18 lutego 2023

"Better to burn than to rot.” — Paul Russell

Seline Dwight

20 lat ciała i dziesięciokrotność tego w duszy ♦ syrena ♦ domek przy samych klifach ♦ barmanka w barze Phoenix


    A kiedy już pozwoliła mi się zbliżyć, po czwartej dolewce piwa, dostrzegłem w jej oczach w kolorze dna oceanu smutek i tęsknotę. Nie było żywych iskierek, które świadczyłyby o młodzieńczej wesołości i chęci do życia, czy chęci na mnie, których szukałem i które zwykle w niej widziałem, bo przychodziłem oglądać ją tu co wieczór. Nie było w jej spojrzeniu psotnego błysku, którym mnie i cały bar zaskakiwała równie mocno, jak wtedy gdy zaczynała nam nagle śpiewać, a potem wybuchała spontanicznym śmiechem, kiedy jak idioci nie wiedzieliśmy co się dzieje. Oparłem dłonie o blat lady i pochyliłem się, wpatrując w jej oczy zdumiony i zdruzgotany, bo nie było tam tej radości, którą emanowała, gdy tańczyła w deszczu na środku ulicy, czy kiedy śpiewem przy zakupach w markecie spacerując między alejami z produktami do spożycia dla dorosłych, kusiła klientów, aby szli za nią. Zobaczyłem strach, którego nigdy w niej nie dostrzegałem, bo umiała go aż za dobrze ukrywać. Nie było butności, zadziory i charakteru, aż uderzyło to we mnie z zaskakującą siłą, zmuszając do postawienia kroku w tył. Wyprostowałem się, odstawiając kufel i aż zamrugałem z niedowierzaniem. Stała przede mną, ale taka bezbronna... Zabrakło dziewczyny, która chciała zawojować świat, która była dziarska i dzielna i która śpiewała zawsze wtedy, gdy nadciągały kłopoty i nagle wszyscy się uspokajali, a ona mogła polewać piwo dalej.
    Spuściła wzrok nieśmiało i widziałem, że jest skrępowana, zawstydzona a usta jej drżą, podobnie jak dłonie, które próbowała ukryć, chowając je za siebie, ale chyba nie wstydziła się brudu z baru pod paznokciami. Wokół było głośno, ale ludzie nie zwracali na nas uwagi, nikt jej jeszcze nie wołał po dolewkę, a ona stała, niewinnie się we mnie wpatrując. Była wystraszona, a może nawet zła, bo dostrzegłem coś, czego nie chciała nikomu pokazywać. Nie było w niej w tym momencie ani grama uśmiechu, ani krztyny wesołej energii, jaką zarażała zwykle ludzi wokoło, zmuszając do myślenia, sięgnięcia głową poza szablon. Ten szary t-shirt, który nosiła każdego dnia pod ogrodniczkami, wydawał się jeszcze bardziej ciągnął ją do ziemi, a kiedy poprawiła koszulkę na dekolcie, dostrzegłem, że pod spodem ma wisiorek z jasnym, błyszczącym oczkiem, który chowa tak samo starannie jak to, co drzemie jej w duszy.
    Zacisnęła usta i obróciła się bokiem, jakby gotowała się do ucieczki, lecz wciąż stała tuż obok. Ramiona miała opuszczone i drżące, ruchy niepewne, była wystraszona. Sięgnęła pod ladę, zgarniając ścierkę, aby jeszcze raz przetrzeć i tak już wypolerowany bar i spojrzała na mnie znowu. Walcząc z sobą, ukazując wahanie, udowodniła że jeszcze nie zapadła na dobre w otchłań. Walczyła, choć skoro była tu, a nie po drugiej stronie klifów, coś ją tu trzymało. I kiedy znów obróciła się ku mnie, w jej oczach pojawiły się łzy, ale nie poczułem skruchy, żalu, ani smutku.
- Noszę dużo więcej blizn niż te, które widziałeś. Też byłam kiedyś zakochana – powiedziała, a ja nie mogłem zrobić nic więcej, jak tylko ze zrozumieniem pokiwać głową. Dumny, że została wśród ludzi i udowodniła, że nie zniknęła w tej ciemności, która pochłonęła ją na wiele lat.
     A potem zaczeła śpiewać i poczułem, jak się uspokajam. I zapominam o wszystkim, co zobaczyłem, co pomyślałem. Poczułem przyjemną morską bryzę na twarzy, a w uszach zaczeło mi szumieć zupełnie tak, jakbym był nad brzegiem oceanu... Jej drobna sylwetka na moment uniosła się, gdy podparła się o barową ladę i pochyliła ku mnie, by złożyć na ustach lekki słony pocałunek, a potem zaraz opadła, gdy z jej ust wyrwało się westchnienie ulgi. Miałem wrażenie, że znalazłem się w morskiej toni, a ona płynie ku mnie na wzburzonych falach. Nie była już sama, czuła to, lecz wciąż walczyła z bólem i koszmarami, z bezsennością i starym nawykiem ciągłego bania się. Odzyskała wolność, lecz wciąż nie była w stanie przejść z tym do porządku dziennego, potrzebowała czasu. Ale były momenty, gdy obserwując ją z boku dostrzegałem, jak policzki jej różowieją, usta rozciąga delikatny uśmiech, a w oczach pojawia się blask i nawet jeśli trwało to wszystko tylko chwilę, mieliśmy czas, aby na powrót jej życie nabrało wyrazistych kolorów. Byłem tu i teraz nie miałem zamiaru jej opuszczać.





szablon karty zawdzięczam character-image

cześć, serdecznie zapraszam do wątków i powiązań! oddamy złotą łuskę za kogoś do kochania, srebrną za kogoś do przytulania i pół wyschniętej za kogoś, kto nam każe uciekać! :) buzia - Riley Rassmusen

48 komentarzy:

  1. [Dobry wieczór! Bardzo oryginalna, i przepięknie napisana, forma karty, naprawdę przyjemnie się czytało. Zwłaszcza podobał mi się klimat tajemnicy i sekretów.
    Życzę powodzenia na lądzie oraz dużo weny i wątków. A w razie chęci zapraszam do siebie.]

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  2. [moja ci ona rozczochrana hehe,
    Hejka! Ja chcieć wateczka, bo syrenka wyszła przednio :)
    Dobrej zabawy, dużo wateczkow i wpadaj jak ochotę będziesz miała]

    Judith

    OdpowiedzUsuń
  3. [polecam się na przyszłość, baa nawet jestem chętna by psytulic, ale tu by się nawet skolowaloby jakieś powiązanko, jakbyś miała ochotę,
    Tak bywa po robocie..]

    Judy

    OdpowiedzUsuń
  4. [Co do tych ludzkich odruchów, to dość złożona sprawa - częściowo wynikająca z tego, że z wiekiem spoważniał i zmądrzał, a częściowo ze specyfiki gang-si i tego, że powstają w innym procesie niż klasyczne wampiry. Generalnie Su-Jin nigdy człowiekiem nie był i poza jakimiś wspomnieniami należącymi do jego ciała, niewiele o byciu ludzkim wie. Za to kiedy po wielu latach perfekcyjnie opanował swojego ducha, to nagle okazuje się, że ludzkie ciało poza wspomnieniami ma też pewne emocje czy odruchy, których do tej pory nie zauważał, bo duch je tłumił. Więc jeśli chciałabyś ten temat zgłębić w wątku to myślę, że może być bardzo ciekawie. Zwłaszcza, że dla syrenki człowieczeństwo i ludzkie zachowania też mogą być momentami sporym wyzwaniem lub częścią konfliktu z nieludzką naturą. :)
    Raczej by w barze zbytnio nie wytrzymał. Pomysł z jeziorem za to jak najbardziej mi się podoba i można tak zrobić. Zresztą w okolice klifów też jak najbardziej mógłby zawędrować w razie czego.]

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć!
    Na początku może przeproszę za zasłonięcie, bo KP Seline jest tak cudownie napisana, że zgadzam się ze wszystkim, co zostało napisane wcześniej! :D Żałuję tylko, że nie pisuję damsko-damskich wątów, bo chętnie bym takowy popełniła...
    Mam też nadzieję, że wszyscy, którym oferujecie łuski, się znajdą i że Seline będzie szczęśliwa. :3
    Baw się dobrze, a od siebie życzę wiele, wiele weny! <3
    PS Wciąż pamiętam o indywidualnym wąciszu!]

    CONVALLIANA DIGGES & JAGA CONSTANTINE

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć, Twoja karta wcale nie jest mierna! Podoba mi się to jak przedstawiłaś Seline i ten wizerunek idealnie się wpasowuje, uwielbiam Riley. Sama myślałam o stworzeniu syreny, więc jakbyś szukała dla niej jakieś dalekiej krewnej z oceanu, to daj znać! :D
    Dziękuję też za miłe słowa pod kartą. <3]

    Leah Knightly

    OdpowiedzUsuń
  7. -Judy!!
    Usłyszała krzyk, ktoregos z chlopakow. Sama byla zakopana w papierach, gdyz bylo to jedno z zadan w remizie. Dopiero od niedawna w niej była. Nie jezdzila na akcje, bo nie miała doswiadczenia. Narazie byla na etapie "przyniesc, podaj, pozamiataj" co w sumie jej pasowalo. Tylko w sumie wilkowi nie, bo on nie lubil rozkazow. Narazie jednak byl grzeczny.
    Zatrudnila sie na pol etatu, trafiajac akurat na wolny stolek. Przyjęla to, bo potrzebowala troche gotowki, ktora gromadzila na wydatki ubraniowe i za pokoj. Acz taniej jej by wyszlo, gdyby wogole nie wracala do ludzkiej formy. Lecz czasem chciala byc wsrod ludzi, nawet jesli sie ich obawiala. Ignorowala zdziwienie, ze w niektore dni bedzie niedostepna nie podajac konkretnej przyczyny czy tez wiadomosci, ze nie miala stalego numeru telefonu, czy konta bankowego. No co? Niby to bylo powszechne i codzienne, ale jej wystarczyl las i swoboda ruchu a nie jakies materialne rzeczy.
    - Peter, zajeta jestem. - odkrzyknela unoszac sie troche z krzesla - co chcesz? - wklepeywala dane do faktury w miedzy czasie. Dosyc szybko zalapala program do faktur, wiec szybvko przebierala palcami.
    - Szef mowil, ze masz sie zbierac - odparl wychylaja glowe.
    - ja? - zapytala glupio.
    - no a widzisz tu kogos jeszcze? - zapytal z lekkim sarkazmem.
    - nie.. - ruszyla sie z miejsca.
    - masz nam pomagac, przy podpaleniu - dodal idac wraz z nia do reszty ekipy. Musiala sie przebrac, acz byl problem. byla drobna a we wszystkich ciuchach plywala. Ciezko bylo cos dopasowac, ale cos tam wybrala podczas, gdy chlopaki konczyli ze sprzetam. Podbiegla do tylnyh drzwi, otworzyla je i wsiadla. Ruszyli. Po okolo polgodziny byli w poblizu stacji benzynowej. Juz z daleka widac bylo ogniowa łunę. Na miejscu nie bardzo wiedziala co ma robić. Nie miala zadnego szkolenia a tu ogien sobie chulal w najlepsze. Chcac nie chcac musiala wykonywac polecenia. Niektory terminow nie rozumiala, nop ale sie starala. Było ciezko walczyc z zywiolem, gdzie blisko bylo do dystrybutorow. Co prawda ktos podpalil magazynek, tyle, ze stal on blisko owych dystrybutorow. Wystarczylaby zmiana wiatru a wszystko byloby w zgliszczach. Akcja trwala wiele godzin i powoli sie stabilizowala. Na szczescie akcja byla dosyc sprawna i szybka i szybko udalo sie ja opanowac. Pod koniec mokra, spocona, okopcona zbierala rzeczy, weze czy lopaty i skladowala do wozu. Czula zmeczenie. Normalnie to by od razu wrocila do hotelu, wziela prysznic i schowala sie w lozku, ale gdy sie zbierali poprosila o zatrzymanie w miescie. Miała ochote na drinka. Bylo jeszcze troche czasu do zamkniecia.
    Nie spodziewała sie wielkiego ruchu, ale sie przeliczyla. To tyle jesli chodzilo o troche spokoju.
    - poprosze cos mocnego - rzucila do obslugi - ciezka noc, wiec... poprosze cos polecanego.
    No a jesli chodzi o obsluge, to kobieta za lada byla dla niej dobrze znana. Co prawda, zostawiajac ja na obrzezach miasta, calkiem jej nie opuscila. Od czasu do czasu sprawdzala jak sie miewa jej "podopieczna". Była nawet rada, że poczatkowy okres adaptacji miala za soba a teraz gdy krazyla wokol gosci nucac jakas piosenke, czula jej urok. Nie mniej byla jednak bardziej przytomniejsza od juz i tak zalanych w trupa gosci.

    ogonek xD

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dziękuję! Aż nie wiem co powiedzieć :)
    Jeśli o Malleusa chodzi to język w sumie momentami jest lżej strawny niż treść.
    Ze swojej strony muszę przyznać, że forma Twojej karty szalenie mi się podoba, uwielbiam kiedy treść przypomina opowiadanie, więc bardzo przyjemnie mi się czytało.
    I z przyjemnością dam się porwać i na wątek i na jakieś większe powiązanie, więc zapraszam serdecznie na burzę mózgów! :)]

    Robert Gowther

    OdpowiedzUsuń
  9. Spoglądała na poczynania kobiety z lekkim rozbawieniem. Zdecydowanie miala ochote wybuchnac smiechem.
    Aż jak korciło, by jak dobra matka skarcil jej zachowanie, ale jakims cudem powrócił jej lepszy nastroj i skwitowała jej spojrzenie, pociągając mocniejszego lyka. Aż to podeszła do niej i losie zaczela glaskac. Uniosła brew do gory.
    Coż moze w podwodnym świecie taki zwyczaj panuje, ale tutaj wśród śmiertelników, którzy w wiekszosci byli na tej sali, ktos by skwitował oblesnym zartem jej zachowanie.
    Przylozyla szklanke do ust, by ukryc uśmiech. Wyjątkowo pozwalajac na dotyk. Co bylo wyjatkiem zarezerwowanym dla tych nielicznych znajomych rozproszonym po calym kraju.
    - wyborne. - odparła udajac powage - najlepsze po skończonej akcji - dodała przelotem patrzac na sale. - podoba mi sie twoj śpiew - zagaiła po chwili - wydaje sie być egzotyczny.
    Spoglądała na nia z ukosa ciekawa jej odpowiedzi i jak wybrnie z trochę krepującej sytuacji.
    Zdążyła zauważyć, że gdy bywa sama to nie gada zbyt dużo. No chyba, ze do swej "opiekunki" w sprawach kryzysowych.
    - chyba się skusze na jeszcze jednego. - podstawiła pusty kufel.
    No jej upicie sie wymaga sporo czasu, a i tak szybko spalała nadwyżkę kalorii.

    kudlata kulka

    OdpowiedzUsuń
  10. [Daję tylko znać, że początek jest super i pewnie jutro podeślę Ci odpis. A w razie czego to myślę, że sobie na bieżąco możemy dogadywać szczegóły na mailu czy coś :)]

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  11. [ja i moje czasem malo logiczne wypowiedzi i zjadanie literek xD]

    Wyszczerzyła az nazbyt bielutkie zabki w szerokim uśmiechu.
    - widać, ze śpiew lezy w twej naturze. - zaczela - ale radzilabym jednak uwazac. Po świecie chodza rone paskudne i niezbyt ogarniete istoty, ktore tylko czekaj na chwile uspienia. - odparła.
    Powinna ugryżć się w język, ale czasem intynkty opiekuncze braly gore i sie po prostu martwila. Czasem nad wyraz a czasem bywalo jednak za pozno.
    Kobieta raczej nie miała zbyt wielkiego doświadczenia jeśli chodzilo o ten swiat. W końcu znajdzie sie ktos na tyle upierdilwy, ze przypadkowe dotykanie przestanie sie podobać i bedzie chcial wiecej. Dużo wiecej.
    Dlatego też czasem wpadala do pubu, by trzymać reke na pulsie w razie udzielenia pomocy, acz zdawala sobie sprawe, ze raczej ta swietnie by sobie poradzila. No ale nie bylaby soba i nie "pomatkowala" troche.
    - hmm - zamyslila sie - mozesz mnie czyms zaskoczyć. Lubie wyzwania.
    Byleby nie bylo w tym srebra, wilczej jagody czy tez krwi wampirzej. Bo wtedy bywaloby juz niecbyt ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  12. - oj tak, dobre z nich miesko, ale wole jednak zwierzynę łowną. - zachichotała pod nosem do swych mysli.
    Spojrzała na nia uwazniej.
    Naprawdę nie miała nic przeciwko dotykowi, wilki byly stadne wiec ten aspekt to naturalne cechy gatunku, tyle ze stada nie miała, wiec zadnego zestawienia czy doswiadczenia tez nie, wiec nie mogla sie wypowiadac.
    - pohamuj sie troche - odparla lekko rozbawiona, ale i zdegustowana.
    Rozpila troche kurtkę, bo zrobilo jej sie nazbyt cieplo, albo to tez bylo proba na celu wymyslenia sensownej odpowiedzi. Bo tak naprawde, kobieta tylko zgadywala.
    - moze i jestem - wzruszyła ramionami - jestem wszedzie i nigdzie, bo jak to gadaja tam dom twoj gdzie twoj zadek - zauwazyla wymijajaco ani nie potwierdzajac ani nie zaprzeczajac. Coż nie zamierzala jednak zaprzeczac na temat swej natury
    - zawsze jestes taka bezposrednia? - zapytala rozbawiona a potem lekko spowazniala - boli nawet gdy teraz z toba gadam. Caly czas to czuje. Czekala na trunek a nie las pytan i przystawianie sie barmanki do siebie.
    Przy okazji czula nienawistne spojrzenia posyłane do niej przez meska czesc lokalu. Zdusiła w sobie warkniecie, bo narazie nic sie poza tym nie dzialo.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wierzyła jej na slowo. Gdy ja znalazla, za baardzo nie wiedziala jak jej pomoc by nie zaszkodzić. Zdawala sobie sprawe, iż ta do delikatnych istot nie nalezala, ale wtedy była slaba jak niemowlak. Czuła, ze jakby zostala jeszcze z pare dni, to mogla by nie przezyć, zwlaszcza wtedy, gdy byly w lesie a do najblizszego akwenu wodnego bylo za daleko. Co prawda moglaby ja ponieść, ale czy by zdazyla?
    Pewnie nie - i nagle przyslowie, ze czula sie jak ryba bez wody nabralo wiekszego sensu. A i tez rzadko stykala sie z tym gatunkiem, to obawiala sie, ze mogla by tez cos zle zrobic i zamiast pomoc, szybciej dobic?!
    Słyszała, ze syrenie mieso jest w cenie i ma swoje dodatkowe walory. Nie bylo by na miejsu jednak sie pytać o takie rzeczy jedynej przedstawicielki wodnego gatunku... a moze i morskiego. Westchnela ciezko pod nosem.
    Pokiwała glowa ze zrozumieniem i przygladala sie jak odeszla do innych klientow, którzy mieli juz dosyc, ale jeszcze w siebie wlewali do oporu, by potem lezej na podlodze.
    Oj wspolczula troche pracownikom, gdy musieli po nich sprzatac.
    Robiło sie już pozno, lokal troche sie rozluźnial i zostali tylko ci najgorliwsi klienci. Spogladala też na syrene od czasu do czasu usmiechajac sie do kufla.
    Ehh na nia chyba też już byla pora. Trzeba by sie bylo ogarnac do pracy, ale jakos nie chcialo jej sie wracac do hotelu.
    - calkiem niezle. Pewnie nie dostane darmowej butelki w gratisie? - zapytała z nadzieja w oczach. Chciala dodac cos jeszcze, ale za plecami poczuła nagly ruch wiec nie dane jej bylo juz zadac nic wiecej, bo ktos tu szukal widocznie guza.
    - hej laska!
    Usłyszala ciezki glos nawalonego w trupa goscia z brzuszkiem. Nie spiesznie sie odwrocila krzywiac z niesmakiem nos, gdy dolecial do niej odor niemytego ciala.
    - jakis problem... panowie? - zapytała spokojnie widzac goscia i jego nie mniej napitych gosci robiacych za obstawe i ledwo trzymajac sie na nogach. Jednak oczy mimo pijanstwa byly dosyc przytomne.
    Westchnęła w duchu. A miał to być przyjemny wieczor polaczony z obserwacja i upewnieniu sie, ze obiekt jest bezpieczny, acz powinna chyba sie zganic za takie mysli, bo raczej syrena mloda to moze i wygladala, ale pewnie i doswiadczenie tez jakies tam bylo.
    Facet czknal poteznie.
    - a zebys wiedziała...
    Uniosla brew.
    - do rzeczy. Wolalabym w spokoju wypić drinka...
    - odczep sie od niej... - wybelkotal - ona jest nasza
    - doprawdy? Nie wydaje mi sie... - wytracil jej szklanke z reki. Puścila i szklo sie rozwalilo oblewajac ja przy okazji.
    - nie wiem czy jestescie ... swiadomi wlasnego bledu - warknela lodowato. Pozwolila wyjrzeć wilkowi, ktory sie juz czail w kacikach. Czuła to, wiec starala sie panowac nad soba. Odruchowo chwycila mezczyzne za gardlo i zaczela dusić.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mówiła sobie, ze panowala nad soba, ale uchwyt wcale sie nie poluznil. Wrecz przeciwnie-miala zamiar zrobić mu krzywde. Jednakze nie miała tyle funduszy by tez zaplacić za ewnetualne szkody. Niby cos tam zarabiala, no ale glownie szlo za pokoj hotelowy, troche jedzenia no i ciuchy, ktore niszczyla gdy nadchodzily przemiany.
    Oddychala ciezko. Chyba zbyt dlugo juz tkwila w jednym miejscu. Poluznila jednak uscisk.
    - taa chyba też juz pojde - odparła nie patrzac na nia. Wciaz miala wilcze oczy, wiec musiala udobruchac wilka chetnego do bitki.
    Siegnela po kurtke i zaczela ja zapinac.
    Bedac w polowie drogie przypomniala sobie, ze przeciez nie zaplacila za alkohol, wobec czego musiała się wrocić.
    Nie pamietala ile to bylo na rachunke wiec zostawila troche wiecej i ruszyla do drzwi.
    Oddychala z trudem, majac wrazenie ze wlasnie pokonala maraton i skoki przez plotki na terenie gorzystym.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie skomentowała jej słów, bo mogla mu zrobić cos innego i to znacznie pozniej. Wilk nie byl zadowolony, co tez latwo dawal jej sie we znaki, gdy probowała z nim wygrac "bitwe" w kto dluzej wygra i nie rzuci sie w pogoń w czystej checi polowania. Szczescie w nieszczesciu pelni nie bylo, wiec wiedziała, ze tym razem wygra ludzka czesc.
    Dlatego tez dla dobra innych wolala wyjsc i sie zaszyc. Najlepiej z dala od ludzi.
    Tyle, ze zbyt daleko sie nie oddalila.
    Westchnela ciezko zamykajac i prostujac dlonie zaciskajace sie w piesci.
    Warknela na nia, gdy ja przesunela.
    - A czy powiedziala, ze nim nie jest? - zapytal wilk dalej walczacy o glos - i co zrobisz z tym faktem?
    Patrzyła na nia ostrym, troche surowym glosem.
    - Radze iść w swoja strone.
    Wbrew pozorom byla bardziej dzika niż ktos by pomyslal. No, ale jak się wiekszosc zycia biegalo po futrze, to sie nie bylo czemu dziwic.

    OdpowiedzUsuń
  16. Patrzyła na nia nieodgadnionym spojrzeniem. Czuła jej uczucia. Przelewaly sie laczyly tworzac niezla smakowa mieszanke. Nie mniej pamietała o poprzedniej pomoc. Obie pamietały, wiec zakonczylo sie wylacznie na grozbach.
    Stala w lekkim rozkroku, gdy to mowila, podczas gdy ludzka czastka slumiona przez wilcza, bala sie ze stracila kolejna osobe, z ktora miala jakakolwiek wiez. Krótko, bo krótka, ale zawsze. Bo tych to mogla policzyc na palcach jednej dloni. Skurczyla sie wsrodku jeszcze bardziej wiedzac, ze nie bylo sensu nawet "pokazywac" sie, ze tu byla.
    Wilk w ludzkim ciele jednak stal nieruchomo.
    - oby tak zostalo - odparła pozwalajac odejsc.
    Odprowadziła ja wzrokiem po czym sama odeszla nie w strone hotelu, ale do lasu.
    Przywolala magie, gdy tylko znalazla sie na linii drzew. Juz i tak byla wsciekla i zla, wiec tym razem bolu przemiany tak juz nie odczuwała. Musiala frustracje rozladowac predzej czym pozniej, wiec po wychwyceniu woni ruszyla w pogon.
    W poblizu metnego bajorka w końcu upolowała sarne i zaczela jesc. A potem juz systa i nieco bardziej myslaca wracala w strone motelu calkiem golusienka (gdy po raz kolejny wymusila przemiane) zastanawiajac sie jaka to byla idiotka. Nawet odbyla "dyskusje" z niezdyscyplinowanym wilkiemm i i gnorujac jak wygladala, gdy przechodzila przez hol a potem do swego pokoju, skierowala sie od razu pod prysznic najlepiej zimny, zastanawiajac sie co teraz powinna zrobić. Wrocić i probowac przepraszac czy tez jeszcze bardziej zrazic. Co prawda nie chowala glowy w piasek, no ale mimo wszystko sie troche bala.
    Nie mniej nie stawila sie dzis w pracy, tlumaczac przez telefon, ze jest niedysponowana i skryla sie pod posciel majac ochote wymazac malujace sie przerazenie na twarzy dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  17. Noc zaczynała się spokojnie. To był jego ulubiony moment w całej dobie, gdy noc stawała się ciemna, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach chłodnej mgiełki i nocnych roślin. Zapadała wtedy przyjemna cisza. Męczące odgłosy ludzi i ich życia cichły, dając dojść do głosu jedynie dźwiękom natury, szumowi liści, pohukiwaniom nocnych drapieżników czy cichym dźwiękom owadów. Wszystko było spokojne i harmonijne, idealnie wyważone. Zawsze lubił wtedy otwierać okno, cieszyć się tą ciszą i zapachami, delektować spokojem i odrobiną czasu tylko dla siebie.
    Dom o tej porze był cichy, rozświetlony miękkim i ciepłym światłem lamp. Mimo wszystko Su-Jin nie lubił przesadnych ciemności. Jego wzrok nie był szczególnie sprawny w ciemności, a ciągłe zmiany percepcji i używanie zmysłów na przemian było męczące. Po popołudniu i wieczorze na uczelni, z przyjemnością zamienił formalne stroje na lekki i luźny hanbok z delikatnego jedwabiu. Chyba jedną z nielicznych rzeczy jaka jeszcze w ogóle łączyła go z jego odległą ojczyzną.
    Z zadowoleniem usadowił się w fotelu, w swoim gabinecie, który coraz bardziej przypominał małą bibliotekę. Tak było idealnie. Zatopił się w lekturze rozkoszując się ciszą i spokojem, chłodnym powietrzem znad jeziora, które wpadało przez uchylone okno.
    Na chwilę oderwał się od książki, gdy powiew wiatru przyniósł dziwną woń, mającą w sobie mglisty i delikatny ślad energii. Energii, która wydawała mu się dziwnie znajoma, która pachniała morzem i przywodziła na myśl księżycowe noce daleko na Morzu Wschodnim.
    Zaraz jednak to uczucie znikło, całkowicie się rozmyło, a on wrócił do lektury. Woodwick miało w sobie pewną tajemnicę, dziwną energię i przyciągało niezwykłe istoty. Nie pierwszy raz zdarzały mu się podobne odczucia i powoli zaczynał przyzwyczajać się do tego, że było tu inaczej niż w innych miasteczkach i nie musi przejmować się każdą niezwykłością.
    Potem do jego uszu dotarł głośny plusk, podobny do tego jaki wydają ryby uderzające ogonami o powierzchnię wody. Tylko nie porównywalnie głośniejszy i należący do czegoś o wiele większego. Su-Jin odłożył książkę i podszedł do okna. Przez chwilę wydawało mu się, że dostrzegł w oddali jakiś błysk pośród wzburzonej, ciemnej wody. Nie ufał jednak swoim oczom. Na chwilę je przymknął i zdał się na inny zmysł, który w mgnieniu okna dał mu jednoznaczną odpowiedź. Coś tam było.
    Narzucił na siebie lekki, jedwabny płaszcz i zawiązał go niedbale, założył buty i wyszedł z domu kierując się nieśpiesznie w stronę jeziora. Już z daleka poczuł zapach żywej istoty i znów tą samą, ulotną energię rozmytą gdzieś w delikatnej mgle tuż nad taflą wody.
    Podszedł do brzegu zauważając leżące tam ubrania, ale nie poświęcał im uwagi. Zamiast tego z zaciekawieniem skupił się na jeziorze i buszującej w nim istocie, która powoli się wynurzyła. Nie widział jej wyraźnie z oddali, ale czuł jej energię. Energię głębokiego morza…
    Co taka istota robiła w głębi lądu?

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  18. [Pomysł z niekontrolowaną mocą bardzo mi się podoba.
    Co do syreniego śpiewu, myślę, że mógłby nie tyle nie działać, co na przykład go uspokajać i pomagać mu w opanowaniu emocji i mocy, zamiast otumaniać i hipnotyzować. Mógłby wtedy wręcz trochę się uzależnić od jej śpiewu , bo czułby się dzięki temu lepiej i miał większe poczucie samokontroli.
    Pomysł z zostanie współlokatorem szalenie mi się podoba, pewnie Seline byłaby dla niego taką pierwszą naprawdę bliską osobą, z którą by się zżył - kupuję w całości. ;)

    Wszystkie mi się podobają! Nawet myślę, że możemy je zgrabnie połączyć w całość - przypadkowe spotkanie z incydentem w sklepie, nić porozumienia, od słowa do słowa wyszłoby, że Robin szuka jakiegoś lokum, bo mieszkanie w motelu niebawem mu wyczerpie oszczędności, a potem spokojne i stopniowe budowanie z Seline takiej pierwszej normalnej relacji. Co Ty na to? Wszelkie modyfikacje i dodatkowe pomysły nie tylko mile widziane, ale wręcz wskazane ;)]

    Robert Gowther

    OdpowiedzUsuń
  19. [przesune sie w czasie ;p]

    Minelo pare dni, odkad wrocila z "chorobowego". Zabrała się za zaleglosci, stala spokojnie przy otrzymywaniu bury od szefa, no ale przypomniala mu iż, wczesniej go uprzedzala wobec czego cos tam wybakal pod nosem i odszedl do swego biura a ona zajela sie robota. A to trzeba bylo ogarnac papierologie, a to zrobić zakupy czy tez pomoc starszej pani ze sciagnieciem kota z drzewa, gdzie to tez biedak sie zapieral i zejsc nie chcial. No, ale pewnie przez nia. Wilk z kot sie nie lubily co analogicznie sie stalo z psami. Sama osobiście lubiła jedno i drugie i nie patrzyla na nich jak na posilek.
    A wlasnie teraz zaburczalo jej w brzuchu i to tak glosno, ze pare osob na nia spojrzalo i zaczelo chichotac.
    - idem na przerwe. Chcecie coś?
    - taak! Zamów pizze - mega duza, i wez latte z kawiarni.
    Skinela im a potem zajrzala na portfel i westchnela. No tak. Ostatnio kupila pare ciuchów i teraz zostaly same groszaki.
    - Eddy, musimy zrobić składkę. Nie mam tyle pieniedzy.
    - wez z kasy.
    No to wziela i poszla po jedzenie.

    OdpowiedzUsuń
  20. – Nie interesuje mnie podglądanie – stwierdził, słysząc melodyjny głos istoty roznoszący się po tafli jeziora – Poza tym mam na to za słaby wzrok – dodaje nieco uszczypliwie, zdając sobie sprawę, że syrena wcale nie miałaby nic przeciwko, gdyby faktycznie był zainteresowany jej wyglądem. W końcu był w stanie zauważyć, że wcale nie próbowała się ukryć, ani nie śpieszyła się ze swoimi słowami, gdy wyczuła, że nie była tu sama.
    Choć dawno nie miał okazji spotkać przedstawiciela jej gatunku, pamiętał kilka takich spotkań z odległych czasów, gdy zdarzało mu się bywać w okolicach wybrzeża Morza Wschodniego. Pamiętał ich interesującą aurę, która od zawsze wydawała mu się znacznie ciekawsza niż jakakolwiek powierzchowność. W końcu wygląd nigdy nie miał dla Su-Jina najmniejszego znaczenia, to była jedynie nic nieznacząca powłoka. Co innego energia… Ta była wyjątkowa, rzadka i fascynująca. Doskonale pamiętał powszechną wiarę ludzi i czarowników w to, że spożywanie mięsa tych stworzeń miało dawać długowieczność. Nie miał pojęcia ile było w tym prawdy, bo nigdy nie interesował się przedłużaniem sobie życia, kiedy miał do dyspozycji nieśmiertelność. Wiedział jednak, że energia tych wodnych stworzeń była niesamowita i niepowtarzalna, bardziej odżywcza i satysfakcjonująca niż energie innych istot.
    Teraz również czuł tą rzadką energię, zwłaszcza, gdy syrena w końcu podpłynęła nieco bliżej.
    Dopiero teraz mógł też wyraźniej się jej przyjrzeć. Wyglądała na bardzo młodą, choć w przypadku syren wygląd bywał bardzo zwodniczy i mógł kryć w sobie znacznie starszą duszę.
    – Nie jestem zainteresowany – odparł spokojnie, choć zdecydowanie, na jej propozycję, dobrze wiedząc co się za nią kryło i jak niebezpieczne mogłoby to być, gdyby tylko był zwykłym człowiekiem. Na szczęście jednak nie był i nie musiał się obawiać ani jej hipnotycznych mocy, gdyby zechciała ich użyć, ani tych bardziej przyziemnych prób skuszenia go.
    W gruncie rzeczy przywiodła go tu jedynie ciekawość. Nie miał zamiaru ani niepokoić tej istoty, ani tym bardziej robić jej jakąkolwiek krzywdę.
    Odbieranie życia tym wspaniałym stworzeniom podobno miało przynosić nieszczęścia i gniew natury. Zresztą słusznie, w końcu niszczenie tak rzadkich i wyjątkowych istot było pewną stratą dla świata. Wyrywało to naturze cząstkę czegoś magicznego i tajemniczego. Dlatego jeśli zdarzało mu się kosztować ich energii, zwykle robił to subtelnie, odbierając tym stworzeniom kilka nieznaczących lat życia lub jedynie chwilowo je osłabiając, ale nie czyniąc długotrwałej szkody. Delektował się tą odrobiną energii niczym luksusowym posiłkiem, zdając sobie, że większa ilość mogłaby odebrać całą tą wyjątkowość.
    – Powiedz mi lepiej co morska istota robi na lądzie, do tego w tym małym mulistym jeziorze. Nie powinnaś żyć w spokoju daleko w morzu? – zapytał z zainteresowaniem.
    Nie był pewien w jaki sposób postrzegano syreny w tym zakątku świata i czy również kontakt z ludźmi był dla nich tak niebezpieczny, jak w jego ojczyźnie. Mimo wszystko ciekawiło go, co sprawiło, że stworzenie tak bardzo oddaliło się od swojego bezpiecznego schronienia wchodząc nie tylko pomiędzy ludzi, ale i inne groźne istoty zamieszkujące Woodwick. Czy aura tego miasteczka była aż tak silna, by zmusić syrenę do wyjścia na ląd?

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  21. [Dzień dobry, ślicznie dziękujemy za miłe słowa 💙 ! Teoś pląsa do każdej możliwej muzyki, ale podejrzewam, że od syreniego śpiewu mógłby się i nawet uzależnić. Na wątek z tą piękną, rudowłosą istotą jak najbardziej jesteśmy chętni, z przyjemnością porwiemy syrenkę do wspólnego tańca, a i przytulić też możemy!
    A klątwa wyszła nam całkiem przypadkiem, w trakcie pisania karty stwierdziłam, że jak już mam flow to jedziemy z tym, niech biedak nawet nie wie jak bardzo ma przekichane w życiu. Może kiedyś się dowie. :D]

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  22. [Nudziło mi się. Daaawno nie robiłam wampirka ;)
    No to możliwe.
    Powiedziałabym, ze to skomplikowane, ale w sumie i proste. Rozszalaly i wyglodzony wampir po obudzeniu z letargu zostal zaproszony (a co tam-wezme klasyka wampira) do domu, zmienił matkę i je tak zostawił. Matka chciala ja zabić, ale odruchowo tego nie zrobiła i odeszla myslac ze tak bedzie lepiej. Natomiast Gemm po latach czasu zdolala ja poznac bo miala jej zdjecie w medalionie a matka nie, bo byla wtedy za mala, by sie teraz domyslec ze to jej rodzona corka.

    Ja to wiem. Do kata muszem iść hehe

    Tiaa a mordowalam sie nad nim pare dni, bo raz mi kod zdjecia sie rozlazil a dwa nie ten rozmiar. Juz nie mowiac o czcione tekstu - ktorego znalezc nie moge ehh
    A tak to jestem noga w kodach ^^ Dzieki ;p]

    Gemma

    OdpowiedzUsuń
  23. Wracala z pizzeri a potem poszla po kawy, gdzie tez kawiarenka miescila sie na samym dole pochylej ulicy. Po zamowieniu napoju miala sie udać z powrotem do pracy, gdy przyturlalo sie do niej warzywo, ktore o malo co nie zdeptala. No ale nie bylo sie czego dziwic, miala torbe wypelniona kubkami kawy i nie widziala co ma przed soba.
    Musiała sie lekko wychylic poza pakunek by cos ujrzec a zyrafa nie byla i dlugiej szyji tez nie miala.
    Popatrzyla w glab ulicy mruzac oczy.
    - oho, komus uciekaja pomidorki - skomentowala robawiona.
    Taaa... Jud i jej zmienne nastroje zmieniajace sie czesciej niz by miala okres.
    - pomoglabym w zbieraniu, ale mam rece zajete. Moge co najwyzej uzyczyc ci papierowej torby. Tyle, ze byś musiala sie sama obsluzyc, bo mam ja torebce.
    To mogloby być wyzwaniem. Czy sie jej nadal boi czy tez nie?! Oczywiscie kwestie tego zostawiała jej.
    Sama od siebie mogla dodać, ze zrobila "pogadanke" miedzy polowkami, gdzie kazdy swe racje probowala przeforsowac i stanelo na remisie.

    ogonek ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. – Nie ma powodu – odpowiada spokojnie na jej słowa.
    Czasem tak bardzo dziwiły go reakcje nadnaturalnych istot na fakt, że nadprzyrodzone istnienie, tak lepsze od zwykłego ludzkiego życia, mogło mieć jakąkolwiek wadę. Choć Su-Jin osobiście nigdy nie uważał tego za wadę, raczej za cenę za dodatkowy, o wiele potężniejszy zmysł. W tym wypadku słaby wzrok bywał czasami wręcz błogosławieństwem, pozwalającym mu zachować lepsze skupienie, bez rozpraszania się mnogością szczególików niepotrzebnie przyciągających uwagę. Tak było dobrze i wygodnie.
    Rozumiał jednak, że dla nowo poznanej istoty, tak lubiącej zwracać na siebie uwagę mogło być to rozczarowujące. Choć zapewne o wiele bardziej rozczarowujące byłoby, gdyby poznała jego podejście do życia, całkowitą obojętność na to co ludziom wydaje się kuszące i rozpalające zmysły, jak i dość chłodny stosunek do piękna. Bardziej niż świat zmysłów, cenił świat idei. Zaś w kontaktach z innymi istotami, nawet najpiękniejsza powłoka nie miała znaczenia, a jedynie ciekawa dusza. Dlatego niejednokrotnie gotów był z fascynacją zgłębiać przemyślenia odrażających upiorów lub ze znudzeniem ignorować najpiękniejsze stworzenia, za których oczami nie kryło się nic więcej, żadna tajemnica czy głęboka myśl, która mogłaby go zafascynować.
    Tego też szukał w tej chwili. Ciekaw był tej istoty i tego co kryło się pod całą magiczną otoczką, zasnutą legendami i niedopowiedzeniami.
    Znów na jego twarzy maluje się cień uśmiechu, gdy nie otrzymuje odpowiedzi, a jedynie dość enigmatyczne stwierdzenie. Su-Jin przez chwilę zastanawia się jak wiele mogła wiedzieć lub wyczuć. Jej gatunek był dla niego zagadką, nie znał jej możliwości i tego jak dobrze mogła go przejrzeć. Naturalna ostrożność każe mu jednak nie robić wyjątków i chronić swoje sekrety za wszelką cenę.
    – Mieszkam w tym kraju dość długo, by uważać go za swój dom – odpowiada równie wymijająco, choć zgodnie z prawdą.
    Opuścił ojczyznę dawno temu, na tyle dawno, że gdyby dziś postanowił tam wrócić, zapewne nie potrafiłby się dostosować. Spośród miejsc, w których układał sobie życie, to właśnie spokojne angielskie miasteczka były mu najbliższe. A Woodwick było wyjątkowe. Tak inne, przepełnione dziwną, fascynującą energią, która przyciągała nadnaturalne istoty do siebie w niezrozumiały sposób. Czuł się tu dobrze, choć mieszkał tu tak krótko, mógłby nawet uważać, że to właśnie było jego miejsce.
    Oczywiście zdaje sobie sprawę, że sugestia kryjąca się za słowami tajemniczej istoty mogła, i zapewne oznaczała, o wiele więcej. Ale na to nie zamierzał jej odpowiadać, nie zamierzał dawać jej choćby jednej drobnej wskazówki, by przekonać się ile była w stanie odkryć sama.
    – Su-Jin – mówi spokojnie, widząc zaciekawienie w oczach nieznajomej. To nie było nawet jego prawdziwe imię, po prostu jedno z wielu, których używał i to, którym posługiwał się obecnie. Ale lubił to imię, często do niego wracał. Kontynuuje, zaspokajając ciekawość nieznajomej pytającej o swoje morskie siostry – W mojej ojczyźnie, Korei, nazywają takich jak ty ludźmi-rybami, albo z japońskiego ningyo. Kiedyś w Morzu Wschodnim żyło ich dość sporo, często można było spotkać je w okolicach japońskich wysp lub dalej, rzadziej bliżej lądu i wybrzeży mojego kraju. Obecnie pozostało was tam bardzo niewiele, ale i tak miałem przyjemność kilkakrotnie natknąć się na twoje siostry. Może dlatego że lubię ciszę i spokój i wybieram miejsca na odludziu – w ostatnich słowach kryje się pewne sugestia, w końcu teraz także wybrał na swój dom okolicę na uboczu, blisko cichego i spokojnego jeziora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – W moim kraju krąży o was mnóstwo dziwnych legend i mitów, jak zresztą w przypadku, każdej nadnaturalnej istoty. Ale w niektórych jest ziarnko prawdy, jak choćby to, że jesteście wspaniałymi stworzeniami, a wasze głosy są melodyjne niczym najpiękniejszy śpiew ptaków – uśmiecha się, gdy przytacza te nadto poetyckie stwierdzenia krążące w jego ojczyźnie – Mówią też, że zobaczenie jednej z was na brzegu ma przynosić pecha – dodaje, czyniąc znaczący gest w stronę rozmówczyni, która zbliżyła się na tyle, by niemal znaleźć się na brzegu jeziora. Daje tym samym nieznajomej znać, że zna liczne opowieści o jej siostrach, ale nie bierze ich do końca na poważnie. W końcu Su-Jin doskonale zdaje sobie sprawę z wielu absurdalnych opowieści jakie krążyły na temat jego własnego gatunku. W jego wypadku co prawda ta dezinformacja przynosiła raczej korzyści, sprawiając, że ludzie wierzyli w nieskuteczne metody ochrony. Jednak w przypadku gatunku nieznajomej większość tych legend była niebezpieczna i prowadziła do bezmyślnego tępienia tych rzadkich i wspaniałych stworzeń.
      – A ty? Jak masz na imię i skąd się tu wzięłaś? Z jak odległego morza trafiłaś aż tu? – pyta z zainteresowaniem, przejmując inicjatywę w tej małej wymianie zdań. W końcu nie zamierzał zaspokajać ciekawości nieznajomej, o ile ona nie da mu czegoś w zamian. W tym wypadku, najbardziej interesowały go odpowiedzi na pytania i lepsze poznanie tego co kryło się w głowach istot takich jak ona.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  25. Uśmiechnęła się leko ironicznie. Pamieć miała dobrą jeśli chodzi o bar i bylaby naprawde wtedy wkurzona, gdyby byla w trakcie popijawki, tyle że i tak miała juz iść do domu wiec rozeszloby sie po kościach. Tak samo bylo z tym facetem. Szczesciem dla niego, byl fakt, ze pelni jeszcze nie bylo, bo wtedy by byla potrzebna interwensja. A tak to skonczylo by sie na pogrozkach.
    Jedynie to wtedy byla zla tylko o to, ze teraz bedzie trudniej w robieniu za cienia niez dawniej. Eh a miala iść odrazu do hotelu. No ale nie ma po co plakac nad rozlanym mlekiem.
    - Nie, mowie to dla zartu - odparla z przekasu i przewrocila oczami - a tak serio, to akurat mialam zapasowa torbę.
    Patrzyla jak je zbiera - masz zamiar zrobić z nich zupe?
    Poprawila pizze i kawy.
    - Pogadalabym dluzej, ale nie chce by wystyglo a nie mam torby termicznej. No i pewnie szef zaczalby sie w kurzac, ze mu zimne przynioslam.
    Zniosla by bure, bo raz mikrofale mieli, wiec podgrzac mozna bylo a dwa zlosc mu szybko schodzila.

    OdpowiedzUsuń
  26. Z zaciekawieniem obserwował jej reakcję na jego słowa. Kilka prostych, dość oczywistych stwierdzeń zdawało się mimo wszystko sprawiać syrenie wyraźną przyjemność, niczym najbardziej wyszukane komplementy. Jej natura wydawała się Su-Jinowi z jednej strony niemal dziecinnie prosta i otwarta, z drugiej dość zagadkowa. Przez chwilę żałował, że nie miał okazji wcześniej porozmawiać z jej siostrami, by przekonać się co kryło się w ich głowach. Niestety w tamtych czasach było to niemal niemożliwe, wszędzie czyhało zbyt wiele zagrożeń, nakazujących tym istotom jeszcze większą ostrożność. Być może współczesne czasy były pod wieloma względami trudniejsze, ze względu na wszechobecną, destrukcyjną działalność ludzi, którzy odbierali takim jak ona ich bezpieczne schronienia… Ale pod wieloma względami było też lepiej. Dzisiaj ludzie nie wierzyli już ślepo w legendy. Prędzej szukali sensacji i polowali na niewyjaśnione zjawiska, niż na mityczne istoty.
    Gdy syrena przyznała, że oboje znajdują się daleko od domu, spojrzał na nią z zaciekawieniem. Czy to mogło oznaczać, że przybyła tu z innego zakątka Ziemi? Jeśli tak, tym bardziej wydawało mu się to ciekawe.
    – Tu jest mój dom – stwierdził w odpowiedzi. Nawet jeśli stąd nie pochodził, w tej chwili czuł większą więź z tym miejscem niż z odległą i obcą ojczyzną.
    Zerknął na syrenę, gdy ta przekornie jeszcze bardziej zbliżyła się do brzegu niemal zatapiając w mule. W jego oczach przez chwilę pojawiła się nutka rozbawienia jej zachowaniem.
    Zaraz jednak jego spojrzenie znów stało się czujne i badawcze, gdy tylko usłyszał jej prośbę.
    – Chcesz bym odwrócił się plecami do drapieżnika? – spytał otwarcie i nieco prowokacyjnie, po raz pierwszy odrzucając na chwilę tajemnice i niedopowiedzenia. To, że intrygował go tak rzadki i fascynujący gatunek, jak i to, że uważał te niemal wymierające istoty za cenny i piękny element natury nie znaczyło, że jakkolwiek im ufał. W końcu podobnymi uczuciami darzył zagrożone wymarciem dzikie tygrysy, równie tajemnicze i fascynujące drapieżniki. Niebezpieczne drapieżniki.
    – O coś takiego powinnaś prosić kogoś kto ugnie się pod twoim urokiem, albo kogoś kto nie spotkał nigdy twoich sióstr. A ja nie jestem ani jednym, ani drugim – dodaje otwarcie.
    Chociaż Su-Jin doskonale zdaje sobie sprawę, że za prośbą Seline nie kryje się nic szczególnego
    i nie próbowałaby go zaatakować w tak prosty sposób, to i tak chce wyraźnie zakreślić granicę. Dać syrenie znać, że jego ciekawość nie jest ślepa i by nawet nie próbowała jej wykorzystywać. Co prawda nie uważa jej w tej chwili za zagrożenie. Pamiętał chwile, w których smakował energii istot takich jak ona, na lądzie nie były tak groźne jak w wodzie, gdyby próbowała cokolwiek zrobić byłby od niej szybszy.
    – Mimo wszystko uszanuję twój komfort – mówi spokojnie, dając znać, że chociaż nie spełni jej prośby w sposób, jakiego oczekiwała, nie zamierzał celowo naruszać jej granic. Traktował to jako pewnego rodzaju gest dobrej woli wobec niej i sygnał, że będzie oczekiwał od niej tego samego, uszanowania jego granic.
    Cofnął się kilka kroków do tyłu, zwiększając dystans pomiędzy nimi, tak by mogła spokojnie podejść do swoich ubrań. Nie odwraca się, ale zasłania twarz przedramieniem i materiałem płaszcza. Nie potrzebował wzroku, by czuć się bezpiecznie. W gruncie rzeczy, często świadomie z niego rezygnował, by nie rozpraszać swoich zmysłów obrazami. O wiele istotniejsze dla niego jest to, co odczuwał, jego dodatkowy zmysł rejestrował ruch i pozycję wszystkiego co znajdowało się w otaczającej go przestrzeni i to wystarczało w zupełności.
    – Nie martw się, nie zamierzam podglądać – dodał, tym razem nieco żartobliwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem zupełnie nie rozumiał całej tej obsesji na punkcie fizyczności. Ciało było dla niego po prostu ciałem, czymś naturalnym, niewiele znaczącym. Nie widział w nim obiektu fascynacji ani pożądania, nie rozumiał nawet czemu niektórzy czerpali przyjemność już z samego patrzenia na czyjeś ciało. Potrafił zrozumieć jedynie pewną naukową fascynację nad złożonymi mechanizmami i sekretami działania poszczególnych, nawet najmniejszych elementów. Mimo wszystko rozumiał jednak potrzebę prywatności i nie zamierzał jej naruszać, ani nie widział sensu by to robić. Pod tym względem jego rozmówczyni mogła czuć się zupełnie bezpieczna.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  27. [Jest super! :) Wybacz, że czekałaś, ale chory trochę byłem.]

    Nie lubił wychodzić na miasto. Jeszcze nie tak dawno temu tęsknił za taką wolnością i swobodą, jaką mógł cieszyć się teraz. A kiedy w końcu jego życzenie się spełniło i otrzymał upragnioną wolność, zdecydowanie wolał siedzieć w czterech ścianach swojego pokoju w motelu i nie wychodzić kiedy nie było to absolutnie konieczne. Dziś niestety było to konieczne. Regularne wyprawy do sklepu były niezbędne i nie dało się ich ominąć, nawet jeśli bardzo by się starał. Mógł zrezygnować z wielu rzeczy, ale musiał coś jeść.
    Zawsze wybierał poranki, gdy ani na ulicy, ani w sklepie nie było tak wielu ludzi. Unikał też małych, lokalnych sklepów. Mniejsza przestrzeń i większe zwracanie na siebie niepotrzebnej uwagi sprawiały, że zaczynał się stresować, a wtedy już tylko cienka linia dzieliła go od utraty kontroli nad mocą. O ile mógł w ogóle mówić o utracie kontroli nad czymś, czego nigdy tak naprawdę nie nauczył się kontrolować. Na dodatek całe Woodwick było dziwnym miejscem, które działało na niego w sposób, którego nie rozumiał. Bywały dni, kiedy czuł się tu dobrze i komfortowo, jego moc zdawała się wtedy wyciszać i dawać mu namiastkę kontroli i normalności. Zaraz potem przychodziły jednak dni, kiedy miał wrażenie, że powietrze wręcz gęstnieje od niepokojącej energii, nocami nawiedzały go wtedy koszmary, w których widywał niezrozumiałe mroczne obrazy. A potem jak gdyby nigdy nic wszystko mijało i znów czuł się tu całkiem dobrze.
    Niestety dzisiejszy dzień nie należał do tych dobrych. Co prawda noc minęła spokojnie, ani nie czuł niczego niezwykłego, ale od rana wyczuwał w powietrzu pewne nieprzyjemne napięcie, przypominające mu naelektryzowane powietrze przed nadejściem burzy. Chciał już po prostu wrócić do motelu, zamknąć się w czterech ścianach i przeczekać to wszystko. Pośpiesznie przemierzał sklepowe alejki zgarniając do koszyka niezbędne produkty. Starał się unikać ludzi, omijać bardziej zatłoczone miejsca, ani nie rozglądać się niepotrzebnie. Był skupiony tylko na tu i teraz, zrobić zakupy, zapłacić i wyjść. Wrzucił właśnie do koszyka słoik masła orzechowego, gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, tuż obok siebie. Drgnął lekko, zaskoczony hałasem.
    Odwrócił się, by spojrzeć na leżące nieopodal szkło, które nie wyglądało jakby upadło przypadkiem. Na pewno też niczego nie strącił. Rozejrzał się i zamarł, widząc kolejne artykuły unoszące się w powietrzu.
    Tylko nie teraz…
    Serce zabiło mu szybciej, a niepokój wzrósł. Jak na zawołanie, w odpowiedzi na jego emocje, kolejny słoik przeleciał w powietrzu rozbijając się o przeciwległy regał i strącając kolejne produkty. Za nim poszły w ślad kolejne z lewitujących artykułów.
    Wziął głębszy wdech. Wiedział, że musi spróbować się uspokoić, bo inaczej będzie tylko gorzej. Starał się nie myśleć o kamerach, ludziach, którzy mogą zaraz tu przyjść, ani o niczym co mogłoby go jeszcze bardziej nakręcić. W duchu powtarzał sobie, że przecież mogło być gorzej. W końcu nikt nie ucierpiał, poza jego ewentualnymi finansami, gdy będzie musiał zapłacić za szkody.
    Jak na zawołanie, akurat w tej chwili w alejce pojawiła się dziewczyna, a jeden ze słoików poleciał z wielką siłą w jej stronę, szczęśliwie mijając ją i roztrzaskując się gdzieś daleko za nią.
    W tej chwili próby opanowania nerwów skończyły się porażką, a on sam poczuł niemal panikę z powodu dziewczyny, która nie tylko omal nie ucierpiała, ale widziała to wszystko. Gdyby tylko okoliczności były inne, mógłby spróbować przekonać ją, że nic takiego nie zobaczyła. Zauważył, że czasem, kiedy był w odpowiednim nastroju, potrafił wmówić komuś pewne rzeczy, albo skłonić kogoś do zapomnienia o czymś niewygodnym. Ale wiedział, że teraz to nie zadziała…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Przepraszam… – odezwał się tylko zdenerwowany – Nie chciałem… – zaczął, ale kolejny brzęk tłuczonego szkła przerwał mu w pół słowa. Zresztą i tak nie bardzo wiedział co miał powiedzieć dziewczynie. Że nie kontroluje tego wszystkiego? Może gdyby miał szczęście i nieznajoma okazała się czarownicą, zrozumiałaby. Ale na to raczej nie miał co liczyć.
      Odetchnął głębiej, usiłując się uspokoić.
      – Może lepiej stąd idź, zanim stanie ci się krzywda… – powiedział w końcu, w nadziei, że jeśli nie będzie musiał martwić się o jej bezpieczeństwo, trochę łatwiej będzie mu się uspokoić.

      Robert

      Usuń
  28. [A to zazdroszczę takiego chorowania! I dziękuję, skoro syrenka tak pięknie mi go tu ratuje, to skorzystamy ze wszystkiego ;)]

    Nie chciał, by dziewczyna podchodziła bliżej. Zwłaszcza, gdy jak na zawołanie, kolejny słoik minął ją zaledwie o centymetry. Otworzył już usta, by powiedzieć jej jak bardzo jej obecność była w tej chwili złym pomysłem. Nawet jeśli nie miała do niego żalu, to nie powinna się narażać… Ale nie zdążył powiedzieć nic. Zamiast jakiegokolwiek własnego słowa, usłyszał jedynie cichą melodię wydobywającą się z ust dziewczyny. Nuciła cichutko coś pięknego i delikatnego. Melodię tak spokojną i kojącą, niczym łagodny szum fal nad morzem. Nigdy nie słyszał niczego podobnego i nie potrafił nawet nazwać uczucia, które wywoływała w nim ta, niewątpliwie magiczna, melodia.
    Czuł ogarniający go spokój. Jego umysł znajdował przyjemne ukojenie w łagodnej melodii, a on sam czuł jakby w końcu mógł odetchnąć, zrzucić z siebie całe to krępujące napięcie i wziąć otrzeźwiający oddech.
    Spojrzał na dziewczynę i jej delikatny gest, gdy wyciągała do niego ramiona, jakby zapraszała go do siebie. Ciche nucenie przerodziło się w delikatny śpiew. Najpiękniejszy jaki kiedykolwiek słyszał. I bez wątpienia była w tym jakaś magia, której nie znał i nie rozumiał. Nie był pewien, co dziewczyna próbowała osiągnąć, ale jeśli chciała uspokoić go tą pieśnią, to najwyraźniej jej się udało.
    Ostatnie produkty spadły na podłogę, zupełnie tak, jakby w jednej chwili napędzająca je siła po prostu zniknęła, a on poczuł ulgę na myśl, że wszystko się uspokoiło. Znów spojrzał na dziewczynę, która była teraz tuż obok niego. Tym razem ich spojrzenia się spotkały. Wpatrywał się w nią z fascynacją, a jego umysł zdawał się dziwnie ożywiony, jakby chłonął tą dziwną magię, jakby chciał jej dotknąć, posmakować i zrozumieć. Na krótką chwilę jego oczy stały się całkowicie czarne, lecz nie było w nich nieprzyjemnej, demonicznej grozy, raczej błysk zaintrygowania.
    Zbliżył się nieznacznie do dziewczyny, odpowiadając na jej nieme zaproszenie. Instynkt mówił mu, że być może popełnia błąd i zbyt ufnie zbliża się do nieznanej, potężnej istoty. Ale nie obawiał się jej. Czuł raczej wdzięczność, przemieszaną z fascynacją. W jednej chwili znalazł się w jej ramionach, samemu ośmielając się objąć delikatnie dziewczynę w pełnym wdzięczności geście. Jej dotyk był równie kojący, co jej pieśń. Miał wrażenie, że pachniała morzem, lekkim nadmorskim wiatrem.
    – Dziękuję – szepnął niemal wprost do jej ucha. Nie miał pojęcia kim była, ani czym była, nie znał nawet jej imienia, ale w tej chwili czuł, jakby znał ją od dawna. Mógłby już tak zostać, w jej drobnych ramionach, słuchając jej cudownego śpiewu i rozkoszując się spokojem, który mu ofiarowała.
    Ale ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Robert dostrzega ludzi, którzy zaczęli pojawiać się w alejce. Kolejni klienci sklepu zbliżali się do nich powolnym, nienaturalnym krokiem. Ich oczy przesłaniała dziwna szklista mgła, przez co wyglądali dość upiornie. Niczym bezwolne zombie, zwabione tu… jej śpiewem? Ta myśli budzi niepokój. Ale inny niż wcześniej. To bardziej niepokojąca myśl, że działo się coś dziwnego. W jednej chwili zrozumiał, że był najprawdopodobniej jedyną osobą, na którą śpiew dziewczyny podziałał inaczej, nie odebrał mu wolnej woli, nie otępił. Jedynie uspokoił i wzbudził zaciekawienie.
    Chociaż czuje, że powinien się wycofać, odsunąć od dziewczyny i nabrać czujności, wcale tego nie robi. Mimo wszystko, z jakiegoś powodu, wciąż czuje się przy niej bezpiecznie i wcale nie chce się odsuwać, nie chce tracić tego cudownego uczucia spokoju jaki odnalazł w jej ramionach.
    – Kim jesteś? – zadaje jej w końcu pytanie, nie potrafiąc oderwać wzroku od otaczających ich ludzi i ich pustego, szklistego wzroku – Albo raczej czym jesteś? Czy to jakaś magia? – w jego głosie nie ma niepokoju, ani lęku, bardziej zaciekawienie.
    Uśmiecha się na myśl, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jeśli tak, to trudno, gotów był zaryzykować, tak samo jak zaryzykował poddając się urokowi tej dziewczyny.

    wdzięczny i zauroczony Robin

    OdpowiedzUsuń
  29. Jej dotyk był przyjemny i kojący. Sposób w jaki go obejmowała sprawiał, że miał chęć się jej poddać. Nie czuł się jednak bezbronny, ani pozbawiony woli. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że ta dziewczyna ofiarowała mu nie tylko spokój, ale i siłę. Czuł nową energię, pełną ciekawości i fascynacji. Czuł się niemal tak, jakby właśnie odkrył całkiem nowy, nieznany skrawek rzeczywistości, który zachwycał i koił swoim pięknem, jak i popychał do tego, by poznać ten nieznany świat. Doświadczyć go jak najbardziej.
    – Nie boję się… – przyznał szczerze.
    Może popełniał błąd. Może powinien się bać? Do tej pory jego wiedza o nadnaturalnym świecie i zamieszkujących go istotach sprowadzała się jedynie do skrawków wiedzy o czarownicach i demonach. No i jeszcze byli łowcy. Ale poza nimi? Wiedział, że istniało wiele istot. Przyjaznych, jak i śmiertelnie niebezpiecznych, o których nie miał najmniejszego pojęcia. Być może właśnie ślepo rzucił się w ramiona istocie, która mogła bez trudu go skrzywdzić lub nawet zabić. Ale mimo to się nie bał. Podświadomie czuł, że ta dziewczyna… Ona nie zrobi mu krzywdy. Mógł jej zaufać…
    Zamrugał kilkakrotnie ze zdumieniem, gdy usłyszał jej słowa. Syreni śpiew? Przez chwilę miał wrażenie, że to iluzja i kiedy ponownie otworzy oczy dziewczyna po prostu zniknie. Bo przecież to nie mogła być prawda.
    – Jesteś syreną? Myślałem, że to mit… – powiedział cicho.
    Spośród wszystkich mitycznych istot, które znał z opowieści syreny należały do grona tych, w których istnienie ciężko było mu uwierzyć. Stawiał je gdzieś obok jednorożców i smoków, jako coś nierealnego i baśniowego. Wierzył, że być może w tych opowieściach tkwiło jakieś ziarno prawdy. Może jakieś wodne nimfy lub wiedźmy władające żywiołem wody? Ale nie prawdziwe syreny…
    – Czy to znaczy, że opowieści są prawdziwe? Czy… – w głowie miał już mnóstwo pytań, ale zrozumiał, że musiał się opanować. To nie był czas, ani miejsce na zasypywanie jej podobnymi pytaniami. A rozsądne słowa nieznajomej, że powinni stąd iść, tylko go w tym utwierdzali.
    – Tak, masz rację – przyznał – poczekaj…
    Nie puszczając jej dłoni schylił się jeszcze po koszyk z zakupami. Skoro już przeszedł przez to wszystko, nie zamierzał wracać z zakupów z pustymi rękami i ryzykować kolejnej wyprawy do sklepu.
    Udał się za nią, czując się nieco nieswojo, gdy mijali otumanionych i powoli budzących się z transu ludzi.
    Dopiero po chwili, gdy minęło pierwsze oszołomienie, a jego myśli oderwały się od fascynującej towarzyszki, zaczął zastanawiać się co dalej. Jeśli pracownicy sprawdzą nagrania z kamer? Zobaczą wtedy nie tylko to co zrobił, ale też to co zrobiła ona… Jeśli ściągnie to na nich łowców?
    – Zaczekaj… – odezwał się po chwili, gdy mijali kolejne alejki, kierując się powoli w stronę kas – Jeśli sprawdzą nagrania zobaczą co zrobiłem. I to co zrobiłaś z pozostałymi klientami. – odezwał się przytomnie, chyba po raz pierwszy od chwili spotkania z dziewczyną – Jeśli rozejdą się plotki? Może usłyszą o tym łowcy i wtedy oboje będziemy mieć kłopoty…
    Zawahał się przez chwilę nie wiedząc co powinien zrobić. Jeszcze chwilę temu wątpił we własne zdolności, ale teraz dzięki magii „syreniego śpiewu”, jak określiła to jego towarzyszka, czuł się o wiele bardziej pewnie. Miał wrażenie, że mógłby z powodzeniem wpłynąć na śmiertelnika i przekonać do usunięcia nagrań z kamer. Bez dowodu nic by się nie wydało. A ci wszyscy zaczarowani ludzie z alejki raczej nie powiedzieliby nic obciążającego.
    – Mógłbym spróbować przekonać kogoś z pracowników do usunięcia nagrań z monitoringu – stwierdził – Czasem, kiedy odpowiednio się skupię potrafię sprawić, że ludzie robią to, co im mówię. Nawet jeśli każę im robić naprawdę dziwne rzeczy. Myślę, że teraz, dzięki tobie, dałbym radę to zrobić… – nie jest pewien czy to był dobry pomysł, w końcu zawsze coś mogło się nie udać. Albo mogli trafić na kogoś kto nie był człowiekiem… Czuł jednak, że mimo wszystko powinni spróbować.

    Robert

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [P.s. Chodź na maila mam dwa pomysły na rozwinięcie akcji, więc fajnie by było sobie ustalić czy wolimy wersję spokojniejszą czy bardziej pokręconą ;)]

      Usuń
  30. [Chciałabym serdecznie podziękować za komentarz pozostawiony pod KP Lo i zapewnić, że na wspólny wątek jestem jak najbardziej otwarta.
    Zastanawiam się nawet, czy istnieje szansa, by ścieżki Seline i jego ojca skrzyżowały się mniej lub bardziej przypadkowo za dawnych czasów, czego ona niestety nie wspomina zbyt miło. I to do tego stopnia, że gdy teraz spotyka Lorcana automatycznie ucieka, ale niestety potyka się się na tyle niefortunnie, że skręca sobie kostkę (lub wyrządza inną krzywdę).

    Co Ty na to ? A może masz własną, ciekawszą propozycję ?]


    Lorcan

    OdpowiedzUsuń
  31. [Nic się nie stało, ja też z pewnym opóźnieniem, bo musiałam sobie na spokojnie odświeżyć o czym pisałyśmy :)]

    Jej słowa zdradzały, że musiał ją urazić. A to wydało mu się dość interesujące. W końcu nie powiedział przecież nic, co nie byłoby oczywistą prawdą. Czyżby samo wypominanie jej tego jaka była prawdziwa natura syren tak ją zabolało? A może fakt, że stawiał jej wyraźną granicę, która z jakiegoś powodu była dla niej niewygodna? Nie miał pojęcia, ale i tak go to intrygowało.
    Cierpliwie i w milczeniu czeka, by syrena w spokoju wyszła na brzeg, przybrała ludzką formę i ubrała się. Nie pogania jej, ani nie zamierza tego robić. Mimo wszystko, tak jak powiedział, szanował jej potrzebę prywatności, tak jak w wypadku każdej innej istoty.
    W otaczającej ich ciszy słyszy wyraźnie każdy dźwięk. Plusk wody, mokry dźwięk błotnistego mułu, o który ocierało się ciało syreny. Szelest traw i nieco nieprzyjemny dźwięk ocierających się o siebie rybich łusek i dziwny chrzęst ciała. Przesuwające się kości? Su-Jin może jedynie sobie wyobrazić, że proces transformacji ogona w nogi musi być dość nieprzyjemny. W końcu sam dźwięk jest niekomfortowy. Wsłuchuje się w ciszę, jakby szukając potwierdzenia i choćby najcichszego westchnienia bólu. Ale nie słyszy nic, prócz nieco szybszego tętna syreny. A to niekoniecznie od razu musiało oznaczać ból…
    W końcu ciszę przerywa jej głos.
    I choć Seline nie może tego dostrzec twarz wampira wykrzywia się w uśmiechu, który maskuje pewną niecierpliwość. Zaskakujące z jakim uporem syrena musiała wciąż podkreślać fakt, jak daleko tkwił od swojej ojczyzny. Czyżby chciała przypomnieć mu, że wcale nie należał do tego miejsca, nawet jeśli sam twierdził inaczej? Nie ma pojęcia, ale nie ma też o to żalu. Raczej po raz kolejny czuje po prostu zaciekawienie i chęć zrozumienia sposobu myślenia istoty tak odmiennej zarówno od ludzi, jak i od większości nadnaturalnych.
    Gdy syrena wspomina o Grecji, poprzednie rozmyślania ustępują miejsca zupełnie nowym.
    – Rzeczywiście, przebyłaś dość długą drogę – przyznaje.
    Powoli opuszcza rękę i otwiera oczy, gdy słyszy rozbawiony głos syreny. Przez chwilę czuje się nieco nieswojo, gdy ta tak otwarcie i poufale zwraca się do niego po imieniu. Niemniej w jej słowach i szczerym, szerokim uśmiechu jest coś niewinnego, niemal dziecięcego.
    Teraz, znów stając naprzeciw niej twarzą w twarz, o wiele chętniej podejmuje temat.
    – Grecja to fascynujący kraj, ojczyzna wielu wspaniałych filozofów. No i na pewno jest tam o wiele przyjemniej niż w chłodnej, deszczowej Anglii. Nie brakuje ci tego czasem? Nie tęsknisz za ciepłymi wodami Morza Śródziemnego? – pyta z zaciekawieniem.
    Nawet bez słów syreny, która przypominała mu o jego odległej ojczyźnie, Su-Jin jest świadomy, że tak wielka zmiana w życiu nie jest łatwa. Sam przez bardzo długi czas nie myślał nawet o wyjeździe. Taka decyzja była bardzo trudna i nie zawsze okazywała się słuszna. Osobiście nigdy nie żałował wyjazdu z Korei, ani nie pragnął powrotu. Znał jednak wiele istot, które po opuszczeniu ojczystych stron całymi latami nie potrafiły znaleźć sobie miejsca na świecie, a zamiast tego trwały w ciągłej drodze i poszukiwaniach. Czasem po długiej tułaczce ostatecznie wracały do tego co było im znane.
    – Czemu w ogóle opuściłaś tak piękny kraj? – pyta po chwili, podchodząc krok bliżej. Zachowuje jednak komfortowy dystans między sobą, a rozmówczynią. Komfortowy głównie dla samego siebie.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  32. [Tak i to nawet w wersji nie tylko wampirzej, ale i jako grzeczny pan profesor ;)]

    Przygląda się jej z zaciekawieniem, gdy dziewczyna wyznaje mu, że owszem – tęskni. To musiało być trudne, każdego dnia znosić tęsknotę, a jednak mimo to niezmiennie tkwić w tak odległym zakątku świata. Czy coś ją tu trzymało?
    – Zawsze możesz wrócić… lub chociaż odwiedzić swój dom – mówi obojętnie, z uwagą obserwując jej reakcję; to co powie, to jak zareaguje; to czy w jakikolwiek sposób zdradzi, że nie mogła tego zrobić.
    Jeszcze bardziej intryguje go jej reakcja na kolejne pytanie. Wymijająca odpowiedź i nie ma prośba by jej o to nie pytał, by nie drążył dalej tego tematu. Wpatruje się w jej twarz starając się cokolwiek z niej wyczytać. Jakiś przerażający sekret, wstydliwą tajemnicę, głęboko skrywany ból… Czuje, że najchętniej zagłębiłby się w jej umysł, odkrył każdą z ukrytych myśli i emocji, by zrozumieć jej sposób myślenia, zyskać przewagę i zaspokoić po prostu swoją ciekawość.
    Nie robi jednak nic. Z jednej strony wampir traktuje niemal każdą rozmowę jak swego rodzaju strategiczną rozgrywkę, w której stara się nie odsłonić żadnej ze swoich kart, poznając jednocześnie wszystkie karty swojego przeciwnika. Z drugiej strony od swojego przybycia do Woodwick wiele się zmieniło, a on sam coraz częściej zaczął po prostu odpuszczać. Czasem rozmowa to tylko rozmowa, nawet jeśli rozmówcą była nadnaturalna istota. W końcu miał okazję przekonać się, że nie każde nadnaturalne stworzenie musiało być potencjalnym wrogiem i czasem warto było odpuścić, nie naciskać, nie naginać cudzych granic w oczekiwaniu na reakcję.
    Dlatego odpuszcza.
    Niemo przytakuje jej słowom, choć tak naprawdę odpowiada na niewypowiedzianą prośbę syreny by nie pytał. Przez chwilę nawet na jego twarzy majaczy cień łagodnego uśmiechu – w odpowiedzi na serdeczny uśmiech dziewczyny – który znika równie szybko jak się pojawia, ustępując miejsca spokojnemu i poważnemu wyrazowi twarzy.
    – Nie – odpowiada krótko na jej pytanie, którym dziewczyna tak usilnie próbowała zmienić temat. Zaraz jednak odzywa się ponownie, rozwijając myśl – Nie czułem się dobrze w swojej ojczyźnie. Przez dłuższy czas tkwiłem tam tylko z wygody i przyzwyczajenia. Kiedy w końcu postanowiłem wyjechać, zrobiłem to bez żalu i bez chęci powrotu. Dlatego uparcie będę twierdził, że tu jest mój dom i moje miejsce – mówi. Starannie dobiera słowa, tak by dobrze opisać samą sytuację i jednocześnie nie powiedzieć zbyt dużo, nie zdradzić swojego wieku, ani okoliczności, które bezpośrednio zmotywowały go do wyjazdu. Nie jest pewien na ile syrena domyśla się kim mógł być, ale nie zamierzał być nadgorliwy i zdradzać jej o sobie zbyt wiele. W końcu, gdyby nie jego naturalna ostrożność, chwilami zahaczająca niemal o lekką paranoję, pewnie już dawno miałby na głowie łowców, czarownice i innych nieśmiertelnych.
    – Jeśli za czymkolwiek tęsknię to za jedzeniem. W Woodwick nie ma koreańskiej restauracji, w której mógłbym kupić swoje ulubione desery – dodaje, uśmiechając się. Powoli stara się zmienić nieco ton całej rozmowy, dać znać, że nie jest skupiony wyłącznie na wyciąganiu z syreny sekretów i osobistych wyznań. Owszem, wciąż kierowała nim ciekawość, ale Su-Jin stara się znaleźć w tym jakiś balans.
    – To chyba jedyna rzecz jaką lubiłem w mojej ojczyźnie – stwierdza. – A ty? Za czym najbardziej tęsknisz? – pyta, tym razem dając jej możliwość swobodnego wybrania tego, o czym chciała mu powiedzieć. Dobrowolnie, bez nacisku i nakierowania na konkretny temat.
    – Może odprowadzę cię kawałek, a ty opowiesz mi trochę o życiu w Morzu Śródziemnym? – proponuje, czując, że jego rozmówczyni czuje się trochę niezręcznie stojąc tu i rozmawiając. Nie miał zamiaru zapraszać jej do siebie, nie zapraszał do swojego domu praktycznie nikogo, a o tej porze i w tej okolicy ciężko było o to, by wybrać się gdzieś na kawę i coś słodkiego, by porozmawiać w bardziej komfortowej atmosferze.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  33. – Mógłbym spróbować… – odpowiedział jej w podobny sposób, równie ściszonym głosem – Nie zawsze to działa i ciężko mi powiedzieć od czego to zależy, ale chyba powinno się udać…
    Nie był do końca pewien, czy to co chciał zrobić nie było czystym szaleństwem i nie wpakuje ich w jeszcze większe kłopoty, ale stawka wydawała się za wysoka. Musiał spróbować.
    Skinął potakująco głową. Dziewczyna miała rację, najpierw zakupy, potem nagranie.
    – Jak wszystko się uda, to mogę porwać cię na jakiś obiad, tak w ramach podziękowań za pomoc – powiedział cicho niechętnie wypuszczając jej dłoń. Chociaż dopiero co się poznali podobała mu się ta drobna bliskość. Trzymanie się za ręce i nić porozumienia. Robert czuł się jakby znał tą dziewczynę od dawna, choć tak naprawdę nie znał nawet jej imienia. Nawet jeśli rozumiał jak głupie i naiwne było to myślenie, zapewne podszyte jakimś urokiem. Syrenim urokiem?
    Zajął kolejkę tuż za nią i spokojnie wyłożył zakupy na ladę.
    Cały czas jednak był czujny. Przyglądał się ukradkiem ludziom, zwłaszcza wypatrując kogoś z ochrony. Na szczęście poza jednym ochroniarzem stojącym za kasami, niedaleko wyjścia, nie dostrzegł nikogo. Zdecydował, że podejdzie właśnie do tego ochroniarza. Był sam, łatwiej będzie skupić się na jednej osobie…
    Po tym jak dziewczyna robi swoje zakupy, on robi swoje. Pakuje wszystko do materiałowej torby i odlicza potrzebną kwotę. Jego myśli na moment skupiają się na pieniądzach i stopniowo kurczących się oszczędnościach, bez których długo nie będzie w stanie się utrzymać. Stara się jednak o tym nie myśleć, nie w tej chwili. Im mniej zmartwień i niepokoju, tym łatwiej będzie mu skupić się na tym co trzeba.
    – W porządku… – odezwał się cicho do rudowłosej towarzyszki, gdy tylko oddalili się nieco od kasy – Spróbuję z tym ochroniarzem… – kieruje swoje kroki w stronę samotnego ochroniarza, wyraźnie znudzonego spokojnym dniem w pracy.
    – Przepraszam pana… – zaczął nieco niepewnie.
    – Hmm? – mruknął ochroniarz zerkając wyczekująco w stronę Roberta i obdarzając przelotnym spojrzeniem towarzyszącą mu dziewczynę.
    Robert odetchnął głębiej. Wszystkie jego myśli skupiły się na tym co usiłował zrobić, intensywnie próbując przypomnieć sobie w jaki sposób najlepiej było mówić, aby to zadziałało.
    – Chodzi o dzisiejsze nagrania z monitoringu. Skasuj je. Wszystkie – Gdy w końcu się odezwał, jego głos brzmiał zupełnie inaczej. Nie było w nim śladu niepewności, a dziwna siła. Rozkaz, który przemawiał wprost do umysłu jego ofiary.
    Oczy ochroniarza wydają się teraz całkowicie puste, wyprane z jakiegokolwiek wyrazu, a źrenice lekko rozszerzone. Człowiek powoli przytakuje skinieniem głowy.
    – Tak, trzeba je usunąć… – wymamrotał ochroniarz, a Robert poczuł jak całe jego ciało ogarnia nagłe uczucie ulgi.
    Na wszelki wypadek postanowił jednak towarzyszyć ochroniarzowi, który bez pośpiechu, niczym zaklęty skierował się do drzwi, które otworzył kluczem. Robert przystanął w progu zaglądając do pomieszczenia ochrony, wypełnionego licznymi monitorami. Jego wzrok śledzi każdy ruch człowieka, który zasiada przed komputerem i powoli kasuje pliki. Chyba te właściwe.
    Robert czuje, że nie powinni już dłużej czekać. Nie jest pewien jak długo człowiek będzie wykonywał jego polecania i czy nagle nie odzyska świadomości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Chyba się udało… Chodźmy stąd – powiedział cicho do swojej towarzyszki.
      Mimo wszystko czuł ciągły niepokój, który nie opuszczał go aż do chwili, gdy nareszcie oboje znaleźli się poza marketem, na świeżym powietrzu. Dopiero wtedy tak naprawdę poczuł, że był w stanie odetchnąć. Uśmiechnął się z ulgą i zerknął na swoją rudowłosą wybawicielkę.
      – W takim razie mogę zabrać cię na ten obiecany obiad – odezwał się wesoło, po czym dodał – Dziękuję ci za wszystko… syreno. Nie wiem nawet jak się nazywasz – uśmiechnął się z zakłopotaniem zdając sobie sprawę, że nie miał pojęcia jak się do niej zwrócić. Nazywanie jej publicznie syreną nie było szczególnie rozsądne, ani tym bardziej bezpieczne. Dlatego postanowił wyjść z inicjatywą – Jestem Robert. Robert Gowther, ale możesz mówić po prostu Robin – uśmiechnął się.
      Celowo przedstawił się swoim prawdziwym imieniem, które nadano mu przy urodzeniu. Nie lubił imienia Emyr, które nadała mu adopcyjna matka. Zbyt kojarzyło mu się z bolesną przeszłością, a Robert… Robert było tak bardzo zwyczajne i normalne, jakby był zwykłym chłopakiem z małego miasteczka, bez dziwacznej historii i mrocznych tajemnic, jakie skrywał Emyr.

      Robin

      Usuń
  34. [Dzięki wielkie! Przyznaję się bez bicia, że przeglądając Wasze karty... no to ja zazdroszczę takiej weny i przedstawienia swoich postaci w sposób kreatywny. Seline przyglądam się już od kilku dni, bo zamierzałem uderzyć o wątek. Pomysł z rozpoczęciem znajomości od pijanego ojca w barze brzmi interesująco. Felix pewnie by po niego przyszedł czy coś w ten deseń. Jak najbardziej jestem na tak. Szepnij słówko kto zaczyna i działamy :) ]

    Felix O'Connor

    OdpowiedzUsuń
  35. [Pewnie, mogą się kojarzyć jak najbardziej. Co do rozpoczęcia to zaraz spróbuję coś skrobnąć :) ]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  36. To nie był pierwszy raz, kiedy otrzymywał telefon z baru „Phoenix”. Stary O’Connor znów schlał się w trzy dupy i rozpoczął swoją Vendettę, a Felix nawet nie musiał się zastanawiać co zastanie po przybyciu na miejsce. Kilka rozbitych szklanek, złamanych nosów i najprawdopodobniej szalejącego mężczyznę. Choć może, w przypływie uśmiechu od losu, jego ojciec będzie już leżał z powrotem na stole na wpół przytomny. Ta druga opcja bardziej do niego przemawiała, ale nauczył się już nie liczyć na zbyt wiele. W takich przypadkach jego nastawienie nie miało znaczenia.
    Był zmęczony tymi ciągłymi telefonami. Odkąd skończył 18 lat, nikt się nie przejmował jego wiekiem, jakby ta magiczna 8 przy jedynce uprawiała go do zajmowania się zalanym mężczyzną. Przestał liczyć ile razy musiał interweniować. To było niczym chleb powszedni. Numer baru miał zapisany w telefonie, ale znał go też na pamięć. Czasem korciło go, żeby nie odebrać, ale nie potrafił. Nie umiał zostawić innych z tym cholernym pijakiem. Chcąc nie chcąc mężczyzna był jego rodziną. Stoczył się, jasne… ale dalej miał swoje lepsze momenty. Rzadkie i z każdą chwilą krótsze, ale jednak. Felix nie umiał go sobie odpuścić.
    Nie spieszył się. Odwlekał tę chwilę w nieskończoność (w granicach rozsądku, rzecz jasna, tip topami nie szedł). Przystanął przed „Phoenix” tuż obok grupki palących dziewczyn. Śmiały się głośno i rozprawiały o swych sercowych podbojach, a on zbierał swą odwagę. Szlag, szlag, szlag! Czy naprawdę musiał to wszystko robić? W takich chwilach czuł się zwyczajnie zmęczony. Wypompowany z energii życiowej. Pragnął jedynie spokoju, a dostawał kolejne kopniaki w swoje szanowne cztery litery. Wziął jeszcze jeden głęboki oddech, po czym otworzył drzwi i wszedł do środka.
    Głośna muzyka zamroczyła go na kilka sekund, a zapach alkoholu podrażnił go w nozdrza. Ugh, jak on go nienawidził. Z całego serca. Jak nic innego. Alkohol mógłby zniknąć z powierzchni tej ziemi i wcale by się nie obraził, gdyby coś takiego miało miejsce. Przywołał na swe oblicze przepraszający uśmiech i przepchnął się do baru, nawet nie skanując wzrokiem pomieszczenia. Nie chciał wiedzieć co teraz robi jego ojciec, choć jego krzyki sugerowały, że nie jest w najlepszym nastroju.
    - Hej – rzucił do stojącej za barem Seline. Kojarzył ją. Czasem wpadała do kawiarni po coś słodkiego, a wtedy zawsze zamieniała z nim kilka słów. Pamiętał, że jako jedyna nie traktowała go jak dzieciaka, kiedy faktycznie nim był. Teraz było mu zwyczajnie głupio, że muszą spotykać się tydzień w tydzień w takich okolicznościach. – Jestem, przepraszam za niego – przeprosił ją odruchowo, bo z pewnością znów ponieśli straty przez jego głupiego staruszka, a ich pokrycie spadnie na jego własne barki. Jak zwykle. Zerknął w stronę swojego własnego ojca, w duchu błagając wszystkich świętych, żeby przestał się tak rzucać, bo chociaż ze wszystkich sił starał się tego po sobie nie pokazywać to… bał się go. Bał się tego, co może mu zrobić będąc w takim szale. Zacisnął mocno szczękę.
    - Zaraz go stąd wezmę – oznajmił, wkładając w swój ton wypowiedzi resztki pewności siebie, którą jeszcze posiadał, a mimo to nie ruszył z miejsca. Cholerny strach przejął kontrolę nad jego ciałem. Na jedną, zbyt długą chwilę.

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  37. Choć niedługo miała wybić pierwsza rocznica jego przybycia do Woodwick, Lo nadal nie potrafił przyzwyczaić się do okropnej myśli jakoby to miałby już na zawsze być postrzegany jedynie przez pryzmat potomka przystojnego maga, którego czarodziejskie sztuczki oraz typowe nawet dla zwykłego śmiertelnika podchody musiały być faktycznie niezwykle okrutne, skoro legendy o postępowaniu tego faceta nadal krążyły po okolicy. To one sprawiały, że Irlandczyk niedawno zaczął nosić ze sobą niewielkich rozmiarów pistolet w obawie przed kolejnym atakiem. Miał jednak szczerą nadzieję, że w przyszłości nie będzie zmuszony go użyć. W przeciwieństwie do swego nigdy niewidzianego ojca szanował bowiem wszystkie przejawy życia jakie tylko istniały na tym globie i starał się je chronić w każdy możliwy sposób. Nawet przejął posadę suicydologa po swoim koledze po fachu, który akurat odchodził na emeryturę, by udowodnić tutejszym mieszkańcom, że jego celem przewodnim jest naprawienie jak największej liczby szkód, których doznali z ręki jego przodka. Nie mógł rzecz jasna zniwelować konsekwencji każdej z nich, ostatecznie nie był bogiem, więc jego zdolności były w dużym stopniu ograniczone, czego niestety część lokalnej społeczności zdawała się nie pojmować. Postawa ta co prawda dotyczyła głównie rządnej łatwej sensacji staruszków, lecz i na tym tle zdarzały się wyjątki. Tak jak ta rudowłosa dziewczyna, która dosłownie przed paroma sekundami wyłoniwszy się zza zakrętu aż krzyknęła na widok Lorcana odbywającego akurat ostatni tego dnia spacer ze zwierzakami. Jasne, mógł wyglądać dość nietypowo. W końcu nie każdej nocy spotyka się zakapturzonego człowieka spacerującego nadmorską ścieżką z ptakiem szponiastym siedzącym na ramieniu i czarnym, ledwie widocznym psiakiem u boku, ale i tak nie sądził, by swą sylwetką odstawał aż tak bardzo od reszty cywilizowanego świata, by potrafić przestraszyć ją samym swoim jestestwem aż tak bardzo, by najpierw próbowała rzucić w niego kamieniem (całe szczęście natychmiast instynktownie wysłał w jego stronę niewielką wiązkę duchowej energii, w wyniku czego granit wylądował kilka metrów dalej), a potem ruszyła do ucieczki niczym łania spłoszona przez wilka.
    - Proszę poczekać ! – Niewiele myśląc, ruszył za nieznajomą, pragnąc dowiedzieć się czym właściwie zasłużył sobie na taką nienawiść. Przecież spotkali się dopiero po raz pierwszy. A może ognistowłosa była kolejną ofiarą jego strasznego ojczulka ? – Nie zrobię Pani krzywdy ! – Dorzucił, od razu orientując się jak idiotycznie musiało to zabrzmieć. – Chcę tylko porozmawiać !


    Lorcan

    OdpowiedzUsuń
  38. [Dziękujemy, syrenko <3 Wzajemnie - porywających wątków i mnóstwa weny dla Seline i dla Ciebie!]

    Jonathan Crane

    OdpowiedzUsuń
  39. [Pewnie, że tak :) Zawsze chętny i gotowy :D]

    Felix

    OdpowiedzUsuń

  40. Jakiś cichy głosik nakazywał mu natychmiastowe wstrzymanie pościgu, lecz pełen poczucia niesprawiedliwości umysł postanowił go zignorować. Biegł więc dalej, kompletnie nie przejmując się widocznym przestrachem pięknej nieznajomej, wzmocnionym zapewne dodatkowo przez głośne poszczekiwanie nieco poprzedzającej go Lavy. Ogromna głupota tego czynu dotarła do niego dopiero w momencie, gdy dziewczyna niespodziewanie potknęła się o wysoki krawężnik, po czym zaczęła od niego jak najszybciej odpełzać głównie z użyciem najprawdopodobniej już i tak zranionych nadgarstków. Widząc głęboki lęk skrywający się w jej oczach i słysząc kolejne, pełne niemal zwierzęcego przestrachu, słowa skierowane w jego stronę, Lo faktycznie zatrzymał się kilka metrów od niej, a następnie przywołał do siebie oba pupile. Ostatecznie i z takiej odległości mógłby przeprowadzić cywilizowaną rozmowę z rudowłosą, gdyby ta tylko choć trochę się uspokoiła. Obecnie bowiem wydawała mu się tak bardzo roztrzęsiona, że choć z całego serca pragnął upewnić się, że nie zrobiła sobie żadnej większej krzywdy, powstrzymał się chwilowo od wykonywania jakichkolwiek gwałtowniejszych gestów.
    - Nie wiem z kim mnie szanowna Pani pomyliła, ale zapewniam, że nie miałem na celu wyrządzić Pani najmniejszej krzywdy. – Ukucnął, by choć trochę lepiej się jej przyjrzeć, a następnie zdjął z głowy kaptur, by i ona mogła zrobić to samo. – Nie wiem też czym zasłużyłem sobie na tego typu traktowanie, lecz cokolwiek by to nie było, serdecznie przepraszam. – Dorzucił, raz po raz nerwowo przeczesując piórka siedzącego mu na lewym ramieniu ptaka.


    Lorcan

    OdpowiedzUsuń
  41. Choć spotkanie syreny w jeziorze na pewno nie należało do codziennych przeżyć, Su-Jin dość szybko zapomniał o niezwykłej istocie. Chwilowe zainteresowanie czymś nowym i niezwykłym, dość szybko przegrywało ze spokojną rutyną i znacznie bardziej fascynującymi książkami oraz zakończeniem roku akademickiego. Dopiero nadejście wakacji, a wraz z nimi doniesień o śmierci dwóch studentów, zmusiły go do przypomnienia sobie o niezwykłej istocie z odległego morza.
    Oczywiście śmierć jakichkolwiek ludzi niewiele go obchodziła. Ludzie wciąż umierali. Sam także nie wahał się zabijać, gdy tylko było to mu potrzebne. Pewnie nawet nie zwróciłby na to uwagi, tak jak nie zwracał uwagi na poprzednie wypadki, o których było głośno. Teraz jednak chodziło o studentów. Nie byli to co prawda jego studenci, choć jednego z nich kojarzył z zajęć, ale to wystarczało, by tym razem nieco się nad tym zastanowił.
    Fakt, że ciała znaleziono na wybrzeżu budził jednoznaczne skojarzenia. Nawet jeśli w Woodwick żyło wielu nieludzi, to raczej niewielu stanowiło zagrożenie w wodzie. Czy to możliwe, by ta pozornie niewinna i spokojna syrena mogła zachować się aż tak nieostrożnie? A może tak właśnie miało to wyglądać? Albo po prostu studenci jak zwykle mają durne pomysły i w całej sytuacji nie ma nic niezwykłego…
    Su-Jin starał się o tym nie myśleć. Pomimo wakacji nie narzekał na nudę i brak zajęć, powoli szykował się także do krótkiego wyjazdu. Dopóki nie ginęli jego studenci, nie był to jego problem. A jednak, kolejne zaginięcie na nowo rozbudziło w nim ciekawość. Ronald Foster, najnowszy zaginiony, który był dla wampira kompletnie obcy, po raz ostatni widziany był właśnie na wybrzeżu.
    Co takiego było na wybrzeżu?
    Ta myśl nie dawała mu spokoju od paru dni. Nic więc dziwnego, że tego wieczora jego kroki bezwiednie skierowały się właśnie w tą stronę. Początkowo nie miał zamiaru tam iść, chciał po prostu się przejść, by nie spędzać tego wieczoru w domu, sam na sam ze swoimi myślami. Zwykle wybierał spacery dookoła jeziora lub zapuszczał się w pobliski las. Sporadycznie kierował się na wybrzeże. Było zbyt… intensywne. Szum fal był zbyt głośny, zapachy nieraz zbyt drażniące, przez co ciężko było mu odpoczywać. Teraz jednak nie myślał o odpoczynku. Kierowała nim ciekawość. Jego zmysły pracowały inaczej, postrzegał inaczej i czuł znacznie więcej niż człowiek. Łatwo mógł „dostrzec” coś, czego nie zauważyli ani policjanci, ani ludzie patrolujący wybrzeże.
    O tej porze morze wydawało się wyjątkowo spokojne. Łagodne fale szumiały głośno, lecz znośnie. W powietrzu unosi się przyjemny zapach morza, wymieszany z zapachami nocy i gnijących wodorostów, glonów i rybich szczątek, które zawsze psuły mu spacer po wybrzeżu. Gdzieś w oddali majaczą światła, pewnie patrolu straży przybrzeżnej. Wampir kieruje kroki w przeciwną stronę, bez pośpiechu przemierzając kamienistą plażę. Jego wzrok błądzi niewidzącym spojrzeniem po wielkiej, otwartej przestrzeni morza, podczas gdy jego pozostałe zmysły wyostrzają się, pracując teraz intensywniej. Nie czuje niczego niezwykłego, aż do chwili gdy gdzieś w oddali wyczuwa znajomą, intensywną energię niezwykłej istoty. Seline.
    Odruchowo przenosi wzrok w stronę, z której zbliżała się syrena. Początkowo zdecydowanie lepiej ją wyczuwa niż widzi. Dopiero po chwili niewyraźny kształt nabiera wyraźniejszych konturów postaci, a sama istota jest na tyle blisko, by dostrzec, że nie jest tu sama.
    Su-Jin nie wątpi, że go poznała. Nawet jeśli teraz ubrany był zupełnie zwyczajnie, w spodnie i luźną koszulę, wciąż wyróżnia się wyglądem, zwłaszcza w tak małej miejscowości. Po chwili wahania nieznacznie zmienia kierunek swojego spaceru i rusza bardziej w jej stronę, jakby na spotkanie.
    – Nie sądziłem, że cię tu spotkam Seline... – odzywa się do niej na powitanie, rezygnując z typowo ludzkich formułek i nic niewnoszących uprzejmości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – To chyba nie jest najlepsza pora na polowanie, nie sądzisz? – pyta spoglądając na nią. Niemal odruchowo przybiera swoją ulubioną postawę, prowokując ją lekko. – Dwa trupy i jedno zaginięcie w tym samym miejscu, w ciągu paru tygodni, tuż pod okiem straży przybrzeżnej… – wylicza z zaciekawieniem obserwując jej reakcję – To spora nieostrożność jak na niemal ginący gatunek – dodaje nie kryjąc lekkiej nutki złośliwości w głosie.
      Nie potrafi się powstrzymać. Ciekawość tego jak syrena zareaguje na tak jawną i bezczelną prowokację, będącą niemal otwartym oskarżeniem, jest zbyt wielka, by wampir potrafił ją powstrzymać. Zresztą, nawet nie chciał próbować.

      Cho Su-Jin

      Usuń