w to, że dziecko stanie się tym, co Edgar będzie w stanie pokochać. Czy jednak będzie mógł to zrobić? Czy pokocha tego chłopca?
    Wiedziała, że jej mąż był zdolny do uczuć i doskonale znała ich siłę. Chciała więc, by stał się dobrym ojciec dla ich synka – żeby pozwolił sobie wejść w rodzinę; aby doświadczył tego, co stracił. Pragnęła dać Edgarowi szczęście – dziecko, synka; chciała, by jej mąż wracał do domu, w którym słychać dziecięcy śmiech i gonitwę; by miał świadomość, że jest kochany.
    — Pragnę cię, mój Orfeuszu… — mruczy i przygryza delikatnie wargę. — I kocham cię. Kocham w tobie wszystko… — Pochyla się do niego i wyciąga język, by polizać jego policzek. — Ale najbardziej kocham twój smak.
    Przysłuchuje się jego słowom, doskonale wiedząc, że była jego obsesją. Dał jej tego dowód wiele razy i był w tym wyjątkowo zły – nie pozwolił jej odejść, nawet w momencie, w którym naprawdę pragnęła to zrobić; był stanowczy i zawsze powtarzał, że nigdy od niego nie odejdzie; nigdy nie będzie wolna, bo była jego arcydziełem, jego całym życiem. Uwielbiała te emocje; to, ile Edgar byłby w stanie dla niej zrobić, choć to od niego zależało tak naprawdę wszystko – był jej panem, mistrzem, mężem.
    Czuje jego dłonie i pieszczoty – i poddaje się temu; temu, jak jego ręce doskonale suną po jej ciele; jak umieją wywołać w niej dreszcz. Wydaje z siebie ciche sapnięcie, gdy mąż dotyka jej blizny – uwielbia, gdy to robił; wie, że Edgar poprawił to cięcie; że zrobił wszystko, by dać jej piękne, idealne ciało i takie było, oprócz tej nieszczęsnej kończyny. Noga nie należała do niej i mimo że nie różniła się tak naprawdę niczym, to Asteria czuła, że to coś obcego i brudnego. Teraz jednak nie jest to ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łapie jego twarz i spogląda mu w oczy – jęczy głucho, gdy Edgar niemal odpływa, a potem wciąga powietrze. Wymierza mężowi policzek i patrzy, jak jego głowa odchyla się w bok – z uwielbieniem i czułością znów sięga do jego ust i smakuje rozciętej skóry. Dolna warga pękła pod wpływem uderzenia, choć to nie było wyjątkowo mocne.
      Asteria odchyla się i raz za razem ujeżdża męża, czując zbliżający się orgazm – nie pozwala sobie jednak dojść, bawiąc się również swoim orgazmem. Dociska usta do szyi męża i gryzie; zostawia po sobie ślady po zębach, krew i ślinę, aż w końcu dociera do serca, bo tam mocno się wgryźć – krew tryska w jej ustach, a Asteria mimowolnie szczytuje, drżąc tak bardzo, że jest zmuszona oprzeć dłonie o łóżko.
      Prostuje się nieco i spogląda w stronę męża. Dociska palce do swoich ust, dyszy ciężko i mruczy – zlizuje krew i śmieje się cicho, by zaraz potem znów zacząć poruszać biodrami. Tym razem chwyta Edgara za szyję i przyspiesza – pozwala, aby doszedł. Mocno i intensywnie, zalewając jej ciasną cipkę swoim nasieniem.
      — Smakujesz niesamowicie — mruczy i opiera policzek o jego klatę piersiową. Wsłuchuje się w szybszy rytm bicia jego serca i uśmiecha się mimowolnie; uwielbia ten dźwięk. Dotyka też palcami śladów po swoich zębach. — To jednak całkiem udana rocznica…

      pani Blackwood, która uznaje rocznicę za udaną

      Usuń
  20. Bycie z Edgarem zawsze wiązało się z czymś mrocznym i pierwotnym. Asteria uwielbia jednak ten stan – i to nie tylko podczas seksu, który zawsze daje jej satysfakcję, ale też podczas codziennych spraw, gdy może obserwować swojego pracującego męża. Kocha jego skupioną minę i idealną fryzurę – kocha w nim wszystko, co tylko można, a i tak czasem wydaje jej się to za mało; że chciałaby posiąść więcej. Choć nie do końca wie, czy to możliwe – w końcu Edgar od samego początku należy tylko do niej.
    Zasypia więc przy jego boku, wtulając się w ciepłe, znane ciało, które było dla niej tak piękne i idealne – perfekcyjny Orfeusz.
    Czuje jego usta przy swoich, a przez to mruczy cicho i oddaje pocałunek, otwierając oczy. Spogląda po twarzy męża i uśmiecha się mimowolnie, widząc w jego oczach swoje odbicie. Uwielbia się temu przyglądać, podobnie jak uwielbia niewidzące oko Edgara, które do niej należało – wyciąga rękę, by móc pogłaskać jego policzek i wzdycha rozkosznie, przeciągając pocałunek, a potem oblizuje usta, gdy Edgar przygryza jej wargę i wstaje.
    — Powinieneś budzić mnie tak częściej — odzywa się z leniwym, zadowolonym uśmiechem, a potem odprowadza męża wzrokiem; bezczelnie sunie spojrzeniem po jego sylwetce, nawet nie kryjąc, że najchętniej zaciągnęłaby Edgara z powrotem do łóżka, a potem przeciągnęła rocznicę o dzień, by móc się z nim kochać przez najbliższe kilka godzin.
    W końcu wstaje i pozwala służbie wejść, aby zająć się wymianą poszewek i ogólnym sprzątaniem, jako że Asteria bardzo ceniła sobie porządek – wiekowa rezydencja nie lubiła się z kurzem, dlatego codziennie skrupulatnie odkurzano każdy jej kąt. Następnie bierze prysznic, suszy włosy i układa je, pozostawiając rozpuszczone – czerń rozlewa się niemal wodospadem po jej ramionach. Zaraz potem ubiera białą koszulę z lekkim dekoltem, spodnie garniturowe, które delikatnie podwija, w granatowym kolorze, do tego marynarkę z broszką z rodzinnym herbem i wysokie obcasy. Spryskuje się jeszcze perfumami, sięga po ciemnobrązową szminkę i wykonuje perfekcyjny makijaż przydymionego oka.
    Siada przy stole, przyjmując od służącej kawę i kieruje wzrok w stronę męża, który do niej dołącza. Uśmiecha się do niego, obserwując, jak zajmuje miejsce.
    — Pomyślałam, że możemy po prostu pojechać do Londynu i odwiedzić kilka placówek. Zadzwonię do kilku z nich, aby nas zapowiedzieć — odzywa się, upijając łyk kawy. — Wszelkie dokumenty kazałam przygotować służbie. Zaraz ktoś powinien się tutaj pojawić z teczką — dodaje, zerkając w stronę truposza, który właśnie odkładał talerz z naleśnikami i owocami, a zaraz potem przyniesiono też owsiankę, wędliny i ser.
    Asteria wybiera delikatne, ludzkie mięso, które wręczono jej w krwistej zalewie z truskawek – dziękuje krótko, a potem kroi danie i rozkoszuje się smakiem, oblizując dolną wargę językiem. Sięga też po kilka borówek i pokrojone jabłko – ma zdecydowanie dobry apetyt.
    — I chyba chciałabym adoptować dziewczynkę — wyznaje, spoglądając w stronę męża. — Skoro będziemy mieć synka, chciałabym też mieć córeczkę. — Zawija kosmyk włosów za ucho i odbiera od służącej teczkę z dokumentami.
    To w niej jest wszystko to, czym była, a raczej kim się stała, kiedy zmarła. Nie mogła w końcu być tamtą Asterią – Edgar postarał się więc, aby jej nowa tożsamość była zbliżona do starej. Jednak tak różna, by nikt nie powiązał jej ze zmarłą studentką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wciąż zadziwia mnie, jak idealnie to sfałszowałeś — mruczy pod nosem, przeglądając papiery. — Mam nadzieję, że to wystarczy. Jesteśmy małżeństwem od dość dawna, a różnica wieku chyba nie jest czymś, co mogłoby utrudnić adopcję, prawda? — Oddaje teczkę mężowi i wraca do jedzenia mięsa. — Biorąc pod uwagę to, że chcemy nadnaturalne dziecko, sierociniec zapewne będzie chciał pozbyć się takiego odmieńca, więc mamy szansę, aby adoptować malucha, który idealnie odnajdzie się w naszej rodzinie.
      Uśmiecha się krótko, wgryzając się w krwisty kawałek.
      — Poza tym jestem gotowa, aby rozpocząć pracę nad naszym synem, kochanie — oznajmia, wycierając usta w białą serwetkę. — Byłoby miło, gdyby Victor przywitał siostrę w nowym domu. — Posyła Edgarowi miękkie, czułe spojrzenie, a potem sięga po kawę.

      pani Blackwood, która wszystko planuje

      Usuń
  21. — Tak, to dobry pomysł, kochanie — odpowiada, gdy Edgar sugeruje, aby zahaczyć również o kilka ośrodków oddalonych od Londynu. — Nawet jeśli takowe dziecko znalazłoby się w takim wyświechtanym miejscu, jest szansa, że wcale nie pokazano by nam tego malucha, sądząc, że pragniemy idealnego dziecka.
    Uśmiecha się do męża i patrzy, jak sięga po jednego z naleśników – kiedyś bardzo dokładnie przedstawiła służbie to, jak ma wyglądać każdy posiłek; miał być zbilansowany i pełen dobrych składników, witamin, by jej mąż mógł jeść zdrowo, ale smacznie. Nie miała zamiaru karmić Edgara jedynie sałatą i kazać mu pić tylko wodę, ale dbała o jego kondycję.
    — Tak. Czy to problem? — Wyczuwa jego wzrok, więc przechyla delikatnie głowę i sunie kciukiem po filiżance. Aromatyczna kawa smakuje dzisiaj naprawdę dobrze. Zaraz potem wsłuchuje się w słowa męża i wolno przytakuje. Uśmiecha się mimowolnie. — To naprawdę niezwykłe, Edgarze. Chciałam dziecko, a ty jesteś w stanie podarować mi trójkę, a może i nawet czwórkę…
    Oblizuje językiem dolną wargę i prostuje się, opierając plecy o oparcie wiekowego krzesła.
    — Gdyby nie to, że mamy dzisiaj plany — zaczyna mówić — już dawno bym cię ujeżdżała. — Jej spojrzenie delikatnie ciemnieje, a wzrok sunie po twarzy męża, który zajmuje miejsce naprzeciwko.
    Wcześniej obawiała się powiedzieć Edgarowi o tym, że chciałaby zostać mamą. Być może bała się reakcji, a może wierzyła w to, że mąż tego nie zrozumie. Było jednak inaczej i Asteria czuła, że zakochuje się w Blackwoodzie raz jeszcze.
    — W porządku. Dam szansę dziecku, które będzie do nas pasować. Nie myśl, że traktuję to, jak wyjście do sklepu. Po prostu chcę, żeby nasza rodzina była perfekcyjna — dodaje, zawijając kosmyk ciemnych włosów za ucho. — Jeśli okaże się, że znajdziemy chłopca, który będzie dla nas idealny… przygarniemy go i damy mu wszystko, czego potrzebuje dziecko. Jestem pewna, że w końcu adoptujemy też dziewczynkę. — Zerka w stronę swoich małych, bladych rąk i pociera obrączkę.
    Uśmiecha się pod nosem, gdy Edgar tłumaczy, jak łatwo było wykreować jej nowe życie – nowe, które opierało się o to stare. Nie była jednak już tamtą dziewczyną i choć tęskniła za babcią czy za jej domem, który wciąż stał w Woodwick, nie mogłaby wrócić do tego, co było. Stała się panią Blackwood, szanowaną patolożką i tanatokosmetyczką – a teraz miała być także mamą.
    — Mam nadzieję, że nie przestraszymy tego dziecka — odzywa się i wzdycha cicho. — Liczę, że znajdzie się maluch, który pokocha tę rezydencję i choć pewnie będzie to wymagało czasu, to dostrzeże w niej swój dom. Ja także musiałam się przyzwyczaić do tych murów. — Mimowolnie sunie wzrokiem po ścianach. — Teraz nie wyobrażam sobie, by być gdziekolwiek indziej. Tutaj czuję się najlepiej.
    Rezydencja Blackwoodów stała się jej azylem; jej bezpiecznym miejscem, choć jako nowo narodzona traktowała tę posiadłość jako swoje więzienie, grobowiec, w którym grała rolę ożywionych zwłok – była wściekła, że Edgar to zrobił; że zamknął ją w tych koszmarnych murach i znosił wyzwiska, nie chcąc jej zabić, mimo że o to błagała.
    — Wywiad środowiskowy? Nasz dom jest piękny i ma swoją historię, mój upiorny mężu, więc co takiego mogliby nam zarzucić? — Asteria spogląda w stronę Edgara i dopija kawę. — Zdaję sobie sprawę z tego, że obcujemy ze śmiercią i że dla niektórych może to być problem, ale taka jest nasza praca, ukochany. — Odkłada filiżankę i pozwala, aby służący zabrał porcelanę. — Jedyne, czego nam brakuje, to pokój dostosowany do malucha, który tutaj zamieszka, ale koniec końców i tak nie będzie to problemem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecha się delikatnie, wiedząc, że jej mąż nigdy nie przyjmował odmowy i że niezależnie od tego, co będzie musiał zrobić, by dać jej dziecko, będzie w stanie tego dokonać – nie martwiła się więc niczym, a tym bardziej wywiadem środowiskowym, bo dom był ogromny i bogaty. Dumnie prezentował rodzinne nazwisko i zażarcie pilnował tajemnic, zachowując ciszę.
      — Tak, nasza mumia wciąż czeka, ale tyle się dzieje, Edgarze, że czuję się podekscytowana — oznajmia, posyłając mężowi krótkie spojrzenie. — Muszę zrobić raport z sekcji dla Instytutu, bo zaczną do mnie wydzwaniać, a ja naprawdę nie mam ochoty z nimi rozmawiać… zajmiemy się tym jutro, dobrze?
      Łapie za laptopa i wbija wzrok w jego ekran.
      — W porządku. Jedźmy i przekonajmy się o tym, czy będzie tak źle, czy może wręcz przeciwnie. To nasz pierwszy raz, więc nie spodziewam się niczego wielkiego. — Wstaje z miejsca i zbliża się do męża, a potem wyciąga rękę i dotyka jego twarzy. Głaszcze jego policzek i pochyla się, by móc musnąć jego czoło. — I tak, wieczorem zajmiemy się przygotowaniami do stworzenia naszego synka.

      pani Blackwood, która wcale nie panuje nad swoim podekscytowaniem

      Usuń
  22. Asteria zdaje sobie sprawę z tego, że adopcja może być trudna i że niezależnie od wszystkiego powinna być cierpliwa. Nie boi się jednak ani nie próbuje zadręczać się obawami – Edgar jest tuż obok, a to sprawia, że czuje się wyjątkowo silna i pewna siebie.
    Pierwszy ośrodek, choć największy i idealny w swojej kreacji, zupełnie jakby przyszłym rodzicom chciano sprzedać towar, okazał się dość rozczarowujący. Asteria nie bierze tego do siebie – po prostu zgadza się, by pojechać w inne miejsce.
    Tym razem jest to stary sierociniec – zabytkowy i piękny w tym, co sobą prezentował. Nieco zaniedbany teren ma w sobie jakiś urok; Asteria czuje wilgoć, zapach czegoś cięższego, zupełnie jakby budynek wstrzymał oddech, nie chcąc przerazić osób z zewnątrz. Przygląda się zdjęciom i ścianom, wsłuchuje się w ciszę i parę kroków – nie ma tutaj niczego, co sugerowałoby wir zabawy czy radość; wszystko wydaje się szare, przygnębione, z głęboko skrywanym smutkiem, który ukrywa się w cegłach.
    Asteria wita się uprzejmie i uśmiecha się pięknie, ale starsza kobieta jedynie mierzy jej sylwetkę wzrokiem i odwraca głowę, chyba próbując okazać politowanie jej wiekiem i tym, że znajduje się przy boku starszego od siebie mężczyzny – to sprawia, że ma ochotę się zaśmiać. Mimo tego, że urodziła się w 1995 roku, a zginęła w 2016 roku, mając zaledwie 19 lat, to obecnie miała już 28 – to jednak nie zmieniało faktu, że przy Edgarze wyglądała jak jego córka, a nie żona.
    Zajmuje miejsce i słucha pytań kobiety – i kiedy ta rzuca przytyk, dociska paznokcie do krzesła, aby powstrzymać się przed rzuceniem się w stronę tej głupiej baby. Przez moment wyobraża sobie, jak wbija palce w jej oczy i jak rozgryza jej gardło, szarpiąc mocno, aż krew zalałaby cały ten cholerny gabinet. Głupia suka wykrwawiłaby się szybko, być może za szybko.
    Asteria wie, że każde z tych pytań jest konieczne, a mimo to czuje wewnętrzny bunt przeciw temu wszystkiemu – cicho obiecuje sobie, że jeśli adopcja dojdzie do skutku, zajmie się dyrektorką i zniszczy jej dotychczasowe życie, które i tak musiało być cholernie przykre, skoro była wrednym, oschłym babskiem.
    Wypełnia formularze, zaznacza odpowiednio odpowiedź, rozpisuje się w wolnych miejscach i oddaje dokumenty kobiecie. Dopiero wtedy ta wstaje i oznajmia, że mogą rozejrzeć się po sierocińcu – ostrzega też, że niektóre z dzieciaków są chore lub zmagają się z traumami, dlatego zawsze gdzieś obok znajduje się opiekunka.
    — Nienawidzę jej — szepcze do męża, kiedy idą posępnym korytarzem. Dźwięk jej obcasów odbija się echem; Asteria nerwowo zawija kosmyk włosów za ucho, zupełnie jakby to miało ukoić jej chęć zabicia starej baby.
    Wzdycha cicho, rozmasowuje kark i bierze oddech – odrzuca tę myśl. Nie przyjechała tutaj po to, by się irytować i przejmować zakompleksioną dyrektorką ośrodka. Znalazła się w tym zapomnianym miejscu, bo pragnęła adoptować dziecko; pragnęła stworzyć z Edgarem rodzinę.
    Zaglądając do pokoi, widać naprawdę wiele maluchów w różnym wieku – większość z nich cicho się ze sobą bawi lub rozmawia; niektórzy siedzą przy stoliczkach i rysują albo czytają – każde z nich ubrane jest w ciemny strój. Dziewczynki noszą czarne sukieneczki, rajstopy i trzewiki, a chłopcy koszule, bawełnianą kamizelkę, materiałowe spodnie i miękkie buty.
    Czuje, że ktoś łapie za jej rękę – spogląda w tamtą stronę i dostrzega dziewczynkę. Może mieć około 7 lat. Ta uśmiecha się szeroko i przechyla głowę.
    — Szukasz dla siebie dziecka? — śmiało pyta, a potem puszcza jej dłoń i okręca się wokół własnej osi. — Jeśli chcesz grzecznej córeczki, to mogę nią być. Umiem sprzątać, dobrze się uczę i…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asteria spogląda w kąt – jakaś niewidzialna siła kieruje tam jej wzrok, a wtedy wyłapuje sylwetkę małego chłopca o białych włosach. Maluch wciska się niemal w ścianę, zupełnie jakby chciał się schować przed wszystkim wokół, a to w jakiś sposób chwyta Asterię za serce.
      — Na co patrzysz? — Dziewczynka ogląda się przez ramię, a potem prycha. — To Michil. Jest dziwakiem, chyba z Rosji, bo ciągle wrzeszczy i niby widuje jakieś duchy. Nasza opiekunka powtarza, że to choroba psychiczna i powinniśmy być wyrozumiali, ale ja się go boję.
      — Przepraszam, ale… — Asteria ignoruje dziewczynkę i zbliża się do chłopca. Kuca przed jego skuloną sylwetką i uśmiecha się łagodnie. Dziecko ma białe włosy i ładną twarzyczkę; prawie anielską. Przygląda się jego małym rączkom i temu, jak jego ubranie jest zbyt duże i niemal sprane, zupełnie jakby nikt w ośrodku nie znalazł niczego, co mogłoby mu pasować. — Kak vy? Ya Asteriya.
      Chłopiec spogląda w jej stronę, a wyraz jego twarzy jest tak samo beznamiętny. Niemal kamienny.
      — Tebya zovut Michil, da? Mogu ya nazyvat' tebya Misza? — pyta, wciąż używając rosyjskiego. Czuje też dłoń Edgara przy swoim ramieniu, dlatego przykrywa jego rękę swoją i dodaje: — Eto moy muzh. Edgar. Ty pozdorovayesh'sya s nim?
      — Dobroye utro — wydusza z siebie maluch i wstaje; dopiero teraz widać, że jego mundurek jest o wiele za duży.

      pani Blackwood, oczarowana Miszą

      Usuń
  23. Asteria doskonale wie, że przyjdzie jej czekać dość długo, by zabrać upragnione dziecko z ośrodka – była jednak cierpliwa i nie miała zamiaru się spieszyć czy być niewdzięczna; decyzja o rodzinie nie pojawiła się nagle, a maluch nie był jej chwilową zachcianką. Pragnęła stworzyć z Edgarem coś ponadczasowego; chciała wypełnić rezydencję śmiechem, bieganiem i życiem.
    Dlatego głupia, stara baba, choć denerwująca, nie jest tym, co mogłoby zniszczyć jej marzenie – po adopcji, gdy już ukochane dziecko będzie w jej ramionach, pozbędzie się kobiety i dopilnuje, by zdychała długo i boleśnie. Jest jednak wdzięczna Edgarowi, że znajduje się tuż obok; że odnajduje jej dłoń i uspokaja, zapewne doskonale wiedząc, że najchętniej zabiłaby dyrektorkę i wyrwałaby ten jej niewyparzony jęzor. Wizja jest tak kusząca, że Asteria mocno walczy z instynktem, który każe jej rozszarpać kobietę.
    Czuje dłoń swojego męża, niemal szczęśliwa, że on również zauważył małego, zapędzonego w róg chłopca. Maluch ma śliczną twarzyczkę i trochę zbyt długie włosy – powinny zostać delikatnie ścięte, by pasma nie drażniły jego powiek. Uśmiecha się delikatnie w jego stronę i pozwala, aby wyciągnął do niej swoją małą rączkę, a kiedy łapie jej dłoń, głaszcze wierzch jego palców swoimi palcami.
    Zaraz potem dociera do niej to, co powiedział; to, jak cicho i niepewnie zadał pytanie, rozumiejąc, że kobieta, która stoi przed nim, jest martwa. Asteria wpatruje się w jego twarzy i mimo że nie okazuje własnego zmieszania, mimowolnie się spina – skąd wiedział? Czy… był inny? A jeśli tak, co takiego wyczuwał? Śmierć? Energię płynącą w jej żyłach?
    — Da, ya mertv, no ne tak, kak vy dumayete. YA ne khodyachiy bessmyslennyy trup. Moye serdtse b'yetsya — odpowiada, a potem dociska dłoń chłopca do swojego serca, by mógł wyczuć jego delikatne bicie. Asteria uśmiecha się do malca. — Ty chuvstvuyesh'?
    — Da… — Chłopiec również się uśmiecha, a potem patrzy jej prosto w oczy. Jego mała twarzyczka wydaje się teraz jaśniejsza.
    — Ty boish'sya menya? — Odgarnia przydługą grzywkę Miszy.
    — Net, ya ne boyus'. — Potrząsa głową i zerka w stronę starszej kobiety. Asteria dostrzega, że chłopiec poważnieje i spuszcza wzrok, a potem niemal niemo dodaje: — Ona nenavidit menya…
    — Ona? Ne bespokoysya o ney, Misza. Mne plevat', chto on govorit o tebe. — Asteria czuje jeszcze większą chęć, aby zrobić dyrektorce krzywdę. — Ya prosto khochu... Ya khochu zabrat' tebya otsyuda. Tebe zdes' ne mesto...
    Misza wtula się w kobietę, a Asteria mruga wolno, nie do końca wiedząc, co zrobić, aż w końcu przytula malca do siebie i głaszcze jego włosy. Zerka w stronę męża, a w jej szarych oczach pojawia się pragnienie i miłość. Wie, że Edgar zrozumie ten niemy przekaz – to, że jej serce wybrało; że znalazła swojego dziecko, kochanego synka, którego nikt nie rozumiał.
    — Myślę, że kochająca rodzina, własne łóżko i szansa tego, by się rozwijał to lepsza opcja niż specjalistyczny ośrodek — odzywa się Asteria, spoglądając w stronę starej baby. W jej głosie słychać uprzejmą nutę, jednak gdyby wsłuchać się w każde pojedyncze słowo, dałoby się wyczuć złość. — Jesteśmy w stanie zapewnić temu chłopcu najlepszych lekarzy i stworzyć mu środowisko, w którym poczuje się akceptowany.
    Asteria wstaje, prostuje się i pozwala, aby Misza złapał za jej rękę – dostrzega, że chłopiec sięga także po dłoń Edgara, co jedynie sprawia, że jej decyzja o tym, żeby adoptować malucha, staje się nieodwracalna. Wie, że mały Misza stanie się jej synkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czyżby? — Dyrektorka spogląda krytycznie w stronę Asterii i chrząka cicho. — Nie sądzę, by opieka nad takim dzieckiem była łatwa, szczególnie że bywa w stanach… zawieszenia. Słabo komunikuje swoje potrzeby i zdolny jest to tego, by rozmawiać z wymyślonymi przyjaciółmi niż z opiekunkami.
      — A czy któraś z pracujących tutaj opiekunek umie mówić po rosyjsku? — pyta, wbijając stalowe spojrzenie w twarz staruchy.
      — Nie, natomiast nie uważam, że to konieczne. Chłopak powinien nauczyć się angielskiego — stwierdza oschle kobieta. — Pani jest Rosjanką, pani Blackwood? — Dyrektorka znów mierzy Asterię wzrokiem.
      — Tak, jestem — odpowiada, unosząc dumnie swój podbródek. — To jakiś problem? Myślę, że w przypadku Miszy jeden z rodziców, który może mu pomóc pielęgnować jego tożsamość narodową i odkrywać własne dziedzictwo, jest niewątpliwym plusem, prawda? Edgarze, zgodzisz się ze mną? — Spogląda w stronę męża i uśmiecha się łagodnie, choć jej mąż zapewne dostrzega pewne napięcie.

      pani Blackwood, która wybrała idealnego, ślicznego synusia

      Usuń
  24. Asteria, tuląc do siebie małe ciałko, czuje, jak jej serce niemal się rozpuszcza – instynkt, który każe jej bronić chłopca, rośnie zawrotnie szybko, a ona wcale nie chce rozstawać się z Miszą. Najchętniej zabrałaby stąd chłopca tu i teraz, natychmiast, byleby zapomniał o tym wszystkim – Asteria była w stanie dać chłopcu dom, miłość i troskę; była w stanie zaopiekować się maluchem, który rozumiał więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
    Odgarnia z czoła chłopczyka jego włosy i uśmiecha się czule, przyglądając się łagodnej twarzy dziecka. Wyglądał tak niewinnie, niemal krucho.
    Asteria doskonale wie, że mąż wie o jej uczuciach – że przyjechała tutaj po to, aby znaleźć córkę, a ostatecznie odnalazła chłopca, który jej potrzebował; który potrzebował rodziców, którzy zrozumieliby to, co się z nim działo.
    Gdyby tylko mogła, pozbyłaby się tej starej irytującej baby. Ale wie, że nie może tego zrobić teraz, bo to odebrałoby jej szansę, aby adoptować Miszę. Dlatego tak bardzo próbuje panować nad swoim instynktem i nie wyciągnąć w stronę kobiety swoich łapsk, aby rozerwać jej cielsko i zjeść serce – Asteria była pewna, że smakowałoby okropnie.
    Gdy Edgar zabiera głos, Asteria chwyta się tych sylab, chcąc się uspokoić – głos męża od zawsze był jej drogowskazem; od zawsze wyzwalał w niej to, co najlepsze, a teraz potrzebowała tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Spogląda w stronę kobiety i ma ochotę prychnąć, ale powstrzymuje się od ego. Lepiej nie prowokować tego babsztyla.
    Nie wzdryga się nawet, gdy dyrektorka oznajmia, że adopcja może trochę potrwać – kilka miesięcy? A może rok? Dwa lata? Tym bardziej Asteria milczy i uśmiecha się uprzejmie, nie chcąc, aby kobieta cokolwiek niepokojącego dopisała w ich papierach, przekreślając szansę, by adoptować Miszę. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby to przez jej temperament chłopiec został w tym okropnym ośrodku, kuląc się w rogu pomieszczenia, zupełnie jakby chciał być niewidzialny. Dla wszystkich wokół był chory psychicznie i Asteria podejrzewała, że nie traktowano go tutaj zbyt dobrze – tym bardziej że nie mógł niczego zakomunikować, znając jedynie rosyjski.
    Zerka w stronę męża, gdy ten wspomina o wolontariacie, a potem przytakuje jego słowom. Miała wrażenie, że to zwiąże jakoś dyrektorce ręce – ich pomoc, zaangażowanie i poniesione koszty. Czy dałoby się zrobić coś więcej? Zapewne nie, biorąc pod wagę to, że nikt nie chciał inwestować w sierociniec, który sprawiał wrażenie upiornego i odległego od dzisiejszych standardów.
    Asteria tłumaczy to, co powiedział Edgar, a Misza przytakuje i uśmiecha się niepewnie, po czym mocniej ściska ręce dorosłych, zupełnie jakby chciał mieć pewność, że to wszystko jest prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chciałabym zabrać Miszę jak najszybciej z tamtego miejsca — odzywa się, gdy zajmuje miejsce pasażera w aucie, a potem zawija kosmyk włosów za ucho i wydaje z siebie ciężkie westchnięcie. — Nawet sobie nie wyobrażasz, Edgarze, jak bardzo miałam ochotę rozszarpać tego babsztyla…
      W jej głosie słychać irytację, którą do tej pory udawało jej się maskować.
      — Dobrze, że chociaż mogłam porozmawiać z Miszą i że dyrektorka zgodziła się na cotygodniowe wizyty — mruczy i potrząsa głową z niedowierzaniem. — Jak tylko skończy się ten cały proces adopcyjny, wyrwę tej babie serce — dodaje, dzieląc się swoim mrocznym pragnieniem, które zaczęło w niej dojrzewać.
      Rozmowa z Miszą okazała się całkiem owocna; Asteria dowiedziała się, gdzie się urodził – chłopiec nie pamiętał jednak zbyt wiele z pożaru, który przeżył, ale to nie było ważne. Równie dobrze mogła dowiedzieć się tego z jego akt i poznać jego zmarłych rodziców; poza tym chciała mieć pewność, że Misza nie ma żadnych krewnych, którzy odezwaliby się po kilku latach, przypominając sobie o dziecku.
      — A ty co sądzisz o Miszy? — pyta nieco niepewnie, spoglądając w stronę najdroższego męża. — Czy… poczułeś więź z tym chłopcem, najukochańszy? — dopytuje, choć nie wie, czy chce znać odpowiedź, obawiając się, że Edgar wcale nie był zachwycony maluchem i że niepotrzebnie zaangażowała się w to pierwsze spotkanie tak bardzo.

      pani Blackwood, planująca idealne morderstwo

      Usuń