14 września 2023

Wish I could be born again tonight


Hazel  Park 
wł. Hazel Anne Danbury  一 urodzona 17 maja 1906 roku 一 wychowana w Antrium, w  Północnej Irlandii 一 córka Dorothy i Luciena Dnbury, którzy dali jej dom po śmierci jej prawdziwych rodziców, których nigdy nie zdążyła poznać 一 wampirzyca, przemieniona kilka dni po skończeniu siedemnastu lat 一 już dawno zdążyła zapomnieć o dawnym życiu powiązania

 

Pamięta bardzo dokładnie dworek, na którym przyszło jej się wychować. Czułe spojrzenie matki, która spoglądała na nią, gdy bawiła się na rodzinnym podwórku. Chwile, które spędzała z ojcem, przechadzając się po rodzinnym sadzie i z uwagą słuchając jego opowieści. Nadal czuje te ciepłe uczucie w okolicach niebijącego już od lat serca, gdy wraca wspomnieniami do osób, którzy tak naprawdę nigdy nie byli jej prawdziwymi rodzicami, ale dali jej ciepło i miłość, której zabrakło jej już od najmłodszych lat. Pamięta dokładnie rudego cocker spaniela imieniem Willy, który towarzyszył jej nieustępliwie na spacerach po lasach w pobliżu jej domu.  Lubi wracać wspomnieniami do tego, jak kiedyś życie było łatwiejsze, a ona miała wokół siebie tych, których kochała najmocniej, a którzy już dawno odeszli z tego świata. 


Pamięta dokładnie dzień, kiedy jej życie również się skończyło, a ona mimo to otworzyła oczy i zobaczyła zupełnie inny świat, który w pierwszej chwili ogromnie ją przeraził. Pamięta przeraźliwy strach, kiedy uciekała przez gęsty lat oraz kiedy z łatwością została złapana. Pamięta bardzo dokładnie uczucie palącego wręcz głodu, a później smak pierwszej krwi, którą wyssała do ostatniej kropli z ciała młodego chłopaka. Był może w jej wieku, a jego przestraszone spojrzenie prześladuje ją po dziś dzień. Pamięta, kiedy pojawił się on, który wyciągnął w jej stronę rękę i cierpliwie wszystko tłumaczył i uczył jak funkcjonować w nowym życiu.  Z czasem zaczęła nazywać go ojcem, a później skrzywdziła w najgorszy, możliwy sposób.


Nieprzerwanie od pół wieku jest najgorszą wersją siebie. Tą, którą ukrywała głęboko w sobie, spychając ją w głąb duszy. Czuje nieodpartą i niewyobrażalnie wielką chęć mordowania, więc robi to z uśmiechem na twarzy. Tam, gdzie się pojawi pozostawia po sobie zgliszcza.  Ma twarz anioła, ale duszę już dawno sprzedała diabłu. I wcale nie czuje się z tym źle. Wręcz przeciwnie, uwielbia spoglądać na przerażone twarze ofiar, kiedy te zdają sobie sprawę, że ostatnią rzeczą, którą zobaczą, jest złowieszczy uśmiech, który pojawia się n twarzy Hazel. 

Abbey Cowen na wizerunku, wyżej Hazel z brzydką duszą. Przyjmiemy wszystko, pandaczerwona0@gmail.com, gdyby ktoś chciał ustalić jakieś szczegóły. 

9 komentarzy:

  1. I can't imagine a world with you gone...

    Min-Ho

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dzień dobry! Cieszę się bardzo z kolejnego wampirka na blogu. I to jeszcze panna z powiązań Min-Ho. Przyznaję, że wciągnęła mnie wasza historia i jestem ciekawa kryjącej się za nią tajemnicy i tego co zaszło między Min-Ho i Hazel.
    Życzę dużo weny i super wątków i jakby co zapraszam do Su-Jina.]

    Cho Su-Jin & Edgar Blackwood

    OdpowiedzUsuń
  3. [Podpisuję się pod przedmówczynią, czytając kartę Hazel czułem się jakbym odkrywał kolejny element historii zaczętej w karcie Min-Ho. Lubię kiedy historie postaci tak się przeplatają i uzupełniają. Sama Hazel wydaje się naprawdę intrygującą postacią. Ciekawi mnie co takiego stało się w jej życiu, że stała się najgorszą wersją siebie.
    Życzę dużo weny i samych ciekawych historii.
    A ponieważ powoli budzę się do życia po lecie, to zapraszam do siebie na burzę mózgów, może coś ciekawego wymyślimy.]

    Shankar

    OdpowiedzUsuń
  4. Śledził to co dzieje się w mediach na tyle, by być na bieżąco z pewnymi sprawami, ale nie był tego szczególnym zwolennikiem. Miał inne sposoby na zdobywanie potrzebnych informacji niż głuche, ludzkie plotki, które zwykle do niczego nie prowadzą. Jednak niekiedy bywało to pomocne wskazując właściwy trop. W małym domku znajdującym się na uboczu miasteczka nie miał telewizji, ale w pracy to co innego.
    Zatrzymał się wpół kroku opuszczając lekarską dyżurkę, gdy ktoś właśnie włączył wiadomości. Zwykle szybko umykał po pracy, a przed stawiał się na czas, by uniknąć zbędnych spotkań ze współpracownikami, którzy uparcie próbowali wciągać go w dyskusję lub namówic na wspólne wyjście w celach integracji. Tłumaczyli się chęcią poznania, przyjęcia nowoprzybyłego lekarza w ich mieścinie, by poczuł się tu komfortowo, jak członek zespołu. Min-Ho natomiast był świadom, że w głównej mierze przemawia przez nich ludzka ciekawość, a nawet wścibskość, która była nieodzownym elementem małych miasteczek. Każdy chciał wiedzieć wszystko o wszystkim. A Park był ciekawym, tajemniczym obiektem wielu domysłów. Młody lekarz z ogromnym bagażem doświadczenia, z wieloma niecodziennymi zdolnościami, który miał okazję pracować w dużo lepszych, większych placówkach. Dlaczego, więc wybrał sobie małe Woodwick jako kolejny przystanek? To i wiele innych pytań słyszał przechadzając się szpitalnymi korytarzami, czy też ulicami miasteczka. Nawet gdyby chciał się w pełni odciąć od tych głosów, nie był w stanie nic poradzić na swoje wrażliwe zmysły. Poza tym wystarczyło, że w towarzystwie zaciągnął się powietrzem. Intensywne wonie ludzkich ciał mogły zdradzić bardzo wiele, stres, ekscytację, niepewność, czy właśnie zainteresowanie. Wiedział również, że prócz tego wzbudzał w niektórych niepewność i pewne obawy, czy to swoją chłodną i stoicką aparycją, czy też nietypową dla tych okolic urodą. Gdyby zechciał cieszyłby się zainteresowaniem i uwagą. Min-Ho jednak nie tego potrzebował, czy raczej oczekiwał. Dlatego nie spędzał w pracy więcej czasu niż było to konieczne. Oczywiście bywały dni kiedy zaszywał się w gabinecie lekarskim pochylając się nad trudniejszym przypadkiem, jednak i w takich sytuacjach wolał zabrać pracę do domu niż otaczać się niepotrzebnymi, rozpraszającymi go bodźcami.
    Teraz natomiast stał pomiędzy innymi lekarzami, czy też pielęgniarkami wpatrując się w ekran telewizora, na którym wyświetlano wiadomości. Zaginięcia, trupy, rozszarpane gardła… Zmarszczył nieco brwi, a w jego głowie bardzo szybko zapaliła się czerwona lampka i cień nadziei, że może sprawcą tych wypadków była jego Hazel. Nie mógł mieć jednak stuprocentowej pewności. Nie była jedynym nieokrzesanym wampirem w okolicy.
    Kilkukrotnie wypuścił się za granice Woodwick odwiedzając inne okoliczne miasteczka w poszukiwaniu znajomej obecności jednak owy wampir mu umykał, był krok przed nim. Jednak ślady, które znajdował zaczynały jednoznacznie wskazywać rudowłosą wampirzycę. Dlatego też ostatecznie zamknął się w domu oczekując niespodziewanej wizyty.
    Wróciły do niego wszystkie te emocje, które dziewczyna w nim wywoływała. Począwszy od dziwnej troski, do której wciąż nie potrafił przywyknąć, przez irytację i złość, a na obawach skończywszy.
    Troszczył się o nią odkąd tylko pierwszy raz ich spojrzenia się skrzyżowały ze sobą. Wtedy wpatrywała się w niego dużymi, niewinnymi oczami, które niewiele rozumiały, a jedynie rejestrowały obrazy. Był zły i poirytowany jej nieodpowiedzialnym zachowaniem, które mogło ściągnąć na nią ogromne ryzyko i zagrożenie, a skoro była daleko nie miał jak jej przed nim uchronić. Do smutku i żalu, które odczuwał po jej odejściu nie chciał się przyznawać, był na to zbyt dumny i zbyt uparty. Natomiast obawy były słuszne i jak najbardziej realne. Nie dość, że mogła ściągnąć na siebie uwagę łowców, którzy z pewnością uporaliby się z młodą i niedoświadczoną wampirzycą, tak Min-Ho pragnął spokoju i odpoczynku. Woodwick miało być jego oddechem, odskocznią od ciągłego biegu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może było to trywialne i idiotyczne, ale rosnąca siła i doświadczanie świata zaczynało go męczyć. Chciał przez chwile dać sobie możliwość odetchnięcia od wielkiego świata i ludzkiego zgiełku. Woodwick było ku temu idealnym miejscem. Hazel natomiast ze swoim nieroztropnym postępowaniem i niechęcią do opanowania stwarzała zagrożenie dla jego planu. Nie wspominając, że nie był tu jedynym wampirem, który chciał tego samego. Su-Jin jasno wyraził swoje poglądy i stanowisko dotyczące wzajemnej korelacji. Min-Ho był świadom, że gang-si nie jest nikim kogo można zignorować, nikim kto będzie tolerował potencjalne zagrożenie dla swej rodziny. Dlatego jeśli Hazel zamierzała się zjawić musiał szybko i stanowczo uporać się z jej buntowniczą naturą. Musiał ją uświadomić z czym dziewczyna igra.
      Siedział w skórzanym fotelu popijając w spokoju czerwone wino. Ogień w kominku przyjemnie trzeszczał spalając suche drewno. Min-Ho relaksował się otoczony wonią dymu i siarki ulatniającego się z otwartej butelki. Pochylał się nad kawowym stolikiem przeglądając dokumenty ze szpitala, te ostatnio przyjętej pacjentki, która miała trudnego do zoperowania guza. Zamarł w momencie, gdy zapach domu został naruszony. Jego zmysły pracowały na wysokich obrotach, podkręcone wampiryczną naturą.
      Hazel. Była tu, czuł ją każdą komórką ciała. Trupia woń ciągnąca się za nią, znajomy zapach jej włosów i skóry. Zapach, który niegdyś należał do niego, mieszał się z jego własnym i osiadał na wszystkim co znajdowało się we wspólnym mieszkaniu.
      A więc w końcu postanowiła się pojawić, wrócić niczym syn marnotrawny do swojego ojca. To jak wielką odczuwał satysfakcję i zarazem ulgę, było przytłaczające.

      Ojciec roku

      Usuń
  5. — Jeśli kiedykolwiek kupisz swój własny dom, urządzisz go wedle swojego uznania i gustu. — odparł spokojnie, wręcz lakonicznie wciąż wpatrując się w stos dokumentów, które rozciągały się przed nim. Rozkoszował się jednak jej głosem, tembrem gdy wypowiadała jego imię. Dopiero po chwili podniósł na nią swoje spojrzenie mierząc ją od stóp po czubek głowy, jakby chciał się upewnić, że wszystko jest w porządku. Ostatecznie zatrzymał się na oczach wpatrując się w jej jasne tęczówki. Nic się nie zmieniła odkąd widzieli się ostatni raz. Włosy wciąż tak samo intensywnie, płomiennie rude, oczy błyszczące z zadziornymi iskierkami czającymi się wewnątrz. Wyglądała dobrze, znajomo. Różnica była jedynie w stroju, mogą jednak na przestrzeni pół wieku uległa pewnym zmianom. Wciąż jednak to była jego Hazel. Jego bezczelna, nieokrzesana Hazel, które zjawiała się tu jakby nigdy nic. Czy miał chęć wytknąć jej wszystkie błędy, które zdążyła popełnić ostatnimi laty? Oznajmić jak wielką głupotą wykazała się opuszczając go i udając się w swoją stronę?
    Przeogromną. Miał ochotę nią potrząsnąć, skarcić niczym niepokorne dziecko, którym w jego oczach nadal niezmiennie pozostawała. Zresztą zachowanie wampirzycy tylko go utwierdzało w przekonaniu, że nie była gotowa na samodzielne życie. W głębi serca wiedział jednak, że on sam nie był gotowy wypuścić jej z gniazda, dać rozpostrzeć skrzydła i odlecieć.
    Odwrócił wzrok od wampirzycy znów skupiając uwagę na dokumentacji medycznej pacjentki. Sięgnął po długopis i machnął kilka podpisów pod otrzymanymi badaniami. Jego twarz pozostawała niezmienna, wciąż jednakowo obojętna wręcz chłodna. Nie miał zamiaru pokazać, że jej powrót wywołał w nim cień ekscytacji, że poczuł przyjemne ciepło, radość, że znów ją widzi, że nic złego jej nie spotkało, że wciąż o nim pamiętała. Z drugiej zaś strony było rozczarowanie, tęsknota, które odczuwał przez blisko pięćdziesiąt lat, gdy wymknęła się z jego rąk.
    — Co cię do mnie sprowadza? — zapytał składając dokumenty na jedną kupkę, którą zaraz schował do teczki z symbolem szpitala. — Akurat teraz. — sprecyzował. Być może stała przed nim w jednym kawałku, niezmiennie pewna siebie, ale coś musiało zagonić ją z powrotem do niego, pod jego skrzydła. Był znacznie starszy, bardziej doświadczony i miał znajomości rozsiane po całym świecie, które wiele mogły ułatwić. Był silniejszy i bardziej roztropny w swym działaniu. Nie sądził, więc by wróciła z czystej dobroci serca, z tęsknoty.
    Podniósł się powoli z fotela i podszedł do niej. Odebrał od niej kieliszek by bez słowa napełnić jej i swoje szkło winem.
    — Co zrobiłaś, Hazel? — Wiedział, a przynajmniej był świadom ilości trupów, które za sobą pozostawiła. Jak niegdyś on, z tą różnicą, że za czasów jego młodości wampirom było zdecydowanie łatwiej żyć w cieniu, nie ograniczając swej krwawej, brutalnej natury. Wszystko było można zrzucić na zabobony, na chorobę. Bez trudności było można kryć się w cieniu, a byli też tacy, którzy otwarcie mówili o tym kim się stali. Chciał jej tego wszystkiego oszczędzić, uchronić ją przed konsekwencjami wampiryzmu i rozchwianych emocji. Poległ, zawiódł ją. Nie uratował przed wyrzutami sumienia, które prędzej, czy później ją dopadną. Jego dopadły choć niegdyś wyśmiewał wszystkich sobie podobnych.
    Jego głos był surowy, nie znoszący sprzeciwu. Chciał, by opowiedziała mu wszystko to co działo się w jej życiu przez te wszystkie lata.
    Wręczył jej kieliszek po czym wskazał ręką kanapę, by usiadła. Sam opadł z powrotem na fotel i pociągnął kolejny łyk wina. Lubił cierpki smak na języku, przypominał mu nieco o smaku ludzkiej krwi, której nie pił już tak długo. Poza tym samo zajęcie czymś dłoni i nawyk picia ułatwiał zapomnienie o drażniącym wiecznie głodzie, który nieustannie prześlizgiwał się pod skórą i nęcił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A jak już mi wszystko opowiesz, porozmawiamy o twoim zachowaniu, bo z pewnością ja i nie tylko ja nie będziemy tolerować twojego… obecnego zachowania. — dodał wpatrujac się w rudowłosą. W jego słowach kryła się nuta ostrzeżenia i troski. Dopiero teraz pozwolił sobie, by kącik jego ust lekko drgnął ku górze w geście uśmiechu.

      Min-Ho

      Usuń
  6. Słuchał jej wyjaśnień z uwagą, zbytnio nie reagując na fałszywe pobudki jej przyjazdu. Nie wierzył jej i ona doskonale to wiedziała, dlatego w spokoju czekał, aż przejdzie do puenty. I jak mógł się domyśleć sprowadzało się to do jej zachowania, do jej bezmyślnych mordów.
    Nigdy odkąd ją przygarnął nie planował zmuszać jej do żywienia się krwią zwierząt. Było to trudne dla niego, więc rozumiał, że dla młodego wampira było to niemal nie do osiągnięcia. Krew zwierząt była niemal bez smaku, obrzydliwa, metaliczna, cuchnąca. Nie była obfita w energię, nie dawała tyle mocy i siły. Przytępiała zmysły, choć to akurat przyjmował z ulgą. Nie, nigdy nie chciał tego dla Hazel. Natomiast to co próbował jej przekazać to, to że bezmyślne zabijanie i wszędobylska śmierć nie są rozwiązaniem, że ma inne możliwości. Mogła żywić się na ludziach, ale z rozsądkiem. Mogła znajdować sobie dawców, mogła brać od Min-Ho worki z krwią, gdy pracował w szpitalu i miał do nich dostęp… Wolała jednak oddać się w macki chaosu niż skorzystać z jego wiedzy.
    W ułamku sekundy znalazł się tuż przy dziewczynie. Jedną dłoń oparł o wezgłowie kanapy, drugą zacisnął na kieliszku, który delikatnie obejmowała palcami. Jego ciemne oczy wpatrywały się w jej jasne tęczówki. Nie były jednak niczym rozgwieżdżone nocne niebo. Przypominały raczej bezwiedną, morską toń, głębinę, która mogła pochłonąć i pozbawić oddechu w kilka ulotnych chwil. Zimna, nieprzenikniona powierzchnia. Oczy drapieżnika, mordercy. Choć od przeszło dwustu lat nie pił ludzkiej krwi celowo osłabiając swój organizm i skazując go na wieczne pokuszenie, próbując wieść spokojny żywot, być lepszy między innymi dla niej, dawny Min-Ho wciąż był w jego wnętrzu. Smuga na jego wspomnieniach, cień na jego osobowości. Był wampirem. Noc, krew i śmierć były nierozerwalną częścią jego natury i choć był cierpliwy, zwłaszcza jeśli chodziło o Hazel, ta cierpliwość miała swoje granice, na które dalej nie było można naciskać.
    Wyrwał jej kieliszek, który cisnął w stronę kominka. Szkło rozbiło się o ceglaną ścianę, a wino z sykiem rozlało się po rozgrzanych drwach. Wiedział, że robiła to celowo, próbowała go wytrącić z równowagi. Była inna niż on, żywa, pełna pasji i targających nią emocji, które wciąż były w niej żywe.
    Rysy jego twarzy stężały jeszcze bardziej, gdy ujął jej podbródek w palce. Mogła igrać z losem, z życiem innych, z własnym, ale nie z nim.
    — I jesteś z siebie dumna? — Jego głos był niski, głęboki baryton, nieco chrapliwy jakby z gardła wydobywał się zwierzęcy warkot. Odsunął się od niej powoli nie spuszczając wzroku z dziewczyny. — Nie każę ci zaprzestać karmienia się na ludziach, mogłabyś jedynie przestać zostawiać za sobą trupy. Nie… zaprzestaniesz tego jeśli chcesz tutaj zostać i to jest moje ostateczne słowo. — oznajmił splatając ze sobą palce dłoni. — Woodwick to nie jest normalne miasteczko, więc ostrzegę cię tylko raz Hazel. Są tutaj siły, z którymi nie chcesz igrać. Osoby, które nie zawahają się zabić ciebie, a tym bardziej mnie jeśli posuniesz się za daleko i zaburzysz ich spokój. — ostrzegł z pełną powagą. — Ja również chciałbym tu zostać przez pewien czas, więc moja odpowiedź jest następująca. Możesz tu zostać, pomogę ci jeśli łowcy zwęszą twój trop, ale… masz się zachowywać. Jeśli nie jesteś w stanie nad sobą zapanować, zapewnię ci krew ze szpitala, a ty zaniechasz polowań. — polecił przenosząc wzrok na kominek, z którego ulatniał się ostry zapach parującego alkoholu. — Będziesz zachowywała się normalnie, jak zwyczajna dziewczyna. Jeśli w twojej głowie zostały resztki zdrowego rozsądku posłuchasz mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbliżył się do kominka i oparł się dłonią o jego ciepłą fasadę przyglądając się ogniu tańczącemu wewnątrz. — Możesz mnie za to nienawidzić, ale to niska cena za twoje życie, Hazel. — dodał przymykając na moment powieki. Był gotowy posunąć się daleko byleby dziewczyna była bezpieczna, by przeżyła. Do tej pory stosował groźby, prośby, ostrzegał ją i tłumaczył. Nie chciała wiedzieć ile mógł zrobić, by wyperswadować z jej głowy głupotę, wszystko to co mogło sprowadzić na nich kłopoty. Miał przemyślane wszystko. Dwie sypialnie, dwie łazienki… Podpiwniczony dom na uboczu… Nie chciał nigdy jej zamykać, ale tym razem oboje musieli być ostrożniejsi.

      Usuń