7 kwietnia 2023

I'm a bad liar...

Felix O'Connor | 18 lat | czarownik (medium) | uczeń | pracuje w kawiarni na pół etatu


Woodwick. To tu się urodził i tu żyje. Można rzec, że należy do tych miejscowych, którzy znają każdy kąt i każdego sąsiada. Nie wyobraża sobie życia poza tym miasteczkiem, mimo że nie zawsze jest tu kolorowo.

Dom Felixa nie można nazwać przytulnym gniazdkiem. Bliżej mu do rudery. Zaniedbany przez czas i brak funduszy na naprawę. Chłopak nie jest jednak sam. Jego mała rodzina składa się z młodszej dwa lata siostry – Katherine oraz ojca, który niegdyś zajmował całkiem niezłą posadkę jako stróż prawa, ale dzisiaj znany jest jedynie z przepijania każdego złamanego funta oraz swoich pijackich, często agresywnych wyskoków w stosunku do własnych dzieci.

Często więc można spotkać młodego O’Connora z rozwaloną wargą, czy niedbale przewiązanym bandażem na zwichniętym nadgarstku. Chłopak jednak nie należy do ponuraków. Łapie od życia to co tylko może. Żeby wspomóc rodzinę, przyjął posadę w miejscowej kawiarni, gdzie dorabia do rachunków. Jednocześnie dalej uczęszcza do szkoły, pragnąc chociaż zakończyć ten etap swej edukacji. Nie wróży sobie świetlanej przyszłości na tym polu, ale swą siostrę uwielbia. Pragnie dla niej wszystkiego co najlepsze. Często broni jej kosztem swojego własnego dobra.

Nie potrafi też przejść obojętnie obok krzywdy. Nie ważne czy to cierpiące zwierzę czy człowiek, wampir czy inna istota. Prędzej sam z głodu zejdzie niż pozwoli na to komukolwiek innemu. Na dodatek od pewnego czasu zmaga się z dziwną przypadłością. Widzi tych, którzy dawno odeszli. Potrafi się z nimi porozumieć, a to co nieco go przeraża. Stara się nie pokazywać swych własnych umiejętności, bo przecież jego ojciec czy siostra nie posiadają potencjału magicznego, a matka? Matki nigdy nie poznał. Podobno odeszła od nich, gdy miał niecałe 5 lat. Felix był zbyt młody, aby móc ją dobrze zapamiętać. Jedyne co ojciec mu kiedykolwiek o niej opowiedział to fakt, że posiadała taką samą burzę loków jak i on sam. 

Felix w gruncie rzeczy jest zwykłym nastolatkiem, powoli wchodzącym w dorosłe życie. Uwielbia Imagine Dragons, Coldplay oraz Guns'N'Roses. Czyta fantastykę i kocha gorącą czekoladę (najlepiej taką z piankami w środku). W szkole uczy się znośnie - choć do orłów nie należy. Używki? No jasne! Papierosy to jego zmora, ale do alkoholu jest uprzedzony. 

 >.<

Krótko, zwięźle i na temat ode mnie. Nigdy nie byłem dobry w pisaniu kart postaci... 

Na zdjęciu jest - Timofei Rudenko

Na wszystkie wątki jesteśmy chętni, a gdyby ktoś chciał się skontaktować to zapraszam tu : btc.natsu@gmail.com 

69 komentarzy:

  1. [Dzień dobry! Co za przyjemna i ciepła postać. Bardzo podoba mi się charakter Feliksa i to, że mimo problemów to nadal taki dobry chłopak. Może kartka krótka i zwięzła, ale nic dodać nic ująć - bardzo fajnie przedstawia postać i wszystko jest takie życiowe i dobrze przedstawione. Naprawdę super :)
    Życzę dużo weny i wątków oraz tego by Felix się jakoś odnalazł w świecie. A w razie chęci zapraszam do siebie, Su-Jin w kawiarni często bywa, choćby w czasie okienka między zajęciami, więc pewnie by nie raz na Felixa trafił.]

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie narzekaj na pisanie kart, bo karta jest naprawdę fajnie napisana, bardzo dobrze przedstawia charakter Felixa i przyjemnie się czyta!
    Życzę powodzenia na blogu i w razie chęci zapraszam do siebie.]

    Robert Gowther

    OdpowiedzUsuń
  3. [Na pewno nie sknocisz! Męczenie Su-Jina jakąkolwiek rozmową podczas jego spokojnych wypadów na kawusię już mi się podoba. A co do ewentualnych korepetycji to jako filozof zakres wiedzy ma szeroki od matematyki (logika), wiedzy z różnych dyscyplin nauki (nauki przyrodnicze, religioznawstwo, kulturoznawstwo) aż po języki obce (łacina, greka, sanskryt), więc opcji tu jest naprawdę dużo. Na pewno na plus dla Felixa by było to, że by chciał się uczyć i jak już męczy rozmową to chociaż wartościową rozmową. Bo jakby po prostu usiłował być miły i zagadywać to by mogło to mojego profesorka zaniepokoić. ;)
    Su-Jin generalnie czarownic i czarowników nie lubi, jest personalnie uprzedzony, ale też do studentów czy uczniów jest raczej przychylniejszy. Do tego Felix jest taką dobrą duszyczką, że pomyślałam, że może by trochę Su-Jina zmusić do przełamania tej niechęci. Może zacząłby nawet trochę myśleć, że spoko dzieciak, pracuje, uczy się, powinien się wybrać na studia i osiągnąć coś w życiu, może warto mu pomóc by się na te studia dostał i tak dalej. Wiesz, żeby tak przejść od zdystansowania i irytacji tym, że tu mu Felix zawraca głowę, do zainteresowania problemami chłopaka i tym, że może nie jest taki zły jak na czarownika i warto by mu trochę pomóc. Co Ty na to?
    A co do ludzkich odruchów to tu Ci mogę zdradzić, że Su-Jin wiele lat poświęcił na kontrolę swojej nieludzkiej części (złego ducha, który powołał go do życia), a kompletnie nie zwracał uwagi na to, co odziedziczył po tej ludzkiej części (zmarłym człowieku) i teraz to się na nim powoli odbija i sprawia, że paradoksalnie wraz z wiekiem Su-Jin zamiast być bardziej nieludzki, to mocno łagodnieje, ma tendencje do empatycznych odruchów, które kiedyś były mu całkowicie obce. Trochę jest bardziej otwarty, więc akurat by zmusić go do zmiany pewnych poglądów czy pozbycia się uprzedzeń.
    Daj znać co myślisz i czy piszesz się na taki pomysł?]

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć!
    Nie masz co się przejmować. :D KP wyszła naprawdę świetnie, a Felix wydaje się ciekawy i trochę zagubiony w tym wszystkim. Z umiejętnością widzenia zmarłych przypomina mi trochę moją Jagę – może się ta dwójka jakoś dogada!
    Od siebie życzę wiele, wiele weny i samych wciągających wątków!]

    CONVALLIANA DIGGES&JAGA CONSTANTINE

    OdpowiedzUsuń
  5. [O, no to bardzo mi miło w takim razie i cieszę się, że Ci się podoba :) No natręctwo niewiele ma z tym wspólnego, ale już filozofia i logika siedzą mocno w matmie, filozofia mimo wszystko jest mocno ścisłą nauką, tylko w bardzo humanistycznej otoczce.
    Dzięki raz jeszcze i fajnie, że nam się to spina! A co do wątku i początku, to w sumie zależy od czego zaczynamy.
    Wolisz od pierwszego, mocno drętwego spotkania czy może już od etapu, że zamienili ze sobą parę zdań przy paru okazjach i Felix już zaczyna męczyć Su-Jina jakimiś pytaniami albo prośbami o pomoc z czymś do szkoły i tak dalej? A może od jakiejś innej sytuacji? Kojarzą się z kawiarni, zamienili parę drętwych zdań i np. Su-Jin spotyka Felixa, gdy ten wdał się w jakieś kłopoty?]

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  6. [Możliwe ;) Ok, to możemy założyć, że kojarzyliby się, parę razy trochę drętwo pogadali, a teraz spotkają się przy okazji jakiejś nieciekawej sytuacji. W tym wypadku to bym Ciebie poprosiła o początek jeśli już coś Ci tam świta, bo najlepiej wiesz co by pasowało do Felixa. Su-Jin tam się jakoś odnajdzie i pewnie niechętnie jakoś zareaguje i dzieciakowi pomoże, odprowadzi, pożyczy kasę, cokolwiek (zależy od sytuacji, w razie czego możesz mnie łapać na mailu by dogadać szczegóły lub jakbyś potrzebował jakiejś reakcji mojej postaci, bo ostrzegam Su-Jin dziwnie reaguje na różne rzeczy!). Grunt by chwilę pogadali, będziemy mieć fajny punkt wyjścia by przy kolejnej wizycie w kawiarni już zaczęli rozmawiać normalnie.]

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Cześć, witamy na blogu :) Ze względu na dar Felixa miałam go na oku od waszego pojawienia się, postawiłam sobie jednak ultimatum i musiałam nadrobić moje straszne zaległości w odpisach, zanim wyruszyłam na łowy.
    Mam bowiem pewien pomysł, który dla młodego medium wydaje się jak najbardziej na miejscu, więc zareklamuję się z moją drugą wkrótce-do-opublikowania postacią i jeśli masz ochotę na wątek z kimś z zaświatów, możesz mi podesłać słówko na mailu bethgansey@gmail.com, a chętnie postaram ci się przybliżyć sytuację :)
    A na ten czas miłego pisania! ]

    (na razie tylko) Ronan

    OdpowiedzUsuń
  8. [No i dobrze. Dziękuję bardzo, miło mi to słyszeć! No i cóż, zgadzam się, Devon wspaniałe miejsce, choć ja osobiście mam raczej największą słabość do Szkocji ;)
    Pomysł ze wzajemną pomocą przy swoich darach jak najbardziej mi się podoba. A co do spotkania, to pomysł ze starym cmentarzem przypadł mi do gustu. Robert raczej unika ludzi, bo obawia się czy czegoś nie odwali. Z kolei cmentarz dobre miejsce, do zdobycia paru składników do rytuałów magicznych. Robert mimo wszystko trochę się magią i przywoływaniem demonów interesuje, bo chce lepiej zrozumieć to kim jest. Mógłby wybrać się na cmentarz czy to po ziemię z cmentarza, czy może nawet po czaszkę z jakiegoś starego zniszczonego grobu... i trafiłby na Felixa. I jasne, możemy pójść z tym na spontana jak chcesz i sobie ustalać co dalej już w trakcie pisania. :)]

    Robert

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hej! bardzo przyjemnie napisana karta, konkretna, treściwa, bez lania wody, trzyma klimat, zazdraszczam umiejętności pisania zwięźle i przekazania tego, w czym tkwi istota! :)
    Bardzo przyjemny młodzieniaszek nam się tu trafił i tak się zastanawiam, czy nie udałoby nam się go wplątać w wątek z syrenką? :) Tak na świeżo, jako jedyny punkt zaczepienia widzę bar, w którym jego ojciec może przesiadywać i robić problemy, ale może jeśli jest chęć, u Ciebie pojawi się jakiś pomysł jeszcze?
    Udanej zabawy!]

    Seline

    OdpowiedzUsuń
  10. [Oooo! strasznie mi miło! Ja dopiero wracam do życia, więc jeśli chcesz zostawić mi zaczęcie, podeślę coś za kilka dni, jednak nie obrażę się, jak mnie wyprzedzisz :)
    Ona jest od kilku lat w miasteczku, więc jeszcze zaproponuje, żeby się kojarzyli! Co Ty na to?]

    Seline

    OdpowiedzUsuń
  11. [Zapraszamy z Jagą do antykwariatu. :D Może Felix chciałby coś kupić?]

    JAGA CONSTANTINE

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ja mam właśnie słabość do przyrody. Co prawda byłem w Szkocji tylko dwa razy, (zwykle bywam w Irlandii, bo mam tam dziadka) ale absolutnie mnie to miejsce zauroczyło i chętnie bym się tam kiedyś przeprowadził :)
    Coś czuję, że będzie wesoło xD Chętnie nam zacznę, bo mam już na to pomysł. Postaram się coś skrobnąć w okolicy soboty/niedzieli.]

    Robert

    OdpowiedzUsuń
  13. [Długie odpisy mi nie straszne, więc się nie przejmuj i śmiało rozpisuj! ;)]

    W zamyśleniu przekłada notatki z ostatnich zajęć, a jego wzrok prześlizguje się po kolejnych stronach nie zatrzymując nigdzie na dłużej. Myśli Su-Jina błądzą gdzieś daleko od przyszłych zajęć na uczelni i skupiają się na czymś całkowicie innym i odległym. W tej chwili najchętniej po prostu znalazłby się już w swoim domu i zapomniał o reszcie świata.
    Zamiast tego niemal mechanicznie zajmuje się swoimi sprawami, w duchu zadowolony z wypracowanej rutyny, na której może w pełni polegać. Na sam koniec przegląda jeszcze plany na najbliższe dni i bez pośpiechu zbiera się do wyjścia. Powoli zbliża się wieczór, a popołudniowe słońce nie jest już tak irytujące jak wcześniej. Su-Jin zakłada jedwabne rękawiczki i płaszcz, zabiera swoją ciężką od książek torbę i opuszcza gmach uczelni.
    Zwykle większość jego zajęć kończyła się późno, gdy na ulicach było już ciemno. Dziś jednak skończył nieco wcześniej. Miał jeszcze do załatwienia parę drobnych spraw na mieście, do tego jakieś zakupy. Chce uwinąć się z tym możliwie szybko i mieć resztę wieczoru już tylko dla siebie.
    Szybkim krokiem przemierza ulicę. Jego wzrok skupia się na głównie na chodniku pod jego stopami, unikając sklepowych witryn, które momentami odbijają zbyt wiele, niczym lustra. Nie zwraca uwagi na to co dookoła, całkowicie polegając na swoich pozostałych zmysłach, które rekompensują mu słaby wzrok i pozwalają perfekcyjnie odnaleźć się w przestrzeni, nawet gdyby z jakiegoś powodu postanowił całkowicie ignorować rzeczywistość przed swoimi oczami. Zręcznie wymija ludzi, wciąż pilnując komfortowego dystansu. Nie zwraca uwagi na hałas ulicy i chaotyczny dźwięk ludzkich rozmów, które mieszają się ze sobą w jeden wielki, irytujący szum. Jedynie czasem spośród mijanych przechodniów zwraca uwagę na tych, których energia była zdecydowanie nieludzka. Nigdy jednak nie reaguje w żaden sposób. Zbyt lubi swoją anonimowość i odmienność, która bywa myląca dla większości nadnaturalnych istot, nie mających pojęcia czym tak naprawdę był. To dawało mu przewagę i poczucie bezpieczeństwa przez te wszystkie lata od czasu, gdy przybył do Europy. Su-Jin lubi swoją bezpieczną pozycję, w której na podstawie niuansów w zapachu, smaku czy nawet kolorach życiowej energii każdej żywej istoty umie wyczuć z kim ma do czynienia, samemu pozostając nieprzeniknioną zagadką, trudną do przypisania do konkretnej grupy nieśmiertelnych stworzeń.
    I właśnie w tej chwili do jego zmysłów dociera taka właśnie nadnaturalna energia po drugiej stronie ulicy. Dość słaba, ale wyraźnie znajoma. Ten rodzaj magicznej energii mieli zwykle szamani, z ojczystego kraju Su-Jina, obdarzeni zdolnością widzenia i kontaktowania się z duchami. Znał też tą konkretną energię dość dobrze, bo kojarzył człowieka, do którego należała. Człowieka, albo kompletnie niedoświadczonego czarownika. Irytującego dzieciaka z kawiarni, który zawsze starał się być denerwująco miły i rozmowny, zupełnie jakby zagadywanie gości traktował jako część swoich obowiązków. Su-Jin nie przepadał za tego typu ludźmi. A fakt, że chłopak był też najwyraźniej czarownikiem tylko potęgował jego niechęć do jakichkolwiek rozmów z dzieciakiem. Starał się tego nie okazywać i po prostu traktował go z uprzejmym dystansem, odpowiadając mu jak najbardziej lakonicznie, nie dając zbytnich możliwości do kontynuowania dialogu. W końcu nie odwiedzał kawiarni, by wdawać się w towarzyskie pogaduszki, a by wypić ciepłą, upiornie słodką kawę i zagryźć to wszystko jeszcze słodszym deserem. Wszystko najlepiej w absolutnej ciszy i spokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Su-Jin ma już przejść obojętnie dalej, gdy czuje, że coś było nie tak. Przystaje na chwilę i skupia zmysły. Jego wzrok jest zbyt słaby, by dostrzec co działo się po drugiej stronie ulicy. Z tej odległości widzi tylko rozmyty szyld apteki i zarysy postaci, wszystko niczym na impresjonistycznym obrazie. Nadrabia jednak pozostałymi zmysłami. Wyczuwa pewien niepokój i nieprzyjemną atmosferę, a gdy wytęża słuch słyszy fragment cichej groźby, którą kieruje nieznajomy chłopak, do dzieciaka z kawiarni. Su-Jin rozchyla lekko usta, a dźwięki delikatnie rezonują w jego głowie. Dodatkowy zmysł ukazuje mu szczegóły niewielkiej szarpaniny i pojedynczych przechodniów, którzy przyśpieszają kroku nie chcąc się wtrącać.
      Przez chwilę sam również się waha. To nie była jego sprawa, a dzieciak był nie tylko irytujący, ale był też czarownikiem. Pomaganie czarownikom nie miało sensu, nie byli tego warci, zwykle zamiast podziękowań można było spodziewać się po nich raczej tego co najgorsze. Mimo to Su-Jin czuje, że coś wciąż trzymało go w miejscu. Mgliste ludzkie wspomnienia, tak obce i odległe, nie należące nawet do niego, a do człowieka, do którego niegdyś należało ciało wampira. I irytujące uczucie nie tyle litości, co pewnej empatii. Nie lubił tych uczuć, były swego rodzaju słabością. Jeszcze niedawno umiałby je zignorować o wiele łatwiej niż teraz.
      A teraz…
      Su-Jin wzdycha tylko i przechodzi przez ulicę czując, że najwyżej będzie tego żałować. Szybkim i zdecydowanym krokiem dociera do wejścia do bocznej uliczki, w którą kierował się chłopak ciągnąc za sobą dzieciaka z kawiarni.
      – A ty dokąd? – pyta chwytając chłopaka za materiał kurtki. Nawet pomimo rękawiczek, Su-Jin unika jakiegokolwiek fizycznego kontaktu – Co ty wyprawiasz dziecko? Nie jesteś już aby za dużym chłopcem na takie szczeniackie zabawy? – pyta spokojnie i poważnie, choć z nutą kpiny w głosie. Uważnie przygląda się chłopakowi, jego twarzy i oczom; jego emocjom. Z równym zainteresowaniem bada jego gniewną energię, w której wyczuwa żałosną słabość, ukrytą pod maską udawanej siły.
      – Nie pana sprawa, mamy z kolegą sprawę do wyjaśnienia – odpowiada chłopak. Jego pewność siebie maskuje zawstydzenie i złość z powodu nazwania go dzieckiem, a jego zachowania szczeniackim – Prawda Felix?
      – Nie obchodzą mnie twoje sprawy. Zostaw swojego kolegę i wracaj do domu zrobić coś pożytecznego – mówi spokojnie Su-Jin. Nie zamierza używać swoich mocy na tym gnojku. A już na pewno nie w obecności młodego czarownika, który mógłby coś zauważyć.
      Dzieciak prychnął tylko.
      – Bo co? – pyta prowokacyjnie chłopak.
      – Bo już mnie nudzisz. Jestem nauczycielem, znam dobrze dzieciaki takie jak ty. Udajesz przed swoimi kolegami groźnego, bo myślisz, że dzięki temu nikt nie dowie się jak słaby, żałosny i zakompleksiony jesteś. Nic sobą nie reprezentujesz, niczego nie potrafisz osiągnąć i wiesz, że wszyscy mają cię za nic, dlatego myślisz, że jeśli będziesz wyżywał się na młodszych i słabszych dzieciach to w końcu ktoś będzie cię szanować. Ale nie będą… Za parę lat twoje ofiary osiągną coś w życiu, skończą studia, zdobędą dobrą pracę, a ty nadal będziesz tym samym zakompleksionym dużym chłopcem. Daj sobie spokój, wracaj do domu i zrób coś pożytecznego, jeśli nie chcesz żebym narobił ci problemów – stwierdza ze spokojem, choć każde jego słowo jest precyzyjnym ciosem wymierzonym w chłopaka i jego kruchą maskę. Su-Jin widzi jak dzieciak powoli staje przed dylematem, wycofać się, czy zareagować desperacką agresją i zdradzić jak trafne było każde z tych słów i jak rzeczywiście był słaby.
      Chłopak ze złością puszcza swoją ofiarę i niemal purpurowy z bezsilnej wściekłości oddala się pośpiesznie mrucząc coś pod nosem.
      Su-Jin przez chwilę patrzy na oddalającą się sylwetkę i uśmiecha się z rozbawieniem, po czym wraca wzrokiem do dzieciaka z kawiarni. Przygląda mu się z zainteresowaniem. Dostrzega skaleczenie na skroni. Wyczuwa też lekki zapach krwi, na który nie zwraca większej uwagi.

      Usuń
    2. – Twój kolega cię tak urządził? – pyta zerkając na rozciętą skroń młodego czarownika. Sam nie wie po co właściwie go o to spytał, nieszczególnie interesuje go to co się stało, ani o co chodziło. Czuje, że powinien coś powiedzieć, zamiast zwyczajnie odejść bez słowa.
      Przygląda się z uwagą chłopakowi i dostrzega jego lekko opuchnięty nadgarstek.
      – Wszystko w porządku? – tym razem pyta już z nieco większym zainteresowaniem. Skoro już się wtrącił, to nie mógł tak po prostu zostawić tego dzieciaka samemu sobie.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  14. [Witam, Dziękuję bardzo za serdeczne komentarze pozostawione pod kartami Lo i Charo. Jednocześnie przepraszam, że odpisuję dopiero teraz. Niestety przeziębienie mnie pokonało trochę bardziej niż zwykle.

    PS. Odezwałam się na Google Chacie w sprawie ewentualnego wspólnego wątku.]

    OdpowiedzUsuń
  15. Prawdę powiedziawszy jeszcze przed paroma miesiącami nie zamierzał aż tak szybko wracać do Woodwick, ponieważ niedługo po tym, gdy je ostatnio opuścił do uszu mężczyzny doszły plotki dotyczące tajemniczej śmierci jego ukochanej. Część ludzi gadała, że kobieta z tęsknoty za nim popełniła samobójstwo, inni twierdzili, że padła ofiarą jakiegoś szalonego wampira czy innego magicznego stwora. Ta ostatnia teoria bolała Sorę najbardziej, gdyż sam nie należał do zwykłych ludzi. Zastanawiał się nawet, co powiedzieliby miejscowi, gdyby wyjawił im tajemnicę własnego pochodzenia. Czy potraktowaliby go jak rządną krwi bestię i przepędzili ? A może woleliby go zastrzelić i przerobić na futro, tak jak to omal nie zdarzyło się, gdy był jeszcze dzieckiem ? Nieważne, której z opcji by nie wybrali, i tak byłby martwy. Musiał więc mieć się stale na baczności i jak oka w głowie pilnować zaklętej labradorytowej bransoletki ciasno opinającej prawy przegub, bo przecież nigdy nie było wiadomo, czy zza następnego zakrętu nie wyłoni się wilkołak lub samotny psiak. Ostatnim czego potrzebował była nagła niekontrolowana przemiana w lisa na środku ulicy i dołączenie do, o dziwo coraz szerszego, grona funkcjonariuszy oskarżonych o szpiegowanie na rzecz nadnaturalnych oraz podżeganie do buntu na tle rasowym, który według niektórych histeryków miał rzekomo wybuchnąć lada dzień.
    Na całe szczęście póki co wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się wskazywać, że nic takiego przynajmniej w najbliższym czasie się nie przydarzy, dzięki czemu po zakończonej służbie mógł z czystym sumieniem udać się do Phoenix. Zamierzał zamówić jakieś piwo i usiąść przy jednym z ustawionych pod ścianą stolików, by następnie uważnie obserwować wchodzących i wychodzących. Jeśli podświadomość go bowiem nie myliła, Lav powinna być nadal wśród żywych. A może to wrodzone moce w sobie tylko wiadomy sposób stale odsuwały go od drzwi prowadzących do komnaty, za którą kryła się dusza tej pięknej dziewoi ? Z pewnością istniało i takie wytłumaczenie tego, że wciąż nie wypatrzył jej smukłej sylwetki w tłumie, choć zdążył już wielokrotnie przemierzyć wszystkie jej ulubione lokale. Niczym rozbitek wolał jednak mocno uczepić się myśli, że Brytyjka po prostu gdzieś wyjechała, a cierpliwość, z którą tak długo wyczekiwał na jej powrót w końcu się opłaci. Może jeszcze nie dzisiaj, ale na pewno niedługo. Tak właśnie, bo niby dlaczego miałoby być inaczej, skoro zawsze tak bardzo uwielbiała podróże ? Wystarczy, że wejdzie do środka i trochę zaczeka, a wszystko będzie jak dawniej. To znaczy o ile rzeczywiście dopchnie się do baru, bo już po przekroczeniu progu omal nie oberwał w głowę jakąś butelką. Szczęście, że zdążył się w porę uchylić.
    - I czego się gapisz do kurwy nędzy ?! – Nim zrobił parę kroków naprzód, ktoś chwycił go za poły kurtki, najwidoczniej uznając, że chwilę i tak niepotrzebnie się wtrąci. – Odpowiesz wreszcie eleganciku, czy mam Ci przyłożyć, żebyś zaczął gadać ? – Warknął ledwie trzymający się na nogach napastnik, usiłując zaserwować Azjacie prawego sierpowego. Niestety był już w takim stanie, że jego pięść tylko cudem nie wylądowała na przechodzącej obok kelnerce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mogę ? – Tatsuno zręcznie odebrał dziewczynie pustą już tacę, po czym popchnął ją lekko prosto w ramiona siedzącego nieopodal faceta, który patrzył na całą scenę z szeroko rozdziawionymi ustami. – Skoro i tak nie zamierasz pomóc mi ich rozdzielić, to przynajmniej zadbaj o bezpieczeństwo tej młodej damy. – Rzucił nieznoszącym sprzeciwu tonem. Następnie zasłaniając się paterą niczym tarczą, wymierzył mocny policzek pierwszemu zakapiorowi, który pod wpływem ciosu wylądował dokładnie pod jednym z blatów. – Widzę, że nie potrzebujesz poprawki. – Jedno spojrzenie wystarczyło Japończykowi do upewnienia się, że brodacz został unieszkodliwiony i może przejść do pacyfikowania drugiego, chyba jeszcze mocniej nachlanego i skorego do awantur. Problem w tym, że im bliżej tamtego się znajdował, tym bardziej dochodził do wniosku, że chyba skądś go zna, więc w coraz większym zamyśleniu się pogrążał. A to oczywiście nie mogło mu wyjść na dobre. Zanim zdążył się w ogóle zorientować co się dzieje, leżał jak długi na podłodze, czując ostry ból chyba w każdym żebrze z osobna. – Co do kurwy… ? – Właśnie chciał miotnąć dłuższą wiązankę, gdy dokładnie nad sobą ujrzał po raz kolejny tajemniczą postać. Słoneczne promienie, które tym razem ją spowiły, sprawiły, że odpowiedni element układanki ułożył się z głośnym kliknięciem na odpowiednim miejscu. – Cholera jasna, O'Connor, opanuj się lepiej, bo przysięgam, że odpłacę ci tak, że będziesz potrzebował pomocy specjalisty ! – Trzymając się za obolałe kości szatyn podniósł się na nogi i wbił w swego znajomego mocne spojrzenie, w którym dało się jednocześnie wyczuć szczere zdziwienie, jak i dziewiczą, niemal zwierzęcą groźbę.


      Sora

      Usuń
  16. Cholera ciężka, naprawdę marzył o orzeźwiającym łyku czegoś głębszego po ciężkim, blisko dwudziestoczterogodzinnym dyżurze, z którego zdecydowaną większość spędził na oglądaniu zwłok nastolatków, którzy w sobie jedynie znany sposób zdobyli broń i pozabijali się nawzajem. Co stanowiło dokładny powód tej łaźni, nie udało się jeszcze ustalić, ale on już z pewnością wiedział jedno – dzisiejszej nocy ponownie ich zobaczy, tyle że w postaci duchów kroczących dumnie przed Sąd Ostateczny, czy jak to się tam według nich miało zwać. Choć ludzie różnie nazywali owo miejsce, zawsze chodziło im dokładnie o to samo – o plac służący do rozpatrzenia grzechów, które popełnili podczas pobytu na ziemi. A on miał dodatkowo tego pecha, że każdego nieboszczyka, którego ciało miał wątpliwy zaszczyt badać podczas służby, oglądał następnie po raz drugi kroczącego ku wspominanemu terenowi. Normalnie lepszego snu nie można sobie wymarzyć, nieprawdaż ? A teraz miał dodatkowo wziąć to wszystko zupełnie na trzeźwo, bo jednemu z jego byłych kolegów zachciało się wyżłopać więcej piwa niż potrzebował do poprawienia humoru lub tak zwanej zdrowotności. Cudownie. A może jednak… ? Raz jeszcze rzucił tęskne spojrzenie ku wciąż kręcącemu się niedaleko właścicielowi, by następnie szybko przenieść je ku nieszczęsnemu chłopakowi usiłującego wytargać na zewnątrz nachlanego niczym Messerschmitt ojca uwieszonego jego wątłego ramienia niczym jakiegoś trapu czy kawałka mocnego sznura.
    - Powiedz mi tylko Inari za jakie grzechy tak katujesz Twojego sługę ? – Westchnął cicho po japońsku, w obawie by nikt z obecnych nie zrozumiał jego słów i przypadkiem nie domyślił się kim tak naprawdę jest. Wystarczy, że gdy ostatnio zasiedział się tu trochę dłużej niż powinien, miejscowe plotkarki zaczęły już mruczeć, że chyba ma jakieś kontakty z samym biesem, skoro nawet jak na Azjatę starzeje się niezwykle wolno. Nie chciał po raz kolejny uciekać bez słowa wyjaśnienia. Tym bardziej, że w dniu śmierci swojej przyszywanej matki złożył tej kobiecie solenną przysięgę, że dopóki starczy mu sił, będzie ją odwiedzać przynajmniej raz na dekadę. A wiadomo, u Kitsune przyrzeczenie rzecz święta. – Poczekaj momencik, już idę. – Wyciągnął pióro z kieszeni kurtki, które zawsze nosił tam w razie czego obok chusteczek higienicznych i skreśliwszy szybko swój numer na kawałku ręcznika papierowego leżącego na blacie najbliższego stołu, podał go barmanowi, informując, by wysłał mu SMS-a podsumowującego koszty owej burdy, w którą ostatecznie chcąc nie chcąc został trochę wciągnięty. Nie wypadało mu w końcu pozwolić, by biedny dzieciak zajmował się takimi sprawami. A kwestię spłaty długu poruszy, gdy jego kumpel wytrzeźwieje (albo puści w niepamięć, gdy sam przestanie wreszcie czuć krążącą w żyłach adrenalinę, bo i takie sytuacje już nie raz bywały). – Dobra, ruszamy. – Podszedł do Felixa, po czym po prostu zarzucił sobie jedną z rąk niemal bezwładnego kumpla na plecy. – Kurwa, gdybym wiedział, że zamiast kufla będę dzisiaj znowu nosił trupa, nie wypuszczałbym noszy z rąk. – Fuknął, zastanawiając się w jaki cudowny sposób Felix normalnie dociąga swego ojca do domu. – Mam chociaż nadzieję, że mieszkacie w tym samym budynku, co wcześniej ? – Zerknął na wyraźnie strudzonego młodzieńca, puszczając mimo uszu dziwne dźwięki wydobywające się z ust Neila. Dźwięków, których, dodajmy, jutro i tak zapewne nie będzie w ogóle pamiętał.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  17. [Spoko :) Ale test fajny, ciekawie się czytało przemyślenia postaci. Osobiście podziwiam, bo ja w narrację pierwszoosobową nie umiem.]

    Gdy napotyka wzrok chłopaka zatrzymuje spojrzenie na jego oczach przyglądając im się badawczo. Zwłaszcza, gdy z ust chłopaka odruchowo pada wyjaśnienie, które ten jednak ucina jeszcze szybciej niż zaczął. To wydaje się Su-Jinowi dość dziwne, jak i dość znajome.
    – Kogo kryjesz? – pyta odruchowo nie zastanawiając się nawet czy powinien chwytać swojego rozmówcę za słówka i drążyć temat czy po prostu lepiej zadowolić się wyjaśnieniami, uznając, że zachował się dostatecznie kulturalnie okazując swoje zainteresowanie i może już iść do domu.
    Sam nie wie po co w ogóle o to pyta. Ten dzieciak nie był jego studentem, nie miał powodu wtrącać się w jego sprawy i wypytywać o prywatne problemy. Nie jest jednak w stanie cofnąć swoich słów.
    – Tak, wiem o co chodzi – mówi widząc jak jego rozmówca wyraźnie plącze się w tłumaczeniach. Przez chwilę nawet te usilne próby zapanowania nad swoimi emocjami czy udawania, że wszystko było w porządku, wydają się Su-Jinowi dość zabawne. Mimo to zachowuje całkowicie kamienny wyraz twarzy, po prostu przyglądając się uważnie swojemu rozmówcy. Obserwuje każdy najdrobniejszy ruch czy gest, każdą zmianę w mimice, czy spojrzeniu.
    – Zdajesz sobie sprawę, że ukrywając obrażenia, nie sprawisz, że te magicznie znikną? – pyta w końcu dość chłodno i spokojnie. Celowo też pozwala sobie na słowo magicznie. – Jesteśmy praktycznie pod apteką, chodź kupię ci coś, żebyś doprowadził się do porządku – stwierdza zdecydowanie, nie zamierzając wdawać się ze swoim rozmówcą w dyskusję, że wszystko było w porządku. Pewnie w innych okolicznościach by odpuścił, ale skoro już się w to wtrącił i zabrnął tak daleko, był zdecydowany doprowadzić tą sytuację do końca. Choćby tylko ze względu na to, że jako profesor tutejszego uniwersytetu nie powinien lekceważyć problemów młodych ludzi. Chcąc nie chcąc był pewnego rodzaju autorytetem, nawet jeśli nie zawsze było mu to na rękę.
    Słysząc słowa chłopaka, który zaczyna swoje dziwaczne podziękowania i rozprawę na temat kawy, nie potrafi, ani nawet nie stara się ukryć rozbawienia. Su-Jin z trudem powstrzymuje prychnięcie ze śmiechu, ograniczając się jedynie do uśmiechu.
    – Absolutnie nie ma mowy – odpowiada zdecydowanie, choć wciąż z rozbawieniem. – Następnym razem nie będę się wtrącał skoro tak chcesz mi się odpłacać – stwierdza złośliwie.
    Zaraz jednak poprawia się, zdając sobie sprawę, że jego słowa mogły zabrzmieć nie na miejscu.
    – Oczywiście żartuje – dodaje na wszelki wypadek. – Widzisz właśnie o to chodzi, kawa musi być upiornie słodka i z dodatkami, bo nie lubię smaku kawy. Jest zbyt gorzka, zbyt mocna i ma zbyt intensywny zapach, który strasznie dominuje. Piję ją tylko dla kofeiny, dla przyjemności wybieram herbatę – wyjaśnia, wciąż z lekkim rozbawieniem. Ten obrót sytuacji nieco go zaskakuje. Nie spodziewał się, że wda się w dyskusję o smaku kawy. Przez chwilę nawet kusi go, by dodać, że najlepszą kawę i tak parzyła Convalliana, w swoim sklepiku, upiornie słodką z przeróżnymi smakowymi syropami. Ostatecznie woli jednak nie dobijać swojego rozmówcy, który nawet teraz musiał być tak zaangażowany w pracę w kawiarni. To wydaje się Su-Jinowi dość ciekawe.
    – Naprawdę aż tak lubisz swoją pracę, czy może celowo się tam zatrudniłeś, bo jesteś fascynatem dobrej kawy? – pyta, tym razem z zainteresowaniem. Najwyraźniej chwila rozbawienia tym niespodziewanym tematem poprawiła mu humor na tyle, że przestał żałować niepotrzebnego wtrącania się i drążenia tematu. Po prostu odpuszcza sobie, zamiast zastanawiać się nad tym co właściwie robi i po co, poddaje się tej typowo ludzkiej rozmowie o niczym. A przynajmniej o niczym ważnym.
    Poprawia odruchowo torbę z książkami na swoim ramieniu, po czym bez pośpiechu kieruje się w stronę wejścia do apteki. Zerka jeszcze wyczekująco na chłopaka.
    – No chodź, nie odpuszczę ci z tym. A już zwłaszcza po tym co powiedziałeś o kawie.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  18. Tym razem nie ciągnie tematu. W pewien sposób nawet docenia, że jego rozmówca nie chciał rozmawiać na ten temat. Su-Jin wie, że to nie jego sprawa, nie chce się w to mieszać ani zagłębiać, dlatego czuje pewną ulgę, że chłopak nie potraktował jego uwagi jako zaproszenia do zwierzeń. W końcu nie nadawał się na powiernika i był chyba najmniej odpowiednią osobą do tego zadania…
    – Trudno, najwyżej załatwisz mi zniżkę w kawiarni, albo dopilnujesz, żeby moje ulubione miejsce zawsze na mnie czekało – odpowiada spokojnie. Zdaje sobie sprawę, że chłopak nie chciał pomocy, na którą nie było go stać. On sam także nie był altruistą, który bezinteresownie oferowałby wsparcie każdemu kogo spotka. Dlatego celowo mówi to wszystko, daje do zrozumienia, że Felix może spłacić swój dług w inny sposób, poprzez jakąś drobną uprzejmość. Pewnie, gdyby chłopak nie był czarownikiem, Su-Jin wolałby mieć u niego dług wdzięczności i niespłaconą przysługę, ale w tym wypadku nie miało to dla niego większego znaczenia.
    Zerka z zaciekawieniem słysząc dalsze pytania na temat kawy i herbaty.
    – Chodzi o kofeinę. Kawa jest mocniejsza, praktyczniejsza podczas przerwy w pracy. Herbata to coś, co piję dla przyjemności, zwykle w domu. No i bez urazy, w Europie nie potraficie przygotowywać herbaty jak trzeba, a to mnie razi równie mocno co ciebie moja profanacja kawy – dodaje uśmiechając się przekornie.
    Zastanawia się przez chwilę nad jego pytaniem.
    – Jeśli chodzi o gatunek? Darjeeling. A jeśli chodzi o sposób przyrządzania, to zdecydowanie masala ćaj, taka jak w Varanasi, znów mieszanka dość słodka, ale także pikantna, bo z pieprzem. W innych regionach Indii nie stosuje się tego połączenia, a jest niepowtarzalne. Natomiast bardziej z moich stron… to chyba hwangcha – stwierdza z pewnym zastanowieniem. – Zresztą, jeśli o herbaty, mam w domu większy wybór niż w kawiarni i zdecydowanie umiem je zaparzyć lepiej niż ktokolwiek w Woodwick, więc nawet nie widzę sensu próbować tych z kawiarni – odpowiada szczerze, wciąż czując się dziwnie abstrakcyjnie w całej tej dziwacznej rozmowie.
    Na chwilę odrywa się od tematu słysząc wyjaśnienia i dziwną deklarację swojego rozmówcy o alkoholu.
    – Wcale tego nie sugerowałem – odpowiada, obserwując z uwagą chłopaka. Su-Jin czuje, że ta uwaga układa mu się w pewną całość, ale szybko odsuwa od siebie tą myśl. Nie chce się angażować, nie chce drążyć, ani rozmyślać nad problemami, które go nie dotyczą. Zamiast tego postanawia wykorzystać temat nieco inaczej – Też nie piję – przyznaje obojętnie – Nie cierpię smaku alkoholu, zwłaszcza, że nie da się go zabić słodyczą – dodaje, nawiązując do całej tej dyskusji o kawach, którą jego rozmówca po chwili kontynuuje.
    – Tak piłem, piłem też tradycyjną kawę po arabsku i uwierz mi, nie znoszę tego smaku – mówi, czując coraz większe rozbawienie z powodu tego, jak bardzo chłopak usiłował przekonać go do zaprzestania „profanacji kawy”. – Kawa musi być słodka, a najlepiej słodka i z kakao, by smakowała jak płynny deser...
    Zatrzymuje się przed drzwiami apteki i litościwie kończy dręczyć chłopaka swoimi upodobaniami względem kawy, oszczędzając mu wyliczania kolejnych dodatków, którymi chętnie zabijał smak kawy. Zamiast tego otwiera drzwi i zerka wyczekująco na dzieciaka, czekając aż ten do niego dołączy. Kieruje się wraz z chłopakiem do jedynego czynnego okienka. Zauważa wzrok pracownicy, która spogląda na Felixa i wyraźnie powstrzymuje się przed jakimś komentarzem.
    Kupuje środki przeciwbólowe, opatrunek, a także po krótkiej chwili zastanowienia jakąś maść na spuchnięty nadgarstek i lekki stabilizator. Przez chwilę budzą się w nim obce, odległe wspomnienia, z innego życia, które nawet nie było jego własnym życiem; wspomnienia należące do człowieka, którym było kiedyś jego ciało. Z niechęcią odsuwa od siebie te natrętne, choć dość mgliste wspomnienia, które zawsze pojawiają się, gdy zaczyna myśleć o czymkolwiek związanym z medycyną, uzdrawianiem czy opatrywaniem ran.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmusza się do wymiany krótkich uprzejmości, po czym płaci za zakupy i podaje Felixowi.
      – Poradzisz sobie? – pyta odruchowo, wciąż nie mogąc pozbyć się z głowy myśli, by jednak obejrzeć jego nadgarstek, by dopuścić stłumione wspomnienia do głosu i wykorzystać ukryte gdzieś w nieświadomości umiejętności. Dlatego tym bardziej Su-Jin powtarza sobie w duchu, że dość już zrobił, że najrozsądniej będzie po prostu się w to nie angażować i wracać do domu, zgodnie z planem.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  19. Zerka tylko i uśmiecha się nieznacznie z lekkim rozbawieniem na reakcję chłopaka na jego rewelacje. Ma wrażenie, że Felix powoli się poddaje i traci nadzieję na przekonanie go do swoich racji i w jakiś sposób go to bawi.
    – Obawiam się, że nawet nie miałbym jak ci tego pokazać – stwierdza spokojnie – Odpowiednią herbatę jeszcze jakimś cudem mogłoby udać nam się znaleźć, w końcu w Anglii kochacie indyjskie odmiany czarnej herbaty, ale nie ma mowy o odpowiednich przyprawach czy dodatkach. Sam sprowadzam je z Azji, bo nawet w Londynie ciężko o niektóre z nich… – wyjaśnia, wracając do przerwanej dyskusji, by odwrócić nieco uwagę chłopaka od apteki, zakupów i wyraźnie niezadowolonej farmaceutki.
    – Moja ulubiona masala ćaj jest właśnie gotowana na mleku – odpowiada, czując, e mimo wszystko coraz bardziej wciąga go ta pogawędka o kawach i herbatach. Może nie aż tak jak dyskusje o filozofii, ale na tyle, że zaczyna czuć się nieco swobodniej i nie musi zmuszać się do rozmowy, a pytania Felixa i jego rozmowność, przestają wydawać mu się wydawać tak irytujące jak wcześniej. – Problem jest w tym, że herbata musi być gotowana w mleku. Dodawanie mleka i to jeszcze zimnego do herbaty na wodzie jest bez sensu, smakuje jak popłuczyny po prawdziwej herbacie na mleku. Zdecydowanie profanacja herbaty – odgryza się za wcześniejszą profanację kawy i czuje, że szczerze zaczyna go to wszystko bawić.
    Su-Jin podaje mu leki i nie reaguje ani nie protestuje, gdy chłopak wciska mu wszystkie swoje pieniądze. Szanuje jego decyzje i chęć spłaty długu, nawet częściowego. Zamiast tego przypatruje się jego spuchniętemu nadgarstkowi nie mogąc oderwać od niego wzroku.
    – Mhmm… – mruczy tylko pod nosem w odpowiedzi na jego pytanie – Do końca roku akademickiego bez zmian, o ile nic nagle mi nie wypadnie – mówi, po czym nie wytrzymuje i sięga ręką do nadgarstka chłopaka.
    Ostrożnie, by dzieciak nie upuścił swoich zakupów, odciąga jego rękę i z wprawą chwyta nadgarstek badając go ostrożnie. Nie myśli, ani nie zastanawia się nad tym co robi, po prostu daje się prowadzić wspomnieniom. Poddaje się uśpionej, nieświadomej pamięci zapisanej w jego ciele, z którą nie stara się już nawet walczyć. Może nawet powinien czasem zaakceptować to wszystko? Tą obcą, ludzką stronę dochodzącą czasem do głosu? Naciska lekko opuchnięte ciało i bada każdą nierówność.
    – Jest zwichnięty – mruczy pod nosem. – Zaboli – mówi krótko, po czym niemal natychmiast wprawnym ruchem, jakby robił to setki razy, nastawia zwichnięty nadgarstek. Niczym w transie Su-Jin obserwuje swoje dłonie, które doskonale wiedzą co robią, gdy upewniają się, że staw został nastawiony poprawnie. Bierze od chłopaka maść i wciera jej trochę w spuchnięty nadgarstek.
    – Samo by nie przeszło, skończyłbyś pewnie na ostrym dyżurze… – mówi, po czym bierze od niego stabilizator – Zakładasz tak, potem tak – celowo powoli pokazuje, by rozmówca zapamiętał jak ma to później zrobić sam – Zapamiętasz? – pyta. Coś w tonie jego głosu się zmienia. Nie ma już ani chłodnego spokoju, ani dziwnego poczucia humoru czy rozbawienia sytuacją. Cała jego postawa, jak i zachowanie staja się bardziej łagodne i spokojne, niemal opiekuńcze, przypominające bardziej lekarza przejmującego się swoim pacjentem niż osobę, którą Su-Jin był na co dzień.
    Podnosi wzrok, całkowicie ignorując wyraz twarzy swojego rozmówcy. Zamiast tego przygląda się rozcięciu na jego czole. Teraz, gdy dopuścił wspomnienia, należące do swojego ciała, do głosu nie potrafi się zatrzymać. I nawet nie próbuje, wie, że dalsza walka przyniesie mu jedynie frustracje na swoją ludzką cząstką i na cholernego Felixa. Dlatego po prostu pozwala na to, nawet jeśli doświadczenia podpowiadają mu, że będzie tego żałować; że pomaganie czarownikom nigdy nie skończy się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bierze od chłopaka opatrunek, przeciera dezynfekującą chusteczką jego ranę, po czym zakłada opatrunek. Dopiero teraz, kończąc to wszystko, czuje spokój; czuje się znowu sobą. Bez obcych myśli i wspomnień. Przez chwilę nie wie co powiedzieć, jak wytłumaczyć swoje zachowanie i czy w ogóle powinien się z czegokolwiek tłumaczyć.
      – Następnym razem uważaj jak się przewracasz – mówi w końcu, powracając do dawnego, spokojnego, wręcz obojętnego, tonu.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  20. – Świat nie kończy się na Anglii – odpowiada z mieszaniną sarkazmu, jak i rozbawienia na widok reakcji chłopaka, jak i jego uwagi o krzywdzeniu kawy czy herbaty. Dochodzi nawet do wniosku, że dzieciak był dość zabawny w swojej prostodusznej szczerości. Ciekawe czy w innych, ważniejszych sprawach bywał równie otwarty i do bólu szczery. Jeśli tak, to przez chwilę Su-Jin czuje nawet coś na kształt współczucia do tego dzieciaka. Ma wrażenie, że nie odnalazłby się dobrze wśród innych czarowników, ich ciągłych intryg, manipulacji i kłamstw. Nie wytrzymałby… albo szybko by się poddał i upodobnił do reszty.
    – Nie, filozofem – odpowiada krótko. Su-Jin zerka jeszcze na Felixa zdając sobie sprawę, że jego odpowiedź mogła zabrzmieć dość ironicznie lub niegrzecznie, ale nie ma zamiaru się tłumaczyć. Ostatnie do czego chciał się w tej chwili przyznawać to do tego kim jest i skąd czerpie niektóre umiejętności lub wiedzę. Nie ma też ochoty opowiadać typowych kłamstw, których zwykle się trzymał w swoich fałszywych życiorysach, bo przecież i tak nie miało to większego znaczenia.
    – Do zobaczenia – odpowiada tylko na pożegnanie.
    Czuje nawet pewną ulgę, gdy w końcu może opuścić aptekę i udać się w swoją stronę. Załatwić wszystkie niezbędne sprawy na mieście i w końcu wrócić do domu.

    Kolejnego dnia Su-Jin znów trzyma się swojej rutyny. W pracy, na zajęciach… i w czasie dłuższej przerwy między zajęciami, podczas której odwiedzał pobliską kawiarnię. I chociaż nie ma szczególnej ochoty na tą wizytę i spotkanie z Felixem, zwłaszcza po wczorajszej sytuacji, nie zamierza zmieniać swoich przyzwyczajeń, ani komfortowej rutyny. Po prostu woli udawać, że nic się nie stało. Zresztą, czy całe wczorajsze zajście cokolwiek zmieniało? Co najwyżej przez parę dni będzie musiał pomęczyć się z przesadną uprzejmością chłopaka, a potem wszystko wróci do normy i suchej wymiany uprzejmości, jak dawniej.
    Wchodzi do lokalu, jak zwykle wypełnionego mieszaniną słodkich zapachów ciast i deserów, jak i świeżej kawy. Już od progu dostrzega za ladą Felixa, ale nie przygląda mu się szczególnie. Z tej odległości i tak niewiele był w stanie dostrzec. O wiele bardziej skupia się raczej na omijaniu wzrokiem luster i lustrzanych powierzchni. Zerka jeszcze w stronę stojącego w kącie sali stolika, znajdującego się na uboczu, przy którym zwykle lubił siedzieć i z zadowoleniem stwierdza, że był wolny.
    – Poproszę obrzydliwie słodką profanację kawy, z waniliowym syropem – mówi z zadowoleniem, podchodząc do lady – i coś słodkiego… Co dzisiaj w ofercie? – pyta, by upewnić się, że nie trafi przypadkiem na nic z brzoskwiniami. Zwłaszcza, że czuł ich obrzydliwy zapach, gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi słodkimi woniami.
    Dopiero teraz zerka w stronę chłopaka, zwłaszcza na jego nadgarstek, upewniając się czy odpowiednio założył stabilizator.
    – I jak samopoczucie? – pyta bardziej z uprzejmości, niż rzeczywistego zainteresowania, choć gdzieś głęboko w jego umyśle kryje się szczera ciekawość o to czy wszystko było w porządku.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  21. – Chodzi tylko o aromat Irish Cream, nie o likier? – pyta biorąc mały kubeczek, z próbką. Przez chwilę wącha nieco podejrzliwie, by upewnić się, czy faktycznie to tylko smakowy syrop. – Nie pijam alkoholu, nie lubię jego smaku – dodaje, wyjaśniając skąd właściwie pytanie o likier. W końcu decyduje się spróbować. Smak może nie zachwyca, ale też nie jest nieprzyjemny, raczej dość ciekawy.
    – Może być – odpowiada w końcu, dając się namówić na jakąś smakową odmianę.
    Uśmiecha się jeszcze z lekkim rozbawieniem słysząc ofertę deserów pełną osobistych uwag Felixa na ich temat.
    – Jako sprzedawca chyba nie powinieneś mnie zniechęcać – stwierdza uszczypliwie. – Daj to brownie, wystarczy mi eksperymentów na jeden dzień.
    Nie zamierza długo się zastanawiać, ani wdawać w kolejną dyskusję, tym razem na temat wypieków, nawet jeśli wspomnienie wczorajszej rozmowy o kawach i herbatach mimo wszystko wciąż nieco go bawi. Zamiast tego skupia się raczej na czym innym. Przytakuje tylko ze zrozumieniem na obszerne wyjaśnienia chłopaka co do jego samopoczucia i odruchowo przygląda się stabilizatorowi. Wyglądał na poprawnie założony.
    – Wygląda w porządku – oznajmia spokojnie. Ma chęć już udać się do swojego stolika i poczekać cierpliwie na zamówiona kawę i brownie, gdy pytanie Felixa nieco go zaskakuje. Co prawda spodziewał się, że po wczorajszej sytuacji będzie musiał liczyć się z tym, że dzieciak będzie chętniej próbował z nim rozmawiać, ale i tak Su-Jin nie czuje się na to wszystko w pełni przygotowany. Tego typu uprzejme rozmowy o niczym zawsze były dla niego swego rodzaju abstrakcją.
    – Tak… – odpowiada w końcu z lekkim, niemal niedostrzegalnym zawahaniem. – Nie mam nic do zarzucenia moim studentom czy współpracownikom… – Su-Jin ma wrażenie, że jego słowa brzmią nieco sztucznie, bardziej jak jakaś sucha formułka niż zwykła rozmowa, ale nie ma pojęcia co właściwie miałby powiedzieć. Lubił swoją pracę i pewnie mógłby o niej sporo powiedzieć, tylko nie miał pojęcia co. Zwłaszcza w rozmowie z kimś, kogo praktycznie nie znał.
    Dlatego nie ciągnie tej wymiany zdań i po prostu udaje się do swojego stolika, korzystając z okazji, że Felix musi zająć się jego zamówieniem.
    Zajmuje miejsce w kącie, plecami do ściany, skąd ma dość dobry widok na wnętrze kawiarni. Przez chwilę obserwuje jeszcze chłopaka i to jak mimo urazu nadgarstka radzi sobie ze swoimi obowiązkami. Ostatecznie jednak odrywa od niego wzrok i skupia się na nieco bezmyślnym przeglądaniu telefonu, od czego odrywa się dopiero, gdy otrzymuje swoje zamówienie.
    – Dziękuję – odzywa się odkładając telefon, po czym od razu sięga po kawę i upija łyk, skupiając się na nowym, dość interesującym smaku i ciekawym słodkim aromacie.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  22. Już kiedy właściciel lokalu w tak krótkim okresie czasu wezwał telefonicznie Felixa Sora powinien domyśleć się, że sytuacja, w której to jego dawny kolega po fachu wdaje się w pijacką bójkę nie przydarzyła się po raz pierwszy, a wręcz przeciwnie – jest czymś nagminnym, do czego mieszkańcy Woodwick są już przyzwyczajeni. Nie potrafił jednak, a może raczej nie chciał dopuścić do siebie tej informacji. Ostatecznie Neil, którego znał wcześniej był powszechnie szanowanym stróżem prawa. Niby z jakich powodów miał coraz częściej sięgać po butelkę ? Chociaż z drugiej strony, czy gdyby pragnął być z sobą naprawdę szczery, to czy on sam ostatnio nie spędzał w barach trochę zbyt wiele czasu ? Całkiem możliwe, ale on przynajmniej na kogoś czekał, choć ukradkowe, pełne współczucia oraz niedowierzania spojrzenia obsługujących go kelnerek zdawały się sugerować, że musi być kompletnie szalony, skoro tak uparcie wierzy, że jego ukochana przebywa wśród żywych. No cóż, ponoć nadzieja umiera ostatnia, a on z pewnością nie wyczuwał aury charakterystycznej dla jej duszy, gdy przemierzał zamglone korytarze prowadzące do Królestwa Umarłych. Jednym słowem wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się wskazywać, iż ta piękna kobieta nadal szczęśliwie stąpa po ziemi w przeciwieństwie do matki biednego chłopaka, barwy której uchwycił jedynie z ogromnym trudem po przekroczeniu progu mieszkania rodziny O'Connor. Był niemal pewien, że za jakiś rok, góra półtora będzie ich w tutejszym powietrzu wisieć tylko ledwie zauważalna mgiełka. I to pod warunkiem, że ktoś będzie codziennie ją wspominać. W przeciwnym razie również ta drobna cząstka ulegnie całkowitemu rozkładowi. A niestety duża część śmiertelników miała to do siebie, że w nawale pozostałych obowiązków zdawała się całkowicie zapominać, iż ich nieżyjący krewni do swego długotrwałego trwania potrzebują wspominek tak jak żywi chleba czy innych produktów spożywczych.
    - Ciekawe kiedy i w jaki sposób odeszła ? – Szepnął, uprzednio upewniwszy się, że młodzieniec zniknął w kuchni i nie powinien go dosłyszeć. Jasne, teoretycznie mógłby natychmiast udać się w podróż do Świata Dusz, by się tego dowiedzieć, lecz obawiał się, że zbytnio nadszarpnąłby w ten sposób pokłady mocy zgromadzone w Hoshi no tama. W końcu i bez tego ledwie trzymał się na nogach ze zmęczenia. – Nie, dziękuję. – Odparł, omal nie podskakując do sufitu pod wpływem nagłego zapytania Felixa dotyczącego piwa. Owszem, faktycznie miał na nie ochotę, lecz sam widok istnego stosu butelek, który dzieciak starał się w takim pośpiechu sprzątnąć sprawił, że chcąc nie chcąc musiał przyjąć do wiadomości, że familia, pod której dachem się znajdował nie należy już do tych szczęśliwych. Odwrotnie – jest patologiczna. – Jeśli jednak pozwolisz, chciałbym porozmawiać z Tobą o czymś poważnym. – Dodał, przemierzając kilkoma długimi krokami pokój ze zdezelowaną kanapą oraz niewielki korytarz i zatrzymując się z prawą dłonią na framudze drzwi kuchennych, która aż prosiła się o ponowne malowanie. – Liczę, że masz chwilę.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  23. [Wybacz, że tak późno odpisuję, studia trochę zmiotły mnie z planszy ostatnimi czasy. <3 Dziękuję za powitanie!
    Felix to taki uroczy chłopak, aż żal czytać o tym, co dzieje się z nim w domu... Mam nadzieję, że w jakiś sposób uda mu się wyrwać z tak toksycznego otoczenia. Przecież tak nie można dobrze żyć. :(
    Chęć mam ogromną na wątek, ale trochę gorzej z pomysłem. Na pewno widzę tutaj powiązanie ich mocy, które są przecież mocno związane ze śmiercią.]

    Morrigan

    OdpowiedzUsuń
  24. [A gdyby tak połączyć oba te pomysły? To znaczy możemy założyć, że Felix i Morrigan znają się z kawiarni — on się do niej czasem przysiada, o czymś opowiada, a ona mu pozwala, bo potrzebuje w życiu trochę radości. Potem jednak spotykają się nad czyimiś zwłokami i mają trochę wtf moment, bo raczej się tam siebie nie spodziewają. XDD]

    Morrigan

    OdpowiedzUsuń
  25. [Cześć! Dziękuję serdecznie za miłe powitanie. Być może zawitam do Ciebie, gdy trochę mi się pokończy fabuł - jak to mówią: co za dużo to niezdrowo, a Felix mam nadzieję, że nie zając, i tak szybko stąd nie ucieknie :P]

    Jonathan Crane

    OdpowiedzUsuń
  26. Wyraz twarzy chłopaka po pytaniu o likier nieco go zaskakuje. W końcu to nic niezwykłego, skoro pracował w kawiarni raczej nie powinno go to w żaden sposób dziwić. A jednak… Było coś w tej reakcji co daje Su-Jinowi do myślenia. Gdzieś wśród paplaniny Felixa było chyba kiedyś coś na temat alkoholu. Wtedy uznał to za dziwne, a teraz chyba powoli zaczynało mu się to układać. Może w innych okolicznościach, gdyby ten dzieciak był jego studentem lub bliższym znajomym, spróbowałby jakoś pociągnąć ten temat. Ale w tej sytuacji chyba nie powinien dalej się wtrącać, już i tak wtrącił się za bardzo i nieco bez sensu.
    Dlatego nie zastanawia się nad tym dłużej, zajmując się raczej swoją kawą i deserem. Myślami błądzi gdzieś daleko, zarówno od kawiarni, jak i od uczelni, a z zamyślenia wyrywa go ponownie znajomy głos. Spogląda z zaskoczeniem na Felixa, który nieco zbyt pewnie i bezczelnie przysiada się do jego stolika. Przez krótką chwilę ma nawet ochotę wyraźnie powiedzieć chłopakowi, że nie przyszedł tu na towarzyskie pogaduszki, ani tym bardziej nie zamierza od teraz nagle być jego przyjacielem.
    Nie mówi jednak nic. Zapewnienie chłopaka i widok jego zeszytów sprawiają, że Su-Jin nieco odpuszcza. Przytakuje tylko skinieniem głowy i ucieka wzrokiem znów w ekran swojego telefonu, by mimo wszystko jakoś się odgrodzić, przynajmniej mentalnie, od niespodziewanego towarzystwa.
    Mimo wszystko zerka jednak w stronę pochylonego nad zeszytami Felixa i czuje, że w jakiś sposób szkoda mu tego dzieciaka. Jak na młodego czarownika wydawał się nieco inny. Bardziej zwyczajny. Pracowity. Widać, że nie miał lekko, a mimo to pracował, uczył się i zachowywał zdecydowanie zbyt optymistycznie i przyjacielsko. Pod pewnymi względami chłopak kojarzy się Su-Jinowi z… Szybko odrzuca tą myśl, w duchu karcąc się za tego typu sentymentalne brednie.
    Wraca wzrokiem do swojego telefonu przeglądając go bez sensu. Nieszczególnie chce mu się teraz myśleć o pracy, ani czytać czegokolwiek. Szuka raczej czegoś, czym mógłby zająć chwilowo swoją uwagę zanim przyjdzie mu do głowy, by zacząć wypytywać swojego towarzysza o jego problemy.
    Jak na zawołanie słyszy znajomy głos.
    – Długo wytrzymałeś – stwierdza nieco sarkastycznie, choć na tyle lekko, by dało się wyczuć, że to tylko żart.
    – Tak, lubię, nawet bardzo. Matematyka jest w gruncie rzeczy uniwersalnym językiem opisującym świat – odpowiada, zdając sobie sprawę, że to może brzmieć dość banalnie, typowo dla wykładowców matematyki zakochanych w tym, czym się zajmują, a potem nauczycieli uważających swój przedmiot za najważniejszy i najbardziej niesamowity. – Myślę, że w szkołach wyrabiają w was złe podejście do nauki robiąc z niej „narzędzie szatana”. Matematyka to nie bezmyślne uczenie się wzorów i rozwiązywanie zadań. Trzeba ją po prostu zrozumieć, odkryć to jak działa. Trochę właśnie jak z nauką języka obcego albo filozofią. To sztuka by spojrzeć na coś w inny sposób, a nie po prostu bezmyślnie coś zapamiętywać, a potem zapomnieć nie mając pojęcia jak wykorzystać całą tą wtłoczoną siłą wiedzę w praktyce…
    Przerywa i uśmiecha się, zdając sobie sprawę, że znów zaczyna odpływać i gadać jak filozof.
    – Jaką dziedzinę nauki w takim razie najbardziej lubisz? – pyta z zaciekawieniem zmieniając nieco temat. Odruchowo zerka też w stronę zeszytu Felixa, ale z tej odległości, z powodu słabego wzroku nie za bardzo jest w stanie dostrzec nad czym męczył się jego rozmówca.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  27. – Najogólniej rzecz ujmując do zrozumienia wszechświata. Do opisania złożonych praw fizycznych, jak choćby teorii zachowania energii, do analizy matematycznej, czasem też może się przydać w logice… Ale tak najbardziej prosto i praktycznie to jeśli postanowisz zostać architektem, inżynierem czy nawet stolarzem, będziesz musiał męczyć się z pierwiastkami. Są niezbędne w przypadku czegokolwiek trójkątnego – odpowiada spokojnie. Uśmiecha się z rozbawieniem słuchając wyliczeń Felixa o tym, co z matematyki wydaje mu się praktyczne, a co nie.
    W jakiś sposób nawet do pewnego stopnia się z nim zgadza. W końcu dla przeciętnego ucznia, nie wiążącego swojej przyszłości z naukami ścisłymi, matematyka miała dość ograniczone zastosowanie w przyszłości, czy w życiu. Nie każdy też musiał być erudytą, by fascynować się wieloma perspektywami patrzenia na rzeczywistość.
    Z zaciekawieniem słucha słów chłopaka o literaturze. W końcu sam także pochłaniał olbrzymie ilości książek, choć raczej nie czytywał niemal w ogóle powieści czy literatury pięknej. Zaraz jednak uśmiecha się z rozbawieniem, gdy słyszy ogrom niechęci Felixa do fizyki.
    – Fizyka do wykucia brzmi jak brutalna zbrodnia – stwierdza nie mogąc się powstrzymać. – W takiej chwili mam ochotę zamordować każdego nauczyciela fizyki, który wymusza na swoich uczniach taką profanację tej cudownej nauki. – Su-Jin wzdycha niemal teatralnie, po czym dodaje już nieco poważniej – Wiesz w czym tkwi cała magia fizyki? W tym, że to jedyna dziedzina nauki nie wymagająca od ciebie zapamiętywania dosłownie niczego. Żadnych wzorów, żadnych definicji. Wystarczy zrozumieć jak to wszystko działa, a wtedy wszystkie zasady, a nawet wzory układają się same. Ale do tego potrzeba dobrego nauczyciela, z pasją do tego co robi. Niestety takiego prędzej znajdziesz na uczelni niż w szkole. Ciekawe ilu wybitnych fizyków przez to tracimy… – stwierdza z zamyśleniem przez chwilę wpatrując się w swoją kawę. Upija kolejny łyk.
    Zerka znów na swojego rozmówcę słysząc jego pytanie.
    – To co wczoraj powiedziałem, że jestem filozofem nie było sarkazmem – odpowiada w końcu. – Szczególnie bliska jest mojemu sercu filozofia przyrody, która nierozerwalnie wiąże się właśnie z fizyką. Zajmuję się też fenomenologią, która ma dość matematyczne spojrzenie na świat, choć nie jest to szczególnie bliska mi idea, po prostu eksperymentuję. I cóż… Filozofowie to zwykle umysły ścisłe, które potrafią być wspaniałymi humanistami. Ciężko jednak o filozofów humanistów, w końcu wbrew pozorom filozofia jest raczej nauką ścisłą. Pewnie w szkole nie uczą was zbyt wiele o filozofach, ale pewnie znasz ich wielu z matematyki. Jak choćby Kartezjusz, ten od „myślę, więc jestem”, znasz go na pewno dzięki układowi współrzędnych, zajmował się też funkcjami, algorytmami… i tymi okropnymi pierwiastkami. Tak naprawdę mało brakowało, a zapisywalibyśmy działania na pierwiastkach w zupełnie inny sposób – mówi z wyraźną energią. Przez chwilę znów czuje się jak w sali wykładowej, gdy opowiada swoim studentom nieznane ciekawostki o życiu wielkich filozofów, burząc w ten sposób budowane przez szkołę wyobrażenia.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  28. Na zewnątrz było paskudnie — od rana padało, ale w ten powolny, niezdecydowany sposób. Deszcz nie przybierał na sile, ale za to sprawiał wrażenie nieskończonego. Szare chmury przysłaniały niebo na tyle skutecznie, że nie mógł się przez nie przebić żaden promień słońca. Morrigan to jednak nie przeszkadzało, w końcu miała zamiar dzisiaj popracować i nic nie mogło jej od tego odwieść. Poza tym przywykła już do tej wilgotnej, burej pogody.
    Wyszła z mieszkania i skierowała się w stronę swojej ulubionej kawiarni, ostrożnie stąpając po chodniku, w którego dziurach czaiły się mniej lub bardziej głębokie kałuże. Minęła zaledwie kilka osób, które przemknęły obok niej w pośpiechu. Zanim dotarła do lokalu, jej włosy skręciły się delikatnie pod wpływem wilgoci i kleiły się jej do twarzy. Nie wzięła z domu parasola.
    — Dzień dobry, tak — przywitała się z Felixem i uśmiechnęła do niego lekko. Chłopak miał w sobie tyle niezaprzeczalnego uroku, że nie umiała się przed tym powstrzymać; zresztą, dlaczego miałaby to robić?
    Odwiesiła zroszony deszczem czarny płaszcz na wieszak i usiadła w swoim ulubionym miejscu w kącie. Wyciągnęła też laptopa, którego od razu podłączyła do ładowania. Musiała odpowiedzieć na co najmniej kilka maili i sprawdzić eseje studentów. Zdążyła akurat otworzyć skrzynkę pocztową, kiedy znowu usłyszała głos Felixa. Uniosła nieco głowę. Była na tyle pochłonięta własnymi myślami, że nawet nie zauważyła siedzącego przy jej stoliku chłopaka.
    — Za każdym razem pewnie robię coś innego — stwierdziła, biorąc do rąk filiżankę pełną ciepłej, czarnej kawy. Zauważyła też znajdujące się na talerzyku brownie. — Robię doktorat na tutejszym uniwersytecie, więc często piszę i jeszcze częściej sprawdzam. — Upiła trochę gorzkiego napoju i zmrużyła oczy z zadowoleniem. — Wiesz, jesteś prawdziwym czarodziejem. W Woodwick nie ma lepszej kawy.
    Czasem zastanawiała się, czemu Felix za każdym razem aż tak chętnie z nią rozmawiał. Wiedziała przecież, że nie wygląda na najmilszą na świecie osobę, a ze swoimi wiecznymi sińcami pod oczami i szarą cerą przypomina trochę trupa — a jednak młody chłopak dalej uparcie angażował ją w konwersację. Czasem nawet dorzucał ciastko. Może był tak samo samotny, jak i ona? A może po prostu był prawdziwą gadułą z natury, lgnącą do każdego potencjalnego słuchacza? Cóż, odpowiedź na te pytania chyba wcale nie była taka ważna.
    — Hmm, dosłownie nic — oświadczyła po krótkiej chwili pozornego zastanawiania się nad odpowiedzią. — A co u ciebie? W szkole dalej jest tak samo tragicznie?

    Morrigan
    [Bardzo dziękuję za rozpoczęcie. <3]

    OdpowiedzUsuń
  29. Wyraźne zdenerwowanie chłopaka nie umknęło uwadze zmęczonego Sory, który od jakichś trzech godzin funkcjonował przecież na znacznie niższych obrotach niż zwykle. Co gorsza w jego duszy kłóciły się właśnie dwa sprzeczne głosy – jeden należał do stróża prawa i nakazywał mu zgłoszenie problemów związanych z uzależnieniem Neila kumplom z odpowiedniego wydziału, a drugi koniecznie pragnął, by nadal podchodził do rodzinny O'Connor jak na dawnego przyjaciela przystało. Zdecydowanie nie lubił tego typu sytuacji, kiedy to musiał przyznawać słuszność jednemu z nich jeszcze przed poznaniem wszystkich faktów potrzebnych do pełnej oceny sytuacji, lecz czasami, tak jak teraz, oczywiście nie miał wyjścia. Po szybkich przemyśleniach zdecydował się na drugą opcję. Najwyżej później będzie miał wyrzuty sumienia, że od razu nie zareagował odpowiednio. Ale takie błędy zawsze można było naprawić. Bo senior familii chyba nie odważyłby się zakatować swoich dzieci na śmierć, nieprawdaż ? Zresztą przynajmniej jedno z nich od niedawna było już dorosłe, więc mogło spokojnie wyemigrować z tej nieszczęsnej imitacji domu, przy okazji zabierając ze sobą młodsze. Przynajmniej w teorii, bo ileż to razy słyszał o ludziach, którzy latami nie potrafią postawić tego stanowczego kroku naprzód. Ponadto on sam będzie zaglądał tu tak często, jak się tylko da ukrywając się czy to pod ludzką, czy lisią postacią.
    - Daj spokój, poniekąd jestem trochę współwinny szkodom, które musiał ponieść właściciel tej knajpy. – Machnął ręką z lekkim uśmiechem na ustach, choć tak naprawdę zaczął już w myślach szacować ile wyniesie rachunek, który facet miał niedługo przesłać mu SMS-em i ile dodatkowych dyżurów będzie musiał wziąć, by wyrównać budżet. – Ostatecznie to, że wlazłem pomiędzy Twojego ojca i tamtego drugiego tylko je powiększyło. – Dodał, starając się wyprzeć z głowy informację, iż co najmniej przez kilka następnych dni każda przemiana będzie wiązała się dla niego z o wiele większym bólem. – Nawet nie waż mi się więc więcej wspominać o spłacie długu. – Żartobliwie pogroził młodemu palcem, odbierając parujący kubek. Następnie skierował się prosto do pokoju Felixa, do którego swoją drogą wciąż trafiłby nawet z zawiązanymi oczami, choć od jego ostatniej wizyty w tym domostwie minęło wiele lat. Jedno temu pomieszczeniu z pewnością trzeba było oddać – jak na nastolatka utrzymane było w aż za dużym porządku. – Na początek musisz wiedzieć, że tak jak dawniej możesz spokojnie zdradzić mi każdy swój sekret, czy problem, a ja nie tylko zachowam go dla siebie tak długo, jak to będzie możliwe, ale także postaram się pomóc Ci się z nim zmierzyć. – Oświadczył, zajmując obrotowe krzesło naprzeciwko i ani na sekundę nie spuszczając spojrzenia z młodzieńca. Doprawdy nie wiedział w jaki sposób ugryźć główny temat rozmowy w taki sposób, by przypadkiem jeszcze bardziej go nie zażenować, czy niepotrzebnie nie przestraszyć. – Chciałbyś mi o czymś takim opowiedzieć, czy też wolisz, bym najpierw wytłumaczył Ci dlaczego tak nagle zniknąłem ?


    Sora

    OdpowiedzUsuń

  30. Uwadze Sory nie umknęło jak wiele energii młodzieniec wkłada w nerwowe obciąganie rękawów, tak charakterystyczne przecież dla ofiar przemocy i natychmiast zakodował sobie w głowie, że mimo wszystko powinien jak najszybciej podpytać swoją bardziej doświadczoną koleżankę zatrudnioną na komisariacie na stanowisku psychologa w jaki sposób może bezpiecznie pomóc chłopakowi. Oczywiście podczas tej rozmowy nie zamierzał operować żadnymi nazwiskami. Przynajmniej nie teraz, jeszcze będzie na to czas. Chwilę później zresztą jego myśli zostały skierowane na zupełnie inne tory, ponieważ Felix wyznał mu coś, co wywróciło sposób, w jaki postrzegał go do tej pory dosłownie do góry nogami. Jakim cudem przez te wszystkie lata, podczas których się nim opiekował mógł nie dostrzegać, że dzieciak nosi w sobie magiczną cząstkę ? A może i dostrzegał, tylko tak długo to ignorował, że wreszcie skutecznie o tym zapomniał, obawiając się, że kiedy podzieli się z kimś swymi obawami, zostanie na zawsze odsunięty od młodych O'Connorów ? Jakakolwiek nie byłaby prawda, teraz nie mógł udawać, że niczego nie słyszał. Zwłaszcza, że młodzieniec wydawał się wyraźnie zestresowany niedawno nabytymi, niecodziennymi umiejętnościami.
    - Po pierwsze, nie sądzę, abyś potrzebował wizyty u specjalisty. – Mówił powoli, z trudem dobierając odpowiednie słowa. Po raz pierwszy w swoim ponadprzeciętnie długim życiu zmuszony został do wprowadzania kogoś aż tak głęboko w dość zamknięty światek magicznych istot. – Pamiętasz tego białego niczym śnieg lisa, który czasami wskakiwał Ci do łóżka, gdy nie mogłeś zasnąć, a Twoich rodziców akurat nie było w domu ? – Przez dobre trzydzieści sekund bawił się bransoletką zwieńczającą prawym przegub, po czym zwyczajnie ją ściągnął i odłożył na stojące w pobliżu biurko. – Zapewne już dawno zdążyłeś się domyślić, że nie było to zwykłe zwierzę, lecz istota nadnaturalna. Jeśli chcesz, możesz ją zobaczyć ponownie, bo oto właśnie stoi przed Tobą. – Podszedł do drzwi odgradzające pokój od korytarza, by upewnić się, czy Neil nadal pogrążony jest w głębokim, pijackim śnie. Nie usłyszawszy żadnych szmerów świadczących o tym, by miało być inaczej, ulokował się z powrotem na swoim krześle. – Ponadto uważam, że sam również do nich należysz, bo w innym wypadku z pewnością nie byłbyś w stanie widzieć duchów, a już tym bardziej przez nie przechodzić i wyczuwać uczuć, które przenoszą. – Zamilkł, by pozwolić młodemu oswoić się z tymi, jakże szokującymi informacjami. – Teraz rzeczywiście może wydawać Ci się to straszne, ale przy pomocy odpowiedniego mentora, powinieneś się z tym oswoić. – Dodał, obiecując sobie, że tematem własnych podróży zajmie się innym razem.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  31. Przez chwilę przygląda się chłopakowi, gdy słyszy jego komentarz o studiach. Z trudem powstrzymuje się przed wścibskim pytaniem „dlaczego?”. Czy była to tylko kwestia realiów i kosztów edukacji, czy może kryło się za tym coś więcej. Szybko jednak odsuwa od siebie tą myśl. W końcu i tak nie miało to zbyt wielkiego znaczenia.
    – Po prostu nikt ci tego porządnie nie wytłumaczył – stwierdza w końcu spokojnie, jakby to co mówił, było zupełnie oczywiste. Bo w sumie takie było. Ludzie marnowali swoje krótkie, i w większości bezwartościowe, życia na robienie rzeczy wbrew sobie, zajmowanie się czymś, do czego kompletnie nie mieli kompetencji ani serca i kręcili się w kółko w tym idiotycznym błędnym kole, zamiast zrobić cokolwiek sensownego.
    – Większość z nich to matematycy, astronomowie, fizycy i biolodzy. Z tych, których wymieniłeś, jedynie Nietzsche jest najbliższy wizerunkowi humanisty, bo poza filozofią zajmował się też filologią klasyczną, psychologią i literaturą – mówi.
    Nie ma chłopakowi za złe jego słów, czy pewnej ignorancji. W końcu był jeszcze dzieciakiem, wciśniętym w sztywne ramy systemu edukacji, który skupiał się raczej na bezmyślnym wciskaniu wiedzy niż nauce i poszerzaniu horyzontów. Nie zamierzał go też nagle nawracać, ani wciągać w swoją fascynację.
    – To nie do końca tak – Su-Jin uśmiecha się z rozbawieniem, gdy Felix dzieli się z nim swoimi wyobrażeniami – Filozofia to nie monolit i jeden przedmiot. To mnóstwo różnorodnych dziedzin, trochę jak w matematyce. Masz algebrę, arytmetykę, geometrię, trygonometrię… Z filozofią tak samo. Możesz rozważać sens słów i zdań, i skupiać się na filozofii języka. Możesz iść w stronę fenomenologii i skupić na swoim postrzeganiu długopisu. Albo możemy iść w moim ulubionym kierunku i zastanowić się czy w ogóle trzymasz w ręku długopis i czy cokolwiek co postrzegasz w tej chwili jest realne. W końcu każdy z nas inaczej postrzega rzeczywistość, a skoro tak to czy istnieje jakakolwiek obiektywna rzeczywistość, coś czego nie wypaczają nasze przytępione, wyostrzone lub nieprawidłowe zmysły? Może jesteś jedyną osobą w tej kawiarni, która uważa, że trzyma w ręku długopis? A może jesteś jedyną rzeczywistą osobą w tym miejscu, a wszystko dookoła to jeden wielki Matrix? – mówi z lekkim uśmiechem i zadowoleniem – Widzisz… Być może to wszystko nie ma sensu, może cała rzeczywistość nie ma sensu. Chodzi po prostu, by czasem wyjść ze swojej strefy komfortu, spojrzeć na coś z innej perspektywy i podważyć pewne utarte schematy myślenia. Otworzyć się na trochę inną rzeczywistość.
    Kończy swoją kawę i ciasto, po czym zerka na godzinę w telefonie. Ma jeszcze jakieś piętnaście minut do powrotu na uczelnię.
    Przenosi wzrok na swojego rozmówcę, a potem na zeszyt.
    – Ta – wskazuje niemal natychmiast odpowiedź. Waha się przez chwilę. – Wytłumaczyć ci to? Mam jeszcze kwadrans, myślę, że nawet jeśli będziesz bardzo opornym uczniem i tak nie zajmie nam to więcej niż dziesięć minut – stwierdza odrobinę prowokacyjnie. Może gdyby chodziło o bardziej zaawansowaną matematykę nie byłby taki wyrywny. Już i tak był najmłodszym profesorem na uczelni i wykładał zdecydowanie zbyt wiele przedmiotów w porównaniu ze znacznie starszymi i bardziej doświadczonymi współpracownikami. Nauczył się jednak panować nad swoją próżnością i pragnieniem bycia podziwianym jako geniusz. Rozsądek podpowiadał mu by nie obnosić się ze swoją wiedzą i umiejętnościami. Na szczęście w nauce na poziomie szkoły średniej nie było niczego, czego nie miałby prawa wiedzieć jako filozof specjalizujący się w naukach przyrodniczych. Dlatego pozwala sobie na małą przyjemność, choćby po to, by udowodnić swojemu rozmówcy własną tezę na temat nieudolności nauczycieli.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  32. Obserwując wyraźny szok wywołany przez słowa, które przed chwilą wypowiedział, Sora uśmiechnął się nieznacznie, przypominając sobie swoją pierwszą, niezbyt kontrolowaną przemianę w człowieka i niezdarne próby okiełznania świeżo nabytych niezwykłych mocy. Doskonale pamiętał okropny ból w stawach, które podczas owego procederu musiały przecież przybrać zupełnie odmienny kształt i przemieścić się w inne miejsca, by utworzyć ludzki szkielet oraz strach przeplatany z ekscytacją towarzyszący spotkaniu z duchami. Obecnie natomiast wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się wskazywać na to, że po raz drugi będzie musiał przeżyć coś podobnego, tyle że w roli mentora i przewodnika. Z jednej strony był miło połechtany, że młodzieniec zwierzył się ze swojej tajemnicy właśnie dla niego, lecz z drugiej szczerze obawiał się, czy sprosta temu wymagającemu zadaniu. Ostatecznie jeszcze nigdy nie miał pod swoimi skrzydłami ucznia. Ale przecież nie mógł poddać się już na wstępie, skoro doskonale zdawał sobie sprawę, że pozostawiony sam sobie chłopak łatwo może paść ofiarą własnych umiejętności.
    - Są sprawy, z których w żadnym wypadku nie należy sobie żartować i magia z pewnością właśnie do nich należy. – Odparł lekko urażonym tonem. – Zaraz Ci to zresztą udowodnię i na własne oczy przekonasz się, że mówiłem wyłącznie prawdę, a lis, którego widziałeś jako dziecko był jak najbardziej prawdziwy. – Po raz kolejny wstał ze swojego krzesła i skierował do drzwi, by upewnić się, że nikt niepożądany nie przeszkodzi mu w wykonaniu zamierzonego procederu. Następnie podszedł do okna i otworzył je na oścież. – Tak na wszelki wypadek. – Dodał, biorąc głęboki oddech. Chociaż miał już za sobą wiele przemian i tak musiał przyznać, że okropnie się stresuje. W końcu po raz pierwszy w swoim przydługim życiu miał wykonać tego typu sztuczkę wyłącznie po to, by coś komuś dowieść. W dodatku był w stu procentach pewny, że tym razem nie będzie to miłe doświadczenie. Nie teraz, gdy wciąż wyraźnie odczuwał ból żeber związany z twardym lądowaniem na podłogę w barze. Ale czegóż się nie robi, by nie trzymać w niepewności swoich podopiecznych… - Gotowy ? – Odwrócił się do Felixa i spojrzał mu głęboko w oczy. – Zaczynajmy, więc. – To powiedziawszy, przystąpił do przybierania postaci lisa. Gdy metamorfoza wreszcie się dokonała, starym zwyczajem wskoczył na łóżko i jak gdyby nigdy przeszedł się po nim kilka razy, po czym z gracją zeskoczył na podłogę, by powtórzyć wszystkie kroki w odwrotnej kolejności. Pech jednak chciał, że do jego nadwrażliwych uszu dotarł głośny brzdęk oraz stek przekleństw dochodzący z parteru, który oczywiście nie mógł świadczyć o niczym innym niż o przebudzeniu się Neila. A ten za nic w świecie nie mógł go zastać w takim stanie, bo jeszcze zechciałby stać się posiadaczem naturalnego, białego futra. Chcąc nie chcąc najpierw rzucił nastolatkowi przepraszające spojrzenie, a potem szybko wskoczył na parapet i czmychnął do ogrodu, dopiero tam orientując się, że zapomniał o cennej bransoletce. Cholera ciężka, dopóki jej nie odzyska, będzie musiał wystrzegać się wydarzeń, które mogłyby wywołać u niego nadmiar emocji, szczególnie tych nieprzyjemnych, a oto przy pracy, którą wykonywał było często szczególnie trudno.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  33. – Nie potrzeba wiele czasu, by coś dobrze wytłumaczyć – stwierdza ze spokojem. – Dla wielu studentów filozofii czy psychologii logika jest sporym wyzwaniem. Mimo to jakoś moi studenci nie mają z tym problemu, nawet jeśli opuszczają zajęcia. Nie potrzeba kilku godzin wykładów, by coś wyjaśnić. Poza tym… – przez chwilę przygląda się chłopakowi, zastanawiając się czy w ogóle powinien to mówić. Dobrotliwa natura, chęć tłumaczenia innych i brania na siebie winy to coś co nie powinno go obchodzić. Wręcz przeciwnie, jeśli ten dzieciak chciał tak myśleć to może i dobrze, nie pasował do grona zepsutych do szpiku kości czarowników. I pewnie nie skończy przez to najlepiej.
    Mimo wszystko poddaje się i ulega chęci wtrącenia się, podważenia pewnych schematów myślenia swojego rozmówcy.
    – Poza tymczasem nie warto być wyrozumiałym na siłę. Czasem warto być po prostu egoistą, zwalić winę na innych zamiast pozwolić by cię tłamsili. Jeśli będziesz wyrozumiały dla każdego doszukując się winy w sobie, inni wejdą ci na głowę. Nie tylko w szkole, ale też w domu, w pracy, w całym życiu – mówi spokojnie. Czuje, że nie powinien popychać chłopaka w tym kierunku, skłaniać go do takiego myślenia, bo może kiedyś tego pożałować. W tej chwili jednak jakaś część jego umysłu żałuje raczej tego prostodusznego dzieciaka, jego naiwnej wizji świata i tego jak wiele niepokojących sygnałów dostrzegał w jego postawie.
    Spogląda z zaciekawieniem na swojego rozmówcę, słysząc jego reakcję.
    – W filozofii wschodu Matrix nazywamy Mayą, a to, czemu nasza Maya wygląda w taki a nie inny sposób to już idea karmy. W tej perspektywie każdy z nas żyje w czymś na kształt osobistego piekła, które sami sobie kreujemy poprzez nasze głupie myśli, lęki i wybory. Myślę, że to nawet bardziej upiorna wizja, niż cyfrowe więzienie dla umysłu – stwierdza, mimo wszystko przekraczając znów nieco granice komfortu swojego rozmówcy kolejną nieprzyjemną wizją.
    Znów z zaciekawieniem obserwuje chłopaka i malujące się na jego twarzy i w oczach emocje. Pomimo chęci sprawdzenia co się stanie, kiedy powie jeszcze więcej, nie ciągnie dalej tego tematu, gdy słyszy, że Felix nie czuje się dobrze wykraczając poza swoją strefę komfortu. Jedynie uśmiecha się z odrobiną rozbawienia, ale i zaciekawienia wyłapując ze słów chłopaka jedną, interesującą uwagę.
    – Ponurego? Myślałem, że raczej zbyt poważnego – odpowiada zupełnie spokojnie, choć jego wzrok zdradza, że w jakiś sposób ciekawi go ta uwaga.
    Zerka jeszcze na ekran telefonu i godzinę, gdy słyszy uwagę chłopaka.
    – Podoba mi się to podejście – stwierdza z satysfakcją, bez wahania podejmując wyzwanie. – Zdajesz sobie sprawę, że jeśli ci się uda to udowodnisz, że się myliłeś i to nie wina ciebie czy twoich nieobecności, a jedynie braku dobrego nauczyciela? – pyta, odrobinę prowokująco.
    Zabiera zeszyt leżący przed chłopakiem i przegląda kilka ostatnich stron, by zorientować się co konkretnie przerabiali. Ostatecznie jednak stwierdza, że jeśli wybije się trochę ponad jego program, nie stanie się nic złego, najwyżej dzieciak na tym tylko skorzysta.
    – W porządku, podejmuję wyzwanie. Daj jakąś kartkę… – mówi, oddając mu zeszyt.
    Chwilę później zabiera się za proste i zwięzłe wytłumaczenie zasad, unikając przy tym suchych regułek i definicji. Podchodzi raczej do tematu w sposób typowy dla filozofa, z szerszej perspektywy, w której matematyka nie jest jedynie oderwanym od rzeczywistości światem liczb, a częścią rzeczywistości, płynnie łączącą się z innymi naukami. A skoro jego tymczasowy uczeń był humanistą, pozwala sobie na nieco bardziej humanistyczne i opisowe wyjaśnienia zależności pomiędzy liczbami i działaniami. Na chwilę znów jest w swoim żywiole, czując się jak wykładowca pośrodku auli pełnej studentów.
    – I co? Nadal wydaje ci się to takie straszne? – pyta, gdy kończy tłumaczenie i pozwala Felixowi rozwiązać parę trudniejszych przykładów, by upewnić się, że zrozumiał i poradzi sobie z całą resztą, o wiele prostszych zadań szkolnych.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  34. – Po prostu oceniam wiedzę, nie ludzi – odpowiada, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. W końcu nie angażował się w to wszystko dla ludzi, a dla siebie. Owszem, darzył pewną dozą sympatii swoich studentów, ale bardziej jako grupę niż indywidualne jednostki. Ostatecznie liczyła się tylko wiedza i ciekawa dyskusja.
    – Nie we wszystko warto się angażować czy wkładać serce – stwierdza obojętnie. – W ten sposób wypalisz się i stracisz energię na rzeczy, które nie są tego warte.
    Mówi, doskonale zdając sobie sprawę, że w tej chwili raczej zaprzecza wizerunkowi autorytetu, czy nauczyciela, który mógłby stanowić wzór. Nie zamierza jednak wpasowywać się w ramy, ani wygłaszać fałszywych formułek, które brzmiały ładnie i zachęcająco. W jakiś sposób jest mu szkoda tego dzieciaka i jego zbyt idealistycznego podejścia do życia, w którym nie było zbytnio miejsca na idealizm i tego typu odruchy.
    Uśmiecha się z lekkim rozbawieniem, gdy widzi reakcję swojego rozmówcy.
    – Ponura, ale przez to całkiem spójna. W końcu wedle tej idei, życie jest cierpieniem – stwierdza, po czym milczy przez chwilę zastanawiając się nad pytaniem chłopaka. Przez chwilę mimowolnie do głowy przychodzą mu obce wspomnienia z prawdziwego piekła, z którego pochodził jego duch. Wspomnienia, czegoś, czego nigdy nie widział, ani nie doświadczył, a jednak co krążyło mu czasem po zakamarkach umysłu, niczym echo czyjejś całkowicie obcej przeszłości. Odsuwa jednak te myśli.
    – Dość interesujące i irytujące. Z jednej strony spokojne małe miasteczko, lasy i biblioteki, z drugiej irytujące dzieciaki, koty i profanacja herbaty. Surrealistycznie – stwierdza ogólnikowo i wymijająco, odkrywając tyle, ile wydaje mu się stosowne, by powiedzieć sporo i jednocześnie nie powiedzieć nic.
    Przygląda się z zaciekawieniem Felixowi, gdy ten drąży temat i zadaje sporo ciekawych pytań.
    – To tylko jedna z wielu koncepcji. Lubię ją, ale to nie znaczy, że w nią wierzę lub zgadzam się z jej poglądami. Dlatego właśnie nie jestem buddystą, bo to w co wierzę i jak żyje, nie pasuje do tych idei. Ale wciąż mogę się nimi fascynować – wyjaśnia, wyraźnie zaznaczając pewien dystans między własnymi poglądami, a fascynacjami. Nie potrafi jednak odmówić sobie intrygującej dyskusji, dlatego kontynuuje.
    – Jeśli już chcesz rozpatrywać swój przypadek z punktu widzenia Mayi, to nie do końca tak, by to działało. Nie wszystko jest świadomym wyborem, równie dobrze mógłbyś kreować swoją rzeczywistość w sposób nieświadomy. Jak w samospełniającej się przepowiedni, bezwiednie dążysz do czegoś, choć wydaje ci się, że starasz się tego uniknąć. Wtedy to co kreujesz w równym stopniu zależało by od ciebie, jak i nie zależało, a czasem mógłbyś też osiągać odwrotny skutek od zamierzonego. I teraz prawidłowym pytaniem byłoby czy masz problem, że nie rozumiesz nic, bo nie chodzisz na zajęcia, czy może nie chodzisz na nie, bo nic nie rozumiesz i uciekasz od swojego problemu. Mniej więcej w ten sposób.
    Dobry humor z powodu ciekawej dyskusji szybko jednak mija, a dalsze słowa dzieciaka sprawiają, że Su-Jin zaczyna czuć się w tym wszystkim zbyt dziwacznie i niekomfortowo. Może rzeczywiście niepotrzebnie dał się wciągnąć w interesującą rozmowę, skoro teraz jego rozmówca dochodzi w ten sposób do takich wniosków.
    – Ciekawa analiza… – stwierdza w końcu, nieco dystansując się od tej rozmowy – Może powinieneś pomyśleć o studiowaniu psychologii? Miałbyś ze mną zajęcia z logiki i psychologii analitycznej – mówi, nie odnosząc się w ogóle do spostrzeżeń chłopaka, ani tym bardziej do niespodziewanego wyrazu sympatii. Przez chwilę nawet czuje, że popełnił błąd wtrącając się w to wszystko i pomagając chłopakowi. Czuje, że za każdym razem, gdy choć na chwilę zapomina o swoim dystansie i pozwala sobie zbliżyć się do ludzi, ryzykuje niekomfortowym odsłonięciem się, zbędnym zaangażowaniem w coś, w co wcale nie chciał się angażować. Nawet jeśli była to zwykła rozmowa na różne tematy i pomoc w nauce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Lubię fizykę o wiele bardziej niż matematykę – stwierdza, odpowiadając na wyzwanie Felixa – Ostatecznie po prostu przestanę tu przychodzić i zacznę kupować kawę w uczelnianym bufecie, albo znajdę sobie inną kawiarnię – dodaje nieco złośliwie.
      Sięga po telefon raz jeszcze sprawdzając godzinę, po czym zbiera się do wyjścia. Chowa telefon, zakłada płaszcz i sięga po torbę.
      – Napiwek dla ciebie za ciekawą rozmowę o filozofii – stwierdza zostawiając na stoliku należność za kawę i brownie, z lekką górką.
      Waha się jeszcze przez chwilę i zatrzymuje.
      – Czasem prowadzę otwarte wykłady, może wpadnij na któryś. Ostatecznie możesz wpaść kiedyś na jakikolwiek mój wykład, nikt ci za to głowy nie urwie, a może nauczysz się więcej niż w liceum lub chociaż będziesz mógł pozastanawiać się nad rzeczywistością lub polubisz nauki przyrodnicze – dodaje, po czym żegna się lekkim skinieniem głowy i opuszcza kawiarnię kierując się z powrotem w stronę uczelni.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  35. Kolejny dzień na uczelni mijał mu podobnie, wedle komfortowej, wypracowanej rutyny, przerywanej jedynie koszmarem przemykania po zatłoczonych korytarzach, w zbyt wielkim, ruchliwym i hałaśliwym tłumie, którego szum upiornie męczy jego zmysły.
    Teraz także uważnie przemyka przez korytarz, starannie omijając każdą osobę i trzymając możliwie największy dystans. Dłonie w jedwabnych rękawiczkach mocno zaciskają się na kluczu do sali i trzymanej w ręku teczce z notatkami. Nie rozgląda się dookoła, patrzy jedynie pod nogi i skupia się na jak najszybszym i bezproblemowym dotarciu do sali. Dopiero, gdy może zająć miejsce za biurkiem, bezpiecznie odgrodzony od reszty studentów, czuje pewną ulgę.
    Chwilę trwa w bezruchu, skupiając się na ignorowaniu hałasu jaki robią studenci zajmując swoje miejsca. Trwa w bezruchu nawet, gdy wyczuwa znajomą energię młodego czarownika i dostrzega jak Felix, który jednak skorzystał z zaproszenia, stawia mu na biurku kawę. W innych okolicznościach być może by go to rozbawiło, teraz jednak myśli jedynie o tym, by ignorować hałas. Dopiero, gdy w sali powoli zapada cisza Su-Jin rozluźnia się nieco. Zdejmuje rękawiczki, rozkłada notatki. Wtedy też dopiero przenosi wzrok na siedzącego z przodu Felixa. Powstrzymuje się przed rzuceniem jakiejś uwagi. Nawet jeśli wie, że i tak nikogo nie obchodziła wizyta chłopaka na wykładzie, nie zamierza być złośliwy. Widzi, że dzieciak z jakiegoś powodu jest strasznie zdenerwowany. Z odległości tych paru metrów nie widzi wyraźnie wyrazu jego twarzy, ale doskonale czuje jego energię i przyśpieszony od stresu puls.
    Sięga po przyniesioną kawę. Wącha ją, by upewnić się, że młody czarownik złośliwie nie dosypał mu jakiegoś magicznego specyfiku, lub co gorsza, nie postanowił uraczyć czarnym i niesłodzonym napojem. Nie wyczuwa jednak nic, więc upija łyk i uśmiecha się nieznacznie w stronę Felixa.
    – No dobrze… Dziś zahaczymy nieznacznie o filozofię nauki, bo omówimy podstawy filozofii próżni, zarówno w ujęciu filozofii średniowiecznej i nowożytnej oraz filozofii wschodu, a potem odniesiemy sobie to do mechaniki klasycznej i szczególnej teorii względności – zaczyna. Żałuje, że z tej odległości nie jest w stanie dostrzec miny Felixa i jego niewątpliwej radości z tego, że trafił akurat na temat związany z fizyką teoretyczną.
    Rozpoczyna wykład na ulubiony temat, zapominając o wszystkim i w pełni angażując się w fascynujący świat filozofii przyrody. Znów jest w swoim żywiole opowiadając o wszystkich mniej lub bardziej wspaniałych ideach i kreatywnych pomysłach ludzi na opisanie istniejącego świata, z niechęcią zmuszając się do tego, by nie odpływać zbyt daleko w swoich opowieściach i nie przeciągać wykładu. Zerka jeszcze na telefon, by upewnić się, że skończył o czasie.
    – To tyle, wieczorem wyślę wam jeszcze dodatkowe materiały i lekturę pogłębiającą temat. Jesteście wolni… Felix, ty zostajesz – stwierdza, zanim chłopak w pierwszym rzędzie zdąży podnieść się z miejsca.
    Siada za biurkiem, by odgrodzić się od wychodzących studentów i przeczekać niekomfortową chwilę hałasu i nadmiaru bodźców. Odgłosy pakowania, szum rozmów i pożegnań miesza się w jeden nieprzyjemny hałas.
    Dopiero, gdy ostatni studenci opuszczają salę Su-Jin rozluźnia się nieco i zerka w stronę Felixa, gestem wskazując by podszedł.
    – Dziękuję za świetną profanację kawy – stwierdza, odliczając starannie kwotę za kawę i kładąc pieniądze na biurku. – Celowo wybrałeś filozofię przyrody czy przyszedłeś na pierwszy lepszy wykład? – pyta z zaciekawieniem.
    Bez pośpiechu układa notatki i chowa do teczki, po czym sięga po rękawiczki. Zakładając je pośpiesznie naciąga rękaw, by ukryć brzydką, i jednoznacznie kojarzącą się, pionową bliznę na nadgarstku.
    – Czy fizyka w takim nieco bardziej „humanistycznym” wydaniu nadal wydaje ci się tak szalenie przerażająca? – kontynuuje myśl, przenosząc wzrok na dzieciaka.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  36. Pod drzwi kamienicy, w której wynajmował niewielkie mieszkanko dowlókł się dopiero późnym wieczorem, ze zmęczenia słaniając się na łapach. Najchętniej położyłby się zwyczajnie na schodach i przeczekał do rana, lecz podświadomie wyczuwał, że nie byłby to dobry pomysł chociażby z uwagi na głośne dźwięki charakterystyczne dla bójki nastolatków dochodzące z pobliskiego parku. Doskonale wiedział, że zanim chłopcy się rozejdą (lub zostaną odwiezieni karetką do położonego o rzut beretem szpitala), w okolicy zapanuje olbrzymi chaos związany z pojawieniem się policji, a jego nad wyraz wyostrzone lisie zmysły zareagują natychmiastową paniką. Musiał więc wykrzesać z siebie resztki sił, by wykorzystać te kilka cennych sekund, podczas których któryś z sąsiadów otworzy drzwi, by niepostrzeżenie dostać się do środka. Dalej już sobie z pewnością łatwo poradzi, bo przecież i tak nikt nie uwierzy cerberowi siedzącemu przy kontuarze na samym dole, że widział na monitoringu puchate, dzikie zwierzątko. Już szybciej przełożeni tego uroczego staruszka uznają, że jest przepracowany i potrzebuje urlopu zanim całkowicie straci zmysły. Na całe szczęście tym razem los postanowił Azjacie sprzyjać – panna Wild, prawniczka z drugiego piętra wybiegła pośpiesznie do czekającej taksówki jeszcze zanim upłynął kwadrans, jak zwykle nazbyt zaaferowana kolejną rozprawą, by choćby zerknąć na chodnik.
    ***
    Ostatnie półtora tygodnia upłynęło mu nadzwyczaj szybko, a to z uwagi na nadmiar obowiązków służbowych związanych z tajemniczą śmiercią pewnego powszechnie szanowanego biznesmena. Zwłoki mężczyzny porzucone w krzakach na brzegu jeziora zostały znalezione przez przypadkowego biegacza, który jak zwykle koło godziny ósmej z rana spacerował tamtędy z psem. Choć rzecznik prasowy mundurowych z uwagi na wczesny etap śledztwa starał się jak najmniej rozmawiać z przedstawicielami prasy, część mieszkańców i tak zaczęła szeptać, iż za całą tą sytuacją z pewnością znowu stoją nadnaturalni, toteż radni powinni jak najszybciej wygnać ich wszystkich z miasteczka. Biedni głupcy nie mogli wiedzieć, że Sora zdążył już porozmawiać w cztery oczy z duchem denata i właśnie zbierał dowody poświadczające, że ten zwyczajnie popełnił samobójstwo po tym, gdy dowiedział się o zdradzie małżonki. Co gorsza natrętni reporterzy stale siedzieli mu na ogonie, sprawiając, że kilka razy omal nie przystąpił do niekontrolowanej przemiany. W pewnym momencie, chcąc nie chcąc, musiał więc zdecydować się na pilną wizytę w domu rodziny O’Connor, by odzyskać swoją jakże cenną zgubę. Stał prawie na skraju rozstroju nerwowego, toteż miał kompletnie wywalone na to w jakim stanie będzie akurat Neill i jak przyjmie informację, że musi pilnie porozmawiać z jego synem. Najwyżej dojdzie między nimi do kolejnego starcia. Tym razem jednak nie będzie się z nim patyczkował. Nie teraz, gdy stawką było bezpieczeństwo całej magicznej społeczności.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  37. – Jak chcesz, ale na przyszłość nie marnuj swoich ciężko zarobionych pieniędzy – stwierdza chowając kwotę do portfela. Woli nie dyskutować na ten temat. Wyraźnie dostrzega, że w tej kwestii akurat byli dość podobni, więc i zapewne podobnie uparci.
    Przez chwilę Su-Jin przygląda się chłopakowi słysząc jego słowa o domu. Nie drąży jednak, ani nie pyta. W końcu to nie była jego sprawa. Nie chce też jeszcze bardziej angażować się w znajomość, która i tak wydaje mu się już niekomfortowa i zajmująca zbyt wiele czasu. W końcu to był tylko dzieciak z kawiarni, a nie jego student.
    – W środku semestru byłoby ci ciężko cokolwiek zrozumieć. Zwykle pierwsze dwa wykłady z logiki poświęcam na wyjaśnienie definicji, podstawowych aksjomatów, kwantyfikatorów i tak dalej. Mógłbyś trafić na zajęcia, gdzie zajmuję się rachunkiem zdań czy rachunkiem kwantyfikatorów i poczułbyś się jak na fizyce. Mnóstwo wzorów w oderwaniu od rzeczywistości – wyjaśnia spokojnie. – Ale jak cię to interesuję zawsze mogę dać ci znać kiedy będę prowadzić zajęcia z podstaw logiki. Albo po prostu udzielę ci jednorazowych konsultacji z przedmiotu.
    Pewnie niepotrzebnie brnie w to dalej, ale nie potrafi powstrzymać własnej, mocno egoistycznej, satysfakcji jaką daje mu nauczanie. Nieważne czy uczył dzieciaki, prowadził wykład, dawał konsultację, czy przemawiał przed środowiskiem naukowym, za każdym razem satysfakcja była podobna. Nauczanie i rola autorytetu w jakiejś dziedzinie było dla niego trochę jak ulubiona używka, pewne uzależnienie, z którym nie miał zamiaru skończyć. I tak, ciągnęło się to już od prawie dwustu ostatnich lat…
    Dostrzega gest chłopaka, niemal identyczny sposób obciągania rękawów, głęboko wdrukowany odruch. Przez chwilę Su-Jin czuje się z tego powodu nieswojo, trochę jakby dzieciak był żywym lustrem, powielającym jego własne, bardzo niekomfortowe, gesty. Zaraz też pojawia się obawa… Czy robił to podświadomie, czy może coś zauważył? Z doświadczenia wampir wiedział, że to właśnie ludzie tego pokroju lub zapaleni psychologowie, zwykle dostrzegali coś więcej. Zauważali pewne odruchy i lubili drążyć temat.
    Z jakiegoś powodu chłopak jednak tego nie robi. Albo nie zauważył, albo udawał, że nie zauważył. Niezależnie od tego jak było, Su-Jin także nie mówi nic, choć w jego głowie układało się już pytanie o kontuzjowany nadgarstek lub inne, bardziej prywatne pytania, którymi zamierzał przenieść ciężar rozmowy z siebie, na Felixa.
    Na szczęście zamiast niewygodnych pytań, chłopak kontynuuje temat wykładu, pozwalając Su-jinowi pozostać w jego strefie komfortu i obszarze zainteresowań.
    – Zdajesz sobie sprawę, że byłeś na wykładzie dla drugiego roku? – pyta, odrobinę prowokacyjnie, po czym bierze kartkę z notatkami.
    – Niezłe notatki jak na ucznia liceum – stwierdza z wyraźnym zainteresowaniem, po czym spogląda na wskazane pojęcia, przy których widnieją znaki zapytania – To pojęcia z podstaw przedmiotu, które tłumaczę zwykle na pierwszych zajęciach. Jak chcesz mogę pożyczyć ci książkę, będącą prostym wprowadzeniem do filozofii przyrody i jej poszczególnych nurtów. Rozjaśni ci trochę te pojęcia i może nawet pomoże ci trochę bardziej polubić się z różnymi przedmiotami z zakresu nauk przyrodniczych. Chciałbyś spróbować, czy masz już i tak za dużo na głowie? – Tym razem nie stara się ani prowokować, ani podpuszczać chłopaka, rzucając mu wyzwanie. Po prostu rzuca zwyczajną propozycję, która może równie dobrze zaciekawić Felixa, jak i wręcz przeciwnie. Su-Jin ma wrażenie, że w ten sposób sam zaspokaja pewną ciekawość względem swojego rozmówcy i tego, czy naprawdę był on tylko dzieciakiem z problemami w szkole, zbyt leniwym by się uczyć, tak jak próbował mu to wmówić… Czy może jednak gdzieś w tym wszystkim krył się umysł żądny wiedzy, który po prostu nigdy nie dostał szansy, by spróbować czegoś nowego lub ciekawego.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  38. Obserwuje jak chłopak szuka czegoś w telefonie, po czym ostrożnie podnosi jego smartfon i przygląda się zdjęciu, powiększając niektóre fragmenty, by wyraźniej przyjrzeć się zadaniom.
    Podnosi wzrok na Felixa i odkłada telefon na biurko, po czym odsuwa w stronę swojego rozmówcy.
    – Prawdziwie „profesjonalni” nauczyciele – mruczy pod nosem. Mógłby uznać całą sytuację za swój sukces, ale wówczas musiałby także przyznać, że zachowanie nauczyciela Felixa było równie osobistą zniewagą. Nawet jeśli człowiek nie mógł wiedzieć, że po prostu był beznadziejnym nauczycielem i ktoś zajął się lepiej jego obowiązkami. Ta myśl sprawia, że Su-Jin uśmiecha się bezczelnie.
    – W takim razie mamy namacalny dowód, że miałem rację – stwierdza – Chyba powinienem porozmawiać z twoim nauczycielem i uświadomić mu, że najwyraźniej minął się z powołaniem. Co za absurd… jak można ściągać na matematyce i to bezbłędnie? – Mamrocze jeszcze pod nosem kompletnie oburzony tak idiotycznym pomysłem.
    Czasem cały postęp w edukacji zdaje się Su-Jinowi jednym wielkim krokiem wstecz, a wielu współczesnych nauczycieli i wykładowców wydaje się bardziej zacofanych niż ci, których pamiętał z dziewiętnastowiecznych uniwersytetów w koszmarnie zacofanej i ciasnej umysłowo Korei.
    Przytakuje skinieniem głowy na słowa swojego rozmówcy, nie siląc się nawet na fałszywą skromność. Doskonale wie, że dobrze tłumaczy. Nawet jeśli nie chodziło tu jedynie o ogrom wiedzy i doświadczenia, to wciąż miał zapał i serce do tego co robił, niezależnie od pobudek jakie nim kierowały.
    – Wtedy, kiedy przeczytasz – odpowiada spokojnie, po czym dodaje – Nie jesteśmy w szkole, ani nie jesteś moim studentem. Nie obowiązują cię terminy, możesz przeczytać w wolnej chwili i wykorzystać to i owo w szkole, albo poczekać do wakacji, jak ci wygodniej…
    Bierze do ręki kubek z kawą i dopija do końca. Zbiera swoje rzeczy i leżące na stole klucze.
    – Nie oczekuję, jestem ciekaw na ile wyjdziesz ze swojej strefy komfortu, jak przy rozmowie o Matrixie i piekle Mayi – odpowiada – Potem może w nagrodę pokażę ci coś bardziej humanistycznego. Chodź, przejdziemy się do mojego gabinetu po książkę – mówi podchodząc do drzwi.
    Su-Jin wygląda na korytarz, by upewnić się, że jest niemal pusto. O tej porze na szczęście większość studentów wyszła już do domu. Opuszcza salę i zamyka ją na klucz.
    Przenosi wzrok na Felixa, gdy słyszy jego pytanie. Stara się trzymać komfortowy dystans od chłopaka, jednocześnie nie ignorując go zbytnio przez skupianie się na wsłuchiwaniu w otoczenie.
    Zastanawia się nad jego pytaniem i nad tym co odpowiedzieć by zgrabnie połączyć prawdę, z aktualną historyjką obecnego życia.
    – Nie, długo kompletnie nie miałem pomysłu na siebie – stwierdza w końcu, balansując gdzieś pomiędzy tym jak było naprawdę, a bajeczką jaką opowiadał zwykle profesorom lub studentom.
    – Od zawsze lubiłem wiedzę i pochłaniałem książki, ale to nie było nic konkretnego. A potem odkryłem, że uwielbiam wygłaszać swoje monologi i czuć się… – waha się przez chwilę nad starannym wyborem słowa, by nie przyznać wprost, że chodziło mu tylko o podziw i karmienie własnego ego – ...autorytetem? Ekspertem w tym co robię? Skoro uwielbiałem to robić i byłem w tym świetny, to dalszy wybór wydawał mi się prosty. Trudniejsze było wybranie kierunku. Mam zbyt wiele zainteresowań. Stąd słabość do filozofii, mogę zajmować się wieloma naukami naraz – wyjaśnia spokojnie i rzeczowo. Rozumie dokąd zmierzał Felix ze swoim pytaniem, więc po chwili namysłu wampir dodaje jeszcze swoją osobistą opinię.
    – Nie wyobrażam sobie marnowania życia na robieniu czegoś bez sensu, lub czegoś co nie daje mi satysfakcji. Takie życie nie ma zbytniej wartości. Tym bardziej, że ludzkie życie jest za krótkie, by zrobić wszystko co chcemy. Nie warto tracić czasu na coś, w czym będziemy się męczyć – mówi, a idealistyczna wizja pasji płynnie łączy się z dość kontrowersyjnym wartościowaniem życia. Su-Jin zatrzymuje się przed drzwiami swojego gabinetu i wchodzi do środka, gestem dając znać Felixowi, by też wszedł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnętrze gabinetu jest proste i dość minimalistyczne, niemal pozbawione czegokolwiek indywidualnego, co nadałoby prywatnego charakteru miejscu pracy. Wyróżnia się jedynie ogrom książek i teczek na prostym regale. Su-Jin powoli przesuwa palcami po grzbietach książek, choć materiał rękawiczek nie pozwala mu niczego poczuć. Zatrzymuje się przy jednej z pozycji i wyjmuje niezbyt grubą książkę, w ładnym nowym wydaniu.
      – To bardzo ogólne i proste wprowadzenie do filozofii przyrody nie tylko dla studentów filozofii, ale też innych kierunków. Myślę, że bez problemu sobie poradzisz – mówi wręczając chłopakowi książkę.

      Cho Su-Jin

      Usuń

  39. Przekroczywszy niezamkniętą bramkę omal nie został stratowany przez pędzącego na oślep, zapłakanego Felixa. Nie musiał nawet pytać, co wprowadziło go w taki stan. Ostatecznie idąc tu słyszał odgłosy charakterystyczne dla rodzinnej awantury oraz związanego z tym katowania młodszego i słabszego osobnika. Doprawdy, droga Inari ostatnio chyba jeszcze bardziej zaczęła specjalizować się we wpychaniu swego wiernego sługi w sam środek kłopotów jego podopiecznych. O tyle dobrze, że ten konkretny Kitsune nie miał ich zbyt wielu. Prawdę powiedziawszy młody O’Connor był jedynym w Woodwick. Nie mogło to jednak zmienić faktu, że dobrych kilka sekund zajęło Sorze zdecydowanie, czy ważniejsze jest dla niego natychmiastowe przyprowadzenie do porządku Neila, czy też pogoń za jego oddalającym się synkiem. Po szybkim rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw obu planom, zdecydował się na drugą opcję.
    - Poczekaj chwilę, dzieciaku. – Paroma długimi krokami, bardziej przypominającymi zwierzęce susy niż ludzki chód zjawił się tuż obok chłopaka i złapawszy go za kaptur, obrócił go twarzą do siebie. – W cale nie chciałem rozmawiać z Twoim ojcem, a teraz tym bardziej nie chcę. – Oświadczył, odruchowo wolną ręką przetrząsając kieszenie w poszukiwaniu opakowania chusteczek. Odnalazłszy je, wyciągnął jedną z nich i podał nastolatkowi. – Przyszedłem do Ciebie. Tak się składa, że przy ostatniej wizycie zostawiłem u Was pewną cenną labradorytową bransoletkę. Dokładnie taką, którą masz na nadgarstku. Byłbym niezmiernie wdzięczny, gdybyś mi ją teraz zwrócił, gdyż tak się składa, że nie jest to zwykła ozdóbka, tylko taka, która pozwala mi uniknąć… - Rozejrzał się uważnie dookoła, by upewnić się czy przypadkiem nikt ich nie podsłuchuje. - …niekontrolowanej przemiany. – Dokończył szeptem. – Sam więc rozumiesz, że bez niej nie mogę bezpiecznie pracować.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  40. – Dokładnie tak – odpowiada słuchając wywodu chłopaka i wniosków, do których ten ostatecznie dochodzi. – Próbować i nie zamykać się na możliwości. Wychodzić ze swojej strefy komfortu i poszerzać zainteresowania. Teraz przez kiepskich nauczycieli, którzy minęli się z powołaniem, może wydawać ci się, że się do czegoś nie nadajesz, a za dwadzieścia lat zaczniesz żałować, że nie poszedłeś inną drogą… – mówi spokojnie. – Zresztą, nawet jeśli odkryjesz swoją życiową pasję dopiero na emeryturze, to i tak nie warto marnować tych ostatnich lat swego życia. Pamiętaj, nigdy nie jest za późno na to, by żyć w zgodzie ze sobą i swoją naturą.
    Zerka jeszcze na chłopaka, gdy ten zachwyca się książkami, a w oczach wampira pojawia się drobna iskierka rozbawienia.
    – Bez przesady. Mam swoją małą biblioteczkę, ale poza tym żyję zupełnie normalnie. Filozofowie to też ludzie – odpowiada z rozbawieniem.
    Su-Jin mija regał i zajmuje miejsce za biurkiem, by bez pośpiechu uporządkować dokumenty i spakować się do domu. Dziś nie zamierzał marnować czasu zbyt długo. O tej porze, na dodatek przed weekendem, i tak nie spodziewał się żadnych studentów potrzebujących konsultacji. Sam również chciał już wracać do domu i miło spędzić ten weekend. Zerka jeszcze na godzinę, by upewnić się czy jest sens zaglądać do biblioteki, po czym znów przenosi wzrok na Felixa, który najwyraźniej nigdzie się nie wybierał.
    Przez chwilę przygląda mu się nieco zdziwiony jego propozycją.
    – To idiotyczne… – stwierdza w pierwszej chwili. On i jakaś szczeniacka gra w pytania i zadania? Absolutnie nie widział siebie w czymś takim. Już nawet ma chęć uświadomić Felixowi, że absolutnie nie ma zamiaru bawić się w tego typu głupoty. Zaraz jednak, słysząc pośpieszne pytanie chłopaka, zmienia zdanie. Może to wcale nie był aż taki idiotyzm? Dzieciak po prostu chciał nieco lepiej go poznać, w zamian także pozwalając mu na zadawanie pytań. To pozwalało mu dowiedzieć się czegoś więcej o młodym czarowniku i tym, co ten miał w głowie. Poza tym wcale nie musiał być szczery w tej zabawie. W końcu prawie nigdy nie był szczery. Zwykle w swoich kłamstwach wykorzystywał jedynie maleńkie ziarenka prawdy, by jego kłamstwa były wiarygodne i zachowywały pozory szczerości.
    – Niech ci będzie, ale bez żadnych głupich pomysłów – mówi w końcu, dając znać, że zgadza się na tą dziwaczną grę.
    Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią, mechanicznie przeglądając niewielki stos teczek i papierów ze swojego biurka.
    – W tej chwili chyba nic… – stwierdza ostrożnie – Lubię swoje życie w Woodwick i praktycznie niczego nie żałuję – odpowiada w końcu. Nawet nie wysila się, by kłamać lub uważnie dobierać słowa. Rzeczywiście był zadowolony ze swojej przeprowadzki tutaj i ze wszystkiego co wydarzyło się w ten niecały rok; z tego jak bardzo zmieniło się całe jego życie.
    – No chyba że pytasz tak ogólnie, o całe moje życie… – dodaje – wtedy pewnie podjąłbym pewne ważne decyzje nieco wcześniej. Na przykład skupiłbym się na tym by bardziej być sobą, zamiast próbować na siłę dostosowywać się do pewnych zasad, jak na przykład na moim pierwszym uniwersytecie, gdzie narzucano mi jak mam wyglądać i jak się zachowywać dla dobra wizerunku uczelni. Męczyło mnie to – mówi, zgrabnie naginając historię i nie odkrywając przy tym niczego prywatnego, czym nie chciałby się dzielić. W końcu to, co powiedział było w jakiś sposób prawdziwe. Su-Jin omija jedynie zbędne szczegóły i fakt, że ów pierwszy uniwersytet był dziewiętnastowiecznym uniwersytetem w koszmarnie konserwatywnym społeczeństwie koreańskim. Ostatecznie jednak wniosek był taki sam, zmarnował sporo lat swojego życia dusząc się w świecie zasad, które były idiotyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – A dlaczego? Bo powinniśmy żyć w zgodzie ze swoją naturą, być tym kim jesteśmy i nie dawać wciskać się w ramy stworzone dla kogoś innego. Jak mówiłem, nie warto marnować życia – podsumowuje, po czym zerka na chłopaka. – Jeśli o to ci chodziło, to teraz moja kolej, prawda? W co wierzysz Felix? Nie chodzi mi o cały ten religijny bełkot, a bardziej o twoją filozofię życia. W końcu każdy jakąś ma, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Jaka jest twoja? Wierzysz w prawa natury, idealistyczne założenia, a może to, że żyjemy w Matrixie lub iluzorycznym piekle? – pyta, zaczynając od czegoś mniej osobistego, ale też chyba najbardziej interesującego; najbardziej zdradzającego jaką osobą był młody czarownik. Czy naprawdę był tak beznadziejnie dobry i wyrozumiały, czy może jednak gdzieś tam; głęboko w jego duszy; tkwiło typowe dla czarowników zepsucie.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  41. – Pewnie dlatego że coś w tym jest – stwierdza spokojnie. – I pewnie dlatego że życie wbrew sobie to prosta droga do frustracji i autodestrukcji. Może to banalne, ale niektóre banały także bywają prawdziwe.
    Su-Jin przyznaje to dość niechętnie. Zwykle traktuje ludzkie mądrości jako skrajnie idiotyczne i prymitywne. I choć ludzka filozofia wielokrotnie zmuszała go do docenienia potencjału ludzkich umysłów, wciąż tego typu wyświechtana mądrość powtarzana przez wszystkich, a nie jedynie wybitne jednostki, budziła w nim pewien niesmak. Zawsze powtarzał sobie, że tak jak zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje poprawną godzinę, tak czasem i najprymitywniejszy gatunek jest zdolny do jakiejś życiowej mądrości.
    – Ja też czasem nie wiem i wciąż się tego uczę. To powolny proces, w swoim czasie pewnie jakoś to rozgryziesz – stwierdza, znów delikatnie balansując między prawdą, a tym co przemilczane. Żyjąc gdzieś pomiędzy wspomnieniami ludzkiego ciała, a myślami opętującego je ducha, trudno było o indywidualną świadomość i bycie sobą, o wyznaczanie wewnętrznych granic i odcinanie się od wspomnień i emocji, będących echami dwóch tak sprzecznych bytów, zamkniętych gdzieś w zakamarkach umysłu wampira. Su-Jin nie lubił tych bytów, nie lubił ich wspomnień i przebłysków świadomości, zawsze czując się wtedy jakby gdzieś w jego głowie żyły dwie obce istoty.
    Odrywa się od tych myśli i uśmiecha się z rozbawieniem.
    – Nie, nie narzucają niczego. Na moim pierwszym uniwersytecie był sztywny dress code zarówno dla studentów, jak i dla wykładowców. Poza tym uczelnia z góry narzucała bardzo konserwatywne zasady i wartości, jako jedyny słuszny światopogląd. A ja nie lubię propagandy… – odpowiada spokojnie, unikając wspominania o jaką uczelnię chodzi. Teraz, po prawie dwustu latach wspominana uczelnia była jednym z bardziej nowoczesnych i znanych uniwersytetów, któremu wolał nie psuć opinii kontrowersjami z początków istnienia.
    Tym bardziej chętnie podejmuje zmianę tematu i z zaciekawieniem wysłuchuje odpowiedzi Felixa, na chwilę nawet odrywając się od porządkowania papierów.
    Przygląda mu się z zaciekawieniem, gdy chłopak mówi o swoich poglądach na zło i złych ludzi. Z jednej strony wydaje się to ciekawe, z drugiej boleśnie idealistyczne. Do pewnego stopnia Su-Jin jest w stanie zgodzić się z tym, że wszystko było odcieniami szarości… Ale gdzieś w tym wszystkim istniał niewielki procent, albo wręcz promil, prawdziwego dobra i zła. Jak we wszystkim innym, skrajności były rzadkością, ale istniały. Słucha jednak dalej, starając się zachować powagę i nie pozwalać sobie na cisnący mu się na usta uśmieszek z powodu zbyt idealistycznej wizji świata. Ma nawet ochotę powiedzieć Felixowi, że się mylił i nie każdy był ważny. Większość była wręcz bez znaczenia. Milczy jednak i po prostu słucha. W końcu chce znać jego poglądy, a nie narzucać mu swoje własne.
    – Dla mnie koncepcja „Boga” także nie ma sensu – przyznaje w końcu, po czym patrzy z zaciekawieniem na Felixa – Może zainteresuj się buddyzmem? W końcu jego głównym założeniem jest teza, że wszystko jest cierpieniem. Nie ma testu, nagrody, ani kary, jest tylko droga do wyzwolenia od cierpienia i życie tak, by minimalizować krzywdzenie innych. Myślę, że to ciekawsza i sensowniejsza wizja świata niż te, które przedstawiają nam religie masochistycznie gloryfikujące cierpienie – mówi w końcu, nie ukrywając nawet swojej fascynacji buddyzmem. Jako filozof nie mógł nie czuć podziwu wobec tak perfekcyjnej filozofii i tak doskonałego umysłu, jak ten należący do Siddarthy Gautamy.
    Przytakuje tylko, gdy Felix stwierdza, że teraz jego kolej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Nijak, rutyna nie jest dla mnie problemem i czymś z czy musiałbym sobie radzić – odpowiada spokojnie, nawet nie zastanawiając się nad tym co odpowiedzieć. – Lubię rutynę, lubię porządek, lubię nawet nudę. To mnie uspokaja. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby każdy mój dzień wyglądał tak samo. Wystarczy mi, że mam bardzo bogate i ciekawe życie wewnętrzne, wciąż się uczę, czytam i poznaję nowe rzeczy. Nie potrzebuję dodatkowych atrakcji w życiu. Wręcz przeciwnie, nienawidzę niespodzianek, spontaniczności i chaosu.
      Przez chwilę Su-Jin ma ochotę dodać, że dlatego właśnie wybrał życie w Woodwick. Tylko, że odkąd tu zamieszkał nie bardzo mógł liczyć na upragniony spokój i nudę. Ale nie narzekał, ani nie żałował tego jak powoli zmieniało się jego życie, głównie za sprawą irytującej sąsiadki, która wciąż wywracała cały jego świat do góry nogami. Ostatecznie był szczęśliwy i w końcu znalazł miejsce, które mógł nazwać w jakiś sposób domem. Nawet jeśli ten dom był tak skrajnie inny od tego, który sobie wymarzył i od idealnie nudnego życia.
      – No dobrze, to w takim razie… – udaje, że intensywnie się zastanawia – Przed czym tak uciekasz? Mówisz, że nie chcesz być w domu; że chcesz tylko przetrwać kolejny dzień… Dlaczego? – pyta, celowo pozwalając sobie na bardziej osobiste pytanie.
      Zwykle unikał takich pytań, nawet – a może zwłaszcza – wobec osób o wiele bliższych. Wychodził z założenia, że to nie była jego sprawa. Poza tym nigdy nie interesowało go czyjeś prywatne życie. Skoro jednak Felix sam zainicjował tą grę, to pozwalał sobie na więcej.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  42. – To bardziej filozofia niż religia. Ewentualnie religia filozofów – stwierdza z lekkim uśmiechem.
    Mimo wszystko w jakiś sposób podoba mu się podejście Felixa do sprawy, do tego by najpierw czegoś spróbować i przekonać się w sposób empiryczny, bez uprzedzeń i zamykania się na nowe doświadczenia.
    – Powiedziałbym raczej, że nie popadam w rutynę, a wypracowuję sobie swoją własną codzienną rutynę – precyzuje, dostrzegając, że chyba trochę inaczej rozumieli słowo „rutyna”, a już na pewno wiązali je z całkiem innymi doświadczeniami.
    Zerka na swojego rozmówcę z zaciekawieniem, gdy ten pyta o niespodzianki i potakuje skinieniem głowy, choć bez większego przekonania. Zastanawia się przez chwilę nad niespodziankami, których doświadczał ze strony swojej sąsiadki, będącej dla niego najbliższą i najważniejszą osobą; o całym chaosie jaki powodowała w jego życiu i tym jak bardzo miewał jej w takich chwilach dość. Może rzeczywiście Felix miał do pewnego stopnia rację. Pewnie gdyby coś takiego powodowała całkowicie obca osoba byłby wściekły, a tak, potrafił nawet do pewnego stopnia to polubić.
    – Po prostu niespodzianki są stresujące – podsumowuje – nawet te przyjemne. Wolę mieć wszystko przemyślane i szczegółowo zaplanowane.
    W gabinecie na chwilę zapada nieprzyjemna cisza z powodu jego pytania, a potem także krótkiej, spontanicznej odpowiedzi.
    I choć Su-Jin domyślał się tego wszystkiego z powodu specyficznych zachowań chłopaka, jego gestów, ukrywania śladów przemocy czy kompletnie niespodziewanych deklaracji o tym, że nie pije, to i tak usłyszenie tego wprost robi na nim wrażenie. Wywołuje pewne emocje, których wcale nie chciał czuć. A kolejne słowa chłopaka przywołują zagrzebane gdzieś głęboko wspomnienia.
    Przez chwilę myśli wampira wędrują do jego córeczki, jego ukochanej, małej Sarang. Do chwil, gdy trafiła do niego; gdy postanowił ją przygarnąć i wychować. Do pierwszych tygodni, kiedy pracował nad zdobyciem zaufania dziewczynki i nad tym, by doprowadzić jej ciało do porządku, by wyleczyć ślady fizycznej przemocy jakiej doświadczyła od swojego biologicznego ojca. Do długich miesięcy, których potrzebowała na uleczenie ran psychicznych. Su-Jin do tej pory pamięta jej słowa, gdy wspominała ojca, gdy szukała winy w sobie i twierdziła, że była złym dzieckiem; że nie starała się bardziej; że to wszystko było przez nią, bo nie była chłopcem, którego chciał jej ojciec; bo rozmawiała z duchami przez co była nieczysta i zła; że rodzice mieli rację pozbywając się jej i oddając wampirowi na pewną śmierć. Nawet po wielu latach wspólnego, idealnego życia, które dla niej stworzył, czasem dopadały ją bolesne wspomnienia z dzieciństwa i myśl, że całe zło, którego doświadczyła było jej winą.
    Su-Jin z frustracją odsuwa od siebie te myśli i wspomnienia, pragnąc pozostawić je pochowane głęboko w zakamarkach swojego umysłu. W przeszłości, która już nigdy nie wróci. Nie chce myśleć o Sarang. Nie chce też patrzeć na Felixa w ten sposób, doszukując się podobieństw do zmarłej córki, bo wydaje mu się to w jakiś sposób złe i niewłaściwe. Niezdrowe…
    – Nie Felix, nie jesteś winien – odzywa się spokojnie, dziwnie łagodnie. Czuje jakby przeżywał deja vu, powtarzając niemal te same słowa, które tak często powtarzał swojej córeczce. – W żaden sposób nie jesteś winien. Nie tłumacz w ten sposób tego człowieka, ani nie daj sobie wmówić, że robi to przez ciebie. To jego życie i jego wybory. A ty wcale nie jesteś słaby, nie myśl tak o sobie… – mówi poważnie, patrząc w oczy chłopaka, a potem po prostu na jego twarz, gdy ten ucieka na chwilę wzrokiem.
    Czuje, że nie powinien się w to angażować, a już na pewno w sposób emocjonalny, tylko dlatego że dostrzegał w tym dzieciaki coś znajomego, podobieństwo do kogoś za kim tak bardzo tęsknił. Wie, że to może wpędzić go w pułapkę i narazić, ale… czuje zbyt silny bunt przeciwko temu, co mówił Felix, by potraktować jego słowa obojętnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego z wdzięcznością przyjmuje jego kolejne pytanie. Nawet jeśli jest ono również dość prywatne, to pozwala mu uciec od bolesnych wspomnień, zanurzyć się w sztucznie wykreowanej historii i kłamstwach jedynie przeplatanych prawdą.
      – Mam hafefobię – odpowiada – to lęk przed fizycznym kontaktem i byciem dotykanym. Chociaż dotykanie innych też jest dla mnie dość niekomfortowe. – Wyjaśnia opierając się na swojej ulubionej wymówce, która tak bardzo ułatwiała mu życie i pozwalała na wiele dziwactw, które w innych okolicznościach zapewne wzbudzałyby zainteresowanie lub komplikowały mu życie w pracy.
      – Bardziej poprawnie byłoby powiedzieć, że nie lubię kontaktu z ludźmi. Przeszkadzają mi zatłoczone korytarze, czy ogółem zatłoczone miejsca, bo trudno o dystans. Nie lubię też przesadnej ekspresji i naruszania mojej osobistej przestrzeni. Dlatego zamiast życia w wielkim mieście i kariery na czołowym uniwersytecie wolę Woodwick i tutejszą uczelnię. Jest więcej przestrzeni – odpowiada, rozwijając i opowiadając powtarzaną od lat bajeczkę, w której zwykle zmieniają się tylko pewne szczegóły.
      Znów zapada chwila milczenia. Su-Jin zastanawia się nad swoim kolejnym pytaniem. Z jednej strony nie chce już drążyć osobistych tematów, które mimowolnie dotykały go zbyt osobiście. Ale z drugiej strony czuje niewytłumaczalną potrzebę, by dowiedzieć się czegoś więcej, choć sam nie wie po co.
      – Myślałeś, albo próbowałeś, kiedyś coś zmienić? Jakoś wyrwać się z domu lub uwolnić od ojca? – pyta w końcu, ostatecznie ciągnąc niewygodny temat.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  43. - No już, spokojnie, maluchu. – Wyjąwszy ostrożnie swą drogocenną bransoletkę z rąk chłopaka, umieścił ją z powrotem na prawym przegubie, po czym przyciągnął Felixa jeszcze bliżej siebie, tym drobnym gestem pragnąc dodać mu choć odrobinę otuchy. – Pogadam z Twoim ojcem, gdy tylko trochę wytrzeźwieje, ale najpierw musisz mi wyjaśnić o co poszło tym razem. – Odruchowo potargał jego włosy, tym samym nieświadomie przekazując mu część swojej duchowej energii zgromadzonej w Hoshi no tama. – Zresztą i tak nie sądzę, bym mógł rozwiać Twoje wątpliwości wciąż stojąc na ulicy. Ktoś mógłby nas przecież podsłuchać, a wierz mi, w tym mieście jest naprawdę wiele osób, które w najlepszym razie chętnie wypędziłyby stąd takich jak my. Proponuję raczej spóźniony obiad w jednej z mniej rzucających się w oczy, zaprzyjaźnionych knajpek. Być może nie należy ona do tych najbardziej obleganych, ale przynajmniej leży na uboczu, a obsługa zawsze dokłada olbrzymich starań, by nie dochodziło tam do starć między standardowymi i magicznym klientami, o co niestety ostatnimi czasy jest coraz trudniej. To jak będzie, zaufasz mi jak za dawnych lat i pozwolisz się do niej zawieźć, żebyśmy mogli spróbować opracować jakiś plan ochrony Twojej skóry oraz rozwoju kontroli sam wiesz czego ? – Z kieszeni spodni wyciągnął pęk kluczy ozdobiony niewielkim, złotym breloczkiem w kształcie lotosu, który wiele lat temu podarowała mu narzeczona, by następnie sięgnąć po ten pasujący do zamka należącego do zaparkowanego w pobliżu czarnego jeepa. – Kto wie, może nawet będziemy mieli szczęście i załapiemy się jeszcze na jakiś deser. – Dodał z lekkim uśmiechem, otwierając drzwi od strony pasażera.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  44. – Nie Felix, nie mógłbyś – odpowiada spokojnie i zdecydowanie – nie masz wpływu na wybory innych osób. Nie wiem ile miałeś wtedy lat, ale wciąż jeszcze jesteś dzieciakiem, który sam potrzebuje wsparcia, a nie brania na siebie odpowiedzialności za cudze problemy. Nie jesteś niczemu winny, to był wybór twojego ojca. Nieważne jak jest ciężko, rodzic powinien szukać pomocy i walczyć o siebie dla dobra dzieci, skoro tego nie zrobił to wyłącznie on ponosi tu winę – mówi.
    Zdaje sobie sprawę, że jego słowa niewiele zmienią. Zbyt dobrze pamięta ile razy musiał powtarzać to swojej córce, by przestała się obwiniać. A i tak demony przeszłości powracały na nowo. A jednak mimo wszystko Su-Jin czuje, że nie może tak po prostu biernie wysłuchać chłopaka i nie zareagować w żaden sposób; nie zaprzeczyć jego słowom i poczuciu winy, którego nie powinno tam być. Nie potrafi wyjaśnić dlaczego. Po prostu tak czuł, choć z całych sił nie chciał tych uczuć.
    Śledzi wzrokiem chłopaka, gdy ten wstaje z miejsca i nerwowo spaceruje po gabinecie. Słyszy jak ten chce coś powiedzieć, ale nie może; jak emocje biorą górę. I czuje znów to samo, cholernie irytujące, współczucie, które nie pozwala mu pozostać na to wszystko obojętnym.
    Przechyla lekko głowę, a w jego oczach pojawia się błysk zaciekawienia, gdy Felix zarzuca mu kłamstwo.
    – Wcale tego nie oczekuję – odpowiada spokojnie. – Kłamstwo to też odpowiedź, często dająca sporo do myślenia. Mówię tyle, ile chcę powiedzieć. Możesz robić to samo, w końcu to twoja gra i twoje zasady…
    Na chwilę zapada milczenie, w czasie którego Su-Jin kończy porządkować papiery i pakuje co trzeba do torby. Znów przenosi wzrok na Felixa, gdy ten decyduje się jednak odpowiedzieć na jego pytanie i wspomina o swojej młodszej siostrze.
    Zaraz jednak wyznanie zmienia się w gniew. Wampir ze stoickim spokojem obserwuje nagły, emocjonalny wybuch chłopaka. Po raz kolejny jego myśli uciekają do pogrzebanych głęboko wspomnień. Do ostatnich lat z córką, gdy wszystko zaczęło się między nimi psuć. Gdy jego mała córeczka stała się nastolatką, gdy nie raz wybuchała gniewem i krzykiem, a on nie miał pojęcia jak jej pomóc. Mógł wtedy po prostu być przy niej, przetrwać jej wybuch i zapewnić ją, że zawsze może na niego liczyć. Dopiero po latach powoli zrozumiał swoje błędy, to jak mimo chęci nie potrafił w pełni pojąć tego, co przeżywała jego córka.
    Teraz, patrząc na wybuch młodego czarownika, widział w nim swoją Sarang, choć wcale nie chciał tego widzieć; wcale nie chciał ich ze sobą porównywać, ani powracać do tych wspomnień. Przez chwilę ma nawet ochotę odwrócić wzrok, gdy Felix podwija rękawy i pokazuje ślady na swoich rękach. Znów przed oczami stają mu sceny, gdy opatrywał córkę. Gdy ją przygarnął miała na ciele wciąż świeże siniaki. Miała też sporo blizn, będących bolesnym świadectwem trudniej przeszłości, choć przecież była wtedy zaledwie kilkulatką.
    Odrywa się od tych wspomnień, gdy słyszy kolejne, ostre słowa Felixa. Wpatruje się w niego bez emocji, z chłodnym spokojem. W innych okolicznościach pewnie nie pozwoliłby żadnemu gówniarzowi zwracać się do siebie w ten sposób, pewnie po prostu wyrzuciłby go za drzwi i kazał się wynosić. Ale w tej sytuacji nie potrafi. Nie potrafi nawet przyznać, że rzeczywiście wcale go to nie obchodziło i był tylko ciekaw, jak wiele informacji jest w stanie z niego wyciągnąć. Teraz, gdy dostrzegł w tym irytującym dzieciaku coś bliskiego, coś przypominającego mu ukochaną Sarang, nie potrafi już w pełni się zdystansować. Nie potrafi odciąć się od tych myśli i uczuć, choć bardzo tego chce.
    W tej chwili walczy raczej sam ze sobą, by nie zareagować emocjonalnie. Jakaś część jego chce po prostu wstać, podejść do tego zagubionego dzieciaka i go przytulić. Tak, jak setki lat temu w podobnych sytuacjach przytulał swoją córkę, pozwalając jej się uspokoić. Tak, jak powinien zachować się prawdziwy ojciec, gdy widzi cierpienie dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Felix nie był Sarang, ani jego synem. Nie był nawet nikim bliskim, tylko irytującym dzieciakiem z kawiarni, na którego idiotycznie przenosił swoje nieprzepracowane uczucia i bolesne wspomnienia.
      W milczeniu sięga do torby i podsuwa chłopakowi paczkę chusteczek.
      – W porządku, nic się nie stało – mówi dziwnie łagodnie, w odpowiedzi na przeprosiny.
      Może faktycznie nie powinien był naciskać i grzebać w prywatnych sprawach swojego rozmówcy. Oszczędziłby bolesnych emocji i jemu i sobie.
      – Nie chciałem się zabić – odpowiada spokojnie. Chociaż ta gra nie miała już sensu i zaszła za daleko, Su-Jin czuje, że najlepsze co może teraz zrobić to odpowiedzieć Felixowi na jego pytanie.
      – Nigdy nie miałem trudnego życia, wręcz przeciwnie. Byłem egoistycznym gówniarzem, absolutnie zapatrzonym w siebie, mającym wszystko na tacy – przyznaje szczerze, czując, że do tego jak najbardziej może się przyznać. W końcu ta część historii była zgodna z oficjalną wersją, której uparcie się trzymał. – A to… – podwija rękaw i odsłania lewy nadgarstek z pionową, niezbyt długą blizną – to nie ma znaczenia. Jeśli chcesz mogę powiedzieć ci oficjalną wersję, którą opowiadam, gdy ktoś z uczelni postanowi drążyć temat. Ale skoro przeszkadzają ci kłamstwa i niedopowiedzenia to prawda jest taka, że nigdy nie chciałem się zabić.
      Waha się przez chwilę czy powiedzieć więcej. Przyznać się do jedynej chwili, kiedy faktycznie nie chciał żyć i kiedy popadł w stan, w którym faktycznie w pewien sposób wyrządził sobie potworną krzywdę, choć akurat nie fizyczną. Zwykle wykorzystywał ten epizod w swoim życiu do bajeczki tłumaczącej wścibskim ludziom bliznę; do bajeczki, która skutecznie zamykała wszystkim usta. Czuje jednak, że nie powinien odsłaniać się z tak prywatnych emocji przed czarownikiem, który mógł to wykorzystać.
      – Chyba dość już tej głupiej gry. Jeśli chcesz mnie o coś spytać, to po prostu pytaj – mówi spokojnie. Powstrzymuje się przed dodaniem, że pora już wracać do domu. Choć Su-Jin ma chęć skończyć tą rozmowę i po prostu wrócić do domu, to jednak czuje, że powinien dać Felixowi trochę czasu, by ten się uspokoił. Nie chce wypuszczać go do domu w takim stanie, ani tym bardziej zostawiać go samemu sobie, po tym jak tylko dołożył mu problemów. Dlatego decyduje się posiedzieć i porozmawiać z nim jeszcze chwilę, przejmując ciężar rozmowy i niewygodnych pytań na siebie.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  45. Powinien przewidzieć reakcję Felixa, gdy podzielił się z nim informacją, iż zamierza poważnie porozmawiać z jego ojcem. W końcu historia najstarszego dziecka borykającego się z problemami związanymi z uzależnieniem jednego lubo obojga rodziców była stara jak świat. To ono zwykle starało się za wszelką cenę zbierać od nich baty, by młodsze rodzeństwo nie musiało doświadczać ich gniewu. To ono również brało na siebie zdecydowaną większość, jeżeli nie wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem domu, tak by nikt z zewnątrz nie zauważył, co tak naprawdę się w nim dzieje. I zawsze obwiniało się o spowodowanie kolejnych kłopotów w jego wnętrzu, choć w rzeczywistości było jedynie zwykłym workiem treningowym. Z tym, że nawet, gdyby odpowiednio wcześnie zastanowił się nad swoim wyzwaniem, zapewne i tak by się na nie zdecydował. Wychodził bowiem z założenia, iż zrobi lepiej, jeśli uprzedzi go o swoich planach, nawet jeżeli te miałyby mu się, co oczywiste, nie spodobać.
    - Skoro aż tak bardzo obawiasz się reakcji swego staruszka, jako Kitsune mogę spróbować porozmawiać z nim w mniej oczywisty sposób. – Zaczął, gdy chłopak wreszcie się wygadał, szukając jednocześnie wolnego miejsca do zaparkowania. – Choć jeszcze zapewne tego o mnie nie wiesz, potrafię ukazywać się w snach innych, co umożliwia mi przekazywanie cennych informacji właśnie za pomocą marzeń sennych. Minusem tej metody jest z pewnością fakt, iż Twój ojciec nie będzie mógł wtedy ze mną dyskutować, a czasami, choć niezwykle rzadko, zdarza się również tak, że dana osoba po przebudzeniu uznaje, iż to, co usłyszała ode mnie podczas, gdy spacerowała spokojnie po krainie Morfeusza było tylko zwykłym wytworem jej wyobraźni. Krótki mówiąc taka wizyta może, choć nie musi, przynieść żadnej zmiany w tym jak będziesz traktowany zarówno Ty, jak i mała Kathy. – Dodał, skręcając nieco gwałtownie kierownicą, by uniknąć kolizji z rozpędzonym motocyklistą i przeklinając w myślach jego nieuwagę, która mogła się przecież skończyć dla niego tragicznie. O tyle dobrego, że chwilę później Sorze udało się bezpiecznie zatrzymać wóz zaledwie kilka metrów od wspomnianej wcześniej knajpki. – Jesteśmy praktycznie na miejscu. – Oświadczył, wyłączając silnik i wychodząc na zewnątrz. – Zwrotem pieniędzy też nie musisz zaprzątać sobie głowy. Ja Cię tu zaprosiłem, więc logicznym jest, że dzisiaj to ja stawiam, a jeśli już koniecznie chcesz mi się jakość odwdzięczyć, to sądzę, że później uda nam się coś wymyślić. – Zaśmiał się, prowadząc go w odpowiednim kierunku.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  46. – W takim wieku tym bardziej nie powinieneś czuć się odpowiedzialny za wybory dorosłego człowieka – odpowiada spokojnie. – To on powinien się starać i walczyć z problemami dla ciebie. Potrzebowałeś wsparcia i ojca, a nie brania na siebie odpowiedzialności ponad swoje siły. Nie wymagaj od siebie za dużo Felix. Nie byłeś i nadal nie jesteś niczemu winny… – powtarza. Stara się zachować spokój i pewien zdrowy dystans, zarówno od własnych emocji, jak i emocji samego Felixa. Nie chce już naciskać, ani poruszać zbyt prywatnych tematów. W tej chwili chce jedynie zapewnić chłopaka w tym, że to wszystko nie działo się z jego winy. Nawet jeśli Su-Jin wie, że te słowa niewiele zmienią, że potrzeba wielu, naprawdę wielu lat, by przepracować pewne sprawy, to i tak uważa, że chłopak musiał to usłyszeć. Potrzebował to usłyszeć.
    Wampir milczy i nie komentuje jego kolejnych słów. Nie ma ochoty wdawać się teraz w niepotrzebną polemikę na temat kłamstwa i własnych poglądów. Wie też, że w tej chwili nie warto było też zarzucać dzieciakowi hipokryzji. W końcu Felix robił dokładnie to samo co on, chronił swoją tożsamość, z jakiegoś powodu ukrywał to kim naprawdę był. Robił to co prawda na mniejszą skalę, bo żył na tyle krótko, że nie miał zbyt wiele do ukrycia, ale zasada pozostawała taka sama.
    Pewnie w innych okolicznościach chętnie sięgnąłby po ten argument, chętnie pociągnąłby chłopaka za język i wciągnął w dyskusję na temat tego, kiedy kłamstwo było usprawiedliwione. Teraz jednak czuje, że lepiej było mu odpuścić. Pozwolić się uspokoić, by mógł potem w spokoju wrócić do domu, czy gdziekolwiek indziej.
    Zaraz jednak czuje, że może to był błąd. Może wcale nie powinien odpuszczać, ani współczuć Felixowi. Może wcale nie powinien dać się omamić uczuciom i wspomnieniom, dostrzegając na siłę coś, czego nie powinien dostrzegać.
    To jedno proste pytanie sprawia, że cała rozmowa zmienia się. Wszystkie trudne emocje powoli znikają, a Su-Jin na nowo zamyka się w swojej skorupie, czując, że popełnił błąd podchodząc zbyt wyrozumiale do tego dzieciaka. W końcu to nie był zwykły chłopak, a młody czarownik, który teraz najwyraźniej czuł się na tyle pewnie, by chcieć grać w odkryte karty i stawiać mu jakiekolwiek warunki.
    – A jakie to ma znaczenie? – odpowiada pytaniem na pytanie.
    Przez chwilę przygląda się badawczo Felixowi, po czym przenosi wzrok na niewyraźną postać wiszącą przy drzwiach. Na tyle blisko, by móc szeptać i sączyć swój jad, ale na tyle daleko, by zachować bezpieczny dystans. Su-Jin ma chęć wykorzystać swoją zdolność i odegrać się na duchu. Wie jednak, że wówczas zdradzi za dużo, o wiele za dużo.
    – Umiesz komunikować się z duchami? – pyta w końcu, odwracając wzrok od zjawy i spoglądając z powrotem na swojego rozmówcę. – Nie sądzisz, że to lekka hipokryzja? Zarzucasz mi kłamstwo, gdy chronię swoją prywatność i mówię to, co jest oficjalną wersją, podczas gdy ty sam nie chwalisz się swoim talentem, bo wiesz, że mogłoby ci to zaszkodzić. W czym w takim razie się różnimy? – pyta spokojnie, nieco chłodno.
    – Poza tym skoro nienawidzisz kłamców, dlaczego wierzysz duchom? To najbardziej zakłamane istoty, które powiedzą ci wszystko, byle cię zmanipulować… – dodaje, znów zerkając na niewyraźną postać upiornej zjawy. Przygląda się jej przez chwilę, skupiając wzrok na tyle, by dostrzec coś, co powiedziałoby mu czym dokładnie mógł być ten duch. Zwykłą zabłąkaną duszą, kogoś kto umarł w starych murach uniwersytetu? Zjawą lub upiorem nawiedzającym to miejsce lub samego Felixa? A może złym duchem rodem z piekła, który mógł stanowić zagrożenie? Czy w ogóle powinno go to obchodzić? Nie musiał obawiać się duchów, czy upiorów, raczej one powinny obawiać się jego. Mógł co najwyżej obawiać się o Felixa, wiedząc jak duchy mogą być niebezpieczne dla młodego czarownika z jego zdolnościami.
    Odsuwa jednak od siebie tą myśl. Nie miał powodu by przejmować się losem tego chłopaka czy jego bezpieczeństwem.

    Cho Su-Jin

    OdpowiedzUsuń
  47. Choć wątpił, by boska Inari kilkanaście lat temu przysłała go do domu O’Connorów przypadkiem, Sora nie zamierzał dłużej wyjaśniać Felixowi motywów swoich planów. Musiał przyzwyczaić się do myśli, że skoro chłopak wyraźnie odtrącał jego pomoc jako przyjaciela, on sam chcąc nie chcąc musi wdziać twardą maskę stróża prawa. Zresztą jakby nie patrząc rozmowa, którą zamierzał przeprowadzić z jego ojcem i tak zapewne odbyłaby się na bardziej formalnym gruncie. Ostatecznie nie mógł pozwolić, by obawy jego podopiecznego miały szansę się ziścić, a dałby sobie rękę uciąć, że jeśli Neil nadal tak często będzie pozwalać sobie na pochłanianie tak dużej liczby piw, pewnego dnia jego dzieciaki rzeczywiście znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. A on z pewnością nie chciał być później zmuszony najpierw do odprowadzania ich dusz do Królestwa Umarłych, a potem oglądania ich skatowanych ciał na prosektoryjnym stole dręczony świadomością, że nie zrobił niczego, by zapobiec ich przedwczesnej śmierci. Pragnąc jak najszybciej odpędzić od siebie ten nieprzyjemny obraz, przymknął na chwilę oczy i wziął kilka głębokich oddechów, zdając sobie doskonale sprawę, że im dłużej znajduje się w tym stanie, tym więcej życiowej energii traci. A ta była mu przecież szczególnie potrzebna, by choćby spróbować podnieść na duchu udręczonego młodzieńca. Nie spodziewał się jednak, że tuż po przekroczeniu progu knajpki i zajęciu miejsca przy jednym ze stolików, zostanie przez niego dosłownie zasypany gradem pytań dotyczącym własnej osoby, z których część okaże się dotyczyć tematów, nad którymi naprawdę rzadko się zastanawiał. Szczęśliwie nie musiał odpowiadać na nie od razu, bo parę sekund później tuż koło nich stanęła około trzydziestoletnia kelnerka zwana Asterią odznaczająca się podobnie jak większość tutejszej obsługi typowo włoską urodą.
    - Frittata z dziczyzną i lampka Alberello jak zwykle dla Szanownego Pana ? – Spytała z profesjonalnym uśmiechem na ustach, lekko kręcąc biodrami w rytm sycylijskiej muzyki dochodzącej z głośników.
    - Dzisiaj wyjątkowo bez wina. – Odparł, z trudem powstrzymując się od natychmiastowego zerknięcia na siedzącego obok nastolatka. – Postawię raczej na Wasz wspaniały sok brzoskwiniowy.
    - Rozumiem, a dla Ciebie co podać, ragazzo carino ? – Przeniosła swą uwagę na szatyna.


    Sora

    OdpowiedzUsuń

  48. Ostatnimi czasy Sorze z pewnością daleko było do abstynenta, więc nic chyba dziwnego, że jeszcze przez parę sekund po oddaleniu się kelnerki milczał uparcie, zastanawiając się czy aby na pewno nadal potrafiłby się powstrzymać od zamówienia tego cholernego wina, gdyby nie obecność dzieciaka wychowującego się z uzależnionym od alkoholu ojcem. Co gorsza musiał przyznać sam przed sobą, że w miejscach, do których w dawnych czasach dość często przychodził ze swą ukochaną podjęcie takowej decyzji stawało się dla niego wyjątkowo trudne. Samo wspomnienie jej serdecznego śmiechu oraz zgrabnej sylwetki sprawiało, że miał szczerą ochotę sięgać po kolejne kieliszki aż do momentu, gdy zagłuszy wszelkie wyrzuty sumienia związane z faktem, że kiedy ostatnim razem opuszczał Woodwick nie zechciał powiedzieć tej pięknej istotce kiedy dokładnie zamierza do niej wrócić. A teraz musiał stale wysłuchiwać plotek na temat jej rzekomej śmierci, mając nadzieję, że jego własna podświadomość nie próbowała ukryć przed nim, że Lav faktycznie nie przebywała już wśród żywych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wow, spokojnie, zwolnij trochę, bo zaraz nie starczy Ci tchu ! – Zaśmiał się, słysząc kolejne pytania wypływające z ust Felixa. – Poruszyłeś tu kilka rzeczywiście istotnych kwestii dotyczących mojej osoby, o których oczywiście chętnie Ci opowiem. Nie licz jednak na to, że później nie powrócimy do tematu Twoich problemów. – Dodał, jako doświadczony funkcjonariusz z łatwością prześwietlając zamiary młodzieńca. – Po pierwsze należy Ci się chyba małe sprostowanie: możesz mi bowiem nie wierzyć, ale to właśnie obecna forma, w której przebywam jest dla mnie tą zdecydowanie mniej naturalną. Jak każdy Kitsune w rzeczywistości jestem magicznym lisem służącym jednemu z japońskich bóstw. W moim wypadku jest to Inari, czyli bogini patronująca tym zwierzętom, a także sprawująca ochronę nad ryżem, rolnictwem, przemysłem oraz szeroko pojętym powodzeniem. Przypuszczam ponadto, że to właśnie ona sprawiła, że kilkanaście la temu stałem się Twoim opiekunem. Niestety nawet ona nie potrafi sprawić, bym kiedykolwiek pozbył się fobii dotyczącej kontaktów z innymi przedstawicielami rodziny psowatych, stąd właśnie ta bransoletka. – Wyjaśnił, gładząc niedawno odzyskaną błyskotkę. – Została wykonana na zamówienie przez jedną z kapłanek pochodzących z Kioto, gdzie też przyszedłem na świat prawie dwieście pięćdziesiąt lat temu, co jak na moją rasę i tak jest marnym wynikiem. – Przerwał na chwilę swoją wypowiedź, by podziękować kelnerce za przyniesienie zamówionego posiłku. – Z tego, co mi wiadomo to mało która magiczna istota umiałaby zakłócić jej normalne funkcjonowanie, więc raczej nie masz się o co martwić. – Zapewnił go z lekkim uśmiechem, sięgając po szklankę i biorąc pierwszy łyk soku, ponieważ zdążyło mu już porządnie zaschnąć w gardle. – Co zaś się tyczy powodów, dla których ostatnio tak nagle zniknąłem bez choćby słowa pożegnania, a teraz postanowiłem wrócić, to po tym, co przed momentem usłyszałeś, jesteś się chyba w stanie sam domyślić, że czasem zdarza mi się zwyczajnie zapomnieć, że oto nadszedł odpowiedni dzień, by przenieść się w kolejne miejsce nim zwykli śmiertelnicy zaczną coś podejrzewać. Pech chciał, że tym razem właśnie tak było, a ja nie zamierzam po raz kolejny w życiu uciekać z jakieś futrzarskiej fermy. – Aż wzdrygnął się na samo wspomnienie tamtego okropnego lata, gdy swego roztargnienia omal nie przypłacił życiem. – Muszę Cię więc przeprosić za to nieprzewidziane fizyczne oddalenie się od Twego boku, ale zwyczajnie nie mogłem już czekać ani sekundy dłużej. Tym bardziej, że musze tu wracać przynajmniej raz na dekadę, ponieważ tak właśnie obiecałem swojej świętej pamięci przyszywanej matce, a trzeba Ci wiedzieć, że dla Kitsune złamanie przysięgi może się nawet skończyć śmiercią. W dodatku zostawiłem tu jeszcze kogoś jeszcze, a mianowicie swoją narzeczoną, piękną brunetkę obdarzoną oczami niczym szafir o imieniu Flavia. Niestety, odkąd powróciłem, słyszałem wiele plotek na temat jej rzekomej śmierci. – Dorzucił znacznie ciszej, bawiąc się ze smutkiem widelcem. – Nie jestem jednak pewien, czy tak się stało naprawdę, bo ilekroć zagłębiam się do Królestwa Śmierci, nie jestem w stanie wyczuć żadnego śladu jej obecności. – Podniósł spojrzenie na chłopaka jakby poszukując u niego jakiś słów na poparcie lub odrzucenie tej tezy.


      Sora

      Usuń
  49. Czuł, że chyba najwyższy czas zakończyć opowiadanie o własnej osobie nim chłopak zapyta go o coś, co on sam koniecznie chciałby zachować w tajemnicy przed resztą świata. A takich spraw przez te wszystkie lata, które przeżył do tej pory nagromadziło się doprawdy wiele. Zresztą już dawno zdążył nauczyć się, że niemal każdy dobry bajarz dość często przerywa snucie historii w najmniej oczekiwanym przez słuchaczy momencie, by dłużej podtrzymać ich fascynację tematem. Pomijając już fakt, że zwyczajnie zaczynało go już męczyć ciągłe zapamiętywanie miliona pytań jakie raz za razem stawiał mu Felix tak, aby przypadkiem nie pominąć odpowiedzi na żadne z nich. Czuł się tak jakby właśnie miał przed sobą jakieś niewyżyte, zaledwie kilkuletnie dziecko, które gdy tylko zafiksowało się na jednej zabawie, nie zamierzało jej tak szybko przerywać lub jakby uczestniczył w jakimś wyjątkowo trudnym teleturnieju. Nic więc chyba dziwnego, że odetchnął z wyraźną ulgą, gdy rozmowa znowu wkroczyła na zagadnienia dotyczące magii.
    - Jasne, oficjalnie nadal masz opiekuna, lecz sądzę, że Inari po prostu postrzegała to nieco inaczej, skoro jednak sprawiła, że odkąd po raz pierwszy przyszedłem do Waszego domu związałem się z Tobą tak mocno zarówno w sprawach oczywistych, jaki i czysto metafizycznych. Trzeba Ci bowiem wiedzieć, że nawet, gdy przebywałem poza Woodwick, część mojego ducha nadal była przy Tobie gotowa wspomóc Cię, gdyby uznała, iż Twoje życie jest zagrożone. Tak to właśnie działa, choć zapewne ciężko Ci w to w tej chwili uwierzyć. – Pokrótce wyłożył młodzieńcowi podstawy mechanizmu funkcjonowania Kitsune, decydując się jednocześnie przemilczeć jego uwagę dotyczącą psów. – Jeśli zaś chodzi o przeszłe wojny, w których bardziej lub mniej bezpośrednio byłem zmuszony uczestniczyć, to trzeba Ci wiedzieć, że każda z nich jest jeszcze bardziej okrutna od poprzedniej. Zupełnie tak jakby zdobycze współczesnej technologii tworzone były tylko po to, by można było łatwiej zabijać swoich pobratymców w ramach jakiś najczęściej egoistycznych pobudek. W dawnych czasach przynajmniej część z nich miała faktycznie jakiś wznioślejszy cel, a teraz praktycznie każda wywoływana jest tylko po to, by zyskiwać coraz to większe pieniądze oraz związane z tym wpływy. – Westchnął ciężko, podnosząc widelec do ust. – Z drugiej jednak strony w tamtych czasach stworzeniom magicznym z pewnością było znacznie łatwiej funkcjonować, bo zwykli ludzie mieli zbyt wiele własnych kłopotów, by stale zwracać uwagę na to, co robią nadnaturalni. Żyli także o wiele krócej, co sprawiało, że istoty tak długowieczne jak ja mogły sobie zwykle pozwolić na rzadsze przemieszczanie się z miejsca na miejsce, dzięki czemu znacznie rzadziej zmuszane były do nagłego zrywania nawiązanych relacji. Gdybym poznał wtedy Flavię, zapewne byłbym z nią aż do dnia jej śmierci, a teraz, no cóż… Chyba faktycznie za bardzo bałem się, że gdy utrzymam z nią stały kontakt przebywając za granicą, ściągnę poważne kłopoty zarówno na siebie, jaki i na nią. W końcu nie należy zapominać, że sygnał wysyłany z telefonu komórkowego zawsze zdradza lokalizację jego użytkownika. – Stwierdził, tylko z ogromnym wręcz trudem powstrzymując się od natychmiastowego wyruszenia w kolejną wędrówkę po zaświatach i upewnienia się, czy czasem tym razem nie wyczuje tam jej charakterystycznej aury. Nie mógł przecież teraz od tak zostawić nastolatka samemu sobie. Zwłaszcza, że ten dosłownie przed paroma sekundami znowu wyraźnie podkreślił, że nie radzi sobie z niedawno odkrytymi umiejętnościami. – Jeśli jesteś gotowy na skorzystanie z czyjejś pomocy, by choć trochę się z tym uporać, to myślę, że powinienem sobie z tym poradzić. W końcu już trzy wieki mam nieprzerwany kontakt z drugą stroną. Gdybyśmy byli w jakimś bardziej intymnym miejscu, mógłby nawet specjalnie dla Ciebie przywołać jakiegoś mniej utrapionego ducha, byś na początek mógł przeprowadzić z nim w miarę zwyczajną rozmowę. Co Ty na to ? – Wbił uważne spojrzenie w swego towarzysza.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  50. Na całe szczęście Sora nie należał do dość szerokiego grona magicznych istot, które potrafiły czytać w myślach innych. Przynajmniej nie w dosłownym znaczeniu tego wyrażenia. Owszem, ukazując się w ich snach lub zsyłając na nie chwilowe opętanie był w stanie zaznajomić się z częścią należących do nich wspomnień i związanych z nimi przemyśleń, lecz nawet te umiejętności starał się zwykle ograniczać do niezbędnego minimum. Nic więc dziwnego, że usłyszawszy jak chłopak wspomina, iż powinien czasem postarzać swą ludzką przykrywkę jedynie uśmiechnął się do niego łagodnie, oświadczając:
    - Jasne, że to właśnie robię, ale niestety nawet jak na Japończyka jestem zdecydowanie zbyt długowieczny, by w pewnym momencie poczciwi śmiertelni mieszkańcy okolic, w których akurat przebywam nie zaczęli nabierać coraz większych podejrzeń względem mojego prawdziwego pochodzenia oraz czystości zamiarów. A to z kolei zmusza mnie do niemal ciągłych podróży, stąd niestety i tym razem może zdarzyć się tak, że w pewnym momencie Cię opuszczę. Tym razem jednak postaram się uprzedzić Cię o tym fakcie z kilkudniowym wyprzedzeniem. – Zapewnił, żywiąc szczerą nadzieję, że nic nie przeszkodzi mu w realizacji tego planu.
    Po wypowiedzeniu tych słów zamilkł na dłuższą chwilę, spod lekko przymrużonych powiek obserwując jak Felix z wyraźną lubością pałaszuje swoje danie. Już na pierwszy rzut oka dało się łatwo zauważyć jak bardzo musiał być głodny. Chyba powinien zdecydowanie częściej zapraszać go do tutejszych knajpek, bo w przeciwnym wypadku młodzieniec jeszcze umrze mu z głodu nim w ogóle dojrzeje do tego, by stał się pełnoprawnym czarownikiem. Następnym razem z całą pewnością należałoby także pomyśleć o jego małej siostrzyczce.
    - Dobrze, w takim razie skoro czujesz się wreszcie w pełni najedzony i masz chwilę wolnego, to sądzę, że gdy tylko ureguluję rachunek, możemy zacząć szkolenie. – Oświadczył, zgodnie ze sztywną azjatycką etykietą odwzajemniając się mu jedynie charakterystycznym pochyleniem głowy. – Proponuję jednak abyśmy w tym celu przenieśli się do mojego mieszkania, o ile tylko nie masz alergii na kocią sierść. Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał, a szczerze powiedziawszy zmierzając dzisiaj do Waszego domu słyszałem wystarczająco dużo, by zdawać sobie sprawę, iż raczej nie masz co tam wracać na noc. No chyba, że przypadkiem masz jakąś tajną bazę, w której znikasz po tego typu aferach i nie boisz się zdradzić mi jej położenia. – Zerknął z zaciekaniem na nastolatka.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  51. Prawdę powiedziawszy styl życia jaki wiódł Sora sprawiał, że przez dużą część czasu czuł się niezwykle samotny. Zdecydowana większość istot, które poznawał podczas swoich licznych wędrówek szybko umierała, a on niemal każdą ich śmierć przeżywał równie mocno, szczególnie, gdy były one jego podopiecznymi lub miłościami. Pozostałe też musiał zwykle opuszczać po jakimś czasie, nie wiedząc czy kiedykolwiek je jeszcze spotka. Taka bowiem była odwieczna cenna długowieczności. Nic więc chyba dziwnego, że każdą wolną chwilę poświęcał na budowanie jak najsilniejszych relacji z tymi nielicznymi wybrańcami, co do których mógł być w pełni przekonany, że nie znikną z jego losów już następnego dnia niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Do nich właśnie należał Felix, toteż opieka nad nim wydawała się mu nie tyle ciężkim obowiązkiem nałożonym wiele lat temu na jego barki przez Inari, ale także wyśmienitą odskocznią od własnych, bardziej skomplikowanych problemów.
    - Cóż, jako lis czuję się najlepiej przebywając we wszelkich maści lasach, więc kiedy chcę choć na chwilę odciąć się od świata, a akurat jestem w Woodwick uciekam zwykle do Starego Gaju. Co prawda dość często można tam napotkać czarownice i czarowników z sabatu Allarion, ale oni najczęściej nie zwracają na mnie zbytniej uwagi. – Odparł, jednocześnie dając znać przechodzącej nieopodal kelnerce, że zamierza uregulować rachunek. Starym zwyczajem dodał do niego jeszcze drobny napiwek, zdając sobie doskonale sprawę, że część z pracujących tu dziewczyn podczas lepszych dni dorabia w ten sposób całkiem sporą sumkę. Następnie ponownie skupił swą uwagę na chłopaku. – Nie sądzę, by cmentarz był najlepszym miejscem na tego typu eksperymenty, gdy wykonuje się je po raz pierwszy. Przy takiej liczbie wędrujących w pobliżu dusz mógłbym mianowicie przez przypadek przywołać nie tę, co trzeba. Zapraszam, więc Cię serdecznie do mojego mieszkania. – Rzucił z lekkim uśmiechem, podnosząc się z krzesła i wędrując w kierunku wyjścia.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  52. [hej, staram się wrócić do żywych... czy masz ochotę kontynuować?]


    Seline

    OdpowiedzUsuń
  53. Seline choć od dawien dawna nie była dzieckiem, nieustannie wyglądała jak młoda dziewczyneczka, która ani nie zna życia, ani nie umie zmierzyć się z trudnościami, jakie życie rzuca pod nogi. Jako istota będąca troszkę silniejsza od człowieka ku zdziwieniu otoczenia, z zadziwiającą beztroską i ochotą pchała się tam, gdzie ktoś jej drobnej postury i mało imponującego wzrostu nie powinien na pierwszy rzut oka. Ludzie mieli ją za wesołą, naiwną, a nawet głupią, bo pracowała niestrudzenie w barze pełnym zapijaczonych facetów, gdzie nierzadko dochodziło do burd i interwencji służb porządkowych. A ona wydawała się nawet świetnie tam bawić! I nikt nie mógł pojąć, jak to się dzieje, że nie wyszła z swojej zmiany nad ranem ani razu zasmucona, zmęczona, obrzydzona tym, co tam się dzieje i żadna awantura jej nigdy nie dosięgła, bo nawet z najwiekszych afer nie skończyła z choćby zadrapaniem zadrapaniem. Ona sama nie umiałaby tego wyjaśnić inaczej, niż zwyczajnym prostym i szczerym stwierdzeniem, że... cóż, jest syrenką.
    Ruda była prostolinijna i choć wydawało się, że ufa wszystkim i wierzy we wszystko, zwykle trzymała dystans. Ludzie widzieli niekiedy jej dziwaczności, ale nikt szczególnie nie zwracał na nią uwagi i ona bardzo sobie ten spokój, bagatelizowanie, a nawet ignorancję ceniła. Prawde powiedziawszy, to nawet lubiła pracę w barze, bo niekiedy przez te gwar, mogła poczuć się jak w głębokiej toni podczas sztormu, gdy podpływa się z ciekawości tuż pod powierzchnię, a zmysły wręcz huczą od natłoku bodźców, od ich intensywności i gęstości, od natężenia doznań. W najbardziej niespokojne noce zaczynała nucić za barem, więc nawet jeśli afera, bijatyka, rzucanie wyzwiskami i szkłem już się rozkręcało, zawsze ci którzy byli najbliżej niej i usłyszeli jej cichutki głos, wyciszali się, a jej żadna krzywda nie dosięgała. Broniła się, nie robiąc nikomu krzywdy i tego starała się trzymać. Miała swoje sekrety, jednocześnie z namiętnością poznawała cudze, bo gdy zaglądała przy śpiewie tym wszystkim pijakom w oczy, dostrzegała ich dusze i to było czymś, co napawało ją zachwytem od kiedy mogła sięgnąć pamięcią. Lubiła pracę w barze, bo dawała jej więcej, niż kiepską pensje i słabe napiwki- dawała jej posmak tego, co miała kiedyś.
    Tego dnia przy jednym z stolików zasiadł pochmurny O'Connor. Seline kojarzyła go z buractwa i skłonności do awantur, cały czas więc obserwowała go uważnie, a gdy wychylił piwa ponad swój rozsądny limit i zaczął się burzyć, wykonała połączenie do jego syna. Nie miała oporów, by wywalić klienta z lokalu, ale nie bardzo mogła obnosić się z swoją siłą, również nie zawsze rozsądnie było mącić zmysły ludziom śpiewem, więc zachowywała się jak najbardziej logicznie i po ludzku. Wyglądała jak młoda, niewinna i słaba dziewczyna i bez krępacji to wykorzystywała w momentach, które mogły być dla niej niewygodne, choć w tym przypadku było jej po prostu szkoda młodego Connor'a, bo chłopak o ile go spotykała najczęściej w kawiarni, zawsze był wobec niej uprzejmy i na taki wstyd nie zasługiwał. Seline choć nie rozumiała wielu zachowań i rozterek ludzi, to sama przebywając już jakiś czas wśród nich, zaczynała współodczuwać ich stany.
    - Hej - uśmiechneła się pogodnie do chłopaka, gdy ten pojawił się w końcu w barze i podszedł przywitać się do lady. Zlustrowała jego twarz, dostrzegając to samo co zawsze, czyli niechęć, strach, wstyd, a nawet uczucie upokorzenia. Westchneła cicho nad własną bezradnością i podała nalany kufel staremu bosmanowi, który wlepiał w nią ślepia już czwartą godzinę. - Chcesz soku, Felix? - zaproponowała, widząc, że temu sie nie spieszy, aby zgarnąć ojca, który zaczynał głośno prowokować siedzących przy stoliku obok klientów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seline mogłaby zacząć śpiewać tak, by oczarować cały bar. Ludzie by się wyciszyli, a po paru minutach może i część szybciej by się zebrała do domu. Nie robiła tego jednak z bardzo prostych powodów - bała się łowców, bała się kogoś nieczułego i spostrzegawczego, kto zacznie odgadywać jej naturę i.... bała się tego, co krąży wokół Woodwick. Odkąd wyłowiono z morza ciała dwóch studentów, a patrole policji kontrolowały wybrzeże, nie mogła tak często się kąpać i czuła rosnący niepokój. Coś wisiało w powietrzu. Coś nadchodziło... A ona czuła że niewiedza i dezorientacja, mogą sprawić, że powinie jej się noga i popełni błąd, który kosztować ją będzie wolność. Dlatego zachowywała się bardziej ludzko, niż by sama sobie tego życzyła, ale przynajmniej była bezpieczna.
      Wytarła szmatą blat i zatrzymała spojrzenie na chłopaku, który skierował się po ojca, ale wciąż stał w miejscu. Zmarszczyła brwi i zaraz wyszła zza baru, aby stanąć obok niego i zajrzeć mu w twarz. Na powrót się uśmiechnęła, ujmując go pod ramię.
      - Chodź, naleję ci soku. Wolisz pomarańczowy, czy jabłkowy? - spytała pogodnie i ciepło, bo to co lubiła najbardziej to zaskakiwać nieadekwatną do sytuacji słodyczą. Wolała być miła niż wredna i lubiła też to, jak plastyczne robią się twarze jej rozmówców, gdy ich zdumiewa. - Powiedz proszę O'Connorowi, że jak mi dzisiaj nabałagani, to zamkne dla niego bar na tydzień - mrukneła melodyjnie do starego bosmana, wykorzystując to jego zapatrzenie w jej jakże skromną osóbkę. I wcale się nie zdziwiła, gdy ten faktycznie podniósł rozlane dupsko z czokera i skierował się na salę między stolikami. A przecież nawet nie zaczęła śpiewać... prawie.


      Syrenka

      Usuń
  54. Choć do tej pory wydawało mu się, że przez te wszystkie przeżyte lata zdołał posiąść wystarczająco duże doświadczenie, by w dużej mierze zrozumieć rozterki przepełniające dusze osób mieszkających pod jednym dachem z osobą uzależnioną od różnorakiej maści używek, im dłużej przebywał w towarzystwie dorastającego Felixa, tym bardziej umacniał się w przekonaniu, iż założenie to było błędne. Mimo wielu przebytych kursów mających w założeniu pomóc mu lepiej wczuć się w umysły dzieci z rodzin dysfunkcyjnych najwidoczniej był nad wyraz daleki od pełnego wejścia w ich przepełnione strachem głowy, a co za tym idzie zasady postępowania. Ba, on nawet nie potrafił do końca rozgryźć kodeksu własnego podopiecznego, co rzecz jasna wprawiało go nie tylko w głębokie zastanowienie, ale także coraz większe wyrzuty sumienia. Jeśli nie chciał, by te ostatnie sprawiły, że jego Hoshi no tama wyschnie całkowicie w dość krótkim czasie, musiał przynajmniej jak najszybciej pomóc chłopakowi w podjęciu prób okiełznania kłębiącej się w nim magicznej energii, której istnienie jakimś cudem przed laty przegapił. Realizacja tego planu z kolei wymagała od niego poświęcania niemal każdej wolnej chwili wspólnym szkoleniom, a co za tym idzie zupełnej zmiany dotychczasowego codziennego harmonogramu oraz przynajmniej powierzchownego ogarnięcia własnych problemów sercowych. Musiał wreszcie przestać stale zadawać sobie pytanie, czy jego ukochana nadal stąpa po tym świecie, czy też faktycznie przeniosła się do Królestwa Umarłych i znowu zacząć myśleć o tym, co tu i teraz jak bardzo trudne by to nie było.
    - W większości są raczej do mnie nastawieni neutralnie, ale jak w każdej społeczności znajdzie się też kilku takich, którzy chętnie widzieliby mnie jedynie w roli pięknego futra lub czapki. – Odparł po dłuższym zastanowieniu, wsłuchując się jednym uchem w najświeższe wiadomości płynące z samochodowego radia. – Część z nich bowiem wyznaje dość konserwatywne zasady głoszące, że tylko nieliczni pośród nich samych, dokładniej Ci zwani przez pozostałych mediami, powinni mieć możliwość komunikowania się ze światem duchów, więc w istotach takich jak ja widzą coś w rodzaju przeklętego demona czy innego typu szatana. – Wyjaśnił, po raz kolejny tego dnia instynktownie muskając palcami bransoletkę. – To głównie z ich powodu po ternie Starego Gaju wolę przemieszczać się jako lis. Daje mi to po prostu większe szanse na szybszą ucieczkę. – Dodał, po czym zamilkł na dłuższą chwilę, by pozwolić młodzieńcowi na przyswojenie sobie skomplikowanych relacji rządzących magicznym światem. – No mniejsza, każdy ma jakieś problemy. – Podsumował, nieznacznie podkręcając dźwięk, ponieważ właśnie nadawano nowe dane na temat śledztwa, przy którym przyszło mu aktualnie pracować. Biedny Williams, musiał się nieźle namęczyć, by przypadkiem nie wyjawić zbyt wielu wciąż nie w pełni potwierdzonych danych na temat śmierci tego nieszczęsnego biznesmena, a jednocześnie zaspokoić ciekawość dziennikarzy, którzy podczas ostatnich tygodni stale deptali mu po piętach. – Cholera. – Przeklął, gdy na wyświetlaczu komórki leżącej w miejscu przeznaczonym na butelki czy kubki znajdującym się nieopodal hamulca ręcznego rozpoznał numer Pani komisarz stojącej na czele prowadzącego je zespołu zadaniowego. – Wygląda na to, że będziemy musieli zaliczyć krótki postój, a może nawet przymusowe stawienie się na komendzie. – Oświadczył, skręcając nieco gwałtownie na parking pod pobliskim marketem, czym na tyle zdenerwował jadącego tuż za sobą kierowcę, że ten nie tylko zatrąbił na niego z wyraźnym oburzeniem, ale także wyrzucił z siebie wiązkę przekleństw. Prawdę powiedziawszy Sora nawet zbytnio mu się nie dziwił, sam ostatecznie niezbyt lubił, gdy ktoś wykonywał tego typu manewry, lecz rozumiał też, że czasem po prostu nie było innego wyjścia. – Poczeka tu moment. – Rzucił, chwytając telefon i wychodząc na zewnątrz, trzaskając drzwiami.


    Sora

    OdpowiedzUsuń
  55. Su-Jin mruży nieznacznie oczy. W skupieniu obserwuje reakcję chłopaka na ten jasny, niemy sygnał jaki mu dał spoglądając w stronę zjawy. Na moment wampir zapomina o emocjach. O smutku i żalu, dziwnym współczuciu do swojego rozmówcy i bolesnych, dawno pogrzebanych wspomnieniach, które teraz odżywały i nawiedzały jego umysł, niczym zjawa, nawiedzająca Felixa. Znów wszystko staje się tylko grą, subtelną strategiczną rozgrywką. Walką o zdobycie przewagi, o wyciągnięcie informacji i jak najlepsze krycie swoich sekretów. Tym razem jednak siły w tej grze wcale nie były wyrównane.
    Oczy wampira znów są chłodne i odległe. Zdystansowane. Lśni w nich jedynie ciekawość, gdy łapie spojrzenie chłopaka i słucha jego urywanych i niepewnych słów. Przytakuje mu jedynie skinieniem głowy w odpowiedzi na jego dość oczywiste pytanie.
    – Nieważne jak to sobie nazwiesz i umotywujesz, ukrywasz prawdę – stwierdza spokojnie, niemal obojętnie. Jedynie blask ciekawości w oczach zdradza, że wcale nie było mu to obojętne. Przez chwilę jeszcze słucha chaotycznych tłumaczeń chłopaka. Przytakuje skinieniem głowy na znak, że rozumie.
    – I nie uważasz, że ja mam więcej do stracenia? Nie masz tytułów naukowych, pracy i idealnie poukładanego życia, a i tak wiesz, że lepiej nie mówić zbyt wiele. Jak sądzisz Felix, jak by to wyglądało, gdybym zaczął mówić o wszystkim tak jak jest? Że wcale nie chodzi o hafefobie, a o sposób mojego postrzegania? Albo, że ta głupia blizna to nie pamiątka po depresji z powodu śmierci mojej córki, a coś na co nie miałem wpływu, pamiątka po demoniczym duchu potrafiącym przejąć kontrolę nad czyjąś wolą? – pyta, po raz kolejny delikatnie przekraczając granicę, choć obiecał sobie tego nie robić. Znów instynktownie balansuje na granicy prawdy i niedopowiedzeń zdradzając wiele i nie mówiąc przy tym nic, co mogłoby być jednoznaczną odpowiedzią odnośnie tego kim był. Czym był. Medium takim jak Felix? A może czymś innym?
    Nie mówi już nic więcej, obserwuje jedynie zjawę i jej zachowanie. Sposób w jaki dręczy chłopaka. Dostrzega jak upiór zdaje się krzyczeć, ale mimo nadwrażliwego słuchu, nie słyszy żadnego dźwięku. Zupełnie jakby każde słowo, każdy dźwięk skierowany był bezpośrednio do umysłu młodego czarownika. Ciekawe…
    Szybko jednak ciekawość ustępuje miejsca innemu uczuciu. W jednej chwili to on sam nie jest w stanie zebrać myśli, gdy cholerny dzieciak staje mu za plecami traktując go jako tarczę i ochronę przed zjawą. Su-Jin czuje jak jego mięśnie momentalnie sztywnieją, a wszystkie zmysły skupiają się tylko na jednym. Na zagrożeniu, na tym, że jakaś istota stoi zbyt blisko, za nim. Wszystkie zmysły wampira przestawiają się na całkowicie inny tryb, a każda myśl skupia się wyłącznie na dyskomforcie, do tego stopnia, że ignoruje nie tylko obecność zjawy, ale i słowa Felixa.
    Dopiero po chwili zmusza swój umysł do racjonalnego myślenia.
    Spogląda na zjawę, która stoi naprzeciw, niezdolna do kolejnego ruchu, zupełnie jakby obawiała się podejść zbyt blisko drapieżnika. Przez moment Su-Jin rozważa możliwości. Pozbyć się ducha na stałe czy po prostu wypędzić i pozwolić wrócić i nadal sączyć swój jad i teorie do umysłu dzieciaka. Co było bardziej ryzykowne? Zdradzenie swoich zdolności, które mogłyby dać Felixowi zbyt wiele do myślenia, czy może zdradzenie maleńkiego ułamka swojej natury nie ryzykując nic. Ostatecznie, jeśli nie zjawa, to inni czarownicy i tak skutecznie zatrują chłopakowi umysł…
    Wampir wstaje z miejsca i odsuwa się odrobinę, by choć minimalnie zwiększyć dystans pomiędzy nim, a szukającym pomocy chłopakiem. Przenosi wzrok na zjawę, a jego ciemne oczy przybierają czerwoną barwę. Układa dłoń w gest wygnania.
    – Wynocha, nie zbliżaj się do tego chłopaka – mówi zmienionym głosem. Rozkazuje, podporządkowując sobie wolę upiora i zmuszając go by zniknął, odszedł i nie wracał. A przynajmniej przez jakiś czas. Duchy były uparte, zawsze szukały sposobu, by powrócić.
    Czeka jeszcze chwilę. Aż zjawa i jej aura znikną, a jego oczy powrócą do naturalnego stanu. Dopiero wtedy odwraca się w stronę Felixa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Obawiam się, że to w jaki sposób sobie z nimi radzę niewiele ci pomoże… – odpowiada w końcu, czując, że powinien coś powiedzieć.
      Bez pośpiechu podnosi przewrócone krzesło i niemal kompulsywnie poprawia i tak idealnie uporządkowane rzeczy na biurku.
      – W moim kraju takich jak ty nazywamy sesŭp-mu. To rodzaj szamanów, którzy dziedziczą pewien dar, potrafią widzieć i rozmawiać z duchami. Najróżniejszymi duchami, od tych które żyją w harmonii jako część natury, przez duchy umarłych, aż po zjawy i upiory, takie jak ta. Sesŭp-mu uczą się od starszych komunikacji z duchami, a nawet tego jak bezpiecznie wejść w układ z duchem. Podobno nie da się uciec od tego daru, można jedynie go zaakceptować lub całe życie próbować ignorować duchy, które do ciebie lgną. – Opowiada spokojnie, jakby wygłaszał wykład na temat koreańskiego szamanizmu. – Są też kangsin-mu, ich dar jest o wiele bardziej niebezpieczny, bo nie ogranicza się do postrzegania i kontaktu. Kangsin-mu są naczyniami dla duchów, wiecznie balansującymi na granicy opętania przez te istoty. W ich wypadku wybór jest jeszcze trudniejszy, zaakceptować i nauczyć się chronić, lub całkowicie oszaleć. W Europie nazwalibyśmy to po prostu medium, bez zastanawiania się nad rodzajami relacji między takim „medium” a duchem.
      Milczy przez chwilę zastanawiając się co powinien teraz powiedzieć. Doskonale wie, że nie będzie w stanie mu pomóc, tak jak nie był w stanie pomóc swojej córce izolując ją od świata duchów. Z drugiej strony nie ma ochoty popychać chłopaka w stronę czarownic, czarowników i ich sabatów.
      – Nie nauczę cię jak sobie z tym radzić, bo nie jestem szamanem, medium czy innym czarownikiem. A to co zrobiłem… Lepiej byś tego nie próbował, bo skończysz jak pewien szaman, którego pamiętam. Chciał zapanować nad bardzo niebezpiecznym duchem i przypłacił to życiem. – oznajmia krótko.
      Podnosi torbę z książkami i papierami, po czym sięga po klucz do swojego gabinetu.
      – Chodź, nie będziemy tu siedzieć do wieczora. Jeśli chcesz porozmawiać o duchach, możemy to zrobić przy obiedzie. – Su-Jin wie, że skoro zaczął już ten temat, nie może się już wycofać.

      Cho Su-Jin

      Usuń