18 maja 2023

Breathe through me and calm the storm inside


Hold me below the covers and say
Tonight you'll let me be your hands
Asteria
Blackwood
ur. 20.06.1995 r., w Moskwie, z domu Dimitrescu —— tragicznie zmarła w wypadku samochodowym w 2016 roku w Woodwick —— wskrzeszona przez nekromantę, z którym związała się po dwóch latach —— ciało dziewiętnastoletniej dziewczyny —— umysł dwudziestoośmioletniej kobiety —— od pięciu lat mężatka —— mieszka wraz z mężem w wiekowej rezydencji Blackwoodów, wybudowanej blisko starego cmentarza —— patolożka i tanatokosmetyczka —— współwłaścicielka zakładu pogrzebowego Blackwood Funeral Home, który oprócz świadczenia profesjonalnych, wysokiej jakości usług pogrzebowych skierowanych do wszystkich mieszkańców Woodwick, zajmuje się również sekcją zwłok —— początkująca nekromantka —— powiązania
I can be the dark, you can look right through me
In a flash of love, we are just one body

Nie ma w niej niczego, co dałoby się określić w kilku prostych słowach, bo kryje w sobie tak wiele.
I żyje życiem, które wydaje się nie należeć do niej. Zupełnie jakby przechytrzyła śmierć, ale upaja się snem, pięknym snem, wierzgając swoją brudną duszą i dysząc, chcąc spełnić splamione krwią oczekiwania – myślenie o byciu martwym, szept za szeptem, krok za krokiem i przecinanie sznureczków. Małe, białe, rozbite kolana; sczerniały szkielet; przecięta nić, zaledwie niteczka.

I ona, wyłowiona przez męskie, szorstkie ręce ze Styksu. Wyciągnięta z Hadesu nie poprzez śpiew Orfeusza, a rozkaz stwórcy. Ten nie obawiał się odwrócić ani jej stracić. Nie potrzebował harfy ani łez, nie potrzebował kajać się i płakać – zażądał, więc się pojawiła.

Pachnie słodko-cierpkim granatem, astrem — wonią pożegnania lata i melancholii — a także kuszącą, mocno kwiatową czarną orchideą z lekko pikantną smużką.
Ma wiecznie zimne, delikatne dłonie, o idealnie spiłowanych paznokciach, zawsze pociągniętych krwistoczerwonym lakierem. Przy jednym z palców widnieje obrączka – symbol przynależności do męża, stwórcy i mistrza – którą ściąga jedynie do pracy.
Wybiera miękkie, ładne ubrania, przylegające do skóry – idealnie dopasowane, wyprasowane z diabelską perfekcją. Kołnierzyk sięga do szyi, gardząc dekoltem. Materiał zasłania każdy ze ślicznych obojczyków; zasłania też rozległą bliznę po sekcji zwłok.

Nie ma jej i jest, oddycha, dławiając się, i znów umiera, rodząc się. Nieprzerwany krąg i ona, wypchnięta z niego, usycha, wciąż będąc jednak żywa.


ODAUTORSKO:
CODE
fc: India Eisley
W tytule: Clann – I Hold You, w samej karcie: Kat Cunning – King of Shadow.
Cześć! Asteria pojawiła się nagle, wyłaniając się z jakiegoś przypływu weny... więc tak, poznajcie moją kolejną dziewczynkę. Podziękowania ślę też do Demon Laplace’a, bez której Aria by się nie pojawiła ❤
Co do wątków: szukamy wszystkiego, co skomplikowane, trudne i emocjonalne. Może też kogoś, kto znał ją przed jej śmiercią i kogoś, kto mógłby podejrzewać, że Asteria jest trupem :>
► vicious1411@gmail.com

49 komentarzy:

  1. [Chciałabym powiedzieć, że bardzo mi przykro, że Cię tak podle skusiłam do złego, ale wcale mi przykro nie jest, bo Aria jest cudowna <3
    Zachwycam się tym jak pięknie i mrocznie ją przedstawiłaś, jak niesamowicie klimatycznie ją opisałaś, no i jeszcze ten mój ulubiony gif z serduszkiem. Kocham!
    Już nie mogę się doczekać wąteczków ;)]

    kochający mężuś & przyszły przyjaciel

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ach, kolejna niezwykle urzekająca pani ci wyszła. Zawsze z przyjemnością czyta się twoje teksty i cieszę się, że zapełniasz nam bloga tak dobrze wykreowanymi postaciami :D O dziwo niedawno czytałam dwie książki, których akcja miała miejsce w domach pogrzebowych, więc nie wiem, jak interpretować to, że tak wstrzeliłaś się w mój specyficzny dobór lektur.
    Tak mi się rzuciło w oczy, że są z Ronem dokładnie z tego samego rocznika, jej oryginalnego oczywiście ;) Zakładam jednak, że Asteria nie jest oryginalnie z Woodwick, prawda? A może jest? Byłoby to śmieszne, gdyby wszystkie osoby z "jej poprzedniego życia" ją rozpoznawały na ulicy. Nie wiem, jak bardzo bariery przestrzenne nam tutaj komplikują, ale byłby idealnym kandydatem na kogoś, kto mógłby ją znać. Coś do pomyślenia.
    Miłego pisania!]

    Ronnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Czas. Dla niektórych zbawienny i niosący ukojenie, dla innych bezlitosny prześladowca. Gdzieś wśród licznych wersów z pochłoniętych przez Edgara książek, w pamięci zapisały mu się słowa, o tym, że jedyną siłą potężniejszą od śmierci był właśnie czas. Ostatecznie nawet sama śmierć musiała rozpuścić się w nieubłaganej nieskończoności. I choć było w tej wizji coś przerażająco poetyckiego i fascynującego, to w tej chwili Blackwood ma ochotę jedynie przeklinać cholerny upływ czasu.
    Kolejne minuty ciągną się w nieskończoność. Każda z nich jest kroplą sączącego się jadu.
    Ciało kolejnej ofiary pechowej serii zgonów w Woodwick leży na stole w szpitalnej kostnicy.
    Że też akurat dzisiaj ten cholerny człowiek musiał umrzeć! Nie mógł poczekać z tym choćby do nocy? Albo poleżeć sobie dzień czy dwa niezauważony przez nikogo? Zresztą… Skoro był martwy to nigdzie mu się nie śpieszyło, mógł poczekać sobie w kostnicy, razem z innymi trupami, na nieco lepszy moment. Ale zamiast tego musiał psuć mu najważniejszy dzień w roku. Najważniejszy od ostatnich pięciu lat.
    Z frustracją i niechęcią Edgar kończy wypełniać raport ze wstępnych oględzin zwłok. Kreślone przez niego litery są ostre, pełne ukrytej złości i frustracji. Myśli uciekają daleko od kostnicy i ciała, krążą wokół mijającego czasu i uciekają w stronę posiadłości, w której czekała już na niego Asteria.
    Od tak dawna planował ten dzień i to, by wszystko było idealne i wyjątkowe, niczym pięć lat temu, gdy przysięgał swojej małżonce, że będzie ją kochał i szanował aż do śmierci i ponad śmierć; że będzie dla niego tą jedyną i wyjątkową; że nigdy nie była i nie będzie dla niego jedynie kolejnym eksperymentem, lecz jego doskonałością, jego opus magnum, w które włożył duszę i serce, jego jedyną małżonką już na zawsze… A teraz gdy doczekał się pierwszej, tak ważnej rocznicy tkwił tutaj, w szpitalnej kostnicy zajmując się kolejnym nic nie znaczącym trupem.
    – Skończyłem – oznajmia krótko i rzuca na biurko gotowy raport. – Szczegółową sekcją zajmę się jutro.
    Nie wdaje się w dyskusję z towarzyszącym mu patologiem, ani policjantem. Ciało mogło poczekać, rocznica nie. Zerka jeszcze na zegarek zdając sobie sprawę, że nim dojedzie do znajdującej się na uboczu posiadłości, będzie spóźniony ponad godzinę. Gdyby nie fakt, że prezent dla żony przygotował dziś rano, a na konsultację pojechał wystrojony w swój najlepszy, nieco staroświecki garnitur, pewnie nie byłoby najmniejszych szans na wspólny wieczór.
    Posiadłość tonie w wieczornej mgle. Takiej samej, jak ta, która spowija cmentarz. W blasku ostatnich, słabych promieni słońca, wiekowa rezydencja wydaje się jeszcze bardziej mroczna i przerażająca. Piękna w swojej surowości. Ten widok zawsze przywołuje mu skojarzenia z mroczną opowieścią, którą zaczytywał się jako mały chłopiec. Historią o domu Usherów, równie wiekowej rezydencji, która była żywą istotą, miała duszę, nierozerwalnie splecioną z duszami swoich właścicieli. Edgar zawsze lubił myśleć o swojej rodowej rezydencji w ten sam sposób. Jako o istocie żywej, która pochłonęła i zatrzymała w sobie dusze wszystkich poprzednich właścicieli, a teraz nierozerwalnie splotła się z duszą jego i Asterii… A jeśli tak, to patrząc na surowy i budzący grozę mrok otulony mgłami, właścicielka rezydencji musiała być w nie najlepszym nastroju.
    Uśmiecha się mimowolnie, gdy przekracza próg i czuje ciężką, niemal gęstą atmosferę wypełniającą stare mury. Cisza przed burzą. Gniew Asterii był czymś, co budziło w nim fascynację, co pociągało go o wiele bardziej, niż gdy próbowała być piękna i delikatna. Zwracając ją światu bawił się w boga, igrał z siłami życia i śmierci i stworzył swojego potwora. Potwora, który był doskonały pod każdym względem… Do dziś z rozkoszą myśli o przecinającej jego okno bliźnie, gdy pierwszy raz doświadczył namacalnie furii swojego potwora, swojego doskonałego dzieła tak dopasowanego do stwórcy, swojej cudownej małżonki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asteria była doskonała. Była miłością, o jakiej marzył w swoich najskrytszych, najmroczniejszych fantazjach. Miłością przerażającą i uzależniającą, taką, która stopniowo pożera duszę, aż nie pozostanie już nic, prócz lodowatej, grobowej pustki.
      Taka właśnie pustka patrzy teraz na niego z dużych błyszczących oczu, wyróżniających się na tle nienaturalnie bladej, doskonałej twarzy.
      Edgar przygląda się małżonce, jej drobnej sylwetce odzianej w czerń. Niczym w dzień ślubu… Czerwone usta i czerwień rubinów na jej szyi przypominają mu zarys jej czerwonych ust, który widział zza czarnego welonu i czerwień drogocennego kamienia w rodowym pierścionku zaręczynowym. Dekolt odkrywa blizny znaczące jej ciało, przypominając mu jak poprawiał każde cięcie po rzeźniku, który robił jej sekcję. Jak naprawiał każdą szkodę i zadbał, by każdy szef na jej ciele był perfekcyjny, tak jak perfekcyjna była ona. Tak piękna. Tak doskonała… I tak spokojna, mimo wściekłości, którą dostrzegał w całej jej postawie i spojrzeniu szarych oczu. Cisza przed burzą.
      Patrzy jak jego małżonka celowo gasi płonące świece. Zapach dymu w jednej chwili zabija piękną woń jego ulubionych potraw, jak i słodko-ostrą woń śmierci jaką pachniały uwielbiane przez Asterię specjały.
      – Prawie zimna… – powtarza z zadumą jej słowa zerkając na przepięknie zastawiony i udekorowany stół. – Jak dla mnie dość ciepła, by wciąż cieszyć się jej smakiem… – mówi, choć wcale nie patrzy już na kolację i apetyczne potrawy, lecz na swoją małżonkę. Prawie zimną, na tyle by jej dotyk wywoływał na skórze dreszcz, a jednak dość ciepłą, by czuć, że jest żywa; że jej serce wciąż bije, zbyt wolno i delikatnie, ale bije; że jej ciało pachnie słodkimi perfumami, granatem i kwiatami astrów i orchidei, a nie preparatami do konserwacji zwłok. Prawie zimna, a jednak wciąż wystarczająco ciepła, by rozpalić jego ciało i umysł.
      Podchodzi bliżej. Wyciąga do niej ręce, by objąć jej smukłą talię. Całuje ją w policzek, niczym idealny mąż powracający do swojej równie idealnej żony. Igra z ogniem doskonale wiedząc, że Asteria nie chce teraz pokazowych czułości, ale robi to celowo. Prowokuje, naciska na jej granice, podejmuje dziwaczną grę, która budzi w nich dreszczyk emocji. On igra z furią swojego potwora, ryzykuje, że jego doskonała żona rozszarpie go na strzępy… A ona stąpa po cienkim lodzie zdając sobie sprawę, że gdyby tylko chciał mógłby zmusić ją do wszystkiego. Stworzyć z niej swoją marionetkę, tańczącą w rytm jego pragnień niczym inni ożywieńcy.
      – Policja znalazła kolejnego trupa z serii tajemniczych zgonów w Woodwick... – mówi od niechcenia – ...potrzebowali mojej opinii. Zaopiniowałem, że trup może poczekać, w przeciwieństwie do pani Blackwood, która urwie mi głowę jeśli będą zatrzymywać mnie dłużej.
      Uśmiecha się do żony, po czym odgarnia niesforny kosmyk z jej czoła i przesuwa opuszkami palców po bladej, przyjemnie chłodnej skórze żony, niczym po chłodnej, równie idealnie wyrzeźbionej twarzy marmurowego posągu.
      – Poza tym, cały ranek szykowałem dla ciebie wyjątkowy prezent, który nie może się już doczekać by znaleźć się w twoich ramionach – dodaje tajemniczo, odrobinę kusząco, pragnąc wzbudzić jej zainteresowanie, które pozwoli jej choć na chwilę odwrócić uwagę od gniewu – Wystarczy jedno twoje słowo Asterio… – mówi, delektując się jej imieniem. Tak poetyckim i perfekcyjnie pasującym do jej natury i otulającego ją słodkiego zapachu astrów.

      pan Blackwood

      Usuń
  4. Delikatnie chłodna, nazbyt silna dłoń odpycha go lekko. Edgar wie, że jego żona nie chciała tych gestów, całej tej teatralności, którą się z nią drażnił, ale mimo to udaje, że tego nie widzi; że nie dostrzega jak niezbyt subtelnie odsuwa twarz, by w końcu nieco wyraźniej pokazać mu swoje niezadowolenie.
    – A czy to ważne? – odpowiada pytaniem na jej pytanie. Obserwuje z uwagą doskonałą, lodowatą twarzyczkę swojej żony, wsłuchuje się w skrywane napięcie w jej głosie. – To tylko trup. Jakie ma znaczenie czy to kobieta czy mężczyzna? Albo czy to staruszka, mała dziewczynka czy piękna młoda studentka… To tylko zwłoki. – mówi obojętnie, choć wciąż bada jej reakcję. Szuka najmniejszego błysku w szaro-zielonych oczach. Przez chwilę pragnie potrzymać ją jeszcze w niepewności, po raz kolejny naciskając na Asterię, by przekonać się czy wybuchnie.
    Z dreszczem rozkoszy przyjmuje jej słodką groźbę i krótki, zaborczy pocałunek, który był przypieczętowaniem jej słów. Chora wyobraźnia podsuwa mu widoki jej lśniących ząbków wgryzających się w jego język, co zamiast niepokoju i obrzydzenia, budzi w nim raczej pewne niezdrowe pożądanie. Jej zęby wbijające się w jego skórę, paznokcie raniące ciało do krwi… wszystko to, co uwielbia w swojej słodkiej małżonce, w swoim cudownym potworze, która nawet w pełni poskromiona i uległa i tak zawsze daje mu odczuć swoją niezwykłą siłę.
    Uśmiecha się z zadowoleniem obserwując jak Asteria z uwagą przygląda się jego szyi i skórze, jakby badając i szukając śladów tego, że nie dochował jej swojej wierności.
    – To był młody chłopak. Na oko licealista lub student. Miał rozszarpane gardło, jakby przez dzikie zwierzę, tylko że to nie było żadne zwierzę, a coś bardziej nienaturalnego. Więcej dowiem się, kiedy zrobię mu sekcję – odpowiada spokojnie i rzeczowo. Nie drażni się już z nią. Jej reakcja jest na tyle satysfakcjonująca i pociągająca, że w tej chwili nie potrzebuje niczego więcej. Pragnie jedynie powrotu do pierwotnych planów i świętowania rocznicy.
    Śledzi wzrokiem Asterię, gdy ta odsuwa się i zasiada do stołu sięgając po wino.
    Usta Edgara wykrzywiają się w sztucznym uśmiechu, za którym ukrywa swoje niezadowolenie z powodu jej uwagi. Zwłaszcza tej dotyczącej wieku, która boleśnie przypomina mu o jego własnej śmiertelności. O tym, że podczas gdy ona pozostanie na zawsze wciąż tak samo piękna i doskonała, niczym najpiękniejsza ważka uwieziona w bursztynie, on wciąż musi mierzyć się z bolesnym upływem czasu.
    – To dlatego postanowiłaś wypić całe wino jeszcze przed kolacją najdroższa? By łatwiej było ci patrzeć na starego męża? – odgryza się, podchodząc bliżej i podnosi odstawiony przez nią kieliszek. Sam upija łyk wina, dotykając ustami miejsca, w którym przed chwilą jej usta pozostawiły czerwony ślad.
    Z uwagą obserwuje małżonkę i jej wewnętrzną walkę. W końcu jednak ciekawość bierze górę ponad gniewem, a Edgar znów się uśmiecha. Tym razem szczerze i z zadowoleniem.
    – W takim razie będziesz musiała wytrzymać jeszcze chwilę w samotności, kochanie – mówi udając żal. – Zaraz wracam…
    Zerka jeszcze na żonę, nim znika za ciężkimi drzwiami.
    Pośpiesznym krokiem przemierza stare korytarze, w których zbyt często słychać odległe szepty i echa wiekowej przeszłości. Schodzi kamiennymi schodami do podziemi i swojego laboratorium, po czekające tam dzieło, z którego był tak dumny. Planował to już od dawna, jednak aż do ostatniej chwili obawiał się przeprowadzić ten rytuał na właściwych kościach. Kiedy jednak już to zrobił, efekt po raz kolejny przerósł jego oczekiwania.
    Jego palce przesuwają się delikatnie po gładkiej czaszce. Szkieletowy kot, otoczony nienaturalną zielonkawą poświatą łasi się niczym żywe zwierzę. W jego wielkich pustych oczodołach jarzy się intensywne światło, które w tej chwili przyjmuje spokojną i bladą, niemal białą barwę. Niczym dwie gwiazdy bystro wpatrujące się w swojego stwórcę. Idealny zwierzak, dla jego idealnej ukochanej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z czułością bierze kościste ciałko na ręce. Słyszy lekki szczęk kości, czuje ostre pazury wbijające się w jego elegancką marynarkę. Powoli wraca na górę obserwując jak zwierzak z zainteresowaniem rozgląda się po otoczeniu. Czy poznawał stare mury domostwa, w których mieszkał za swojego pierwszego życia?
      Wraca do jadalni, gdzie zastaje Asterię, wciąż siedzącą przy stole.
      – Oto mój prezent dla ciebie – mówi, ostrożnie biorąc szkieletowego zwierzaka i kładąc jej go na kolana. Jasne, starannie oczyszczone kości zdają się wręcz lśnić w bladozielonej poświacie, połączone nieludzką energią, podobną do tej, która płonie w oczodołach kota.
      – Chcę byś wiedziała, że nie jest to bardzo wyjątkowy kot… – kontynuuje, obserwując zarówno żonę, jak i znajdującego się na jej kolanach kota. – Stworzyłem go z kości mojego dawnego kota, którego miałem w dzieciństwie, a którego kości spoczywały na naszym rodzinnym cmentarzu, niczym szczątki członka rodziny.
      Opowiada jej to wszystko, by w pełni uświadomić jej, że nie był to pierwszy lepszy prezent. To było coś więcej niż wspólny zwierzak, to była cząstka jego własnej historii. Coś z duszą, z przeszłością i emocjami. Coś, co mógłby podarować jedynie swojej żonie, komuś wyjątkowemu, z kim chciał dzielić się własną przeszłością i emocjami.
      Asteria była wyjątkowa. I choć Edgar uwielbiał jej zazdrość, jak i niepewność, gdy obawiała się, że jakaś inna kobieta mogłaby zająć jej miejsce i odebrać tytuł pani Blackwood to dziś chciał upewnić ją, że każda z tych obaw była bezpodstawna. Dziś był wyjątkowy dzień. Ich pierwsza poważniejsza, okrągła rocznica. Dziś pragnął ofiarować żonie całe swoje uwielbienie i gwarancję, że jest i już zawsze będzie dla niego tą jedyną. Jedyną miłością, jedynym ideałem i jego jedyną panią Blackwood.

      pan Blackwood

      Usuń
  5. Z fascynacją obserwuje jak smukłe, blade palce Asterii, dotykają równie bladych kości szkieletowego kota. I choć pragnie cieszyć się jedynie pięknem tej chwili, gdzieś w głowie wciąż krążą mu słowa żony, na które nie odpowiedział. Słowa boleśnie przypominające mu o jego własnej śmiertelności, jak i te, że jego cudowna małżonka też kiedyś była tylko trupem.
    Przez chwilę nawet Edgar zastanawia się czy nie wrócić do tego tematu. Przyznać, że nigdy nie była tylko trupem. Była trupem kogoś, kto coś dla niego znaczył. Z kim wiązał jakieś emocje. Zupełnie jak z kotem, który teraz siedział na jej kolanach. A on nie potrafił pogodzić się ze stratą. Gotów był nagiąć prawa natury i zatracić swoją duszę, niż pogodzić się z ulotnością i przemijalnością, tego co piękne i bliskie jego sercu.
    Ale przecież Asteria od początku zdawała sobie z tego sprawę. Przez te wszystkie lata zbyt wiele razy pytała go dlaczego. Dlaczego akurat ona, dlaczego postanowił ją ożywić i dlaczego była wyjątkowa. Stworzył ideał, wcale nie zamierzając go tworzyć. Wykorzystał całą swoją wiedzę i umiejętności, do wykreowania swojego arcydzieła, tylko po to, by nie pozwolić odejść dziewczynie, która wzbudziła w nim jakieś emocje. To co zrobił było głupie i nieprzemyślane. Było emocjonalnym, egoistycznym impulsem, szaleństwem, które w połączeniu z geniuszem pozwoliło mu ją zatrzymać. Nie zrobiłby tego, gdyby była tylko kolejnym, nic nieznaczącym trupem, jak wszystkie inne… A ona doskonale to wiedziała, lecz mimo to wciąż obawiała się tego, że mógłby się nią znudzić. Nawet po tym jak postanowił ją poślubić. Nawet dziś, gdy minęło pięć lat, odkąd przysięgał jej miłość.
    Przerywa tą chwilę zadumy, gdy głos żony sprowadza jego umysł z powrotem do świata żywych, do teraźniejszości.
    – Imię szakala dla kota? Oryginalnie – stwierdza z lekkim przekąsem. Mimo wszystko podoba mu się ten wybór. Anubis. Patron balsamistów, strażnik nekropolii… Opiekun umarłych. Idealny towarzysz dla jego idealnej małżonki.
    – Chciałem podarować ci cząstkę mojej przeszłości najdroższa – odpowiada z uśmiechem, zadowolony z tego, że prezent przypadł Asterii do gustu.
    Kładzie dłonie na jej smukłej talii i przeciąga nieco pocałunek, smakując jej chłodnych, a jednak tak żywych i delikatnych warg, które smakują mieszaniną słodyczy i śmierci. Jego serce bije szybciej, na chwilę oddając się przyjemności płynącej z bliskości i dotyku małżonki. Jej oddech wydaje się chłodny i nieco trupi, gdy szept Asterii układa się na jego ustach. Nie odrzuca go to jednak, wręcz przeciwnie, zamiast tego czuje odurzającą przyjemność, rozkosz płynącą z balansowania na granicy dwóch światów, na granicy życia i śmierci.
    Uśmiecha się z zadowoleniem i triumfem, gdy jego ukochana żona jednak zapomina o niedawnym gniewie i godzi się na powrót do pierwotnych planów. Do ich idealnej, romantycznej kolacji, a potem zapewne równie romantycznego wieczoru, gdzieś w zaciszu któregoś z istotnych dla nich miejsc; gdzieś gdzie mogliby wspominać pierwszą wspólną chwilę bliskości, albo ich cudowną noc poślubną…
    Na razie jednak pan Blackwood skupia się na kolacji. Wypalone do połowy świece znów płoną, rzucając cudownie wykrzywione i upiorne cienie w jadalni. Gdzieś w tle słychać dźwięk pazurów i kości Anubisa, ciekawsko zwiedzającego i poznającego na nowo swój dawny dom.
    – Brakuje tylko muzyki – stwierdza Edgar, zajmując swoje miejsce przy stole. Chwilę później jak na zawołanie gdzieś z pomieszczenia obok, a może nad nimi, słychać delikatną melodię walca, tego samego, do którego tańczyli z Asterią swój pierwszy taniec w dawnej balowej sali.
    Zerka na swoją żonę, po czym przenosi wzrok na kolację.
    – Postarałaś się kochanie, zupa jest wspaniała – mówi z wyraźnym uznaniem. Dobrze wie, że jego małżonka postanowiła przygotować wszystko osobiście, a to sprawia, że jeszcze bardziej docenia wyjątkowość dzisiejszej kolacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbuje tradycyjnej irlandzkiej zupy, która choć nieco wystygła, wciąż jest przyjemnie ciepła. Smaki wydają się wręcz głębsze i bardziej bogate. Choć może po prostu zaślepia go urok Asterii. Lub też żona doprawiła mu kolację, jakąś zakazaną magią, upiornym afrodyzjakiem z własnej krwi.
      Zerka jeszcze na żonę, patrząc jak ta rozkoszuje się czerniną z ludzkiej krwi i czuje dreszcz na myśl o tym jak będą smakować jej pocałunki po skończonej kolacji.
      – Każdy prezent od ciebie mnie ucieszy Asterio – mówi pewnie. Oczywiście czuje ciekawość, co też wymyśliła jego żona. Jej upiorna fantazja nie jeden raz potrafiła go zaskoczyć w sposób całkowicie nieprzewidywalny. I za to tak bardzo ją ubóstwiał. Za dreszcz niepewności i podekscytowania, którym potrafiła go rozpalić.
      Z przyjemnością kończy zupę, po czym jeszcze przez chwilę przygląda się siedzącej obok żonie. Odgarnia jej włosy na bok i przesuwa dłonią po jej odkrytym karku. Aseria tak rzadko odkrywała szyję i dekolt. Zbyt rzadko…
      – Nie zdążyłem ci powiedzieć jak pięknie dziś wyglądasz najdroższa – mówi w końcu. Z zachwytem przygląda się jak kołyszące się płomienie świec rzucają dziwaczne i upiorne cienie na jej doskonałą twarzyczkę. Jak jej lśniące, białe zęby wydają się ciemniejsze z powodu zjedzonej przez nią czerniny, a ona sama wydaje się jeszcze bardziej przerażająco zachwycająca niż zwykle.

      pan Blackwood

      Usuń
  6. – Gdybyś robiła to częściej kochanie, pewnie nie doceniałbym tego tak jak teraz – stwierdza spokojnie, dając jej znać, że wcale nie oczekuje od niej, by była idealną żoną dbającą o dom i czekającą na niego z obiadem. W końcu od tego wszystkiego mieli liczną służbę. Chwile takie jak ta, gdy Asteria na postanawiała coś przygotować, zadbać osobiście o wspólną kolację, zawsze były wyjątkowe i Edgar nie chciał by to się zmieniło. Nie chciał spokojnej, domowej rutyny, u boku idealnej pani domu. Pragnął tego, co mógł mieć tylko u boku swojej małżonki. Niebezpieczeństwa. Igrania ze śmiercią, wspólnego zagłębiania się w mrok i sztukę panowania nad śmiercią. Chciał towarzyszki, która go rozumie, która postrzega świat tak jak on i potrafi dostrzec piękno w śmierci i tym, co upiorne w oczach innych. Odnalazł to w niej jeszcze za jej życia, by po śmierci uczynić z niej ideał, istotę, która przekraczała jego najskrytsze fantazje i była w stanie w pełni zniewolić go swoją przerażającą, mroczną miłością, która pociągnęła go w otchłań bez powrotu.
    – Każdy. – odpowiada, patrząc jej śmiało w oczy – Każdy z twoich pomysłów niezmiennie mnie intryguje i fascynuje Asterio. – Znów delektuje się brzmieniem jej imienia. Tak pięknym i poetyckim, że Edgar niemal nigdy nie próbuje go zdrabniać. Jedynie czasem, w chwilach uniesienia, gdy zapomina o pięknych słowach i poetyckich wyznaniach nazywa ją Arią, szepcząc jej wtedy całkiem inne słowa, całkiem inne wyznania niż te, w których nazywa ją swoją ukochaną i najdroższą.
    – Oczywiście najdroższa, w końcu wieczór dopiero się zaczął – uśmiecha się do niej. Jego słowa, ton i uśmiech zamykają w sobie pewną obietnicę i pragnienie, z którym Edgar nie próbuje się kryć. Zbyt uwielbia okazywać żonie to, jak pociągająca i atrakcyjna jest dla niego; to że niezmiennie jej pragnie; że nawet po pięciu latach małżeństwa nic się nie zmieniło, a ona jest dla niego tak samo zachwycająca i doskonała, tak samo pociągająca i podniecająca. Niczym w dniu, gdy po raz pierwszy poddali się szalonej, niemal zwierzęcej namiętności, spełniając długo tłumione pragnienia. Niczym w ich noc poślubną, gdy w końcu była jego pod każdym możliwym względem.
    Dotyka jej chłodnego policzka, doskonałych rys, będących jego osobistym dziełem sztuki i pochyla się, by musnąć ciepłymi wargami jej chłodną szyję, rozkoszując się cichutkim westchnięciem.
    Uwielbia, gdy Asteria także okazuje mu swoje emocje, pokazuje, że pragnie jego dotyku równie mocno, co on. Chłonie każdą oznakę jej uczuć i przyjemności. Doskonale wie, że żona go kocha, że go pragnie i pożąda. A mimo to zawsze gdzieś w głębi duszy czai się przejmujący niepokój. Myśl, że być może wcale nie robiła tego wszystkiego z własnej woli. Mając nad nią władzę, mogąc zrobić z niej marionetkę gotową posłusznie zaspokoić wszelkie jego pragnienia, nie jest pewien czy być może w jakiś podświadomy sposób nie wpływa na jej wolę. Może w swoim zaślepieniu zniewala ją nie tylko w chwilach miłosnych uniesień czy kłótni, które wymykają się spod kontroli. Może Asteria kocha go i pragnie, bo nie ma innego wyboru? Bo czuje jego szaloną, obsesyjną miłość i pragnienie i odpowiada na nie, bo inaczej nie potrafi…
    Ta myśl mrozi serce Edgara niczym lód i powraca raz po raz, każąc mu dopatrywać się w oczach ukochanej jakiejś oznaki, że któraś z tych obaw mogłaby być prawdziwa.
    Niechętnie odrywa wzrok i dłoń od żony, by wrócić do kolacji.
    Rozkoszuje się smakiem ulubionej pieczeni, idealnie przyprawionej i aromatycznej. Zerka też na danie, które Asteria przygotowała dla siebie. Patrząc jak delektuje się delikatnymi płucami, mimowolnie sięga pamięcią do czasów kiedy sam pozyskiwał dla niej ludzkie narządy, by zaspokoić jej nieopanowany głód. Teraz sama robiła to doskonale, tak mistrzowsko, że nawet on w pierwszej chwili nie zauważyłby jej manipulacji przy zwłokach przebywających w kostnicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upija wino, po czym z chęcią próbuje także deseru. Jedynej części dzisiejszej kolacji, którą obydwoje jedzą wspólnie. Ledwie kończą kolację, a Asteria wstaje od stołu, chwytając jego dłoń. I chociaż Edgar chętnie spędziłby jeszcze chwilę czasu w jadalni, wśród nastrojowych świec, ciekawość niespodzianki, którą przygotowała dla niego małżonka bierze górę. Daje się jej prowadzić, czując narastający dreszcz ekscytacji, gdy przekraczają podziemne progi kostnicy, a powietrze wypełnia znajomy, przyjemny zapach środków chemicznych i śmierci.
      Chłodne powietrze pomieszczenia przyjemnie kontrastuje z niedawnym ciepłym wnętrzem domu. A jednak to tajemnicze zwłoki na stole wywołują w Blackwoodzie dreszcz ekscytacji, niezdrowej ciekawości, dlaczego żona postanowiła podarować mu zwłoki. Czyżby miał to być nowy ożywieniec? Chciała podzielić się z nim swoim prywatnym eksperymentem? Jakimś fascynującym dziełem, o którym wyczytała w starych księgach rodowej biblioteki?
      Obserwuje jak żona ściąga materiał odsłaniając piękną, doskonale zachowaną egipską mumię. Bandaże choć stare, wciąż mają na sobie ślady kolorów, są pięknie owinięte i niemal nienaruszone. Podobnie jak pośmiertna maska.
      – Kobieta? – pyta uszczypliwie, odgryzając się za niedawne pytanie żony o zwłoki, które badał.
      Patrzy z fascynacją na żonę, gdy ta mówi mu o pochodzeniu mumii, po czym wyciąga dłoń i przesuwa nią nad ciałem chcąc wyczuć mroczną energię śmierci i starożytnych rytuałów, które odprawiano w czasie mistrzowskiej sztuki balsamowania.
      – Niesamowite… – mówi przyglądając się mumii. Jego oczy lśnią fascynacją i ciekawością. Pragnieniem, by zbadać to niezwykłe znalezisko i istotę, którą poddano mumifikacji. Czytał gdzieś kiedyś o tym, że starożytni Egipcjanie zdolni byli zmumifikować nawet ciało zmiennokształtnego, w jego na wpół ludzkiej formie. Czy to mogło być coś takiego? A może coś jeszcze cudowniej tajemniczego i upiornego?
      – Musiałaś się natrudzić by ją zdobyć – przyznaje z uznaniem, niechętnie odrywając się od wspaniałego okazu.
      Spogląda w oczy żony, gdy ta zbliża się do niego i upiera swoje zgrabne, chłodne dłonie o jego klatkę piersiową.
      – Bardzo – przyznaje z zadowoleniem, rozkoszując się jej drobnymi pocałunkami. – Mam nadzieję, że będziesz dzielić ze mną radość i pomożesz mi w zbadaniu tej mumii, najdroższa…
      Znów obejmuje jej zgrabną talię, zamykając drobną, niemal filigranową sylwetkę małżonki w swoich ramionach. Przesuwa wargami po jej skroni odwzajemniając drobne, delikatne pocałunki, choć w tej chwili pragnie o wiele więcej.
      Przesuwa jedną dłonią wzdłuż jej ciała. Przez chwilę dotyka fragmentu jej blizny, tuż pod jednym z obojczyków rozkoszując się jej dotykiem, jak i tym, że powolne serce Asterii zdaje się teraz bić nieco bardziej zauważalnie. Sięga do jej szyi i unosi jej podbródek do góry. Jego usta odnajdują jej chłodne wargi, by zatopić się w pocałunku. Każdy pocałunek Asterii jest jak pocałunek samej śmierci. Ciągnie go gdzieś na dno, w mroczną otchłań, zupełnie jakby jej usta odbierały mu cząstkę życia, cząstkę duszy… Jego język odnajduje jej język, łącząc się z nim w namiętnym tańcu. Tańcu śmierci. Edgar czuje smak krwi i ludzkiego mięsa. Smak śmierci. A jednak nie odrzuca go to. Wzbudza jedynie przyjemny dreszcz ekscytacji, przypomina mu groźbę żony, że ta odgryzie mu język. Na samą myśl o tym przesuwa językiem po linii jej drobnych zębów, które nie raz boleśnie wgryzały się w jego skórę i ciało. Czuje, że chętnie znów poczułby jej ugryzienia i smak swojej krwi, którą zawsze później czuł w jej pocałunkach.

      Usuń
    2. Delikatnie napiera na żonę, aż zamyka ją w przestrzeni między sekcyjnym stołem, a swoim ciałem. Gdyby nie leżąca na stole mumia, pewnie posadziłby w tej chwili Asterię na brzegu stołu i podziwiając jej blade ciało w ostrym świetle lamp, zbadałby każdy jego zakamarek. Wie jednak, że to nie jest najlepszy pomysł. Obecność mumii podświadomie budzi w nim pewien niepokój, uczucie jakby nie byli tu sami, jakby ktoś lub coś mogło ich obserwować. A przecież doskonałe piękno Asterii należało tylko do niego… Gotów był wyłupić oczy każdemu, kto ośmieliłby się oglądać jego żonę w sytuacji, w której tylko on miał prawo na nią patrzeć.
      Przerywa pocałunek.
      – Pragnę cię Asterio… – szepcze w jej usta, szukając potwierdzenia, że ona także go pragnie; że pragnie świętować z nim ich rocznicę i jest gotowa dać się porwać w jakieś miejsce, gdzie będą tylko we dwoje. W rodowej krypcie, na przydomowym cmentarzu, czy w laboratorium, w którym zwrócił jej życie. – Pragnę cię bardziej niż czegokolwiek na tym i tamtym świecie – mruczy, trzymając mocno jej podbródek i całując krótko jej chłodne usta.
      W napięciu czeka na najdrobniejszy gest wyrażający jej pragnienie, z trudem powstrzymując się przed tym, by nie szepnąć jej, że jest jego i chce ją mieć dla siebie w tej chwili. Wie, że prędzej czy później ulegnie pokusie i zacznie powoli odbierać jej wolną wolę, kawałek po kawałku, przejmując jej ciało i duszę tylko dla siebie. Ale jeszcze nie teraz.

      pan Blackwood

      Usuń
  7. Wyjaśnienia dotyczące mumii są ważne, choć w tej chwili niewiele go to obchodzi. Być może w innych okolicznościach miałby za złe swojej małżonce, że bez jego zgody obiecała Instytutowi zarówno raport jak i artykuł. W tej sytuacji jednak wydaje się to bardzo rozsądną decyzją i niewielką ceną za tak niesamowity okaz. Pod pewnymi względami, nawet zmuszało ich to do dodatkowej wspólnej pracy, a to już jak najbardziej mu się podobało.
    Uwielbiał z nią pracować. Asteria przypadła mu do gustu, jeszcze za życia, gdy była tylko zwykłą studentką.
    Zwykle nie lubił, gdy przyprowadzano mu studentów. Większość odbywała swoje praktyki w prosektorium jak za karę, chcąc jedynie zaliczyć niekomfortowy etap studiów i wyprzeć to doświadczenie z pamięci. Mało kto był szczerze zainteresowany tematem, a zwłaszcza medycyną sądową. A Asteria była. Widział w jej oczach nie tylko ciekawość, ale i fascynację, z jaką chłonęła wiedzę. Potem było już tylko lepiej. Uczenie jej nekromancji było czystą przyjemnością, jeszcze większą niż zgłębianie medycznych tajemnic. Jej zdolności były niezwykłe, a uśpione moce banshee sprawiały, że potrafiła opanowywać umiejętności, do których on sam nie miał pełnego dostępu.
    Edgar zdaje sobie sprawę, że pewnego dnia jego uczennica prześcignie swojego mistrza, a myśl ta napawa go dumą. Stworzył ideał…
    W tej chwili jednak nie chciał myśleć o wspólnej pracy, nawet tak niezwykłej i ekscytującej jak badanie mumii. Wszystkie jego myśli i pragnienia skupiają się na drobnej postaci w jego ramionach. Tak cudownie zazdrosnej i zaborczej. Czy miał w ogóle prawo kwestionować jej uczucia? Jej wybory? Czy gdyby Asteria była bezwolną marionetką, wciąż byłaby zazdrosna nawet o trupa na sekcyjnym stole?
    – Muszę? Sądzisz, że nie mam wyboru? – pyta prowokacyjnie. Rozkoszuje się słowami ukochanej, jej zawziętym tonem głosu. Tym jak jej chłodna twarzyczka zdaje się płonąć wewnętrznym ogniem, który drzemie w każdej sylabie.
    Ich twarze są cudownie blisko, a każde słowo wydaje się romantycznym urywanym szeptem pomiędzy pocałunkami. Spija z jej chłodnych warg wyznanie. Słodki rozkaz, by był z niej dumny jak ze swojego najpiękniejszego dzieła. Swojego opus magnum.
    Dreszcz podniecenia przebiega jego ciało, gdy czuje ugryzienie Asterii i smak własnej krwi. Uwielbia to uczucie. Uwielbia każde ugryzienie, każde zadrapanie czy ból, jaki zadawała mu żona, okazując w ten sposób swoje dzikie, potworne pragnienie. Uwielbia to jak patrzy na niego rozkoszując się smakiem jego krwi. Uwielbia głód w jej oczach, dzikie pierwotne pragnienie. Edgar czuje, że znów balansuje na granicy. Igra ze swoją ukochaną małżonką, która chętnie rozerwałaby go na strzępy, by zjeść jego mózg i serce.
    – Bardziej niż smak innych? – pyta. Znów prowokuje, nieznacznie dając znać, że nie tylko ona jest zazdrosna o trupy, którymi się zajmował. On także czuł palącą zazdrość, dziwaczną obawę, że czyjeś ciało i krew może kiedyś okazać się dla niej bardziej upajające; że już nigdy w jej ciemnych, mrocznych oczach nie dostrzeże tego podniecającego głodu i pragnienia, które widział dzisiaj.
    Gdy tylko Asteria odchyla głowę, Edgar przesuwa swoimi zakrwawionymi wargami po jej szyi, zachłannie, lecz powoli, całując jej jasną, nieskazitelną skórę. Pozostawia na niej czerwone ślady.
    Pochyla się bardziej, sunąc wargami po jej obojczyku. Całuje jej bliznę, rozkoszując się jej dotykiem.
    Odruchowo sięga dłońmi do zapięcia pięknej welurowej sukienki. Zatrzymuje się jednak. Znów czuje, że nie są sami, a mumia zdaje się ich obserwować swoimi nieruchomymi oczami namalowanymi na pośmiertnej masce. To sprawia, że nieco się cofa i prostuje.
    Przez chwilę wpatruje się w mroczne oczy Asterii, pragnąc utonąć w otchłani, w którą go właśnie ciągnęła.
    – Chodź ze mną kochanie… – mruczy cicho. Nie odrywa wzroku od jej pięknych, drapieżnych oczu. Chwyta pewnie jej dłoń. – Tylko ja mam prawo cię oglądać – mówi zdecydowanie. Daje jej znać, że nawet obecność mumii czy innych trupów w chłodni to zbyt wiele. Asteria była tylko jego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opuszcza sterylne pomieszczenie ich zakładu i schodzi niżej. Po zabytkowych, kamiennych schodach, prowadzących do podziemi. Wprost do jego laboratorium. Tego, w którym stworzył swoje wielkie dzieło.
      Pomimo wiekowości podziemi, pracownia jest równie jasna i sterylna jak pomieszczenia ich zakładu. To samo jasne światło lamp, ten sam zapach chemikaliów i śmierci… Jedynie wyposażenie jest inne, bardziej nietypowe, dostosowane do eksperymentów wykraczających poza to, co mieściło się w ramach nauki.
      – Skoro jesteś moim dziełem, to nie mogę traktować cię jak innych – mówi z pełną powagą.
      Przekręca klucz w zamku. Wie, że i tak nikt nie ośmieli się im przeszkadzać, ale pragnie tym gestem pokazać żonie, że nie życzy sobie by ktokolwiek, lub cokolwiek, im przeszkadzało.
      Podchodzi do niej bliżej. Starannie zdejmuje drogocenną kolię, którą niegdyś jej podarował i odkłada ją na pełne papierów biurko. Z zadowoleniem przesuwa dłonią po odkrytej szyi żony, po czym bez pośpiechu sięga do zapięcia jej sukienki. Rozpina je i powoli, delektując się chwilą, zsuwa czarny, welurowy materiał z jej ramion. Patrzy jak suknia gładko zsuwa się i opada na ziemię, odsłaniając blade ciało Asterii. Naznaczone bliznami, a jednak tak doskonałe w swojej niedoskonałości.
      Uśmiecha się tylko widząc, że nie miała na sobie bielizny. Przez chwilę chyba spodziewał się czegoś innego, może jakiegoś kuszącego, subtelnego kompletu. Ale taka podobała mu się bardziej… Jego doskonałe dzieło w pełni swojego naturalnego piękna.
      Unosi jej drobne ciało i sadza na brzegu chłodnego stołu. Tego, na którym najpierw pracował nad jej ciałem, a potem dokonał swojego cudu.
      Powoli przesuwa dłonią po jej bliźnie po sekcji, ciągnącej się od obu obojczyków, aż do podbrzusza. Pamięta jak naprawiał to cięcie… Delikatne ciało Asterii było już wystarczająco poranione przez wypadek. Lekarz, który mimo to uparł się na sekcję, był rzeźnikiem, patroszącym zwierzynę. Bez wyczucia i szacunku do piękna. Edgar pamięta jak wiele pracy włożył, by to naprawić, aby cięcie było czyste i równe, szwy delikatne, dopracowane. A blizna prosta, bez zniekształceń i poszarpania.
      Przejeżdża palcami po bliźnie na jej mostku, pomiędzy małymi, sterczącymi kusząco piersiami i niżej, po brzuchu. Znów czuje się jak wtedy, gdy ją tworzył. Do niej jedynej nie zakładał rękawiczek. Chciał czuć dokładnie wszystko co robi, nie ograniczać się do tego, by pracować nad nią czysto technicznie, jak nad innymi. Wkładał we wszystko emocje, potrzebował większego wyczucia i precyzji, chciał wiedzieć, że dobierając brakującą kończynę jej skóra będzie pasować do skóry Asterii…
      Dotyka jej uda, przesuwa palcami po wyraźnej bliźnie łączącej jej ciało, z obcym ciałem. I choć skóra jest niemal identyczna, równie chłodna i gładka, czuć wyraźną różnicę. To gdzie kończyło się ciało jego żony, a zaczynało to inne. Obce.
      – Jesteś doskonała Asterio – mówi z dumą, pozwalając swoim dłoniom wciąż badać, błądzić wzdłuż jej blizn.
      Znów składa na jej wargach pocałunek. Smakuje własnej zakrzepłej krwi w jej ustach.
      – Jesteś nie tylko moim arcydziełem najdroższa… Jesteś moim mrokiem i moją obsesją… – szepcze. Jego dłonie błądzą po jej nagim, chłodnym ciele. Badają już nie tylko jej blizny, drażnią dotykiem jej drobne, delikatne piersi i twarde sterczące sutki. Przesuwają się stopniowo niżej, po jej talii i biodrach, aż do zaskakująco ciepłego wnętrza jej ud.
      – Jesteś tylko moja Asterio – mruczy, rozkoszując się tymi słowami. Myślą, o tym, że ten doskonały ideał, który poddawał się teraz jego dotykowi był tylko jego. Czuje rozkosz na myśl, że należała do niego ciałem i duszą już na zawsze. Zupełnie tak, jak on należał do niej całym swoim sercem, które całkowicie pożarła swoim cudownym, uzależniającym mrokiem.
      Jego małżonka miała rację. Musiał ją kochać. Nie miał wyboru. Mógł albo zatopić się w tym uczuciu i żyć pełnią życia na granicy śmierci, albo pozostać już na zawsze pustą skorupą powoli umierającą w świecie żywych.

      pan Blackwood

      Usuń
  8. Spogląda w jej czarne, przepełnione głodem oczy, w których dostrzega teraz kolejne pragnienie. Inny rodzaj głodu, który trawi teraz także jego samego.
    Drobne dłonie powoli rozpinają kilka guzików jego drogiej, starannie wybranej na tę okazje koszuli. Oboje zachowywali pozory spokoju. Nie śpieszyli się, rozkoszując drobnymi gestami, choć przecież Edgar doskonale wie, że oboje pragnęli w tej chwili tego samego. Rzucenia się wprost w przepaść, oddania szalonemu pragnieniu, które trawiło ich od środka, rozpalało nawet ich kości. Mimo to delektują się chwilą pełnego napięcia oczekiwania, odgrywają swoją małą romantyczną scenę, drażniąc nawzajem swoje zmysły.
    – Oczywiście, że cię potrzebuję… – odpowiada z zadowoleniem. Z nieukrywaną pasją, jaka zawsze budzi się w nim, gdy ma swoją żonę tak blisko, tylko dla siebie. – W końcu jesteś moją żoną Asterio. – Znów delektuje się słowami. Tym razem tymi, że nazywa ją żoną, zupełnie jak tuż po ślubie, gdy przy każdej możliwej okazji to powtarzał zamiast zwrotów „kochanie” czy „najdroższa”.
    Tak, miała rację. Potrzebował jej, był uzależniony. I byłby nikim, gdyby teraz ją stracił. Mimo to Edgar dobrze wie, że Asteria wcale nie mówiła tego wszystkiego tylko o nim. Każde z tych słów idealnie opisywało także jej uczucia. Ona także go potrzebowała i była równie uzależniona od niego. Gdyby nie on już dawno jej ciało zgniłoby w wilgotnej, cuchnącej ziemi. Byłaby dosłownie niczym…
    Z rozkoszą czuje jak jej ciało poddaje się jego dłoniom i reaguje na każdy dotyk. Jak jej sutki twardnieją, a uda zaciskają się. Samo jej ciało wydaje się nagle znacznie cieplejsze, znacznie bardziej żywe. Jej powolne, cichutkie serce bije teraz mocniej i szybciej, niemal jak u żywej osoby, w ten cudowny sposób, w jaki bije tylko przy nim. Tylko dla niego.
    Uśmiecha się słysząc jej prowokujące pytania, choć nie ma szansy na nie odpowiedzieć.
    Ich usta znów łączą się ze sobą, w głębokim, szaleńczym pocałunku. Pocałunku śmierci, który niemal odbiera mu oddech swoją cudowną gwałtownością. Czuje zachłanny dotyk Asterii. Ten sam głód, który widział w jej oczach.
    Dźwięk rozdzieranego materiału marynarki, a potem także koszuli, sprawia mu niesamowitą przyjemność. Choć kupił ten komplet specjalnie na dzisiejszą okazję nie żałuje ani chwili. Wręcz przeciwnie. Traktuje tą sytuację jako kolejny prezent, wyraz szaleńczego pragnienia jego ukochanej małżonki.
    Pozwala by resztki podartego stroju wylądowały gdzieś na podłodze. Obejmuje mocniej żonę, chcąc czuć jej dotyk na swojej skórze. Gdy ta oplata go nogami w pasie wykorzystuje, by sięgnąć dłonią między jej nogi aż do jej wilgotnej z podniecenia cipki. Przez chwilę drażni palcami jej łechtaczkę, dotykając jej w sposób, który Asteria najbardziej lubiła. Czuje własne podniecenie i pragnienie, by skończyć tą zabawę i znaleźć się już w niej oddając się w pełni pragnieniu.
    Rozkoszuje się dotykiem jej paznokci na swojej skórze.
    – Nie mogę być fałszywym królem kochanie – odpowiada w jej usta. – Nie byłabyś wtedy królową, którą jesteś… – wytyka jej błąd w jej rozumowaniu.
    Mruczy z zadowoleniem, gdy czuje jej chłodną dłoń w swoich spodniach; gdy jej palce obejmują jego sztywnego i rozpalonego podnieceniem, penisa. Poddaje się pieszczocie, choć wcale nie potrzebuje zachęty. Po prostu uwielbia gdy go dotyka, gdy potrafi sprawić mu tak wielką przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spogląda jej w oczy słysząc jej pełne napięcia pytanie. Słodkie niczym obietnica śmierci. Jej mroczne spojrzenie znów ciągnie go w mrok.
      – Możesz próbować moja królowo – odpowiada w jej usta, które po chwili całuje przeciągle, tym razem samemu domagając się tego, by znów spróbowała odebrać mu oddech. Jego palce wędrują dalej, głębiej, drażniąc się z nią, byle tylko móc poczuć jej przyjemność i spijać z jej ust każde westchnięcie czy jęk.
      Nie czeka jednak długo. Niecierpliwie odsuwa jej dłoń i zsuwa spodnie, by chwilę później szybkim i zdecydowanym ruchem wejść w nią. Chwyta jej biodra, dociskając je mocniej do siebie. Z dreszczem rozkoszy wzdycha wprost w jej usta, czując, że oszalałby, gdyby dłużej zwlekał torturując się tym pragnieniem i głodem.
      Jej drobne ciało poddaje się jego ruchom, mocnym i gwałtownym pchnięciom. Jej skóra staje się coraz bardziej ciepła, coraz bardziej żywa. Z dreszczem podniecenia bierze w posiadanie jej filigranowe, delikatne ciało, choć doskonale wie, że jego ukochanej daleko było do delikatności. Czuje to w sile z jaką jej uda zaciskają się na jego biodrach. Widzi to w jej pięknych, drapieżnych oczach.
      – Gdybyś miała nade mną władzę Asterio… – dyszy wprost w jej usta – Czego byś pragnęła? – pyta. Prowokuje, chcąc by wyszeptała mu swoje fantazje i skryte pragnienia.

      pan Blackwood

      Usuń
  9. Jej głośny jęk wypełnia pomieszczenie, odbija się od wiekowych murów podziemi, by zaraz rozbrzmieć jeszcze głośniej i wyraźniej, gdy jego penis wdziera się w jej ciasną cipkę, a ich ciała łączą się ze sobą gwałtownie, w szaleńczym, spazmatycznym pragnieniu. Edgar z westchnieniom rozkoszy czuje jak małżonka mocniej zaciska ręce na jego ramionach i uda na jego biodrach, z nadludzką siłą, która powoduje w jego ludzkim ciele pierwsze upragnione uczucie bólu. Cudownego bólu, który przypomina mu o tym jak doskonałe dzieło stworzył i jak podniecająco igrał ze śmiercią znajdując się w morderczych ramionach Asterii.
    Czuje jak żona mu się poddaje, oddaje mu kontrolę nad sobą i swoim coraz bardziej rozgrzanym ciałem, które przypomina już niemal żywą istotę. Przyjmuje jej uległość, zagarniając ją dla siebie z każdym gwałtownym pchnięciem, z każdym silnym ruchem w czasie, którego jego penis na nowo zagłębiał się w ciasnym i ciepłym ciele jego żony. Reaguje na jej ruch, na pragnienie, by wziął ją mocniej, by mogła poczuć go jeszcze głębiej, by zadać jej cudownie podniecający ból. Tak, by poczuła się żywa.
    Wbija palce w jej biodra nie przejmując się zbędną delikatnością. Doskonałe blade ciało małżonki, przypominało mu żywy posąg – nieskazitelny, doskonały i wykuty z najtrwalszego marmuru, niczym nagrobki zdolne przetrwać stulecia. Westchnięcie rozkoszy ginie w jego ustach, a sam Edgar na moment znów traci oddech zatracając się w pocałunku śmierci i ustach swojej żony.
    Łapie głębszy zachłanny oddech i spogląda z rozczarowaniem w upiorne czarne oczy, gdy słyszy jej odpowiedź. Nie tego się spodziewał… Pytając małżonkę pragnął dać jej w dowód miłości coś czego pragnęła, spełnić jej najbardziej mroczną, perwersyjną fantazję lub drażnić się z nią dając jej to, czego chciała, by potem móc jej to odebrać aż Asteria błagałaby o spełnienie.
    I choć jej słowa, przerywane chaotycznymi westchnięciami i jękami rozkoszy, są melodią dla jego uszu i otulają jego serce niczym najczarniejszy pogrzebowy całun, czuje pewien niedosyt. Myśl, że ukochana znów pokrzyżowała mu plany jest jej drobnym triumfem i nawet cudowny dotyk jej paznokci rozdzierających mu skórę, nie jest w stanie odwrócić jego uwagi od delikatnej goryczy przegranej.
    – To twoje jedyne pragnienie moja królowo? – pyta prowokacyjnie.
    Jego ciało drży z podniecenia i narastającego oczekiwania, gdy czuje usta swojej małżonki sunące powoli po jego skórze. Tym razem to jego pełen rozkoszy jęk odbija się od starych murów podziemi, gdy zęby Asterii boleśnie zagłębiają się w jego ramię wgryzając w mięśnie. Te ułamki sekund oszałamiającego, niemal ekstatycznego bólu doprowadzają go prawie na skraj rozkoszy. Ciało jego ukochanej także reaguje, a jej ciasna cipka staje się jeszcze ciaśniejsza, gdy spazmatyczna przyjemność wstrząsa drobnym, doskonałym ciałem. Jej mięśnie lekko drżą, a on sam na moment daje się jej pociągnąć w otchłań.
    Przesuwa jedną z dłoni na jej plecy, dociska jej ciało do swojego, rozkoszując się każdym drżeniem i nagłą słabością jej stalowych mięśni. Daje jej chwilę wytchnienia, nieznacznie wycofunjąc się z jej cipki, obejmując jej rozedrgane ciało i pozwalając jej sięgnąć do jego ust. Smakuje własnej krwi wymieszanej z jej śliną, czując jeszcze większe pragnienie. Spogląda z pożądaniem w pełne pierwotnego głodu oczy Asterii, po czym zdecydowanym ruchem odsuwa ją od siebie i jednym pchnięciem sprawia, by rozgrzane plecy żony wylądowały wprost na lodowatym stole sekcyjnym.
    Pochyla się nad nią, ocierając się penisem o jej cipkę, i wilgotnymi pocałunkami wędruje wzdłuż jej blizny, od podbrzusza aż do jednego z obojczyków, od czasu do czasu gryząc jej ciało. I choć wkłada w każde ugryzienie sporo wysiłku, jest w stanie co najwyżej zranić jej doskonałą skórę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwyta jej nadgarstki i unosi do góry. Po omacku sięga do jednego z pasów zawieszonych na łańcuchach. Pasów, którymi niegdyś przypinał jej ciało, gdy rzucała się w furii gotowa zrobić krzywdę nie tylko jemu, ale i sobie. Krzyżuje obie jej ręce w nadgarstkach i mocno zaciska na nich skórzany pas. Edgar wie, że nie będzie w stanie w ten sposób powstrzymać Asterii na długo, ale wcale nie ma zamiaru tego robić. Gdyby rzeczywiście chciał ją powstrzymać i zmusić do pełnego poddania, zrobiłby to inaczej. Teraz, po prostu się z nią bawił, igrał ze wspomnieniami, tak jak robiła to także ona.
      Znów wchodzi w nią, tym razem nieco wolniej, obserwuje z uwagą jej rozciągnięte ciało i każdą reakcję, gdy jego penis znów zagłębia się w jej wilgotną, i tym razem już zdecydowanie gorącą, cipkę. Jedną ręką kontroluje jej biodra, podczas gdy drugą sięga do jej ciała. Przesuwa z zachłannym pragnieniem po jej brzuchu, wzdłuż blizny, aż do jednej z drobnych, delikatnych piersi, którą ściska mocno, mimo to nie pozostawiając na skórze żony żadnych śladów. Boleśnie drażni jej twardy sutek szczypiąc i ściskając. Prowokuje i drażni ją zarówno swoim dotykiem, jak i ruchami. Tym razem Edgar powstrzymuje zachłanne pragnienie, jego penis zagłębia się w jej ciało stosunkowo powoli i wycofuje, tak by Asteria mogła poczuć bolesny niedosyt. Skoro nie miała innych pragnień niż to, by po prostu ją zerżnął, nie zamierza jej tego ułatwiać.

      pan Blackwood

      Usuń
  10. – Mam wiele talentów pani Blackwood – odpowiada tajemniczo. Jego głos wydaje się teraz bardziej aksamitny i kuszący. Edgar zbliża się do jej twarzy, aż czuje jej trupi, pachnący jego własną krwią, oddech na swoich ustach. Usta mężczyzny wyginają się w wyzywającym uśmiechu – Przekonaj się sama Aserio – mruczy cicho, kusząco, delektując się jej imieniem i nie przestając jej prowokować, za wszelką cenę pragnąc zaspokoić swoje pragnienie igrania z nią. Pragnienie by kusić, prowokować, naciskać coraz bardziej w oczekiwaniu aż jego najsłodsza małżonka nie wytrzyma i wybuchnie.
    Jej ciało wygina się i pręży dławione pragnieniami i przyjemnościami, a on podziwia jej piękno i doskonałość, którą ubóstwia. Podobnie jak ubóstwia każdą z jej blizn i pozornych skaz, które dla niego są czymś więcej niż jedynie śladami po sekcji. Są dowodem tego co dokonał, świadectwem tego jak wydarł ją śmierci, jak uczynił doskonałą. Czuje upajającą przyjemność dotykając każdego z tych śladów.
    Jeszcze przez chwilę rozkoszuje się widokiem jej nagiego, rozciągniętego ciała, prężącego się i wijącego się z powodu pragnienia. Rozkoszuje się jej ciężkim oddechem. Ciężkim oddechem jego cudownego potwora, którego stworzył i okiełznał. Na moment czuje cudownie podniecający dreszcz, gdy dostrzega jej spojrzenie i rozumie na co patrzyła. Blizna przecinająca powiekę i powierzchnię jego niewidzącego oka. Przerażająca i podniecająca pamiątka jej furii.
    Wzdycha z rozkoszą. Zarówno z powodu wspomnienia, jak i rozkoszy, gdy znów może znaleźć się w niej. Jego umysł na moment tonie w najmroczniejszych fantazjach, zagrzebanych głęboko w jego umyśle. Gdyby jej wtedy nie okiełznał? Gdyby nie zmusił jej do posłuszeństwa, czy rozszarpałaby go na strzępy? Czuje dreszcz na myśl jak ostre paznokcie Asterii rozrywają jego skórę; jak palce zagłębiają się w ciało i mięśnie, a w ciszy laboratorium słychać dźwięk jego pękających kości; a potem jak Asteria wyrywa mu serce z piersi. Gorące, jeszcze bijące serce, w którym zatapia swoje zęby… Dreszcz podniecenia przebiega jego ciało. Torturując małżonkę powolną rozkoszą torturuje teraz samego siebie, powstrzymując się przed tym, by posiąść ją mocniej. Szybciej. By poddać się szalonemu pragnieniu i rozkoszy balansującej na granicy upajającego bólu.
    Słyszy jej warkot i niecierpliwość. Zagryza wargi, zwalniając jeszcze bardziej, wycofując się i wykonując powolne, niepełne pchnięcia, które nie mają zaspokoić pragnienia, lecz jeszcze bardziej pozwolić jej odczuć niedosyt. Czuje, że sam za chwile oszaleje odmawiając sobie rozkoszy jakiej pragnął. Mimo to uśmiecha się jedynie złośliwie. Sięga dłonią do jej uda i przesuwa palcami powoli w dół, ku znienawidzonej przez jego żonie bliźnie. Dotyka rozgrzanego ciała Aserii, blizny i znacznie chłodniejszej skóry nogi. Wie jak jego małżonka nienawidzi tej blizny, jak nienawidzi tej obcej kończyny. Po raz kolejny ją prowokuje celowo zachłannie i z pożądaniem przesuwając dłonią po skórze tak podobnej do skóry Asterii, a jednak tak zupełnie innej.
    Wśród starych murów odbija się echo jego pełnego satysfakcji jęku, gdy jego małżonka w końcu wyrywa się z pasów, zupełnie jakby były one cieniutką i delikatną wstążką.
    Czuje jak jej palce zaciskają się na jego gardle. Przez chwilę nie dociera do niego to, co właśnie powiedziała. Jej cichy głos niknie pośród pulsującego szumu krwi w jego uszach i rozkoszy, której się poddaje, gdy jej nogi obejmują go w pasie, a ona dociska biodra do jego bioder. Jego penis w końcu zagłębia się w jej ciało, wypełnia jej ciasną cipkę, pozwalając mu w końcu poczuć satysfakcję z bliskości. Odruchowo dociska mocniej biodra do jej bioder w gwałtownym niemal brutalnym pchnięciu.
    Z jego ust wydobywa się stłumiony jęk, a palce Asterii zaciskają się mocniej na jego szyi, niemal odbierając mu oddech. Znów czuje podniecającą myśl o tym, że mogłaby go teraz zabić. Zgnieść mu gardło lub rozszarpać je swoimi idealnymi paznokciami. Uwielbiał gdy to robiła, gdy dawała mu poczuć bliskość śmierci, podobnie jak uwielbiał nosić na ciele ślady jej dzikiej, niemal zwierzęcej miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz jednak docierają do niego jej słowa, a to sprawia, że spogląda w jej oczy z powagą. Na chwilę wszystko przestaje mieć znaczenie. Cała rozkosz i seks, cała podniecająca gra pomiędzy nimi. Jej słowa przyćmiewają wszystko inne. Więc tego najbardziej pragnęła jego małżonka? Dziecka? Ze wszystkich rzeczy, które jej podarował, ze wszystkiego co gotów był rzucić do jej stóp w geście miłości i oddania, ona pragnęła właśnie tego, czego nie potrafił jej dać.
      Nagle czuje ogarniającą go złość. Czy rzeczywiście tego właśnie chciała? Czy może usiłowała mu udowodnić, że wcale nie potrafił dać jej wszystkiego?
      Do tej pory Edgar odsuwał od siebie jakiekolwiek myśli o dziecku. Nawet jeśli dobrze wiedział, że nie ma swojego dziedzica, to odkąd miał Asterię porzucił ten temat. Nie miał zamiaru zdradzać swojej małżonki w imię ciągłości rodu. Poza tym, nie potrzebował dziedzica, skoro pragnął sam pokonać śmierć i żyć u boku swojej idealnej żony już na wieki. Teraz jednak wszystkie myśli o dziecku wracają, spotęgowane wyzwaniem, które mu rzuciła.
      Wyzwaniem, że nie był w stanie dać jej dziecka. Skoro potrafił pokonać śmierć, to potrafi także dać jej dziecko!
      Gwałtownie chwyta ją za włosy i przyciąga jej twarz ku sobie.
      – Obiecuje – cedzi ze złością, przez zaciśnięte gardło – Będziesz miała dziecko Asterio.
      Opiera się o blat stołu i z równą wściekłością wykonuje kilka kolejnych głębokich i brutalnych pchnięć, dając upust szaleńczemu pragnieniu, jak i złości, że śmiała w niego wątpić, że rzucała mu wyzwanie prosto w twarz.
      – Będziemy mieli dziecko ukochana – dodaje, precyzując, zapewniając, że dla niej dokona niemożliwego i znów złamie wszelkie prawa natury – Ty i ja, razem. Obiecuję… – dyszy ciężko.
      Dociska biodra do jej bioder. Jego penis zagłębia się w jej cipkę do granic możliwości, a Edgar czuje, że dochodzi. Pogrąża się w rozkoszy, tonąc w doznaniach. Czuje, że brakuje mu tchu, z rozkoszy, jak i z powodu zaciśniętych palców żony.
      Rozluźnia się nieco, choć złość i ambicja wciąż nie dają mu odetchnąć.
      – Dla ciebie Asterio, dokonam niemożliwego… – wyznaje, a w jego głosie rozbrzmiewa przez chwilę ta sama nuta szaleństwa, jak wtedy, gdy postanowił wydrzeć swoją małżonkę ze szonów śmierci.

      pan Blackwood

      Usuń
  11. Uwielbia jej reakcję. Głuchy, groźny warkot, który mrozi krew w żyłach i przypomina mu jak upiornie niezwykłą istotą była jego małżonka. Taką ją ubóstwiał, kochał i pożądał bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety na świecie.
    Pomimo ostrzegawczego warkotu, Edgar rozkoszuje się dotykiem chłodniejszej niż reszta ciała kończyny, którą uwielbiał równie mocno, co Asteria jej nienawidziła. Zdaje sobie sprawę, że dla niej było to coś obcego i potwornego, obrzydliwie wynaturzonego… Dla niego jednak było to coś niezwykłego. Był to swego rodzaju symbol. Pierwsza szalona rzecz jaką dla niej zrobił, pierwsza przekroczona granica, pierwszy krok na drodze bez powrotu, aż do otchłani szaleństwa. Pamięta jak starannie wybierał każdą część ciała dla swojej żony. Jak łamał zasady etyki, by zdobyć odpowiednie organy, którymi mógł zastąpić te zbyt uszkodzone w wypadku, których nie dało się odratować. Aż przekroczył wszelkie granice, by zdobyć dla ukochanej właściwą nogę. Idealnie dopasowaną do jej ciała i skóry, do sylwetki, tak by wyglądała idealnie. Nie obchodziło go wtedy czy będzie musiał zdobyć ją nielegalnie w kostnicy, czy też pozbawić kończyny jakąś studentkę. Nie obchodziło go nawet to, czy przyjdzie mu zabić. Liczył się tylko cel.
    Tylko Asteria…
    Ukochana żona, która porwała go w otchłań szaleństwa, pozwoliła przekroczyć wszelkie granice i uczyniła tym, kim był.
    Z rozkoszą dochodzi w niej, czując ciepło jej ciała. Tak żywe ciepło. Jej pełen rozkoszy jęk, gdy ukochana dzieli z nim orgazm sprawia, że Edgar czuje podwójną satysfakcję, upajając się rozkoszą swojej żony równie mocno, co swoją własną. Ich ciała uspokajają się, zapadając się w błogość i cudowny, niemal śmiertelny, spokój. Blackwood czuje jak ukochana w końcu rozluźnia swoje palce, a jego płuca nareszcie wypełniają się powietrzem, wymieszanym z chaotycznym, przyjemnie ciepłym, oddechem Asterii.
    Uśmiecha się słysząc jej ociekający słodyczą szept. Jego dłonie sięgają do jej drobnej, idealnej twarzyczki, a palce przesuwają się po jej bladej skórze. Dotyka jej z namaszczeniem, niczym dumny stwórca dotykający swojego arcydzieła. Ujmuje jej malutką, doskonale piękną twarz w dłonie i zachłannie całuje pięknie zarysowane usta.
    – Dobrze wiesz najdroższa, że zrobiłbym wszystko, by cię uszczęśliwić… – odpowiada. W jego głosie wciąż słychać echo targających nim emocji, jednak o wiele wyraźniej wybija się poprzedni, bardziej uwodzicielski i prowokujący ton. Każde słowo ocieka namiętnością, zarówno tą, którą żywił do swojej żony, jak i tą drugą, mroczną namiętnością do tego co zakazane.
    Pytanie Asterii budzi w nim dziwną satysfakcję.
    Wargi Edgara wyginają się lekko, a uśmiech zmienia się w tajemniczy, lekko upiorny, wyraz zadowolenia.
    Jego ukochana żona miała rację. Był szaleńcem spełniającym każdą zachciankę swojej małżonki. Szaleńcem gotowym złamać wszelkie zasady, przekroczyć każdą możliwą; jak i niemożliwą; granicę, jeśli tylko tego życzyłaby sobie jego najdroższa Asteria. Był szaleńczo zakochany i niezdrowo uzależniony od kobiety, z którą dzielił życie. Był jak artysta, który popadł w obsesję na punkcie własnego dzieła. Chorą i szaloną obsesję mieszającą się z równie szaloną i obsesyjną miłością. W pewien sposób był od niej uzależniony równie mocno, co ona od niego.
    On także nie był wolny…
    Nie łączyła go z Asterią żadna nadludzka więź, żadna zależność czy podległość, z którą musiała zmagać się ona. Raczej dobrowolnie dał się opętać swojej ukochanej po raz kolejny zatracając się dla niej w otchłani. A co najstraszliwsze, uwielbiał to. Uwielbiał całym sercem i wcale nie pragnął się uwolnić spod władzy swojego arcydzieła.
    Z dreszczem rozkoszy Edgar śledzi wzrokiem nagą sylwetkę małżonki, gdy ta wstaje. Jego wzrok napawa się idealnym pięknem zaklętym w czasie. Powoli schyla się i wciąga na siebie bokserki i spodnie. Teraz, gdy najsilniejsze z emocji powoli rozmywają się niczym poranna mgła, do umysłu Blackwooda dociera znacznie więcej. Waga jego obietnicy, jak i pragnień Asterii, a także uczuć kryjących się głęboko pod tymi pragnieniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Powiedz mi Asterio – zaczyna po chwili. Tym razem już spokojniej i poważniej. – Od dawna czujesz, że pragniesz być matką?
      Spogląda na jej twarz i wprost w jej oczy z żywym zainteresowaniem. Teraz, gdy w końcu poruszyli ten temat, Edgar czuje, jak i w nim powoli budzą się dawne myśli i rozważania na ten temat. Kwestia posiadania dzieci nigdy nie była dla niego w pełni komfortowa, od zawsze wypełniona cieniem śmierci. W końcu patrząc na własne doświadczenia, był jedynym żywym z trójki dzieci swoich rodziców. Cała jego relacja z rodzeństwem była jedną wielką miłością do umarłych, do nawiedzającego ducha ukochanej siostrzyczki, od którego nigdy się nie uwolnił, oraz ciągłą tęsknotą za kochanym małym braciszkiem, którego strata bolała zbyt mocno. Myśląc o własnych dzieciach, Blackwood pragnął oszczędzić sobie bólu jaki znosili jego rodzice opłakując stratę dzieci. Pragnął najpierw znaleźć sposób na nieśmiertelność, a dopiero potem tworzyć rodzinę mając pewność, że nikt ani nic nie odbierze mu już tej rodziny. A potem, gdy w końcu pokonał śmierć, jak mógłby myśleć o dzieciach z kimś innym niż Asteria? Jak mógłby kiedykolwiek zdradzić swoją królową? Oczywiście jako naukowiec mógł spróbować inaczej, mógł skorzystać z zabiegu inseminacji czy in vitro, jak wiele innych, normalnych par zmagających się z bezpłodnością i korzystających z usług surogatek. Ale czy to miałoby sens? Czy takie dziecko byłoby w równym stopniu Asterii, co i jego?
      Wszystkie te myśli, dawne jak i nowe, atakują teraz jego umysł zmuszając do refleksji i zastanowienia.

      pan Blackwood

      Usuń
  12. Blackwood dostrzega w postawie małżonki jak niewygodne było dla niej to pytanie. Teraz jednak, gdy w końcu poruszyli ten temat, nie zamierza się wycofywać. Wręcz przeciwnie, czuje jak jego umysł wypełnia złość, że przez te wszystkie lata pozornie idealnego małżeństwa, Asteria nigdy nie poruszyła tej kwestii, nigdy nie odsłoniła przed nim uczuć, które targały nią od środka. Czuje także gniew, że nie dostrzegł tego sam. Znał swoją ukochaną lepiej niż ktokolwiek inny, stworzył ją na nowo, uczył wszystkiego na nowo. Dostrzegał każdy grymas na jej pięknej twarzy, każdy mroczny błysk w oku i czytał z niej, jak z otwartej księgi… A przynajmniej tak mu się do tej pory wydawało, że nie mają przed sobą żadnych tajemnic.
    Edgar przygląda się małżonce z uwagą, starając się dostrzec w jej postawie i, zniewalającym upiornym pięknem, spojrzeniu coś więcej; coś co do tej pory mu umykało; a może coś czego wcale nie chciał dostrzec wierząc w mroczną baśń, perfekcyjny gotycki romans, w którym śmierć nie jest w stanie pokonać szalonej miłości? Na ustach Blackwooda pojawia się niewyraźny grymas, gdy Asteria wspomina imię William.
    — Myślałem, że było wręcz przeciwnie i nie dawałaś wam szansy — odzywa się wyniosłym, zdecydowanie zbyt odległym głosem — W końcu rzuciłaś go dla mnie. Chcesz mi teraz powiedzieć, że potem planowałaś do niego wrócić? — pyta.
    To było tak małostkowe, tak niedojrzałe z jego strony, że uciekał od ważnego tematu, w stronę swojej urazy wobec głupiej nastoletniej miłości i pierwszego chłopaka Asterii. Sam w końcu także miewał mniej lub bardziej poważne miłostki będąc w jej wieku. Nie było w tym nic złego, ani dziwnego. To, co naprawdę denerwowało Blackwooda i oplatało jego serce niczym trujące ciernie, to fakt jak wyglądała jego relacja z małżonką. Nie dane było im doświadczyć tego wszystkiego za życia. Nigdy nie mógł cieszyć się rozkoszą płynącą z bliskości jej żywego, ciepłego ciała. A ona nigdy nie dowie się jakby to było, gdyby poszli ze sobą do łóżka. To William na zawsze pozostanie jedynym mężczyzną, który miał ją żywą. I to właśnie doprowadzało go do szału.
    Nawet zdając sobie sprawę, że być może wszystko potoczyłoby się inaczej. Być może jego relacja z Asterią byłaby tylko zakazanym romansem ze studentką, relacją opartą jedynie na pożądaniu i seksie, która nie przetrwałaby próby czasu. Być może wcale nie walczyłby o Asterię i pogodziłby się z jej śmiercią, gdyby nie uczucie niespełnienia; uczucie, że śmierć ponownie brutalnie wyrywa mu z dłoni kogoś, na kim mu w jakiś sposób zależy. Być może nigdy by jej nie poślubił, ani nie przekroczyłby granic życia i śmierci. Czy wobec tego co zyskał, powinien aż tak wściekać się na to, co stracił?
    Wzdycha pod nosem, zmuszając się do powrotu, do tego co ważne. Podnosi podartą marynarkę i koszulę z ziemi i odkłada na blat dużego biurka, tuż obok sukienki Asterii. Zbliża się nieco w stronę żony, wciąż obserwując każdy szczegół; każdy błysk w jej oczach.
    — Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej Asterio? — pyta w końcu. Jego głos jest zupełnie spokojny, pozbawiony dławiącej złości z powodu myśli o Williamie i tym, co by było gdyby. Ostatecznie to nie miało już znaczenia. Jego cudowna małżonka należała i już zawsze należeć będzie tylko do niego. Tak samo ciałem, jak i duszą. I nikt ani nic nie mogło mu jej odebrać. Nawet gdyby sama zapragnęła odejść, Edgar doskonale wiedziałby, że nigdy by jej na to nie pozwolił. Prędzej wolałby, aby ich miłość przerodziła się w czystą nienawiść, niż aby kiedykolwiek się skończyła.
    Podąża spojrzeniem za jej wzrokiem, ku jednemu z pęknięć w ścianie laboratorium; ku kolejnemu śladowi jej furii, którego nigdy nie usunął. Chciał by dom nosił blizny po Asterii, podobnie jak nosiło je jego ciało, już na zawsze naznaczone przez jego najdroższą małżonkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Gdybyś powiedziała mi wcześniej… — powraca wzrokiem do jej twarzy. Znów poddaje się szaleństwu, otwierając swoje serce przed nią, pozwalając by miała nad nim władzę i by pociągnęła go dalej poza granice. — ...zrobiłbym wszystko, by cię uszczęśliwić najdroższa — zapewnia ją, po raz kolejny kusząc obietnicą, że nie cofnie się przed niczym, byle tylko ją uszczęśliwić i rzucić do jej stóp każde z jej pragnień, niczym królowej, którą dla niego była.
      Chce dodać coś jeszcze, ale jej kolejne słowa całkowicie wyprowadzają go z równowagi. Bluźniercze zniewagi na temat jego ideału ranią bardziej niż cokolwiek innego. Gdyby te słowa wypowiedział ktoś obcy, Edgar pewnie nigdy by mu tego nie darował i dopilnował, by plugawy język znieważający jego małżonkę, trafił na talerz Asterii. Teraz jednak, gdy to jego ukochana sama wypowiada te słowa, gdy odmawia samej sobie miana kobiety, nie jest to już obelga, lecz cios zadany prosto w jego serce. Może i Asteria była potworem, jego własnym potworem, najdoskonalszym potworem, który był w stanie wydrzeć i pożreć jego serce… Ale była także kobietą. Idealną, doskonałą kobietą, jedyną kobietą, która zawładnęła całą jego duszą. Jak mogła w ogóle postrzegać się w ten sposób?
      — Zabraniam ci tak mówić! Zabraniam ci nawet tak myśleć! — niemal wybucha. Jego dłonie sięgają do jej twarzy, zmuszają, by spojrzała mu w oczy. — Jesteś kobietą Asterio. Najdoskonalszą, najpiękniejszą i najbardziej prawdziwą kobietą. Jedyną kobietą, która mną zawładnęła, dla której gotów byłem walczyć z prawami natury.
      Ujmuje jej dłoń, którą przed chwilą wskazywała na swoje ciało mówiąc o tym jak niepełna była. Prowadzi jej rękę po jej wciąż rozgrzanej skórze, która w tej chwili wydawała się tak żywa. Pozwala jej poczuć ciepło i miękkość jej ciała, a potem także wciąż jeszcze bijące szybko serce.
      — Jesteś prawdziwą, pełną kobietą. Jesteś moją żoną, moją ukochaną i moim arcydziełem. Jeśli czujesz, że czegokolwiek brakuje w twoim życiu, to tylko dlatego że ja ci to odebrałem. To moja odpowiedzialność… — oznajmia pewnie, a pewność miesza się w jego głosie z ukrytą desperacją, bólem i wściekłością z powodu tego jak się postrzegała. — Najdroższa… To moja odpowiedzialność. Możesz się wściekać się na mnie, mieć do mnie żal, a nawet mnie znienawidzić. Ale nigdy, przenigdy nie pozwolę ci byś czuła odrazę wobec samej siebie!
      Puszcza jej dłoń, ujmuje jej drobną twarzyczkę w obie dłonie. Czuje jak ogarnia go szaleństwo, jak gotów jest przyjąć na siebie całą jej wściekłość, byle nie pozwolić jej na to, by postrzegała się w ten sposób.
      — Obiecuję ci, że dam ci wszystko czego pragniesz Asterio… — przysięga po raz kolejny — Ale przysięgnij mi jedno. Nie miej przede mną żadnych tajemnic, nie ukrywaj żadnych uczuć. Jestem twoim mężem, znasz moje najbardziej skryte i mroczne sekrety. A ja chcę znać najbardziej skryte pragnienia twojego serca najdroższa…

      pan Blackwood

      Usuń
  13. [ Cześć :) Bardzo dziękuję za miłe powitanie.
    Przychodzę tutaj do Asterii, ponieważ niesamowicie fascynuje mnie jej postać - jest genialnie wykreowana - i myślę, że może zafascynować również Marinę.
    Przez to, że straciła całą rodzinę, ma lekką obsesję na punkcie śmierci. Będzie współpracować z panem Blackwoodem i tak sobie pomyślałam, że mogłaby trochę wyczuć a trochę połączyć kropki i podejrzewać, kim tak naprawdę jest Asteria. I przez to może chcieć poznać ją bliżej, obserwować. Dostać na jej punkcie lekkiej obsesji, cały czas zastanawiając się, czy udałoby się jej przywrócić do życia kogoś ze swojej rodziny. No i przez to chciałaby poznać Asterię, zobaczyć, ile z człowieka w niej w ogóle pozostało.
    Wybacz chaos wypowiedzi. Nakreśliłam tak z grubsza, o co mi chodzi. Oczywiście, zrozumiem też, jeśli nie jesteś zainteresowana wątkiem. Natchnęło mnie i stwierdziłam, że nie zaszkodzi zaproponować :D.]

    Marina

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Ja jestem bardzo na tak :D
    Chcesz się może przenieś na maila, discord albo inny komunikator celem obgadania szczegółów?]

    Marina

    OdpowiedzUsuń
  15. Prawdopodobnie, gdyby tylko mogła, Marina nigdy nie wychodziłaby z lasu. Leżałaby tam, na ciepłej, rozpulchnionej ziemi, pokryta mchem i opleciona korzeniami. Tak martwa jak się czuła. Zamrożona. Niczym skała, której nic się nie ima, nawet czas. Powoli stapiałaby się z otoczeniem, licząc na to, że w końcu przyroda ją pochłonie. Zakończy jej żałosną egzystencję i obróci ją w proch.
    Tyle że, o złośliwości losu, żyła. A życie wiązało się z tym, że kosztowało. Nawet takie proste, nawet po sprzedaniu rodzinnej posiadłości, nawet jeśli była największą z minimalistek. Sagecroft musiała jakoś zarabiać na swoje utrzymanie, nie ważne jak bardzo było jej to nie na rękę.
    Nie potrafiła jednak za wiele. Nie miała umiejętności czy wykształcenia, które zapewniłoby miejsce w społeczności Woodwick. Nie chciała go zresztą mieć. Stroniła od ludzi, nie ufała im, uważała za zło ostateczne. Zdecydowanie bardziej wolała towarzystwo istot paranormalnych, takich, których intencje i zamiary były jasne. Bo mimo tego, że nadnaturalne, one nie potrafiły jej tak łatwo oszukać. Wyczuwała ich aurę na wiele metrów. Poza tym, mieli swoje sprawy. Nie byli jak ludzie. Okrutni. Zgorzkniali. Zepsuci aż do szpiku kości.
    Wykorzystywała więc sytuację, w której się znalazła. Miała przecież całą kolekcję magicznych ksiąg i zdecydowanie za dużo mocy, by mogło ją pomieścić jedno ciało. Czasami Marina miała wrażenie, że magia jej przodków pewnego dnia rozerwie ją od środka. Spopieli kości i nerwy. Że jej ciało, tak cholernie uparte, nie da już rady jej w sobie utrzymać. W ogóle nie powinno jej w nim być.
    Edgar Blackwood odnalazł ją kilka tygodni wcześniej. Chciał, żeby pomogła mu przewertować rodzinne księgi. Żeby pomogła mu odnaleźć… nie była do końca pewna, co właściwie. Rzeczy, o których opowiadał jej mężczyzna, stanowiły dla niej zupełną abstrakcję. Nekromancja. Przywracanie zmarłych do życia. Na początku chciała go wyśmiać. Chciała wyłożyć mu jasno, że magia tak nie działa. Nie mogła działać. To co martwe martwym musiało pozostać. Ona przecież doskonale się o tym przekonała.
    Jednak sposób, w jaki ją przekonywał, ta jego niezachwiana pewność siebie, siła, która z niego promieniowała. Ona kazała Marinie przyjąć to zlecenie. Możliwe, że pokaźna wypłata też miała z tym trochę wspólnego. Ostatecznie stwierdziła, że co jej szkodzi. Pomoże mu. Przekartkuje jego rodzinne księgi i poszuka w nich choćby śladu czarów. Czegoś, co mogłoby mu się przydać. Nawet jeśli w to nie wierzyła. Wierzyła w zioła, eliksiry, rytuały. W magię krwi też wierzyła. W prawie wszystko, tylko nie to.
    Przecież gdyby cała ta nekromancja okazała się prawdą, oznaczałoby to… Nie, o tym wolała nawet nie myśleć. Próbowała przecież. Spędziła długie godziny przy ich ciałach, próbując oddać tę cholerną energię, której nie chciała… Odwrócić tę głupotę, pieprzoną, dziecinną…
    Mocno potrząsnęła głową, jak zawsze, kiedy chciała pozbyć się natrętnych myśli. Stała właśnie pośrodku obszernego holu w rezydencji Blackwooda z naręczem jego książek. Pierwszej partii tego, na co się umówili.
    Marina była niską, drobną kobietą o ciele przypominającym raczej dziecko niż dorosłego. Pomimo swoich dwudziestu dziewięciu lat nadal wyglądała na dziewiętnaście. Dokładnie tak, jak dziesięć lat wcześniej. Od dnia, kiedy jej żyły przepełniła magia przodków nie postarzała się nawet odrobinę. Nie cieleśnie. Wciąż miała oczy, które zdawały się być zdecydowanie zbyt duże w stosunku do chudej twarzy. Intensywnie niebieskie, jak każda z wiedź w jej rodzinie.
    Ubrana w luźny sweter i jeansy, z niesfornymi lokami zebranymi w wysoki kucyk i w swoich wysłużonych trampkach czuła się w eleganckiej rezydencji tak bardzo nie na miejscu jak to tylko było możliwe.
    -

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry. Przyszłam oddać książki Pana Blackwooda. Czy zastałam go może?
      Była zaskoczona, widząc kobietę, która pojawiła się przy niej niespodziewanie. Nie wyczuła jej. Nie, dopóki się nie odezwała. Rzadko się to zdarzało. Ludzie zazwyczaj mieli dość wyraźne, łatwo namierzalne aury.
      Może po prostu się zamyśliła? Cała ta posiadłość była taka… pusta i chłodna. Jakby martwa.
      Przyjrzała się swojej rozmówczyni. Była elegancka i wytworna, idealnie pasująca do tamtego miejsca. Tyle że bardzo, bardzo młoda. Wyglądały na równolatki.

      Marina

      Usuń
  16. Wzrusza nieco obojętnie ramionami w odpowiedzi na jej słowa. Czy był zdziwiony? Nie… Po prostu przez te kilka lat zapomniał już o Asterii, którą była kiedyś, za swojego życia. Tamta Asteria wydaje mu się kimś obcym i zupełnie innym, płytką namiastką tego, kim się stała wykorzystując swoje nowe życie. Czy on w ogóle poślubiłby tamtą Asterię? Czy może raczej wykorzystałby zainteresowanie pięknej studentki, by przeżyć przygodę, zakazany romans, który zapewniłby mu dreszcz emocji, a potem pozwolił by wszystko powróciło do dawnego stanu? Czy może jednak namiętność, którą poczuł i która popchnęła go do tego, by spróbować ją ożywić, mogłaby popchnąć go do czegoś więcej?
    Edgar nie potrafi znaleźć odpowiedzi na te pytania i chyba nawet nie chce. Wydaje mu się to szalenie niewygodne i niekomfortowe. Poza tym teraz to już i tak nie miało znaczenia. Nie zamierzał rozpamiętywać przeszłości i zastanawiać się nad tym co by było gdyby, tak jak robiła to jego ukochana małżonka, raniąc go w ten sposób. I to jeszcze w tak wyjątkowy dla nich obojga dzień.
    — Nie do końca — odzywa się wreszcie. Jego głos jest równie spokojny, choć jest jedynie maską, za którą pan Blackwood usilnie stara się ukryć wszystkie szalejące w nim emocje. — Trudne owszem. A jednak o wiele trudniej jest wyrwać tą konkretną, upragnioną duszę z uścisku śmierci, niż stworzyć ciało dla ducha, który marzy o drugiej szansie. Sama wiesz jak wiele nieszczęśliwych, zagubionych dusz błąka się po świecie, nie mogąc zaznać spokoju. Czy danie szansy duchowi dziecka, które nigdy nie zaznało rodzinnej miłości, byłoby dla niego cierpieniem czy wybawieniem? Jeśli moglibyśmy być szczęśliwi tworząc wspólnie nowe życie, a stworzone w ten sposób dziecko otrzymałoby drugą szansę, to gdzie w tym cierpienie? — pyta, spoglądając z uwagą na małżonkę.
    Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak trudne było dla niej nowe życie, jak siłą zmuszał ją do tego, by nie usiłowała zrobić krzywdy jemu i sobie samej. Jak musiał wręcz łamać jej wolną wolę, by zmusić ją do życia. I jak widać nie złamał jej do końca, skoro wciąż postrzegała swoje życie w ten sposób…
    — Poza tym to nie jedyna opcja. Można adoptować dziecko, które nie odnajdzie się w typowej ludzkiej rodzinie, a w naszej będzie miało szansę rozkwitnąć. Ale… — waha się, po czym marszczy w zadumie czoło. Odzywa się po dłuższej pauzie. — Medycyna wciąż przekracza kolejne granice. Chwilami sam nie wiem ile zawdzięczam nauce, a ile nekromancji. Co jeśli naprawdę mógłbym znaleźć sposób, by dać ci dziecko?
    Nie chce jej tego obiecywać, nie chce pogrążać się w nowym szaleństwie, w nowej obsesji… choć czuje, że już to zrobił. Już przegrał, już dał się zaprowadzić na skraj przepaści i już sam rzucił się z jej brzegu, gdy przysiągł Asterii, że zrobi to dla niej. Dla niej zrobi wszystko, pokona prawa natury i samą Śmierć.
    Śmieje się krótko, gdy słyszy jak ukochana idealnie ubiera w słowa jego myśli i uczucia. To co działo się w jego głowie i jego sercu w tym właśnie momencie. Był dla niej otwartą księgą, z której mogła odczytać wszystko i czasem jej za to nienawidził. Za to jak potrafiła celnie uderzyć w najczulszy punkt, zaatakować tak, by zabolało, by zatrzęsły się podstawy wszystkiego na czym budował swoją wizję świata. Asteria była jego wyniszczającym wewnętrznie szaleństwem. Jak mógłby kochać kogoś innego?
    Równie bolesna jest jej reakcja na jego wybuch. Ale nie chodziło o fizyczny ból, który przyprawia go o szybsze bicie serca, gdy drobne palce jego małżonki z siłą zaciskają się na jego gardle. Ten ból go podnieca, daje mu poczucie bliskości śmierci i kruchości jego własnego życia. Gdyby Asteria tylko zapragnęła zmiażdżyłaby mu gardło lub odebrała tlen, a jednak pamiętała o należytym wyczuciu, o tym by go nie skrzywdzić. Nie… To jej słowa sprawiają prawdziwy ból i budzą wściekłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Gdybym naprawdę tego od ciebie wymagał nie trzymałabyś mnie za gardło tylko błagałabyś, bym mówił ci jak piękna i wyjątkowa jesteś… — syczy ze złością, walcząc z uczuciem ucisku w gardle. W jego głosie słychać coś mrocznego. Przypomnienie, że mógłby jej to zrobić, że gdyby tylko zapragnął zakazałby jej mówić lub myśleć w sposób, którego nie akceptował. Złamałby ją i zmusił, by patrzyła na siebie z zachwytem, by nie była w stanie pisnąć choćby słówka na temat nielubianej przez siebie kończyny, lub by każda negatywna myśl o samej sobie była dla niej prawdziwą torturą.
      — Powinnaś być wdzięczna, że pragnę byś sama zmieniła zdanie, tak jak pragnę twojej miłości, zamiast korzystać z danej mi władzy, by stworzyć sobie idealną kobietę, która nigdy mi nie odmówi, nigdy nie powie słowa, które mi się nie podoba… i która nigdy nie odważy się podnieść na mnie ręki. — Zaciska palce na jej nadgarstku, ale nie walczy z nią, nie nakazuje jej przestać, ani się odsunąć. O nie… Jeśli sądziła, że w ten sposób zmusi go, by jej cokolwiek rozkazał, to była w błędzie. W tej chwili gotów był dać jej się rozszarpać, byle udowodnić w ten chory sposób swoją miłość.
      Patrzy jej prosto w oczy, z szalonym uporem, gotów do upadłego walczyć o swoją rację.
      — Mówię ci wszystko. Nie mam nic do ukrycia przed moją żoną — oznajmia ostro — choć przecież mógłbym ukryć o wiele więcej niż ty, nie sądzisz?

      bezczelny pan Blackwood

      Usuń
  17. — Nie wiem — przyznaje szczerze, w odpowiedzi na jej pytanie. Nie miał pojęcia czego tak właściwie pragnął. Przez całe życie myślał jedynie o pokonaniu śmierci, a gdy w końcu tego dokonał, zatrzymał się w pewien sposób w miejscu. W pewien sposób Edgar czuje, że trwał w zawieszeniu podobnie jak jego małżonka. Ona zaklęta w czasie, wiecznie młoda, wiecznie żywa. A on zawieszony gdzieś pomiędzy tym co tu i teraz a przyszłością.
    Wcześniej nigdy nie myślał o przyszłości, planach, rodzinie. Miał jeden cel, który całkowicie opętał jego umysł i duszę, a gdy osiągnął to wszystko, nie potrafił znaleźć niczego nowego.
    — Perspektywa rodziny, której nikt mi nie odbierze brzmi jak dobra definicja szczęścia. Po co miałem mówić o dzieciach czy rodzinie, skoro dzieci umierają? — odpowiada. Bolesne wspomnienie śmierci małego braciszka, wciąż jest zbyt żywe, zbyt realne. Minęło prawie trzydzieści lat, a Edgar czuje, że wciąż pamięta każdą sekundę tamtego dnia. A obraz martwego, bezwładnego ciała brata wyrył się w jego pamięci na długo.
    — Wcześniej nie myślałem też o żonie — dodaje.
    W końcu nie planował się wiązać. Nie planował nigdy kochać kobiety i przechodzić piekło, jakie przeszedł jego ojciec. Victor Blackwood był wybitnym lekarzem, naukowcem i nekromantą. A mimo to nie potrafił ocalić swojej żony. Edgar aż nadto dobrze pamiętał matkę, gasnącą w oczach, powoli umierającą na raka i ojca, powoli popadającego w szaleństwo, gdy próbował zrobić cokolwiek. Z czasem Victor zmienił się w zgorzkniałego dziwaka z obsesją, którą w pewien sposób zaszczepił także w młodym umyśle Edgara. Pewnie ta obsesja w końcu go zabiła.
    Pan Blackwood nigdy nie chciał być taki. Nie chciał patrzeć jak kobieta, którą kochał powoli umiera, nie chciał nigdy usłyszeć wiadomości o narodzinach martwego dziecka lub tragicznym wypadku. Jeśli nie mógł pokonać śmierci, wolał pozostać sam, jedynie w towarzystwie najdroższej zmarłej siostry, która jako jedyna nigdy go nie opuściła. I gdy wydawało mu się, że będzie musiał pogodzić się z porażką, pojawiła się Asteria, która zmotywowała go do tego, by jednak osiągnął swój cel i dokonał niemożliwego. Dokonał czegoś, o czym zawsze marzył jego ojciec…
    Mimo wszystko uśmiecha się słysząc boleśnie prawdziwe słowa ukochanej małżonki.
    Tak, Asteria miał rację. Wcale nie kierowało nim pragnienie stworzenia rodziny. Potrzebował po prostu kolejnego celu, kolejnego impulsu, który pchnąłby go do działania, do przekroczenia granicy po raz kolejny. Skoro potrafił pokonać śmierć i odzyskać zmarłego, to czy mógł także samodzielnie stworzyć życie? Wykreować je niczym bóg i tchnąć w nie życie? Pragnienie Asterii było dla niego motywacją, początkiem nowej obsesji, której desperacko potrzebował, by nie czuć się tak pusty i zawieszony w nicości.
    — Nie jesteśmy normalni najdroższa… — odzywa się, gdy małżonka puszcza jego gardło i ze złością wyrywa rękę z jego uścisku. — Powinnaś być wdzięczna, że moja miłość do ciebie jest na tyle wielka, że pragnę podarować ci namiastkę normalności!
    Patrzy na nią z oburzeniem.
    Jak mogła tego nie dostrzegać? W swojej obsesyjnej miłości do niej, mógł po prostu rozkazać jej by go kochała, by była idealną żoną spełniającą każdą jego zachciankę. Ale nie zrobił tego, chciał by ich uczucie było prawdziwe, by Asteria mogła być sobą, a nie posłuszną marionetką.
    Nie zatrzymuje jej. Spogląda jedynie jak odchodzi.
    Sam także bierze prysznic i przebiera się w świeże ubrania i roboczy fartuch, po czym udaje się do kostnicy. Przez chwilę przygląda się leżącej na stole mumii. Prezent na rocznicę, która od samego początku okazała się wyjątkowo nieudana.
    Przykrywa ciało, nie chcąc mimo wszystko zajmować się tym bez niej. Nie chce też iść do sypialni i narzucać się Asterii, ani zmuszać ją do czegokolwiek. Skoro tak bardzo chciała wolności i nie umiała docenić jego starań, to niech ma swoją wolność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajmuje się pracą. Raportami z sekcji i wszystkim tym, co skutecznie zajmuje jego umysł nie pozwalając mu pogrążać się w rozgoryczeniu i czarnych myślach z powodu tego, co się wydarzyło. Nie reaguje nawet, gdy drzwi do kostnicy się otwierają, a znajoma mroczna energia wypełnia pomieszczenie swoją obecnością.
      Przymyka na chwile oczy, czując jej ramiona obejmujące jego ciało. Zaraz jednak spogląda w stronę Asterii, która wyraźnie się uspokoiła i nie była już wściekła.
      — Myślałem, że wolisz być sama — odpowiada na jej łagodną prośbę. — Szanuję twoje zdanie i potrzeby najdroższa.
      Kładzie dłoń na jednej z obejmujących go bladych i delikatnych, choć nieludzko silnych rąk. Asteria znów jest chłodniejsza, jej skóra przypomina ciało człowieka, zmarzniętego w czasie zimnej październikowej nocy. Była na tyle ciepła, by nie nazwać jej zimną i trupią, ale też na tyle chłodna, by nie nazwać jej gorącą i pełną życia. To była po prostu jego Asteria, ta najbardziej ukochana, zawieszona gdzieś pomiędzy życiem i śmiercią.
      Wzdycha ciężko, po czym odwraca się do niej i spogląda w jej szaro-zielone, chłodne oczy.
      — Chyba nieszczególnie udała nam się ta rocznica — stwierdza spokojnie, także nie chcąc już się kłócić ani unosić bezsensownie honorem.

      poważny pan Blackwood

      Usuń
  18. Milczy wsłuchując się w jej wyznanie. Wie, że jego najdroższa małżonka ma rację. Gdyby wtedy uległ swojemu pragnieniu i pobiegł za nią, by ją zatrzymać, albo gdyby rozkazem zabronił jej te chwili samotności wszystko byłoby inaczej. Nawet jeśli byłaby przy nim, leżała obok niego w łóżku, to nienawidziłaby go całą sobą, a on czułby wręcz namacalnie całą tą nienawiść. Leżałby w ciemności obok potwora, który gdyby nie rozkaz, rozszarpałby go na strzępy.
    W takich chwilach Edgar czasem czuł pokusę, by to się właśnie stało. By szepnąć Asterii, że może zrobić co chce, by zemściła się za to co jej robił odbierając jej spokój śmierci i odmawiając jej samotności. Śmierć z jej rąk wydawała się dobrą śmiercią, jedyną właściwą.
    Teraz jednak dostrzega, że warto było czasem po prostu dać jej czas. Zaufać jej uczuciom i temu, że nie opuściłaby go nie z powodu zakazu, ale z powodu łączącej ich miłości. Czy nie tak powinien postępować jeśli pragnął szczerych uczuć?
    Sam także wzdycha cicho, po czym uśmiecha się z nieskrywanym zadowoleniem na jej słowa. Czułe, chłodne palce Asterii wędrują po jego skórze, a jej przewrotne słowa kuszą słodko, niczym podszepty upiora, pragnącego skraść mu cząstkę duszy.
    — Tak, za to cię uwielbiam, moja pikantna żono — odpowiada. Ulega pokusie, słodkiej i mrocznej niczym jego małżonka. — Gdybym nie wiedział co robię, przysiągłbym, że zamiast sprowadzić twoją duszę, sprowadziłem tu diablicę… — mruczy spoglądając w jej oczy. Jego spojrzenie tonie w słodkim, upiornym mroku. Wyobraża sobie, że może tkwi w tym ziarno prawdy? Może wyciągnął jej duszę prosto z piekła, cudownie skażoną i wypaczoną wszystkim co najgorsze, grzeszne i potworne. Pikantne, jak ich miłość przeplatająca się z nienawiścią, ból i cierpienie nierozerwalnie splecione z upojną ekstazą.
    Cichy szept znów kusi, skutecznie sprawia, że jej ulega i porzuca pracę oraz własne myśli. Daje jej się prowadzić upiornymi korytarzami, równie upiornej rezydencji wsłuchując się w odległe odgłosy burzy, mieszającej się z nieludzkimi szeptami w ciemnościach. Kochał ten dom. Kochał jego mrok i jak żywy się wydawał. Kochał każdą zjawę, którą pozostawili po sobie poprzedni Blackwoodowie, każdego upiora, każdego potwora spod łóżka, z którym bawił się jako dziecko i każde wynaturzone stworzenie kryjące się w ciemności. Kiedyś jako dziecko wierzył, że ten dom żyje, że czasem, gdy jest wystarczająco cicho, słychać bijące gdzieś pod murami serce. Dziś sam już nie wiedział, czy ten dom żył, czy może skrywał więcej mrocznych tajemnic niż do tej pory przypuszczał.
    Przebiera się w drogą, czarną piżamę i obserwuje jak Asteria zapala kilka świec, których nastrojowy ciepły blask, pięknie miesza się z zimnymi błyskami zza okna i powykrzywianymi cieniami rzucanymi, przez drzewa. W końcu dołącza do niej w łóżku i niemal natychmiast czuje jak jego ukochana wtula się w niego, ufnie kładąc głowę na jego piersi. Jego serce lekko przyśpiesza. Przeczesuje palcami jej włosy rozkoszując się bliskością i dusząc w sobie niepokojące myśli o własnej śmiertelności. Zawsze odsuwał od siebie te myśli, zawsze wyobrażał sobie, że umrze właśnie z jej słodkich, pozornie delikatnych rąk, że kiedyś po prostu zmiażdży mu gardło, lub wyrwie serce z piersi. Ale co jeśli nie? Co jeśli przyjdzie mu umierać powoli, tak jak jego matce, a Asteria będzie musiała na to patrzeć?
    Niewidzące spojrzenie, wpatrujące się gdzieś w ciemność przenosi się nagle na Asterię. Na moment przerywa pieszczotę, by zaraz powrócić do zabawy jej włosami.
    — Chcę — odpowiada krótko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawia się przez chwilę nad jej wyborem. Nad tym, że chciała zarówno podjąć się adopcji, jak i wspólnego stworzenia dziecka. Przez chwilę waha się czy nie zapytać jej o coś jeszcze, o próbę spłodzenia własnego dziecka… Czy dałoby się w jakiś sposób zapłodnić jej komórki jajowe? Czy jeśli jej ciało nie byłoby w stanie nosić dziecka, surogatka mogłaby to zrobić? Ma w głowie wiele pytań, ale przypomina sobie reakcję małżonki, gdy o tym wspomniał. Bezpieczniej było najpierw przeprowadzić eksperymenty i dopiero znając ich wynik, mówić o nich cokolwiek Asterii. Któryś z przodków, chyba prowadził podobne badania. Tylko on zamiast dziecka chciał stworzyć homunkulusa ze spermy wisielca… Może warto było poszukać tych badań w rodowym archiwum?
      — Możemy pojechać na rozmowę i zacząć proces adopcyjny nawet jutro. Co prawda obiecałem dokończyć sekcję, ale praca poczeka. Rodzina jest najważniejsza — mówi, wiedząc jak ważne było to dla jego najdroższej żony. Chce też w jakiś sposób odkupić swoje dzisiejsze spóźnienie na rocznicową kolację.
      — A co do naszego stworzonego dziecka… Chciałbym je ożywić wspólnie z tobą — mówi cicho — połączyć nasze moce, tak by to nie był zwykły akt kreacji, ale coś więcej, wspólne stworzenie nowego życia. Podarowalibyśmy dziecku cząstkę nas samych. Myślę, że w ten sposób istota, w którą tchniemy życie będzie jeszcze bardziej wyjątkowa. Może nawet dzięki temu dziecko nie będzie tak uzależnione od jednego z nas — dodaje. Wie, jak trudne było dla Asterii to uczucie zależności i podporządkowania. Tym bardziej pomysł połączenia mocy, poza pięknym symbolizmem, dawał szansę, że nie mając jednego konkretnego stwórcy, którego wpływ byłby dominujący, dziecko będzie mniej uzależnione od ich woli.

      pan Blackwood i wielkie plany

      Usuń
  19. — Wezmę wolne, sekcja może poczekać — stwierdza zdecydowanie. Docenia postawę Asterii i to, że nie wymagała by opuścił dla niej pracę. Mimo wszystko sam chce to zrobić. Ta decyzja była zbyt ważna, by mógł skupić się na czymkolwiek innym. Poza tym, chciał być z żoną, angażować się we wszystko wspólnie z nią, tak by nie czuła, że spełnia jedynie jej zachciankę, by ją uszczęśliwić, ale że jemu także na tym zależało. On także chce mieć rodzinę, wspólnie z nią. — Powinniśmy razem poszukać informacji, przygotować dokumenty, może omówić pewne sprawy. Praca może poczekać, w końcu pacjent nie umrze, jeśli się nim nie zajmę… — odpowiada uśmiechając się sarkastycznie.
    Pod tym względem wybrał sobie najlepszą specjalizację. Jego ojciec zawsze musiał poświęcać swój czas pacjentom, często potrafił znikać w środku nocy, bo był potrzebny w sprawie pilnego przeszczepu lub komplikacji. Edgar nie miał tego problemu. Jego pacjenci zawsze byli spokojni i cierpliwi, nigdy nie narzekali, ani nie wymagali zbyt wiele. Właśnie dlatego zdecydowanie wolał towarzystwo umarłych niż żywych.
    — Być może będziemy musieli odwiedzić kilka placówek, by znaleźć odpowiednie dziecko — dodaje. Zdaje sobie sprawę, że adopcja była trudniejsza niż stworzenie ciała i zaproszenie do niego ducha. W końcu duch dziecka, który zdecyduje się przyjąć zaproszenie, będzie świadomy tego z jaką rodziną się wiąże. Adopcja wymagała większej ostrożności. Większość słodkich i normalnych dzieci zapewne byłoby przerażone nowym domem i rodzicami. Potrzebowali malucha, który będzie na tyle nieludzki, by mroczne mury i sekrety rezydencji były dla niego czymś bliskim. Mały czarownik, medium, banshee, może kambion lub inna tego typu istota? Dziecko niedopasowane do ludzi, trudne w wychowaniu, które potrzebowało rodziców równie odmiennych i nieludzkich jak ono samo. Zapewne ośrodki przymknęły by oko na mroczną aurę, zawód i sporą różnicę wieku między potencjalnymi rodzicami, byle pozbyć się kłopotliwego dziecka.
    Spogląda na Asterię. W oczach ukochanej małżonki dostrzega pewną słodycz i czułość, których zwykle nie widywał. Piękny uśmiech i jej podziękowania wydają się tak obce. Edgar uświadamia sobie jak ważne było dla niej to wszystko. Rodzina i jego podejście do rodziny. Czy to możliwe, że mógł ją uszczęśliwić w tak prosty sposób, bez zamykania jej w złotej klatce i obsypywania zachciankami?
    — Tak właśnie myślę najdroższa — odpowiada na jej słowa. Czuje jej chłodne palce słodko pieszczące jego twarz. — Nigdy o tym nie mówiłem, ani starałem się nie myśleć, bo cała moja rodzina i wszyscy, których kochałem odeszli. Ale ty dałaś mi nadzieję Asterio, na szczęście małżeńskie, a teraz także na to, że możemy mieć rodzinę.
    Wyznaje szczerze. W końcu nie miał powodu ukrywać przed nią swoich myśli i upiorów przeszłości. Jeśli małżonka kiedykolwiek chciałaby go skrzywdzić, mogła to zrobić na tak wiele sposobów. Wyjawianie jej sekretów, skrytych myśli i traum nie było niczym groźnym, było wręcz aktem oddania, pokazaniem jej, że był z nią szczery i nie wahał się wpuścić jej w najmroczniejsze lub najbardziej bolesne zakamarki swojej duszy.
    — Nasze dziecko — potwierdza z zadowoleniem, rozkoszując się dotykiem chłodnych, doskonałych ust Asterii. Chce dodać coś jeszcze, powiedzieć jej o tym, że taki akt stwórczy niczym nie różni się od miłosnego aktu tworzenia życia. Słowa jednak zamierają mu w gardle, gdy słyszy jej pomysł. Myśl, by stworzyli chłopca i nadali mu imię Victor. Victor Blackwood.
    Edgar spogląda z powagą na Asterię. Jego ukochana małżonka nigdy nie miała okazji poznać Victora. Senior rodu był stary i wyniszczony psychicznie. W ostatnich latach życia nie był już sobą i nie opuszczał nawet pokoju. Umarł zanim pojawiła się Asteria, zanim mógł usłyszeć, że jego badania okazały się jednak sukcesem i przyczyniły się do pokonania śmierci. Gdyby tylko stary Blackwood mógł tego dożyć, mógł zobaczyć Asterię i odejść w spokoju, zamiast w poczuciu porażki…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Victor Blackwood II… — powtarza cicho Edgar. — Mój ojciec byłby niesamowicie dumny i szczęśliwy. Nieśmiertelny wnuk i dziedzic rodu, byłby spełnieniem jego marzeń… Gdyby żył, pewnie sam upierałby się, żebyśmy tak właśnie nazwali naszego syna. — Edgar uśmiecha się, choć pod uśmiechem kryje się także ogrom smutku i żalu, z powodu odejścia ojca.
      Wzdycha tylko i przenosi wzrok na Asterię.
      — Dziękuję najdroższa, to wiele dla mnie znaczy. Gdyby nie badania mojego ojca, pewnie nigdy nie osiągnąłbym tego wszystkiego, nie miałbym ciebie — wyznaje szczerze.
      Nie kryje ściskającego jego serce wzruszenia, ani uwielbienia dla małżonki. Za to, że istniała i za to jak cudownie go rozumiała… Wzdycha z przyjemnością, gdy czuje jej zęby wgryzające się w jego skórę. Ból przeszywa jego ciało uczuciem zniewalającej rozkoszy. Chłodny język Asterii zlizuje krew z jego skóry, usta zachłannie całują, a on czuje jak jego ciało poddaje się uczuciu podniecenia, pragnąc czuć wszystko jeszcze bardziej. Mocniej. Boleśniej.
      — Myślę, że mam najwspanialszą żonę na świecie — mruczy z zadowoleniem, sunąc dłońmi po przyjemnie chłodnym ciele. Czuje jak Asteria wymyka mu się z rąk, zsuwa niżej i sięga do spodni od jego piżamy. Poddaje się jej i podnieceniu. Obserwuje jej nieludzkie, cudownie mroczne oczy, które lśnią pięknie w blasku świec. Gdy ciemność za oknem przeszywa błyskawica, przez ułamek sekundy Asteria przypomina mu doskonałą, mroczną zmorę, upiora pragnącego jego duszy i ciała.
      Znów czuje zniewalającą rozkosz, gdy zęby ukochanej małżonki drażnią jego penisa. Mruczy z zadowoleniem chcąc, by ugryzła go mocniej, by utopiła go na chwilę w podniecającym uczuciu bólu, tak by niemal stracił oddech. Asteria jednak tego nie robi. Jedynie delikatnie się z nim drażni, rozpala jego ciało, by chwilę później dosiąść go i pozwolić, by jego penis zagłębił się w jej lekko ciepłą, wilgotną cipkę.
      Nie pamięta już kiedy kochali się w ten sposób. Kiedy Asteria była tak subtelna i zmysłowa. Zwykle ich seks był ostry i pełen szalonych emocji, w których nienawiść mieszała się z miłością, a ból z rozkoszą. Mimo to, mimo początkowej tęsknoty za bólem, podoba mu się to, do czego zmierzali. Podoba mu się zachowanie ukochanej.
      Unosi lekko głowę, gdy Asterii pochyla się w jego stronę, pragnie ją pocałować, zatonąć w słodkim pocałunku śmierci. Ona ma jednak inne plany. Czuje jak wplata palce w jego włosy, jak przechyla jego głowę, by wyszeptać mu do ucha słodkie wyznanie.
      — Ja ciebie też — odpowiada, poddając się przyjemności i atmosferze. — Kocham cię moja idealna, najpiękniejsza i najdroższa żono — mówi z uwielbieniem. Sięga rękoma do jej ciała, dotyka odkrytych ramion i delikatnego, lejącego się materiału halki, przez którą wyraźnie czuje jej sylwetkę. — Mój mroczny potworze, moja najsłodsza obsesjo… — wzdycha z przyjemnością.
      Przesuwa dłońmi po jej udach, które powoli zaczynają być delikatnie cieplejsze.
      — Z chęcią rozkazałbym ci, żebyś nie kończyła naszej rocznicy zbyt szybko — mówi kusząco i odrobinę prowokacyjnie z rozkoszą czując delikatny ruch bioder Asterii. Wsuwa dłonie pod materiał jej halki, chwyta jej biodra i dociska je mocniej do siebie, pragnąc czuć ją jeszcze bardziej, jeszcze mocniej zagłębić się w jej przyjemnie ciepłym wnętrzu. Choć zdaje sobie sprawę, że teraz to Asteria rządziła, a on powinien się jej poddać i całkowicie oddać, nie potrafi się powstrzymać, ani trzymać rąk z dala od niej. Sięga jedną dłonią niżej, niemal pomiędzy ich połączone ciała i drażni palcami wrażliwą łechtaczkę żony, by podarować jej jeszcze więcej przyjemności.

      pan Blackwood, który chętnie przeciągnie rocznicę jak najdłużej

      Usuń
  20. Jej odpowiedź po raz kolejny go zaskakuje i uświadamia mu jak ważnej rzeczy nie wiedział o swojej żonie. Po latach małżeństwa w końcu dociera do niego w jaki sposób mógł ją naprawdę uszczęśliwić. Do tej pory jedynie rozpieszczał ją prezentami i spełnianymi zachciankami, teraz po raz pierwszy widział ją tak szczęśliwą z powodu czegoś co zrobił lub powiedział.
    Po raz pierwszy od dnia, w którym zrozumiał, że jest szaleńczo zakochany w Asterii, Edgar czuje powagę i ciężar własnych pragnień i podjętych decyzji. Teraz wszystko się zmieni… Nie będzie już państwa Blackwood, a rodzina Blackwoodów. Jak kiedyś, dawno temu, gdy był jeszcze dzieciakiem i gdy żył jego mały braciszek.
    — To dobrze najdroższa, czasem warto cierpliwie czekać — przyznaje z ulgą, że Asteria w swoim pragnieniu bycia matką była na tyle rozsądna i dojrzała, by poczekać ile trzeba, niż śpieszyć się do zaspokojenia własnych marzeń. Edgar wie, że jak ważna była cierpliwość. W końcu dzięki niej w końcu doczekał się upragnionego szczęścia i najwspanialszej kobiety, z którą mógłby dzielić życie. Jeśli lata czekania na dziecko miałyby przynieść podobny efekt i podobne szczęście, to mogli czekać całe lata.
    — Nigdy nie pozwoliłbym ci odejść — odpowiada. Delektuje się jej wyznaniem, jednym z najsłodszych wyznań miłości jakie od niej usłyszał. Miała rację, nawet jeśli czasem się nienawidzili, jeśli czasem ona nienawidziła go z całego serca, to i tak ich dziwaczna, szalona i momentami nienormalna, miłość była silniejsza niż wszystko inne. — Będzie też miało w sobie cząstkę ciebie, to kolejny powód, by kochać je jeszcze bardziej — dodaje, poprawiając jej słowa.
    W końcu to wydaje mu się najpiękniejsze we wspólnym stworzeniu dziecka. To, że będzie ich wspólnym dziełem, w którym będzie mógł czuć rękę i moc Asterii, będzie mógł patrzeć na swojego syna, niczym inni ojcowie, którzy z dumą widzieli w dzieciach fizyczne podobieństwo do siebie i ukochanych żon.
    Nieśmiertelna rodzina. Czy mógł pragnąć więcej? Jego najdroższa małżonka miała rację, gdyby stary Blackwood żył, byłby dumny z tego ideału i spełnienia marzeń o nieśmiertelnej rodzinie. W tej chwili Edgar całkowicie nie myśli o tym, że w całej tej nieśmiertelnej rodzinie, on jeden będzie tym śmiertelnym, tym kruchym ogniwem niezniszczalnego łańcucha, jedynym żywym otoczonym przez istoty wyrwane śmierci.
    — Mów mi tak jeszcze, jak bardzo mnie pragniesz mój ideale... — mruczy cicho, z przyjemnością i zadowoleniem, gdy z ust Asterii padają kolejne wyrazy wzajemnego uwielbienia. Słodkiej obsesji, którą dzielili w chwilach takich jak ta.
    Z uwielbieniem dotyka jej powoli, nabierającego ciepła, ciała. Jego arcydzieła. Najpiękniejszego, najdoskonalszego dzieła sztuki, obleczonego kosztownym materiałem halki, na tyle cienkim, że jego palce mogą wyczuć każdą z blizn, po starannych szwach.
    — Jesteś moim arcydziełem, moim najpiękniejszym dziełem sztuki… — mówi, a w jego głosie słychać uwielbienie i słodycz obsesji — Jesteś najdoskonalszą kobietą Asterio, królową mojego serca… całym moim życiem — wyznaje.
    Czy mógłby w ogóle jeszcze egzystować bez niej? Posiadła całą jego duszę i serce, gdyby odeszła uczyniłaby go martwą skorupą bez życia.
    Jej język przesuwa się kusząco po jego żuchwie, a jej obietnica otula jego umysł niczym najpiękniejsza, nieprzenikniona ciemność. Tej nocy był jej, należał do niej i oddawał się w jej ręce wraz z całą swoją wolą, tej nocy ona miała być jego mistrzynią.
    A jednak mimo poddania się jej, nie czekał bezczynnie, bawi się i pieści jej delikatne, wrażliwe ciało, obserwuje jak Asteria przymyka na chwilę oczy i odruchowo porusza palcami mocniej i szybciej. Gdy małżonka ściąga z siebie halkę, z rozkoszą sięga drugą ręką do jej ciała, dotyka jej blizny, przecinającej jej ciało, sunie dłonią pomiędzy jej sterczącymi piersiami palcami badając fakturę zmienionego ciała. Była doskonała, a blizny jedynie dodawały jej doskonałości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pełnym zadowolenia westchnieniem Edgar poddaje się ruchom jej bioder, głębokim i powolnym. Bawiła się nim, tak jak on nią, gdy odmawiał jej rozkoszy przeciągając każdy ruch. Ich oczy wciąż chwytają swoje spojrzenia, pośród półmroku rozświetlanego świecami i pojedynczymi błyskawicami.
      Gdy czuje jak jedna z dłoni żony przesuwa się z jego piersi na gardło i zaciska lekko, momentalnie jego serce przyśpiesza, a podniecenie wzrasta. Czuje jak brakuje mu tchu. Wszystko nagle staje się wyraźniejsze, ruchy jej bioder wydają się mocniejsze, a rozkosz dłuższa i intensywniejsza. Jęk rozkoszy grzęźnie mu w zaciśniętym gardle, wargi lekko sinieją, a Edgar czuje jak powoli odpływa pogrążając się w ekstazie, rozpalającej jego ciało i doprowadzającej go niemal na skraj orgazmu. W chwili gdy świat zaczyna wirować, a obraz Asterii zamazywać się, żona puszcza jego gardło pozwalając mu złapać oddech. I zarazem nie pozwalając osiągnąć upragnionego spełnienia.
      Łapie głęboko powietrze, a z jego ust wydobywa się jęk, rozkoszy przemieszanej z niespełnieniem i pragnieniem. Kochał gdy Asteria torturowała go w ten sposób nie pozwalając zbyt szybko dojść. W końcu kochał robić jej to samo… Jeszcze bardziej jednak kochał, gdy pozwalała mu czuć rozdzierający, ekstatyczny ból lub gdy obierała mu oddech, by poczuł bliskość słodkiej śmierci, którą czuł w jej pocałunkach.
      Całuje ją zachłannie, czując lekkie mrowienie w wargach. Jej pocałunek znów smakuje śmiercią, najwspanialszą, najbardziej podniecającą śmiercią. Odwdzięcza się jej przygryzając jej dolną wargę, choć w tej chwili jest jeszcze zbyt oszołomiony, by zrobić to aż do krwi.

      pan Blackwood, zachwycony sytuacją

      Usuń
  21. — Dbam o to, co należy do mnie — odpowiada przekornie, z upiornym uśmiechem. Jego dłonie suną po nagim ciele żony niemo potwierdzając jego słowa. Należała do niego. Była jego arcydziełem, a on artystą. Nikt inny nie miał prawa tknąć jego dzieła, nikt nie miał prawa decydować o jej istnieniu, tylko on. Gotów był rzucić cały świat do jej stóp, ale nigdy nie pozwoliłby jej odejść, nawet gdyby sama tego pragnęła, gdyby chciała go porzucić lub ponownie spróbować ucieczki w objęciach śmierci. Nie pozwoliłby jej na to.
    Diabelski uśmiech łagodnieje, gdy jego pani Blackwood wspomina o dziecku. O pięknym synku. Czy rzeczywiście byłby podobny do niego? A może bardziej przypominałby Asterię? Obie możliwości wydają mu się równie piękne. Choć w głębi duszy Edgar pragnął chyba tego, by oboje mogli dostrzec w dziecku siebie nawzajem, choćby w pozornie niewiele znaczących drobiazgach jak uśmiech, spojrzenie czy gest. To byłoby idealne zwieńczenie ich miłości.
    — Nasz syn… — powtarza uśmiechając się i spoglądając z zachwytem w upiorne oczy ukochanej małżonki. — Będziesz wspaniałą matką moja najdroższa — przyznaje.
    Teraz, znając pragnienie Asterii, wiedząc o ogromie ciepłych uczuć, które trzymała głęboko w sobie jako coś cennego, czego nikt nie mógł jej odebrać, nawet on, Edgar może z całym przekonaniem stwierdzić, że byłaby idealną matką. Tak jak była idealną żoną i idealną panią Blackwood.
    Oddycha szybko, a jego serce wali jak oszalałe w odpowiedzi na jej wyznanie miłości. Ciało Edgara przeszywa pełen rozkoszy dreszcz, gdy Asteria mówi o tym jak kochała jego smak. Mroczne fantazje znów dochodzą do głosu, a Blackwood czuje palącą tęsknotę za zębami żony wbijającymi się w jego ciało, wgryzającymi boleśnie w mięśnie, jakby chciała wyszarpnąć mu kawałek ciała i pożreć. Znów powraca fantazja o śmierci, w której umiera rozszarpany przez małżonkę, która wyrywa mu bijące jeszcze serce i zatapia w nim swoje zęby.
    Wzdycha z rozkoszą. Poddaje się jej wyznaniom i pragnieniom. Oddaje się jej całkowicie, pozwalając, by bawiła się nim i słodko torturowała doprowadzając na skraj przyjemności i odmawiając spełnienia.
    Uderzenie w twarz jest silne. Drobne i pozornie kruche ciało Asterii kryło w sobie nadludzką siłę. Edgar zdaje sobie sprawę, że gdyby żona tylko chciała, mogłaby bez trudu połamać mu wszystkie kości, a nawet zgnieść czaszkę w swoich delikatnych dłoniach. Ale nigdy nie zrobiłaby tego, nigdy by go nie skrzywdziła… Metaliczny smak własnej krwi wypełnia usta Blackwooda niczym najwspanialsza słodycz. Ból go podnieca, pozwala mu poczuć się tak żywym jak nigdy wcześniej. Zachłannie całuje usta swojej żony, z zachwytem pozwalając jej smakować krwi z pękniętych ust, i niemo prosząc ją o więcej.
    Pozwala sobie na przeciągły, pełen rozkoszy jęk, gdy małżonka spełnia jego niewypowiedzianą prośbę i przepełniające jego umysł fantazje. Jej zęby wgryzają się mocno w jego szyję. Cudownie boleśnie. Każde kolejne ugryzienie popycha go na skraj, sprawiając, że niemal szczytuje… a potem odbiera mu tą możliwość, gdy rozkosz trwa zbyt krótko. Gdy Asteria w końcu gryzie jego ciało tuż przy sercu, Edgar ma wrażenie, że to zaraz wyrwie mu się z klatki piersiowej, a ukochana naprawdę zatopi w nim swoje zęby.
    — Ubóstwiam cię najdroższa… — szepcze. Dyszy ciężko i balansuje na krawędzi szalonej ekstatycznej przyjemności. Z zachwytem wpatruje się w żonę, umazaną w jego krwi, poddającą się rozkoszy płynącej z orgazmu.
    A potem w końcu Asteria pozwala dojść także jemu, po raz kolejny zaciskając palce na jego szyi i pozbawiając tchu. Ruchy jej bioder są mocne, podobnie jak uścisk na gardle. Edgar z rozkoszą poddaje się chwili, czując jak odpływa tracąc oddech. W końcu szczytuje, dochodzi w Asterii, wypełniając ją swoim nasieniem. Poddaje się błogości spełnienia i oddycha ciężko, próbując na nowo złapać równy oddech. Jego serce wciąż szaleje niespokojnie, nawet jeśli ciało ogarnia błogość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dotyka twarzy Asterii, jej broda i szyja są całe czerwone od spływającej po nich krwi. Jego krwi.
      — Podniecasz mnie, kiedy tak mówisz — mruczy z zadowoleniem. Drży lekko z przyjemności, gdy palce żony sięgają do świeżych ran po zębach.
      — Wspaniała rocznica… Uwielbiam, chwile gdy mogę ci się oddać. Uwielbiam czuć, że moje życie jest w twoich rękach — wyznaje. Równie mocno kręciło go uczucie posiadania Asterii na własność i władzy jaką miał nad nią, jak i to, gdy poddawał jej się całkowicie i igrał ze śmiercią oddając się we władanie swojej małżonce.
      Obejmuje wtuloną z niego żonę i przymyka oczy. Po wszystkim co się dziś wydarzyło, po nieporozumieniach i godzeniu się, po kłótni i wielkich deklaracjach, marzy już tylko o chwili odpoczynku u boku ukochanej. Nie wie nawet kiedy odpływa w sen wsłuchując się w ich ciężkie oddechy i kojące dźwięki burzy za oknem.
      Gdy budzi się rano, nie ma już śladu po burzy, a delikatne promienie słońca rozjaśniają lekko mglisty poranek. Edgar przeciąga się z zadowoleniem i zerka w stronę, wciąż nagiej i pobrudzonej krwią, Asterii. Mimowolnie uśmiecha się na wspomnienie wczorajszego wieczoru, po czym zbliża się i całuje zachłannie usta swojej żony, na których może poczuć własną zaschniętą krew. Słodkie wspomnienie ich udanej rocznicy.
      — Dzień dobry moja najdroższa — mruczy cicho, pomiędzy pocałunkami. Przez chwilę czuje, że najchętniej wcale nie wstawałaby z łóżka i chętnie poświętowałby rocznicę nieco dłużej. Zwłaszcza, że widok Asterii nagiej i brudnej od krwi, potu i spermy, podnieca go jeszcze bardziej niż gdyby wystroiła się w najseksowniejszą i najkosztowniejszą bieliznę. Mieli jednak zbyt poważne plany na ten dzień, by wylegiwać się do późna w łóżku.
      — Wstawaj, dzisiaj ważny dzień — mówi z pełną powagą. Lekko przygryza jej wargę w ostatnim pocałunku, po czym wstaje.
      Udaje się do łazienki by zmyć z siebie ślady wczorajszej miłości i upajający zapach seksu i krwi. Skrapia się ulubionymi perfumami, które podarowała mu kiedyś Asteria, po czym ubiera się elegancko, starannie wybierając prosty czarny golf, pod którym ukrywa ślady pogryzień na szyi. Tak gotowy wraca do żony, by zjeść z nią wspólne śniadanie, a następnie zająć się kompletowaniem dokumentów niezbędnych do rozpoczęcia procesu adopcyjnego.

      mężuś, bardzo zadowolony z rocznicy i w świetnym humorze

      Usuń
  22. Wymija upiorną służbę, która zajmuje się sprzątaniem ich sypialni po upojnej, rocznicowej nocy. Inni słudzy zajmują się już przygotowywaniem śniadania, a z kuchni dobiegają apetyczne zapachy.
    — Myślę, że powinniśmy też poszukać jakiś zapomnianych placówek oddalonych nieco od Londynu. W takich miejscach o wiele łatwiej znaleźć to, czego szukamy niż w pięknych i pokazowych sierocińcach w stolicy — mówi, zdając sobie sprawę, że dziecko, którego szukali mogło trafić właśnie do takiego ośrodka, by nie psuć wizerunku ani nie odstraszyć potencjalnych adopcyjnych rodziców.
    Przytakuje małżonce, po czym nakłada sobie naleśniki, wyjątkowo mając ochotę na lekkie i słodkie śniadanie, zamiast tradycyjnego i dość ciężkiego angielskiego śniadania. Żona już od jakiegoś czasu postanowiła zadbać o jego dietę zamieniając ciężkie i tłuste potrawy na coś zdrowszego. Zamiast jajek na bekonie, puszyste naleśniki lub pełnoziarnista owsianka, wszystko ze świeżymi owocami. Edgar uśmiecha się nieznacznie biorąc pierwszy kęs. Naprawdę podobała mu się ta zmiana i chyba rzeczywiście wychodziło mu to na zdrowie.
    — Chłopczyk i dziewczynka? — pyta zerkając na żonę. Do obrazu idealnej rodziny brakowało im już tylko domowego psa. Kota w końcu już mieli…
    Szkieletowy Anubis wyleguje się na kominku pomiędzy dekoracjami i obserwuje z uwagą stół, swoimi świecącymi oczyma.
    — Myślę kochanie, że powinniśmy adoptować dziecko, które będzie do nas pasować, bez względu na to, czy będzie to chłopczyk czy dziewczynka. Najważniejsze, by było z nami szczęśliwe. Jeśli to będzie dziewczynka, to wspaniale, ale jeśli nie… to będziemy mieć kolejnego syna. Aż kiedyś w końcu, trafi się także i córka. — Edgar hamuje nieco wizję żony, nie chcąc by w pogoni za marzeniami odrzucili jakąś istotkę, która pasowałaby do ich rodziny i potrzebowałaby rodzinnego ciepła. Ostatecznie przecież mogli adoptować więcej niż jedno dziecko. Teraz, gdy Blackwood otworzył się na możliwość posiadania rodziny i dzieci, jest mu wszystko jedno czy będzie to dwójka, trójka czy piątka dzieci. Rezydencja Blackwoodów była duża, ród powoli wymierał, a oni oboje pragnęli rodziny i mieli w sobie dość miłości i ciepła by obdarować nim wiele istnień.
    Zerka w stronę małżonki przeglądającej starannie spreparowane dokumenty.
    — Tożsamość o wiele łatwiej wykreować, gdy pożyczasz ją od kogoś zmarłego — mówi, posyłając ukochanej niepokojący uśmiech. Jako koroner miał swoje dojścia, wiedział też, że najprościej było wykreować fikcyjne życie w oparciu o prawdziwy akt urodzenia, najlepiej jakiegoś zmarłego dziecka w odpowiednim wieku. Wszystko inne można było już tworzyć dowolnie, budując wiarygodne kłamstwa na fundamentach prawdy.
    — To może być kontrowersyjne, ale nie sądzę, by była to przeszkoda. Będziemy starać się o problematyczne dziecko, nie spodziewam się konkurencji — odpowiada spokojnie, kończąc swoje śniadanie. Asteria miała rację, ich różnica wieku mogła budzić kontrowersje. Gdy się poznali nie było to jeszcze tak widoczne, ale teraz po latach… Coraz częściej zdarzało się, że ktoś brał ich za ojca i córkę, co powoli zaczynało drażnić Edgara, boleśnie przypominając mu o jego własnej słabości i śmiertelności.
    Ożywieniec przynosi kolejne dokumenty, tym razem te należące do niego. Edgar przegląda zestaw papierów będący dokumentacją jego życia, po czym odkłada talerz i sięga po kawę. Skinieniem przywołuje do siebie sługę, który po chwili przynosi mu także jego mały, biurowy laptop. Edgar przez chwilę w skupieniu przegląda informacje o dokumentach, z którymi powinni zgłosić się do ośrodka. Podnosi wzrok na Asterię.
    — Czeka nas też wywiad środowiskowy — mówi. Czuje, że to mógł być o wiele poważniejszy problem niż różnica wieku. Nawet gdyby pochować służbę i ukryć ich pupila, nie da się w pełni zapanować nad zjawami i życiem w ponurej rezydencji Blackwoodów. Poza tym ten cmentarz, rodzinne krypty i zakład pogrzebowy na terenie posesji. Stary, zabytkowy dom z historią mógł nie przypaść do gustu każdemu. Może powinni jakoś to ominąć? Dać odpowiednio wysoką łapówkę? — Trzeba to będzie jakoś załatwić…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawia się przez chwilę, po czym przegląda sierocińce z Londynu i okolic. Z miejsca omija te piękne, najbardziej promowane, cieszące się jak najlepszą opinią i mające być wręcz wizytówką wszystkiego co idealne. Skupia się na tych biedniejszych, bardziej zapomnianych lub starych miejscach, spisując z uwagą ich adresy i zapisując ich strony.
      — Mhmm… Czeka nas też praca nad naszym rocznicowym prezentem — przypomina. Choć to akurat mogło poczekać. Stworzenie syna wydaje mu się o wiele bardziej istotne.
      Podaje żonie laptopa, gdy wybiera kilka potencjalnych ośrodków w Londynie i jego pobliżu.
      — Możemy przejechać się zaraz w któreś z tych miejsc, albo kilka, a wieczorem zajmiemy się przygotowaniami do stworzenia naszego synka. Co sądzisz, najdroższa? — pyta, powoli dopijając kawę.

      pan Blackwood, który ogarnia te plany

      Usuń
  23. — Żaden problem najdroższa — odpowiada spokojnie, po czym z uśmiechem przygląda się małżonce, wsłuchując w jej słowa. Z każdą chwilą jego uśmiech wypełnia zadowolenie i satysfakcja. Zupełnie jakby otworzenie się na myśl o rodzinie i pragnienia Asterii otworzyło także zupełnie nowy rozdział w ich związku, wypełniło brakujący element, który sprawiał, że mimo szalonej miłości raz po raz oddalali się od siebie, a on nie miał pojęcia dlaczego tak było. Dlaczego nie potrafił uszczęśliwić swojej ukochanej, tak by nie pragnęła szukać szczęścia gdzie indziej. Teraz wszystko w końcu nabrało sensu.
    Edgar unosi wzrok na żonę.
    — Nie mamy jeszcze planów na wieczór — odzywa się sugestywnie. W jego wspomnieniach wciąż gości wczorajsza noc. Ślady ugryzień palą jego skórę, a usta wciąż pamiętają metaliczny smak krwi. To wszystko wewnętrznie go rozpala, wzbudza tęsknotę za tym, by znów znaleźć się w jej objęciach, by znów poczuć jej zęby na skórze i pozwolić się ujeżdżać. Tylko po to, by później przejąć kontrolę i odpłacić żonie za wszystkie te cudowne uniesienia.
    — Nigdy bym cię o to nie posądzał Asterio. Nie chcę jedynie, byśmy w pogoni za idealną rodziną przegapili szansę od losu — mówi spokojnie, tym samym pieczętując decyzję. Przygarną malucha, który będzie do nich pasował. Jednego, dwójkę, trójkę… Chłopca czy dziewczynkę. Ważne, by dziecko było w stanie dopasować się do swojej nowej rodziny, wiekowego domu i wagi nazwiska Blackwood.
    — Myślę, że jeśli poczujemy więź z dzieckiem, to dziecko prędko poczuje też więź z tym domem — stwierdza w zadumie. W końcu w pewnym sensie stara rezydencja była żywa, była przedłużeniem zamieszkującej ją rodziny, a jej mury i podziemia kryły w sobie zarówno doczesne szczątki, jak i duchy poprzednich Blackwoodów.
    O wiele bardziej martwi go kwestia wywiadu środowiskowego.
    — Dla niektórych urzędników to może być problem — stwierdza obojętnie. Choć nie zgadza się z negatywnym poglądem niektórych ludzi na to, co związane ze śmiercią, Blackwood aż nadto zdaje sobie sprawę, że niektórzy nadgorliwi pracownicy socjalni mogliby wykorzystać ich pracę czy historię przeciwko nim. Z drugiej strony wiekowa pozycja jego rodziny, sława wybitnych lekarzy i bogactwo mogło otworzyć wiele drzwi niedostępnych dla innych. Ostatecznie zawsze istniała możliwość, by jakoś obejść możliwe komplikacje.
    — Tak, dobrze — przytakuje. On sam także nie miał ochoty dzisiaj się tym zajmować. Skoro zdecydował się już na dzień wolny od pracy i całkowicie poświęcenie sprawom rodzinnym, nie zamierzał się rozpraszać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sierociniec znajdujący się na przedmieściach Londynu mieści się w zabytkowej i niewątpliwie pięknej posiadłości. Nieco zaniedbany teren z wielkim ogrodem wskazuje, że czasy świetności tego miejsca dawno już minęły.
      Po pierwszej, nieco rozczarowującej, wizycie w największym ośrodku w Londynie, przyszedł czas na odwiedzenie któregoś z wybranych wcześniej sierocińców. Tych nieco zapomnianych lub nie cieszących się dobrą sławą, mogących skrywać w swoich murach niejedną tajemnicę. Tak jak ten budynek, który ma w sobie aurę smutku. Wystawa czarnobiałych zdjęć zdobiących hol dokumentuje i opowiada długą historię tego miejsca, które zostało niemal całkowicie zniszczone w czasie wojny, ale podniosło się z gruzów, by ostatecznie, po wielu latach stopniowo pogrążyć się w zapomnieniu.
      Jest tu inaczej niż w pierwszym ośrodku. Nie tak kolorowo, nie słychać śmiechu. Czuć za to znajomy chłód, podobny do tego, który przenika nawiedzone korytarze rezydencji Blackwoodów. Starsza dyrektorka ośrodka wita ich nie kryjąc nawet swojego zaskoczenia. Choć telefonowali, by zapowiedzieć swoją wizytę, kobieta chyba nie do końca wierzyła, że ktoś rzeczywiście zdecyduje się odwiedzić to miejsce.
      — Dlaczego nie zdecydowali się państwo na adopcję przez ośrodek pomocy społecznej waszego hrabstwa? — pyta w końcu kobieta, zajmując miejsce przy stole w gabinecie. Zakłada ciężkie okulary i przez chwilę szpera w szafce w poszukiwaniu formularzy.
      — Nie chcemy się ograniczać. W tak wielkim mieście jak Londyn pewnie o wiele więcej dzieci czeka na swoje rodziny niż w tak maleńkim hrabstwie jak nasze — odpowiada Edgar uprzejmie, niemal czarująco, z gracją dżentelmena starej daty. Pracownica przez chwilę zerka na niego, potem na towarzyszącą mu kobietę, która wyglądem przypomina raczej dorosłą córkę mężczyzny niż jego żonę. Edgar kontynuuje: — Poza tym chcieliśmy spróbować w kilku agencjach.
      — Mhmm… — formularze w końcu lądują na biurku, a kobieta poprawia okulary i zerka na dowody osobiste swoich gości. — Jest pani bardzo młoda — stwierdza z lekką dezaprobatą — by adoptować dziecko trzeba mieć ukończone 21 lat…
      — Wiemy. Takie sprawy zwykle ciągną się długo, żona na pewno skończy wymagane 21 lat nim adopcja dojdzie do skutku — odpowiada Edgar, a kobieta mamrocze tylko coś pod nosem mimo wszystko przyjmując tą odpowiedź.
      — Czemu zdecydowali się państwo na adopcję, a nie własne dzieci? Niepłodność? Choroba? Wszelkie problemy zdrowotne trzeba opisać w formularzu… — mówi stukając kościstym palcem w leżące przed nią papiery.
      — Żona miała poważny wypadek, przeszła wiele operacji, i niestety nie może mieć dzieci — odpowiada Edgar, a kobieta notuje.
      — To również trzeba uwzględnić w formularzu — rzuca sucho. — Wszelkie wypadki, problemy zdrowotne i psychiczne, obciążenie genetyczne, choroby w rodzinie... Zatajenie takich informacji może skutkować brakiem zgody na adopcję lub odebraniem dziecka jeśli te fakty wyjdą na jaw później.
      — Oczywiście — odpowiada Edgar biorąc i przeglądając formularze, pełne dość osobistych i szczegółowych pytań.

      pan Blackwood, który stara się robić dobre wrażenie

      Usuń
  24. Edgar odnajduje dłoń Asterii, zaciśniętą na boku krzesła i ściska lekko. Pozwala by jej ostre paznokcie wbiły się boleśnie w jego skórę, pozwalając mu poczuć jej bliskość. Tak jak ona mogła poczuć jego bliskość, to że był obok i gotów był ją wspierać. Niemo daje jej znać, by nie słuchała uwag irytującej dyrektorki ośrodka. Zerka na żonę, po czym zajmuje się formularzem, skrupulatnie wypisując wszystko co istotne, szczególnie rozpisuje się w części dotyczącej sytuacji majątkowej i warunków, jakie mogli zapewnić dziecku, z dumą chwaląc się potężnym majątkiem, jak i naukowymi tradycjami swojej rodziny. Dość otwarcie odpowiada na wiele bardzo intymnych pytań dotyczących relacji z żoną, zdrowia i płodności, choć niektóre z nich wydają mu się dość absurdalne i nie mające nic wspólnego z adopcją.
    Gdy oddają swoje formularze dyrektorka przegląda je krytycznie, informując o długiej procedurze i czekającym ich wywiadzie środowiskowym, o tym, że dziecko musi mieć swój własny, oddzielny pokój, że konieczne będzie oświadczenie o niekaralności oraz badania lekarskie, by wykluczyć pewne dyskwalifikujące choroby. Aż w końcu, po całym tym monologu zaprasza ich na spacer po ośrodku, informując o problematycznych wychowankach.
    — Na tym etapie nie powinni państwo dawać dzieciom nadziei — informuje sucho kobieta. — Ale takie spotkanie z dziećmi może pomóc nam dokonać wstępnej selekcji. Wiele par wycofuje się po pierwszym spotkaniu z maluchami. Oszczędzi nam to sporo czasu… — dyrektorka uśmiecha się złośliwie, po czym mruczy jeszcze pod nosem: — Wolontariat w naszej placówce, może znacząco wpłynąć na czas oczekiwania oraz końcową ocenę…
    Edgar uśmiecha się uprzejmie, choć sam czuje, że doskonale rozumie Asterię. Zna swoją małżonkę na tyle, by dostrzec jak drzemiący w niej Potwór pragnie wyrwać się na wolność i rzucić do gardła irytującej starej baby. W jakiś sposób ta wizja wydaje się Blackwoodowi pociągająca, niemal podniecająca. Jego najdroższa żona, która z taką determinacją panuje nad pierwotnymi instynktami, byle nie stracić szansy na posiadanie rodziny. To było szalenie pociągające.
    Mężczyzna w zamyśleniu przygląda się ponurym wnętrzom ośrodka, cichym dzieciom w niemal identycznych strojach i bawiącym się pomiędzy nimi duchom małych dzieci, przypominającym niewyraźne cienie. To wydaje mu się dziwne i fascynujące na swój piękny, mroczny sposób. Ciekawe czy poszukując duszy dla ich przyszłego syna mogliby spróbować zaprosić ducha z takiego miejsca? Poniekąd adoptowaliby kolejną sierotkę, taką, która za swojego życia nie miała szansy doczekać się na rodzinę. Byłoby w tym coś cudownie poruszającego.
    Od myśli odrywa go widok małej dziewczynki, która odważnie zaczepia Asterię. Edgar przygląda się małej i uśmiecha się. Zaraz jednak podąża za wzrokiem żony i także dostrzega małego, białowłosego chłopczyka skulonego w kącie. Przez dosłownie ułamek sekundy Edgar ma wrażenie, że dostrzega nieopodal chłopca jakąś energię przypominającą ducha, tylko o wiele potężniejszego i bardziej złowieszczego. Upiora? Zjawę małego chłopca? Mruga, a widok rozmywa się. Jest tylko mały chłopczyk, skulony pod ścianą, przypominający przestraszone zwierzątko zapędzone w ślepy zaułek.
    Edgar podąża powoli za Asterią obserwując jak jego żona kuca naprzeciw chłopca i łagodnie przemawia do niego po rosyjsku. Dopiero teraz, pierwszy raz, Blackwood dostrzega ogrom matczynych uczuć jakie skrywała w sobie jego najdroższa małżonka. Patrząc jak słodko i ostrożnie przemawia do chłopczyka czuje ciepło na sercu. Coś w jej postawie i tonie głosu przypomina mu jego własną matkę. Elisabeth. Tak mroczną i dostojną, a zarazem tak ciepłą. Uwielbiał na nią patrzeć, gdy tak słodko opiekowała się jego małym braciszkiem i tłumaczyła mu jak powinien dbać o małego Allana i być dla niego wzorem. Asteria była równie wspaniałą i silną kobietą, która potrafiła być równie czuła i delikatna. Jak idealna matka…
    Dotyka jej ramienia i choć nie rozumie jej słów wypowiadanych po rosyjsku, domyśla się o czym rozmawiali. Powoli przykuca obok niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Cześć — wita się z chłopczykiem, najprostszym powitaniem, które przychodzi mu do głowy, i które nie mówiący po angielsku chłopiec mógł zrozumieć.
      Przygląda się dziecku. Jest drobny i chudy, jego duże szare oczy mają ciekawą nieregularną pigmentację, a przez to bardzo ciekawą barwę, wyglądającą jak chaotyczna mieszanina kolorów pośród szarości. Jest w nim coś niezdrowego. Cienie pod oczami zdradzają brak snu, a matowa skóra niedobory minerałów i witamin. Odruchowo, jego lekarski zmysł rwie się do tego, by zbadać chłopca i upewnić się czy ośrodek należycie dbał o jego zdrowie. Ale wtedy dzieje się coś dziwnego.
      Chłopiec obserwuje Asterię swoimi dużymi oczami, po czym niepewnie wyciąga swoją drobną rączkę w jej stronę i dotyka jej ręki.
      — Ty mertv... Bylo bol'no, kogda ty umer? — głos chłopca jest cichy, nieco niepewny. Chociaż Edgar nie rozumie jego słów czuje dziwny niepokój, zupełnie jakby w samym tonie głosu dziecka było coś przerażającego. Dostrzega na twarzy ukochanej, że to co powiedział musiało być dla niej dość szokujące.
      Najwyraźniej musiała dostrzec to też dyrektorka. Starsza kobieta chrząka tylko.
      — Lepiej zostawić go w spokoju — mówi, nie przejmując się tym, że inne dzieci mogą słyszeć jej słowa. — To chłopiec ze sporymi problemami. Cudem przeżył pożar. Początkowo uważaliśmy, że zmaga się z traumą, ale najprawdopodobniej cierpi na jakiś rodzaj choroby psychicznej, być może schizofrenię dziecięcą. Lepiej będzie dla niego jeśli trafi do specjalistycznego ośrodka.

      pan Blackwood, dwaj przyszli synkowie i głupia baba

      Usuń
  25. Choć Asteria nie daje niczego po sobie poznać, ani na chwilę nie tracąc czułego wyrazu twarzy czy łagodnego tomu głosu, Edgar zna swoją małżonkę na tyle, by dostrzec drobne sygnały. Napięcie w jej ciele, ta iskra zaskoczenia w spojrzeniu… Co takiego powiedział do niej ten chłopczyk?
    Gdy żona kładzie maleńką dłoń dziecka na swoim sercu wszystko zaczyna się układać. Czy to możliwe, że mały Misza wyczuł naturę Asterii, to że była istotą wyrwaną ze szponów śmierci? Czy chłopiec był jakimś medium? Dlatego kręcił się wokół niego duch? Pytań jest tak wiele, a Blackwood może jedynie zacisnąć zęby i dławić się własną niezaspokojoną ciekawością i pytaniami bez odpowiedzi, cierpliwie czekając, aż będzie mógł zamienić z ukochaną parę słów sam na sam i dowiedzieć się co powiedział jej ten chłopczyk. Na razie jedynie milczy i obserwuje porozumienie między malutkim chłopcem, Miszą, i Asterią. Uśmiecha się nieznacznie, gdy chłopczyk wtula się w Asterię mocno obejmując jej szyję. Dostrzega jak żona w pierwszej chwili nie jest pewna jak zareagować, ale w końcu odwzajemnia uścisk. Ten widok sprawia, że Edgar czuje ucisk w piersi. Wspomnienia tego jak matka tuliła do siebie jego młodszego braciszka, mieszają się z nowymi emocjami, których nigdy do siebie nie dopuszczał w obawie przed stratą. Myślą, że mógłby być ojcem, że sam mógłby trzymać w ramionach taką małą istotkę i z miłością obserwować swoją ukochaną żonę obejmującą czule ich małego synka.
    Całą tą słodką i poruszającą scenę psuje obecność dyrektorki, której uwagi powoli wyprowadzają Blackwooda coraz bardziej z równowagi. Z każdą chwilą skłania się ku emocjom, które kotłowały się w jego najdroższej Asterii czując, że sam chętnie uciszyłby to babsko raz na zawsze. Podnosi się, by stanąć naprzeciw dyrektorki. Zmusza się do uprzejmego uśmiechu, chociaż jego wzrok jest chłodny.
    — Myślę, że bez trudu mogę załatwić chłopcu najlepszą opiekę specjalistów, lepszą niż w jakimkolwiek ośrodku — odpowiada uprzejmie, choć nieco chłodno Edgar.
    Znów spogląda na żonę i napotyka jej pełne miłości spojrzenie, które niemo mówi mu, że dokonała już wyboru i mimo tego, że przyjechała tu szukać córeczki, chciała przygarnąć tego właśnie chłopca. Edgar nie protestuje, ufa żonie i uśmiecha się tylko do niej, niemo potwierdzając, że popiera jej decyzję, nawet jeśli nie miał pojęcia nic o tym dziecku, ani słowach jakie padły między nim, a Asterią.
    — Pańska żona nie powinna być tak wylewna i robić nadzieję temu dziecku, przypominam, że nie uzyskali państwo jeszcze zgody na adopcje, a spotkanie z dziećmi ma na celu tylko sprawdzenie, czy jesteście państwo świadomi tego…
    — Moja żona niczego nie obiecywała temu dziecku — przerywa jej stanowczo Edgar, czując, że zbytnia uprzejmość powoli zaczyna go męczyć. — Porozmawiała z nim w języku, który chłopiec rozumie i okazała mu odrobinę zrozumienia, na które nie mógł liczyć tutaj.
    Kłamie. Nie ma pojęcia o czym rozmawiali, ale celowo udaje przed dyrektorką.
    Z trudem powstrzymuje się przed uwagą na temat opieki i metod wychowawczych z innej epoki, czując, że nie powinien pozwolić sobie na to, by jakieś durne, stare babsko wyprowadziło go z równowagi. Tym bardziej, że mimo wszystko dyrektorka miała wpływ na decyzję w sprawie procesu adopcyjnego.
    — To dobrze, proszę niczego nie obiecywać, póki nie dostaną państwo zgody na adopcję. To może potrwać kilka miesięcy…
    Edgar chce już coś odpowiedzieć, ale czuje małą rączkę, która chwyta go za rękę. Z zaskoczeniem zerka w stronę chłopca, który pomimo bariery językowej niemo wyraża tak wiele uczuć. Blackwood uśmiecha się do Miszy i delikatnie głaszcze jego rączkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podnosi wzrok na Asterię, gdy ta kontynuuje polemikę z dyrektorką i szuka potwierdzenia.
      — Oczywiście. Uważam też, że chłopiec szybciej nauczy się angielskiego, gdy będzie miał szansę otworzyć się przed kimś kto go rozumie — mówi, po czym szybko dodaje: — Wspominała pani, że wolontariat może przyśpieszyć proces i wpłynąć na pozytywną opinię. Żona na pewno chętnie zajmie się nauką języka angielskiego i pomoże temu chłopcu i innym rosyjskojęzycznym dzieciom, które mają podobny problem. Ja osobiście oferuję pomoc medyczną. Niektóre dzieci wyglądają na osłabione i chorowite. Zdaję sobie sprawę, że opieka zdrowotna jest kosztowna, dlatego postaram się załatwić dzieciom pomoc specjalistów po znajomości — deklaruje, zamykając tym skutecznie usta dyrektorce, która najwyraźniej dobrze zrozumiała wagę tego typu obietnicy. Blackwood ma jedynie nadzieję, że kobieta uwzględni to w całej tej opinii i swoich umiłowanych formularzach.
      — To co Misza? Będziesz uczył się angielskiego z Asterią? — pyta zwracając się do chłopca, po czym zerka na żonę, by ta przetłumaczyła chłopcu jego słowa.

      pan Blackwood, który przyzwyczaja się do myśli, że będzie miał synka

      Usuń
  26. Edgar opiera się o zagłówek fotela w aucie i czuje, że w końcu może odetchnąć. Odpocząć od cholernych wymuszonych uśmiechów i gryzącej go w gardło uprzejmości wobec tej irytującej starej baby, która rzucała im kłody pod nogi, bawiła się swoją władzą pozwalając im spotkać się z dziećmi i upominając na każdym kroku. Przeklęta starucha… Najchętniej skręciłby jej ten suchy kark i patrzył jak zdycha.
    Przenosi wzrok na Asterię i uśmiecha się przekornie. W jego jednym, widzącym oku maluje się iskierka czułości.
    — Nie wolisz odwiedzić jeszcze paru sierocińców w poszukiwaniu wymarzonej dziewczynki? — pyta uszczypliwie. Doskonale zna odpowiedź i w pełni ją akceptuje. Nawet jeśli nie wie jeszcze nic o chłopcu, to czuje, że to był dobry wybór. I nie chodzi tylko o to, że w pełni ufał Asterii. Było w tym chłopcu coś dziwnego, innego. I jeszcze ten duch, który trzymał się blisko… Cokolwiek działo się z tym chłopcem, Edgar jest przekonany, że tylko oni mogli dać mu dom i zrozumienie, którego potrzebował.
    Mimowolnie przypomina sobie własne dzieciństwo, to jak dziwnym i samotnym dzieckiem był z powodu relacji z duchem zmarłej siostry, która była ważniejsza niż rówieśnicy. Gdyby w tamtym czasie nie mógł liczyć na zrozumienie i wsparcie rodziny, kto wie kim byłby dzisiaj. Na samą myśl, że być może choroba psychiczna wmawiana małemu Miszy była po prostu jego darem komunikacji z innym światem, Edgar czuje narastające wzburzenie i pragnienie, by jak najszybciej zabrać tego chłopca w bezpieczne i pełne akceptacji środowisko. A potem na spokojnie zrozumieć co się z nim działo i jak mogli mu pomóc.
    — Tak wiem — przyznaje, słysząc wyznanie żony. Sięga dłonią do jej szyi, pozwala by palce wkradły się na jej kark, w pieszczocie wyrażającej fascynację. — Gdyby nie adopcja, chętnie bym ci na to pozwolił… o ile sam nie ukręciłbym tej jędzy łba… — uśmiecha się, w duchu rozkoszując się krwawą wizją Asterii rozszarpującej cholerną dyrektorkę na strzępy.
    Lekko zaciska palce na jej karku i pochyla się, by ucałować blady policzek żony, który wydaje się zaskakująco ciepły z powodu gorących emocji, które płonęły w sercu jego małżonki.
    — Wyrwij, sam ci pomogę w pozbyciu się tego babska i jej truchła — szepcze kusząco, zafascynowany tą perspektywą. Zupełnie jakby w ten sposób miało być im łatwiej przetrwać te długie, nadchodzące miesiące, wizyty i wywiad środowiskowy, cotygodniowe odwiedziny w ośrodku, kolejne głupie formularze.
    Wzdycha i odsuwa się od żony, na nowo opierając się wygodnie w fotelu. Gdy jego wzrok pada na chwilę na lusterko, dostrzega w nim odbicie mglistej postaci przypominającej chłopca. Duch. Bardzo silny duch… Edgar odwraca się i spogląda przez tylną szybę samochodu, ale w miejscu gdzie przed chwilą widział postać nie dostrzega absolutnie nic.
    — To miejsce jest pełne duchów — mówi pod nosem, uprzedzając pytanie Asterii, po czym spogląda na żonę.
    Przez chwilę zastanawiał się nad tym pytaniem. Czy poczuł więź? Nie jest pewien czy tak mógłby nazwać swoje uczucia… I co właściwie sądził o dziecku?
    — Nie wiem najdroższa, wciąż się nad tym zastanawiam — odpowiada szczerze. — Myślę nad tym co mówiła dyrektorka, o jego chorobie. Zwłaszcza, że kiedy tam przyszliśmy widziałem przy nim ducha, dość silnego w porównaniu do duchów, które czułem w innych miejscach… — Edgar wie, że zapewne nie o to pytała Asteria. Jednak teraz, gdy w końcu mogli porozmawiać swobodnie, chciał poruszyć także ten temat. I wszystko inne, co siedziało mu w głowie od chwili spotkania z małym Miszą. — Myślę, że go nie rozumieją, że być może chłopiec przeżywa to co ja, kiedy byłem w jego wieku… Pasuje do nas, moglibyśmy dać mu dom, którego potrzebuje. Szkoda, że nie mogłem z nim porozmawiać, może następnym razem? — zerka pytająco na żonę, po czym wzdycha cicho, znów opierając się o zagłówek fotela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ciężko mi powiedzieć czy czuję więź, ale wiem, że patrząc na was przez chwilę poczułem się jak kiedyś, kiedy jeszcze miałem rodzinę. I chciałbym tego najdroższa. Takiej właśnie rodziny, Ty, ja i nasz Misza — uśmiecha się. Odrobinę niepewnie, wciąż czując wewnętrzny strach przed stratą i niepewność co do tego, na co się godził. Ale chciał zaryzykować. Ufał żonie w słuszność jej wyborów i uczuć. A teraz, kiedy już w końcu otworzył się na myśl o posiadaniu rodziny, nie zamierzał się wycofywać z powodu własnych demonów i lęków.
      — Powiedz mi kochanie, o czym rozmawiałaś z tym chłopcem? Co on ci takiego powiedział? — pyta, patrząc poważnie na żonę. — Widziałem, że byłaś zaskoczona jego słowami…

      pan Blackwood, nieco przytłoczony, ale zdeterminowany

      Usuń