22 września 2023

There is much to be learned from the beasts

DORIAN RUTHVEN
w zamierzchłych czasach książę sierpuchowski Aleksander Iwanowicz Wroński — przemieniony w wampira w 1549 roku w Carstwie Moskiewskim — do niedawna hematolog pracujący w szpitalu św. Tomasza i wykładowca akademicki na Oxfordzie — wspomnienia wypełnione obrazami upadających monarchii, toczonych wojnami krajów, umierającej kultury i wielkich zmian — stulecia krwawych eksperymentów i dziesiątki ofiar na sumieniu — nienaganne maniery, wysublimowany smak i gust najprościej możliwy do określenia jako staromodny — w Woodwick w poszukiwaniu tej, która od niego uciekła
Miał imię wypowiadane troskliwie przez mateczkę tuż przed zdmuchnięciem świecy, które jednak zapomniał, bo pamięć była jak rozbita w drobny mak porcelanowa filiżanka. Kruche kawałeczki będące częścią większych elementów o poszczerbionych, nieregularnych brzegach — nie mogące wrócić do pierwotnego nienaruszonego kształtu, lecz składające się na niego, na to kim był, jaką drogę dla siebie wybrał. Są one historiami tkanymi przez czułe palce, opowieściami przekazywanymi wieczorem przy trzaskającym w piecu drewnie, gdzieś pomiędzy wiarą w dokarmiane przez ludzi domowiki, a nadejściem chrześcijaństwa. Bo prawie zawsze nadchodzi coś nowego, co zmienia porządek rzeczy, otwierając lub zamykając ludzkie umysły.
Pojawiał się znikąd i zazwyczaj przynosił ze sobą kłopoty, nauczony tym, że ludzie są z natury nieufni; potrzebują bodźca, czegoś, co pokaże im, którą ścieżką podążać. Przybierał imiona wielkich królów, ale też pańszczyźnianych chłopów, wykorzystywał nabytą wiedzę, adaptował się do zmieniających warunków pod bacznymi spojrzeniami, aż ci, którzy odczuwali strach, ulegali fascynacji. Z kształtnych ust płynęły zręczne kłamstwa rozgrzewające serca, podczas gdy jemu zależało wyłącznie na gorącej, buzującej w żyłach krwi. I niezmiennie dostawał wszystko, czego chciał.
Czas stał się pojęciem względnym — to, co dla niego było raptem chwilą, jakby mrugnięciem oka mającym strącić z rzęsy płatek śniegu, dla większości okazywało się całym żywotem. Chował zmarłych, a kiedy ich kości zmieniały się z popiół, kruszył go między palcami. Obserwował ludzi mordujących się z najbardziej błahych powodów, walczących o coś, co nigdy do nich nie należało. Z rosnącą obojętnością traktował kolejne wojny, przesuwające się granice państw, natomiast gdy nadchodziły choroby dziesiątkujące populację, zbierając śmiertelne żniwa, on ciągle trwał. Szukał sobie podobnych, aby znów odzyskać poczucie przynależności, lecz przekonał się, że chociaż nie jest kompletnie sam na tym świecie, samemu łatwiej jest przetrwać.
Jak nikt inny wie, że spełnianie hedonistycznych zachcianek wystarcza raptem na chwilę, a on przeżył ludzki żywot już kilkukrotnie, stopniowo dojrzewając do obrania sobie konkretnego celu długiej egzystencji. Odnalazł go w chęci czynienia większego dobra, lecz w naturze ma wyłącznie niszczenie.

13 komentarzy:

  1. [Cześć!
    Dobrze Cię tutaj widzieć! :D Kreacja jak zwykle udana, trochę melancholijna, z drugim dnem, ale za to ciekawa, więc pewnie będzie co odkrywać. :>
    Od siebie życzę wiele, wiele weny i samych wciągających wątków, a także liczę, że Dorianowi uda się znaleźć to, po co przybył do Woodwick. :D]

    CONVALLIANA DIGGES&ASTERIA BLACKWOOD

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dzień dobry! Jak miło widzieć tu w końcu taki urodzaj na wampirki! Do tego widzę, że nasi krwiopijcy mają słabość do medycyny i uniwersytetów. ;)
    Przyznaję, że uwielbiam easter eggi w kartach, więc tylko zobaczyłam nazwisko i miałam takie "oho Lord Ruthven, klasyk". Życzę dużo wątków i dobrej zabawy, no i nie ukrywam, że z wielką chęcią porwałabym Cię do Su-Jina, więc jeśli tylko masz chęć coś pokombinować to zapraszam!]

    Cho Su-Jin & Edgar Blackwood

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Miło widzieć powracające znajome twarze i to z tak starannie napisaną kartą :)
    Wampir hematolog to jak zwykle doskonała kreacja, chociaż uważam, że stomatolog jest równie dobrym, a mniej docenianym wyborem. W mojej pani co prawda krew już dłużej nie płynie, więc do doktora się nie zapisze, ale bliskie jest jej jego pojęcie upływającego czasu. Może mogłaby mu pomóc w poszukiwaniach, choć osobiście nie wiem, czy powinnam kibicować jego intencjom ;)
    Witamy z powrotem i miłego pisania! ]

    Edwina & Ronan

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witamy kolejnego wampira i to jakże intrygującego! Karta niezwykle starannie i ciekawie napisana, przyjemnie zagłębiało mi się w ten malutki rąbek historii Doriana. Jestem niezwykle ciekawa jego dalszych losów i tego jaki masz na niego pomysł. Ii oczywiście cieszymy się widząc kolejnego wampira lekarza - Min-Ho będzie miał kolegę po fachu, choć z innej dziedziny medycyny. Do tego widzę tu podobieństwo w dojrzeniu do zmiany nastawienia i chęci czynienia dobra.
    Bawcie się dobrze! ]

    Min-Ho

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jestem prostą istotą, widzę Bena na głównej - wpadam się przywitać. Zalęgło się nam w mieście sporo wampirów ostatnio, może trzeba będzie kopnąć w tyłek moje czarownice, żeby zrobiły z tym porządek bo coś ostatnio za bardzo śpimy. Chyba prędzej bym zapraszała do Elki, bo widzę tam od razu niteczkę jakiegoś łatwego powiązania z medycyną. ]

    Ella & Corvus

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć! Witam w naszej wampirzej rodzince :) Dorian niewątpliwie jest intrygującą postacią i choć tak różny od mojej Miny, to gdybyś tylko miała ochotę to chętnie połączyłabym losy naszych postaci w jakiejś ciekawej historii.
    Baw się z nim dobrze!]

    Minerva Cove

    OdpowiedzUsuń
  7. Odette. Na świecie istniała już tylko jedna osoba, która zwracała się do niej tym imieniem, znając skrytą w nim historię. Musiała na chwilę zamknąć oczy, bo brzmienie jego głosu w połączeniu z widokiem jego twarzy to było dla niej za dużo, kiedy każdego dnia przeklinała go w myślach i wielbiła, nienawidziła z gorejącą pasją i kochała z jeszcze większym oddaniem. Spędziła ponad sto lat u jego boku, mimo to właśnie przekonała się, jak bardzo jej pamięć była zawodna, nie oddając prawdziwego piękna jego twarzy i towarzyszącego temu widokowi zachwytu. Dorian zdawał się wypełniać sobą całe to pomieszczenie, a chociaż Odette nie należała do najniższych kobiet, przy nim jak zawsze poczuła się malutka. Kiedyś podobało jej się to uczucie, jednak z czasem zaczęła go nie znosić, gdy uświadomiła sobie, że nie chodziło o wzrost wampira; swoją charyzmą zawłaszczał otaczającą go przestrzeń, skupiając na sobie całkowitą, niepodzielną uwagę i w ten sposób żądał, by mu się podporządkować. Nie tym razem, najdroższy.
    Wzdrygnęła się, gdy nagle znalazł się blisko niej. Natychmiast zrobiła unik, odsuwając się o kilka kroków, czując opadającą na nią panikę. Jej ciało nakazywało jej biec, biec, biec przed siebie i nie zatrzymywać się, ale w głębi duszy wiedziała, że podobna ucieczka była z góry skazana na porażkę. Dorian był od niej o kilka stuleci starszy, co wiązało się z tym, że był od niej szybszy, silniejszy, bardziej odporny. W momencie, w którym przekroczył próg tego domu, los Odette został przesądzony, co nie oznaczało, że miała zamiar poddać się bez walki. Mimo to czuła, jak wypełnia ją coś, czego nigdy wcześniej nie czuła w obecności wampira: strach. Obawiała się go, obawiała się jego gniewu i tego, co zamierzał z nią zrobić, skoro wreszcie ją odnalazł. Ponownie zaczęła rozważać ucieczkę. Może element zaskoczenia dałby jej wystarczająco dużą przewagę, by zdążyła umknąć… Zerknęła ponownie na jego twarz i odrzuciła ten pomysł, dostrzegając ponurą, zaciętą determinację w jego zaciśniętej szczęce.
    Dorian wydawał się być wręcz śmiesznie nie na miejscu w tym domu. W jej domu, jak nieskutecznie próbowała sobie wmówić, bo to wnętrze było zbyt bezosobowe i przeciętne, by umiała je uznać za swoje. Gdyby sytuacja była mniej napięta, Odette pewnie wybuchłaby śmiechem, widząc, jak niekomfortowo czuł się w środku. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie tęskniła za półkami uginającymi się od ciężaru półek, starymi przedmiotami będącymi pamiątkami przeżytych epok oraz podróży, a nawet poduszką przesiąkniętą jego zapachem… Tylko że to wszystko było już przeszłością.
    — Nie śpieszyło ci się — zauważyła drwiąco Odette, siląc się na spokój, kiedy w niemal lekceważący sposób ruszyła przez pokój, zajmując miejsce w fotelu i tylko wytrwany obserwator dostrzegłby, jak bardzo była spięta. To, że ośmieliła się odwrócić do niego plecami, gdy był równie wzburzony, zakrawało o brawurę i głupotę. Mógł w ułamku sekundy pokonać dzielący ich dystans i zakończyć długowieczne życie, które niegdyś jej podarował. — Byłeś tak bardzo zajęty swoją nową zabaweczką, że nie zauważyłeś mojego zniknięcia? A może stworzyłeś sobie już tyle wampirów, że zgubiłeś rachubę i umknęłam ci w pierdolonym tłumie, który zalągł się w naszych włościach? — Założyła nogę na nogę, splatając dłonie na kolanach i z dumnie zadartym podbródkiem wyglądałaby niemal jak królowa… gdyby nie to, że jej knykcie pobielały od zbyt mocnego zaciskania, dolna warga delikatnie drżała, a ona sama musiała usiąść, bo jej kolana nagle zmiękły i nie były w stanie utrzymać jej w pionie. — Ucieczka? Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że byłam więźniem we własnym domu, chociaż w zasadzie mogłam się tego spodziewać po tym, z jaką łatwością wymieniłeś mnie na młodszą. W takim razie moje zniknięcie powinno ci być na rękę, nic dłużej nie stoi ci na przeszkodzie, żeby wpuścić ją do swojego łóżka, chociaż ta bezczelna gówniara pewnie już przeniosła rzeczy do naszej sypialni i zaczęła ją urządzać według własnego widzimisię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odette wiedziała, że nie powinna pozwalać, by gniew i uraza przejmowały nad nią kontrolę. Ujawniała swoje słabe punkty, ale czy to miało jakieś znaczenie? Dorian ją znał. Tak dogłębnie, tak pełnie, jakby była fragmentem jego własnej duszy i dlatego jego zdrada bolała tysiąckrotnie mocniej. Nawet kiedy duma nie pozwalała jej głośno przyznać, że narastała w niej niepewność, odkąd zaczął tworzyć nowe wampiry; że tęskniła za czasami, kiedy byli tylko we dwójkę; że kiedy sprowadził do ich domu śliczną, młodziutką dziewczynę, straciła grunt pod nogami, Dorian wiedział, co czuła, bo po wspólnie spędzonych dziesięcioleciach nie potrzebowali słów, by się ze sobą porozumiewać. Naiwnie sądziła, że umiała odczytać jego intencje z każdego jego intensywnego spojrzenia, czułego gestu, najdelikatniejszego muśnięcia, jednak ostatnio odkryła, że nigdy tak naprawdę go nie rozumiała, a on zabawiał się jej losem dokładnie tak samo jak robił to wiele razy przed nią i również po niej.
      Odette przechyliła głowę, wpatrując się w niego uważnie. Pozwoliła sobie na kolejny moment słabości, mimo że później będzie żałowała każdej sekundy, w której dawała mu wygrać, o ile czekało ją jeszcze jakieś później. Sunęła wzrokiem po jego smukłej sylwetce, doskonale wiedząc, że pod idealnie skrojonym, szytym na miarę strojem kryły się silne, stalowe mięśnie. Pamiętała, jakie to uczucie, gdy jego ramiona zamykały się wokół jej talii, przyciągając ją bliżej; gdy jego długie palce miękko przeczesywały jej włosy albo wbijały się w pośladki, zachęcając, by owinęła nagie uda wokół jego wąskich bioder i tęskniła za każdym upajającym dotykiem, jakim niegdyś ją obdarzył. Pozornie Dorian wyglądał idealnie tak jak zawsze, jednak Odette spędziła zbyt wiele czasu w jego obecności, by nie dostrzec drobnych szczegółów odbiegających od normy. Kilka ciemnych kosmyków opadało mu na skronie, wymykając się z jarzma starannie ułożonej fryzury. Dostrzegała drobne zagniecenia na jego koszuli, nitkę wystającą z jednego guzika, co było do niego niepodobne. Pod względem fizycznym nie zmieniał się od wieków, mimo to Odette mogłaby przysiąc, że zmarszczki na jego czole się pogłębiły, a pod oczami pojawiły się niepokojące cienie odcinające się mocno od bladej karnacji.
      Każda komórka jej ciała pragnęła znaleźć się bliżej niego, był jej osobistą grawitacją i nawet teraz odczuwała przyciąganie, któremu z trudem się opierała. Dorian był dla niej Słońcem, a ona bezwolną planetą obracającą się wokół niego po ściśle określonej orbicie. Niegdyś jej to wystarczało, ale teraz dostrzegała, że chociaż pozostawała w pobliżu, nigdy tak naprawdę nie była w stanie pokonać dzielącej ich odległości, zejść z wytyczonego przez niego kursu, by zanurzyć się w nim bez żadnych przeszkód. To Dorian pilnował dystansu między nimi, chowając się za swoimi przeklętymi tajemnicami. Jeszcze kilka miesięcy temu sądziła, że ufali sobie bezwarunkowo, aż odnalazła jego… badania. Na samą myśl skrzywiła się z niesmakiem, a przez jej ciało przebiegł zimny dreszcz. To, co robił, było odrażające, a ona przez cały ten czas nie zdawała sobie sprawy, że tuż pod jej nosem przeprowadzał krwawe eksperymenty. Myślała, że nie mieli sekretów. Myślała, że byli dla siebie wszystkim.
      Jej wzrok mimowolnie zatrzymał się na obrączce, którą wciąż nosił na palcu. Bezwiednie potarła kciukiem palec serdeczny w miejscu, gdzie powinna znajdować się jej własna obrączka, obecnie starannie schowana w szufladzie tuż przy łóżku. Rozważała pozostawienie jej na stoliku nocnym w londyńskiej posiadłości, co stanowiłoby jasny sygnał dla Doriana, to byłby definitywny koniec ich związku, lecz wtedy nie umiała się na to zdobyć. Wspomnienia zalewały jej umysł, nie dając wytchnienia.

      Usuń
    2. Pobrali się w malutkiej kapliczce usytuowanej na klifie tuż nad brzegiem morza na jednej z greckich wysp. Kapliczka została dawno porzucona i obrabowana z kosztowności, ale nawet pęknięte płytki czy wybite szyby w oknach nie były w stanie odebrać jej piękna. Dzika roślinność pięła się wzdłuż wykonanych z białego marmuru kolumn, a freski wykonane z dbałością zapierały dech w piersi, mimo że wyblakły pod naporem słońca i morskiej bryzy. Byli tylko we dwoje, a świadkiem ich ślubów był księżyc w pełni. Obiecywali sobie miłość aż do końca czasu i świata, a później kochali się na ołtarzu, nie przejmując się tym, że religia skazałaby ich za to na potępienie.
      Odette szczerze go kochała, ale Dorian bardziej od niej kochał swoje tajemnice. W ostatnich tygodniach przed jej zniknięciem zaczynała wątpić, czy kiedykolwiek ją kochał. Być może kochał tylko władzę, jaką mógł nad nią roztoczyć. Może potrafił kochać tylko siebie.
      — Przyszedłeś mnie zabić? — zapytała wreszcie. Próbowała wyglądać na niewzruszoną, lecz jej głos zadrżał na ostatnim słowie.

      Wasza zguba

      Usuń
  8. Odette nie lubiła rozmawiać o swoich poprzedniczkach. Nie znosiła nawet tego określenia. Najchętniej wymazałaby z pamięci Doriana wszystkie jego wcześniejsze kobiety, aż stałaby się w jego umyśle jedyną istotą, którą w ciągu swojego długiego życia miał obdarzyć miłością. Dla niej był tym pierwszym i jedynym. Urodziła się w czasach, w których kobiety nie miały tak wielu praw i swobody jak obecnie, a na kontakty niezamężnej panny z kawalerem czy nawet żonatym mężczyzną spoglądano z potępieniem. Jej ciotki uwielbiały żartować, że jej ojciec był zwyczajnie nadopiekuńczy w stosunku do swojej jedynej córki, ale Odette użyłaby innego określenia – był despotycznym, kontrolującym tyranem, który nie mógł znieść myśli, że miałby stracić władzę nad pociechą na rzecz innego mężczyzny. Nie podobały mu się również jej rozmowy z przyjaciółkami, rodziną, a nawet służbą, dlatego stopniowo odcinał ją od otoczenia, sprawiając, że dorastała w odosobnieniu pod szklanym kloszem. Twierdził, że wszystko robił z myślą o niej i dla jej bezpieczeństwa, jednak jego troska zaczęła z czasem dusić Odette, która tęskniła za krainami, o których mogła przeczytać tylko w książkach. W bibliotece czuła się najlepiej w całym tym przeklętym domu, ale jednocześnie było to miejsce, które przypominało jej o tym, jak wiele traciła, tkwiąc zamknięta w złotej klatce. Już dawno przekroczyła wiek, w którym ojciec powinien zacząć poszukiwać dla niej przyszłego męża, mimo to Odette wciąż nie zadebiutowała w sezonie towarzyskim na żadnym z wystawnych bali, chociaż to właśnie tam dochodziło do aranżowania małżeństw. Kiedy jej ciotka Mathilde raz poruszyła ten temat, jej ojciec wpadł w szał, wywracając biurko na ziemię wraz z dokumentami. To wtedy Odette zrozumiała, że jeśli pragnęła wolności, musiała sama wydostać się z posiadłości Durandów. Spakowała walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami (dopiero kiedy zamieszkała u Doriana, szybko i boleśnie uświadomiła sobie, że to wcale nie były najpotrzebniejsze rzeczy, lecz była tak długo odcięta od rzeczywistości, że nie miała pojęcia, czego spodziewać się poza drzwiami willi), poczekała, aż ojciec wyjedzie do Argenteuil nadzorować budowę domku letniskowego i… wyszła. Nikt nie spodziewał się po niej ucieczki, więc to przedsięwzięcie okazało się być zaskakująco proste. Odnalezienie miejsca do spania i pracy już nie. Była głodna, zmarznięta i brudna, ponieważ jej bogato zdobiona, ale cienka suknia była zupełnie niepraktyczna w starciu z późnojesienną pogodą oraz błotem pokrywającym brukowaną kostkę. Dwa razy omal nie przejechała jej dorożka, jeden dżentelmen uratował ją przed grabieżą, ale później sam zaczął domagać się od niej nagrody za uratowanie jej sakiewki. Udało jej się przed nim uciec i przykucnęła pod ścianą w ciemnej alejce, ukrywając twarz w dłoniach, cicho szlochając. Nie przeszkadzał jej nawet smród ścieków. Zastanawiała się, czy nie popełniła błędu, bo świat wcale nie był równie kolorowy jak na stronicach jej książek… Zaczęła się jednak zastanawiać, co zrobiłyby bohaterki jej ulubionych powieści, które przecież na każdym kroku spotykały wyzwania i przeciwności losu, a mimo to nigdy się nie poddawały! To właśnie wtedy wiatr przyniósł ze sobą zmiętą gazetę wraz z umieszczonym w niej ogłoszeniem od niejakiego Doriana Ruthvena poszukującego asystenta do pomocy w pracy lekarskiej oraz naukowej. Odette uwierzyła, że to znak, zwłaszcza że płeć owego asystenta nie została dokładnie sprecyzowana. Gdy stanęła przed swoim pracodawcą, trzęsła się na całym ciele, rąbek jej sukni był wilgotny i ubłocony, mimo to dumnie zadzierała głowę do góry, prosząc go o szansę na udowodnienie, że nie znajdzie nikogo lepszego na to stanowisko. Nie pozwoliła sobie na błaganie ani na desperację, uparła się za to, że zanim odeśle ją ze względu na głupie społeczne konwenanse, powinien pozwolić jej się sprawdzić, a zaraz później przytoczyła nazwiska najznamienitszych autorów z zakresu medycyny, cytując ich dzieła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciała, by widział w niej damę w potrzebie, której z litości użyczy pokoju, by następnie przy pierwszej okazji odesłać ją do ojca z pobłażliwym uśmiechem na twarzy. Kiedy ich relacja uległa pogłębieniu, zaczęła go wypytywać, co takiego wtedy w niej zobaczył, że postanowił dać jej nie tylko pracę, ale również schronienie we własnym domu, narażając się na szykany oraz plotki.
      Na początku ich relacja opierała się głównie na pracy. Odette tak bardzo odwykła od towarzystwa innych ludzi, że pomimo swojego dobrego wychowania, odrobinę zdziczała. Siedziała przy nim sztywno i rumieniła się za każdym razem, gdy pan Ruthven zwracał się do niej, prosząc o podanie przyrządu. Otwierała się na niego bardziej dopiero, gdy podsuwał jej pod nos kolejne książki i dyskutował z nią na ich temat lub gdy pozwalał jej pomagać przy pacjentach. Oczy błyszczały jej wtedy podnieceniem, a usta właściwie nie zamykały, kiedy zasypywała go milionem pytań, na które cierpliwie odpowiadał, nie ganiąc jej za ciekawość. Z czasem coś, co było relacją nauczyciela i uczennicy, zaczęło się zmieniać. Odette zaczęła go szukać, przesiadywać przy nim, owinięta pledem z filiżanką herbaty w ręce i książką pod pachą, udając, że wpadała na niego przypadkiem na korytarzu, a później już całkiem intencjonalnie. Była w nim zadurzona, ale nie wiedziała, jak mu to okazać, nie narażając się przy tym na śmieszność czy odrzucenie. W końcu mógł w niej widzieć tylko podopieczną i nie chciała, by ich relacja została zniszczona przez nieodwzajemnione uczucia.
      To on był pierwszym mężczyzną, którego złapała za rękę. Dorian zawsze był w stanie zdobyć dla nich najlepsze miejsca w operze, a ona siedziała właściwie na krawędzi fotela, przeżywając widowisko. W trakcie pięknej arii, która poruszyła jej serce, z zachwytu zaszkliły jej się oczy, a serce biło mocno w piersi. Odruchowo złapała Doriana za dłoń, szukając dla siebie kotwicy. Gdy uświadomiła sobie, co zrobiła, spojrzała na niego z najczystszym przerażeniem wymalowanym w jasnych tęczówkach, lecz gdy próbowała się wycofać, mężczyzna mocniej zacisnął palce na jej dłoni, jakby dawał jej przyzwolenie. Był również jej pierwszym pocałunkiem. Jej pierwszą nocą spędzoną w objęciach mężczyzny. Pierwszym kochankiem. Pierwszą miłością. Przez ich sto pięćdziesiąt wspólnych lat ani razu nie pojawiła się pokusa, by spróbować czegoś nowego. Nigdy nie czuła znużenia ich związkiem, nigdy też nie miała wrażenia, jakby coś w życiu ją ominęło tylko dlatego, że Dorian był jej jedynym partnerem.
      On musiał myśleć inaczej.
      Zdawała sobie sprawę z tego, że zanim ją poznał, spędził kilka wieków na podróżach; zanim został przemieniony, był zwykłym człowiekiem, który układał sobie przyszłość razem z żoną i nie mogła wściekać się z powodu czasu, który utracili, skoro narodziła się co do roku dokładnie trzysta lat po nim. Mimo to każda wzmianka o jej poprzedniczkach budziła w Odette zawiść stopniowo prowadzącą do nienawiści. Bywała również źródłem głęboko skrywanego lęku, ponieważ niemal panicznie obawiała się, iż w przyszłości jakaś młoda wampirzyca zapyta Doriana o swoje poprzedniczki i wtedy on wymówi imię Odette… Może właśnie dlatego Lucrezia od pierwszych chwil wzbudziła w złotowłosej poczucie zagrożenia. Zobaczyli ją w nowojorskiej operze w trakcie występu. Była primabaleriną o niebanalnej urodzie, z kruczoczarnymi, lśniącymi włosami, piegami obsypującymi jej zadarty nosek, ogromnymi oczami z tęczówkami w odcieniu mlecznej czekolady i smukłym, wyćwiczonym przez lata katorżniczej pracy ciele. Dorian nie potrafił odwrócić od niej wzroku, wyraźnie bardziej oczarowany główną tancerką niż baletem „Dziadek do orzechów”, który widzieli setki razy w różnych interpretacjach. Zabolało ją to tym bardziej, ponieważ opera była dla nich szczególnym miejscem; to w niej, chociaż było to w Paryżu w XIX wieku, chwyciła Doriana po raz pierwszy za rękę. Lucrezia odzierała ją kawałek po kawałku z wyjątkowych chwil, jakie dzieliła z ukochanym, a w tym najważniejszym momencie on zamiast wesprzeć swoją żonę, stanął po stronie rywalki.

      Usuń
    2. Potwierdził tym samym wszystkie plotki na temat słabnącej pozycji Odette. Jeden z bezczelnych podwładnych Lucrezii miał czelność stwierdzić, że czas zwolnić małżeńską sypialnię dla następczyni.
      Serce Odette rozpadało się na kolejne kawałki, kiedy Dorian nie odpowiedział na żaden z zarzutów dotyczących jego domniemanej kochanki. Nie zapewnił jej, że miejsce w ich łóżku należało tylko do niej. Nie uspokoił jej zapewnieniami, że Lucrezia nigdy nic dla niego nie znaczyła i popełnił błąd, dodając ją do ich rodziny. Zawodził ją i zawodził bez końca, miażdżąc pod swoją bezdusznością szczątki jej nadziei.
      — Właśnie tym dla ciebie jest moje odejście? Małostkowym kaprysem? — zapytała cicho Odette, właściwie cedząc ostatnie słowa, gdy zaciskała palce na podłokietnikach. Drewno ostro zaskrzypiało pod naciskiem, ostrzegając w ostatniej chwili przed rozpadnięciem się w jej dłoniach na drzazgi. Poza chwilami, w których głód przejmował nad nią kontrolę, Odette rzadko w podobny sposób traciła nad sobą panowanie, ale gorycz, która zalęgła się na dnie jej serca, z każdym dniem swoją zgnilizną obejmowała kolejne włókna i ścięgna, przemieniając się w paskudną, jątrzącą się ranę. Przez ułamek sekundy, zanim dostrzegła wyraz jego twarzy, miała głupią nadzieję, że Dorian zrozumiał swój błąd i o ile wiedziała, że słowo przepraszam nigdy nie padnie z jego kształtnych ust, o tyle marzyła o tym, by przytulił ją do siebie i szepnął jej do ucha wyznanie, które byłoby w stanie ukoić wzmagający się w jej wnętrzu ogień. Istniały tysiące sposobów, na które mógł wyrazić swoją skruchę, spowiadając się przed nią ze swoich tajemnic, obiecując, że przestanie tworzyć kolejne wampiry czy pozbywając się lub choćby karając Lucrezię za jej impertynenckie zachowanie oraz niewłaściwe zainteresowanie, jakim obdarzyła Doriana. Zamiast tego jej mąż stał naprzeciwko niej z furią płonącą w ciemnych oczach, pogardą wykrzywiającą kąciki jego warg oraz oskarżeniem, że cała jej ucieczka była czymś w rodzaju dziecinnej fanaberii; jakby nie dostrzegał swojej winy, która była tak bezkresna, że Odette unikała jego wzroku nie tylko z powodu strachu, ale także wstrętu.
      — Przestań wykorzystywać mój wiek jako broń! Nie jestem dłużej podlotkiem, który nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji własnych czynów i mam dość tego, że za pomocą swojego doświadczenia próbujesz zbudować między nami przepaść, podkreślając, że jestem głupiutka i niczego nie rozumiem. — Dorian twierdził, że nie mogła go winić za próbę zbudowania im rodziny, ale winiła go. To nigdy nie było jej marzenie, to on podjął decyzję o tworzeniu kolejnych wampirów dołączających do ich starannie wyselekcjonowanego kręgu i wraz z każdą przemianą Odette miała wrażenie, że zatracała kolejną cząstkę ukochanego pochłoniętego wizją wykreowania perfekcyjnej rodziny.
      Od jak dawna ją obserwował, skoro znał nawet miejsce jej pracy? Jak to się stało, że w ogóle go nie wyczuła? Te pytania nie miały jednak znaczenia.
      — A czym się różni to ohydne lokum od londyńskiej posiadłości?! Jest tak samo puste, tak samo oziębłe! Tutaj przynajmniej mogę spróbować zbudować dom bez obcych wampirów, twoich ukochanych, popapranych dzieci podkreślających na każdym kroku, że mnie już nie potrzebujesz! Czy ty w ogóle widzisz, jak ta małolata owinęła sobie ciebie i wszystkich innych wokół palca? Ta podrzędna praca przynajmniej jest moja! Wszystko tutaj jest moje, nienarzucone z góry. — Uwielbiała bibliotekę i podobało jej się to, jak się czuła, kiedy dostawała wypłatę na świeżutko stworzone konto bankowe. Jakby cofnęła się w czasie do swojego ludzkiego życia, gdy błąkała się po Paryżu, szukając dla siebie schronienia, a później własną ciężką pracą oraz inteligencją pokazała Dorianowi, że warto ją zatrudnić. Znowu odzyskiwała kontrolę nad swoim życiem, odkrywała w sobie tę ciekawość świata i chęć przygód, które zaczęły w niej umierać wraz z zasadami narzuconymi jej przez Doriana oraz przez dziką żądzę krwi, której obawiała się tak bardzo, że pozwoliła zamknąć się w czterech ścianach.

      Usuń
    3. — Zamieniłeś się w mojego ojca, najdroższy. Zamknąłeś mnie w wielkiej posiadłości ze wszystkimi jej wspaniałościami, przekupując dziełami sztuki, starymi księgami oraz gramofonem z kolekcją winyli zawierających nasze ulubione piosenki i uznałeś, że to wystarczy, by wynagrodzić mi samotność oraz złote kraty, jakie wstawiłeś we wszystkich oknach. Zacząłeś podejmować decyzje za mnie, bo jestem za młoda, zbyt niedoświadczona, by dokonywać własnych wyborów, a wszystko to pod płaszczykiem wygodnego wytłumaczenia to dla twojego dobra.
      Odette syknęła przez zaciśnięte zęby, kiedy siłą odgiął jej kark, mocno zaciskając palce na długich włosach. Mocniejszy ból sprawiły jej jednak jego słowa.
      — Nie zrobiłeś tego. Powiedz mi, że go nie skrzywdziłeś — powiedziała cicho, wpatrując się w niego szeroko rozwartymi, zaszklonymi oczami, w których strach mieszał się z rezygnacją, bo doskonale wiedziała, że Dorian był do tego zdolny. Zraniła go swoim odejściem, więc on również chciał ją zranić, zabierając jedyną przyjazną duszę, która wspierała ją w ciężkich chwilach. Rozchyliła usta i wydała z siebie pełen bólu, frustracji oraz żalu krzyk, który dźwięczał w uszach jeszcze na długo po tym, jak zamilkła. Thomas nie zasługiwał na śmierć. Został unicestwiony tylko dlatego, że się do niej zbliżył. To była jej wina, nigdy nie powinna była pozwolić na to, by stał się dla niej kimś ważnym…
      — Jesteś takim hipokrytą, Dorianie… najgorsze jest jednak to, że w ogóle tego nie dostrzegasz. Jak mogłeś? Nie pozwoliłeś rozszarpać mi jej na strzępy, kiedy ze mnie szydziła na twoich oczach, ale zamordowałeś Thomasa, który niczym ci nie zawinił — szepnęła, dojmujące cierpienie wypełniało jej głos, kiedy na jego brutalność odpowiedziała łagodnością, powoli sunąc dłońmi w górę jego brzucha, aż oparła ręce na jego torsie. — To nie ja pierwsza cię porzuciłam, ukochany. Ty to zrobiłeś. Miałeś mnie i miałbyś mnie na kolejne wieki aż do końca świata, bo właśnie to ci przysięgałam, bo nie obchodził mnie cały świat, dopóki miałam ciebie u mojego boku. Nie potrzebowałam nikogo innego, nie chciałam żadnej żałosnej namiastki rodziny, którą na siłę próbujesz stworzyć, bo ty jesteś moją rodziną… ale ja przestałam ci wystarczać, prawda? Zdradziłeś mnie pierwszy, wybierając innych. Sprawiając, że czułam się niepotrzebna, niechciana, wzgardzona, bo stworzyłeś sobie za mnie nowy substytut. — Wraz z kolejnymi bolesnymi słowami opuszczającymi jej gardło, po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Dlaczego nie potrafił dostrzec, jak samotna i porzucona się czuła? Dlaczego nie rozumiał, że był wszystkim, czego Odette pragnęła i nie zamierzała zmienić zdania, dopóki on sam jej do tego nie popchnął? Tak bardzo obawiał się z jej strony odrzucenia, przekonany o tym, że wraz z biegiem lat zacznie odczuwać znużenie ich związkiem, będzie unikała jego dotyku, brzydząc się jego czułością czy nawet brzmieniem jego głosu, że postanowił odtrącić ją jako pierwszy. Tworzył kolejne wampiry, przez co Odette zaczęła czuć, że była mu zbędna, a ich wspólnie spędzone dekady nie były dla niego takim źródłem szczęścia jak dla niej samej. Kiedy w ich rodzinie pojawiła się Lucrezia, Odette zrozumiała, że to był początek ich końca. Starała się z tym walczyć, jednak przegrała i nie potrafiła dłużej udawać, że nie dostrzegała, jak Dorian zaczął faworyzować swój nowy nabytek, otaczając ją uwagą, której zaczął skąpić swojej żonie. — Jak śmiałam opuścić nasz dom? Jak ty śmiałeś opuścić mnie?! Kiedy po raz ostatni poszedłeś ze mną do opery? Kiedy po raz ostatni czytałeś mi na głos książkę w naszej sypialni, gładząc mnie po włosach, kiedy leżałabym z głową na twoim udzie, chociaż kiedyś robiłeś to niemal codziennie? Zauważyłeś w ogóle, że przestałam korzystać z naszej sypialni i przeniosłam się do pokoju gościnnego, bo miałam już dość wszystkich tych długich, samotnie spędzonych nocy, kiedy nie miałam nawet pojęcia, gdzie jesteś i co robisz? Widziałeś, jaka jestem nieszczęśliwa i samotna, a mimo to zamykałeś się na mnie coraz bardziej… To właśnie nazywasz swoją miłością, Dorianie?

      Usuń