4 grudnia 2022

Save your prayers and take my hand

CONVALLIANA DIGGES
utrzymuje wygląd dwudziestoośmiolatki —— sukkub —— w Woodwick od trzech lat —— właścicielka Desiderium: perfumerii i sklepu ezoterycznego —— perfumiarka, której perfumy cieszą się ogromną popularnością wśród miejscowych —— hobbistycznie tarocistka —— mieszka przy jeziorze w małym, drewnianym domku z czerwonym dachem, z przydomowym ogródkiem i garażem, w którym stoi czarny pick-up —— powiązania —— dodatkowe: 1 —— poprzednie KP: 1
Idealnie pasuje do ról i przebrań, uśmiechów i podniesionych podbródków. Obserwuje wszystko czujnym, głębokim spojrzeniem, mruży oczy i zdaje sobie sprawę z tego, że tonie; tonie w koronkach, biżuterii i szeptach; tonie w oczekiwaniach, krzykach i potrzebach. Tonie w męskich dłoniach; tonie w zakończonych opowieściach i obietnicach.

Doskonale wie, że nie każdy jest gotów ponieść konsekwencje swoich słów, czynów i gestów, ale gdy próbuje się odsunąć, dłonie szorstkie, miękkie, uwielbiające jej ciało, sięgające po to, co grzeszne, przyciągają ją bliżej.

Wydaje mi się, że mógłbyś kochać mnie do śmierci...

Otula, woła imię i zmienia się pod wpływem rąk, pocałunków – krzyk to za mało. Czule dotyka blizn, spija całą niepewność i strach, będąc cichym zefirkiem, miękkim mrokiem, diabelską pokusą.

Wszystko, co o mnie wiesz, to tylko Twoje wyobrażenia: moje czarne włosy i zielone oczy. Moje ubrania, koronkowa bielizna. To, co widzisz, to też jedynie Twoje wyobrażenia o mnie.

Ze wszystkich snów ucieka nad ranem – zostawia po sobie zapach słodkiej wanilii, cierpkiego agrestu i aromatycznego cynamonu. Zostawia po sobie tęsknotę, niemy stos słów i kłujący obraz tego, co skończyło się wraz z nocą.

Bliżej jej jednak do strzaskanego szkła niż nieskazitelnej tafli – naznaczona własność, w której należy upatrywać posłuszeństwa; szatańskie wersety szeptane w ciemnościach, anielskość delikatnych, krwistych ust i spojrzenie rozżarzonych tęczówek, w których odbija się zniekształcony obraz zwiędłych potrzeb.


ODAUTORSKO:
CODE
fc: @h.oberlin
Cześć! Convallia to przebrzydła manipulatorka, która zawsze dostaje to, czego chce – ma swoje sposoby. Nie jest jednak postacią czarno-białą: wpada raczej w wiele odcieni szarości, które postaramy się odkryć w wątkach. :D
Szukamy wrogów i przyjaciół, a także wszystkiego, co skomplikowane, trudne i emocjonalne.
► vicious1411@gmail.com

200 komentarzy:

  1. Jest jej wdzięczny, że nie naciskała. Chociaż Su-Jin czuje, że powinien powiedzieć jej o wielu sprawach, ma też wrażenie, że w tej chwili wszystkie emocje są zbyt świeże i intensywne, a to co chce powiedzieć, może się zmienić. Wszystko może się zmienić, kiedy emocje opadną, a on będzie miał okazję przemyśleć to wszystko na spokojnie.
    W tej chwili woli skupić się na rozmowie. Na tym kruchym porozumieniu, które się między nimi wytworzyło dzięki wspólnym przeżyciom. Wzajemnemu zrozumieniu swojego bólu, który oboje trzymali do tej pory w sekrecie przed całym światem.
    Osiem lat… Jej rana wydawała się bardzo świeża. W końcu czym było osiem lat wobec tego jak długo żyli? Osiem lat było dla nich porównywalne z kilkoma tygodniami dla ludzi. Czy to był czas, by tak głęboka rana była w stanie się zabliźnić? Ile lat to trwało u niego, zanim przeżył do końca swoją żałobę po córce?
    Nagle uderza go jednak inna myśl. Scena z chłopcem w katakumbach i reakcja Liany, gdy rzuciła się chronić to dziecko. I potem, gdy widziała jego śmierć. Dzieciak w podziemiach był mniej więcej w podobnym wieku, co dziecko, które straciła… Teraz, gdy to do niego dociera, czuje się dość głupio, że irytował się wtedy na Lianę i jej zachowanie. Może gdyby minęło więcej czasu mógłby oczekiwać od niej by odłożyła emocje na bok. Przez chwilę próbuje przypomnieć sobie jak sam zachowywał się kilka lat po śmierci córki. Nie rozważa tego jednak długo.
    Kolejne słowa Liany poruszają go o wiele bardziej niż by tego chciał. Ma chęć odpowiedzieć jej, że nie wie już czy Sarang kiedykolwiek naprawdę go kochała. Może jako małe dziecko, a potem było to już tylko męczące przywiązanie i uzależnienie od siebie. Myśli o wszystkich chwilach, gdy zaczęła dorastać i oddalać się od niego, mieć swoje sekrety i dziwne myśli, które w końcu popchnęły ją do tego co zrobiła. A może po prostu był dla niej złym ojcem skoro nie umiał poradzić sobie z tym jak ich relacja się psuła… Znów czuje gorzki smak łez i ucisk w gardle.
    Patrzy na Lianę i chociaż nic nie mówi, jest jej wdzięczny za to, że okazywała mu zrozumienie. Mogła przecież wykorzystać jego wyznanie, powiedzieć mu, że był potworem. Ale nie zrobiła tego. Zamiast tego Su-Jin czuje od niej jedynie empatię. I tą samą delikatną nić wiążącą ich ze sobą. Tym razem jednak pozwala temu uczuciu trwać, bez obaw o to, że da się spętać i przywiązać do Liany. Już za późno by się nad tym zastanawiać. To już się stało.
    Nie odsuwa się od niej, wciąż wtulając się policzkiem w czubek jej głowy. W głowie wciąż słyszy jej ostatnie słowa. Jakaś cząstka jego chciała w nie wierzyć. W głębi duszy pragnął mieć w swoim życiu kogoś bliskiego. Lubił co prawda swoją samotność i spokój, ale często brakowało mu kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Przed kim nie musiałby udawać, ani ukrywać swojej natury. Dlatego kiedyś tak bardzo marzył, by stworzyć sobie potomka, dlatego zaangażował się w całą relację z córką. Chciał mieć kogoś bliskiego, kto po prostu byłby obok. Komu mógłby powiedzieć, o tym jak się czuł. Tylko… Inna część jego umysłu podpowiadała mu, że nie powinien tak łatwo poddawać się temu co się teraz działo. Oboje z Lianą byli pod wpływem silnych emocji. Przeżyli w ostatnim czasie bardzo intensywne dni, pełne emocjonalnych doświadczeń. Kilkakrotnie balansowali na granicy niebezpieczeństwa lub śmierci. Wieź, która nagle między nimi wybuchła mogła być odpowiedzią na całą tą sytuację. A gdy to wszystko się skończy i wrócą do normalności, skończy się też całe mówienie o przyjaźni. Powinien być ostrożny… dać sobie czas. Dać czas im obojgu, zanim postanowi się otworzyć i zaakceptować, że mogli być dla siebie przyjaciółmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milczenie pomiędzy nimi jest kojące, podobnie jak bliskość, która zamiast dyskomfortu, dawała jedynie niezrozumiały spokój. Nie ma pojęcia ile czasu minęło. Oddech Liany jest spokojny i miarowy, zupełnie jakby zasnęła, ufnie wtulona w jego bok. On sam także czuje znużenie, choć stara się z tym walczyć. Podświadomie obawia się zasnąć obok drugiej osoby. Nawet jeśli wie, że Liana nie zrobi mu krzywdy, pierwotny lęk wciąż powraca do jego myśli. Ostatecznie jednak wycieńczenie ranami i emocjami okazuje się silniejsze od jego myśli.
      Nie wie nawet kiedy zasypia. Nie budzi się ani razu, wręcz przeciwnie śpi jak zabity. Jego organizm desperacko potrzebuje odpoczynku. Pomimo szalejących emocji, jego sen jest spokojny, cichy, pozbawiony marzeń sennych czy koszmarów. Po prostu może spokojnie wypocząć.
      Budzi go lekkie mrowienie w palcach. Gdy otwiera oczy dostrzega promienie słońca wpadające przez odsłonięte okno wprost na jego dłoń. Odruchowo cofa rękę i rozgląda się.
      Liany nie ma obok, ani w pokoju, choć wciąż czuje jej zapach na poduszce i w pościeli. Przez chwilę nawet jest zdziwiony, że spał tak mocno, że nie poczuł kiedy wstała. Nie sądził, że to w ogóle możliwe, by zasnął gdy była obok. A jednak.
      Przesuwa się lekko, jakby chcąc usiąść, ale ostry ból w klatce piersiowej skutecznie go zniechęca do próby wstawania. Opada z powrotem na poduszkę i przez chwilę nie myśli o niczym. Wpatruje się jedynie w promienie słońca tańczące po ścianach i pościeli. Znów zbliża dłoń do światła. Jego palce są całkowicie sztywne i nie reagują na żaden impuls. Reagują za to na kontakt z promieniami słońca. Początkowo jest to tylko mrowienie, potem lekkie szczypanie. Zastanawia się czy będzie w stanie poczuć cokolwiek więcej. Światło zniekształcone przez szybkę w oknie nie jest tak bolesne, ale mimo to dość nieprzyjemne. Przez chwilę z ciekawością obserwuje promienie słońca tańczące na skórze jego dłoni. Chwilę potem Liana zasłania zasłony i odrywa go od tej dziwnej czynności.
      – Dopiero wstałem – odpowiada, zerkając na nią – Jak się czujesz? Wypoczęłaś? – pyta, choć to przecież on był umierający.
      Zastanawia się jak powinien się zachowywać po tym, co się wczoraj stało. Wciąż gdzieś z tyłu głowy ma słowa Liany, że byli przyjaciółmi. Ale jednocześnie czuje też potrzebę zachowania ostrożności. Nie chce otwierać się zbyt szybko. W innych okolicznościach pewnie po prostu zachowywałby się normalnie, jakby nc się nie stało. Tylko okoliczności były nie były normalne, a on nie miał tego komfortu, by być niezależnym od Liany. Mógł jedynie próbować to zaakceptować i wierzyć, że za tym wszystkim stała szczera troska… albo starać się w milczeniu znosić dalsze upokorzenie.
      Waha się czy powinien coś powiedzieć. Czuje palącą suchość w ustach, ale myśl, że ma poprosić Lianę choćby o szklankę wody budzi w nim dyskomfort. Niezależnie od tego czy byli przyjaciółmi, czy tylko tak im się zdawało, wciąż nie potrafił przyzwyczaić się do myśli, że musi kogoś o coś prosić. Chyba wolał to wytrzymać i przeczekać. W końcu nie umrze, w końcu to się skończy i odzyska siły.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  2. – Tak, pewnie tak – przyznaje w odpowiedzi na jej słowa. Nie bardzo wie co mógłby powiedzieć więcej.
    Gdy Liana przygląda mu się przez chwilę, odruchowo odwraca wzrok. Wciąż nie czuje się komfortowo w tej sytuacji, nawet jeśli stara się to ukrywać i zachowywać pozory spokoju i pogodzenia z tym, co się działo.
    Uśmiecha się nieznacznie, gdy Liana wspomina o herbacie.
    – Dobrej herbaty nigdy nie odmówię – odpowiada siląc się na naturalny ton. Choć w tej chwili nie odmówiłby nawet paskudnej mrożonej herbaty, czy innych tworów herbatopodobnych. Znów czuje się nieswojo, gdy czuje na sobie badawcze spojrzenie Liany. Ma wrażenie, że za bardzo mu się przygląda. Nie jest pewien czy to po prostu troska, chęć wyczytania z jego twarzy jakiś emocji czy może po prostu coś działo się z jego ciałem i zaczynał wyglądać coraz bardziej trupio i odpychająco. Żadna z tych myśli nie była dla niego szczególnie komfortowa.
    Mimo wszystko jej uwaga i szybka reakcja sprawia, że Su-Jin czuje ulgę. Widok szklanki wody jest jak wybawienie.
    Ostrożnie stara się podnieść, tym razem przyjmując pomoc Liany. Opiera się wygodnie na poduszkach, po czym w pierwszym odruchu chce wziąć od niej szklankę. Szybko jednak boleśnie przypomina sobie, że nie da rady utrzymać jej w sztywnych palcach i pozwala by Liana trzymała szkło. Pije nieco zbyt szybko i zachłannie, czując wyraźną ulgę, gdy chłodna woda zaspokaja jego pragnienie.
    – Dziękuję – mówi cicho, ze szczerą wdzięcznością, po czym skinieniem głowy zgadza się by zmieniła mu opatrunek. Na chwilę podnosi na nią wzrok. W końcu po chwili wahania decyduje się odezwać – Doceniam, że mówisz co chcesz zrobić i dajesz mi chwilę czasu na reakcje – mówi poważnie – To dla mnie sporo znaczy…
    Zastanawia się czy powinien powiedzieć coś więcej. O tym, że nie chodzi tylko o obecną sytuację, i że równie mocno doceniał, gdy w podobny sposób odnosiła się do niego na tarasie, podczas nauki tańca. Nie jest pewien czy chce do tego wracać, nawet jeśli wciąż o tym myślał.
    Rezygnuje jednak, gdy słyszy słowa Liany i dostrzega znajomy, lekko zaczepny uśmiech.
    – Z takiej wycieczki trzeba mieć jakąś pamiątkę – stwierdza nieco ironicznie, po czym zachęcony tą namiastką normalności zerka na Lianę – Sugerujesz, że następnym razem powinienem się tobą nie przejmować? – odgryza się jej.
    Czuje dreszcz, przebiegający po jego plecach aż do karku, gdy Liana pochyla się, a jej chłodny oddech omiata jego skórę. To zbija go z tropu i na nowo potęguje uczucie dyskomfortu z powodu całej tej sytuacji. Nie odzywa się już więcej, pozwalając by Liana dokończyła zmieniać opatrunek, a potem znów pomogła mu się ubrać. Czuje, że coś się zmieniło, że dotyk demonicy stał się mniej czuły, ale stara się to ignorować. W pewnym sensie tak było mu łatwiej. Jej czułość i opiekuńczość były dla niego dość trudne i przytłaczające. I chociaż niepokoi go ta zmiana i wyraz twarzy Liany, nie zadaje pytań w obawie o to, co mógłby od niej usłyszeć.
    Dzwonek przerywa niezręczną ciszą. Su-Jin w milczeniu i z obojętnością obserwuje jak Liana wraca ze śniadaniem. Przez chwilę zastanawia się czy nie powinien jej powiedzieć, że nie ma ochoty nic jeść, głównie dlatego że nie ma ochoty by Liana mu w tym pomagała. Demonica robi jednak coś co go zaskakuje. Patrzy jak nacina sobie skórę i pozwala by jej krew ściekła do filiżanki. Ani na chwilę nie znika spoza zasięgu jego wzroku, jakby chciała go upewnić, że może jej zaufać. Ten gest wywołuje delikatne ukłucie w sercu, ale też czuje wobec niej wdzięczność za ten drobiazg.
    – Jest w porządku – oznajmia w odpowiedzi na jej słowa. Nawet jeśli krew nie jest dla niego zbyt wydajna, to jej krew miała w sobie o wiele więcej życiodajnej energii niż jakakolwiek ludzka krew. Nawet jeśli wiedział, że nie zaspokoi to w pełni jego obecnych potrzeb, to i tak była dla niego wartościowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ochoczo pije jej krew, a jego oczy na chwilę znów stają się czerwone, gdy czuje znajomy słodki smak i przyjemnie palące ciepło, które delikatnie rozgrzewało jego ciało. Jej energia niemal natychmiast wzmacnia jego wciąż jeszcze osłabione serce, wypełniając je przyjemnym ciepłem. Oblizuje spieczone usta, by nie zmarnować ani kropli.
      – Liana… – odzywa się po chwili, patrząc na nią poważnie – Nie marnuj energii na mnie. Dużo przeszłaś, byłaś ciężko ranna. Nawet jeśli energia tego demona… – imię Sajra nie chce mu przejść przez usta – nawet jeśli to cię uleczyło, wciąż jesteś osłabiona. Czuję to. Musisz też zadbać o siebie…
      Mimowolnie wspomnienie demona przywołuje też odrażające obrazy, na które musiał patrzeć i wszystkie te uczucia, które musiał w sobie tłumić. Cieszył się, że Sajr zginął, i że jego energia posłużyła do uratowania Liany. A jednak mimo wszystko wciąż czuje pewną zadrę w swoim umyśle… Wzrok Liany, sposób w jaki na niego patrzyła, gdy powtarzała, by nie wierzył w słowa demona, to jak chciała wyciągnąć dłoń w jego stronę… A potem to jak nie chciała, by się do niej zbliżał, zupełnie jakby wierzyła, że naprawdę chciał ją skrzywdzić. Czy była aż tak dobrą aktorką, czy może wszystkie te uczucia były szczere?
      Przygryza lekko wargi. Wie, że jeśli ją o to zapyta może dowiedzieć się więcej niż by chciał. Skoro jednak ona nie wahała się mówić wczoraj o tym, co zrobiła wchodząc do jego głowy, to czemu on miałby unikać tego tematu i nie zrzucić z siebie pewnego ciężaru.
      – Tam w katakumbach… – zaczyna ostrożnie, odruchowo odwracając wzrok od Liany. Nawet jeśli chciał, nie czuł się na siłę patrzeć jej teraz w oczy – Wiesz, że wszystko co mówiłem do tego demona, i to co potem robiłem… Wiesz, że to nie była prawda? Nie chciałem, by cię krzywdził, ale to była moja jedyna szansa, by uśpić jego czujność i zabić go szybko. – mówi. Zastanawia się czy powinien powiedzieć jej o własnym zwątpieniu, choć pewnie o tym wiedziała. Zdawała sobie sprawę, że jej nie ufał, więc nie mogła nawet spodziewać się niczego innego. Spuszcza wzrok wpatrując się w swoje dłonie – Mówiłem ci kiedyś, że pokazuję to, co chcę pokazać. Zwykle nie mówię, ani nie okazuję tego co naprawdę myślę i czuję. Dlatego mówiłem demonowi to, co chciał usłyszeć, ani nie reagowałem na to co ci robił, bo chciałem by mi uwierzył. Tak samo na tarasie… – dodaje nieco ciszej, może to głupie i nieodpowiednie, że łączył ze sobą te dwie sprawy, tak bolesną i poważną, z czymś tak trywialnym. Po prostu chciał zrzucić z siebie ten ciężar – nie wyprowadzałem cię z błędu, bo wolałem żebyś miała mnie za dupka, niż żebyś dowiedziała się co naprawdę wtedy myślałem.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  3. Czuje nieprzyjemny dyskomfort, gdy Liana wspomina o duchu. Wspomnienia z tego co działo się w jego głowie nie są zbyt wyraźne, a niektóre wręcz stanowią całkowitą zagadkę, do której nie potrafił sięgnąć swoją świadomością. Rozgrzebywanie ukrytych wspomnień to jedno, ale jej komunikacja z tym co podświadome i nieświadome to drugie. Su-Jin zdaje sobie sprawę, że może nie być w stanie dowiedzieć się wszystkiego, nawet jeśli bardzo by się starał.
    Zwłaszcza nurtuje go pytanie o to, co takiego powiedział jej duch.
    – Nie przestanie – mówi krótko, nie chcąc zdradzać jak bardzo ten temat był w tej chwili dla niego niewygodny.
    Milczy przez chwilę słuchając jej odpowiedzi. Musi przyznać jej rację, jakkolwiek niewygodne to dla niego było. Jej obojętny ton zdradza mu, że starała się zachowywać dystans wobec tego co się stało i nie miał jej tego za złe. Wręcz przeciwnie, rozumiał to doskonale i uważał tą postawę za słuszną. W końcu tak było łatwiej. A jednak mimo tej obojętności dostrzega w jej słowach pewną słuszną refleksję na temat samego siebie.
    Odrywa wzrok od dłoni i zerka w końcu na Lianę, gdy słyszy zmianę w jej głosie. Uśmiecha się, choć wcale nie jest mu do śmiechu. Przez chwilę zastanawia się nad jej słowami i różnicą, o której mówiła. W końcu decyduje się odezwać, zwalczając w sobie pokusę przybrania obronnej postawy i odbicia wszelkich jej twierdzeń, tak jak robił to zwykle. Skoro próbuje rozmawiać z nią inaczej, nie skupiając się tylko na wiecznej defensywie, to musi podchodzić do tego wszystkiego w nieco bardziej otwarty sposób. Nawet godząc się na niewygodne opinie. Niczym w filozoficznych dyskusjach.
    – Gdybym ufał ci bardziej, może potrafiłbym znaleźć inny sposób. Albo chociaż dać ci jakoś znać co chcę zrobić, by oszczędzić ci niepewności – stwierdza, znów przypominając sobie jej wzrok. Sposób w jaki wtedy na niego patrzyła, a który jednak nie był grą aktorską, lecz bolesną rzeczywistością.
    – Zrobiłem to, co uważałem za najlepsze możliwe rozwiązanie – przyznaje. Nie zamierza jej przepraszać, bo pewnie gdyby znów został podstawiony przed tym samym wyborem, rozegrałby to tak samo, lub bardzo podobnie. W końcu mimo wszystko to była ich najlepsza szansa na zabicie demona podstępem. – Chcę tylko żebyś wiedziała, że nie czerpałem z tego satysfakcji. Zarówno to co robił ten demon, jak i to co wtedy mówiłem, było dla mnie równie odrażające. Nawet jeśli często mam cię dość i życzę ci źle, to nie życzyłbym ci nigdy czegoś takiego – z jakiegoś powodu wydaje mu się to dość ważne. Choć Su-Jin nie do końca potrafi określić dlaczego. Może to po prostu kwestia osobistego honoru? Albo własnego samopoczucia i udowodnienia przed samym sobą, że był lepszy od Sajra, nawet jeśli zachowywał się inaczej. Nie rozumie dlaczego zależy mu, by Liana to wiedziała. I żeby nie postrzegała go tak, jak jego ducha.
    – Pewnie już zawsze będziesz miała mnie za dupka – uśmiecha się w końcu, by nieco rozładować atmosferę. Nie czuje się jednak wcale lżej. Z ust Su-Jina wydobywa się tylko ciche westchnięcie. Opiera głowę o ramę łóżka i patrzy na Lianę, tym razem nie unikając spojrzenia jej wielkich, zielonych oczu – Nie jestem pewien czy dla mnie w ogóle istnieje taka różnica... – wyznaje w końcu. Nikt nigdy nie był po mojej stronie. Nie wie co, ani tym bardziej jak, ma jej powiedzieć. W końcu jedyna osoba jakiej w życiu ufał próbowała go zabić. Wszyscy inni byli tylko mniej lub bardziej groźni. Różnica o której mówiła była dla niego abstrakcją.
    – Po wydarzeniach w ruderze nie wiem co o tobie myśleć – przyznaje, decydując się nieco inaczej podejść do tematu – Twoje zachowanie i motywacje były dla mnie zagadką. Nadal do pewnego stopnia nie potrafię cię rozgryźć, chociaż wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze. To co powiedziałaś wczoraj… uświadomiłaś mi, że twój umysł może biec bardziej skomplikowanymi ścieżkami niż początkowo zakładałem… – mówi, na swój dość pokrętny sposób przyznając się, że mylił się co do niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Najwyraźniej nie powinienem postrzegać cię w kategoriach fizycznych, lecz metafizycznych. – dodaje uśmiechając się lekko, gdy odwołuje się sposobów postrzegania bytów.
      Waha się przez chwilę. Nie wie jak powinien rozumieć jej ostatnie słowa. Czy traktować je jako swego rodzaju wyciągniętą dłoń? Szansę, którą mu dawała, by jednak zmienił do niej swoje podejście. Czy w ogóle powinien ją o to zapytać?

      Cho Su-Jin

      Usuń
  4. Patrzy na nią, dziwnie pustym wzrokiem, gdy słyszy jej wyznanie. Czy powinien ją przeprosić? W swojej kalkulacji wziął w końcu pod uwagę potencjalne zyski i straty, ale nie uwzględnił uczuć. Myślał jedynie o fizycznym bólu i cierpieniu, ale nie o ranie na duszy, jaką mógł jej tym zadać. I chyba nie do końca rozumie co w tej sytuacji było dla niej aż tak trudne. Ból był tylko bólem, nawet ten najgorszy ostatecznie mijał. Czy naprawdę mogło chodzić o to, że nie wiedziała czy naprawdę nie obrócił się przeciwko niej? Czy może o coś związanego z Sajrem o czym nie wiedział?
    Chce ją o to zapytać, ale nie robi tego. Jedynie niemo przytakuje jej słowom. Przeszłość to przeszłość, nic już nie mogli zmienić.
    Zamiast tego skupia się na przyszłości, na nici porozumienia, która po raz kolejny pojawia się między nimi. Na ustach Su-Jina przez moment pojawia się uśmiech, gdy słyszy jej słowa. Zaraz jednak ten uśmiech gaśnie, a nić porozumienia zrywa się gwałtownie.
    Kolejne słowa Liany wzbudzają w nim jedynie irytację, gdy słyszy jak demonica wypacza to, co usiłował jej powiedzieć. Potok słów, którymi brutalnie odziera wszystko to co jej powiedział z całego sensu i przekazu, dopowiadając sobie własną ideę. A potem odbija piłeczkę, znów przenosząc ciężar dyskusji z siebie, na niego. Niczym przy kolacji, tylko tym razem nie sprawia mu to przyjemności. Nie ma w tym fascynującej wymiany idei, a jedynie wypaczenie tego, co starał jej się przekazać w odrobinie szczerości. Na dodatek Liana uderza w najbardziej czuły punkt, którego nie chciał poruszać.
    Su-Jin bierze głębszy wdech i odchyla nieco głowę do tyłu. Nie potrafi powstrzymać pełnego irytacji i bezsilnej frustracji westchnienia. W tej chwili frustruje go już niemal wszystko. Jej reakcja na jego słowa, jej całkowite niezrozumienie, głupoty, które wygadywała i to jak usiłowała obracać to przeciwko niemu.
    – Jak ty nic nie rozumiesz! – mówi, nie kryjąc nawet całej tej bezsilnej złości.
    Zmusza się, by znów spojrzeć na Lianę. W jej oczy pełne czujności, gotowe do walki i starcia sił.
    – Oczekujesz, że będę traktował cię inaczej, że w jakiś sposób się otworzę, a kiedy to robię w ogóle mnie nie słuchasz. Wkładasz mi w usta słowa i ideę, o których nawet bym nie pomyślał – mówi z irytacją – Jak mam z tobą rozmawiać skoro nawet nie starasz się zrozumieć? – w ostatnim pytaniu wybrzmiewa nuta bezsilnej frustracji.
    Waha się. Nie wie czy jest sens w ogóle wyjaśniać jej swoje słowa i myśli, czy może lepiej od razu przejść do obrony. W końcu jeśli była tak zamknięta na cokolwiek, po co miał tracić czas?
    Z drugiej strony jej słowa go drażnią. Sugestia, że mógłby postrzegać ją w tak obrzydliwie prymitywny sposób, była niczym obelga i plama na jego honorze i intelekcie. Jak miał w ogóle poruszyć z nią temat własnego ducha i ciała, skoro nie rozumiała nawet jego sposobu postrzegania.
    – Rozumiem, że mając kontakt z samymi prymitywnymi mężczyznami, myślącymi tylko o twoim ciele i tym by cię zerżnąć nie jesteś w stanie przyjąć do wiadomości, że proste fizyczne postrzeganie nie równa się żałosnemu prostactwu – mówi w końcu, nie kryjąc nawet złośliwości – ani, że może obejmować abstrakcje i coś takiego jak dusza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jego oczach znów pojawia się blask, iskierka intelektualnej pasji miesza się z irytacją.
      – Skup się, to ci to wyjaśnię. Pamiętasz rozmowę przy kolacji? Mówiłaś o tym, że jesteśmy mieszaniną tego co ludzkie i tego co zwierzęce. A ja zapytałem, gdzie miejsce na duszę. Nie obchodzi mnie twoja fizyczność, twoje instynkty czy pragnienia. Możesz być demonem seksu albo uduchowioną ascetką, i tak będę zwracać uwagę na istotę bytu, w tym wypadku możesz to nazwać umysłem, duszą, osobowością, wszystko mi jedno, bylebyś zrozumiała do czego zmierzam. W swojej naturze wszyscy jesteśmy prości. Każdy gatunek dąży wyłącznie do przetrwania. Spójrz na ludzi, żałośnie prymitywny gatunek wyżynający się nawzajem z powodu wiary w urojone byty lub fizycznych różnic. A jednak stworzyli filozofię, dotknęli abstrakcji, do której nie powinni być zdolni. I chociaż ewolucyjnie powinni przetrwać najsilniejsi, najbrutalniejsi i najlepiej przystosowani, to jednak stworzyli sobie etykę, moralność, wzniosłe idee, altruizm. I jakimś cudem te twory nie przepadły w bezmyślnym ewolucyjnym wyścigu. To znaczy, że istnieje coś więcej ponad prymitywny naturalizm. Uważałem twój umysł i twoje motywacje za proste, pod tym samym względem, pod jakim większość ludzkich motywacji jest prosta. Sądziłem, że kierujesz się podstawowymi celami każdej żywej istoty, tym by przetrwać w ewolucyjnym wyścigu. Myślałem, że tak jak ja, będziesz dążyła do tego co pragmatyczne i obiektywnie najlepsze w danej sytuacji. Ale okazałaś się bardziej złożona, jak ludzie tworzący ideę, dzięki której są w stanie zapanować nad podstawowymi celami życia, postąpić wbrew instynktowi i temu co pozornie najlepsze w danej sytuacji. To, że pomogłaś mi w ruderze, było czynem jak najbardziej pragmatycznym. Byłem ci potrzebny, moja śmierć nie przyniosłaby ci korzyści. To była prosta motywacja. Naturalistyczna, oparta na tym co fizyczne i matematyczne, na rachunku zysku i strat. Ale to, że pomogłaś mi teraz, ze stratą dla siebie, kiedy najlepszą i najbardziej pragmatyczną decyzją byłoby ratowanie samej siebie. To było wyjście poza proste motywacje, poza naturalizm. Rozumiesz? – pyta. Dopiero teraz bierze głębszy oddech, na chwilę zatrzymując się w tym monologu.
      – Złożoność umysłu czy skomplikowane życie wewnętrzne nie ma tu nic do rzeczy Liana. Możesz być najbardziej złożoną istotą we wszechświecie i kierować się prostymi motywacjami. A możesz być prymitywnym, żałosnym człowieczkiem i wznieść się do abstrakcyjnych idei. Ja w porównaniu do ciebie nie kieruję się tak złożonymi ideami. Nawet jeśli jestem zakochany w całym pięknie filozofii, gdy przyjdzie co do czego podejmuję proste, brutalnie naturalistyczne idee. Na przykład poświęcam kogoś, kto zniesie fizyczny ból, nie myśląc o tym, że narażam tego kogoś na inny rodzaj bólu – mówi. Skoro tak bardzo chciała go analizować, to mógł analizować samego siebie. Byle tylko zrozumiała.
      – Nie wciskaj mi idei, które są mi obce. Dla mnie świat fizyczny to natura i jej prawa, a świat metafizyczny to dusza i ideę… – wzdycha, jakby nieco zmęczony tym wybuchem i monologiem.
      Milczy przez chwilę, wiedząc, że koniec końców musi też odpowiedzieć na jej zarzuty. Nie wie jednak co ma jej powiedzieć, bo nie jest pewny własnych motywacji. Wie, że stoją one w sprzeczności z tym co przed chwilą powiedział o samym sobie. W końcu jeśli rzeczywiście wierzył w pragmatyzm i naturalizm to nie powinien oddawać jej energii, ani poświęcać się dla niej.
      Przygryza nerwowo wargi czując, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi.

      Usuń
    2. – Jeśli ktokolwiek, cokolwiek udaje to właśnie mój duch. Gdyby to on z tobą rozmawiał nie usłyszałabyś ode mnie ani jednego szczerego słowa. Tymczasem rozmawiamy w tej chwili bardzo szczerze – oznajmia w końcu – A ja… Uratowałem cię z tego samego powodu, który już znasz. Nie chcę twojej śmierci. I wcale się dla ciebie nie poświęciłem. Byłem rozproszony, przebodźcowany, po prostu nie zauważyłem tej wiedźmy – dodaje usiłując jakoś się obronić – Myśl na mój temat co chcesz, zapewniam cię Liana, że nie ukrywam przed tobą żadnych niesamowitych motywacji czy tajnych planów. Zresztą… – dodaje ze złością – Wtedy akurat myślałem, że nie chcę żebyś umarła, kiedy nie mieliśmy nawet szansy porządnie się pokłócić i wyjaśnić nieporozumienie na tarasie. Chciałem ci wtedy coś powiedzieć, ale teraz to już nieważne, bo powiedziałem i tak o wiele więcej. To wszystko. – mówi, odruchowo chce wzruszyć ramionami, ale ból pod łopatką skutecznie zatrzymuje ten gest w pół drogi.
      Celowo nie odnosi się do kwestii ciała i ducha. Nie czuje się na siłach podejmować tematu, gdy Liana w ten sposób odbiera każde jego słowo.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  5. Gdy w końcu się odzywa i znów zaczyna mówić o byciu obiektem seksualnym i spełnianiu oczekiwań, czuje narastającą złość. Z trudem powstrzymuje się, by nie nazwać jej po prostu idiotką, która nie jest w stanie oderwać się od patrzenia na wszystko przez pryzmat oczekiwań i zadowalania wszystkich dookoła.
    – A nie przyjdzie ci do głowy, że mogę niczego od ciebie nie oczekiwać? – pyta ze złością, patrząc wprost w jej oczy – I nie, nie czuję się od nikogo lepszy, po prostu lubię dowiadywać się czegoś więcej o tym co myślisz i jakimi ścieżkami podąża twój umysł. Myślisz, że czemu w ogóle zacząłem z tobą rozmawiać? Bo miałaś ładną buźkę? Bo byłaś istotą nadnaturalną? – pyta kpiąco – Zaciekawiłaś mnie, bo wierzyłaś w te brednie Freuda i umiałaś bronić jego pokręconych poglądów lepiej niż on sam. Nie było i nie ma w tym nic więcej, żadnych oczekiwań, żadnych wymagań. Ale ty na siłę myślisz tylko o tym jak zrobić z siebie użytkowy przedmiot do spełniania zachcianek i wściekasz się, że ja tych zachcianek nie mam, bo łatwiej jest ci udawać niż być po prostu sobą... – stwierdza ze złością. Czuje się jakby mówił do ściany, jakby wszystkie słowa się od niej odbijały. Ma wrażenie, że nawet teraz, kiedy wygarnął jej to wprost, tak, że bardziej już się nie dało, to Liana i tak to zignoruje i znów będzie skupiona tylko na spełnianiu nieistniejących oczekiwań. Cholerna idiotka. Jakim cudem ktoś taki potrafił w ogóle zdobywać się na sensowne i ciekawe przemyślenia?
    Z kamienną twarzą słucha jej słów o empatii i tym co myślała o nim, jak i o całej tej sytuacji. Ma chęć wykrzyczeć jej w twarz, że wcale tego nie chce. Nie chce jej empatii, jej troski, ani poczucia odpowiedzialności za cokolwiek. Woli już znosić to wszystko w samotności niż czuć się upokorzonym tak jak teraz. Przez jej cholerną empatię…
    O ile jej słowa sprawiają, że znów ma ochotę odgrodzić się od tego wszystkiego, to pytania, które zadaje mu później wzbudzają w nim wściekłość. Jak śmiała mu wytykać niekonsekwencje?
    Su-Jin wpatruje się w nią z wściekłością. Gdy po raz kolejny zadaje mu pytanie dlaczego to zrobił, czuje, że coś w nim pęka.
    – Bo nie byłby w stanie dać mi tego, czego chciałem! – krzyknął z wściekłością. Ciało Su-Jina drży z nerwów. Ta przeklęta kreatura znowu doprowadziła go na skraj i zmusiła do wybuchu, którego nie chciał. W tej chwili czuje, że z całych sił nienawidzi Liany za to, że zmusiła go do tego, żeby to powiedział. Z trudem stara się opanować wściekłość, by nie krzyczeć. Jego głos nadal jest wściekły i podniesiony, ale zmusza się by wyjaśnić jej to co powiedział, zanim demonica znów dorobi sobie do tego własną interpretację – Niczego nie pragnę, jest mi dobrze w moim obecnym życiu. Jedyne czego sobie życzyłem w tamtej chwili, to właśnie tego żebyś żyła! Nie widzisz tu konfliktu interesów? Miałbym poświęcić twoje życie, żeby prosić o twoje życie? Idiotyzm... – prycha ze złością – W tej sytuacji decyzja, którą podjąłem była jedyną, która pozwoliła mi osiągnąć to, czego chciałem. Nie widzę tu żadnej sprzeczności – dodaje wściekle, po czym odwraca od niej wzrok. Nie chce nawet na nią patrzeć, ani tym bardziej jej słuchać.
    Nie godził się na to, by wmawiała mu jakiekolwiek uczucia wobec niej. Ani tym bardziej, by znów zmuszała go do przyznania się do czegoś, czego nie było. Ani tym bardziej do czegoś, do czego nie był gotów przyznać się nawet przed samym sobą…
    Mimo to jej słowa bolą. Zwłaszcza, gdy zarzuca mu, że nie chciał się przywiązywać tylko, dlatego że obawia się śmierci. Nie… Nie obawia się. Już nie. Ma o wiele więcej powodów by nie chcieć się przywiązywać do kogokolwiek, a już zwłaszcza do niej, ale wie, że Liana i tak tego nie zrozumie. Albo zrozumie to tak, jak będzie jej się podobać. Mówienie jej czegokolwiek czy otwieranie się przed nią nie miało sensu. Ma jedynie żal do samego siebie, że w ogóle próbował to zrobić.
    Kolejne pełne złości słowa drażnią go jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że podświadomie czuje, że Liana ma rację. Gdzieś głęboko pod tym wszystkim naprawdę czuł się samotny. I to denerwowało go jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Sama się pieprz, to jedno umiesz robić najlepiej – stwierdza ze złością. Czuje bezsilną wściekłość. Na nią i na samego siebie, za to że zniżył się do tego poziomu i jedyne co potrafił jej odpowiedzieć na bolesną prawdę, to… coś takiego. Żałosne i niedojrzałe… Wszystko w tej sytuacji było żałosne.
      Nie patrzy więcej na nią, ani nie odzywa się ani słowem. A kiedy po tym wszystkim demonica przynosi mu jeszcze szklankę wody czuje jakby wymierzyła mu tym kolejny upokarzający policzek. Zamiast po prostu wyjść, musiała okazywać mu swoją wyższość i tą cholerną troskę.
      Nienawidzi jej. Nienawidzi jej w tej chwili bardziej niż kogokolwiek innego. Gdyby tylko mógł zacisnąłby palce na jej szyi, wyssał z niej energie lub skrzywdził w jakikolwiek inny sposób. Zamiast tego może tylko siedzieć. Przełykać gorycz bezsilnej wściekłości i znosić jej obecność, jej pieprzoną empatię i poczucie odpowiedzialności, które kazało jej się o niego troszczyć.
      Dlatego, gdy demonica wychodzi, a drzwi apartamentu zatrzaskują się za nią w końcu czuje ulgę. W końcu ma odrobinę spokoju i może spróbować się uspokoić.
      Powoli i ostrożnie przesuwa się, by się położyć. Znów wpatruje się w sufit starając się nie myśleć o niczym. Czuje jak jego ciało nadal lekko drży od nadmiaru skumulowanych emocji i bezsilnej wściekłości. Musi się uspokoić. A potem racjonalnie to wszystko przemyśleć, póki ma w ogóle taką możliwość…

      Cho Su-Jin

      Usuń
  6. Czas mija powoli, czy wręcz dłuży się niemiłosiernie, a Su-Jin wciąż nie potrafi poradzić sobie z uczuciem frustracji i bezsilności. Nawet kiedy na chwilę udaje mu się odzyskać pozorny spokój, nie jest w stanie przemyśleć całej tej sytuacji, ani poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Samo wspomnienie słów Liany na nowo budzi w nim wściekłość.
    Nie jest dla niego ważna. Nie przywiązał się do niej…
    Mógł niechętnie przyznać, że w pewien sposób trafiła z poczuciem samotności. Gotów był nawet zaakceptować, że być może w jakiś sposób obecność Liany wypełniała w jego życiu pewną pustkę i wolał obecność kogoś, kto go denerwuje, niż ciągłą samotność. Ale nic więcej. Nie jest ważna. Nie przywiązał się. Równie dobrze, mógłby uznać, że kontakt ze studentami na uczelni też wypełniał pewną lukę i był stymulujący intelektualnie, a przecież nikt z nich nie jest dla niego ważny.
    I Liana tak samo. Nie jest ważna. Nie przywiązał się do niej…
    Z ust Su-Jina wydobywa się pełne złości westchnienie. Czuje, że ma dość. Nie potrafi się skupić, nie potrafi myśleć racjonalnie, ani odnieść się do ważniejszych kwestii, które poruszyła Liana. Choćby do zarzutu hipokryzji, który powinien przecież urazić go o wiele bardziej i skłonić do jakiejś refleksji. Nie, zamiast tego wciąż tylko słyszy jej irytujące słowa zarzucające mu, że nie chce się przyznać do własnych uczuć. Do uczuć, których przecież tam nie ma i nigdy nie było.
    I nigdy nie będzie! Ostatnie czego by w życiu chciał to tego, by ta podła, irytująca kreatura była dla niego w jakikolwiek sposób ważna, albo by był w stanie się do niej przywiązać. Nigdy.
    Nie jest ważna. Nie przywiązał się do niej. I nigdy się to nie stanie!
    Zamyka oczy. Skoro nie był w stanie spokojnie myśleć, to chociaż spróbuje odpocząć. Potrzebuje dużo odpoczynku i snu, by lepiej się zregenerować. Stres i bezsilna wściekłość mogą mu w tej sytuacji tylko zaszkodzić. Przyśpieszony przez gniew puls obciąża serce, kto wie, może jest nawet w stanie otworzyć świeżą bliznę? Dla własnego dobra musi się uspokoić…
    Cholerna Liana! Nawet teraz musiała mu komplikować życie!
    Żałuje, że nie pozwolił jej zdechnąć w tych katakumbach. Czemu w ogóle się nią przejmował? Po co ją ratował? Gdyby tego nie zrobił to wszystko by się nie wydarzyło. Nigdy nie dałby się podejść wiedźmie, nie umierałby, nie musiał męczyć się z byciem zdanym na łaskę tej podłej demonicy. I co najważniejsze, nie musiałby słuchać jej głupich insynuacji. Powinna była się tam wykrwawić…
    Jak na zawołanie przed oczyma staje mu obraz Liany. Jej zakrwawionych pleców. Tego jak leżała słaba nie mając nawet siły, by bronić się przed demonem. Znów widział jak Sajr nachylał się do niej, jak jego obrzydliwy jęzor sunął po zakrwawionej twarzy Liany, a pazury próbowały dosięgnąć jej serca. Znów czuje obrzydzenie i protest na ten widok. Wcale nie chce by tam umarła, by wykrwawiła się w katakumbach, cierpiąc ten potworny ból, który pozwalał jej znosić.
    Czy gdyby jej ufał umiałby znaleźć inne rozwiązanie? Przez chwilę jego myśli zbaczają na inny tor. W tamtej chwili miał w sobie ogrom energii tych wszystkich wiedźm. Miał dostęp do mocy i zdolności, których nie używał i nawet szczególnie nie chciał używać. Do mocy, dla których człowiek, do którego należało jego ciało zdecydował się igrać z ogniem i wejść w komunikację z najbardziej demoniczną siłą w świecie duchów. Mocy, która kiedyś otumaniała go na tyle, że czuł się istotą przewyższającą innych. Czy wtedy w katakumbach był na tyle potężny, by wykorzystać tą moc przeciwko Sajrowi? By wygrać i ochronić Lianę? Czy gdyby nie był wściekły na Lianę pomyślałby o takim rozwiązaniu?
    Odgania od siebie te myśli. To już nie miało znaczenia. Przeszłość to przeszłość. Niczego już nie zmienią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzrok Su-Jina znów wpatruje się w sufit. Jest zły na samego siebie, że nie jest w stanie nawet porządnie wściec się na Lianę. Łatwo przychodzą mu myśli o tym, by zrobić jej krzywdę. Kiedy jednak wspomina chwile, gdy realnie działa jej się krzywda, nie potrafi nawet czerpać z tego satysfakcji, by poczuć się lepiej. Może faktycznie była ważna? Może rzeczywiście się przywiązał?
      Ta myśl przeszywa jego umysł niczym wyładowanie prądu, budząc gwałtowny sprzeciw.
      Nie. Nie była ważna. Nie przywiązał się do niej…
      Zerka na stojącą przy łóżku szklankę, a stłumiony, pełen złości warkot ucieka z jego ust.
      Cholerna Liana! Nawet teraz, kiedy wreszcie sobie poszła, wciąż musi go irytować!
      Ze złością, powoli i ostrożnie podnosi się. Ignoruje ból i daje sobie chwile odpoczynku, nim wreszcie udaje mu się usiąść i niezdarnie ująć szklankę między sztywne dłonie i unieść do ust. Cała czynność trwa dość długo. Cienie wydłużają się, pokój tonie w jeszcze większym mroku. Su-Jin w końcu ponownie opada na poduszkę, zmęczony wysiłkiem, jaki musiał włożyć w zwykłe napicie się wody.
      Zmęczenie pomaga jednak na chwilę nie myśleć. Nie czuć.
      Chyba nawet udaje mu się na chwilę zasnąć, ale szybko się budzi. Nie czuje się dobrze. Mimo tego, jak bardzo stara się tłumić w sobie uczucia, znów pojawia się w nim poczucie strachu przed samotnością. Przed umieraniem w samotności. Przez chwilę nawet odczuwa tęsknotę za uczuciem, którego doświadczył wczoraj. Kiedy wspólnie z Lianą przyznali, że są żałośni, że nie nadają się na przyjaciół, ale po prostu byli obok siebie. To była chyba jedyna chwila, w czasie której obecność Liany mu nie przeszkadzała, ani nie była dla niego czymś upokarzającym. Po prostu była obok…
      Stara się odsunąć od siebie tą myśl, bojąc się co może ona oznaczać. Że Liana mogła mieć rację. Była ważna. Przywiązał się do niej…
      Nie… Przecież nie mógł…
      Nie wie ile czasu minęło. Wpatruje się w ciemność. W przestrzeń, gdzieś pomiędzy sufitem, a zasłoniętymi oknami. W tańczące na ścianach i suficie cienie.
      Odwraca głowę dopiero, gdy słyszy jak drzwi się otwierają i dociera do niego głos młodego chłopaka. Jego sylwetka jest niewyraźna w panującym półmroku, podobnie jak sylwetka Liany. Wyczuwa jednak doskonale jego energię. Młodą, silną i zdrową. Taką, jakiej potrzebował.
      Ożywia się nieco. Wie, że musi zmusić swoje ciało do wysiłku, by pożywić się i pochłonąć jego energię na odległość.
      Słowa Liany docierają do niego już w chwili, gdy zaczyna pochłaniać energię chłopaka. Dość szybko i zachłannie odbiera mu siły i sprawia, że ciało chłopaka słabnie, znajdując się na granicy omdlenia. Nie przerywa jednak, tak jak robi to zwykle, żywiąc się w ten sposób. Odbiera mu też część zdrowia i lata życia. W końcu natura jest ślepa i okrutna. Nikogo nie dziwi, że niektórzy ludzie mimo pozornie dobrego zdrowia umierają o wiele zbyt młodo. Bierze jak najwięcej.
      Chłopak w końcu osuwa się na ziemię. Nigdy nie będzie już okazem zdrowia, ani nie dożyje starości. Ale będzie żył. Przeżyje jeszcze wystarczającą ilość lat, by móc coś w życiu osiągnąć, czy założyć rodzinę. To powinno mu wystarczyć…
      Su-Jin odpręża się nieco, pozwala by odżywcza energia wypełniła jego ciało, wzmocniła jego osłabione serce i przecinające je bolesne blizny.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  7. Kolejne dni mijają podobnie. Niemal nie rozmawiają, ale może to i lepiej. Su-Jin czuje się dostatecznie zmęczony własnymi myślami i emocjami, by znosić jeszcze kolejne rozmowy z Lianą. Zamiast tego cały swój wysiłek wkłada w to, by jakoś znosić jej troskę. Z każdym kolejnym dniem, i kolejnym posiłkiem, jest lepiej. Powoli odzyskuje samodzielność, co przynosi znaczną ulgę i pozwala mu zapomnieć na chwilę o upokarzającej zależności od demonicy.
    Powrót jest ciężki i wyczerpujący. Jego wciąż, nieco zbyt, sztywne stawy są szczególnie uciążliwe w czasie wielogodzinnej podróży. Ale nie chce zostawać dłużej we Włoszech, w hotelu, z Lianą. Własny dom jest dla niego azylem i wie, że tutaj dojdzie do siebie o wiele szybciej. I w końcu poukłada sobie w głowie to, co wydarzyło się w Rzymie.
    Dopiero teraz, nie mając u swojego boku Liany, nie czując wciąż tego emocjonalnego napięcia, bezsilności, upokorzenia, presji by być jej wdzięcznym lub by przyznać się do uczuć, których nie był nawet pewien, dopiero teraz tak naprawdę może psychicznie odetchnąć i zrozumieć to wszystko. Spojrzeć na tamte wydarzenia i własne uczucia z komfortowej perspektywy.
    Pierwsze dni po powrocie spędza niemal wyłącznie na odpoczynku i żerowaniu. Wyprawy poza Woodwick są męczące, więc czasem po prostu odżywia się maleńkimi okruchami energii. Chłodna i ponura deszczowa aura temu sprzyja, dzięki czemu nikogo nie dziwi większe zmęczenie czy senność. Szybko wraca też na uniwersytet. Nie chce się forsować, więc nie rzuca się od razu z wir obowiązków. Daje studentom więcej luzu, rekompensując im fakt, że w chwilach, gdy czuje się gorzej, pozwala sobie pożywić się odrobiną ich energii. Nigdy jednak nie odbiera im jej tyle, by utrudnić naukę. Na prawdziwe posiłki pozwala sobie jedynie poza miasteczkiem.
    I jest lepiej. Nie tylko fizycznie. Czuje, że powoli odzyskuje stabilność. Powoli też akceptuje to, co wydarzyło się w Rzymie. To już w końcu przeszłość, przeszłości nie można zmienić. Rozpamiętywanie bólu czy upokorzenia może jedynie zatruć umysł. Dlatego rozpamiętuje jedynie to, co miało wpływ na przyszłość.
    Czy rzeczywiście mogli być przyjaciółmi? Czy jednak Liana była dla niego ważna? Czy naprawdę przywiązał się do niej?
    Unika kontaktu z Lianą. Nie rozmawia z nią ani razu od powrotu z Rzymu i chyba dzięki temu łatwiej mu skonfrontować się z dręczącymi go pytaniami. Czuje, że po tym co się stało, po tym jak demonica miała całe jego życie w swoich rękach, nie ma już powodu dystansować się od niej. Nie zrobi mu krzywdy. Gdyby chciała miał ku temu niezliczone okazje. Jest nawet w stanie zaakceptować myśl, że mógłby wpuścić ją do swojego życia jako przyjaciółkę. Wciąż obawia się przywiązania do jakiejkolwiek istoty, ale jednocześnie odczuwa też pewną samotność, którą Liana potrafiła wypełniać, nawet będąc przy tym irytującą.
    Gdy pewnego dnia jego wzrok pada na, pozostawiony gdzieś na półce, prezent w postaci perfum, tym razem sięga po elegancki flakon i decyduje się ich użyć. Lubi ten zapach, pasuje do niego, kojarzy mu się z jego pierwszymi przyjemnymi wspomnieniami. I z Lianą, tym jak w fascynujący sposób opowiadała mu o zapachach.
    Nie szuka z nią kontaktu. Daje sobie czas. To, że przyjmuje do siebie myśl o możliwej przyjaźni, nie znaczy jeszcze, że ona myślała tak samo. Być może, gdy emocje opadną, demonica zapomni o tych słowach, tak jak chciała zapomnieć o chwili słabości w ruderze. Su-Jin wie, że musi być na to gotów, dlatego nie przyzwyczaja się do tej myśli. Będzie, co będzie.
    Raz czy dwa mija Lianę, ale ta zdaje się go nie zauważać. A on nie podchodzi. Nie chce jej się narzucać, nawet jeśli jej obojętność i wrażenie bycia nieobecną nieco go boli. Może jednak wcale nie byli i nie będą przyjaciółmi…
    Dzień jest szary i ponury, jak większość ostatnich dni. Po krótkiej wizycie na uczelni i zaledwie dwóch wykładach, resztę dnia postanawia poświecić na odpoczynek. Może jakaś dobra kolacja i wieczór z książką? Ostatnio znów poświęca więcej czasu na czytanie, zamiast po prostu na spanie i regenerowanie sił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błyski i dźwięki syren odrywają go od zastanawiania się nad posiłkiem. Podchodzi do kuchennego okna, wychodzącego na ogród, skąd może dostrzec dom Liany. Widzi unoszący się dym. Dookoła kręci się straż pożarna i policja. W pierwszej chwili to go dziwi, w kolejnej przychodzi mu na myśl, że pewnie znów bawiła się jakimś magicznym dziennikiem… Mimo wszystko waha się przez chwilę. Czy powinien tam pójść i zapytać co się stało? Czuje, że chyba powinien. Z drugiej strony nie zamierza narzucać się Lianie. Może lepiej jeśli po prostu napisze jej smsa, to wydawało się dobrą i dość bezpieczną opcją, która pozwalała zachować dystans, jak i nie wyjść na kompletnie obojętnego.
      Wychodzi z kuchni do salonu, odstawia kubek z herbatą i zastanawia się, gdzie zostawił telefon, kiedy słyszy niepewne pukanie do drzwi. Natychmiast udaje się, by otworzyć. Jeśli to Liana, to ma już dla niej kilka złośliwych powitań dotyczących pożaru i tego, jak przyciągała kłopoty. Kiedy jednak otwiera i widzi znajomą postać wszelkie kąśliwe uwagi, jakie miał na końcu języka gwałtownie znikają.
      Przez chwilę wpatruje się w Lianę. Jej drobna sylwetka wydaje mu się w tej chwili jeszcze drobniejsza i krucha. Stoi przed nim zziębnięta, w samej halce. W dłoni ściska jedynie reklamówkę. Zanim jednak jest w stanie bliżej się jej przyjrzeć i ocenić, czy coś jej się stało, ta praktycznie wpada mu w ramiona, tuli się do jego piersi i płacze.
      Odruchowo ją obejmuje. Nieco sztywnie i niepewnie, nie bardzo wiedząc jak powinien zareagować. Nie potrafi pocieszać, nie wie jak ma reagować na jej łzy, co powinien powiedzieć, ani co zrobić. Z pewnym wahaniem dotyka jej włosów, by pogładzić ją po głowie. Wdycha przy tym intensywnie jej zapach, chcąc wyczuć krew czy poparzenia, ale nic takiego nie czuje, nie była ranna…
      Jej drobne ciało drży w jego ramionach, wstrząsane zimnem i szlochem. A on po prostu stoi, pozwala jej tulić się do siebie, starając się jakoś na to wszystko odpowiedzieć, choć nie wie jak. Dopiero jej urywane desperackie słowa, w jakiś sposób go odblokowują.
      Potrzebuję przyjaciela… Więc jednak nadal chciała, by był jej przyjacielem. Nie zapomniała… A wszystkie te słowa, które zajmowały jego umysł przez ostatnie dni, były prawdziwe.
      – Wchodź, nie marznij tutaj… – mówi w końcu łagodnie, delikatnie odsuwając ją od siebie i wpuszczając do domu.
      Dopiero teraz zauważa, że nie miała na sobie nawet butów.
      – Chodź ze mną – bierze ją za rękę i prowadzi w stronę łazienki – Weź ciepły prysznic, albo kąpiel, a ja zrobię ci gorącej herbaty. A potem powiesz mi co się stało, dobrze? – mówi do niej łagodnie, niczym do małego zagubionego dziecka. Z całych sił stara się skupić na zadaniach, na tym, by pomóc jej się rozgrzać i doprowadzić do porządku. To było łatwiejsze niż próby pocieszania.
      – Naszykuję ci nowe ręczniki… możesz też wziąć mój szlafrok – mówi, gdy znajdują się w łazience. Wyjmuje świeże ręczniki z szafki. Unika patrzenia na Lianę, stara się też za wszelką cenę skupić na tym co robił, by zagłuszyć zdenerwowanie i niepewność.
      W końcu jednak zatrzymuje się i znów podchodzi do roztrzęsionej Liany.
      – Powiedz jeśli czegoś potrzebujesz… – mówi w końcu. Odruchowo sięga do jej twarzy starając się otrzeć jej łzy, chociaż wie, że to niewiele da w tej sytuacji.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  8. – Dobrze, zostanę… – odpowiada łagodnie, choć z odrobiną wahania, wciąż nie do końca pewien jak właściwie powinien się zachowywać.
    Zostaje blisko. Początkowo stara się nie patrzeć na Lianę, gdy ta wchodzi do wanny. Nie chce naruszać jej prywatności i bezczelnie się jej teraz przyglądać. Dostrzega jednak wystarczająco, by zrozumieć, że była w złym stanie. Schudła, jej skóra była blada i pozbawiona blasku. Całe jej ciało wyglądało na skrajnie zmęczone i osłabione. Przez chwilę poczuł niepokój na myśl, że może to co zrobił jej Sajr, lub też jego energia, miało na nią tak negatywny wpływ…
    Jej przeprosiny odrywają go od tych myśli.
    Posyła jej blady i niepewny uśmiech.
    – Nie przepraszaj… Skoro jestem twoim przyjacielem… – zaczyna niepewnie. To nie był dobry moment na wątpliwości co do ich ewentualnej przyjaźni, dlatego szybko dodaje – ...to nie ma w tym nic złego.
    Ściska delikatnie jej dłoń. Rozumie co czuła. W końcu nie tak dawno temu byli w odwrotnej sytuacji, a Su-Jin aż zbyt boleśnie pamięta co sam wtedy czuł. Jak bardzo było to dla niego trudne, że Liana oglądała go w takim stanie. Gdy przypominał bardziej żywego trupa niż osobę, którą znała. Pamiętał jak bezsilny i upokorzony się wtedy czuł. Nawet jeśli uczucia Liany były w tej chwili inne, to i tak rozumiał ten sposób myślenia. To, że mogła czuć się źle, że widział ją w takim stanie.
    Czuje jak Liana zabiera dłoń. Jej drobne ciało wydaje się kulić jeszcze bardziej. Z jej ust wylewa się potok kolejnych przeprosin. Su-Jin przez chwilę nie rozumie… Za co go przepraszała? Jej słowa nie mają sensu. Przecież pozwalał się jej dotykać. A po tym co zaszło w Rzymie nie postrzegał już jej dotyku w sposób negatywny. Co najwyżej nieco dziwny i obcy, ale nie negatywny.
    – Liana… – mówi do niej cicho i spokojnie. Ostrożnie dotyka jej włosów i uspokajająco gładzi ją po głowie. Przez chwilę znów czuje się jakby uspokajał małą, przerażoną dziewczynkę. Czuje się niemal jak na samym początku, gdy przygarnął Sarang. Gdy ta wciąż była przerażona i bała się wywołać jego gniew, wciąż wierząc, że może zrobić jej krzywdę. Wtedy też nie miał pojęcia co powinien robić, jak ją uspokoić i przekonać, że była bezpieczna.
    – Nie musisz mnie przepraszać. Możesz mnie dotykać kiedy tylko chcesz – zapewnia ją łagodnie.
    Chwilę jeszcze głaszcze ją po głowie. Powoli i uspokajająco, tak by wiedziała, że cały czas był obok niej i nigdzie się nie wybierał.
    Nie naciska na nią, daje jej czas. Zarówno na to, by się uspokoiła, jak i by ciepła woda rozgrzała jej ciało. Kiedy w końcu Liana jest w stanie się umyć, podaje jej przyszykowany ręcznik, by mogła się osuszyć. Odsuwa się tylko na chwilę, sięgając po swój szlafrok.
    – Wybacz, że nie mam innego. Najważniejsze, by było ci ciepło – mówi, otulając jej chude i drobne ciało, w ciepły, puszysty materiał. Jest zdecydowanie za duży dla Liany, ale może to i lepiej, dzięki temu może owinąć ją dokładniej, by było jej cieplej.
    Potem suszy jej włosy, delikatnie przeczesując je przy tym palcami.
    – Chodź, zrobię ci coś gorącego do picia… – mówi ujmując ją za rękę. Po drodze podnosi też siatkę, którą ze sobą przyniosła.
    Gdy znajdują się w salonie prowadzi Lianę do kanapy naprzeciwko kominka. Znów na chwilę się od niej odsuwa, by przynieść koc. Nie chce zostawiać jej na długo samej i stara się wciąż pozostawać w zasięgu jej wyciągniętej ręki, tak by mogła w każdej chwili go dotknąć. Oddalając się od niej star się to zrobić szybko, momentami wręcz nadludzko szybko, by Liana nie zdążyła poczuć się źle, by wiedziała, że cały czas był przy niej. Okrywa ją kocem, unosi delikatnie jej nogi i szczególnie starannie okrywa je kocem, tak by całkowicie owinąć ciepłym materiałem jej bose stopy.
    – Masz ze sobą jakieś ubrania? – pyta w końcu, przyklękając obok kanapy i biorąc się za rozpalanie w kominku, by było jej jeszcze cieplej. Ogień rozpala się powoli, wypełniając ciszę delikatnymi trzaskami. Ciepłe światło sprawia, że dość surowy i minimalistyczny salon staje się nieco bardziej przytulny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Zaraz wrócę dobrze? Będę obok, w kuchni. Zrobię ci coś ciepłego do picia i porozmawiamy, zgoda? W każdej chwili mogę do ciebie przyjść, wystarczy, że powiesz słowo… – zapewnia ją, tak by wiedziała, że nie zostanie sama.
      Powoli wychodzi do sąsiadującej kuchni, zerkając jeszcze na Lianę.
      Szybko bierze się za przygotowanie napoju. Gorącej herbaty na mleku, z ziołami, w sposób w jaki robi się to w północnych Indiach, w regionie u podnóża Himalajów. W tamtych stronach w czasie chłodnej pory deszczowej, ten przepis sprawdzał się najlepiej. Rozgrzewał i wzmacniał.
      Miesza herbatę z cynamonem, kardamonem i goździkami. Zagotowuje w mleku wraz z kawałkiem świeżego imbiru, słodzi ciemnym i gęstym cukrem palmowym, a na koniec dodaje odrobinę pieprzu. Odcedza gorący, aromatyczny napój i wraca do Liany.
      – Proszę, powinno cię rozgrzać – mówi, wręczając jej kubek.

      Cho Su-Jin

      Usuń
  9. Siada na kanapie obok niej.
    – Potem sprawdzimy co tam jest, najwyżej pożyczę ci coś swojego. Na razie odpoczywaj – mówi spokojnie. Nie chce by się tym teraz dodatkowo martwiła.
    Nie pyta nawet czy potrzebuje zostać u niego na noc, ani co stało się z jej domem. Nawet jeśli nie byłoby tam pożaru, nie mógłby wypuścić jej w tym stanie z domu. W tej chwili obawia się nawet zostawić ją choćby na chwilę samą. Wie już, że jutro weźmie dzień wolny na uniwersytecie, niezależnie od tego czy Liana dojdzie do siebie czy nie. Czuje, że po prostu musi teraz być przy niej, że jest za nią w jakiś sposób odpowiedzialny.
    Potrzebowała przyjaciela…
    Przygląda się jej w milczeniu, obserwując jej bladą i zmęczoną twarz. Ma do Liany tak wiele pytań, ale obawia się je zadać. Nie chce na nią naciskać, w obawie, że znów się załamie, znów się posypie, jak przed chwilą w łazience. Dlatego cierpliwie czeka.
    Przysuwa się do niej nieznacznie, gdy słyszy jej niepewne pytanie. Coś w sposobie, w jaki wypowiada jego prawdziwe imię porusza w nim bolesne wspomnienia. Jej niepewny głos i to jak do niego mówi kojarzy mu się z tym jak w końcu zdobył zaufanie Sarag, jak stworzył jej poczucie bezpieczeństwa, a potem upewniał ją, że to nie minie. Wtedy właśnie córka mówiła do niego w podobny sposób, zawsze gdy się bała, gdy nie chciała być sama. A on był wtedy obok, zapewniał ją, że był przy niej i był w stanie ją ochronić przed wszystkim czego się bała… ludźmi, duchami, bolesnymi wspomnieniami z rodzinnego domu czy nocnymi koszmarami.
    To wspomnienie przez chwilę boleśnie ściska mu serce i wędruje aż do gardła. Wie, że te sytuacje nie były podobne, nie dosłownie… Czuje jednak, że mimo wszystko powinien w tej chwili ofiarować Lianie to samo. Poczucie bezpieczeństwa będąc obok niej jako jej przyjaciel, którego potrzebowała. Jako Han-gyeol, jako po prostu on sam. Bez swoich murów, masek i komfortowej przestrzeni.
    – Jestem… – mówi. Powoli otacza ją ramieniem i przysuwa delikatnie w swoją stronę, tak by Liana mogła oprzeć się o niego. Aby czuła cały czas, że był tuż obok niej i wszystko to było zupełnie rzeczywiste. Drugą ręką delikatnie dotyka wierzchu jednej z jej dłoni w których ściskała kubek z herbatą, ostrożnie głaszcząc opuszkami palców wierzch jej dłoni – Wszystko jest rzeczywiste Liana. Przyszłaś do mnie, jesteś tutaj i wszystko będzie dobrze. Cokolwiek się stało, jestem obok – zapewnia łagodnie i cierpliwie. Po chwili wahania dodaje cicho – Nie zostawię cię…
    Te słowa znów budzą wspomnienia. Tym razem jednak te niedawne z Rzymu. Uczucia, które się z nimi łączą są trudne. Pamięta jak Liana mówiła te słowa. Była wtedy tak blisko, a on z całych sił pragnął, by odeszła, by go nie dotykała, by nie całowała czule jego głowy i nie mówiła tych słów. Ale nie odeszła. I chyba w jakiś pokręcony sposób jest jej za to wdzięczny. Nawet jeśli w tamtej chwili tak nie było. Nawet jeśli w obecnej chwili wciąż nie jest pewien tego co czuł, a wspomnienie budziło tak wiele sprzecznych myśli i emocji. Rozumie jednak, że Liana była inna. Dla niej te słowa znaczyły coś innego i zapewne w tej chwili bardzo potrzebowała je usłyszeć.
    Waha się jeszcze przez chwilę, po czym ostrożnie mówi dalej.
    – Przyszłaś do mnie, po tym jak w twoim domu był pożar. Pamiętasz? – pyta cicho. Nie naciska, nie zasypuje jej pytaniami. Stara się jednak skierować jej uwagę ku rzeczywistości. Na to co się stało. Wie, że musi zrobić to delikatnie. A to jest trudne… Tak wiele razy popełniał w kółko te same błędy, gdy próbował dotrzeć do Sarang. Był zbyt ostry, zbyt brutalny lub niedelikatny przez co długo się go bała, nie chciała się otworzyć. Dopiero powoli, metodą prób i błędów zrozumiał jak powinien do niej mówić. Z całego serca ma nadzieję, że w ten sposób uda mu się porozmawiać także z Lianą, skłonić ją do tego, by mu zaufała i powiedziała co się stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Wiem, że to trudne… – mówi dalej, wciąż tym samym cichym i łagodnym tonem – Ale cokolwiek się stało będę przy tobie. Nie odwrócę się od ciebie, ani nie będę na ciebie zły… – to ostatnie dodaje ze względu na ciągłe przeprosiny, którymi zasypywała go Liana. Czuje, że to było ważne i powinien ją w tym upewnić – Spróbuj opowiedzieć mi co się stało... Nie musisz się śpieszyć, po prostu porozmawiaj o tym ze mną, kiedy poczujesz się gotowa. Jestem tu obok i będę cierpliwie czekać – zapewnia ją po raz kolejny.

      Han-gyeol

      Usuń
  10. Przytakuje skinieniem głowy, na jej pytanie o rozmowę dotyczącą rudery i tego co stało się w piwnicy. Pamięta doskonale jej słowa, sekret z przeszłości, który obiecał zachować we wspomnieniach i nigdy do niego nie wracać. Zapomnieć o tym, co wtedy widział i co później od niej usłyszał.
    Nie przerywa jej, ani nie dopytuje. Pozwala jej mówić w swoim tempie, tak jak jej to obiecał. Wsłuchuje się w każde słowo zdając sobie sprawę, że Liana odkrywa przed nim coś bardzo bolesnego i prywatnego, wręcz intymnego. Rozumie jak trudne to było, choć nie jest pewien czy potrafił to w jakikolwiek sposób odnieść do własnych doświadczeń. Może do tego jak ciężko było mu opowiedzieć o swoim poczuciu winy za śmierć córki? Docenił wtedy zrozumienie Liany. To, że go nie oceniała, ani nie krytykowała. Tylko po prostu starała się jakoś złagodzić ból. Czuje, że powinien zachować się tak samo, że cokolwiek usłyszy musi po prostu postarać się zrozumieć. A jeśli okaże się to zbyt trudne, to po prostu być obok niej.
    Wtedy też pada imię Earl. Człowiek, o którym wspominała poprzednio? Jej kolejne słowa potwierdzają przypuszczenia wampira. Pokój, o którym wspominała wcześniej, podobny do pokoju w piwnicy, w którym zamknęła ją wiedźma. Opowiadała mu już o tym pokoju, teraz jednak ten opis wydaje mu się inny. O wiele bardziej mroczny i przerażający. Bardziej niekomfortowy.
    Jeszcze bardziej niekomfortowe są jej słowa o tym co przechodziła, o ciągłej obserwacji, o dotyku, którego nie chciała i nienawidziła, o bólu, który musiała znosić. O zmuszaniu do bycia idealną… Nie jest pewien czemu aż tak go to dotyka. Znów powraca do niego myśl, że może rzeczywiście Liana była dla niego ważna i przywiązał się do niej, o wiele bardziej niż sądził. I o wiele mocniej niż chciałby na to pozwolić. Z jakiegoś powodu myśl o jej krzywdzie wywoływała w nim sprzeciw. Czuł obrzydzenie, ból i złość jednocześnie, wszystkie te uczucia przeplatały się ze sobą. Ale przecież nie mógł już nic zrobić. To była przeszłość, przeszłości nie da się zmienić.
    Potem jednak Liana mówi o teraźniejszości, a Han-gyeol czuje, że może jednak coś zrobić i nie jest bezsilny wobec tej potwornej przeszłości.
    – Nie zabierze cię – odpowiada stanowczo – Nie pozwolę mu na to, obiecuję ci to Liana…
    Nie musiała go nawet o to prosić. Skoro miał być jej przyjacielem, wydawało mu się to oczywiste, że nie da jej skrzywdzić. Skoro akceptował w swoim życiu czyjąś obecność, żadna siła nie będzie w stanie mu jej teraz odebrać.
    – Cicho, nie mów tak – przerywa jej, gdy słyszy jak zapewnia go, że wyjedzie i zniknie z jego życia – Nigdzie nie wyjedziesz, rozumiesz? – mówi, może nieco zbyt gwałtownie i stanowczo, ale nie może jej na to pozwolić. Nie teraz, kiedy w końcu postanowił dać szansę czemuś takiemu jak przyjaźń, kiedy postanowił zaryzykować i stworzyć więź z inną istotą.
    Sięga dłonią do jej twarzy, znów ocierając jej łzy. Nie chciał by płakała, ale nie potrafił na to nic poradzić. Mógł jedynie udawać, że jeśli wytrze łzy z jej twarzy, to wszystko będzie dobrze.
    – Nie chcę żebyś wyjeżdżała… – dodaje łagodnie, by nie odebrała jego stanowczego sprzeciwu jako rozkaz i nie poczuła się zniewolona – Uważasz, że jestem twoim przyjacielem, prawda? Jeśli tak, to znaczy, że ty jesteś moją przyjaciółka Liana. Nie chcę zostać sam, bez mojej przyjaciółki. Nawet jeśli mnie denerwujesz i męczysz, nie chcę cię stracić…
    Delikatnie głaszcze kciukiem jej mokry policzek, czuje kolejną gorącą łzę spływającą po jej twarzy. Ostrożnie zbliża się bardziej, opierając się policzkiem o czubek jej głowy. Przesuwa dłoń z jej twarzy na jej ramię, przygarniając ją jeszcze bardziej do siebie, choć nie jest do końca pewny, co właściwie chce zrobić, ani co osiągnąć. Za bardzo odciął się od wspomnień z przeszłości, niemal całkowicie zapominając już jak okazywać uczucia drugiej osobie. Teraz, kiedy te wspomnienia powoli odżywały, czuł się w tym nieco niepewnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Ten Earl… To on stoi za pożarem w twoim domu? – pyta cicho. Domyśla się odpowiedzi, ale i tak chce się upewnić. Zrozumieć w pełni zagrożenie, którego tak się obawiała. – Czy on ci groził? Próbował znów jakoś zwabić cię w pułapkę lub uwięzić? – dopytuje ostrożnie i delikatnie, tak by upewnić Lianę, że nie zadaje tych pytań bez przyczyny. W końcu jeśli miał jej pomóc, ochronić ją, nie pozwolić by Earl ją zabrał musiał wiedzieć co właściwie się działo. Co robił ten człowiek i czego można było się po nim spodziewać.
      – Nie martw się, ochronię cię. W końcu to tylko człowiek… – mówi łagodnie, po raz kolejny zapewniając ją, że jej pomoże. Tak, mimo wszystko cały ten Earl to nadal był tylko człowiek. Jeśli jednak był zdolny, by uwięzić demona musiał mieć pewną wiedzę i środki. Łowca? Demonolog?

      Han-gyeol

      Usuń
  11. Przez krótką chwilę Han-gyeol ma wrażenie, że coś się zmieniło i dostrzega na twarzy Liany cień uśmiechu, lub chociaż ulgi. Cichy szept z zapewnieniem, że go nie zostawi, przynosi ulgę także i jemu. Potrzebuje tych słów, i to o wiele bardziej niż mógł przypuszczać.
    Czuje jak Liana ufnie się w niego wtula, korzystając z bliskości jaką był gotów jej ofiarować. Czuje się nieco dziwnie czując jej dotyk i ciepło. Tak blisko… Zdaje sobie sprawę, że podobnie blisko byli ze sobą w Rzymie, ale wtedy było zupełnie inaczej. Targały nim zupełnie inne emocje, a jej obecność wydawała mu się wówczas nie do zniesienia, z powodu tego co przeżywał. Teraz jest inaczej. Teraz on sam wychodzi z inicjatywą, pozwala Lianie na to wszystko.
    Poza tym… Teraz chyba po prostu jej ufa.
    – Od zdjęć? – pyta, słysząc jej słowa. Nie jest pewien co miała na myśli mówiąc o zdjęciach. Robił jej zdjęcia? Wysyłał? – Co jeszcze robił?
    Informacja o tym, jak długo to wszystko trwało sprawia, że zaczyna rozumieć czemu Liana była tak nieobecna, gdy ją widział. Czemu nawet go wtedy nie zauważyła. Jeśli zmagała się z tak silnymi emocjami, bólem z powodu przeszłości i strachem przed przyszłością, to nic dziwnego, że wydawała się tak bardzo nieobecna.
    Gdy Liana nieco się odsuwa i zaczyna mówić, czuje gwałtowny sprzeciw. Rozumie jej obawy. On także nie chce już nigdy więcej przechodzić przez to, czego doświadczył w Rzymie. Pewnie nawet nie byłby w stanie przez to ponownie przejść i przeżyć. Jego serce nie wytrzymałoby kolejnej podobnej rany. Mimo to nie chce słuchać Liany, nie chce nawet dopuszczać do siebie myśli, że mogłaby się poddać i znów wpaść w ręce tego człowieka. Znów być krzywdzona…
    – Nawet tak nie mów! – stwierdza z całą stanowczością, niemal unosząc głos w proteście – Nie pozwolę ci się poddać. Nie wrócisz nigdy w łapska tego człowieka, nie pozwolę na to. Obiecałaś mi przed chwilą, że cię nie stracę… – przypomina jej dobitnie.
    Rozumie, że Earl był niebezpieczny. Su-Jin wcale nie zamierza niepotrzebnie ryzykować, ani pakować się w to bez planu. Wręcz przeciwnie, na razie zamierza czekać i obserwować, zdobywać informacje, a potem… Potem jeszcze nie wie co zrobi. Na razie jest pewny jedynie tego, że nie pozwoli nikomu skrzywdzić Liany.
    – Nie jestem demonem – przypomina jej – Jeśli Earl opiera się na wiedzy o demonach i rytuałach, nie jest w stanie mi zagrozić. Gorzej jeśli jest łowcą i ma bardziej uniwersalną wiedzę. Wątpię jednak, by mógł łatwo dowiedzieć się kim jestem. Wiedźmy miały na to szansę, bo jedna z nich wiedziała w jaki sposób zabijam. Earl o tym nie wie, a ja nie robię nic co mogłoby mnie niepotrzebnie zdradzić. Nie bój się o mnie Liana, będę ostrożny, nie zrobię nic pochopnie... – uspokaja ją.
    Chce dodać coś jeszcze, ale wtedy jej kolejne słowa uderzają go z niezwykłą siłą.
    – Dziecko? To było jego dziecko? – pyta cicho, zanim jest w ogóle w stanie zastanowić się czy powinien zadawać to pytanie. W jednej chwili przypomina sobie o tym co mówiła Liana, że jej dziecko miałoby teraz osiem lat. Zaledwie osiem lat… Zaledwie kilka chwil. To była tak świeża rana. Zbyt świeża. Cały koszmar, o którym mówiła wydarzył się tak niedawno… Zdaje sobie sprawę, że jeśli została skrzywdzona przez człowieka, to nie mogło wydarzyć się to szczególnie dawno temu, ale i tak wydaje mu się to zbyt świeże. Zbyt bolesne, jak rana, która co prawda przestała krwawić, ale nie zdążyła się zagoić i nawet najmniejszy, nieuważny dotyk był w stanie otworzyć ją na nowo. I tak właśnie się stało.
    Rozumie już czemu Liana była w tym stanie, czemu aż tak silnie przeżywała to wszystko.
    Jeśli jednak ta informacja była dla niego szokująca, to jej kolejne słowa podziałały niczym kubeł lodowatej wody. Gdy wraca do wydarzeń z Rzymu, do sceny w katakumbach i tego co zrobił jej Sajr…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jednej chwili Han-gyeol rozumie o co naprawdę chodziło. Nie o ból, nie o zaufanie, a o to, że swoim wyborem dotknął właśnie tej niezaleczonej rany. Potraktował ją jak pionka w swojej grze i nie widział w tym nic złego. Wiele działań postrzegał właśnie w ten sposób, jako swego rodzaju strategiczną rozgrywkę. Sądził, że to nie będzie miało dla niej znaczenia, że jedyne co będzie musiała znieść to fizyczny ból. A jednak było inaczej… Nieświadomie zadał jej cios, który zabolał bardziej niż jakiekolwiek fizyczne rany, niż cokolwiek co był w stanie zrobić jej Sajr.
      Przeszłość to przeszłość. Su-Jin wie, że niczego już nie zmieni, a myślenie o tym co mogło być inaczej nie miało sensu. W tamtej chwili nie byli sobie bliscy na tyle, by mógł o tym wiedzieć i podjąć inną decyzję. Teraz jedyne co mógł zrobić, to nie popełnić tego błędu w przyszłości.
      Delikatnie ujmuje jej podbródek i unosi lekko do góry, chcąc by Liana spojrzała mu w oczy.
      – Przepraszam cię… – mówi szczerze – Nie wiedziałem… nie rozumiałem, jak bardzo cię tym krzywdzę. Nie mogę już tego naprawić, ale obiecuję ci, że już nigdy więcej cię nie poświęcę, niezależnie od okoliczności. – Jego słowa są w pełni poważne i wyważone. Teraz wiedząc to wszystko wie, że dotrzyma swojej obietnicy choćby miał poświęcić wszystko inne. Musiał…
      Waha się przez chwilę, po czym obejmuje ją. Wciąż nieco niepewnie, choć już bardziej naturalnie i nie tak sztywno jak za pierwszym razem. Delikatnie przesuwa dłonią po jej plecach, jakby chciał tym gestem ukoić wspomnienia bolesnego dotyku szponów demona.
      – Dla mnie coś znaczysz… – mówi cicho – Miałem czas przemyśleć sobie to wszystko i miałaś rację, pewnie jesteś dla mnie ważna i przywiązałem się do ciebie bardziej, niż chcę się do tego przyznać. Wciąż ciężko mi to zaakceptować, ale pomyślałem, że może powinienem, że jeśli naprawdę chcesz uważać mnie za swojego przyjaciela, to ja też chciałbym uważać cię za swoją przyjaciółkę… A skoro przyszłaś do mnie, jako do swojego przyjaciela, to chcę nim być – wyznaje.
      Może nie było to szczególnie piękne, ani otwarte przyznanie się do uczuć, ale na pewno najlepsze, na jakie był się w stanie zdobyć. I co najważniejsze, było szczere.
      Chce tego… Chce tego równie mocno, co się tego boi. Ale decyduje się zaryzykować. Mówi jej to, nie tylko po to, by poczuła się lepiej. W tej chwili robi to także dla siebie. Czuje, że jeśli teraz jej tego nie powie, jeśli zacznie znów za bardzo to wszystko analizować to być może znów zamknie się w sobie, tak jak po tej kłótni w Rzymie, i odetnie od własnych uczuć.

      Han-gyeol

      Usuń
  12. Nie pyta o więcej, ani nie komentuje. Rozumie, że cokolwiek było na tych zdjęciach, tych z przeszłości musiało być dla niej potworne. Rozdrapywało bolesne wspomnienia, o których Liana tak bardzo chciała zapomnieć. Z kolei zdjęcia pokazujące jej, że była obserwowana, potęgowały tylko poczucie ciągłego zagrożenia. Tego zapewne chciał Earl… by żyła w ciągłym strachu, ciągłym napięciu, że był tuż obok niej, obserwował każdą chwilę jej życia. A jeśli tak, to zapewne teraz też będzie kręcił się blisko. Su-Jin jest pewien, że będzie w stanie go wyczuć.
    – Nie martw się, nie umrę… – mówi cicho i uspokajająco. Wie co prawda, że nie może jej tego obiecać. W końcu nikt nie wie kiedy i jak umrze. Mimo wszystko jednak przeżył kilkaset lat i wcale nie zamierza na tym poprzestać. Co prawda odkąd zamieszkał obok Liany już dwukrotnie otarł się o śmierć, ale także dwukrotnie ocalał dzięki niej. Uśmiecha się na tę myśl i dodaje nieco złośliwie – A gdyby jednak coś mi się stało… Będziesz musiała mnie znowu uratować. Dlatego nie możesz się poddać i mnie zostawić. – Ostatnie zdanie miało być dla niej dodatkowym argumentem, by przestała myśleć o tym, by ulec temu człowiekowi.
    Zaraz potem uśmiech znika z jego twarzy. Gdy Liana potwierdza, że dziecko które straciła było Earla. Nie mówi nic. Nie komentuje tego ani słowem, choć w duchu czuje, że może tak właśnie było lepiej. Nawet jeśli rozumie, że Liana kochała to dziecko i nie obwiniała go za winy ojca, to przecież… Su-Jin był sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której dziecko byłoby podobne do swojego ojca. Nawet nie charakterem, mogło wcale nie być złe… po prostu mogło przypominać Earla z wyglądu. Jak wówczas Liana mogłaby pogodzić miłość do dziecka, z codziennym oglądaniem twarzy, która przypominałaby jej twarz oprawcy? Jak odbiłoby się to na relacji z dzieckiem lub na jej psychice? O wiele lepiej było już chyba znieść stratę niż zmagać się z takimi uczuciami każdego dnia, przez wiele lat… Woli jednak o tym nie wspominać. Może kiedyś, w przyszłości, ale na pewno nie teraz.
    Teraz skupia się jedynie na Lianie.
    Jego gest sprawia, że Liana wtula się w niego, Han-gyeol czuje jak obejmuje ciasno jego szyję i jeszcze bardziej łaknie bliskości. To uczucie jest nowe, inne. Może nawet nieco dziwne, ale nie w ten znajomy, niekomfortowy sposób. Czuje raczej lekką niepewność, a jego zmysły reagują intensywnie na nowe, nieznane uczucie, do którego nie był przyzwyczajony. Czuje ciepło jej ciała, każdy jej oddech i uderzenie serca. Poddaje się temu obcemu uczuciu, obecności drugiej, żywej istoty tuż obok siebie.
    – Tak, masz rację – przyznaje miękko. Jej porównanie było boleśnie trafne i tak bardzo prawdziwe. Rzeczywiście mógł się tak postrzegać. I rzeczywiście, Liana pod tym względem była do niego podobna. Nawet jeśli różnili się całkowicie, niczym ogień i lód, a rany, które w sobie nosili były tak inne… to mimo wszystko byli podobni. I jakimś cudem potrafili stworzyć tą nić porozumienia. Nić, która w tej chwili coraz bardziej zmieniała się w pętający ich oboje sznur.
    Su-Jin wie, że nie ma już odwrotu. To co przed chwilą powiedział i zrobił pchnęło go nieodwracalnie na pewną drogę, związało z Lianą. Nie będzie w stanie już tego przerwać, ani zawrócić z tej drogi. I chyba nie chce. Tak samo, jak nie chciał zawrócić z drogi, która kiedyś związała go z Sarang. Nawet jeśli ostatecznie doprowadziło to do tragedii. Z całego serca ma nadzieję, że w tej chwili po raz kolejny nie wydał na siebie wyroku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiada na jej bliskość instynktownie. Otacza ją ramionami jak małą dziewczynkę, którą chce chronić przed światem i jego niebezpieczeństwami. Jedną dłonią sięga do jej głowy. Znów delikatnie i uspokajająco gładzi ją po głowie, czasem delikatnie przeczesując miękkie pasemka jej włosów. W pewnym momencie nagle zamiera czując dotyk na swojej twarzy. Zupełnie nowy i obcy dotyk, wywołujący lekko niepokojący dreszcz. Dopiero po chwili, gdy czuje jej oddech na swojej skórze, uświadamia sobie co Liana zrobiła. Uśmiecha się tylko i na nowo rozluźnia. Czuje jak Liana wtula się w jego szyję. Jej dotyk wywołuje w nim lekką gęsią skórkę, ale to minie… Zna swoje ciało i wie jak reaguje na nowe bodźce, na nowy dotyk, ciepło czy zimno. Po prostu stara się tym nie przejmować i akceptować. Choć z pewnym zaciekawieniem obserwuje swoje reakcje. Poza Sarang… nigdy nie czuł czyjegoś dotyku tak blisko.
      – Dziękuję za komplement, staram się – przyznał z uśmiechem, gdy Liana nazywa go ciepłym. To było miłe. Czuje jak demonica opiera się na nim, a mimo to wydaje mu się tak lekka i delikatna.
      – Może chcesz się położyć i trochę odpocząć? – pyta odgarniając kilka niesfornych kosmyków zasłaniających jej twarz, które dość nieprzyjemnie łaskotały go w szyję. Nie czeka na odpowiedź. Czuje w jej oddechu, że powoli popada w znużenie i lada chwila zapewne zaśnie mu na rękach. – No już, nie dam ci spać w ten sposób… – mówi, zmuszając ją by nie zasypiała – Chodź, sprawdzimy czy masz tu ze sobą coś do przebrania. A jak nie, dam ci coś swojego…
      Przez chwilę się waha. Nie miał pokoju gościnnego, bo nawet nie przewidywał posiadania gości. Mógłby pozwolić Lianie spać tu, na kanapie, ale czuje, że nie powinien zostawiać jej teraz samej i odbierać jej poczucia bezpieczeństwa, które dopiero co udało mu się zbudować. W końcu podejmuje decyzję i postanawia zabrać Lianę do siebie. Chociaż na tę jedną noc, kiedy tak bardzo potrzebowała jego i jego bliskości.
      Powoli, by nie poczuła się odtrącona, odsuwa się odrobinę i podaje jej stojącą na podłodze reklamówkę.
      – Sprawdź, ja zaraz wrócę. Pościelę tylko łóżko, dobrze? – mówi łagodnie, powoli wstając.
      Wychodzi na chwilę do pokoju na końcu korytarza. Zostawia uchylone drzwi, by w razie czego usłyszeć Lianę. Pośpiesznie zdejmuje z łóżka narzutę, składa ją i chowa. Od razu przebiera się też w swoją jedwabną piżamę, by nie robić tego przy Lianie.
      – Gotowe, będziesz dzisiaj spać u mnie... – oznajmia wracając do salonu – Znalazłaś coś?
      Podchodzi jeszcze do kominka, by domknąć palenisko i zmniejszyć dopływ powietrza do środka. Ogień powinien za chwilę sam wygasnąć. Ostatnie czego potrzebowali to kolejnego pożaru.

      Han-gyeol

      Usuń
  13. Nie wie co powinien jej odpowiedzieć na jej wyznanie. W głowie pojawiają mu się myśli, że nie musi być mu za nic wdzięczna. Po tym co zrobiła w Rzymie, jak uratowała mu życie i walczyła o niego nawet wbrew jego woli, kiedy chciał się poddać, po prostu jej się to wszystko należało. Wywalczyła sobie to wszystko… Jego zaufanie, jego uczucia i dług, którego pewnie nie będzie w stanie nigdy spłacić. Jeśli ktoś powinien być wdzięczny, to raczej on. Nawet jeśli gdzieś w głębi duszy, nadal to wszystko przeżywał i czasem czuł ból, to przecież zawdzięczał jej życie.
    To, co robił dla niej teraz było niczym, w porównaniu z tym co zrobiła ona.
    A on nawet jej za to nie podziękował. Wręcz przeciwnie, początkowo miał wręcz do niej żal, o to że go ratowała i upokarzała ciągłym poczuciem zależności. A teraz… Chyba powoli zaczyna to postrzegać zupełnie inaczej i jest jej coraz bardziej wdzięczny za to, że po prostu żyje. Nieważne za jaką cenę i co musiał znieść po drodze.
    Zastanawia się czy powinien jej o tym powiedzieć. Czy w ogóle był teraz sens, by obciążać ją swoimi uczuciami, kiedy sama musiała mierzyć się z czymś o wiele trudniejszym? Su-Jin czuje, że chyba lepiej będzie z tym poczekać. Będą mieli wiele okazji do poważnych rozmów. Zwłaszcza teraz, kiedy w końcu wpuścił Lianę do swojego życia i zaakceptował ją jako kogoś bliskiego, kogoś komu ufał.
    Nic nie mówi, zerka tylko na nią, gdy ta pokazuje mu co znalazła wśród swoich ubrań i uśmiecha się z rozbawieniem widząc skąpą koronkową halkę.
    – W porządku, dam ci coś… wygodniejszego – mówi, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiednim doborem właściwego słowa, by przypadkiem nie urazić Liany swoim rozbawieniem lub zbędną w tym momencie uszczypliwością – Chodź – dodaje biorąc ją za rękę.
    Przez chwilę, gdy widzi ją taką, zapłakaną, stojąc ze spuszczoną głową, ma chęć ją znowu przytulić. Wie jednak, że w tej chwili najlepiej będzie po prostu położyć ją do łóżka i dać jej odpocząć. Potem ewentualnie ją przytuli, by mogła spokojnie i bezpiecznie zasnąć.
    Prowadzi ją do pokoju znajdującego się na końcu korytarza. Jego sypialnia znajduje się w najbardziej oddalonej, od reszty pomieszczeń, części domu. Jest cicha i spokojna, położona tak, że jedyne okno zasłonięte jest rosnącymi przy domu drzewami i krzewami, przez co nawet w dzień panuje tu przyjemny półmrok. Pokój jest stosunkowo mały, znaczną jego część zajmuje duże, przestronne łóżko, ustawione w kącie pokoju, jak najdalej od okna. Poza tym znajduje się tu jedynie duża, nowoczesna szafa i nocny stolik z lampką obok którego znajduje się nieduży stosik książek, pozostawionych tu nieco bezładnie.
    Han-gyeol podchodzi do szafy i przez chwilę przegląda swoje domowe ubrania, jak i te do spania, zastanawiając się co mogłaby choć w miarę pasować na Lianę i być dla niej wygodne. Wybiera pare zwyczajnych koszulek, zarówno z krótszym, jak i dłuższym rękawem, w tym także jedną typowo azjatycką koszulę, nieco dłuższą i jakieś krótsze spodnie od piżamy, stwierdzając, że nawet jeśli będą za duże, to mogą się przydać. Może Liana będzie czuła się w nich bardziej komfortowo? Wszystkie ubrania są z gładkich, miękkich lub delikatnych materiałów, tak by nie drażniły jego wrażliwej skóry.
    – Wybierz sobie coś… Nie wiem w czym czułabyś się dobrze, więc w razie czego poszukam jeszcze czegoś innego – mówi kładąc kilka wybranych ubrań na łóżku i pozostawiając jej wybór. Nie jest pewien czy powinien czekać na jej odpowiedź, czy może wyjść lub chociaż się odwrócić, jeśli zdecydowałaby się jednak w coś przebrać. Nie chce krępować jej swoją obecnością. Nagość nie miała dla niego wielkiego znaczenia, ale prywatność i szacunek do prywatności już owszem. Zwłaszcza w tej sytuacji, gdy ciało Liany było wyraźnie wychudzone i zmęczone życiem w ciągłym stresie, mogła czuć się niekomfortowo w jego obecności. Nie chciał, by dodatkowo czuła się z tego powodu w jakiś sposób źle...

    Han-gyeol

    OdpowiedzUsuń
  14. Jej wyznanie jest dla niego dość zaskakujące. Do tej pory w ogóle o tym nie myślał, ani nie zastanawiał się nad tym. Nawet kiedy podjął decyzję, by Liana nocowała dzisiaj razem z nim nie pomyślał o tym, o czym właśnie mówiła. Dopiero teraz, gdy o tym wspomniała, Su-Jin zaczyna się nad tym zastanawiać. Czy to rzeczywiście miałoby znaczenie jak byłaby ubrana? Oczywiście mogłoby to być trochę dziwne lub krępujące, zarówno dla niego, jak i dla niej… Z drugiej strony nie jest pewien czy to w jakikolwiek sposób zmieniłoby jego odczucia, czy reagowałby inaczej na jej obecność? Wydaje mu się, że nie. W końcu postrzegał ją tak samo, niezależnie od tego w co była ubrana. Mimo wszystko docenia jednak, że o tym pomyślała. Rzeczywiście, tak było lepiej. Chyba nie warto było sprawdzać jak czuliby się w innych okolicznościach.
    Zamiast tego skupia się raczej na tym, że Liana po raz kolejny szanowała jego komfort, co było niezwykle miłe. I ważne.
    Uśmiecha się z rozbawieniem, kiedy Liana wspomina o tym, czego się spodziewała.
    – Pochodzę z Korei, nie z Rumunii – stwierdza wesoło, po czym dodaje – Chociaż… Widywałem gang-si, którzy sypiali w swoich grobach. Tylko to nie były doły ziemi z trumną tylko bardziej grobowce, wielkie kopce pogrzebowe, we wnętrzu których znajdował się grobowiec. Nie wiem czemu to robili, może z przyzwyczajenia. Ja od zawsze wolałem duże, wygodne łóżko – mówi z uśmiechem.
    Odwraca nieznacznie wzrok, omijając spojrzeniem jej nagą sylwetkę. Zamiast tego odkłada pozostałe ubrania do szafy i odwiesza szlafrok na znajdujący się za drzwiami wieszak. Zerka na Lianę dopiero, gdy ta jest już ubrana i uśmiecha się widząc ją w swoich ubraniach. Wydaje mu się jeszcze drobniejsza i mniejsza.
    Czeka, by Liana położyła się do łóżka, po czym kładzie się obok. Ma nadzieję, że Liana będzie czuła się bezpiecznie mając z jednej strony ścianę, z drugiej jego. W końcu nawet gdyby obawiała się, że Earl zechce się tu zakraść, mogła mieć pewność, że nie zdoła podejść jej we śnie.
    Przez chwilę Han-gyeol nie bardzo wie jak powinien się teraz zachować. Przysunąć się czy zachować dystans? Przytulić ją ponownie czy pozwolić, by po prostu poszła spać? Sam nie był senny. Tak naprawdę, gdyby nie wizyta Liany, o tej porze pewnie dopiero szykowałby sobie kolację i rozpoczynał wieczór nad książkami. Nie chce jednak zostawiać jej samej…
    Odwraca się w jej stronę słysząc swoje imię. Uśmiecha się lekko na jego dźwięk.
    – Lubię kiedy tak mnie nazywasz – przyznaje szczerze.
    Nie odpowiada na jej prośbę, po prostu przysuwa się bliżej i delikatnie ją obejmuje. Wciąż robi to nieco niepewnie, choć ma wrażenie, że z każdym kolejnym razem przychodzi mu to o wiele bardziej naturalnie.
    Liana wydaje się chłodna, a śliska jedwabna pościel, w której się znajdują chwilowo potęguje to uczucie, zanim nabierze ciepła od ich ciał. Su-Jin nie pamięta już jak to jest leżeć obok kogoś, obejmować i czuwać nad spokojnym snem bliskiej osoby. Wie, że kiedyś w podobny sposób tulił do snu Sarang i pozwalał jej u siebie spać, ale teraz te wspomnienia są zbyt odległe. Przysuwa się bliżej i niemal instynktownie całuje czubek głowy Liany, chwilę później wtulając się w niego policzkiem. Przez chwilę czuje ucisk w gardle na wspomnienie tego samego gestu ze strony Liany. Wtedy była to kropla, która przelała czarę, sprawiła, że coś w nim pękło. Do tej pory wstydzi się tego wybuchu emocji, choć akceptuje, że był wtedy potrzebny… Dwa zranione, samotne zwierzęta, mogące zaufać tylko sobie. Mogące czuć się bezpiecznie tylko obok siebie.
    – Możesz spać spokojnie, będę tu przy tobie cały czas – obiecuje jej – Nie zostawię cię nawet na chwilę samej.

    Han-gyeol

    OdpowiedzUsuń
  15. – Nie wiem, ale to możliwe. Choć mnie osobiście o wiele bardziej przerażałoby spanie we własnym grobie – przyznaje szczerze – nie mógłbym wtedy czuć się inaczej, niż tylko jak żywy trup. A to jest dość przerażające uczucie… – Nie widzi potrzeby, by przed nią to ukrywać i unikać tego tematu. Liana wiedziała. Poznała jego największy lęk i towarzyszyła mu w Rzymie w chwilach, gdy czuł się odrażającym, żywym trupem. Nawet sama wykrzyczała mu w twarz, że czuła wobec niego empatię i nie chciała by tak się czuł. Omijanie tego tematu nie miałoby już nawet sensu.
    Su-Jin nie zastanawia się jednak dłużej nad tym tematem. Gang-si byli różni, bardzo różni. Poza kilkoma wspólnymi cechami, które łączyły ich wszystkich, często można było odnieść wrażenie, jakby byli wieloma różnorodnymi podgatunkami wampirów, a nie jedną rasą. Tym trudniej jest mu zrozumieć niektóre zachowania czy motywacje jego pobratymców.
    Nie zastanawia się nad tym, skupia się raczej na Lianie.
    Uśmiecha się słysząc jej słowa.
    – Miękkie? – pyta nieco zaskoczony – Lubię kiedy nadajesz słowom czy imionom takie cechy. Dźwięki, kolory, zapachy, fakturę… – przyznaje z uśmiechem. Wydawało mu się to dość fascynujące i w pewien sposób bliskie temu, jak sam kojarzył wiele wspomnień właśnie z doznaniami zmysłowymi. – Wybrałem je ze względu na znaczenie – wyznaje – Han-gyeol można zapisać na dwa sposoby. Jeśli potraktuje się je, jako jedno słowo, wówczas oznacza „jedność wielu elementów” na przykład jedność ciała i ducha. Jeśli z kolei potraktuje się je, jako zbitek dwóch odrębnych słów, będzie oznaczać „tą jedną, jedyną wspaniałą i wyjątkową chwilę”, taką jak chwila kiedy odnalazłem w końcu własne „ja”. Dlatego to imię jest mi bardzo bliskie, opisuje mnie, to kim jestem.
    Chce by to wiedziała. Tak naprawdę chciał wyznać jej swoje imię, wraz z tą historią. Tak, by Liana od początku rozumiała znaczenie i wartość tego imienia. I chociaż sprawy się skomplikowały, Han-gyeol cieszy się, że ostatecznie mógł to zrobić teraz.
    Czuje jak Liana wtula się w niego i bawi się jego koszulą. Zastanawia się przez chwilę nad jej pytaniem.
    – Z przyczyn praktycznych – odpowiada po chwili namysłu – Han-gyeol to stare, średniowieczne imię, do niedawna nie było praktycznie używane. Dopiero w ostatnich latach pojawiła się moda na powrót do dawnych, tradycyjnych imion. Kiedy zmieniłem tryb życia i zacząłem angażować się w naukę i badania, potrzebowałem nazwiska, a przy okazji imienia, które pasowałoby do nazwiska i nie wyróżniało się szczególnie. Dlatego zawsze używałem popularnych nazwisk chińsko-koreańskich jak Cho, Kim, Lee i pasujących do nich imion, również chińsko-koreańskich. Imię Su-Jin jest na tyle uniwersalne, że posiada aż cztery warianty zapisu i często mogłem zmieniać zapis imienia, nie zmieniając samego imienia. Generalnie alfabet chińsko-koreański, czyli hanja jest o wiele popularniejszy i dużo dokładniejszy od rdzennego koreańskiego alfabetu hangul, w którym powinno się zapisywać moje prawdziwe imię. Na uczelniach do tej pory używa się właśnie alfabetu hanja. Jak sama widzisz, to tylko względy czysto praktyczne – podsumowuje cały swój wywód, mając nadzieję, że nie zanudził tym Liany.
    I chociaż ta wtulała się w jego ciało, mając przy tym zamknięte oczy, Su-Jin wie, że Liana wcale nie śpi i wciąż słucha jego słów. Czuje jej bliskość i ciepło tuz przy swoim sercu. Przez chwilę znów w jego głowie pojawia się myśl, że powinien jej podziękować, że gdyby nie ona jego serce nie biłoby w tej chwili… Powinien jej to powiedzieć. Zwłaszcza teraz, gdy była tak blisko, gdy zapewne doskonale słyszała każde uderzenie jego serca. Każde uderzenie, które sama mu podarowała wyciągając brzoskwiniowe ostrze i robiąc wszystko, by przeżył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuje jak Liana chwyta jego dłoń. Jej dotyk jest miękki i delikatny, a opuszki palców przyjemnie drażnią jego skórę, która reaguje na każdy, najlżejszy nawet bodziec. To uczucie jest tak nowe i inne, a jednak wydaje się zaskakująco przyjemne. Dopiero, gdy czuje jak opuszki palców Liany trafiają na znajdującą się na jego ręku bliznę czuje lekki dyskomfort, a przyjemne uczucie bliskości szybko mija.
      Patrzy na Lianę, gdy ta zadaje mu pytanie o bliznę. Na chwilę łapie jej spojrzenie. Nie bardzo wie co powinien jej odpowiedzieć. Oczywiste, że nie widziała tej blizny, zwykle nosił długie rękawy zasłaniające ten niewielki ślad. Choć blizna nie jest długa, sposób cięcia wydaje się dość jednoznaczny i przywodzący na myśl niepewną, choć przemyślaną próbę samobójczą. A to z kolei mogło budzić niechciane zainteresowanie. Poza tym… Po prostu nie lubi tej blizny. Tej i innych, których pochodzenia nie pamięta, które nie są jego i należą do przeszłości kogoś innego.
      Gdy Liana przyciska swoje miękkie usta do jego nadgarstka, do tej właśnie blizny, Su-Jin czuje nieprzyjemny dreszcz. W pierwszym odruchu ma chęć gwałtownie zabrać rękę, ale powstrzymuje się. Nie rozumie gestu Liany, ani tego czemu to robiła, ale pewnie nie miała na myśli nic złego.
      – Nie wiem – wyznaje w końcu zmieszany. Stara się nie myśleć o ciepłym i miękkim dotyku jej ust, o tym dziwacznym geście – To nie moja blizna… Już tu była kiedy powstałem.
      Z ulgą zabiera rękę, choć wciąż ma wrażenie, że czuje na ręku dotyk jej ust. To miękkie, delikatne ciepło… Nie wie co zrobić. Ma ochotę przycisnąć rękę do klatki piersiowej, chcąc jakoś ukryć to, co zobaczyła. Ale nie może, bo Liana znów ufnie wtula się w jego pierś. Ma nadzieję, że nie wyczuje tego jak szybko bije mu w tej chwili serce, ani jak jego ciało znów mimowolnie lekko się spięło.
      Jej pytanie zmusza go, by skupił się na rzeczywistości, zamiast na odczuciach.
      – Nie… wydaje mi się, że nie – odpowiada, choć z pewnym wahaniem – Blizny to nic złego. To po prostu historia naszego życia zapisana na ciele – mówi nieco wymijająco. Nie jest pewien czy Liana pytała go o opinie, czy wciąż o niego i o tą bliznę. Z jakiegoś powodu jednak czuje, że musi jakoś się wytłumaczyć – Nie wstydzę się swoich blizn. To moje życie, moja przeszłość… Po prostu nie lubię tych blizn, które nie są moje. Nawet nie pamiętam skąd je mam, ani dlaczego. Nie chcę ich, tak jak nie chcę spojrzeń i pytań, oceniania za coś czego nie zrobiłem lub współczucia wobec czegoś co jest mi obce… – nie wie po co jej to wszystko mówi, po co się tłumaczy. Przecież Liana pytała go o coś zupełnie innego. A jednak z jakiegoś powodu czuł, że musi jej to powiedzieć, uprzedzić jakoś jej kolejne gesty lub pytania, na które nie potrafił odpowiedzieć.

      Han-gyeol

      Usuń
  16. – Wiem, nie chciałem, żebyś to oglądała – wyznaje równie cicho. Nie chce wracać do tego tematu, ale skoro Liana już to zrobiła… Być może to była dobra okazja, by powiedzieć jej o swoich uczuciach, zrzucić z siebie pewien ciężar i oczyścić atmosferę – To było dla mnie upokarzające. I to, co widziałaś we wspomnieniach, i to co działo się ze mną w Rzymie. Kiedy nie mogłem nawet samemu wziąć do ręki tej cholernej szklanki… – przyznaje z lekką goryczą w głosie. To była już przeszłość, a mimo to wciąż czuje ból, rozgoryczenie i żal. Chociaż chyba już nie personalnie do Liany, a raczej do całej sytuacji w jakiej oboje się wtedy znaleźli.
    – Rozumiem i doceniam… Wtedy też rozumiałem, chociaż byłem o to wściekły. Nienawidziłem cię za to, że nie możesz po prostu zostawić mnie w spokoju – przyznaje cicho. Ma nadzieję, że Liana nie poczuje się zraniona tym wyznaniem – Ale potem zrozumiałem, że potrzebowałem tego. Nawet jeśli z całych sił próbowałem sobie wmówić, że nie… Nie chciałem być sam. Czuć się jakbym umierał i rozkładał się za życia, ze świadomością, że nikogo to tak naprawdę nie obchodzi. Dlatego cieszę się, że mimo wszystko ze mną byłaś…
    Czuje, że to dobry moment, by powiedzieć po prostu „dziękuję”, ale jakoś nie potrafi się przemóc. Ma wrażenie, że już i tak odkrywa za dużo. Wraca do wspomnień, które wciąż jeszcze są zbyt świeże i niepewne, wciąż nie do końca przepracowane. To trochę jak stąpanie po cienkim lodzie.
    Odrywa się od swoich wątpliwości, z zaciekawieniem wsłuchując się w jej wywód.
    – Tak, masz rację – przyznaje z uśmiechem – Czasem sam lubię myśleć w podobny sposób. Kiedyś robiłem to częściej, potem trochę o tym zapomniałem. Dopiero jak zaczęłaś opowiadać o zapachu perfum, przypomniałaś mi, że można to tak postrzegać. Oswajać. Podoba mi się to… – zerka na nią. Każde jego słowo jest zupełnie szczere. Naprawdę lubił jej słuchać, lubił gdy opowiadała o smaku uczuć i zapachach chwil. To wydawało się tak wyjątkowe i po prostu piękne.
    – Chciałem ci o tym opowiedzieć od razu. Ale nie miałem okazji – przyznaje, przypominając sobie w jakiej chwili wyznał jej swoje imię. Wtedy sądził, że to już koniec, że to ostatnia chwila, gdy mógł jej to powiedzieć. I tak bardzo chciał, by zapamiętała go pod prawdziwym imieniem, a nie tym, które było tylko kolejną z wielu tożsamości. Uśmiecha się słysząc jej porównanie do dmuchawca – Tamta chwila pachniała deszczem, który padał w nocy. To był chłodny zapach deszczu na mokrej ziemi. I górski wiatr. Tak to pamiętam – dodaje. Wie, że Liana zrozumie jak nikt inny. Ona też pamiętała różne chwile w podobny sposób i umiała docenić wartość takich wspomnień.
    – Chciałbym – mówi cicho w odpowiedzi na jej pytanie – Może za sto lat świat rozwinie się tak bardzo, że tacy jak my będą zmuszeni zaszyć się gdzieś daleko od ludzi. Gdzieś gdzie będziemy po prostu sobą. Han-gyeolem i Convallianą – uśmiecha się w odpowiedzi na jej śmiech.
    Po tym co dzisiaj się stało i tym, co mu opowiedziała, fakt, że się śmiała cieszył Su-Jina bardziej niż cokolwiek innego.
    Tym bardziej boli go, gdy uśmiech znika z jej twarzy, a ona znów zaczyna przepraszać.
    Z jego ust wydobywa się ciche westchnięcie.
    – Nie przepraszaj, nie zrobiłaś nic złego – odpowiada jej łagodnie. Nie wie jak ma jej to wytłumaczyć – Gdyby chodziło o mnie… – sam nie wie jak ma jej to powiedzieć. W końcu, gdy opierała głowę przy jego sercu wcale nie czuł się skrępowany. Nie chodziło o to co robiła, na co sobie pozwalała. Tylko o… o tą cholerną bliznę, której nie powinno tam być.
    – Tak – odpowiada w końcu – Ta i nie tylko ta.
    Delikatnie ujmuje jej dłoń i przesuwa ją do swojego boku, po czym dociska jej palce do żeber, tak by pod palcami mogła wyczuć delikatnie zmienioną strukturę na kościach dwóch z nich.
    – Na przykład tu między żebrami jest kolejna, dość głęboka – mówi. Celowo pozwala jej dotknąć, bezpiecznie, przez materiał koszuli. Chce by Liana wiedziała, że nie miał jej za złe tego dotyku, ani gestu, a jego reakcja wynikała raczej z tego co czuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Tak, wiem… – przyznaje krótko w odpowiedzi na jej wyznanie – Domyśliłem się tego, gdy odkryłaś tamto wspomnienie. Ja nigdy nie pozwoliłbym ci tego zobaczyć, a ducha by to nie obchodziło.
      Jego głos staje się nieco bardziej pusty i wyprany z emocji. Han-gyeol odcina się od nich czując się niepewnie. Temat ducha wydawał mu się o wiele łatwiejszy niż temat ciała. Bardziej oczywisty i jednoznaczny. Na dodatek jej słowa, choćby o tym jak inaczej przytulali, wzbudzają w nim na nowo potężny dyskomfort. Co tak naprawdę się wtedy stało? Mimo wszystko nie może powstrzymać krótkiego śmiechu słysząc porównanie do maślanego ciastka. Naprawdę? Tak go odbierała?
      Zmusza się by spojrzeć Lianie w oczy.
      – Dlaczego dziwne? – pyta w końcu – Ciało nie ma znaczenia, to tylko powłoka. To kim jesteśmy, to tak naprawdę nasza dusza. Nie jestem, i nigdy nie byłem tamtym człowiekiem…
      Przez chwilę milczy nie wiedząc co jej odpowiedzieć.
      – Nie wiem… Czasem sam się zastanawiam. Tłumaczę to sobie, że to trochę jak choćby ten dom. Jest stary, ma swoją historię i pewnie gdzieś w jego murach kryją się wspomnienia poprzednich właścicieli, jakiś ślad odciśnięty w przeszłości. Ale teraz jest mój, prawda? – nie wie czy bardziej chce przekonać ją, czy samego siebie.
      Milczy przez chwilę, zastanawiając się czy powiedzieć coś więcej.
      – To dość trudne Liana… Moje ciało teraz jest inne. Ma właściwości i zdolności, jakich nie miało za swojego ludzkiego życia. Inaczej postrzega, ma inne zmysły, inne słabości i w niczym nie przypomina tego, czym było kiedyś. Ale jednocześnie pamiętam i potrafię wykonywać czynności jakich nigdy nie robiłem, jak szycie twojej rany. Czasem pamiętam strzępki wspomnień, a kiedy długo się nie posilam lub jestem osłabiony, jak w Rzymie, moje ciało zaczyna przypominać trupa, ale ludzkiego trupa. Nie wiem gdzie jest granica… I… – patrzy pytająco na Lianę – Czemu sądzisz, że mógłby zrobić coś złego? Bo wywołał tego demona? – zapytał, czując, że to go nurtuje.
      Chce dodać coś jeszcze, ale dostrzega w ciemności ruch, a potem ogon niespodziewanie owija mu się wokół nadgarstka, szczelnie zakrywając bliznę.
      W pierwszej chwili Su-Jin zamiera w bezruchu, by zaraz potem rozluźnić się i uśmiechnąć. I chociaż ostatni kontakt z tą częścią Liany nie skończył się zbyt dobrze, teraz oboje byli bezpieczni. Z zaciekawieniem i fascynacją przygląda się całej tej scenie.
      – Liana… – zaczyna w końcu odrobinę zirytowanym tonem – Skończ już ciągle przepraszać, bo zaraz stracę do ciebie cierpliwość – mówi siląc się na ton, przypominający groźbę. Mimo wszystko uśmiecha się do niej, po czym dodaje – Jesteś bezpieczna. I chcę żebyś się tak czuła. Bezpiecznie i swobodnie. Bez zamartwiania się i przepraszania, dobrze?

      Han-gyeol

      Usuń
  17. Patrzy na nią przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad jej słowami. Rozumie jej punkt widzenia i motywacje, jakie nią kierowały, ale chyba nie do końca potrafi je pogodzić z własnymi uczuciami.
    – Może masz rację... – odpowiada wymijająco.
    Nie jest pewien czy nawet po tym wszystkim co się stało byłby w stanie ponownie przyjąć jej pomoc. Albo czy on sam, będąc na miejscu Liany, potrafiłby zjawić się na jej progu prosząc o jej wsparcie. Ma wrażenie, że to wciąż było dla niego nieco za dużo. Łatwiej było mu pomóc jej, niż samemu zgodzić się na pomoc. Może kiedyś do tego dojrzeje…
    – Pamiętam, dla mnie akurat zmieniło się dużo – przyznaje uśmiechając się do niej – Wtedy absolutnie nie chciałem zaakceptować tego, że możemy być przyjaciółmi, teraz nie chcę zaakceptować myśli, że to mogłoby się kiedyś skończyć – mówi żartobliwie, choć pomimo lekkiego tonu, wszystko to jest zupełnie poważne i szczere. Bał się tej chwili. Tego, że kiedy wpuści kogoś do swojego życia nie będzie już powrotu, a myśl o ewentualnej stracie będzie gorsza niż ciągła samotność. Z samotnością żyło się jednak łatwiej i spokojniej…
    Ma wrażenie, że wszystko dzieje się zbyt szybko, że za bardzo otwiera się przed Lianą, opowiadając jej o rzeczach i uczuciach, w sposób tak lekki i naturalny, jakby od dawna była jego przyjaciółką. Z każdą chwilą ich rozmowy Han-gyeol tkwi w tym coraz głębiej, do tego stopnia, że momentami zaczyna go to przerażać…
    – Zostaw… – odsuwa jej dłoń, jakby odganiał się przed natrętnym owadem – Nie rób tak – stwierdza, choć wcale nie jest na nią zły. Po prostu nie podoba mu się, że Liana zmusza go do reakcji. Wzdycha tylko, nieco się poddając. Wie, że nie ucieknie od tej rozmowy, nawet jeśli miałaby to być tylko mentalna ucieczka.
    – Nie jest identyczne, zmieniło się w znaczny sposób. To tylko pozorne podobieństwo, jak odbicie w lustrze – stwierdza – Gdyby było identyczne reagowałbym inaczej na ciepło czy dotyk i pewnie wtedy przytulałbym cię tak samo jak on... – Nie wspomina już nawet o wszystkich o wiele bardziej oczywistych różnicach. Ostatecznie jednak Su-Jin wcale nie musi jej przekonywać. Liana sama przyznaje, że ciało było jego, inne, posiadające nadane przez niego cechy.
    Zaśmiał się krótko słysząc słowa Liany.
    – On mnie? – spytał z rozbawieniem – Ja mam wrażenie, że wręcz przeciwnie. Raczej powoli i subtelnie usiłuje mnie osłabić podsuwając mi myśli i uczucia, które tylko utrudniają mi życie – przyznaje szczerze – Ale tak, nadal z dwojga złego wolę jego niż ducha. Nawet jeśli duch częściej potrafi być pożyteczny, to cóż… Poznałaś go, wiesz jaki jest – mówi. Co prawda nie ma pojęcia co wydarzyło się między Lianą, a duchem, ale zna ducha na tyle by wiedzieć czego się po nim spodziewać.
    Znów zapada pomiędzy nimi cisza, ale pomimo tego, że jeszcze przed chwilą rozmawiali na trudny temat, cisza wcale nie była krępująca. Han-gyeol czuje jak Liana znów wtula się w niego. Znów opiera głowę o jego klatkę piersiową. O jego serce… Jedną ręką obejmuje delikatnie jej drobne ciało, podczas gdy drugą dłonią czuje dotyk jej ogona, który delikatnie drażnił jego opuszki palców. Z pewnym zaciekawieniem Su-Jin obserwuje jak ogon oplata się wokół jego ręki. W pewnej chwili nawet udaje mu się delikatnie pogłaskać końcówkę jej ogona.
    Odrywa się od tego słysząc jej ciche wyznanie.
    – Tak, ja też… – odpowiada równie cicho. Delikatnie przesuwa oplecioną przez jej ogon rękę, tak by móc położyć dłoń na jej dłoni.
    Znów milczą. Jest cicho i spokojnie. Po prostu są obok siebie.
    Czuje ciężar jej głowy przy każdym oddechu. Tak samo jak czuje bicie własnego serca, tuż przy niej, i nie może opędzić się od myśli, że gdyby nie ona…
    – Dziękuję ci… – mówi cicho. Nie ma pojęcia czy Liana go słyszy czy nie. Wydawała się tak cicha i spokojna, jakby spała. – Gdyby nie ty nie byłoby mnie tu… Dziękuję, że mnie uratowałaś Liana.
    Jego głos zmienia się w cichy szept. Nie doczekuje się odpowiedzi, ale może tak jest lepiej.
    Han-gyeol nie czuje się gotów na tą rozmowę. Po prostu chciał jej to powiedzieć. Nawet jeśli nie słyszała jego słów, to i tak przynoszą mu one ulgę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma pojęcia jak długo leży w ciszy, tuląc do siebie Lianę i pozwalając jej wtulać się w niego. Nie jest śpiący ani zmęczony. Po prostu pogrąża się w rozmyślaniach. O wszystkim co się wydarzyło, o własnych uczuciach i tym jak zareagował na dzisiejszą sytuację, o sobie i o Lianie, o tym co przeszła, o Earlu i tym jak ją przed nim ochronić.
      Sam nie wie kiedy w końcu zasypia pośród tych wszystkich rozmyślań.
      Gdy się budzi jest już widno. Za oknem, pomiędzy gęstymi liśćmi widać dzienne słońce.
      Su-Jin zerka na Lianę, która wciąż śpi, ufnie wtulona w jego ciało, z głową opartą tuż przy jego sercu. Uśmiecha się gdy dostrzega, że jej ogon trzymał go przez całą noc. Ostrożnie próbuje poruszyć ręką. Wie, że nie ma nawet mowy o tym, by mógł wstać nie budząc Liany. Wcale nie zamierza jej budzić. Potrzebowała wypoczynku…
      Delikatnie odgarnia kilka kosmyków z jej twarzy i głaszcze delikatnie jej włosy, po czym układa się nieco wygodniej na poduszce. Znów wpatruje się w ścianę, choć tak naprawdę wcale nie patrzy na nic konkretnego. Po prostu pozwala swoim myślom swobodnie płynąć, na nowo wracając do zastanawiania się nad wszystkim co wydarzyło się wczoraj. Tym jak w jednej chwili wszystko gwałtownie się zmieniło.

      Han-gyeol

      Usuń
  18. Nie wie ile czasu tak leży. Od czasu do czasu pozwala sobie delikatnie pogładzić Lianę po głowie lub zerknąć w jej stronę, by upewnić się czy nadal śpi. Przez większość czasu jednak po prostu leży pogrążony we własnych myślach i zadziwiająco spokojny. Po tak intensywnym emocjonalnie dniu, Su-Jin spodziewał się kolejnej emocjonalnej burzy. Tymczasem wypełniał go dziwny spokój, a jego uczucia były spójne i harmonijne. Zupełnie jakby po prostu spokojnie akceptował ten ogromny krok w swoim życiu. Niemal jak wtedy, gdy zaakceptował obecność Sarang.
    Znów spogląda w stronę Liany, gdy czuje jak ta poruszyła się delikatnie.
    Uśmiecha się do niej na powitanie. Zastanawia się czy powinien coś powiedzieć, ale gdy tylko słyszy jak ona zamiast powitania zaczyna znowu przepraszać, ma ochotę jedynie przewrócić oczami. Na szczęście Liana szybko się opamiętuje i urywa wpół słowa.
    – Grzeczna dziewczynka – stwierdza z rozbawieniem, zadowolony, że go posłuchała i powstrzymała się przed kolejnymi przeprosinami. Szybko jednak żałuje swoich słów, kiedy czuje jak Liana przejeżdża nosem wzdłuż jego żuchwy. Jej dotyk jest delikatny, a mimo to wywołuje leciutki dreszcz na jego skórze.
    – Nie wiem, zostawiłem gdzieś telefon… – mówi, wciąż nieco zmieszany tą dziwną czułością.
    Powoli siada. Jedną jego rękę wciąż oplata jej ogon, dlatego przeczesuje włosy drugą, wolną ręką.
    – Planowałem wziąć dzisiaj wolne i tylko wysłać studentom materiały – odpowiada – Czekałem aż się obudzisz, żebym mógł wstać i zadzwonić.
    Zastanowił się. Gdyby wziął dziś wolne, mógłby zrobić sobie długi weekend i mieć czas, by pomóc Lianie w zakupach, rozgoszczeniu się, dojściu do siebie i być może dowiedziałby się czegoś więcej o Earlu. Później, od poniedziałku, mógłby wrócić już na uczelnię, jeśli miałby pewność, że Liana jest bezpieczna i poradzi sobie sama. Albo po prostu wziąć tymczasowo zajęcia zdalne, w jego przypadku nie zrobiłoby to wielkiej różnicy i tak wszystkie jego zajęcia były czysto teoretyczne i opierały się na wykładach, dyskusjach lub omawianiu tematu. Mógłby wtedy być na miejscu i pilnować, by Earl nie spróbował zbliżyć się do Liany…
    Podnosi wzrok na Lianę słuchając jej słów.
    – Chyba zwariowałaś jeśli sądzisz, że cię stąd wypuszczę – stwierdza w końcu. Co prawda perspektywa miesiąca albo kilku w towarzystwie Liany wydaje się scenariuszem z najgorszego koszmaru, ale jakoś chwilowo Han-gyeol pomija tą kwestię. Siada na brzegu łóżka obok Liany.
    – Jak sobie to wyobrażasz? Jeśli wynajmiesz pokój lub mieszkanie u kogoś Earl szybko doprowadzi do tego, żeby cię stamtąd wyrzucono. W hotelu będzie miał jeszcze łatwiejsze zadanie. Co dalej? Wyjedziesz z miasteczka? Skoro tu cię znalazł, znajdzie cię i gdzie indziej. Nie ma mowy Liana, zostajesz ze mną. Nie mam co prawda pokoju gościnnego, więc mogę zaoferować ci tylko kanapę w salonie, ale chociaż będziesz bezpieczna. Nie pozwolę by ten człowiek znowu cię skrzywdził. Nie możesz przecież uciekać aż do jego śmierci… – stwierdza.
    Powstrzymuje się przed dodaniem, że oczywiście zawsze można było przyśpieszyć jego śmierć. Czuje, że Liana nie jest jeszcze gotowa na ten temat, ani na zmierzenie się z Earlem. Najpierw powinna poczuć się nie tylko bezpieczna, ale i silna wystarczająco, by nie obawiać się konfrontacji. Ale do tego potrzeba było czasu.
    – Żadnego szukania pokoju, zgoda? Pojedziemy razem na zakupy, zajmiesz się sprawami domu… Ogarnij też dokumenty i pieniądze. Chwilowo mogę ci trochę pożyczyć, żebyś mogła kupić i załatwić wszystko czego potrzebujesz, ale będziesz musiała mi to potem zwrócić. Wiesz, to że spędziłaś ze mną noc, nie znaczy, że będę teraz spełniał wszystkie twoje zachcianki – stwierdza złośliwie, posyłając jej wesoły uśmiech, po czym wstaje z łóżka.
    Czuje jej ogon, wciąż trzymający go za rękę. Zerka najpierw na ogonek, potem na Lianę.
    – Puść… – mówi łagodnie, choć stanowczo – Ogarnę się i zrobię nam śniadanie, a potem pojedziemy na zakupy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy tylko ogon uwalnia jego rękę podchodzi do szafy i zabiera z niej swoje domowe ubrania.
      – Jak chcesz możesz poszukać sobie czegoś po domu. Będziesz też musiała w czymś jechać na zakupy… – stwierdził przypominając sobie, że nie miała nawet butów – jakby nudziło ci się czekanie, to pierwsze drzwi w stronę salonu to garderoba. Może znajdziesz tam coś w czym dasz radę się trochę przemęczyć.
      Zostawia ją w sypialni, a sam udaje się do łazienki, by wziąć chłodny prysznic i nieco się odświeżyć. Wczoraj nie miał takiej możliwości, więc tym bardziej czuje, że tego potrzebuje. Zwłaszcza gdy uświadamia sobie jak bardzo jest przesiąknięty wszechobecnym zapachem Liany.
      Po szybkim prysznicu i przebraniu się w domowe ubrania, odnajduje też w końcu telefon. Z ulgą stwierdza, że dopiero niedawno minęło południe i miał jeszcze sporo czasu przed swoimi zajęciami. Odwołuje dzisiejsze zajęcia i na szybko, wysyła jeszcze krótkiego maila do studentów z obietnicą, że wieczorem prześle im materiały.
      Zostawia piżamę w sypialni i udaje się do kuchni zająć śniadaniem. Sam zwykle nie jadał śniadań i nie przejmował się nimi zbytnio. Liana jednak była w kiepskim stanie i potrzebowała zjeść coś pożywnego. Decyduje się na dość klasyczne koreańskie śniadanie i podsmaża ryż z ziołami, warzywami i jajkiem. W międzyczasie zaparza też herbatę.
      Zapachy przypraw i jedzenia miło wypełniają przestrzeń, pozwalając mu na chwilę odpocząć od słodkiego zapachu wanilii, cynamonu i agrestu. Chociaż… Z pewnym zaskoczeniem Su-Jin musi przyznać, że chyba przyzwyczaił się nieco do zapachu Liany podczas tych kilku dni wspólnego mieszkania w hotelu w Rzymie, bo tym razem jej zapach już tak go nie drażni.
      – Chodź, zaraz będzie gotowe! – woła. Powoli kończy przygotowywać jedzenie, po czym nakłada je na talerze.

      Han-gyeol

      Usuń
  19. Odwraca się w jej stronę i uśmiecha się widząc jak udało jej się ubrać.
    – Wyglądasz uroczo – stwierdza. Nawet jeśli był to bardzo prowizoryczny strój i tak poradziła sobie całkiem dobrze.
    Zanosi talerze ze śniadaniem do jadalni, po czym wraca jeszcze po herbatę.
    – Nie martw się, nie zrobiłem tego dużo – mówi uspokajająco. Domyśla się, że Liana musiała dawno nie jeść nic porządnego, więc zmuszanie jej teraz do jedzenia czy większych porcji, raczej przyniosłoby odwrotny efekt. Gdy słyszy o jej problemach z wymiotami żałuje, że zamiast herbaty nie zrobił jej jakiegoś ziołowego naparu. Niestety nie miał w domu żadnych leków, bo nigdy ich nie stosował, ale na pewno znalazłoby się sporo ziół, które mógłby użyć. – W razie czego mogę zaparzyć ci coś przeciwwymiotnego lub na uspokojenie – dodaje z troską, po raz kolejny chcąc ją upewnić, że postara się nią zaopiekować najlepiej jak potrafi – Ale mam nadzieję, że czujesz się u mnie na tyle bezpiecznie, że wszystko będzie dobrze.
    Posyła jej łagodny uśmiech, po czym siada do śniadania. Przez większość czasu Su-Jin milczy, pozwalając Lianie zjeść w spokoju. Dopiero po chwili wraca do tematu poruszonego w sypialni.
    Wie, że musieli przedyskutować kwestię wspólnego mieszkania przez ten czas. Tak samo, jak i tego, co jej powiedział. Ma wrażenie, że jego słowa mogły ją nieco urazić, choć wcale nie miał takiego zamiaru.
    – Liana, kiedy mówiłem o pożyczce wcale nie sugerowałem ci, że nie masz pieniędzy – celowo zaczyna od tej kwestii – Przyszłaś do mnie wczoraj bez telefonu, portfela czy dokumentów. Jeśli ucierpiały w pożarze, będziesz musiała załatwić sobie nowe, a wiesz, że to trochę potrwa. Dlatego ci to zaproponowałem. Wiem, że radzisz sobie dobrze i na pewno wszystko mi zwrócisz, bo jesteś wobec mnie uczciwa i nie chcesz mnie wykorzystywać. Sama wczoraj mi tłumaczyłaś, że przyjęcie pomocy to nic złego. – Ma nadzieję, że rozwiał jej wątpliwości i nie czuła się już źle z powodu jego propozycji. Postanawia przy okazji sprostować też jeszcze jedno.
    – A to co powiedziałem o zachciankach... Wiesz przecież, że to był tylko żart, może głupi i nietrafiony. Po prostu wydawało mi się dość zabawne, kiedy pomyślałem o tym, jak w Rzymie byłaś w stanie załatwić wszystko, nawet zaproszenia, po jednej nocy z tym Włochem. Przepraszam, nie chciałem sprawić ci tym przykrości – mówi, delikatnie ujmując jej dłoń i przejeżdżając po niej kciukiem, w ciepłym, przyjaznym geście – Jesteś moją przyjaciółką Liana, nie potrzebuję niczego specjalnego, by chcieć ci pomóc lub sprawić żebyś poczuła się lepiej. Już sam fakt, że mogę ci zaufać, lub porozmawiać na tematy, które są dla mnie trudne, jest wystarczająco wyjątkowy. Doceniam bardzo nasze rozmowy, jak ta wczoraj w nocy, w hotelu w Rzymie czy przy naszej kolacji, i uważam je za coś ważnego.
    Powoli puszcza jej dłoń i nalewa sobie herbaty. Ma nadzieję, że wyjaśnił jej wszystko na tyle, by zrozumiała co miał na myśli i nie miała mu za złe ani propozycji, ani tego żartu. Upija łyk zastanawiając się od czego powinien zacząć kwestię wspólnego mieszkania.
    – Wiem, że mieszkanie pod jednym dachem może być trudne… – zaczyna w końcu – ...i pewnie nawet będę tego żałował. Ale nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Myślę, że teraz, wiedząc to, co wiem, trudniej byłoby mi funkcjonować martwiąc się o ciebie, niż mając cię obok siebie. – wyznaje zupełnie szczerze – Nie wiem jak to będzie. Jeśli będziesz musiała zostać dłużej, może tymczasowo odstąpię ci któryś pokój, albo nawet i moją sypialnię, żebyś miała nieco bardziej komfortowe i prywatne warunki niż kanapa w salonie. Pomyślimy o tym, kiedy dowiesz się co z twoim domem.
    Milczy przez chwilę nie wiedząc co jeszcze mógłby jej powiedzieć. W tej chwili był zbyt skupiony na tym, by mieć ją blisko siebie i zapewnić jej bezpieczeństwo, że nie myślał o innych, równie istotnych kwestiach. Su-Jin czuje, że potrzebuje chyba nieco czasu, by lepiej poukładać sobie to w głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Doceniam, że martwisz się o mój komfort, ale jakoś sobie poradzę. Jeśli będziesz grzeczną współlokatorką przestrzegającą podstawowych zasad, to może nie rzucimy się sobie do gardeł – uśmiecha się nieco zaczepnie. Ich oczy znów się spotykają a Han-gyeol przez chwilę wpatruje się w zielone oczy Liany. Znów przez chwilę ma wrażenie, że to wszystko działo się za szybko. Jeszcze wczoraj o tej porze zmuszał się do zachowania emocjonalnego dystansu i wątpił czy ich przyjaźń mogła w ogóle stać się czymś rzeczywistym. A dzisiaj… Gotów był poświęcić własną wygodę, byle tylko być blisko swojej przyjaciółki i chronić ją przed całym strachem i złem, z którymi się zmagała. Uśmiecha się nieco blado.
      – Nie zostawię cię Liana, jesteś przecież dla mnie o wiele ważniejsza niż moja wygoda – dodaje nieco ciszej, upewniając ją, że naprawdę w tej chwili nie myśli o swoim komforcie, czy niewygodach jakie będzie musiał znosić w związku z jej obecnością. Jego priorytety zmieniły się już w chwili, gdy zobaczył ją zapłakaną na progu swojego domu.

      Han-gyeol

      Usuń
  20. – Tak wiem, znam to uczucie – przyznaje szczerze, gdy Liana mówi o tym jak ciężko jest przyjąć czyjąś pomoc. Mimo wszystko Su-Jin ma nadzieję, że z nich dwojga to ona będzie mądrzejsza. Sam nie potrafił przyjmować pomocy, ani tym bardziej o nią prosić. Dlatego w pewien sposób podziwiał jej odwagę, że przyszła do niego, zrobiła ten pierwszy, najtrudniejszy krok, którego on pewnie nie byłby w stanie zrobić. W końcu nawet po tym jak Liana go uratowała i opiekowała się z takim zaangażowaniem, on nie potrafił poprosić jej o głupią szklankę wody.
    Uśmiecha się do niej, gdy słyszy jej samokrytyki i prośbę, by nigdy jej nie ulegał.
    – Wcale nie zamierzam ci ulegać – odpowiada, po czym uśmiecha się przekornie – I nie bój się, nawet mi to nie grozi. Od początku interesuje mnie tylko to kim naprawdę jesteś, co myślisz, co masz do powiedzenia, jak postrzegasz świat. To nigdy się nie zmieni, zawsze będziesz dla mnie po prostu Convallianą – mówi, a jego słowa przypominają w tej chwili kolejną obietnice płynącą z głębi jego serca. Patrzy jej prosto w oczy z dziwną powagą, nawet jeśli jeszcze chwilę temu sam uśmiechał się w odpowiedzi na jej wesoły śmiech.
    Czuje, że jej szczera prośba była czymś więcej. Pamięta ich rozmowę przy kolacji, gdy mówiła o iluzjach, o byciu wieloma różnymi wersjami Convalliany. Fakt, że przy nim była tą prawdziwą wiele dla niego znaczył. Nie chciał oglądać iluzji, nawet najpiękniejszych, chciał znać tą realną Lianę. Nieważne jaka by ona była, jak bardzo nieidealna w swoich oczach, tylko taka się dla niego liczyła. I choć sam się tego nie spodziewał, Han-gyeol musi przyznać przed samym sobą, że prawdziwa Convalliana była dla niego zaskoczeniem. Jeszcze nie tak dawno temu nie mógł uwierzyć, by ta cudowna łagodność i wrażliwość, jaką mu okazywała, była czymś prawdziwym. A jednak… Dusza Liany była nie tylko fascynująca i pełna intrygujących idei, była też po prostu niezwykle piękna w swojej delikatności i wrażliwości. Tym bardziej bolała go myśl, że ktokolwiek mógł postrzegać ją jedynie przez pryzmat jej ciała, lub był w stanie ją skrzywdzić.
    Odrywa się od jej wielkich zielonych oczu i uśmiecha się słysząc jej słowa.
    – Cieszę się, że ci smakuje – odpowiada – I nie martw się, będziesz miała miejsce na wszystko. Bardziej martwię się o to, żebyś mogła się czuć swobodnie i miała miejsce na nieco prywatności. W końcu wszystko inne da się bez problemu zorganizować – stwierdza spokojnie.
    Tak naprawdę poza książkami nie ma znowu aż tak wielu rzeczy, by nie znalazło się miejsce dla Liany i jej dobytku. Nie widział w tym najmniejszego problemu.
    Przez chwilę milczy pozwalając jej w spokoju jeść. Dopiero jej ciche słowa sprawiają, że znów podnosi na nią wzrok znad pustego talerze i kubka z herbatą.
    W pierwszej chwili nie rozumie co takiego powiedział, że wywołał jej łzy. Patrzy na nią z mieszaniną niepokoju i troski. W sercu Han-gyeola pojawiają się wyrzuty sumienia, że znów powiedział coś nie tak, choć nie potrafi zrozumieć czym dokładnie mógł sprawić jej przykrość. Dopiero jej słowa, i śmiech przez łzy, przynoszą mu upragnioną ulgę i uświadamiają, że wcale nie powiedział nic złego. A jej łzy nie były spowodowane krzywdą czy bólem, a radością. Mimowolnie czuje ogarniające go wzruszenie, gdy dociera do niego co się stało.
    Nic nie mówi. Wzruszenie odbiera mu na chwilę głos. Zamiast tego po prostu obejmuje Lianę i przygarnia ją mocniej do siebie. Dopiero po chwili, gdy emocje nieco stygną, uświadamia sobie, że Liana siedziała mu na kolanach, że była tak blisko… Przesuwa dłońmi po jej plecach w spokojnym, czułym geście. Czuje jej ciepły oddech na swojej szyi i kilka gorących łez, które spływały mu po skórze, powodując delikatny dreszcz. Opiera się lekko policzkiem o jej głowę i wtula się w nią, czując, że on także bardzo potrzebuje tej chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milczy i po prostu trwa w tej jednej jedynej wyjątkowej chwili. Przymyka lekko oczy. Ta chwila jest pełna ciepła i nieznanego uczucia bliskości, o którym kiedyś mówiła Liana. O uczuciu, że obok był ktoś żywy, ciepły… Ktoś bliski. Ta chwila pachnie słodyczą, zapachem Liany, który teraz nie wydaje się już drażniący, lecz po prostu słodko-korzenny, niczym słodka i aromatyczna indyjska herbata. Tak właśnie chce to pamiętać.
      Z ust Su-Jina wydobywa się cichy i szczery śmiech, gdy słyszy niewyraźne słowa Liany. Ma wrażenie, że czuje każde jej słowo na swojej skórze.
      – Zgoda, ale tylko pod warunkiem, że nie będziesz mnie z tego powodu wcześnie budziła i pozwolisz mi się wyspać – odpowiada wesoło, nieco bardziej wtulając się policzkiem w jej włosy.
      Uśmiecha się, nawet jeśli Liana i tak nie może tego dostrzec.
      – Uznam to za komplement i fakt, że śniadanie ci smakowało – dodaje wyraźnie zadowolony z siebie. Co prawda w tej chwili nie potrzebował ani zachęty, ani wyrazów uznania, by jej gotować. Chciał po prostu by odzyskała siły i poczuła się lepiej.

      Han-gyeol

      Usuń
  21. Choć najchętniej zatrzymałby tą chwilę na dłużej, Su-Jin zdaje sobie sprawę, że czekał ich dość intensywny dzień. Musieli załatwić możliwie jak najwięcej przed weekendem. Wie też, że przecież to wszystko wcale nie był koniec, a dopiero początek ich przyjaźni, i czekało ich jeszcze wiele wspólnych chwil. Spokojnych i bez widma problemów, z którymi musieli mierzyć się teraz.
    Wyjazd do miasta jest dość udany. Wszelkie formalności czy to na policji, czy w banku, udaje się załatwić szybko i sprawnie. Zapewne urok osobisty Liany robi swoje, ale to nawet lepiej. Choć Han-gyeol zdaje sobie sprawę, że policja, nawet pomimo szczerego zaangażowania ich funkcjonariuszy, zapewne niewiele tu pomoże. Nie wobec kogoś takiego jak Earl.
    Dalsza wyprawa, tym razem na zakupy, przebiega równie sprawnie. Najciekawsze okazuje się jednak krótka wizyta w Desiderium. Do tej pory Su-Jin jakoś omijał to miejsce. Po części ze względu na samą Lianę, której miał już dość na co dzień jako sąsiadki, a po części dlatego że zniechęcała go myśl o mnogości zapachów i bodźców. Teraz ze zdziwieniem musi przyznać, że rzeczywistość znacznie różniła się od jego wyobrażeń. Sklep pachnie przyjemną mieszanką drewna, cynamonu i pieprzu, co klimatem przypomina mu sklepy jakie odwiedzał będąc w Indiach. Samo wnętrze ma w sobie coś magicznego i eterycznego, coś co przypomina mu Convallianę. Zupełnie jakby tchnęła w ten zakątek cząstkę siebie, jakieś małe odbicie swojej duszy. To wydaje mu się piękne i fascynujące do tego stopnia, że przez chwilę żałuje nawet, że wcześniej ani razu tu nie zajrzał. W duchu obiecuje sobie, że gdy te wszystkie problemy się skończą, będzie musiał wybrać się do jej sklepu. Z wizytą, albo nawet na małe zakupy, byle tylko móc zobaczyć Lianę w jej małym królestwie, przy czymś co ją fascynuje.
    Cała wyprawa kończy się w jednej z restauracji, której nie miał jeszcze przyjemności odwiedzić. Zwłaszcza, że jeśli już jadał poza domem, to prawie zawsze robił to w uniwersyteckim bufecie, lub znajdującej się niedaleko uczelni kawiarni. Większość Woodwick, wciąż była dla niego raczej czymś nowym i nieznanym.
    Gdy w końcu wracają do domu robi się już ciemno, wyraźnie dając znać, że spędzili w mieście wiele godzin. Wysiada z auta i na chwilę się zatrzymuje czując wyraźnie obcy zapach gdzieś w okolicy. Zupełnie jakby jakiś czas temu ktoś się tu kręcił. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, w końcu nie mieszkał na zupełnym odludziu, ale zdążył już poznać tutejsze zapachy i wie, że ten nie należał do nikogo z okolicy. A w obecnej sytuacji…
    – W porządku – odpowiada – To nic takiego, beze mnie pewnie poradziłabyś sobie równie dobrze – uśmiecha się tylko, nie bardzo wiedząc co jej odpowiedzieć. Zamiast tego po prostu podchodzi do niej, by wziąć od niej część toreb z zakupami.
    Dopiero, gdy podchodzi bliżej, dostrzega paczkę stojącą przed drzwiami. I wyczuwa ten sam obcy zapach, który unosił się w powietrzu. Zanim jednak jest w stanie podejść bliżej i przyjrzeć się pakunkowi, Liana podnosi go z ziemi. Czuje niepokój na myśl o tym, co mogło znajdować się w środku. Może nie powinna zabierać tego do domu?
    Pośpiesznie odkłada zakupy i zbliża się do siedzącej na kanapie Liany. Pochyla się, opierając o oparcie, tuż za plecami Liany i przygląda się trzymanemu przez nią zdjęciu.
    Przez chwilę nie bardzo wie, na co właściwie patrzy. Dopiero po chwili dociera do niego, że to scena na tarasie, gdy Liana upierała się uczyć go tańczyć. Z zaskoczeniem i lekką fascynacją wpatruje się w fotografię. W spojrzenia i uśmiechy, w to jak wyglądają razem, jakby oboje byli szczęśliwi i doskonale się bawili. To… wydaje się tak dziwne, obce i surrealistyczne, tak nie pasujące do wszystkich wspomnień z Rzymu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potem surrealizm i cała magia gwałtownie ustępuje miejsca czemuś skrajnie innemu, gdy tylko Liana sięga po kolejne zdjęcia. Na fotografiach dostrzega jej poranione, skatowane ciało. Ślady przemocy i krew. Ślady krwi na jej udach i widok dłoni oprawcy. Nagle wszystkie straszne rzeczy, o których mówiła lub które pozostawiała jedynie w sferze domysłów, stają się brutalnie rzeczywiste. A Han-gyeol czuje, że nie chce na to patrzeć, tak samo jak nie chciał patrzeć na to, co robił Sajr. Znów czuje znajome uczucie wściekłości i obrzydzenia. I znów jest wobec tej sytuacji całkowicie bezsilny. W końcu to była przeszłość, na którą nie miał wpływu, nawet jeśli bardzo tego chciał…
      Jego mięśnie napinają się nieprzyjemnie, ma wrażenie, że jego oczy lśnią teraz czerwienią, zdradzając to, co działo się w tej chwili w jego umyśle i sercu. Gdy Liana wyjmuje z paczki sukienkę, ma ochotę się odwrócić. Uderza go zapach… Mieszanina obcego zapachu tego mężczyzny, Earla, i zapachu Liany. Ale innego, nie tego, który znał i na który lubił narzekać. To raczej zapach ciała udręczonego bólem i strachem. Znał ten zapach… Ale pierwszy raz czuł go w połączeniu z wonią Liany, a to… ten zapach przyprawiał go niemal o mdłości.
      Powoli się cofa i prostuje, gdy widzi jak Liana z wściekłością drze materiał. Nie wie jaka historia kryła się za tą sukienką, ale chyba w tej chwili nawet nie chciał tego wiedzieć. Kątem oka dostrzega na dnie pudła jeszcze kopertę. Liana jednak nie sięga po nią, zamiast tego zrywa się i biegnie w stronę łazienki.
      Su-Jin waha się dosłownie przez ułamki sekund. Czy powinien zajrzeć do listu? A może skorzystać z okazji, że trop był wciąż wyczuwalny i sprawdzić okolicę domu? Może ten człowiek wciąż gdzieś tu był? Czekał, obserwował… chciał zobaczyć reakcję? Błyskawicznie odrzuca te myśli. Nawet jeśli wie, że byłoby to jak najbardziej sensowne i słuszne działanie, to w tej chwili co innego było dla niego ważniejsze.
      W jednej chwili znajduje się w łazience i pochyla nad roztrzęsioną Lianą. Jej ciało trzęsie się z nerwów, targane falami wymiotów. Pośpiesznie odgarnia jej włosy i przytrzymuje z tyłu, tak by jej nie przeszkadzały. Nie bardzo wie co powinien teraz zrobić czy powiedzieć, ani czy w ogóle powinien coś mówić… Wie tylko, że nie może jej teraz zostawić, ani pozwolić, by przeżywała to wszystko w samotności. Tak jak ona nie zostawiła jego.
      Zbiera jej włosy i przytrzymuje z tyłu, po czym wolną dłoń przesuwa na jej czoło. Czuje kropelki jej zimnego potu, który oblewał jej ciało. Kątem oka dostrzega jej łzy, choć w tej chwili wcale nie stara się jej przyglądać. Zresztą i tak jest w stanie wyczuć, że płakała, choćby po sposobie w jaki łapała powietrze między kolejnymi falami wymiotów.

      Han-gyeol

      Usuń
  22. „Desiderium”. Intrygująca nazwa kryła w sobie, jeszcze bardziej intrygujące wnętrze. Powoli zbliżał się wieczór, a pogoda była na tyle paskudna, że niewiele osób kręciło się po ulicach i okolicznych sklepikach. To dobrze… W miarę swoich możliwości Robert starał się unikać ludzi. Tak było bezpieczniej. Nigdy nie miał pewności czy jego zdolności nie zamanifestują się w najmniej spodziewanej chwili i znów nie wpakują go w kłopoty. Z tego względu najchętniej w ogóle nie wychodziłby ze swojego pokoju w motelu. Ale wiedział, że musi…
    Wnętrze sklepu było równie przytłaczające, co i fascynujące. Nigdy wcześniej nie widział tylu niezwykłości w jednym miejscu. Flakoniki perfum, pachnące olejki, świece, mieszanki ziół, kadzidła, niezwykłe ozdoby, przedmioty rytualne, karty tarota… Powietrze przesiąknięte było mieszaniną zapachów i słodkim smakiem tajemnicy. Niektóre zakątki sklepu przyciągały go jak magnes powodując niezrozumiałą fascynację, inne wzbudzały niemiłe wspomnienia z upiornych rytuałów, o których z całego serca pragnął zapomnieć. Czuł, że mógłby spędzić tu długie godziny oglądając wszystkie te cuda, a i tak pewnie nie zobaczyłby wszystkiego, co chciał. Niestety wiedział aż zbyt dobrze, że nie mógł sobie na to pozwolić. Nie chciał ryzykować, że coś się stanie. Pewnie nawet nie miałby tyle oszczędności, by pokryć straty, gdyby jego moc wymknęła się spod kontroli i zniszczyła tak drogi asortyment, jak choćby perfumy.
    Dlatego, z bólem serca, oderwał się od zwiedzania sklepu i podziwiania kolejnych magicznych przedmiotów. Zerknął jeszcze na krótką listę potrzebnych rzeczy, zapisaną w telefonie.
    Odpowiedni nóż
    Ostrze boleśnie przecinające skórę…
    Kielich
    Wypełniony do połowy czerwoną cieczą, zbyt gęstą i ciemną, by mógł oszukiwać się, że było to jedynie wino…
    Dzwonek
    Pamiętał ten dźwięk, ucinający inkantacje. Cisza przed burzą…
    Czarne świece… Jedyne źródło światła w obskurnej piwnicy na wszelki wypadek wziął ich nieco więcej niż potrzebował.
    Kadzidło… Mdlący i duszący zapach wymieszany z odrażającym odorem siarki. Po chwili zastanowienia zdecydował się na kilka najbardziej uniwersalnych, najczęściej powtarzających się rodzajów kadzidła. Najlepiej pamiętanych zapachów, które od razu budziły nieprzyjemne wspomnienia.
    Pozostałe punkty na liście były nieco trudniejsze do zdobycia, ale miał już na to kilka pomysłów.
    Ze skompletowanymi zakupami udał się do kasy. Kiedy jednak spojrzał na kobietę za ladą poczuł dziwny niepokój.
    Sprzedawczyni była piękną i delikatną młodą kobietą, wyglądała na mniej więcej jego rówieśnicę. Roztaczała wokół siebie niezwykły, niemal magiczny, urok spotęgowany przyjemną mieszanką jej perfum, które poczuł wyraźnie, niemal od razu, gdy tylko podszedł do lady. Agrest, wanilia i cynamon, piękna mieszanka równie pięknych woni. Mimo to, było w tej kobiecie coś przerażającego i znajomego jednocześnie. Patrząc na nią czuł dziwny niepokój. Jej duże oczy wydawały mu się mroczne i wręcz czarne. Demoniczne. Słodka mieszanka perfum po chwili przypominała mu już bardziej zapach ogni piekielnych i niepokoju. Zapach tajemnych obrządków. Jej energia była znajoma, podobna nieco do jego własnej, jak i do energii jaką pamiętał ze wszystkich przerażających rytuałów, w których brał udział. „To świat, do którego należysz Emyr, nie możesz się go bać...” Czuł mieszaninę strachu i odrazy, przemieszaną z fascynacją, zupełnie jakby miał kontakt z czymś pierwotnym i demonicznym. Czymś przerażająco mrocznym.
    Odetchnął głębiej i spuścił wzrok, czując, że jego własny umysł chyba zaczynał płatać mu figle. Starał się przekonać samego siebie, że to na pewno nic nie znaczyło… To wszystko było winą stresu z powodu wyprawy do sklepu, jak i tego, co planował zrobić. Bał się siebie, swojej natury i kontaktu z demonicznymi siłami, do którego dążył. Czuł, że od tego wszystkiego zaczynało już mieszać mu się w głowie i dostrzegał demoniczne byty tam, gdzie nie powinno ich być. Musiał się opanować, zanim zacznie dziać się z nim coś o wiele gorszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy znów spojrzał na sprzedawczynię wydawała mu się już zupełnie normalną osobą, o miłym i ciepłym uśmiechu, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że to z nim był jakiś problem. Z nim i z jego pokręconą, okaleczoną przez mroczną magię psychiką.
      Zmusił się do uprzejmego uśmiechu.
      – Masz tu może jakieś dobre książki na temat kontaktu z demonami? – zapytał nagle, zwracając się do niej dość bezpośrednio. Miał nadzieję, że kobieta nie będzie miała mu za złe, że zwracał się do niej tak bezpośrednio.
      Chociaż jak dotąd Emyr zgromadził już sporo informacji na temat przywoływania demonów, wciąż czuł, że to było za mało. Nie był pewien czy sprzedawczyni interesowała się takimi rzeczami, czy po prostu tu pracowała, ale skoro już miał okazję, postanowił z niej skorzystać.
      – Interesuje mnie zwłaszcza kwestia przywoływania demonów. Najbardziej jakieś książki z opisami konkretnych rytuałów, ale bardziej ogólna wiedza też mogłaby się przydać – doprecyzował.
      Miał nadzieję, że swoim pytaniem i zakupami nie wyjdzie teraz na jakiegoś satanistę planującego odprawiać czarne msze… Mimowolnie znów poczuł nieprzyjemne uczucie niepokoju. Tym razem nie był pewien, czy to znów umysł płatał mu figle, czy może niepokój zwiastował, że jego moc znów miała ochotę wyrwać się na wolność.

      Robert

      Usuń
  23. Nie wie dlaczego to robi. Dlaczego czuje, że musi przy niej być nawet w takiej chwili. Po prostu nie chce… nie może jej teraz zostawić samej, pozwolić by znosiła to wszystko w samotności. Może to ta empatia, o której mówiła Liana, a do której tak bardzo nie chciał się przyznać? A może po prostu otwarcie się na przyjaźń obudziło w nim tą dziwną troskę, podobną do tej którą kiedyś otaczał swoją córkę? Nie wie i nawet nie do końca czuje potrzebę zastanawiania się nad tym.
    Powoli i ostrożnie puszcza jej włosy, gdy czuje jak Liana ostrożnie wstaje. Niemal mechanicznie opuszcza klapę i spuszcza wodę. Wciąż nic nie mówi. Patrzy jedynie na Lianę i czuje wobec niej szczerą troskę. Przez chwilę znów pojawia się palące poczucie bezsilności, tego że mimo najszczerszych chęci nie był w stanie jej pomóc i uwolnić jej jakoś od tych wyniszczających ją emocji.
    Gdy słyszy jej przeprosiny, Su-Jin czuje jak jeszcze bardziej ogarnia go frustracja i bezsilność. Na to, że go przepraszała, jak i na to, że nie mógł nic zrobić.
    – Nie masz za co przepraszać – odpowiada jej cicho.
    Wie doskonale, aż nazbyt boleśnie, czemu to mówiła, bo zdaje sobie sprawę co w tej chwili czuła. W końcu czuł to samo w Rzymie. Wciąż aż nazbyt wyraźnie i boleśnie pamięta jak bardzo wstydził się tego w jakim stanie musiała go oglądać. Jako żywego trupa, niezdolnego do tego, by samodzielnie o siebie zadbać. Czy po tym co widziała Liana mogło być coś gorszego? Nawet jeśli po tym co powiedziała wczoraj w nocy, o tym co czuła gdy oglądała go w takim stanie, to wciąż bolało…
    – Jesteś moją przyjaciółką, która potrzebuje pomocy. Nie ma w tym nic, czego musiałabyś się wstydzić – dodaje, wciąż równie cicho. Nawet jeśli te słowa nic nie zmienią, chciał żeby wiedziała, że on też nie patrzy na nią inaczej, ani nie postrzega jej stanu jako żałosnego czy upokarzającego. Po prostu… Chce być przy niej, jakoś jej pomóc, nawet jeśli nie może zrobić nic więcej niż tylko sprawić, by nie była w tym wszystkim sama.
    Potwierdza skinieniem głowy jej słowa. Wie, że wcale nie było dobrze. I pewnie nie będzie. Ale skoro chciała tak mówić, nie zamierzał się z nią kłócić i wyprowadzać jej z błędu.
    Wychodzi wraz z nią z łazienki. I chociaż sam jest ciekaw co kryło się w liście od Earla, nie idzie do salonu, a do kuchni. Wstawia wodę i spokojnie, niemal jak w transie, przegląda szafkę z ziołami. Poza tymi używanymi w kuchni, ma tu całą kolekcję bardziej i mniej popularnych specyfików, którą gromadził trochę podświadomie. Teraz nagle w końcu czuje, że to na coś mu się przyda. Podobnie jak w chwili, gdy zszywał ranę Liany, teraz też czuje jakby dawał się prowadzić intuicji i uśpionej wiedzy. Uśpionej pamięci, która perfekcyjnie wybierała składniki mieszając je w odpowiednich proporcjach. Zioła na wymioty z tymi na uspokojenie, które złagodzą złe samopoczucie i podrażnione gardło, ale nade wszystko pomogą zapanować nad stresem i dręczącymi emocjami. Zalewa całą mieszankę wrzątkiem i przykrywa do zaparzenia. Dopiero wtedy Han-gyeol jest w stanie nieco otrząsnąć się z tego dziwnego transu.
    Wraca do Liany, wpatrzonej w kartkę i siada obok niej. Odruchowo zerka na list, ale z tej odległości litery wydają mu się niewyraźne i rozmyte.
    – Przestań, mówiłem ci już, że nigdzie cię nie wypuszczę – mówi spokojnie, sięgając po odłożony przez nią list, by dowiedzieć się co takiego napisał jej ten człowiek.
    Szybko przebiega wzrokiem po tekście. Czuje zapach, ten sam, który wyczuł przed domem. Słowa listu wzbudzają w nim obrzydzenie. Nazywanie Liany laleczką, pisanie o miłości i nowym domu, tak jakby ten chory człowiek uważał wszystkie potworności jakie jej zrobił za coś romantycznego. Do tego usprawiedliwianie całego tego dręczenia… Su-Jin z trudem powstrzymuje myśli o tym, by jak najszybciej znaleźć i rozszarpać tego całego Earla na strzępy. Potem dostrzega fragment o samym sobie. Uśmiecha się pogardliwie i odkłada list.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Liana… – odzywa się w końcu, patrząc jak ta zbiera te wszystkie przerażające zdjęcia – Jesteś bezpieczna, obiecałem że cię ochronię i zamierzam dotrzymać obietnicy. Earl nie wie kim jestem. Widziałaś co napisał, gdyby cokolwiek wiedział, dałby o tym wyraźnie znać. Liana… – łapie ją za ręce, zmuszając by na chwilę przerwała. Żeby wyrwała się z amoku własnych myśli i spojrzała na niego. Patrzy wprost w jej wielkie zielone oczy, które teraz przepełnione są paniką.
      – Nie zostawię cię… – powtarza to, co obiecał jej wczorajszego wieczoru – Nie pozwolę, by ten człowiek znów cię skrzywdził, albo by chociaż zbliżył się do ciebie. Tak samo jak nie pozwolę, żebyś uciekała i przeżywała to wszystko sama, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze, tylko mi zaufaj i zostań ze mną – prosi łagodnie.
      Delikatnie przesuwa dłońmi po jej nadgarstkach, zwalniając uścisk.
      – W kotłowni jest spory piec, spalimy w nim te zdjęcia i… całą tą paczkę – dodaje przypominając sobie o podartej sukience – zaparzyłem ci coś na uspokojenie, pewnie jest obrzydliwe, ale pomoże. Postaraj się uspokoić, a ja sprawdzę okolice domu, dobrze? Wyczułem na zewnątrz zapach Earla, lepiej upewnię się, że nadal się tu nie kręci, zgoda? Nie martw się, nie podejdzie nawet do domu, wyczuję go zanim się tu zbliży… Chodź…
      Sięga po list i wrzuca go do papierowej torby, do której Liana wrzuciła zdjęcia. Po chwili wahania sięga jednak do środka i wyjmuje jedną, nieco wyróżniającą się fotografię. Tą z Rzymu. Jedyną, która nie pasowała do pozostałych. Przez chwilę znów patrzy na zdjęcie, na samego siebie wpatrzonego w Lianę i na nią, na jej piękny, szczery uśmiech i duże zielone oczy, w których widział odbicie tamtej magicznej chwili.
      – Mogę ją zatrzymać? – pyta, zerkając niepewnie na Lianę.
      Wie, że przez okoliczności w jakich trafiła do nich ta fotografia chęć zachowania jej może wydawać się niestosowna… Ale nie potrafi oprzeć się temu, by zatrzymać to jedno, zdjęcie. Zbyt piękne, by postrzegać je w jakikolwiek negatywny sposób.
      Odkłada fotografię, po czym zabiera papierową torbę ze zdjęciami i listem oraz paczkę z podartą sukienką i schodzi do piwnicy. Wrzuca to wszystko do pieca w kotłowni, tak by Liana widziała, że nie zamierzał zachować nic więcej, ani tym bardziej ponownie przeglądać tych fotografii. Chciał to zniszczyć, zapewne równie mocno co ona.
      Wraca na górę i udaje się do kuchni. Zioła zdążyły się już zaparzyć. Dodaje nieco cukru, by złagodzić paskudny smak.
      – Proszę, wypij do dna, powinnaś poczuć się lepiej – zapewnia, podając jej szklankę.

      Han-gyeol

      Usuń
  24. Gdy czuje dotyk Liany na swoim sercu, to odruchowo zaczyna mocniej i szybciej bić. Ten gest budzi w nim emocje, wciąż zbyt silne emocje, by był w stanie reagować na to wszystko spokojnie. Po raz kolejny Han-gyeol czuje potrzebę by powiedzieć jej jak wiele to wszystko dla niego znaczyło, to że go uratowała… że uratowała jego serce. Chce powtórzyć jej te ciche podziękowania, które wyszeptał jej w nocy, ale tym razem chce to zrobić patrząc wprost w jej oczy.
    Nie mówi jednak nic, czując jak niewidzialne palce zaciskają się na jego gardle, wraz ze słowami Liany. Jej troska jest dla niego zarówno przytłaczająca, jak i wzruszająca. A ten gest… Liana doskonale wie, w pełni rozumie i zdaje sobie sprawę z tego, jakie są konsekwencje tamtego wydarzenia, tej rany i pozostałej po niej głębokiej blizny na jego sercu.
    Czy w tej sytuacji mógł z czystym sumieniem zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze? Nawet jeśli sam wierzył, że tak właśnie będzie, nie lubił tego typu zapewnień, pustych frazesów starających się zaklinać rzeczywistość. Dlatego Su-Jin po prostu milczy. Przyjmuje jej obawy, rozumie je i nie zamierza się z nimi kłócić. Wie, że musi po prostu być ostrożny… I musi unikać zbędnych emocji. W końcu ostatnie dwa razy, gdy dał się zranić, spowodowane były jego błędami. Popełnionymi pod wpływem emocji. Obiecuje sobie, że tym razem będzie inaczej, że zachowa zimną krew do samego końca. I dopiero kiedy już będzie po wszystkim, pozwoli sobie odreagować. Razem z Lianą…
    Uśmiecha się, gdy Liana nie ma nic przeciwko, by zatrzymał zdjęcie. W końcu to była tylko ich chwila. Ich wspomnienia, wolne od bólu i koszmaru, który wprowadził w jej życie Earl. Chociaż… Han-gyeol musi przyznać, że nawet w tej pięknej i magicznej chwili uwiecznionej na fotografii, kryje się odrobina gorzkich wspomnień. Znów powraca do niego myśl w jaki sposób zniszczył całą tą magię, jak zareagował na coś, co było prawdziwe. Tak szczere i czyste, pozbawione ukrytych intencji, których próbował się wtedy doszukiwać… Odkłada zdjęcie na półkę nad kominkiem, decydując, że później schowa je razem zresztą zdjęć, albo znajdzie dla niego jakieś miejsce.
    – Grzeczna dziewczynka – stwierdza tym samym żartobliwym i odrobinę złośliwym tonem, co dzisiejszego ranka, gdy Liana tak dzielnie wypija jego ziołową miksturę. Posyła jej jeszcze nieco zaczepny uśmiech, nawet jeśli ten wieczór nie był odpowiedni na to, by się uśmiechać.
    Przytakuje skinieniem głowy.
    – W razie czego możesz spać u mnie, nie zmieniłem jeszcze pościeli – oznajmia na wszelki wypadek. Co prawda było już lepiej i nie musiał cały czas trzymać jej w ramionach, by ją uspokoić… Ale i tak wolał dać jej wybór i możliwość samodzielnego zdecydowania czy czuje się na siłach spać sama, czy też może woli znowu nocować z nim.
    – Sprawdzę jeszcze okolice domu – dodaje.
    Gdy wychodzi przed dom zapach Earla nie jest już tak intensywny. Wydaje się nieco przytłumiony przez unoszący się w powietrzu zapach chłodnej wilgoci. Mimo wszystko jest w stanie złapać trop. Han-gyeol najpierw okrąża dom i z ulga przyjmuje, że intruz nie kręcił się zbyt blisko, nie podchodził do okien, ani nie wtargnął na posesję. Podszedł jedynie do drzwi, gdzie zostawił swoją paczkę. Kieruje się jego śladem. Odnajduje miejsce, w którym musiał jakiś czas obserwować dom, a potem idzie jego tropem aż do drogi, gdzie zapach się rozmywa. Pewnie wsiadł do samochodu…
    I chociaż Su-Jin spodziewał się, że właśnie tak będzie i tak czuje frustracje, że nie może wyśledzić go dalej. By rozładować jakoś złość okrąża jeszcze dom Liany i jego okolice. Mimo upływu dłuższego czasu jest w stanie wyczuć zapach Earla w kilku miejscach, gdzie musiał spędzić naprawdę dużo czasu. Szczególnie intensywnie wyczuwa jego zapach naprzeciwko jednego z okien. Domyśla się, że pewnie musiała to być jej sypialnia… Wyczuwa też dość intensywną woń, a raczej smród starej krwi. Zwierzęcej. I zapach wielu różnych zwierzęcych trucheł. O tym Liana nic nie wspominała…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wraca do domu czując tylko obrzydzenie i irytację z powodu tego, że nie udaje mu się odkryć niczego przydatnego. Nawet jeśli wie, że nie powinien spodziewać się zbyt wiele.
      Zastanawia się co dalej. Gdzie powinien szukać tego popaprańca? Musiał przecież gdzieś się zatrzymać lub urządzić sobie jakąś kryjówkę w okolicach Woodwick. Może powinien przejść się po hotelach i motelach w miasteczku i okolicy? Albo przejrzeć ostatnio sprzedane nieruchomości, w których Earl mógłby urządzić sobie kryjówkę? W zamyśleniu i niemal mechanicznie wyjmuje z szafy zapasowy komplet pościeli i powleka go. Zanosi to wszystko na kanapę i rozkłada ją, po czym starannie ściele.
      Potem udaje się do gabinetu po laptopa i usadawia się z nim wygodnie na fotelu pod oknem.
      Kończy właśnie rozsyłać obiecane maile z materiałami dla studentów, gdy wraca Liana.
      – Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli chwilę tu z tobą posiedzę i popracuję? – pyta.
      Wie, że może to zrobić w gabinecie… i pewnie tam byłoby mu nawet wygodniej, ale nie chce zostawiać Liany samej. Po prostu chce się upewnić czy na pewno wszystko było dobrze, albo czy czegoś jeszcze potrzebowała.
      – Możesz spać spokojnie, Earla nie ma nigdzie w okolicy. Nie zbliżał się nawet do domu, jedynie zostawił tu tą paczkę – informuje uspokajająco. Odrywa na chwilę wzrok od planów zajęć i zerka na Lianę. Nie jest pewien czy powinien o tym teraz mówić i niepotrzebnie ją denerwować, ale po chwili zastanowienia decyduje się jednak poruszyć tą sprawę. Nie mogli unikać tego tematu, zwłaszcza jeśli chcieli zrobić cokolwiek poza cierpliwym znoszeniem tego chorego nękania.
      – Byłem też pod twoim domem… Sporo tam zapachu krwi i martwych zwierząt – mówi, patrząc badawczo na Lianę – To przypadek, czy może Earl zostawiał ci też tego typu podarunki? – pyta spokojnie, a w jego oczach pojawia się zarówno troska, jak i nieme pytanie czy działo się coś jeszcze, o czym Liana mu nie mówiła. Coś poza zdjęciami, listami i przesyłkami ze starymi sukienkami…

      Han-gyeol

      Usuń
  25. – Nie chciałem ci aż tak przeszkadzać – stwierdza uśmiechając się nieznacznie.
    Nie potrzebuje dodatkowej zachęty i wraz z laptopem przenosi się na kanapę. Zerka na Lianę słuchając jej wyjaśnień co do martwych zwierząt w paczkach od Earla. Przez chwilę sam również zastanawia się jaki mógł być tego cel. Skoro Liana tego nie wiedziała, nie mogło to dotyczyć niczego z jej przeszłości. Być może faktycznie miało to ją przestraszyć lub być jakąś formą groźby. Po chwili namysłu Su-Jin odrzuca opcję by mogło chodzić o jakieś rytuały, gdyby tak było Liana pewnie zorientowałaby się o co chodzi. Pewnie nie było to nic istotnego, raczej kolejny przejaw szaleństwa i próba zastraszenia.
    – W porządku, przestań za wszystko przepraszać – odpowiada słysząc jej kolejne przeprosiny i pośpieszną próbę wyjaśnienia, że zapomniała o tym szczególe. Rozumie jej reakcję. Pewnie jeszcze parę tygodni temu, przed wyjazdem do Rzymu, tak właśnie by pomyślał, że próbowała przed nim coś ukryć. Ale teraz? Po tym co widział wczoraj, Han-gyeol jest pewien, że niczego celowo nie ukrywała. Była z nim absolutnie szczera, mówiąc o nawet o strasznych i wstydliwych rzeczach.
    – Byłaś tak spanikowana, że i tak doceniam jak wiele mi opowiedziałaś – dodaje spokojnie, znów starając się mówić do niej łagodnie i uspokajająco – Gdyby przypomniało ci się coś jeszcze daj mi znać, dobrze? Każdy szczegół, nawet pozornie nieważny, może okazać się jakąś wskazówką, która nam pomoże – zapewnia ją. Na razie nie precyzuje w czym miałoby to pomóc. Sam jeszcze nie wie co chce zrobić i jak zamierza to rozegrać. Obecnie chce chyba po prostu zrozumieć sposób nie tyle myślenia, co raczej działania Earla. Dowiedzieć się gdzie miał kryjówkę i co planował zrobić dalej. Skoro liczył, że uda mu się przekonać Lianę do powrotu lub jakoś ją złamać, to musiał mieć jakąś wizje na to co dalej. Zapewne jakiś plan ponownego uwięzienia demonicy… A to wymagało stosownego, odpowiednio przygotowanego miejsca.
    Z zamyślenia wyrywa go nagły, niespodziewany dotyk. Czuje jak coś gwałtownie obejmuje go w pasie. Odruchowo spina mięśnie, starając się opanować odruch zaskoczenia, po czym wydaje z siebie krótki i cichy, choć szczery śmiech, gdy tylko uświadamia sobie co się stało.
    – Przyznaj się, robisz to celowo – stwierdza, po czym mrucząc cicho pod nosem dodaje – podła kreatura…
    Dotyka oplatającego go w pasie ogona, sunąc powoli opuszkami palców aż do koniuszka, zakończonego tą zabawną strzałeczką, która wczoraj zdawała się z nim lekko drażnić. Teraz się rewanżuje zaczepiając ją i drażniąc lekko swoim dotykiem. Przejeżdża po niej nawet delikatnie paznokciami, tak by poczuła wyraźnie dotyk, ale na tyle ostrożnie by jej nie zadrapać.
    Zamyka plik z planami zajęć i odwraca wzrok od laptopa w stronę Liany, gdy tylko czuje jak ta opiera głowę na jego ramieniu.
    – Pewnie masz racje – przyznaje cicho, po czym opiera się delikatnie policzkiem o jej głowę – Ale nie pozwolę ci się złamać. Jesteś silna Liana. Już raz z nim wygrałaś, uciekłaś, zbudowałaś swoje życie tutaj… Wciąż jesteś wystarczająco silna, by z nim wygrać, zwłaszcza że teraz nie jesteś już z tym wszystkim sama – zapewnia ją po raz kolejny – Tylko nie możesz się bać. Ten drań celowo atakuje w ten sposób, chce żebyś się bała i czuła zaszczuta, bo wie, że to cię osłabia. Nie możesz mu na to pozwolić. Cokolwiek się stanie, jestem i będę obok ciebie, nie pozwolę cię skrzywdzić. Jeśli znów Earl przyśle ci coś, co będzie dla ciebie zbyt dużym ciężarem to zamiast uciekać, podziel się tym ciężarem ze mną, zgoda? Razem sobie poradzimy… – ostatnie słowa wypowiada cicho, niemal szeptem. Lekko wtula policzek w jej głowę w czułym uspokajającym geście, a dłonią sięga do jej dłoni i ściska ją delikatnie, w niemym geście, że wszystko będzie dobrze.
    Przez chwilę milczy, znów skupiając się na tej chwili. Na pełnej zrozumienia i uczuć chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Odpocznij – odzywa się w końcu, powoli się odsuwając. Zamyka laptopa i odkłada na bok, po czy ostrożnie wstaje – Niestety musisz mnie wypuścić – dodaje łagodnie, po raz ostatni przesuwając dłonią po oplatającym go ogonie. Gdy ten w końcu puszcza, Su-Jin pozwala sobie na krótki, czuły uścisk. Odruchowo poprawia też kołdrę, otulając nią Lianę, po czym uśmiecha się, zabiera laptop i wychodzi.
      Zostawia sprzęt w gabinecie i kieruje się do łazienki. Pomieszczenie jest gorące i duszne, całkowicie wypełnione słodkim zapachem wanilii. Han-gyeol wzdycha cicho. Liana i jej zapachy zdecydowanie przejęły każdą przestrzeń w tym domu. Po chłodnym prysznicu i wieczornej rutynie przebiera się w piżamę i kieruje do sypialni. Na chwilę zatrzymuje się jeszcze w salonie obok Liany.
      – Będę miał uchylone drzwi, gdyby coś było nie tak, albo gdybyś czegoś potrzebowała po prostu zawołaj – mówi cicho, po czym dodaje jeszcze – Dobranoc Liana…
      Gdy kładzie się do łóżka po raz kolejny uderza go wyraźny zapach, tym razem po prostu zapach Liany. Przez chwilę żałuje, że jednak nie zmienił pościeli, ale nie ma ochoty teraz tego robić. Jutro będzie musiał się tym zająć… Teraz po prostu zagrzebuje się w pościeli, starając się ignorować wszechobecny zapach Liany. Mimo chęci i zmęczenia dzisiejszym dniem nie potrafi zasnąć, ani zająć niczym myśli. Jedyne o czym jest w stanie teraz myśleć to cała ta sytuacja. Brak wyraźnego planu działania coraz bardziej go męczy i nakręca poczucie bezsilności i wynikającej z niego frustracji. Su-Jin czuje, że musi działać. Musi zacząć coś robić w sprawie Earla, inaczej sam zacznie powoli wariować…
      Nie wie ile czasu mija, gdy chaotyczne myśli rozmywają się coraz bardziej, a on sam w końcu powoli odpływa i zasypia, czując jak powoli schodzi z niego całe to napięcie.

      Han-gyeol

      Usuń
  26. Gwałtowny krzyk przeszywa przyjemną ciszę i sprawia, że Su-Jin momentalnie zrywa się z łóżka. Nie wie kiedy zasnął, ale mimo wszystko musiał zasnąć dość głęboko, bo ciężko mu zebrać myśli. Instynktownie i błyskawicznie udaje się do salonu. Jego zmysły, pobudzone adrenaliną, wyostrzają się usiłując wyłapać jakiekolwiek oznaki niebezpieczeństwa. W pierwszej chwili jest pewien, że coś się stało, że Earl jednak okazał się nieostrożny i próbował się tu włamać. Albo jeśli nie Earl to coś innego, na tyle niepokojącego, że musiało wystraszyć Lianę. Nie wyczuwa jednak niczego. Wnętrze domu jest tak samo spokojne jak wcześniej, a jedynym obcym zapachem jest zapach samej Liany.
    Dopiero gdy przenosi wzrok na Lianę słysząc jej kolejny, choć już nieco cichszy, krzyk rozumie co się działo. Gwałtowny przypływ energii i gotowość do walki nagle mija, choć Han-gyeol wciąż słyszy szaleńcze bicie własnego serca. Pośpiesznie siada na kanapie i przysuwa się bliżej szamoczącej demonicy, która desperacko usiłowała walczyć z jakimś nieistniejącym zagrożeniem. Zapewne z Earlem i związanymi z nim wspomnieniami…
    – Liana… Liana obudź się! – ostrożnie łapie ją za ramie i lekko potrząsa, by jak najszybciej ją obudzić i wyrwać z przeżywanego koszmaru.
    – Liana! – powtarza głośniej i bardziej zdecydowanie – To tylko sen! – chwyta ją nieco mocniej, nie pozwalając jej się szarpać – No już, obudź się!
    Dopiero, gdy czuje jakąś zmianę w jej ciele i wie, że w końcu udało mu się do niej dotrzeć i jakoś ją obudzić, rozluźnia uchwyt. Delikatnie sięga do jej twarzy, odgarniając przylepione do spoconego czoła kosmyki włosów, po czym dotyka jej policzka, spokojnie i z czułością przesuwając po nim kciukiem w uspokajającym geście.
    – Jesteś bezpieczna… – mówi już ciszej, normalnym, łagodnym tonem – To był tylko sen.
    Stara się nie mówić nic więcej, by jej zaspany, wyrwany wprost z koszmaru umysł miał chwilę, by się uspokoić i przetworzyć informację.
    Drugą ręką powoli odnajduje jej dłoń i zamyka ją w lekkim uścisku, zmuszając Lianę do powrotu do rzeczywistości. Do tego by poczuła, że właśnie to, co działo się teraz było realne i namacalne. Nie koszmar, który przeżywała przed chwilą, tylko ta chwila. On był realny. Trzymał jej dłoń, nachylał się nad nią i był tuż obok, by nie pozwolić jej skrzywdzić, dokładnie tak jak jej obiecał.
    – Już wszystko dobrze Liana, wszystko dobrze… – powtórzył miękko, wciąż delikatnie gładząc jej policzek, wciąż starając się ją uspokoić. Słyszy jej bijące gwałtownie serce, które wybija tak szaleńczy rytm, że wydaje się wręcz ogłuszające pośród całej tej otaczającej ich ciszy. Ściska mocniej jej dłoń – Jesteś bezpieczna, to był tylko sen. Jestem przy tobie i nie pozwolę cię skrzywdzić… – zapewnia spokojnie, powtarzając jej to wszystko w kółko, tak by wszystkie jego słowa do niej dotarły.
    Odruchowo chce nachylić się bardziej i po prostu ją przytulić, przygarnąć do siebie i zamknąć w ramionach oferując jej bezpieczeństwo, ale szybko odsuwa od siebie tę myśl. Może wobec Sarang takie gesty były jak najbardziej na miejscu, w końcu jej koszmary były zupełnie inne od koszmarów Liany. Nie… Nie może traktować Liany tak samo jak Sarang. Nawet jeśli chwilami czuje się podobnie, gdy znów czuje tą samą znajomą troskę o dobro drugiej, bliskiej istoty, to wszystko jest zupełnie inne. Liana nie była Sarang, była kimś zupełnie innym, kimś bliskim w całkowicie nowy sposób, którego jeszcze sam w pełni nie rozumie, którego wciąż się uczy. Rozumie jednak, że Liana potrzebuje teraz poczucia bezpieczeństwa. Nie osaczającej bliskości, która mogła przypomnieć jej którąś ze scen z koszmaru. Jeśli będzie chciała, by był blisko niej, sama da mu znać.
    – Już wszystko dobrze… Nic złego się nie dzieje, jesteś bezpieczna Liana… Jestem przy tobie… – powtarza cichutko.

    Han-gyeol

    OdpowiedzUsuń
  27. Uśmiecha się łagodnie, gdy słyszy z ust Liany ciche potwierdzenie, że to tylko sen. Czuje jak jej ręce otaczają jego szyję w ciasnym, spragnionym ciepła i bezpieczeństwa, uścisku. Jej gorący oddech wciąż jest nierówny i chaotyczny, podobnie jak rozszalałe bicie jej serca, dlatego Su-Jin spokojnie i z czułością odpowiada na jej gest, także otaczając ją ramionami. Przesuwa dłonią po jej plecach, czując jak materiał koszulki lepi się lekko do jej spoconego ze strachu ciała. Drugą dłoń zanurza w jej włosach, przygarniając ją jeszcze bardziej do siebie, gdy tylko czuje jak Liana wtula swoją twarz w jego szyje.
    Powoli i delikatnie, ani na chwilę nie wypuszczając ją z ramion, podnosi jej drobne, wciąż jeszcze drżące ciało, tak by usiadła naprzeciw niego.
    – Tak, wiem… Domyśliłem się – szepcze cicho niemal wprost do jej ucha. Jego usta delikatnie muskają jej włosy przy każdym wypowiadanym słowie. Czuje na swojej skórze coś gorącego i mokrego. Łzy…
    Choć niechętnie wypuszcza ją z ramion, pozwala jej się odsunąć, by mogła otrzeć łzy z twarzy. Gdy w końcu napotyka jej spojrzenie odpowiada łagodnym i pełnym ciepła uśmiechem na jej blady uśmiech. Nie przerywa jej, choć ma chęć po raz kolejny zapewnić ją, że nie pozwoli jej nikomu skrzywdzić. Zamiast tego cierpliwie słucha wszystkich jej słów. Docenia, że Liana chce się z nim tym podzielić, zrzucić z siebie ciężar koszmaru i swoich lęków, zamiast tłumić je w sobie.
    Gdy demonica ujmuje jego dłonie i przystawia sobie do twarzy, Han-gyeol przez chwilę wpatruje się w nią i w to jak wtulała się w jego ręce szukając bliskości. Z czułością przesuwa palcami po jej wilgotnej od łez skórze. A potem zbliża się do niej, pochylając lekko, i opiera się czołem o jej czoło, tak jak zwykle robiła to ona.
    – Lęki zwykle są głupie i irracjonalne, dlatego tak ciężko nad nimi zapanować – szepcze pocieszająco. Chce dać jej znać, że rozumie. Być może nawet rozumie to lepiej niż ktokolwiek inny, sam w końcu zmaga się z irracjonalnym lękiem, którego nie potrafił przełamać aż do chwili, gdy znalazł się w sytuacji całkowitej zależności od drugiej osoby i przekonał się, że wcale nie stało się nic złego. Powoli odsuwa dłonie od jej twarzy i chwyta ją za ręce, zamyka je w lekkim uścisku, dodając tym gestem wagi swoim kolejnym słowom – Nie zostawię cię Liana… – dodaje, po raz kolejny ją o tym zapewniając. Su-Jin wie, że w tej sytuacji czyny są o wiele bardziej wartościowe niż jakiekolwiek słowa, ale i tak powtarza jej to po raz kolejny. I gotów jest składać jej tą obietnicę codziennie, byle tylko pomóc jej zbudować choć namiastkę poczucia bezpieczeństwa.
    – Oczywiście, że tak – odpowiada niemal natychmiast na jej nieśmiałe, drżące pytanie. Nie musiała nawet go o to pytać, po tym co się stało nie chciał zostawić jej samej. Tak jak wczorajszej nocy.
    – Chodź do mnie – mówi cicho, znów obejmując ją mocno. Tuli jej drobne, drżące ciało, uspokajająco gładząc jej plecy. Całym sobą pragnie zapewnić ją, że jest tu przy niej. I dla niej. Że nie zostawi jej z tym wszystkim samej, ani tym bardziej nie pozwoli jej skrzywdzić.
    W tej chwili ta krucha, rozbita istotka jest dla niego najważniejsza. Jest jedyną bliską mu osobą; jedyną, którą po kilku stuleciach celowej samotności wpuścił do swojego życia i serca, której zaufał… po tym wszystkim co dla niego zrobiła. A zrobiła więcej niż ktokolwiek. Więcej niż na to zasługiwał.
    Powoli przesuwa ręce po jej ciele, tak aby wziąć ją na ręce. Ostrożnie wstaje z łóżka, przyciskając ciało Liany jeszcze bardziej do siebie. Wydaje mu się teraz jeszcze mniejsza, drobniejsza i bardziej krucha niż chwilę temu, gdy czule tulił ją do siebie. Pozwala jej wtulić się w niego mocniej. Tym razem trzymając ją na rękach nie czuje się ani trochę nieswojo. Wręcz przeciwnie, czuje, że tak właśnie powinno być; że powinien być przy niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanosi ją do swojej sypialni i ostrożnie kładzie na łóżku, po czym sam układa się obok niej i okrywa ich oboje kołdrą. Leży na prawym boku, zwrócony w stronę Liany, po czym ponownie zamyka ją w swoich ramionach przyciskając do siebie. Do swojego serca…
      Przesuwa delikatnie wargami po jej włosach, by w końcu złożyć krótki, pocałunek na jej czole. Niemal taki sam, jaki wtedy Liana podarowała jemu, gdy leżał umierający.
      – Już dobrze, jeśli znów będziesz miała koszmary wyczuję to szybko i od razu cię obudzę, obiecuję – szepcze, wciąż nie odsuwając warg od jej czoła, a każde jego słowo omiata jej skórę ciepłym oddechem.
      Znów zanurza dłoń w jej włosach lekko je przeczesując.
      Przez chwilę w jego głowie pojawia się myśl, że Liana jest tylko jego i będzie ją chronił z całych sił, nawet kosztem samego siebie. Bo jest dla niego wszystkim. Jedyną przyjaciółką, jedyną osobą, która była mu bliska i do której się przywiązał. Zaraz jednak odsuwa od siebie tę myśl czując wyraźny niepokój. Do tej pory starał się zachowywać rozsądek i zdrowy dystans, choćby emocjonalny, od tego co się działo. A teraz… Su-Jin czuje, że powoli traci nad tym kontrolę i poddaje się uczuciom zbyt łatwo, angażuje się w to wszystko zbyt intensywnie. Może potrzeba chronienia jej, odwdzięczenia się jakoś za wszystko przesłania mu zdrowy rozsądek? Może kiedy zagrożenie ze strony Earla zniknie, to wszystko także pryśnie? Han-gyeol wie, że nie powinien tego robić, oddawać ślepo całego serca jednej osobie. Tak jak było to z Sarang… Ale Liana nie była Sarang. A jego serce w ogóle biło teraz właśnie dzięki Lianie. Jak w tej sytuacji miał nie czuć, że była dla niego wyjątkowa? Najważniejsza?
      Czuje, że jest zbyt zmęczony i nie myśli już jasno. Powinien odpocząć. Oboje powinni.
      Z jego ust wydobywa się ciche westchnięcie, a on sam wtula twarz w poduszkę, tuż obok Liany. Jego nos ociera się o jej włosy, a to sprawia, że Su-Jin wdycha teraz jej zapach. Intensywny, choć nie tak drażniący…
      – Postaraj się zasnąć, tym razem wszystko będzie dobrze – zapewnia ją jeszcze, samemu zamykając oczy.

      Han-gyeol

      Usuń
  28. – Mhmm… – mruczy cicho w odpowiedzi na jej prośbę – Będę cały czas obok – zapewnia ją, układając się wygodniej, gdy Liana wtula się w niego z taką ufnością.
    I chociaż w tej chwili, czując blisko Lianę i ciepło jej ciała, było mu całkiem dobrze, to noc nie jest dla niego spokojna. Sen jest płytki, a sam Su-Jin wielokrotnie się budzi reagując na najdelikatniejszy nawet ruch drobnego ciała demonicy śpiącej w jego ramionach. Zupełnie jakby w każdej chwili jej koszmary miały wrócić. Dopiero w okolicy świtu na dobre zasypia, wtulony w nią równie mocno, co ona w niego, i spokojny.
    Śpi na tyle twardo, że nie czuje nawet, gdy Liana wyplątuje się z jego objęć i wstaje. Jakaś pierwotna, instynktowna cząstka jego umysłu wyłapuje delikatny dotyk, ale mimo to nie budzi się. Jest spokojny i ufny, nie odczuwa najmniejszego nawet zagrożenia w obecności Liany. Po prostu śpi dalej. Bardziej wtula się w poduszkę i zagrzebuje w ciepłą kołdrę. Tak było dobrze…
    Dopiero po jakimś czasie docierające do jego nozdrzy zapachy sprawiają, że dość niechętnie otwiera oczy. Su-Jin czuje, że jest zaspany i zdecydowanie zmęczony, najchętniej przespałby co najmniej pół dnia. Przeciąga się powoli i siada na łóżku. Liany nie było obok, pewnie nie chciała go budzić… Spał aż tak mocno, że nie poczuł jak wstała? Przez chwilę po prostu siedzi na łóżku, powoli starając się obudzić. Jego umysł znów skupia się na zapachu, który teraz rozpoznaje wyraźnie jako smażone jajka. Woń przygotowywanego posiłku wypełnia dom. I chociaż Han-gyeol najchętniej zignorowałby ten zapach i poszedł dalej spać, wie że może być to trudne.
    Ostatecznie wstaje, po raz kolejny powoli się przeciągając. Przeczesuje palcami potargane włosy i udaje się w stronę kuchni. Zatrzymuje się dopiero w wejściu do pomieszczenia. Widok jaki tam dostrzega sprawia, że Su-Jin nieco przytomnieje i przygląda się z zaciekawieniem Lianie. Demonica krząta się po kuchni przygotowując śniadanie i herbatę. Jest wyraźnie skupiona, jakby gotowała jakiś niezwykle skomplikowany przepis, którego nie chciała zepsuć, przez co wygląda dość… uroczo? Tak, to chyba dobre określenie. Han-gyeol wpatruje się w nią z zaciekawieniem i pewną fascynacją. Ubrana w spodnie od piżamy i jego koszulkę, z włosami w nieładzie i tą poważną miną wygląda niemal surrealistycznie. Jakby to wszystko nadal był jakiś dziwaczny sen, a nie rzeczywistość. Z drugiej strony cała ta scena jest tak naturalna i zwyczajna. Mieszkali ze sobą zaledwie dwa dni, a patrząc na to wszystko Su-Jin czuje się tak, jakby od zawsze tak było. Liana przejęła na własność każdy skrawek jego przestrzeni. A mimo to wcale go to nie irytowało, tak jak wcześniej, wręcz przeciwnie. Było tak normalne i na swoim miejscu. Dziwne…
    Otrząsa się z rozmyślań i uśmiecha się tylko.
    – Widzę, że już się zadomowiłaś – stwierdza z rozbawieniem.
    Po raz kolejny przeciera oczy.
    – Podobno to ja miałem gotować. Aż tak długo spałem, że postanowiłaś wziąć sprawy we własne ręce? – pyta wesoło. Wcale nie ma jej za złe tego, że się tu rozgościła. Wręcz przeciwnie, cieszy się, że czuła się dobrze i swobodnie. A fakt, że postanowiła przygotować im wspólny posiłek był niezwykle miły. Nawet jeśli ten gest wydawał się tak prosty i banalny, Su-Jin bardzo go doceniał. To wszystko było… Tak inne, dziwne, wręcz nierealne. Wciąż wydaje mu się, że to sen, z którego lada chwila przyjdzie mu się obudzić.
    Podchodzi bliżej Liany i bierze od niej talerz ze śniadaniem. Celowo dotyka przy tym jej dłoni, chce poczuć jej ciepło i namacalny dowód, że to wszystko nie było snem. Uśmiecha się czując, że jej dotyk jest równie rzeczywisty co gładka faktura talerza i unoszący się w powietrzu zapach śniadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usadawia się przy stole, naprzeciwko Liany i próbuje pierwszy kęs posiłku. Smak pozostawia wiele do życzenia, jest mdły, pozbawiony jakichkolwiek przypraw, nawet soli. Ale to nie ma znaczenia, teraz wszystko wydaje się nawet bardziej rzeczywiste i na miejscu. Rzeczywiście Liana wspominała, że nie potrafiła gotować. Ale to sprawia, że Su-Jin tym bardziej docenia jej gest, to że mimo wszystko się postarała, włożyła w posiłek swój wysiłek i zaangażowanie. Odruchowo uśmiecha się na wspomnienie jej skupionej miny, po czym bierze kolejny kęs jajecznicy.

      Han-gyeol

      Usuń
  29. – Na pewno dałabyś radę gdzieś się wcisnąć – odpowiada żartobliwie na jej zaczepną uwagę.
    Wciąż przygląda się jej z mieszaniną zaciekawienia i lekkiej fascynacji całą tą scenką i wspólnym porankiem. To wszystko nadal wydaje mu się w pewnym stopniu nierzeczywiste.
    Uśmiecha się z rozbawieniem.
    – I bardzo dobrze, jakbyś spaliła mi dom nie mielibyśmy się gdzie podziać – stwierdza z pełną powagą, choć w jego głosie wybrzmiewa rozbawienie.
    Jej uwagę o braku przypraw puszcza mimo uszu. W końcu o wiele bardziej liczył się sam gest i to, że postanowiła przygotować śniadanie, niż to czy wyszło jej takie jak trzeba, czy nie. Poza tym mimo ponad stu lat spędzonych na zachodzie, w kwestii posiłków Su-Jin wciąż był tradycjonalistą, głęboko przesiąkniętym kulturą wschodu, zgodnie z którą zawsze należało docenić posiłek, który otrzymywało się od kogoś. A już zwłaszcza od bliskiej osoby.
    Posyła Lianie pełen wdzięczności uśmiech, gdy ta przynosi mu jeszcze herbatę.
    – Tylko takie, by zrobić miejsce na twoje rzeczy w szafach, garderobie i łazience – odpowiada, po czym dodaje – Chętnie pojadę z tobą do Desiderium. Ciekawi mnie twój sklep i to jak pracujesz, to będzie dla mnie sama przyjemność. O ile rzecz jasna zechcesz mi poopowiadać o tym co robisz… – zerka na nią znacząco. W końcu bardzo lubi jej słuchać. Uwielbia zarówno ich dyskusje, jak i po prostu to, jak Liana w swój wyjątkowy sposób opisuje coś, co było dla niej ważne. A Desiderium właśnie takie było. Nawet podczas tej krótkiej wizyty, gdy Su-Jin stał praktycznie tylko w progu, mógł wyczuć, że demonica włożyła wiele serca w swój mały zakątek.
    Nie musiała go namawiać, ani prosić. Wręcz przeciwnie, szczerze ucieszyła go ta propozycja i sprawiła, że wyraźnie się ożywił.
    Bierze od niej solniczkę, ale odstawia ją na stół. Doprawianie potrawy, zwłaszcza przy osobie, która ją przygotowała wydaje mu się zbyt niegrzeczne i nie na miejscu. Zupełnie jakby nie doceniał jej wysiłku i płynącego z serca gestu, a zamiast tego jedynie skupiał się na walorach smakowych. Nie, zdecydowanie nie zamierzał tego robić. Wolał już mdłą jajecznicę od Liany, niż zrobienie czegokolwiek, co mogłoby umniejszyć jej starania i sugerować, że nie doceniał otrzymanego od niej śniadania.
    – Chyba będziesz musiała – odgryza się jej, po czym uśmiecha się z rozbawieniem słysząc jej historię – Praktyczne podejście. A byli na tyle mili, żeby nie kazać ci potem zmywać? – pyta uśmiechając się zaczepnie – Ja miałem kiedyś ludzką służbę, praktycznie do wszystkiego. Potem zmieniłem nieco podejście i wolałem mieć po prostu zaufane gosposie. Właśnie moja ostatnia gosposia nauczyła mnie gotować – przyznaje – Później zacząłem trochę eksperymentować z różnymi potrawami, wiesz chciałem być bardziej samodzielny choćby w kwestii takich najbardziej podstawowych posiłków. Jak chcesz to mogę cię nauczyć kilku prostych przepisów… – mówi zerkając na nią. Ma nadzieję, że w tej sytuacji ta propozycja nie była zbyt nie na miejscu.
    Uśmiecha się tylko i lekko kręci głową słysząc jej uwagę o soli, po tym jak nie skorzystał z podanej mu solniczki.
    – Nie trzeba, jest w porządku – mówi i jakby na dowód wraca do jedzenia. Spokojnie kończy swoją porcję jajecznicy, po czym sięga po kubek z herbatą i upija parę łyków.
    Po raz kolejny zerka na Lianę uświadamiając sobie, że ta już od jakiegoś czasu po prostu siedzi i wpatruje się w niego. Przez chwilę czuje nagły dyskomfort z tego powodu. Na szczęście uczucie zaraz mija, choć pozostawia po sobie nieco dziwne uczucie, do którego Han-gyeol nie jest przyzwyczajony. Zwykle nikt nie poświęcał mu takiej uwagi, nie przyglądał się w ten sposób… To wydaje mu się dziwne i odrobinę niepokojące. A jednak twarz demonicy choć nieprzenikniona, jest spokojna i łagodna. W jej spojrzeniu Su-Jin dostrzega delikatne i subtelne ciepło, które sprawia, że znów ogarnia go uczucie, że wszystko jest tak naturalne i na swoim miejscu, dokładnie takie, jakie powinno być. Czuje, że tak mogłyby wyglądać jego poranki. Spokojne, pełne uśmiechu i wspólnego spędzania czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było w tym coś pięknego, czego tak bardzo mu brakowało. Kojarzyło mu się to z rodzinnymi porankami i śniadaniami z Sarang. Z tym miłym uczuciem, kiedy obok był ktoś bliski, dla kogo warto było się starać.
      Bierze kolejny łyk herbaty i znów zerka na Lianę.
      – Patrzysz na mnie tak, jakbyś co najmniej zatruła śniadanie albo herbatę i czekała teraz na efekty – stwierdza złośliwie, przeganiając w ten sposób uczucie lekkiego niepokoju. Ma wrażenie, że niemal fizycznie czuje na sobie spojrzenie jej zielonych oczu. Ukrywa jednak to, że czuje się nieswojo, pod maską zaczepnego uśmiechu i pyta – Powinienem się bać?
      Dopija do końca swoją herbatę, czując jak gorący napój trochę go pobudza. Pewnie potem będzie musiał zrobić sobie jeszcze kawę, by jakoś przetrwać dzisiejszy dzień.
      – Dziękuję za śniadanie, doceniam twój gest… i to że nie spaliłaś ani patelni, ani kuchni – mówi z uśmiechem, nieco niechętnie wstając od stołu – W ramach wdzięczności pozmywam – stwierdza, zabierając talerze i kubki.
      Zanosi naczynia do zlewu i starannie zmywa. I chociaż wszystko wydaje mu się tak zwyczajne, Han-gyeol czuje się jakoś inaczej. Nawet teraz, podczas czegoś tak banalnego i nieciekawego jak zmywanie naczyń, ma wrażenie, że wszystko jest w końcu tak jak powinno być. Jest tak… tak jak naprawdę powinno być w domu. Ciepło, przyjemnie. Blisko drugiej osoby...
      – Chcesz najpierw rozpakować swoje rzeczy czy jechać do sklepu? – odzywa się z kuchni, oglądając w stronę Liany.

      Han-gyeol

      Usuń
  30. – Tak, też czuję się dziwnie – przyznaje szczerze – Myślałem, że nie wytrzymam z tobą pod jednym dachem dłużej niż podczas naszej kolacji. A tymczasem jest tak… zwyczajnie – stwierdza szukając odpowiedniego słowa, by opisać swoje uczucia – Nawet twój zapach aż taknie nie drażni – dodaje uszczypliwie, zupełnie jakby właśnie to była najdziwniejsza rzecz w ciągu tych dwóch dni.
    Su-Jin musi uczciwie przyznać przed samym sobą, że tak naprawdę to co wpłynęło na zmianę jego nastawienia do Liany, to po prostu zmiana uczuć. Odkąd przestał postrzegać ją jak wroga i potencjalne zagrożenie, zmieniło się praktycznie wszystko. No może poza tymi wszystkimi drobnymi uszczypliwościami, które lubił tak samo zarówno wtedy, jak i teraz.
    Gdy tylko Liana zaczyna opowiadać o perfumach, Han-gyeol znów przyłapuje się na znajomej fascynacji z jaką chłonął jej słowa. Przez chwile jego myśli wracają do flakonika perfum, które mu podarowała. Już wtedy zafascynował go temat tego jak tworzyła perfumy i postrzegała zapachy. Wtedy jednak nie chciała opowiadać mu o tym tak chętnie jak teraz, jakby obawiała się odkryć przed nim swoją pasję, cząstkę swojej duszy. Właśnie tego, co Su-Jin uważa za najbardziej fascynujące.
    Odrywa się od tych myśli i uśmiecha z rozbawieniem na jej dwuznaczną uwagę o deserze.
    – Nie byłem nigdy szlachcicem – przyznaje szczerze, zaraz jednak uśmiecha się zaczepnie – Byłem kimś więcej, prawdziwym władcą.
    Zerka na nią poważnie i tajemniczo, choć ciężko mu ukryć rozbawienie.
    – Oczywiście, że tak… Jeśli mam wyjechać z Woodwick z powodu remontu w moim domu, wolałbym to zrobić w wakacje, nie w czasie roku akademickiego. Do tego czasu muszę cię pilnować.
    Nagłe rozbawienie ustępuje jednak miejsca powadze, a w oczach Su-Jina pojawia się nagły błysk, gdy słyszy zabawną, ukrytą groźbę Liany.
    – Naprawdę? – pyta, a jego usta wykrzywiają się w złośliwym uśmiechu – Wydaje mi się, że ty powinnaś o wiele bardziej się bać. Sypiasz ufnie tuż obok wampira. A masz bardzo aromatyczną i apetyczną energię. I naprawdę kusząco słodką krew… – mówi cicho, celowo zachowując poważny, podszyty ukrytą groźbą ton. Choć oczywiście były to tylko żarty, delektuje się każdym tym słowem – Lepiej uważaj…
    Zerka na nią. Mimo poważnego tonu, jego wzrok zdradza jego prawdziwe intencje i rozbawienie. Zresztą cała sytuacja wydaje mu się komiczna. Groźny wampir ostrzegający swoją ofiarę… podczas zmywania naczyń po jakże uroczym, domowym śniadaniu.
    – Tak, najpierw prysznic – zgadza się z nią – Ja mam wrażenie, że pachnę tobą. Jak zresztą każdy zakątek mojego domu… – mówi siląc się na zrzędliwy ton. Choć tak naprawdę wcale mu to aż tak nie przeszkadza. Już nie…
    Wyprawa do Desiderium jest dla niego czymś ekscytującym. Z tej okazji nawet zdecydował się użyć nieco perfum otrzymanych od Liany. Do tej pory używał ich tylko, gdy szedł na uczelnię. Ale odwiedziny w jej sklepie też wydawały mu się dobrą okazją. Celowo zastosował ich odrobinę, tak by były ledwie wyczuwalne.
    Gdy w końcu docierają przed sklep jest nieco zaskoczony prośbą Liany by zaczekał. Przecież był już w środku… To znaczy stał w progu i miał okazję zobaczyć wnętrze. Doceniał jej troskę, ale nie musiała aż tak się starać. Potrafił unikać patrzenia w lustro, a już tym bardziej patrzenia na swoje odbicie.
    – Naprawdę nie musisz, poradzę sobie… – mówi, ale poddaje się. Skoro Liana i tak zamierzała to zrobić, mógł jedynie uśmiechnąć się i podziękować za troskę.
    Cierpliwie czeka. Zabija czas wpatrywaniem się w sklepową witrynę, aż w końcu rozlega się dźwięk dzwoneczków, a w progu staje rozpromieniona Liana.
    W końcu Han-gyeol wkracza do sklepu. Już od progu wita go znajomy korzenny zapach, który tak bardzo zaskoczył go, gdy zajrzeli tu na chwilę wczoraj. Rozgląda się po wnętrzu, mimowolnie uśmiechając na widok zdjętych i pozasłanianych luster.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Pozwoli pani, że nieco się rozjeżę – odpowiada wesoło na jej powitanie. Patrząc na nią teraz widzi zupełnie inną Lianę. Chyba nigdy wcześniej nie widział jej, gdy była w swoim żywiole. Tak radosna i pełna energii. Nawet trudne chwile, które przeżywała zdawały się na chwilę zniknąć. Widok uśmiechu na jej twarzy i pełnego energii spojrzenia, jest w tej chwili dla Su-Jina najpiękniejszym widokiem. Czymś, czego tak bardzo mu brakowało odkąd zobaczył ją roztrzęsioną na progu swojego domu. Na dodatek ten uśmiech jest dla niego zaraźliwy, bo sam uśmiecha się delikatnie, zarówno do niej, jak i tak po prostu… Oczarowany całą tą sytuacją. Magiczną chwilą odskoczni od smutnej rzeczywistości. Zagłębieniem się w skrawek duszy Convalliany, stworzony przez nią z ogromem miłości i pasji.
      Powoli wchodzi głębiej. Podchodzi do regału z ozdobnymi flakonami, by z bliska wyraźniej dostrzec wszystkie kształty i barwy. Ogląda też inne towary. Książki ezoteryczne, magiczne akcesoria, kadzidła, których intensywny zapach dociera do niego przez opakowania i miesza się w dziwaczne mieszanki. Z pewnym zaciekawieniem przygląda się też roślinom. Nie spodziewał się ich tak dużo, do tego wielu tak niezwykłych. Z uśmiechem Su-Jin czuje, że już samo podziwianie wnętrza sklepu zdradza mu wiele rzeczy na temat jego przyjaciółki, o których do tej pory nie miał pojęcia.
      – W takim razie poproszę kawę – odzywa się w końcu, odwracając się w stronę Liany. Z jednej strony chciał poczuć się jak jej klient, doświadczyć tego w jaki sposób tworzyła swoje zapachy, od samego początku. Z drugiej strony jeszcze bardziej chce doświadczyć tego wszystkiego od strony niedostępnej dla klientów. Chce zobaczyć jak tworzyła swoje arcydzieła, jak wyglądała jej pracownia i jakimi ścieżkami podążały wtedy jej myśli.
      – Czy jako wyjątkowy klient mogę liczyć na wyjątkowe traktowanie i wstęp do pani pracowni? – pyta zaczepnie, po czym już bez całej ich gry dodaje – Żałuję, że nie odwiedziłem cię tu wcześniej. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie to miejsce – przyznaje, nie kryjąc nawet tego, że jest szczerze zauroczony jej sklepem – Pokażesz mi wszystko? I opowiesz o tym? – pyta z zainteresowaniem – Zwłaszcza jak tworzysz swoje małe arcydzieła, jak je dobierasz do tego czego chcą klienci, jak wybierasz konkretne zapachy… – wylicza. Daje się ponieść fascynacji i ciekawości, ale wcale nie czuje się z tym źle. Wręcz przeciwnie, ma wrażenie jakby znajdował się w bibliotece pełnej oryginalnych manuskryptów, których zawsze chciał dotknąć. Jakby miał okazję odwiedzić wymarzone miejsce i chciał czerpać z tej chwili jak najwięcej. Jakby właśnie zgłębiał duszę Liany, coś co było prawdziwe. Nawet jeśli w swoich działaniach opisywała się jako aktorka w teatrze, to pasja którą wkładała w ten zakątek i swoje małe przedstawienie, była czymś cudownie prawdziwym. Chciał to poznać, posmakować i zrozumieć.
      – Po prostu opowiedz mi o wszystkim – stwierdza z uśmiechem. Lubi jej słuchać. Uwielbia sposób w jaki nazywa i oswaja rzeczywistość i każdą pojedynczą chwilę. A teraz, widząc tą radość na jej twarzy i pasję w jej oczach, jeszcze bardziej pragnął jej słuchać i chłonąć wszystko co chciała mu pokazać.

      Han-gyeol

      Usuń
  31. Przyznaje jej racje skinieniem głowy. Może rzeczywiście tak było lepiej… Po prostu nie chciał jej sprawiać kłopotu.
    Przez chwilę ma ochotę pójść za nią i zajrzeć na zaplecze sklepu, ale nie ulega tej pokusie. Wszystko w swoim czasie… Czeka na nią przyglądając się wnętrzu, egzotycznym roślinom i kolorowym dekoracjom. To miejsce było fascynujące, choć pewnie po dłuższym czasie mogłoby stać się nieco przytłaczające swoją mnogością dekoracji, barw, zapachów czy faktur. Wszystkiego było tu tak dużo, wszystko wydawało się tak szalenie intensywne. To był ten rodzaj fascynacji, którą należało odpowiednio dawkować, by być w stanie się z niej cieszyć.
    Znów przenosi wzrok na Lianę i uśmiecha się do niej, słysząc jej odpowiedź.
    – Na pewno nie będę żałował – stwierdza. W końcu już nie żałuje. Nawet mogąc zobaczyć zaledwie maleńki fragment tego miejsca, dostępny jedynie dla klientów, to i tak Su-Jin dostrzega w nim coś więcej. Jakiś fragment samej Liany, tego co kochała i tego jak patrzyła na świat opisując go zapachami, kolorami i fakturami, których tak wiele udało jej się zamknąć w tej małej przestrzeni.
    Podchodzi wraz z nią do lady, po prostu przyglądając się temu co robiła, jak i kolejnym drobiazgom wypełniającym niemal każdą wolną przestrzeń.
    – A samo desiderium to nie tylko tęsknota czy pragnienie, ale także życzenie – dodaje z uśmiechem – Modo unum desiderium habeo… (Mam tylko jedno pragnienie/życzenie) Można powiedzieć, że nie tylko zaspokoiłaś swoją tęsknotę czy pragnienie do czegoś, ale też spełniłaś swoje życzenie.
    Ten fakt także wydaje mu się fascynujący i cudowny. Doskonale rozumie, że Desiderium nie było tylko kolejną bzdurną zachcianką. Nigdy nawet nie pomyślałby o tym. Nawet jeśli dusza Liany wciąż kryła wiele tajemnic, to Han-gyeol potrafił dostrzec, gdy demonica kierowała się jedynie pustymi przyjemnościami czy chwilowymi zachciankami, które tak naprawdę nic nie znaczyły, niczego nie wypełniały, raczej zagłuszały prawdziwe myśli i uczucia, prawdziwe potrzeby. A to miejsce było pod każdym względem prawdziwe. Nie było zachcianką, ani chwilową zabawką, niczego nie zagłuszało. Desiderium naprawdę wypełniało pewną pustkę, zaspokajało prawdziwą potrzebę stworzenia czegoś cudownego, czegoś w czym Liana mogła wyrazić siebie i swój sposób patrzenia na świat poprzez coś bardziej zrozumiałego dla innych. Jak jej zapachowe kompozycje.
    Nieprzyjemny gwizd małego czajniczka odrywa Su-Jina od tych, niewątpliwie bardzo przyjemnych, myśli, boleśnie wypełniając jego uszy. Chwilę później wraca Liana, a wraz z nią pomieszczenie wypełnia przyjemny aromat świeżej kawy. Jak na zawołanie pojawia się też mężczyzna z paczkami. Han-gyeol w milczeniu obserwuje całą scenę i wymianę zdań pomiędzy Lianą i człowiekiem, którego nazwała imieniem Freddy. Z pewnym rozbawieniem dostrzega rozczarowanie mężczyzny, który nawet nie kryje się z tym, że chciał się z nią zobaczyć sam na sam. Gdy w końcu gość opuszcza sklep Su-Jin zerka na Lianę, zdecydowanie zbyt rozbawioną tą sytuacją.
    – No coś takiego... – stwierdza ironicznie – Okrutnie łamiesz mu serce Convallio – dodaje z rozbawieniem, celowo zwracając się do niej w ten sam sposób, w jaki zrobił to nieszczęsny Freddy.
    Bierze od Liany filiżankę z kawą i zaciąga się aromatem. Świeża kawa i słodki syrop pachnący maślanymi ciasteczkami. Bardzo przyjemne połączenie…
    Zerka na wskazany fotel i ostrożnie zajmuje miejsce, uprzednio jeszcze przejeżdżając delikatnie dłonią po złotych, wyszywanych wzorach na okrywającej mebel ciężkiej tkaninie. Upija łyk kawy z przyjemnością rozkoszując się intensywną słodyczą, która idealnie równoważy naturalną gorycz ziaren kawy. Tak, właśnie tego teraz potrzebował. Dobrej, mocnej i intensywnie słodkiej kawy.
    – Kawa nigdy nie jest za słodka – stwierdza z pełną powagą – Dla mnie jest jak najbardziej akurat, uwielbiam słodkie smaki… – dodaje. W końcu być może będzie miał okazję jeszcze nie raz skorzystać z gościny i napić się kawy w jej sklepie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opiera się wygodniej w fotelu i sącząc powoli kawę przygląda się Lianie. Obserwuje jak wpadające przez okno promienie słoneczne tańczą w jej włosach, otulają twarz i jej drobne, kruche ciało. W tym świetle wszystko wydaje mu się lekko rozmyte, przesadnie miękkie i bajkowe. Światło odbija się od kolorowych szkiełek flakonów z perfumami i załamuje, rzucając na twarz Liany kolorowe refleksy. Wszystko wydaje się piękne i magiczne, niczym żywe dzieło sztuki. A jednak jest w tym widoku coś, co fascynuje go o wiele bardziej niż eteryczne piękno całej sceny. To ostrożność i czułość z jaką Liana bierze do rąk każdy z flakoników. Sposób w jaki patrzy na każdy ze swoich drogocennych skarbów. Jej szmaragdowe oczy lśnią blaskiem, widać w nich tak wiele uczuć i emocji, tak wiele zaangażowania i oddania dla tego czym się zajmowała. To spojrzenie było wyjątkowe. Nie przypominało żadnego z jej czarujących, wystudiowanych spojrzeń, które były tylko kolejną maską. Pustą i nienaturalną. W tym spojrzeniu dostrzegał coś, co widział czasem, gdy patrzył jej w oczy i widział w nich prawdziwe emocje, które zwykle starała się ukrywać. Teraz było inaczej, niczego nie próbowała ukrywać. Po prostu pozwalała sobie tonąć w tych uczuciach, pozwalała sobie na czułość i pasję, którą obdarowywała każdy flakonik, obchodząc się z nimi jak z kruchymi, drogocennymi skarbami.
      Su-Jin czuje, że mógłby tu przychodzić tylko po to by popatrzeć na Lianę. Właśnie taką jak teraz. Pogrążoną w swoim żywiole. Skupioną na swoich skarbach. Pełną energii i… sprawiającą wrażenie szczęśliwej.

      Han-gyeol

      Usuń
  32. – Ja też wolę nazywać cię Lianą – odpowiada. Domyśla się, że imię, którym zwracał się do niej Freddy brzmiało w jego ustach potwornie nienaturalnie i dziwnie – Convalliana jest dla mnie czymś poważniejszym, bardziej specjalnym. Liana to osoba, którą dobrze znam… i która od niedawna jest mi bliska – stwierdza, ostatecznie z nadzwyczajnym spokojem przyznając to, co tak bardzo nie chciało przejść mu przez gardło w Rzymie.
    – Tak, wiem – przyznaje, gdy Liana wspomina o tym, że nie każdego chciałaby spróbować. Han-gyeol czuje, że mógłby w pełni podpisać się pod jej słowami. Nawet jeśli zwykle nie wybrzydza i wybiera na posiłek energię, która jest najbardziej odżywcza, to jednak czasem kusiło go by skosztować czegoś znacznie mniej wartościowego, ale o wiele ciekawszego w smaku. Zapewne, gdyby odżywiał się w podobny sposób jak Liana, byłby niesamowicie wybredny.
    – Pożądanie to nie grzech – stwierdza w końcu – To część naszej prymitywnej, zwierzęcej natury. Równie dobrze moglibyśmy nazwać grzechem pragnienie czy głód. Nie ma w tym nic złego, tak długo, jak potrafimy się kontrolować – mówi. O ile sam temat pragnień, czy złamanego serca nieszczególnie go obchodzi, to jednak nie lubi łączenia go z tematem grzechu, absurdalnym religijnym wymysłem, prawdziwą trucizną dla umysłów.
    Nie ciągnie tego tematu, bo nie chce niszczyć magii tej chwili dyskusją o czymś, co tak naprawdę wcale nie miało większego znaczenia. Zamiast tego uśmiecha się z rozbawieniem.
    – Każdy, nawet najpiękniejszy zapach jest irytujący, jeśli jest zbyt intensywny. Albo jeśli jest go za dużo… To jak z przyprawami – tłumaczy – musisz użyć ich z wyczuciem i umiarem, inaczej danie będzie całkowicie niejadalne. To takie oczywiste… – mówi, kręcąc z rozbawieniem głową i powoli dopija do końca swoją kawę.
    Nie odrywa wzroku od Liany. Kiedy jednak ta dostrzega jego spojrzenie coś się zmienia. Jej oczy patrzą teraz wprost na niego. Skupienie znika z jej twarzy, ustępując miejsca słodkiemu uśmiechowi. Ale nie uśmiecha się już do swoich skarbów, ale do niego. Znów jest aktorką w swoim teatrze, nawet jeśli ten teatr jest zaskakująco prawdziwy.
    – Czy bardzo zniszczę twoje marzenia i magię tej chwili jeśli powiem, że myślałem po prostu o tym, że chciałbym częściej widywać cię taką jak teraz? – pyta łagodnie – Taką pełną energii i pasji, czerpiącą radość z czegoś, co sprawia ci przyjemność. To miły widok… – posyła w jej stronę łagodny uśmiech.
    Miły widok i miła odmiana… Odskocznia od widoku bólu i łez.
    Nie potrzebuje dodatkowej zachęty. Wycieczka do pracowni, była jak wyprawa w głąb duszy Liany. Su-Jin czuje jakby zabrała go w bardzo prywatne, niemal intymne miejsce. Zapewne gdyby kiedyś mógł odwiedzić jej umysł, tak jak ona odwiedziła jego, zobaczyłby coś podobnego w jego najbardziej ukrytej i prywatnej części. Małe, przytulne pomieszczenie, pełne najbardziej drogocennych wspomnień, myśli i uczuć, przechowywanych w pięknych flakonach niczym perfumy. Pewnie tak samo jak perfumy, każde z tych wspomnień lub uczuć miałoby swój unikalny zapach.
    Dlatego z fascynacją daje się jej porwać na wycieczkę po jej małym świecie, który tak bardzo kojarzy mu się z nią samą i tym jak postrzegał jej wnętrze.
    Słucha jej słów ciekaw jakimi zapachami opisze tęsknotę i uczucia, które chciała wyrazić swoim nowym projektem. Gdy podsuwa mu pod nos fiolkę z mieszanką, odruchowo wstrzymuje oddech. Delikatnie ujmuje dłonie Liany i odsuwa je nieco dalej, tak by nie nachylać się bezpośrednio nad szkłem i nie wdychać zbyt intensywnego zapachu, który przytłumiłby jego zmysł węchu. Zamiast tego powoli się zaciąga, wdychając powietrze wymieszane z opisywaną przez Lianę mieszanką.
    Zamyka oczy, by lepiej skupić się na zapachu, by zobaczyć to, o czym mu opowiadała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapach kojarzy mu się nieco z samotnymi buddyjskimi klasztorami, które kryły się daleko w górach. Wilgotny drzewny zapach lasu porastającego targane wiatrem górskie szczyty, zapach kadzidła i sandałowca wypełniający wnętrza tych cudownych świątyń. Lilie wodne… Albo lotosy kwitnące na wodach stawów w klasztornych ogrodach. Gdyby dodać tu jeszcze woń górskich strumieni i traw, pewnie nazwałby ten zapach zapachem spokoju. Ale czy tęsknoty? Czy któryś z tych zapachów był zapachem, którym pachniał mąż tej kobiety? Zapewne tak… Liana miała niezwykłą intuicję w odgadywaniu odpowiednich aromatów, w dopasowywaniu ich do osób i wspomnień…
      Otwiera oczy i patrzy wprost w szmaragdowe tęczówki Liany.
      – Używam ich – przyznaje w końcu, uśmiechając się. Niecałe dwa tygodnie temu, kiedy po raz pierwszy złamał się i użył swojego prezentu, był pewien, że nigdy nie przyzna się do tego Lianie. Postanowił nosić ten zapach tylko w miejsca, gdzie miał pewność, że nigdy jej nie spotka. A teraz… Nie tylko przyznaje się jej otwarcie do używania tych wyjątkowych perfum, ale nawet ma je teraz na sobie. Choć do tego ostatniego akurat się nie przyznaje.
      – Nie chciałaś mi wtedy opowiedzieć o tym skąd taki wybór zapachów, ani czemu tak mnie opisujesz… – wytyka jej, choć w jego głosie nie ma pretensji. Mówi raczej ciepło i łagodnie, ze szczerym zainteresowaniem – A teraz? Powiesz mi skąd zmiana i nowy element, który byś dodała? – pyta uśmiechając się do niej.
      Zapach wdzięczności… Nie, nie postrzegał tak tego zapachu. Początkowo były dla niego po prostu piękną mieszanką, pasującą do niego, do jego wspomnień. Zapachem domu i pierwszych wspomnień z nowego życia. Teraz powoli zaczynał postrzegać tą woń nieco inaczej. Odkąd zrozumiał co kryło się za sposobem opisywania wspomnień i uczuć poprzez zapachy, czuje w tych perfumach raczej coś wyjątkowego. Jakby Liana zaklęła w niewielkim flakoniku swoje wyobrażenie o nim. To był zapach przywodzący mu na myśl łączącą ich więź, nić porozumienia, która zmieniła się w pętający sznur, który związał ich ze sobą w nierozerwalny sposób. To był zapach, który mógłby skojarzyć raczej z obecnością kogoś wyjątkowego w swoim życiu.
      Chce jej o tym powiedzieć, o swoim odbiorze… Ale najpierw z całego serca chce poznać jej perspektywę, jej myśli, które towarzyszyły jej w procesie tworzenia.

      Han-gyeol

      Usuń
  33. Dostrzega na jej twarzy lekką niepewność, którą chwilę później Liana ukrywa pod delikatnym uśmiechem. Nic nie odpowiada, a on nie drąży tematu, nie naciska na nią. Po prostu chciał jej to powiedzieć. Być może całkowicie egoistycznie chciał by wiedziała, co naprawdę myślał i nie tworzyła w swojej głowie fantazji, które później okazałyby się całkowicie nietrafione. Może odebrał jej tym część przyjemności z tajemnicy, a może zaskoczył ją czymś, o czym sama nie pomyślała… Han-gyeol czuje, że nie zna odpowiedzi na to pytanie i, podobnie jak Liana, pozostawia ten temat w milczeniu, odpowiadając jedynie równie krótkim uśmiechem.
    Zamiast tego skupia się na jej słowach i wyjaśnieniach.
    – Już wtedy mnie to interesowało – przyznaje w końcu – Tak naprawdę, od samego początku naszej znajomości, ciekawiło mnie co masz do powiedzenia, jakie masz przemyślenia czy jak postrzegasz pewne rzeczy. Nawet kiedy nie zgadzałem się z twoimi poglądami, lub uważałem je za delikatnie mówiąc „niezbyt sensowne” – uśmiecha się celowo używając odpowiedniego eufemizmu dla „głupie” – to uważałem je za wartościowe. Za coś co warto wysłuchać i spróbować zrozumieć. Dlatego tym bardziej ciekawiło mnie jak postrzegasz zapachy i mnie w tym wszystkim… Wiedziałem, że tworzenie perfum jest dla ciebie ważne. Ale chyba w tamtej chwili to o co cię pytałem było zbyt prywatne. Zaspokajałem ciekawość, ignorując twój emocjonalny stosunek do twoich dzieł. Nic dziwnego, że nie chciałaś mi o tym opowiadać – przyznaje szczerze.
    Chyba po raz pierwszy, odkąd zaakceptował myśl, że Liana mogła być dla niego kimś ważnym, Su-Jin patrzy z dystansem na to, jak jeszcze niedawno wyglądała ich relacja, na to co myślał i czuł patrząc na Lianę. I co się zmieniło…
    Patrzy na nią w skupieniu. Delikatnie przytakuje jej retorycznemu pytaniu o to, czy był jej przyjacielem. Był… Albo raczej chciał być i starał się, żeby mogła bez wątpliwości go tak nazywać. Jego wzrok podąża za jej gestem i zatrzymuje się na jej sercu, które teraz wskazywała. Uśmiecha się, choć przychodzi mu to z trudem z powodu wzruszenia, które wywołały w nim te słowa.
    – Ktoś musi mnie pilnować – odpowiada wesoło, choć jego głos brzmi nieco zbyt poważnie – Cieszę się, że to jesteś ty. I dziękuję ci… – dodaje cicho, nie do końca precyzując za co właściwie jej w tej chwili dziękuje.
    Jest pewien, że po tym co usłyszał nic nie będzie w stanie poruszyć go bardziej. A jednak… Kolejne słowa Liany są jeszcze bardziej niezwykłe. Najpierw w tak piękny sposób opisuje ciepło i bliskość, które kojarzyła z nim, a potem… Przez chwilę Su-Jin ma wrażenie, że niewidzialne palce zaciskają mu się na gardle. Słowa Liany były piękne, ale jednocześnie także przerażająco smutne. Do tej pory zwykle irytował się na nią, gdy sama mówiła o sobie w przedmiotowy sposób, gdy postrzegała samą siebie praktycznie tylko jako obiekt seksualny i skupiała tylko na oczekiwaniach. Pamięta jak wręcz wykrzyczał jej co o tym myślał. A teraz… Teraz jakoś cała złość na nią za to wydawała mu się niewłaściwa. W tej chwili Han-gyeol czuł, że denerwował się na nią za coś na co tak naprawdę nie miała do końca wpływu. Bo jeśli nigdy wcześniej nie doświadczyła innego traktowania, innego postrzegania samej siebie, to przecież nie mogła myśleć o sobie inaczej. Obwiniał zranione zwierze, o to, że nie doświadczyło niczego innego poza kolejnymi ranami. Dopiero teraz…
    Gdy po tych słowach Liana odnosi wzrok i patrzy mu w oczy, przez chwilę Su-Jin ma wrażenie, jakby jej wzrok przebijał się wprost do jego duszy. Jakby była w stanie dostrzec całe jego wzruszenie. Cały ten smutek i radość, wymieszane ze sobą z powodu tego co powiedziała.
    Miał teraz ochotę po prostu ją przytulić.
    Uśmiecha się blado, gdy słyszy, że pomimo trudnej sytuacji, była szczęśliwa. Wzruszenie wciąż trzyma go za gardło. Kręci delikatnie głową w odpowiedzi na jej pytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Uwielbiam cię słuchać… – mówi w końcu, wciąż patrząc jej głęboko w oczy – Myślę, że jesteś cudowna – stwierdza nagle. Czuje, że musi jej to powiedzieć; powiedzieć szczerze to, co o niej myślał – Masz cudowną duszę i cudowną pasję. Kiedy o czymś mi opowiadasz, wszystko jest tak żywe i piękne, jakbym naprawdę mógł poczuć każdy zapach i smak, o którym mi mówisz. Uwielbiam cię słuchać i poznawać to, co siedzi ci w głowie. Tak jak uwielbiam patrzeć kiedy robisz coś z takim zaangażowaniem, jak tutaj, w sklepie. Coś dla siebie, co sprawia przyjemność tobie samej. I cieszę się, że mogę być tego częścią Liana… że mogę dostrzec prawdziwą ciebie, to jak wspaniałą i wartościową osobą jesteś. Nawet nie wiesz jak cieszę się kiedy się uśmiechasz i otwarcie mówisz mi o wszystkim, jak wiele radości sprawia mi fakt, że zaprosiłaś mnie do swojego cudownego świata. Dziękuję ci za to, że mogę mieć w swoim życiu tak wyjątkową i wartościową osobę – mówi to wszystko niemal jednym tchem, walcząc z całym tym wzruszeniem. Byle tylko jej to powiedzieć, pokazać jej chociaż częściowo to, w jaki sposób on ją widział. Kim była dla niego i jak bardzo doceniał to, że była sobą…
      Bierze głębszy wdech, powoli się uspokajając, gdy Liana na chwilę się odsuwa i zmienia temat proponując mu, by spróbował coś stworzyć. Ta propozycja jest w tej chwili nie tylko wybawieniem i odskocznią dla przeżywanych uczuć, ale też kolejną okazją by poznać lepiej fascynujący świat zapachów, w którym żyła Liana.
      Uśmiecha się i kiwa potakująco głową.
      – Od czego powinienem zacząć? Mam wybrać jakąś chwilę, którą chciałbym opisać? Jakąś osobę? Uczucie? – pyta – Chcę spróbować zrobić to w taki sposób, jak robisz to ty… Krok po kroku – dodaje.

      Han-gyeol

      Usuń
  34. Książka cicho opadła na własne miejsce, stając równo w szeregu innych, których tytuły jedynie przemknęły mu przed oczami. Odstąpił o regału, zwracając się znów ku Convallianie.
    — Racja — odpowiedział krótko, szybko zapominając jednak o filozofii, żywiołach i rozważaniach, które czasem zdawały się aż nazbyt personalne przez wzgląd na jego własne umiejętności, a innym razem były jedynie źródłem kolejnych frustracji. Jej następne słowa uderzyły w pozostającą wciąż gdzieś z tyłu głowy obawę, że brzmiał jakby odgrywał scenę, wyuczoną wcześniej i przećwiczoną w myślach, pozbawioną pewnej organiczności. Nie chciał by odniosła wrażenie, że miał do zaoferowania jedynie przygotowane formułki. Być może wspominanie nieznanych szerszemu gronu pism, nie było najlepszym pomysłem w trakcie rozmowy o pracę. Powstrzymał jednak silną potrzebę wyjaśnienia się z własnych słów, zawczasu gryząc się w język. Uśmiechnął się lekko zmieszany. — I chętnie.
    Rozpiął guzki płaszcza. Poczucie ciepła skupionego wokół nadgarstka zwróciło jego uwagę ku zegarkowi. Rozgrzany metal pozostawił na skórze delikatne zaczerwienienie. Przejechał dłonią wzdłuż tarczy, wyczuwając pod palcami więzy zaklęcia ochronnego, wyrysowanego na odwrocie ręką jego ojca. Waga tej informacji nie leżała w sentymentalnych przywiązaniach. Zaklęcia Evana miały w zwyczaju płatać figle — woda wyrywała mu się spod kruchej kontroli, pieczęcie zdawały nabierać własnego rozumu i wykorzystywać najmniejsze niedopowiedzenia, a starannie przygotowane mikstury w ostatniej chwili traciły magiczną esencję. Naruszony czar nie był w tym towarzystwie niczym niezwykłym. Jednak popełnianie takich błędów było niepodobne do jego ojca. Znaki stworzone przez Davida Llewellyna tracące swoje właściwości musiały stanowić kolejny z serii dowodów, że w miasteczku działo się źle.
    — Muszę wymienić baterię w zegarku, wciąż wskazuje dziewiątą. — Wskazówki poruszyły się wpływem jego woli, uzgadniając czas z wypowiedzianymi słowami. Uniósł dłoń, jakby próbując wyjaśnić źródło własnego rozkojarzenia. — Nawet gdyby był, to tak lubię — odparł, roześmiawszy się. Do zapachu kawy potrzebował się powoli przyzwyczaić. Przy pierwszym zderzeniu, zdawał mu się wszechogarniający. Wdzierał się do nozdrzy ze swoją podszytą kwasotą gorzkością, dusił wspomnieniami dymu wypalanych ziaren. Był pobudzający, ale nie na orzeźwiający, ziołowy podobny herbacie sposób. Nie był pewny, kiedy zaczął wydawać mu się przyjemny w swojej intensywności i jak bardzo związane było to z właściwościami samego napoju.
    Przyjął filiżankę i obrócił ją w dłoni, skupiając się na chwilę na pokrywających naczynie wzorach. Wzbierała w nim niecierpliwość, pchająca, by do listy argumentów dodać i trzeci. Na swój sposób ciekawiło go jak by zareagowała. Czy wyrzuciłaby go za drzwi słysząc rozważania o kształtach wody i jej woli. Takiej reakcji można było spodziewać się w każdym innym miejscu na świecie. Siedzieli jednak w Woodwick, miasteczku spowitym mgłami skrywającymi nie tylko rude cegły budynków i zarośnięte niskimi krzewami leśne ścieżki; w środku sklepu ezoterycznego, którego właścicielka zdawała się przynależeć do tego samego świata co Evan.
    — Mogę przyjść jutro, o której godzinie chciałabyś mnie widzieć? — Postarał się, by ukryć wszelkie wątpliwości za młodzieńczym entuzjazmem, jak gdyby rzeczywiście jedynie cieszył się na pierwszy dzień w nowej pracy. — Wygląda na to, że będę musiał jak najszybciej naprawić ten zegarek. Zegarmistrz na rogu powinien wciąż być otwarty. — Nie wątpił, że John Graves, prawdopodobnie jedyna osoba w Woodwick, której obecność jego dziadek zdawał się nie tyle tolerować co lubić, posiadał sporą wiedzę o zaklęciach ochronnych, ale nie miał zamiaru zawracać mu głowy ani tym bardziej wzbudzać podejrzeń wśród członków sabatu.

    Evan

    OdpowiedzUsuń
  35. Przytakuje jej słowom skinieniem głowy. Tak miała rację, oboje przeszli długą drogę. Czasem Han-gyeol wciąż nie może uwierzyć, że wszystko to trwało zaledwie kilka tygodni, nawet nie kilka miesięcy, a po prostu tygodni. Czuł się raczej jakby minęły całe lata. Jakby wydarzenia z rudery i Rzym były czymś tak bardzo odległym, należącym niemal do całkiem innego życia. Fascynowało go to i przerażało…
    Zerka z powagą w szmaragdowe oczy demonicy, gdy ta niemal wyraża jego własne myśli. Mówi o wzruszeniu, które wciąż krążyło gdzieś obok, chwytając go swymi szponami za gardło, jak i o uczuciu przerażenia z powodu tego co się z nim działo. Z nimi. Między nimi.
    – Tak – wyznaje cicho – mnie też…
    Teraz, gdy Liana o tym mówiła, gdy tak otwarcie nazywała te uczucia i przyznawała się do nich, on także czuje, że powinien zrobić to samo. Zwykle ukrywał emocje, tak dobrze, że jak twierdziła sama Liana, zachowywał się jakby w ogóle nic nie czuł. Wyrażanie uczuć, czy mówienie o nich było dla niego obce. Poświęcił wiele czasu, by otworzyć się przed Sarang, choć ta była tylko małą dziewczynką, która wtedy jeszcze nie mogła zrobić mu nic złego. O ile trudniej przychodziło mu otworzyć się przed Lianą. Gdyby nie tamta sytuacja w Rzymie… chyba nie potrafiłby w ogóle zrobić tego pierwszego kroku. Ani żadnego kolejnego
    – Ze wszystkich myśli i uczuć najtrudniej mi… ja… – zaczyna, ale przerywa. Nie bardzo wie jak to powiedzieć, jak ubrać w słowa to, co w tej chwili czuje, ani tym bardziej to, co jest dla niego najbardziej trudne – Chyba boję się tego wszystkiego – przyznaje w końcu – boję się tej więzi między nami, tego jak szybko i jak silnie to odczuwam. I… – waha się przez chwilę, znów poważnie zerka na jej twarz, odnajdując jej spojrzenie – najbardziej boję się tego, że to się skończy; że przywiążę się do ciebie, otworzę i będę musiał zmierzyć się znowu z bólem lub stratą.
    Nie mówi ani słowa o zdradzie czy obawie o własne życie. Tego już się nie obawia, nie po tym co działo się w Rzymie.
    Milczy. Ten wybuch emocji, każda rozmowa między nimi jaka toczyła się w ścianach Desiderium i pracowni była przesiąknięta emocjami równie silnie, co każdy z flakoników stworzonych tu perfum. Zupełnie jakby to miejsce w jakiś niesamowity sposób odkrywało wszystkie uczucia.
    Znów patrzy wprost w jej oczy, gdy tylko słyszy jej drżący głos.
    Choć pełne emocji słowa układają się w groźbę, Su-Jin wie, że nie była to groźba. Nie czuć było w tym ani odrobiny groźby. Wręcz przeciwnie, to raczej prośba, za którą krył się podobny lęk jak ten, o którym sam przed chwilą jej powiedział. Rozumie to. Rozumie każdą desperacką nutę w jej głosie, każdą emocję ukrytą za tymi słowami. Pod każdą z nich mógłby się podpisać, powtórzyć ją do niej…
    Nie mówi nic. Jedynie zbliża się do niej, pochyla i opiera czołem o jej czoło. Odpowiada jej tym niemym gestem, chcąc zapewnić, że jej tego nie zrobi. Nie mógłby jej tego zrobić… Sam zbyt głęboko obawia się zranienia i straty. Tego, że mogłaby go zostawić, skrzywdzić, dotrzeć głęboko do jego serca, dotknąć uczuć, poruszyć je… i porzucić po tym jak zmieniła jego życie.
    Dlatego tym większą ulgę przynosi mu skupienie myśli na czymś innym. Na pięknym i twórczym zajęciu, które chciała mu pokazać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej słodki uśmiech łagodzi nieco ból, po tym jak bardzo się odsłonił, jak głęboko skrywane uczucia jej właśnie pokazał. Jej głos kieruje jego myśli na inne tory, zmusza do oderwania się od trudnych uczuć i obaw, a skupienia się na tym co przyjemne. Bo taki powinien być zapach, przyjemny.
      Zastanawia się jaki moment wybrać. Bo osobę wybrał niemal natychmiast. Wie, że będzie chciał opisać Lianę. Tak jak ona opisała jego, choć zapewne nie będzie to tak trafne i doskonałe. Za to na pewno interesujące, przedstawiające jego sposób postrzegania zapachów i kojarzenia ich z osobami, miejscami i wspomnieniami. Większość wspomnień mimo wszystko jest trudna, nawet te przyjemne zwykle mają w sobie jakąś bolesną skazę. Niczym magiczna chwila na balkonie lub wspólna kolacja, niczym pierwsza nić porozumienia pojawiająca się między nimi, niczym przyjemny wspólny dzień we dwoje, zawsze była w tym jakaś bolesna zadra. Dlatego decyduje się raczej na uczucie. Na to, co do niej czuł… I nagle wszystko stało się jasne. Skoro tak bardzo poruszyły go jej słowa i tak bardzo chciał by wiedziała, w jaki sposób na nią patrzył, to właśnie to chciał stworzyć. Jak stworzyć zapach, który kojarzy się z tym jak ją postrzega. Kim dla niego jest i jaka jest. To miał być zapach oddający jej charakter. Miał łączyć to jak widział jej energię, charakter i serce. Liana pachniała wanilią, cynamonem i agrestem. Ta Liana, którą pokazywała całemu światu. A jak opisałby zapach tego co nieuchwytne, tego co niedostrzegalne dla oczu?
      Z zaciekawieniem zerka na zawartość szafki, którą otworzyła przed nim Liana. Gdy widzi jej zachęcający gest sięga po pierwszą z fiolek i ostrożnie ją otwiera. Wie, że te zapachy będą o wiele intensywniejsze od jakichkolwiek perfum dlatego uważa by zachowywać dystans i nie nachylać się. Mimo to zapach uderza z wielką siłą. Odruchowo lekko odsuwa twarz. Jednak musi to robić jeszcze ostrożniej…
      – Czyli potrzeba minimum trzech elementów? Jak agrest, wanilia i cynamon? – pyta z zaciekawieniem, po czym ostrożnie sięga po kolejną fiolkę.
      Osmantus. Kojarzył ten zapach z paskudną herbatą… i słusznie, bo zapach okazuje się jeszcze paskudniejszy, przypominający nieco brzoskwinie.
      – Wstrętne… – mruczy pod nosem, tym razem już uważniej studiując etykietki, zdecydowany by sprawdzać zapachy, które kojarzą mu się dobrze, lub nie kojarzą się wcale.
      – Jak prawidłowo to dopasować? – pyta, tym razem z zaciekawieniem, a nawet przyjemnością wąchając zapach szafranu – Która jest najważniejsza? Nuta bazy jako baza czy serca jako serce perfum? A nuta głowy? – to nie kojarzyło mu się z niczym. Czy można było potraktować to analogicznie do budowy duszy? Nuta głowy jako umysł, serce jako emocje, a baza… cała reszta? Ciało?
      Powoli i z fascynacją przesuwa palcami po fiolkach, słoiczkach i etykietkach. Zapachy kwiatowe, korzenne, drzewne… słodkie… Nie wie jeszcze czego konkretnie szuka, choć wie że musi być w tym coś słodkiego i ostrego. Pieprz? Nie, coś wyjątkowego i niespotykanego. Coś gorącego niczym garam masala, ale i łagodnie kojącego.

      Han-gyeol

      Usuń
  36. Cisza, jaka zapada między nimi, jest kojąca i przyjemna. Oboje otworzyli się przed sobą, przyznali do swoich obaw… i nie wydarzyło się nic złego. W spokojnym milczeniu pozwalają tym uczuciom wybrzmieć. Nawet jeśli wszystko jest tak ciche i subtelne, Su-Jin zdaje sobie sprawę, że to co powiedział było olbrzymim krokiem, choć sam nie wie jeszcze w jakim kierunku. Pierwszy raz dobrowolnie odsłonił przed kimś swój lęk i otwarcie przyznał się do strachu. A jednak mimo tego, wcale nie czuje słabości i upokorzenia jak w Rzymie, jak wtedy gdy Liana odkryła w jego umyśle jego głęboko skrywane lęki. Teraz to było tak… naturalne.
    Uśmiecha się czując jak demonica pociera czołem o jego czoło. Jest w tym geście jakaś cudowna czułość. Bliskość, jakiej Han-gyeol nigdy wcześniej nie doświadczył. Obecność drugiej osoby, której w pełni ufa, przy której czuje się dobrze i komfortowo. Czuje jak ich oddechy mieszają się ze sobą, podobnie jak otaczająca ich energia. Przez tą jedną wyjątkową chwilę są tylko oni i nic więcej. Zanurzeni w błogim spokoju, którym obdarowują siebie nawzajem.
    Nawet, kiedy ta chwila przemija. Su-Jin wciąż czuje jej ciepło. Dotyk jej skóry i słodki smak jej oddechu. Gdyby miał wzorem Liany przypisać smak i zapach tej chwili do uczucia, to byłoby nim zaufanie.
    Zaufanie, które pachniało Lianą, smakowało słodyczą i rozgrzewało ciepłem…
    Patrzy na nią z zafascynowaniem, gdy tłumaczy mu znaczenie nut zapachowych porównując je do odczuć przy spotkaniu. Rozumie już, że nieco inaczej to sobie wyobrażał, choć miał poniekąd słuszność co do nuty serca. Teraz, gdy mu to wyjaśniła, wszystko wydaje mu się jeszcze bardziej niezwykłe i ciekawe.
    – Chyba rozumiem… – odpowiada w końcu, z uwagą chłonąc każde jej słowo.
    Powoli w jego głowie klaruje się obraz tego co chciał stworzyć. Jej słowa naprowadzają go na właściwe tory. Skupia się na uczuciach. Baza… Coś co kojarzyło mu się z umysłem Liany. I co musiało komponować się ze słodkim zapachem wanilii, aromatycznym cynamonem i cierpkim agrestem. Coś pikantnego jak pieprz, ale bardziej oryginalnego. Może ostry aromat chilli? Liana była jak deser ze słodkiej wanilii i ostrego chilli połączonego razem gorzką czekoladą. To porównanie sprawia, że uśmiecha się sam do siebie przebiegając wzrokiem po fiolkach. Wie już co będzie nutą serca, choć nie jest w stanie dostrzec odpowiedniej etykietki. Ale po kolei… Najpierw baza… Chilli, może odrobina wanilii, by podbić słodycz jej zapachu. I coś drzewnego? Przez zatrzymuje się przy drzewnych zapachach. Cedr, intrygujący agar… sandałowiec? Spośród drzewnych nut zapach sandałowca kojarzy mu się z czymś bliskim, z ulubionymi kadzidłami do aromatyzowania szat. Lubił czuć ten zapach blisko, tak jak lubił bliskość Liany. Może odrobinka dodałaby charakteru? Decyduje się to jeszcze przemyśleć. Na razie postanawia skupić się na sercu. Praktycznie od razu sięga po kardamon. Mocny, wręcz zbyt mocny, niezwykle aromatyczny, nic piękniej nie łączy się z cynamonem i słodyczą. Ale to nie kardamon ma być najważniejszym elementem i sercem całych perfum.
    – Szukam pewnego zapachu… – mówi nie widząc go wśród fiolek i słoiczków – Nie wiem jak tutaj się go nazywa, bo nie widziałem, by ktokolwiek tego używał… Javatri – mówi, używając nazwy w sanskrycie, i patrzy pytająco na Lianę – Chodzi o ten „kwiat” otaczający gałkę muszkatołową. Wygląda jak mała czerwona koronka oplatająca tą kulkę i jest zabójczo intensywny w smaku i zapachu – tłumaczy o co mu chodzi, przy okazji zdradzając jej składnik, który uważał za serce tego co tworzył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo właśnie Liana była jak javatri, kwiaty muszkatołowca. Niezwykła, intensywna, potrafiła zdominować każdą przestrzeń swoją obecnością i zapachem. Wyjątkowa i cenna… W końcu obok szafranu javatri należało do najdroższych przypraw. Kilogram tej przyprawy tworzono z niemal pięćdziesieciu kilogramów kwiatów. To był majątek mogący zapewnić dożywotnie bogactwo. Jeszcze bogatszy był smak i aromat tej cudownej rośliny. Niczym słodycz i płynny ogień w jednym. Zapach oblepiająco słodki i tak ostry, że można było poczuć jego palący smak w ustach. Naturalny afrodyzjak i jednocześnie coś uspokajającego, kojącego zmysły. Przyprawa, która w maleńkiej ilości nadawała niepowtarzalny aromat lub całkowicie zabijała wszystkie inne smaki. Taka właśnie była Liana. Tak smakowała jej energia, takie były jej emocje i cała jej dusza. Złożona, pełna przeciwieństw.
      Wraca do przeglądania fiolek. Musiał jeszcze dokończyć, wybrać nutę głowy i pierwsze wrażenie. Gałka muszkatołowa, bardziej cierpka i korzenna, podkreśli zarówno aromat javatri, zgra się z równie cierpkim agrestem, jak i aromatycznym cynamonem. Imbir świeży, nieco cytrynowy, ale łagodniejszy, idealny zarówno do słodyczy, jak i korzennych aromatów przypraw. Zastanawia się przez chwilę, po czym wybiera też mirrę, słodką, lekko cynamonową i… Waha się przez chwilę. Szafran. Szafran kusił go zapachem od początku. Czy dwie, najdroższe i najbardziej unikalne, kwiatowe przyprawy to nie zbyt wiele? Liana jest wyjątkowa… Słodki i delikatny szafran opisywał idealnie to, jaka wydawała się na pierwszy rzut oka. Wyjątkowa, cenna, fascynująca. Ale gdy poznawało się ją lepiej nie przypominała już eterycznego i słodkiego szafranu, lecz pełen pasji i ognia, krwistoczerwony kwiat muszkatołowca. Decyduje się na szafran.
      – To chyba tyle, nie wiem czy wszystkich użyję… – stwierdza zerkając na wybrane przez siebie składniki, wśród których brakowało mu tylko tego jednego, najważniejszego – Co teraz? – pyta przenosząc znów wzrok na Lianę.

      Han-gyeol

      Usuń
  37. Uśmiecha się z zadowoleniem, gdy Liana podaje mu brakującą fiolkę. Teraz może stworzyć to, co sobie wymarzył. W skupieniu przygląda się przyszykowanemu stanowisku i przytakuje tylko na kolejne wskazówki co do tego co powinien robić dalej.
    Przez chwilę pojawia się też w nim pewne uczucie zwątpienia. Choć potrafi wyobrazić sobie połączenie wybranych zapachów jako bardzo harmonijne i odzwierciedlające jego uczucia i to co chciał jej przekazać to przecież nie oznaczało, że będzie w stanie urzeczywistnić te wyobrażenia. Zapach mógł nie wyjść, okazać się nieprzyjemny, zbyt intensywny lub po prostu nie taki, jaki miał być. Czuje, że będzie musiał zrobić to bardzo bardzo ostrożnie.
    Odruchowo grupuje wybrane przez siebie zapachy na trzy grupki, zgodnie ze wspomnianymi nutami. Zerka jeszcze na Lianę, po czym przenosi całą uwagę na swoje robocze stanowisko.
    – Skoro nie dodaje się wody, to jak sprawiłaś, że perfumy dla mnie przypominają bardziej mgiełkę niż typowe ciężkie perfumy? – pyta jeszcze z ciekawością.
    Powoli przegląda wybrane zapachy zastanawiając się od których nut powinien zacząć. Czy tak samo jak przy wyborze? Od bazy? Po krótkiej chwili wahania decyduje się zacząć od nuty serca, w której miały znajdować się dwa najintensywniejsze zapachy. Musiał być pewien, że wszystkie inne będą dobrze do nich pasować…
    Z wielką ostrożnością dodaje każdy z aromatów po kropelce, obawiając się, że jedna kropla za dużo, zwłaszcza w przypadku javatri, od razu zniszczy całą kompozycję. Na razie decyduje się dodawać wszystkiego jak najmniej. Kilkakrotnie ostrożnie i z zachowanie dystansu wącha jak wypada połączenie kardamonu z javatri i czy przypadkiem kardamon nie wybija się na pierwszy plan. W końcu to javatri miało być najważniejsze. Kiedy efekt wydaje mu się zadowalający sięga po bazę. Odrobina wanilii, ledwie wyczuwalna, w końcu miała jedynie podbić waniliowy aromat Liany. Potem nieco więcej chili… Przez chwilę waha się nad sandałowcem starając się poczuć zapach swojej mieszanki i wybranego aromatu bez dodawania go. W końcu ostrożnie dodaje odrobinę. Znów w skupieniu ocenia swój zapach i jego proporcje, które bardzo uważnie koryguje. Kropelka po kropelce.
    Odrywa na chwilę wzrok od stanowiska i podnosi go na Lianę, czując na sobie jej spojrzenie. Uśmiecha się do niej nieco zmieszany, gdy tylko napotyka jej głębokie, zielone oczy. Demonica patrzy na niego w taki sposób, że teraz to Su-Jin czuje, że oddałby wiele za to, by wiedzieć o czym myślała wpatrując się w niego w ten sposób. Uchyla nawet usta, by ją o to zapytać, ale rezygnuje. Nie chce odrywać się od skupienia i tego co robił…
    Znów przenosi wzrok na stanowisko i ostatnie cztery zapachy, których jeszcze nie użył. Imbir, mirra i gałka muszkatołowa. Dodaje je powoli, mniej więcej w równych proporcjach, tak by odpowiednio łączyły się z zapachami, nie dominując ich. W końcu spośród nut głowy to szafran miał wyróżniać się najbardziej; to on miał tworzyć pierwsze wrażenie, podczas gdy pozostałe aromaty miały współgrać z nim i aromatami agrestu, cynamonu i wanilii.
    Po raz ostatni dokonuje pewnych poprawek czując, że wciąż proporcje nie są idealne. Zwłaszcza w nucie serca… Gdy w końcu osiąga zadowalający efekt proporcji między aromatami mieszanka wydaje się nieco zbyt mocna, zbyt intensywna. Słodycz oblepia jego zmysły, a ostrość zdaje się być niemal możliwa do posmakowania. Wszystko razem tonie w aromatycznej, ciepłej mieszance, nieco korzennej, aksamitnej niczym gorzka czekolada. Ale tak intensywnej… Może nawet drażniącej?
    – Nie wiem – odpowiada w końcu na pytanie Liany – Chyba wszystko jest gotowe, ale mam wrażenie, że zapach jest za mocny. Chciałbym by pachniał tak jak teraz, ale był delikatniejszy. Właśnie bardziej jak mgiełka – przyznaje podnosząc na nią wzrok.
    Teraz, gdy jego dzieło było gotowe, Han-gyeol czuje się nieco dziwnie na myśl, że ma jej opowiedzieć o tym co stworzył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Pomyślałem, że spróbuję opisać zapachem ciebie, tak jak ty opisałaś mnie – odzywa się w końcu. W jego głosie nagle brzmi pewna nieśmiałość. Su-Jin czuje, że dotyka całkiem innego, choć fascynującego świata, który jest dla niego czymś nowym i nieznanym, podczas gdy dla Liany to coś, w czym żyła całą sobą… Stara się jednak nie poddawać tym myślom ani zwątpieniu. W końcu, to jak z tańcem. Cokolwiek zrobi lub powie wie, że może liczyć na jej łagodność i wyrozumiałość.
      – Nuta głowy, pierwsze spotkanie, gałka muszkatołowa, mirra i imbir podkreślają to, co można dostrzec w tobie na pierwszy rzut oka, łączą się z zapachem wanilii, agrestu i cynamonu, ale też z zapachami, które wybrałem jako te najważniejsze. Mirra to słodycz i ciepło, z odrobiną ukrytej goryczy, gałka muszkatołowa lekko ostra, korzenna i aromatycznie wytrawna, wręcz elegancka, no i imbir ostry, ale orzeźwiający, bardzo subtelny. Ale najważniejszym zapachem tej nuty jest szafran, słodki, tajemniczy, niemal eteryczny i tak bardzo wyjątkowy. Tak widzę cię na pierwszy rzut oka, tak też postrzegałem cię przez większość czasu. Jako intrygującą, tajemniczą i subtelnie eteryczną, jako wyjątkową osobę o ciekawym wnętrzu, słodko-ostrym, ze skrywaną głęboko goryczą. Jako kogoś o wiele bardziej skomplikowanego i wyjątkowego niż chciałaś to pokazać – mówi, starannie opisując swoje uczucia, które z całych sił usiłował zamknąć w tej małej fiolce.
      – Teraz spojrzenie w głąb, w twoje serce i w nutę serca. Kardamon… Przyprawa, którą kocham i nienawidzę. Słodko piekący, aromatyczny tak bardzo, że oblepia zmysły, przejmuje każdą przestrzeń. Coś co mnie irytuje, czego nie znoszę… ale także co uwielbiam. Zapach od którego w pierwszym odruchu się odwracam nie mogąc go znieść, a potem i tak zawsze do niego wracam, zawsze rozkoszuję się herbatą z kardamonem i cynamonem, choć obiecuję sobie, że następnym razem po niego nie sięgnę. Tak samo mam z tobą, nie znoszę cię i uwielbiam. Mam ochotę cię zamordować, a jednak zapraszam cię do domu, meczysz mnie, zajmujesz całą moją przestrzeń, a ja mimo to pozwalam ci spać ze mną w łóżku – nieśmiałość znika, a twarz Su-Jina rozjaśnia szczery uśmiech, gdy mówi o tym jak bardzo jej nie lubi… i lubi jednocześnie – Ale to nie kardamon jest najważniejszym sercem tego zapachu, ani głównym uczuciem. Widzisz, szafran którym opisuje pierwsze wrażenie nie jest jedynym z kosztownych i najbardziej wyjątkowych kwiatów na świecie. Bo jest javatri. Kwiat muszkatołowca. I gdybym miał opisać cię jednym tylko zapachem i smakiem to byłby to właśnie javatri. Słodki jak najsłodszy cukier, palący niczym żywy ogień. Tak smakuje twoja energia i twoja krew, jak najsłodszy waniliowy cukier i najostrzejsze chilli w gorącej gorzkiej czekoladzie. Zapach pełen przeciwieństw, wyjątkowy i trudny. Tak cię właśnie widzę, jako słodką i delikatną, bezinteresownie i wręcz bezsensownie dobrą, nawet w chwilach kiedy na to nie zasługiwałem. Silną i odważną, pełną cudownej pasji, którą pozwoliłaś mi dostrzec. Złożoną i trudną… I tak jak javatri, wyjątkową. Tak intensywną, że łatwo cię przedawkować, ale też tak dodającą życiu niezwykłości, że ciężko mi wyobrazić sobie moje życie bez ciebie – uśmiecha się do niej, po czym zerka nieco zaczepnie – W Indiach, ojczyźnie javatri, używa się jego aromatycznego olejku na dwa sposoby. Jako niesamowicie silnego afrodyzjaku, ale także jako lekarstwa, które uśmierza niepokój i uspokaja. To też do ciebie pasuje. Dla innych jesteś zmysłową i seksualną istotą. A dla mnie jesteś tym kojącym olejkiem, który uspokaja. Kimś komu mogę zaufać i czuć się dobrze, nawet pomimo bliskości, która w innym wypadku byłaby dla mnie nie do zniesienia. Tak cię widzę, tak postrzegam twoje serce Liana, twoje uczucia. I wiem, że tak jak w przypadku javatri, jesteś na tyle złożona, że nawet po długim czasie wciąż będę w stanie odkrywać w tobie coś nowego – mówi szczerze. Bierze głębszy oddech, znów czując, że zaczyna mówić to wszystko niemal jednym tchem, wpadając w swoją pasję do opowiadania.

      Usuń
    2. – No i baza… Wanilia i chilli, chyba domyślasz się już dlaczego – uśmiecha się tylko – dwie skrajności, które w sobie łączysz. Moja słodka przyjaciółka i piekielna podła kreatura. Ten zapach miał tworzyć harmonijną całość zarówno z zapachem jaki sama sobie nadałaś, jak i z tym jak opisałem ciebie poprzez nutę serca. Podkreślać te najważniejsze cechy, obie strony twojej natury, które są dla mnie równie ważne. A na koniec… Sandałowiec to coś ode mnie. Odrobina mojego egoizmu i moich własnych wspomnień. To mój ulubiony spośród drzewnych zapachów, kadzidło, którym pachniały zawsze moje ubrania i inne tkaniny; moja pościel i po prostu mój dom. To zapach, który kojarzy mi się z komfortem, domowym ciepłem i czymś bezpiecznym. Opisuje moje uczucia kiedy jesteś blisko i kiedy czuję twój dotyk. Tak… – na chwilę milknie – Tak właśnie cię postrzegam. Chciałem by ten zapach zamykał w sobie te uczucia i kojarzył ci się z tym jak cię widzę i kim dla mnie jesteś Liana…

      Han-gyeol

      Usuń
  38. Zastanawia się przed chwilą nad wodą kwiatową obawiając się, że może ona zmienić zapach perfum, które udało mu się stworzyć. W końcu wybiera jednak bezpieczną opcję i dodaje odrobinkę alkoholu, by nieco złagodzić intensywność zapachu, nadać mu wciąż bardzo wyraziste, ale nieco subtelniejsze proporcje. Tak, chyba teraz było tak jak powinno…
    Przez chwilę po jego słowach panuje między nimi milczenie.
    Wpatruje się w twarz Liany, starając się wyczytać z niej coś więcej, chce dostrzec w jej oczach emocje i reakcje na to wszystko co z siebie wyrzucił, pozwalając sobie płynąć na fali uczuć, dzięki którym udało mu się stworzyć to pierwsze małe i niepozorne dzieło, ale za to jakże wyjątkowo bliskie sercu.
    Su-Jin dostrzega w jej oczach niepewność, gdy słuchała tego wszystkiego, dostrzega jak przygryza wargę, a jej kruche ciało drży delikatnie walcząc z emocjami. Nie dostrzega jednak negatywnych emocji, ani urazy z powodu tego, że pozwolił sobie opisać ją w ten sposób.
    Gdy w końcu słyszy jej głos i widzi miękki uśmiech, czuje wyraźną ulgę i radość. Uśmiecha się tylko, gdy Liana stwierdza, że zrozumiał wszystko aż zbyt dobrze. Ich spojrzenia znów się spotykają, a Han-gyeol nie jest w stanie oderwać wzroku od jej szmaragdowych oczu. Teraz to on chłonie każde jej słowo. Tak bardzo chciał by czuła się wyjątkowa i cenna. Wartościowa. Jeśli tym wszystkim udało mu się sprawić, by choć na chwilę się tak poczuła, to czuje, że osiągnął sukces.
    Dostrzega niespodziewany rumieniec na jej twarzy i nagle zdaje sobie sprawę, że nigdy jej takiej nie widział. Tak uroczo niewinnej i zawstydzonej… Patrzy na nią z czułością i uśmiecha się łagodnie. Z jakiegoś powodu rozczulał go ten widok. Liana wyglądała teraz uroczo i ślicznie, zwłaszcza gdy usiłowała ukryć zawstydzenie. To było tak szczere, tak cudownie prawdziwe. I piękniejsze niż jakiekolwiek miłe słowa. W końcu jej własne ciało zdradzało to, jak bardzo udało mu się ją poruszyć, dotknąć jej delikatnych i wrażliwych emocji.
    Potem czuje delikatny i ciepły dotyk jej dłoni na swojej twarzy. W pierwszej chwili jego skórę przebiega leciutki, choć zaskakująco przyjemny dreszcz, który po chwili ustępuje miłemu uczuciu bliskości. Czuje jak Liana delikatnie gładzi kciukiem jego policzek, a on chce chłonąć ten dotyk. Chce wtulić twarz w jej dłoń i trwać w tej pieszczocie.
    Zaraz jednak dostrzega jak Liana nieco się zbliża. I chociaż w spokoju przyjmuje każdy czuły gest jakim chciała go obdarować, jego serce reaguje i mimowolnie przyśpiesza. Ciepły dotyk jej miękkich ust na jego policzku przepełnia jego niespokojne serce czułością. Po raz kolejny chłonie ten dotyk, tą słodką i niewinną pieszczotę, w której zamkniętych było tyle cudownych i delikatnych uczuć. Na moment przymyka oczy, by jeszcze bardziej skupić się na dotyku. Na tym jak aksamitnie miękkie były jej usta, jak przyjemny był jej oddech i jak szybko biło jej serce. Zupełnie tak szybko jak jego własne, a może nawet szybciej.
    Gdyby mógł zatrzymałby tą chwilę, trwałby w niej przez kolejne godziny.
    Ale wszystko powoli przemija. Choć w tym wypadku Su-Jin ma wrażenie, że przemija zbyt szybko.
    Uśmiecha się w odpowiedzi na jej słowa i dotyka jej dłoni. Czuje jak Liana po raz kolejny przesuwa kciukiem po jego policzku. Na chwilę wtula bardziej twarz w jej dłoń, niemo dziękując jej za kolejną magiczną chwilę.
    – Przepraszam – stwierdza z uśmiechem w odpowiedzi na to, że prawie wyrwał jej serce.
    Niechętnie puszcza jej dłoń i pozwala jej się odsunąć.
    Zbliża się do blatu i wyjmuje fiolkę ze stojaczka.
    – Może kiedyś… – odpowiada – Cieszę się, że mnie tu zabrałaś i pokazałaś to wszystko. Chętnie cię tu jeszcze odwiedzę – stwierdza posyłając jej łagodny uśmiech.
    Powoli podsuwa fiolkę w jej kierunku, by mogła poczuć zapach, który do tej pory jedynie opisywał. Ma nadzieję, że po jego słowach sama woń nie będzie dla niej rozczarowująca, ani zbyt intensywna.
    Z zaciekawieniem obserwuje jej reakcje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obawia się, nawet jeśli sam zapach nie był udany, to emocje w niego włożone były czymś pięknym i ważnym, czymś wartościowym dla nich obojga. I już samo to, było wystarczające.
      – Nie możesz zachować moich słów, ale wszystko co powiedziałem zamknąłem w tym zapachu… – mówi w końcu i powoli zamyka fiolkę. Upewnia się, że zrobił to dobrze i szczelnie, po czym ujmuje dłoń Liany i wkłada w nią swoje małe dzieło – Dlatego zachowaj tą fiolkę. Chcę, by przypominała ci o tym wszystkim co ci dzisiaj powiedziałem i o tym jak cię postrzegam. – Delikatnie zaciska jej palce na szkle, tak by całkowicie zamknęła jego podarunek w swojej dłoni.
      – Mam nadzieję, że ten zapach będzie ci przypominał jak cenna, niezwykła i wyjątkowa jesteś dla mnie… Że jesteś kimś wartościowym – dodaje cicho, znów łapiąc jej spojrzenie i na chwilę spoglądając w jej głębokie, zielone oczy.

      Han-gyeol

      Usuń
  39. – Przepraszam, żebyś nie myślała, że celowo planowałem wyrwać ci serce – odpowiada uśmiechając się do niej nieco zaczepnie.
    Przygląda jej się badawczo widząc jak znów przygryza wargę, wyraźnie walcząc z jakimiś kotłującymi emocjami. Najbardziej jednak czeka na coś innego, na jej reakcję odnośnie zapachu; na jakikolwiek gest lub wyraz twarzy zdradzający czy podobała jej się ta woń. Tak specyficzna i inna, być może nawet łamiąca pewne schematy, o których wcześniej mówiła. Gdy w końcu słyszy cichutkie, rozkoszne sapnięcie z ust Liany, nie potrzebuje już niczego więcej.
    Na jego twarzy pojawia się pełen zadowolenia i satysfakcji uśmiech. Czuje się dumny z siebie, że nie tylko był w stanie zrozumieć jej sposób patrzenia na świat i przekazać jej wszystkie swoje uczucia poprzez opowieść o zapachach, ale także udało mu się stworzyć coś, co było piękne i przyjemne. Coś, co Liana mogła docenić nie tylko jako jego przyjaciółka, rozumiejąca wartość emocjonalną tej maleńkiej fiolki, ale także jako artystka kochająca piękne zapachy.
    Z uśmiechem wsłuchuje się w jej słowa. Jego palce delikatnie przesuwają się po jej zaciśniętej dłoni, w której zamknął fiolkę. Z czułością gładzi jej dłoń w odpowiedzi na jej zapewnienie, że zwiąże to wspomnienie z tym miejscem. Czuje jak jego serce bije szybciej na samą myśl, że właśnie wzbogacił Desiderium o coś bliskiego jej sercu.
    Lekko uchyla wargi, chcąc zapytać ją co miała na myśli mówiąc o tym, że to wydaje się jej wystarczające. Wystarczające pod jakim względem? Nie pyta jednak o nic. Zamiast tego łapie jedynie głębszy oddech i słucha kolejnych słów.
    Jej wyznanie jest smutne. Po raz kolejny czuje bunt przeciwko temu jak Liana o sobie mówiła. Przeciwko temu, co usiłował wmówić jej Earl… że była niewystarczająca. Niewystarczająca dla niego? Niewystarczająca pod jakimś innym względem? Han-gyeol czuje, że gdyby tylko mógł zrobiłby wszystko, żeby w końcu przestała tak o sobie mówić. Rozumie jednak, że to było coś o wiele bardziej złożonego, coś co tkwiło w niej na tyle głęboko, że nie będzie w stanie sprawić, by o tym zapomniała; by przestała. Wie jednak, że będzie się starał.
    Gdy czuje dotyk jej czoła i jej bliskość odruchowo obejmuje ją delikatnie jedną ręką.
    Słucha jej dalszych słów, które są jak deszcz, który koi niedawny smutek. Może nie był w stanie zmienić w pełni tego jak na siebie patrzyła, ale był w stanie coś zmienić, coś w niej poruszyć, pokazać jej inną perspektywę… Jeśli wyrywał jej tym serce, to czuje, że chce to robić dalej. Wyrwać jej serce i zaopiekować się nim, uleczyć z ran, które jej zadano; które zadał jej Earl i inni, którzy ją skrzywdzili, którzy tak bardzo wypaczyli jej spojrzenie na samą siebie.
    A potem czuje jak Liana dotyka jego serca. Nie tylko dosłownie, gdy jej smukłe palce niemal perfekcyjnie dotykają blizny na jego piersi. Robi to też w przenośni mówiąc mu to wszystko… Wszystko, czego Su-Jin wciąż nie zdążył w pełni uporządkować w swojej głowie, ani tym bardziej nie zdążył w jakikolwiek sposób przepracować. Ani podziękować…
    Tym razem to on przygryza wargę, nieco nerwowo. Równie nerwowo przełyka też ślinę mając wrażenie nagłej suchości w ustach i ogarniającego go niepokoju. Mimo wszystko nie odwraca wzroku od jej oczu, w których dostrzega teraz tańczące refleksy kolorowego światła.
    Uśmiecha się tylko słysząc jej samolubną prośbę. Albo życzenie. Desiderium.
    – Tego właśnie sobie życzysz? – pyta z uśmiechem, nieco prowokacyjnie, wciąż patrząc jej głęboko w oczy.
    Dopiero po chwili spuszcza wzrok. Wolną ręką sięga do jej dłoni, której palce delikatnie dotykały ukrytej pod ubraniem blizny. Ujmuje jej dłoń, ale nie odsuwa jej, wręcz przeciwnie, przesuwa nieco i dociska do swojej piersi, tak by dotykała nie tylko jednego miejsca, ale niejako całego serca, czuła wyraźnie jego silne bicie zupełnie tak, jakby trzymała je w dłoni.
    – Wciąż ci za to nie podziękowałem… – mówi cicho, patrząc na ich dłonie – Ani nie przeprosiłem za swoje zachowanie w Rzymie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Han-gyeol czuje, że to była dobra chwila, by w końcu jej to wszystko powiedzieć.
      – Przepraszam – mówi szczerze – Byłem okropny. Nie chciałem zaakceptować faktu, że możesz robić to wszystko bezinteresownie, tak jak nie chciałem przyjąć twojej pomocy. Jeszcze bardziej byłem wściekły na to co powiedziałaś, że jesteś dla mnie ważna, że się do ciebie przywiązałem. Wiedziałem, że to prawda i miałaś rację, ale potrzebowałem czasu, by przyznać się do tego przed samym sobą. Przepraszam, że musiałaś to znosić… i dziękuję, że mimo to mnie nie zostawiłaś – wyznaje. Celowo zaczyna od tego, co było dla niego łatwiejsze. Czuje przerażenie na myśl o tym, że pierwszy raz w życiu przyznanie się do błędu i przeproszenie jest dla niego czymś łatwiejszym.
      Wzdycha tylko, nie wiedząc od czego zacząć.
      – Może wydawać ci się, że zmieniłem się tak nagle, ale… ten czas kiedy się nie widzieliśmy. Od powrotu z Rzymu, aż do chwili gdy do mnie przyszłaś. Cały ten czas myślałem o tym co mówiłaś, co zrobiłaś… I nie wiem co mam ci powiedzieć Liana – wyznaje szczerze, znów czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Podnosi wzrok na nią, na jej piękne szmaragdowe oczy, jakby szukał w nich jakiejś pomocy.
      – Dziękuję ci… Uratowałaś mnie. Moje serce bije teraz tylko dzięki tobie. Całe moje obecne życie to tak naprawdę prezent od ciebie. Miałaś wiele okazji by mnie skrzywdzić, dałem ci też dość pretekstów by mnie zostawić, a mimo to… Jak miałbym teraz… – czuje, że głos zaczyna mu lekko drżeć. Uśmiecha się z irytacją na samego siebie i na to co się z nim właśnie działo. Znów przygryza wargi. Mocno. Boleśnie. Niemal do krwi. Zmusza się do zyskania kontroli nad tym wszystkim, by powiedzieć jej to co myślał.
      – Jak miałbym teraz nie oddawać ci mojego serca? Nie otworzyć go dla ciebie? – mówi w końcu. Czuje, że gdyby tylko na to pozwolił łzy napłynęłyby mu do oczu. Czuje ich smak w swoim gardle, gdy walczy dalej z samym sobą o to, by zachować spokój i opanowanie.
      – Co jeszcze mam ci powiedzieć Liana? Dziękuję ci, za wszystko co dla mnie zrobiłaś, za życie, które mi uratowałaś i za to, że po prostu jesteś. Chcesz moje serce? – uśmiecha się, choć nie potrafi nawet określić czy ze wzruszenia czy z nerwów – Jest twoje. Wywalczyłaś je sobie burząc wszystkie moje mury. Uratowałaś je i zaopiekowałaś się nim. Zadbałaś o to by mieć w nim swoje miejsce już na zawsze, więc… Komu innemu miałbym je dać, jeśli nie tobie Liana? Jeśli to jest twoje życzenie, to proszę – dociska jej dłoń do swojego serca – jest całe twoje.

      Han-gyeol

      Usuń
  40. – Mhm… Rozgryzłaś mnie... – mruczy z rozbawieniem. Poza tym, może rzeczywiście w jakiś sposób to wszystko zaplanował? Uparcie realizował plan ukazania Lianie nieco innego spojrzenia? Kto wie, w końcu zbyt często zdarzało mu się o tym myśleć.
    Nie odrywa spojrzenia od jej szmaragdowych oczu. Kiedy słyszy jak Liana szeptem wymawia jego imię; to prawdziwe imię, Han-gyeol; czuje lekki dreszcz przebiegający jego ciało. Ma wrażenie, że jego ciało delikatnie drży z powodu nadmiaru tłumionych emocji, ale także ulgi, że w końcu jej to wszystko powiedział, że zrzucił z siebie cały ten emocjonalny ciężar.
    Nie odrywa wzroku od Liany, gdy ta dotyka jego ust. Czuje lekkie mrowienie, gdy jej palec delikatnie rozmasowuje jego wargę. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, jak mocno musiał przygryźć usta, skoro te niemal zdrętwiały. Tym bardziej przyjmuje kolejny opiekuńczy dotyk demonicy, mając wrażenie, że gdyby tylko mogła obdarowałaby czułościami każdą jego ranę, bliznę czy skrawek ciała, w którym mógł odczuwać najmniejszy nawet ból. Ta myśl wydaje się Su-Jinowi zarówno piękna, jak i przerażająca.
    – Niepotrzebnie… – odpowiada łagodnie na jej słowa – Potrzebowałem czasu, by sobie to wszystko poukładać. Ostatecznie ułożyło się dobrze – mówi dotykając delikatnie jej podbródka i zmuszając, by nie uciekała mu swoim spojrzeniem.
    Jej dłonie ujmują jego twarz, a on chłonie ten dotyk. Z ufnością poddaje się jej smukłym palcom, które suną po jego skórze. Ten dotyk wciąż jest w jakiś sposób dziwny i obcy, tak bardzo nowy… Mimo to, mimo że wciąż się go uczył, Han-gyeol czuje przyjemność z tego, co robiła Liana. To jak dotykała jego twarzy, jak przesuwała palcami po jego wrażliwej skórze, było pełne czułości i ciepła. Tak niewinne i subtelne. Chłonął te uczucia całym sobą, był ich niemal spragniony po tych wszystkich wiekach samotności i dystansu. To co działo się teraz… Czuł się jakby był spękaną od suszy ziemią, a ona upragnionym deszczem.
    Znów czuje dotyk jej aksamitnie miękkich, ciepłych ust. Odruchowo pochyla się nieco, pozwalając jej na te słodkie, niewinne pocałunki. Jej delikatne wargi obdarowują go pieszczotami. Mimowolnie uśmiecha się czując jak Liana składa kolejne czułe pocałunki praktycznie na całej jego twarzy. Na moment zamyka oczy, całkowicie tonąc w tej pełnej uczuć chwili, która mogłaby trwać wiecznie. Delikatnie ociera się twarzą o jej twarz, policzkiem o policzek. Przesuwa ustami po jej policzku i skroni. Czuje, że chce jakoś odpowiedzieć na to wszystko, także obdarować ją choć jednym czułym pocałunkiem…
    Ale tego nie robi. Pozwala jej odsunąć się nieco, tak by mogła znów spojrzeć mu w oczy. Wpatruje się w jej szkliste od łez spojrzenie i z uwagą słucha jej wyznania.
    – Tak wiem… – odpowiada cicho, niemal szeptem, po czym uśmiecha się do niej z czułością – Nadal cię nienawidzę Liana. Teraz chyba nawet bardziej niż kiedykolwiek – wyznaje, a jego słowa kompletnie nie pasują do łagodnego i pełnego czułości tonu, oraz sposobu, w jaki wpatruje się w jej oczy – Zrobiłaś mi coś czego ci nie wybaczę. Spętałaś mnie i przywiązałaś do siebie, sprawiłaś, że cię potrzebuję i nie chcę żyć bez ciebie. Nienawidzę cię za to… Mogę czekać na ciebie tysiąc lat, ale jeśli kiedykolwiek mnie zostawisz, odejdziesz albo zranisz serce, które ci dałem to poświęcę nawet kilka tysięcy lat, by cię wytropić i zabić za to co mi zrobiłaś. Przysięgam ci to… – ostatnie słowa wypowiada cicho, niemal szeptem, wprost do jej ucha. Znów delikatnie ociera się twarzą o jej twarz, po czym dociska usta do jej skroni i składa na niej długi, pełen uczucia pocałunek. Niczym przypieczętowanie słów, które przed chwilą jej powiedział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwilę ciszy przerywa dopiero słodki śmiech Liany. Su-Jin odpowiada jej wesołym uśmiechem, gdy czuje jak jej nos sunie po jego skórze, a każde wypowiedziane słowo omiata jego twarz ciepłym oddechem. Z zaciekawieniem wpatruje się w jej oczy, rozbawiony jej słowami.
      – Więc to był twój plan od początku… – mówi w końcu posyłając jej złośliwy uśmieszek – Dość udawania, rozgryzłem cię. Ratowałaś mnie i opiekowałaś się mną, tylko po to żeby zdobyć moje serce. Może nawet sama nasłałaś na mnie te wiedźmy… A teraz kiedy udało ci się zdobyć ode mnie zapewnienie, że moje serce należy do ciebie realizujesz dalszy, podstępny plan. Nie możesz zrobić ze mnie swojej ofiary, to robisz wszystko, by zniewolić mnie w inny sposób. Podła manipulatorka… – mówi złośliwie, nie kryjąc nawet swojego rozbawienia całą sytuacją.

      Han-gyeol

      Usuń
  41. Chłonie każdą czułość. Każdy dotyk jej dłoni lub miękkich ust błądzących po jego twarzy. Każdy jej nierówny oddech, którego ciepło czuje na swojej skórze. Chłonie całą tą bliskość i każdy, nawet najmniejszy, jej element. Han-gyeol poddaje się temu wszystkiemu z ufnością. Nie czuje już dyskomfortu ani spięcia. Choć wszystko wciąż jest nowe i dziwne, czuje jedynie mieszaninę elektryzującej fascynacji i prostej, spokojnej przyjemności, która przypomina mu o słowach Liany z ich pierwszej naprawdę szczerej rozmowy. Nie rozumiał wtedy co miała na myśli mówiąc o cieple i bliskości drugiej osoby. Teraz w końcu to zrozumiał.
    Nie odsuwa się od niej ani na chwilę. Czuje jak jej palce zaciskają się na materiale jego ubrania, w niemej prośbie by jej nie uciekał. Nie musi go o to prosić. W tej chwili Su-Jin nie wyobraża sobie tego by mógł się od niej oderwać i przerwać tą cudowną chwilę niewinnej czułości, której oboje byli tak spragnieni. Z uśmiechem delikatnie przesuwa wargami po jej policzku ośmielając się w końcu na krótki, delikatny pocałunek, mający być odpowiedzią na wyznanie tego, że ona również go za to nienawidziła.
    Jej policzki są gorące, płoną słodkim rumieńcem. Czuje ich rozgrzewające ciepło pod swoimi ustami. Z trudem odrywa się od jej twarzy i tego rozkosznego ciepła, by znów uchwycić jej spojrzenie. Uśmiecha się do niej łagodnie, by po chwili zaśmiać się cicho na jej odpowiedź.
    – Powodzenia – odpowiada złośliwie – Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny. Może i zdobyłaś moje serce, ale to nie znaczy, że pozwolę ci je uwieść – posyła jej prowokujący uśmiech, po czym także powoli się od niej odsuwa.
    Choć żałuje, że ta chwila czułości minęła, czuje wewnętrzny spokój. Wie, że tak jest lepiej; że gdyby przeciągali to dłużej, pozwalali sobie na więcej, mogłoby to być w jakiś sposób niewłaściwe. Gdzieś w głębi duszy Han-gyeol zdaje sobie sprawę, że wszystko dzieje się zbyt szybko i zbyt intensywnie. Rozumie, że setki lat świadomej samotności wpłynęły na niego bardziej, niż do tej pory sądził. Dlatego teraz wszystko było dla niego tak intensywne… Wie, że jeśli nie zachowa zdrowej równowagi może zatracić się w tych nowo odkrytych uczuciach, a tego nie chce. Woli odkrywać wszystko powoli, cieszyć się bliskością Liany i obdarowywać ją tym samym.
    – Jeśli nie masz tu już nic do załatwienia – stwierdza, obserwując z przyjemnością Lianę, która znów krząta się po swoim małym królestwie.
    Uśmiecha się jedynie w odpowiedzi na jej pytanie. Deseru nie był w stanie odmówić.
    Odprowadza ją wzrokiem do drzwi, by po chwili do nich podejść. Fakt, że Liana opuściła na chwilę sklep sama i pierwszy raz oddaliła się od niego dalej niż na parę metrów sprawia, że jest z niej dumny. Czuje, że to pewien mały krok, by przestała bać się Earla, a co za tym idzie, by w przyszłości była w stanie się z nim skonfrontować i odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Z drugiej strony Su-Jin czuje też pewien niepokój. Wpatruje się w ulicę i znajdującą się naprzeciw kawiarnię, choć i tak wie, że nie będzie w stanie zobaczyć niczego istotnego. Jego wzrok jest zbyt słaby, by wyraźnie wyłapać twarze czy jakiekolwiek szczegóły. Wszystko rozmywa się w postaci kształtów i kolorów, niczym na impresjonistycznym obrazie. Mimo pokusy, by wyjść chociaż przed sklep, by móc skorzystać z pozostałych zmysłów, nie robi tego. Musi pozwolić Lianie na ten drobny, samodzielny krok, by ją wzmocnić. Chce być dla niej wsparciem, a nie opiekunem trzymającym ją przez cały czas za rękę.
    Gdy w końcu Liana wraca, odsuwa się od drzwi i wita ją z uśmiechem.
    – Obawiam się, że uwielbiam kajmak, budyń i truskawki – stwierdza z rozbawieniem – solony karmel nieco mniej, w końcu deser musi być słodki. Ale będę tak miły i ukradnę ci tylko kawałek – mówi zaczepnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Mhmm, same wspaniałości – stwierdza, słuchając co kupiła – Uwielbiam słodycze – przyznaje w końcu – Mógłbym jeść praktycznie same desery, im słodsze tym lepsze – dodaje przyglądając się jak Liana wypakowuje słodkości, których zapach niemal natychmiast wypełnia jego nozdrza.
      – Będę musiał cię kiedyś zabrać do kawiarni koło uniwersytetu. Mają tam fantastyczne ciasta i ciasteczka, spodobają ci się zwłaszcza te maślane – uśmiecha się do niej odrobinę złośliwie – No i cudowne sorbety, nawet te mniej popularne i egzotyczne – mówi, wyraźnie ożywiony tematyką słodkości – Szkoda tylko, że w Woodwick nie ma żadnej restauracji z koreańskimi deserami, czasem brakuje mi tych smaków… – dodaje.

      Han-gyeol

      Usuń
  42. Uśmiecha się z rozbawieniem, gdy słyszy jaką Liana miała o nim opinię.
    – Nie… Nie lubię gorzkiego. Dlatego nie piję alkoholu – stwierdza – Za kwaśnym też nie przepadam, ale nie aż tak jak za gorzkim. Lubię smaki słodkie i pikantne, zwykle też mocno aromatyczne, dlatego mam słabość do kuchni indyjskiej. A ty? – pyta z zaciekawieniem, zdając sobie sprawę, że poza informacją o kajmakowych babeczkach, nie ma pojęcia o kulinarnych upodobaniach Liany.
    – Mhm – mruczy tylko – Rozumiem sugestię, że muszę sobie zapracować na deser jak twoi szefowie kuchni – posyła jej złośliwy uśmiech. Choć oczywiście nie ma nic przeciwko czemuś takiemu.
    Zerka na nią z rozbawieniem, gdy słyszy jej odpowiedź.
    – Może jeszcze mam ci kupić kwiaty? – pyta z udawanym oburzeniem, po czym uśmiecha się tylko wesoło widząc, że zrozumiała jego aluzję. Przez chwilę Su-Jin ma ochotę pociągnąć ten temat i spytać czy może gustowała tylko w jednym i bardzo konkretnym maślanym ciasteczku, ale chyba woli tego nie robić. Czuje, że mógłby niechcący wkroczyć na trudny temat, o którym nie chciał rozmawiać. A już na pewno nie teraz, kiedy wszystko było tak przyjemne i beztroskie jak teraz.
    – Zapewne, ale chyba przeceniasz moje możliwości Liana – uśmiecha się – Przez wieki nabrałem wprawy, ale daleko mi do szefa kuchni. Pewnych skomplikowanych przepisów nie nauczę się pewnie jeszcze przez najbliższych sto lat. Ale może coś prostszego… Jeśli mi pomożesz – dodaje zerkając w stronę demonicy.
    Powrót do domu, choć niezbyt długi, nieco go męczy. Pomimo zbliżającego się powoli deszczu jest zbyt słonecznie, nawet krótki spacer do samochodu czy z samochodu do domu wystarcza, by Han-gyeol nie czuł się szczególnie komfortowo. Wiosna jeszcze na dobre się nie zaczęła, a on już czuje, że tęskni za zimą, albo ponurym listopadem… Gdy w końcu znajduje się w domu pośpiesznie przebiera się w domowe ubrania i kremuje lekko podrażnioną słońcem skórę na twarzy i dłoniach.
    Gdy zjawia się w salonie dostrzega Lianę przyglądającą się zdjęciu, które wczoraj tu zostawił.
    – Jest ładne – stwierdza podchodząc bliżej i zerkając jej przez ramię na fotografię – Oboje wyglądamy tu tak… jakbyśmy byli szczęśliwi i nie groziło nam nic złego. I cała ta scena wygląda dosć magicznie, nie sądzisz? – waha się przez chwilę, ale ośmielony jej wyznaniem dodaje po chwili – Też się tak czułem. Dlatego zachowałem się wtedy jak kompletny dupek, bo przeraziło mnie to jak się przy tobie czułem i co myślałem. Teraz pewnie potrafiłbym docenić tamtą chwilę na tarasie – wyznaje szczerze, po czym uśmiecha się – Chyba dlatego chcę zachować to zdjęcie, żeby zatrzymać to wspomnienie. Zdjęcia są trochę jak zapachy, potrafią zamknąć w sobie pewne wspomnienia, zachować je… – mówi, ale szybko żałuje swoich słów.
    Kolejne wyznanie Liany o zdjęciach jakie robił jej Earl przypomina mu tych kilka fotografii, które zobaczył wczoraj. Znów stają mu przed oczami tamte widoki. Krew na jej udach, złamany nos, jej umęczone ciało i dłonie Earla. Znów czuje to samo uczucie obrzydzenia, jak i bezsilnej wściekłości. Na Earla, na przeszłość, której nie można było już zmienić…
    Ma chęć spytać ją o te sesje, o to co się wtedy działo i co właściwie Earl jej robił, ale nie jest pewien czy będzie w stanie tego słuchać. Poza tym nie chciał naciskać, ani zmuszać Lianę do wracania do tych wspomnień. Jeśli będzie czuła się na siłach sama mu o tym powie, sama zdecyduje czy chce podzielić się tym ciężarem czy nie.
    Nic nie mówi, jedynie delikatnie ujmuje jej ramiona i opiera podbródek o czubek jej głowy. Jego dłonie dotykają jej dłoni dając jej tym samym znać, że nie musi mierzyć się z tym sama; że jest cały czas obok niej.
    – Tak, lubię – odpowiada łagodnie, gdy tylko Liana zmienia nieprzyjemny temat – Fotografia była dla mnie cudownym odkryciem. Tak naprawdę dopiero wtedy mogłem dokładnie zobaczyć jak wyglądam. Wyobrażasz to sobie? Po kilku wiekach… – mówi z pewnym rozbawieniem – A zresztą… Chcesz zobaczyć? – pyta, po czym dość niechętnie odsuwa się od niej i znika na chwilę w swoim gabinecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnajduje stary, gruby album, ukryty bezpiecznie w jednej z zamkniętych na kluczyk szafek, po czym wraca do Liany i usadawia się wygodnie na kanapie. Otwiera album na pierwszej stronie, starannie zabezpieczonej folią, gdzie znajduje się najstarsza z fotografii. Pierwsza jaką sobie zrobił.
      – Wtedy kosztowała mnie majątek – stwierdza z uśmiechem – Jechałem aż do stolicy, żeby sobie je zrobić…
      XIX–wieczna fotografia jest zdjęciem portretowym, przedstawiającym Su-Jina w tradycyjnym koreańskim stroju, choć bez nakrycia głowy, w rozpuszczonych włosach, choć nieco staranniej ułożonych niż zwykle.
      Han-gyeol przez chwilę przygląda się fotografii, nim decyduje się przełożyć stronę.
      – Potem zacząłem dość intensywnie się fotografować – mówi zerkając na kolejne zdjęcia. Już nie tak duże, ani profesjonalne, wykonywane raczej w plenerze lub domu.
      – To był mój dom – wskazuje fotografie na tle niedużej i dość prostej posiadłości – w Daejeon. W 1885 roku otworzyli tam uniwersytet, pierwszy którym się zainteresowałem… O tutaj właśnie jestem przed uniwersytetem – wskazuje fotografię wykonaną na tle niesamowicie brzydkiego i topornego budynku przypominającego raczej fabrykę niż uczelnię wyższą – Pai Chai University, dzisiaj to przepiękne, nowoczesne miejsce, ale wtedy… sama widzisz – mówi.
      Przebiega wzrokiem kolejne zdjęcia, których w większości nie musi tłumaczyć. Przedstawiają po prostu jego, w domu, zwykle pozującego do zdjęcia na krześle lub na stojąco. Na większości fotografii nosi tradycyjne koreańskie stroje, choć jak zwykle w swoim stylu, nieco luźnym, nieformalnym, bez spiętych włosów ani nakryć głowy.
      – Na swoje czasy ubierałem się „niestosownie” – stwierdza wskazując jedną z fotografii w narzuconym niedbale płaszczu – Tu widać to bardzo dobrze, nie wiązałem odpowiednio płaszcza, by ukryć sylwetkę, mimo luźnego stroju za bardzo podkreślałem to jak jestem szczupły, nie wiązałem włosów jak na dżentelmena przystało, ani nie nosiłem stosownych nakryć głowy. No chyba że wychodziłem na słońce… – przewraca stronę i z uśmiechem rozbawienia wskazuje na fotografię w tradycyjnym koreańskim stroju. Poprawnym i stosownym. – Jako dżentelmen i wzorowy profesor powinienem ubierać się tak jak tutaj – mówi starając się zachować powagę. Zerka na Lianę, by sprawdzić czy i ją bawi jego zdecydowanie nienaturalny wygląd.
      – Tu moja pierwsza praca na uniwersytecie… Nie miałem jeszcze pomysłu na siebie – opowiada dalej, przeglądając kolejne fotografie, wiele z nich to grupowe zdjęcia pracowników uczelni lub fotografie z uroczystości akademickich.
      Kolejne strony to mieszanina podobnych zdjęć, choć wciąż zdecydowanie najwięcej tu po prostu prywatnych fotografii. W domu, w ogrodzie oraz tych bardziej profesjonalnych w studiu fotograficznym. Na jednej z tych w studiu znajduje się w towarzystwie poważnej, szczupłej kobiety z włosami splecionymi w warkocz, ubranej w tradycyjny, choć prosty, strój. Kobieta na zdjęciu stoi dość blisko i trzyma go za ramię w dość poufałym jak na pozowaną fotografię geście.
      – A to ze znajomą, też gang-si – mówi wskazując na kobietę.

      Han-gyeol

      Usuń
  43. – Poczułem wtedy jakąś więź między nami – wyznaje szczerze – Już sam fakt, że mógłbym się do kogoś przywiązać wystarczająco mnie niepokoił. A kiedy jeszcze powiedziałaś o tym czytaniu emocji… poczułem się zagrożony – mówi. Teraz nie czuje już potrzeby ukrywania przed Lianą czegokolwiek. Czuje, że nawet jeśli przyzna się jej do tego jak źle ją postrzegał, to niczego w ten sposób nie zepsuje. W końcu to już przeszłość, od tamtego czasu Han-gyeol zmienił sposób patrzenia zarówno na Lianę, jak i na całą ich relację.
    Nie drąży tego tematu, zamiast tego skupiając się na zdjęciach.
    – Fotografia pojawiła się w Korei w pierwszej połowie XIX wieku, wcześniej wiedziałem jak mniej więcej wygląda moje ciało i twarz. Chociaż ciężko było cokolwiek zobaczyć w lustrze, kiedy cała moja uwaga od razu kierowała się na oczy, a umysł zaczynał płatać mi figle – przyznaje z pewnym uśmiechem, mimowolnie dystansując się od tego „problemu”. – Szkoda, że Sarang tego nie doczekała… – dodaje z nutą żalu w głosie.
    Przez chwilę zastanawia się nad pytaniem demonicy.
    – Nie wiem… Chyba myślałem, że wyglądam o wiele gorzej – przyznaje w końcu – Na pewno w jakimś stopniu było to dziwne, pierwszy raz zobaczyć swoją twarz, ale też w jakiś sposób fascynujące. Trochę jakbym w końcu zdobył brakujący element obrazu samego siebie – uśmiecha się zerkając na Lianę. Wie, że dla niej pewnie było to dość abstrakcyjne i trudne do wyobrażenia, ale mimo wszystko miał nadzieję, że rozumiała co miał na myśli.
    – Tak, to był mój pierwszy krok na drodze do tego, kim jestem teraz – przyznaje, po czym z zaciekawieniem słucha jej wspomnień o tym jak sama znalazła swój zawód – Johann Farina? To był jakiś znany perfumolog? – pyta z zainteresowaniem. Nazwisko człowieka, o którym mówiła nie kojarzyło się Su-Jinowi z niczym. Ale też aż do dzisiaj nie miał bladego pojęcia o czymkolwiek związanym z perfumami i ich tworzeniem.
    Uśmiecha się z rozbawieniem na stwierdzenie Liany, że woli go niestosownego.
    – Tak, ja zdecydowanie też wolę się niestosownego. Poczekaj aż pokaże ci moje zdjęcia z Indii, moi koreańscy współpracownicy dostaliby zawału… – mówi, uśmiechając się złośliwie – Oczywiście, że tak. Mówiłem ci, nie lubię kiedy ktokolwiek mi rozkazuje lub próbuje cokolwiek narzucać.
    Zaraz jednak jego uśmiech powoli ustępuje miejsca powadze, gdy z ust Liany pada pytanie o problemy.
    – I tak i nie… – odpowiada w końcu – Na początku mnie to nie obchodziło. Nie kryłem się z tym kim jestem, w miasteczku gdzie mieszkałem wszyscy wiedzieli kim jestem, sami dostarczali mi ofiary i spełniali wszystkie moje żądania w zamian za pewne korzyści, takie jak ochrona czy pozbywanie się ich wrogów. Wtedy mogłem robić co chciałem, nawet paradować w królewskich szatach, i nikt nie ośmielił się powiedzieć ani słowa, ani tym bardziej mnie skrytykować. Większość nawet bała się na mnie zbyt długo patrzeć. Problemy zaczęły się dopiero wtedy, kiedy zmieniłem styl życia i chciałem znaleźć sobie jakieś miejsce w społeczeństwie. O ile w domu czy towarzystwie pojedynczych śmiertelników, jak choćby fotografowie, nadal mogłem robić co chciałem, o tyle na ulicy czy uczelni, musiałem już się nagiąć. To było dla mnie coś nowego i trudnego – wyznaje szczerze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Najgorsze było w tym to, że wcale nie chodziło o ukrywanie tego kim jestem. Nagle okazało się, że o wiele bardziej muszę ukrywać tą cholerną bliznę – mówi wskazując nadgarstek – bo ludzie patrzą na mnie jak na mordercę. Albo, że muszę czesać się tak, by nie było widać, że mam za krótkie włosy, by zrobić tradycyjnego koka, bo inaczej będę uznany za kogoś, kogo należy wyrzucić poza społeczeństwo. Od uczonego i wykładowcy akademickiego wymagano nienagannego prezentowania się, każda kontrowersja mogła zakończyć moją karierę. Dlatego mogłem albo się buntować i przekreślić wszystko, albo potulnie się nagiąć i dać sobie wmówić, że coś jest ze mną nie tak, bo żyję w ciele, które dla ludzi było synonimem czegoś haniebnego i odpychającego. Wytrzymałem rok, potem wyjechałem na zachód. Najpierw do Indii, potem do Europy – stwierdza obojętnie – Korea była trudnym miejscem do życia, polityka robiła się coraz bardziej niebezpieczna, a ten jeden rok w Daejeon był kroplą, która przelała czarę i zmotywowała mnie, by w końcu ruszyć dalej.
      Milczy przez chwilę. To był dość trudny temat, ale nie wstydził się o tym mówić.
      – Tak, po prostu znajoma – powtarza zdecydowanie, patrząc na fotografię wampirzycy. Może kiedyś nazwałby ją przyjaciółką, w potocznym tego słowa znaczeniu, ale odkąd doświadczył prawdziwej więzi i bliskości z drugą osobą, ma wrażenie, że określenie „przyjaciel” czy „przyjaciółka” było zdecydowanie nadużywane i stosowane wobec bliskich czy wieloletnich znajomych. W chwili obecnej Su-Jin nie potrafiłby nazwać w ten sposób nikogo poza Lianą. I może Sarang… W końcu tylko one dwie wiedziały o nim i jego uczuciach więcej, niż ktokolwiek inny.
      – Możliwe, że to właśnie chciała pokazać – przytakuje stwierdzeniu demonicy – I nie, nie nazwałbym jej moją byłą – mówi z pewnym rozbawieniem – To już prędzej moja niedoszła była. Nigdy nie byliśmy razem, chociaż próbowaliśmy. To trochę skomplikowane, nie wiem czy chcesz tego słuchać… – patrzy na Lianę, ale coś w jej wzroku mówi mu, że tak, chciała tego słuchać.
      – Po śmierci Sarang zrezygnowałem z prób stworzenia innego gang-si. Zamiast tego pomyślałem, że mógłbym znaleźć sobie partnerkę, taką jak ja. To dość trudne, bo większość gang-si to mężczyźni. Drugim problemem jest to, że mój duch ma dość kłopotliwą zdolność do rozkazywania innym duchom. W praktyce to oznacza, że większość wampirzyc, które spotkałem miała tendencję do tego by bezwolnie mnie słuchać i ulegle robić wszystko co powiem. Ciężko w takim wypadku mówić tu o jakimkolwiek partnerstwie… Tak naprawdę tylko dwa typy duchów są odporne na tą zdolność, a ona – wskazuje na kobietę na zdjęciu – była jednym z nich. Yakshasą dokładnie. To też pewien rodzaj demonów i chyba jedyny, który potrafi się w pełni dogadać z demonami takimi jak mój. Byliśmy na paru randkach, poważnie rozważaliśmy związek, ale nam nie wyszło. Mieliśmy zupełnie inne oczekiwania co do naszej relacji. Dla niej sam pociąg był wystarczającą podstawą do budowania związku, ja oczekiwałem czegoś więcej, jakiejś więzi duchowej lub emocjonalnej. Później próbowaliśmy jeszcze raz, właśnie w czasie kiedy zrobiono to zdjęcie, ale skończyło się na jakiś dwóch czy trzech randkach, poważnej rozmowie o przyszłości i jeszcze szybszym dojściu do wniosku, że to się nie uda. To wszystko…

      Han-gyeol

      Usuń
  44. Przytakuje jej skinieniem głowy. Przyjmuje też jej czuły gest, którym odpowiada mu na jego wspomnienie o córce. Przez chwilę milczą oboje, ale Han-gyeol docenia to milczenie, to że Liana nie drąży niepotrzebnie tematu Sarang.
    – Mogłem w końcu dopasować twarz do swoich wyobrażeń o siebie. Wiedziałem co prawda mniej więcej jak powinienem wyglądać, bo kojarzyłem twarz człowieka, do którego należało moje ciało, ze wspomnień. Ale sama wiesz, że jednak się różnimy. Poza tym wspomnienia były chaotyczne i mgliste. Dlatego przez większość mojego życia to były tylko wyobrażenia. A potem w końcu zyskałem pełny obraz siebie, tego kim jestem, jaki jestem i jak wyglądam – wyjaśnia, choć doskonale widzi, że Liana rozumie jego perspektywę.
    Z zaciekawieniem słucha wspomnień o Johannie.
    – W takim razie miałaś świetnego nauczyciela – przyznaje. Uśmiecha się nieznacznie. To chyba była największa zaleta nieśmiertelności, możliwość poznania kogoś, kto wiele lat później stawał się istotną lub przełomową postacią.
    – Nie do końca… – stwierdza po chwili, po czym uśmiecha się złośliwie – Pamiętasz co powiedziałem Sajrowi? W całej zbieraninie kłamstw tkwiło ziarno prawdy. Kłamstwa są najbardziej przekonujące, kiedy nie są całkowicie zmyślone i przeplatają w sobie prawdę. Miałem swoje miasto, którym rządziłem. Na początku było to coś na kształt małego miasteczka lub dużej wsi. Zawarłem z mieszkańcami pewną umowę. Mieli moją ochronę i gwarancję, że usunę im z drogi każdego wroga lub przeszkodę w realizacji ich celów. W zamian oddawali mi swoich ludzi, którymi mógłbym się żywić. Przez lata pomogłem im stworzyć potężne i wpływowe miasto, które zakulisowo kontrolowałem. Mieszkańcy służyli mi wiernie, aż czasy się zmieniły i przestałem być im potrzebny. Dzisiaj pewnie jestem dla nich miejscową legendą o wampirze, który założył ich miasto – uśmiecha się z dziwną satysfakcją.
    Zaraz jednak uśmieszek znika z jego twarzy, a Su-Jin poważnieje. Spuszcza wzrok i wpatruje się w dłoń Liany, gdy ta ujmuje jego nadgarstek, gdy zasłania bliznę, której tak nie lubił; której musiał się wstydzić, choć nie miała z nim nic wspólnego…
    – Nie miałabyś łatwiej w Korei – odzywa się w końcu. – W tamtych czasach, w epoce Joseon, o której ci teraz opowiadam, kobiety nie miały żadnych praw, były dosłowną własnością mężczyzn. Miały być ciche skromne, nie wyróżniać się wyglądem czy strojem, nie odzywać i najlepiej nie wychodzić z domów. Nawet istotom takim jak ty było ciężko żyć w takim społeczeństwie – mówi poważnie, po czym podnosi zaciekawiony wzrok na Lianę, gdy ta wspomina o Aleksandrze Wielkim.
    – Mnie też kiedyś było łatwiej – stwierdza – Kiedyś nie musiałem ukrywać tego kim jestem, ani stosować się do zasad życia w społeczeństwie. Nie wiem czy oczekiwania ludzi aż tak się zmieniły, prędzej rzeczywistość, w której ci ludzie żyją… Ale poczekaj chwilę – przerywa swoje refleksje – Byłaś kochanką Aleksandra Wielkiego? Ile ty właściwie masz lat Liana? – pyta wprost, czując, że to nie daje mu spokoju.
    Znów zapada chwila milczenia, a Su-Jin przygląda się uważnie Lianie, która nagle wydaje się dziwnie nieobecna. Han-gyeol zastanawia się o czym właściwie myślała. Czyżby też wspominała przeszłość?
    – To znaczy, że próbowaliśmy zbudować jakąś poważną relację – odpowiada po chwili na jej pytanie. – Tak… Mówiłem ci już, dla mnie randka to coś poważnego, jakieś zobowiązanie, mające na celu zapoczątkowanie związku, a nie przygoda, zabawa czy romans. Chcieliśmy coś razem stworzyć, ale mieliśmy całkowicie inne życiowe priorytety. Różniliśmy też poglądami, wartościami czy zainteresowaniami. To nie miało szansy się udać – mówi obojętnie, nie czuje najmniejszego żalu z powodu przeszłości. Uśmiecha się i kręci przecząco głową – Nie, zachowałem to zdjęcie z tego samego powodu co i inne zdjęcia z tego czasu. To po prostu moja przeszłość. Nie widzę sensu by pozbywać się tego czy innych zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerka na Lianę i dostrzega jej szmaragdowe oczy wpatrujące się intensywnie w jego twarz.
      Jej pytanie całkowicie go zaskakuje. Do tego stopnia, że w pierwszej chwili nie zwraca nawet uwagi na jej zachowanie. Dopiero, gdy czuje jej ciepły oddech na swojej skórze, zauważa jak bardzo demonica się zbliżyła. Przez chwilę patrzy na nią poważnie, nie do końca wiedząc jak ma jej odpowiedzieć na to pytanie.
      – Raczej nie mam swojego typu kobiety – stwierdza w końcu. – A przynajmniej nie jeśli chodzi o wygląd… I chyba nie do końca rozumiem o co właściwie mnie teraz pytasz Liana.
      Patrzy na nią pytająco licząc, że wyjaśni mu o co właściwie jej chodziło.
      – Jeśli pytasz o to jak postrzegam twój wygląd, to oczywiście jesteś bardzo piękna pod względem estetycznym. A to czy jesteś ładniejsza od tej czy innej kobiety to już chyba kwestia gustu i tego co się komuś bardziej podoba – odpowiada, celowo pomijając pytanie o to czy jest w jego typie. W końcu nie jest pewien co właściwie miała na myśli. Po chwili zastanowienia dodaje – Co masz na myśli pytając mnie czy jesteś w moim typie?
      Su-Jin patrzy na nią wyczekująco. Nie chce by myślała, że ucieka od odpowiedzi lub celowo ignoruje jej pytania. Po prostu nie rozumie tych pytań, ani tego do czego zmierzała w tej chwili Liana.

      Han-gyeol

      Usuń
  45. – Moim zdaniem poza wyglądem nie łączy nas praktycznie nic – odpowiada spokojnie, choć temat mimo wszystko jest dla niego trudny – Ale to i tak więcej niż z duchem. Dobrze, że z nich dwóch posłuchałaś akurat jego – stwierdza starając się zachować do tego wszystkiego zdrowy dystans – Chociaż… to mnie zastanawia, wiesz? Jestem w stanie zrozumieć, że demonowi zależy na mojej egzystencji, ale jemu? – szybko jednak uśmiecha się i kręci lekko głową, jakby chciał odpędzić od siebie te myśli – Nieważne, nie ma sensu teraz się nad tym zastanawiać – stwierdza.
    Patrzy na nią z rozbawieniem.
    – Oczywiście, że byś mnie nie polubiła, byłem wtedy jeszcze większym dupkiem niż teraz – stwierdza równie zadziornie – No chyba że to właśnie cię kręci, paskudni egoiści z przerośniętym ego… – dodaje złośliwie – ...wtedy kto wie, może lubiłabyś mnie bardziej niż teraz.
    Patrzy na nią z nieukrywanym zainteresowaniem, gdy tylko słyszy, że miała ponad trzy tysiące lat. Owszem, wiedział, że musiała być wiekową istotą, ale chyba nie spodziewał się, że aż tak wiekową.
    – Czyli pamiętasz czasy wielkich greckich filozofów… – mówi z nieukrywaną fascynacją – Zazdroszczę ci, wiele bym dał by żyć trzy tysiąclecia temu. Mógłbym wtedy poznać osobiście choćby Siddharthę Gautamę czy Adi Shankarę. Chociaż pewnie wtedy zmarnowałbym tą okazję, bo byłbym na to zbyt niedojrzały – stwierdza z rozbawieniem na wspomnienie tego ile stuleci zmarnował siedząc wygodnie w swojej posiadłości, zamiast ruszyć się gdzieś dalej, poznać świat poza Koreą, poza swoim skrawkiem ziemi…
    – Chciałem się zaangażować, ale co to ma wspólnego z całowaniem? – pyta, czując, że z każdą chwilą coraz mniej rozumie nie tylko Lianę i jej zachowanie, ale także to, dokąd właściwie zmierzała ta rozmowa. Na dodatek Su-Jin czuje, że wszystko zapętla się i wraca do punktu wyjścia. Liana wciąż zadaje mu te same pytania, a on wciąż nie wie jak powinien je rozumieć.
    Wzdycha tylko i uśmiecha się nieco nerwowo.
    – Może inaczej… Pytasz mnie o emocje i moje odczucia, czy o moją sferę seksualną? – pyta wprost. Czuje, że tak chyba będzie najłatwiej zrozumieć o co jej właściwie chodzi.
    – To, że poważnie rozważałem związanie się z tą kobietą, nie znaczy, że się całowaliśmy czy ze sobą sypialiśmy. I w drugą stronę, wspominasz swoich kochanków, ale czy to znaczy, że z każdym z nich byłaś w poważnym związku, dlatego że z nimi sypiałaś? – mówi, mając nadzieję, że zrozumie o co mu chodzi.
    Ma wrażenie, że Liana nie do końca rozgranicza te dwie sfery i być może dlatego właśnie nie rozumie, o której z nich mówi w danej chwili. Mimo wszystko Han-gyeol wzdycha z lekką irytacją widząc jej rozbawienie jego słowami. Ma wrażenie, że mimo starań by odpowiedzieć jej na wszystkie pytania jak najbardziej szczerze i poważnie, Liana nie podziela jego podejścia. Może nawet uważa to co powiedział za głupie? Przygryza lekko wargi, starając się nie nadinterpretować tego wszystkiego, a po prostu lepiej zrozumieć...
    – A jak niby mam ocenić twoją urodę, jeśli nie pod względem estetycznym? Nie rozumiem co cię w tym bawi… Fizyczne piękno i uroda, to kategorie wyłącznie estetyczne. Nie wiem co to ma wspólnego z „moim typem”. Jeśli pytałaś o mój gust estetyczny, to jest tak jak mówię, uważam cię za piękną – wyjaśnia cierpliwie – I nie, nie gustuję w „poważnych wampirzycach” cokolwiek to według ciebie znaczy. Chętnie opowiem ci o swoim guście, ale nie wiem czy pytasz mnie o gust estetyczny czy o coś innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma nadzieję, że teraz demonica lepiej go zrozumie.
      – Liana… – patrzy na nią poważnie – nie przypisuj mi swoich myśli i poglądów. Po prostu powiedz o co właściwie mnie pytasz. Wprost. Chodzi ci o to czy mógłbym się z tobą związać, czy raczej o to czy mnie fizycznie pociągasz? I czy o to samo pytasz mnie w kwestii mojej znajomej… – decyduje się zapytać ją o to najbardziej konkretnie jak tylko potrafi, czując że męczą go te pokrętne pytanie i insynuacje, których nawet do końca nie rozumie.
      – Tak – mówi w końcu przyjmując równie złośliwy ton – To było w 1885 roku, rzeczywiście po takim czasie na pewno skończy się to kolejną randką i związkiem na wieczność, zwłaszcza z osobą, z którą mogę porozmawiać co najwyżej o herbacie i pogodzie – uśmiecha się ironicznie – Nie martw się, z nikim nie będziesz musiała się mną dzielić. Jesteś moją pierwszą i jedyną przyjaciółką. I jedyną bliską mi osobą poza Sarang… – dodaje już łagodniej. Ma wrażenie, że może o to w tym wszystkim chodziło. O lęk, że ktoś mógłby odebrać im tą więź, którą stworzyli, że ktoś zająłby w jego sercu miejsce, które miała ona…

      Han-gyeol

      Usuń
  46. – Teraz jestem raczej wrednym dupkiem ze zdrowym dystansem do siebie – stwierdza z rozbawieniem w odpowiedzi na jej słowa. Patrzy na nią poważnie, po czym dodaje – Tak, masz rację. Kiedy mnie poznałaś byłem na etapie, gdy w końcu otworzyłem się na świat. A teraz po latach, w końcu jestem w stanie otworzyć się także na ciebie… – stwierdza. Choć zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę, gdyby nie to, co stało się w Rzymie, wcale nie byłby w stanie otworzyć się na Lianę. Wciąż trzymałby ją na dystans i traktował jako potencjalnego wroga i jedynie namiastkę jakiejś bliższej relacji, wszystko w dziwnie skomplikowanej otoczce.
    Liana miała rację, tak chyba po prostu miało być. Musieli przejść to wszystko, by wreszcie sobie zaufać i zbliżyć do siebie.
    – Bardzo chętnie – odpowiada z nieukrywanym entuzjazmem, gdy tylko słyszy jej propozycje. To było niesamowicie miłe z jej strony. Han-gyeol czuje, że szczerze docenia jej gest.
    Uśmiecha się w odpowiedzi na jej uśmiech.
    Na chwilę zastanawia się nad jej słowami i pytaniami.
    – Najwyraźniej w tamtej chwili szukałem raczej innego typu zaangażowania niż pocałunki – mówi w końcu wzruszając lekko ramionami. Zera z zaciekawieniem na Lianę, gdy ta zadaje mu pytanie. Tym razem bardzo konkretne i jednoznaczne. I chociaż to pytanie wydaje mu się nieco dziwne, Su-Jin nie widzi nic złego w tym, by o tym rozmawiać – Nie podniecała mnie – przyznaje szczerze – I chyba w tym tkwił problem, ja ją podniecałem, ona mnie nie…
    Zastanawia się przez chwilę. Skoro Liana chciała z nim o tym rozmawiać, to w porządku, ufa jej i uważa za swoją przyjaciółkę, nie ma powodu by wstydzić się swoich poglądów na miłość i seks. Milczy jednak nie do końca wiedząc jak dobrze ująć to w słowa.
    – Przewidziałem. Po prostu to nie jest dla mnie istotne. Nie wiem jak najlepiej ci to wyjaśnić – przyznaje szczerze, na moment znów pogrążając się we własnych myślach, po czym znów zerka na Lianę, łapiąc jej szmaragdowe spojrzenie – Spójrz na to w ten sposób… Jeszcze do niedawna irytowałaś mnie swoim przekraczaniem granic, nie było mowy bym pozwolił ci się dotknąć. Nawet kiedy nieco oswoiłem się z twoim dotykiem i mogłem wziąć cię za rękę, podać ci ramię, czy z tobą zatańczyć to było tylko pewne naginanie mojej strefy komfortu. Teraz mogę cię przytulać, spać spokojnie obok ciebie, a nawet cieszyć z pewnych czułych gestów, bo jesteś mi bliska, jesteś moją przyjaciółką i coś nas łączy. Teraz pomyśl, że skoro podchodzę do bliskości w ten sposób, to seks jest dla mnie największą możliwą formą bliskości. W końcu chyba nie da się bardziej przekraczać osobistych granic niż w czasie stosunku, prawda? Żeby w ogóle móc myśleć o pójściu z kimś do łóżka, musiałbym szczerze tej osobie ufać, a do tego potrzebuję czegoś więcej, jakiejś więzi, jakiejś relacji. Dla tej wampirzycy nie miało to znaczenia, uważała, że skoro oboje jesteśmy gang-si, skoro nie zamierzamy się skrzywdzić, tylko myślimy o relacji to nie trzeba nic więcej. Ja wręcz przeciwnie, chciałem najpierw zbudować coś więcej, choćby po to, by wiedzieć czy w ogóle chcę tego typu fizycznej bliskości. W końcu sama wiesz jak to jest, to że ktoś cię pragnie, wcale nie znaczy, że chcesz iść z tą osobą do łóżka – stwierdza, uśmiechając się w nawiązaniu do ich rozmowy w sklepie, gdy spotkali jej wielbiciela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzy na nią z rozbawieniem, gdy słyszy jej westchnięcie.
      – Naprawdę? – pyta uszczypliwie – Jakoś w Desiderium podobało ci się to co mówiłem o tobie… i całkiem szczerze się rumieniłaś – uśmiecha się złośliwie. – Po prostu nie widzę niczego wyjątkowego w wyglądzie. Estetyczne piękno jest… nijakie. Jest jak piękny posąg czy dzieło sztuki. Miłe dla oka, może nawet wzbudzi jakieś emocje, ale potem to wszystko staje się obojętne i bez znaczenia, bo nie ma w tym duszy. Ostatecznie nawet najpiękniejsze dzieło sztuki będzie mniej warte niż powiedzmy brzydki rysunek stworzony przez moją córkę, bo w tym drugim będzie kryło się coś więcej. Tak samo jest z tobą Liana. Z przyjemnością patrzyłem na ciebie, gdy krzątałaś się w sklepie, nie dlatego że jesteś piękna i podobało mi się podziwianie twojego małego spektaklu, tylko dlatego że masz piękną duszę, piękną pasję i piękny błysk w oczach, gdy robisz to, co jest dla ciebie ważne – tłumaczy jej to, już bez zbędnych złośliwości i szpileczek.
      Uśmiecha się do niej ciepło słysząc jej słowa. Ma wrażenie, że kryje się w nich jakaś obawa.
      – To cię martwi? Że mnie nie pociągasz, bo uważam cię za brzydką? – pyta łagodnie, po czym delikatnie ujmuje jej dłoń – Myślę, że raczej uważam cię za piękną tylko, dlatego że jesteśmy przyjaciółmi. Gdybyś nie była moją przyjaciółką, nie poznałbym cię bliżej i nie odkryłbym jak wspaniałą osobą jesteś. A to, że mnie nie pociągasz… Żadna kobieta mnie aktualnie nie pociąga – stwierdza z uśmiechem – Chyba wyjaśniłem ci już to wcześniej, fizyczny wygląd nie ma dla mnie znaczenia, tylko dusza, tylko więzi.
      Chce dodać coś jeszcze, ale uwaga Liany sprawia, że jedynie pozwala sobie na krótki i cichy śmiech.
      – Złamiesz jej rękę? – uśmiecha się, a przed oczyma na moment staje mu scena z Rzymu – Teraz, aż chciałbym to zrobić tylko po to, by zobaczyć czy rzeczywiście złamałabyś jej rękę… – stwierdza prowokacyjnie.
      Przygląda się Lianie z zaciekawieniem i pewną fascynacją z powodu tego, co powiedziała.
      – Poczekaj… Nie mam prawa spotykać się z nikim, bo mnie zabijesz? – pyta, szukając w jej oczach potwierdzenia – A co w takim razie z tobą? – odbija piłeczkę – Ja nie mogę wybrać się na randkę, a ty możesz chwalić się swoimi niezliczonymi kochankami, opowiadać jak wiele im zawdzięczać i chodzić na randki praktycznie cały czas, bo tak bardzo uwielbiasz tą otoczkę… Jesteś cholerną hipokrytką Liana – mówi, patrząc na nią z powagą.
      Tym razem to on przysuwa się w jej stronę i skraca dystans. Na chwilę odsuwa album ze zdjęciami, by nic mu nie przeszkadzało, by w każdej chwili mógł osaczyć demonicę i nie pozwolić jej się odsunąć. W jednej chwili przejmuje inicjatywę i ciężar tej rozmowy.
      – Nie jestem twoją własnością, ani jednym z twoich kochanków, żebyś mogła mi rozkazywać i oczekiwać, że będę spełniał wszystkie twoje zachcianki – powoli cedzi każde słowo. Mówi cicho i zdecydowanie. Zbliża twarz do jej twarzy, tak by mogła poczuć jego oddech na skórze – Nie jestem twoją ofiarą Liana, tylko twoim przyjacielem. Chcesz stawiać mi takie żądania, to daj mi coś od siebie. Skoro chcesz być dla mnie najważniejsza, to ja chcę tego samego od ciebie. Nie będę dzielić się tobą z kolejnymi kochankami i adoratorami, bo umrzesz ty albo oni. – celowo powtarza jej słowa – A jeśli ci się to nie podoba i chcesz wolności, to musisz pogodzić się z tym, że ja chcę tego samego. Skoro ja mam tolerować twoje relacje z innymi, ty naucz się tolerować moje. Będę spotykać się z kim chcę, tak samo jak ty… Albo poddasz mi się tak samo, jak ja tobie – mówi patrząc jej wprost w oczy.

      Han-gyeol

      Usuń
  47. Uśmiecha się i kręci lekko głową, w geście zaprzeczenia.
    – Nie sądzę, żebym był romantykiem. Raczej mam inne życiowe priorytety i nieco inne wartości niż ogół, to wszystko – stwierdza ze spokojem.
    Dostrzega na jej twarzy emocje, nawet kiedy Liana tak bardzo stara się je ukryć lub od siebie odsunąć. Su-Jin czuje, że chyba jednak w końcu zrozumiała jego podejście i to, czemu nie potrafił jednoznacznie i prosto odnieść się do jej wcześniejszych pytań.
    Gdy demonica w końcu się odzywa, Han-gyeol czuje lekkie zawstydzenie jej wyznaniem, tym, że uwielbia jego idealizm. Odpowiada jej tylko uśmiechem, starając się cieszyć jej słowami i docenić je jak najbardziej. Przytakuje jej tylko skinieniem głowy. W tej chwili słowa wydają mu się zbędne. W głębokim zielonym spojrzeniu dostrzega jej zrozumienie, czuje je w każdym z jej cichych i łagodnych słów, nie potrzebuje mówić jej już nic więcej.
    Zaraz jednak ta chwila cichego porozumienia ustępuje miejsca, czemuś innemu, czemuś o wiele bardziej fascynującemu.
    Wpatruje się w jej oczy i podejmuje wyzwanie, które mu rzucała. Uśmiecha się wyzywająco, gdy słyszy jej pytanie. Czuje jak dłoń demonicy sięga do jego karku, jak przyciąga go do siebie, zmuszając, by znalazł się blisko, by ich czoła znów opierały się o siebie. Znał ten gest, tym razem nie była w stanie go zaskoczyć. Mimo wszystko czuje jednak delikatny dreszcz pod wpływem jej dotyku. Dziwnie elektryzujący, zupełnie jak jej pytanie.
    – Jestem pewien – odpowiada cicho, niemal wprost w jej usta. Znów czuje jak ich oddechy mieszają się ze sobą, znów czuje posmak energii Liany w swoich ustach. – Możesz mieć moje serce i moją przyjaźń, moje uczucia i lojalność… Ale nigdy nie będę twoją własnością Liana. Zawsze będę jak dziki drapieżnik, możesz mnie oswoić, ale nigdy nie będziesz mnie posiadać – mówi z satysfakcją i dziwną pasją. Chce by Liana to wiedziała, by w pełni uświadomiła sobie różnicę między nim, a wszystkimi innymi mężczyznami, których uwodziła i posiadała.
    – A ty? Jesteś pewna, że nie jesteś moją własnością? Może powoli wyrywam ci serce i przejmuję władzę nad twoją duszą? – pyta prowokacyjnie, odbijając piłeczkę i odpowiadając na jej gest. Przesuwa dłonią po jej smukłej szyi czując pod palcami gorące pulsowanie jej krwi. W końcu przesuwa dłoń na jej kark, chwytając go w podobnym geście. Jego paznokcie wbijają się w jej skórę, na tyle delikatnie by jej nie skaleczyć, choć i na tyle mocno, by nie mogła ignorować jego dotyku.
    Przez chwilę czuje znajomy dreszcz ekscytacji. Walka o kontrolę, o to, które z nich pierwsze zrobi krok w tył, wycofa się, by zachować swój komfort i przestrzeń. Tylko, że teraz sprawia mu to większą przyjemność. Nie obawia się Liany, ufa jej w pełni, na tyle by przekraczanie granic i walka o kontrolę była czymś niezwykle satysfakcjonującym.
    Su-Jin chłonie jej szept, każde słowo, w którym wyznaje mu, że wszyscy inni mężczyźni nic dla niej nie znaczą. W innych okolicznościach jej wyznanie byłoby zapewne słodkim kłamstwem, ale nie teraz. Wie, że mówiła prawdę. Czuje jak znów dotyka jego serca, jak jej palce bezbłędnie dotykają ukrytej blizny.
    – To za mało Liana – jego chłodny szept wydaje się niemal ostry – Dajesz mi to samo, co ja ofiarowałem tobie. Chcę czegoś więcej…
    Po raz kolejny odpowiada na jej gest, także pocierając czołem o jej czoło. Zaciska mocniej palce na jej karku, gdy słyszy jej obietnicę, że będzie miał ją, tą prawdziwą, teraz i za tysiąc lat. Chłonie te słowa i jej słodki warkot, którym je wypowiada.
    – Nigdy nie będę twoją własnością – z jego ust wydobywa się cichy, stłumiony warkot. Przez chwilę łapie się na myśli, że najchętniej by ją ugryzł, wbił kły w jej jedwabistą skórę, tylko po to by zobaczyć czy nadal będzie tak pewna, że może mieć nad nim kontrolę.
    Patrzy jej wprost w oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Może i jestem dla ciebie kimś wyjątkowym. Czy tak wyjątkowym jak twój cudowny Aleksander Wielki, którego władza tak cię kręciła? Albo jak twój Johann, z którym dzieliłaś pasję? Powiedz, czułaś przy nim to samo, co dzisiaj przy mnie w Desiderium? Mówisz, że mam twoje wszystkie emocje i uczucia… A co jeśli znajdziesz sobie kolejnego kochanka, przy którym postanowisz spędzić kolejne lata? W końcu szukasz w Woodwick stabilności. Co wtedy? Będziesz dzielić z nim poranki jak ze mną? Będziesz zabierać go do Desiderium? Odkryjesz przed nim część swojej duszy? – pyta wpatrując się w nią uważnie – Czy wtedy nadal będę miał ciebie? Prawdziwą ciebie?
      Han-gyeol czuje dziwną wściekłość. Jakby same te pytania, którymi usiłował wypunktować luki w słowach Liany, w jakiś sposób oddziaływały też na niego. Czuje wściekłość na myśl, że tak właśnie mogło by być. Że wcale nie był dla niej wyjątkowy; że ktoś wcześniej mógł słyszeć od niej podobne wyznania i zapewnienia. Tak samo jak czuje wściekłość na myśl, że w swojej pogodni za stabilnością i czymś swoim, Liana mogła znaleźć sobie kogoś kto zaspokajałby jej potrzeby i przy okazji miałby coś, czym nie chciał się dzielić. Jej bliskość, jej uczucia, jej sekrety i skrywane emocje, czułości, które były między nimi, tak inne i pozbawione fizycznych pragnień, jedynie wyrażające potrzeby ich serc.
      – Jesteś w stanie obiecać mi, że teraz, za sto czy tysiąc lat nie będzie nikogo istotnego? Nikogo, kto będzie miał choć skrawek twoich uczuć, choć ułamek prawdziwej ciebie? Jesteś w stanie mi to zagwarantować, że nie dopuścisz nikogo do swojego serca, ani do swojej duszy? – przesuwa policzkiem po jej policzku, sączy każde słowo pełnym wściekłości szeptem wprost do jej ucha.

      Han-gyeol

      Usuń
  48. – Zawsze z własnej woli – odpowiada na jej pytanie wymawiając słowa niemal wprost w jej usta. Wdycha jej słodki oddech i chłonie każde kolejne z jej słów.
    Oczywiście, że tego chciała. Otwierała się przed nim tak samo jak on przed nią. Wpuszczała do swojego świata i oddawała mu swoje serce kawałek po kawałku. Oboje robili dokładnie to samo, tak samo świadomie i z tym samym lękiem, do którego przyznali się sobie w Desiderium. Zatem albo oboje należeli do siebie nawzajem, albo oboje cieszyli się namiastką wolności na jaką pozwalały im więzy, którymi spętali siebie nawzajem. Han-gyeol czuje, że powinno go to przerażać. A jednak czuje jedynie fascynację, ma chęć się roześmiać z powodu tego, co właśnie zrozumiał; tego jak niewolili siebie nawzajem.
    Patrzy na nią wyzywająco, gdy ta sięga do jego twarzy. Jej słodki uśmiech i uroczy ton, którym usiłowała go drażnić wcale go nie irytował, wręcz przeciwnie. Czuje przyjemną ekscytację, jak w czasie każdej ich drobnej kłótni czy złośliwości, tylko większą. Rozchyla lekko usta, gdy czuje jak Liana dotyka jego dolnej wargi i drażni ją swoim dotykiem. Z jego ust wydobywa się cichy warkot, w którym jednak nie kryje się wściekłość, raczej subtelne ostrzeżenie. Reakcja na to jak demonica znów usiłowała przekraczać kolejne granice, bezczelnie się z nim drocząc.
    Potem wszystko dzieje się szybko. Zamiast upragnionej odpowiedzi otrzymuje coś zupełnie innego. Czuje jak coś go chwyta, coś powala na kanapę, a potem drobne ciało Liany znajduje się na nim, dociskając go do kanapy. Gdy pierwsze zaskoczenie mija, Su-Jin wyraźnie dostrzega zmianę w przyjaciółce. Piękne zielone oczy ciemnieją demonicznie, a ogon oplata jego ręce, zamykając je w zadziwiająco mocnym uścisku. Czuje, że serce bije mu szybciej z powodu nagłego skoku adrenaliny, ale wcale nie czuje się nieswojo… Wręcz przeciwnie.
    Jego wargi wykrzywiają się w pełnym satysfakcji uśmiechu.
    Chłonie jej słowa, wyznanie, że to on był jej stabilnością. Te słowa są niczym najsłodsza życiowa energia, chce ich smakować, czuć ich siłę i rozkoszować się nimi.
    Jej drobna, delikatna dłoń chyba jego podbródek z zaskakującą siłą. Zmusza go, by patrzył jej wprost w oczy, choć są właśnie tego chciał. Spoglądać wprost w demoniczną czerń, widzieć ten błysk w oczach i czuć, że podobało jej się to wszystko, równie mocno co jemu.
    – A inni? – odgryza się. Chciał by powiedziała mu więcej, by potwierdziła, że rzeczywiście łączyło ich coś wyjątkowego i niepowtarzalnego, coś na co oboje czekali całymi wiekami – Nikt przez ponad trzy tysiące lat nie próbował poznać prawdziwej Convalliany? Nie wierzę, że gustowałaś w tak żałośnie słabych mężczyznach – rzuca prowokacyjnie, szepcząc to do jej ucha, gdy tylko ta nachyla się bardziej.
    Przymyka lekko oczy, gdy czuje jej miękkie usta na swojej skórze. Przez chwilę walczy z pokusą, by na chwilę odpuścić czujność i skupić się wyłącznie na dotyku. Odciąć się i jedynie czuć tą słodką pieszczotę, gdy Liana droczyła się z nim i próbowała go prowokować, uciec od deklaracji przejmując kontrolę.
    Jej warkot sprawia, że wzdłuż jego kręgosłupa przebiega przyjemny, pełen ekscytacji dreszcz. Czuje jak jej drobne ciało dociska go mocniej, z o wiele większą siłą niż mogłoby się wydawać; z o wiele większą siłą niż mogłaby sobie na to normalnie pozwolić. Ogon mocniej krępuje jego ręce z taką siłą, że Su-Jin doskonale zdaje sobie sprawę, że musiałby włożyć wysiłek, by się uwolnić.
    A mimo to wcale nie chce się uwalniać. Podoba mu się to co się dzieje. Podoba mu się bezczelność z jaką Liana sądzi, że może go sobie podporządkować i podoba mu się to jak próbuje to robić.
    Nikt nigdy nie próbował zachowywać się wobec niego w ten sposób. Zapewne dlatego że nikomu wcześniej nie pozwalał na bliższy kontakt. Ale to była Liana. Han-gyeol ufa jej całkowicie, nie obawia się tego co mogła zrobić. Nawet teraz, na chwilę przejmując nad nim kontrolę…
    Teraz to ona rzuca mu wyzwanie, patrzy mu wprost w oczy i zadaje pytania, które mają go sprowokować. Uśmiecha się z zadowoleniem, przyjmując zaproszenie do tej gry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napina mięśnie przez chwilę walcząc z uściskiem jej ogona, aż w końcu oswobadza się. Podnosi się mimo tego, jak bardzo Liana stara się go unieruchomić, po czym zrzuca ją z siebie, by tym razem samemu znaleźć się nad nią. Chwyta jej ręce i krzyżuje nadgarstki nad głową, po czym przytrzymuje je jedną ręką. Dociska ciało do jej ciała, unieruchamiając ją. Czuje jak Liana wciąż obejmuje go udami, ale wcale mu to nie przeszkadza, podobnie zresztą jak zaczepki jej niesfornego ogona.
      – Może mówisz to, bo boisz się, że to zrobię? – odpowiada, sięgając dłonią do jej podbródka – Skoro w dwa dni wyrwałem ci serce, to jak szybko uporam się z twoją duszą? – uśmiecha się prowokacyjnie.
      Tym razem to on przesuwa kciukiem po jej dolnej wardze, chłonąc miękkość i delikatność, którą do tej pory czuł tylko przy jej czułych pocałunkach. Odpłaca jej za każdy jej gest wobec niego, za każde słowo, którym go drażniła.
      – Jesteś moja Liana. Związaliśmy siebie nawzajem – mówi z satysfakcją – Czegokolwiek chcesz żądać ode mnie, ja będę żądał tego od ciebie. Cokolwiek pragniesz żebym ci dał, musisz dać mi to samo – szepcze, jego słowa kryją w sobie głęboko zakamuflowaną groźbę.
      Niechętnie odkrywa swoją dłoń od jej ust i przesuwa niżej, w stronę podbródka, a potem na szyję. Delikatnie zaciska palce na jej gardle.
      – Chcesz szukać kogoś innego, lepszego ode mnie? Śmiało… – patrzy jej prosto w oczy, cedząc chłodno każde słowo. Jego paznokcie lekko wbijają się w skórę na jej szyi, a dłoń zaciska się mocniej na jej nadgarstkach.
      Pochyla się nad nią bardziej. Sunie ustami po jej policzku, odpłacając się gestem, za każdy jej gest.
      – Zrób to… – szepcze jej prowokacyjnie do ucha – Zabiję cię wtedy.
      Jego oczy zmieniają kolor na krwistoczerwony. Odsuwa twarz odrobinę, na tyle, by schwytać jej piękne demoniczne spojrzenie. A potem jednym szybkim ruchem przesuwa nieco dłoń z gardła na jej podbródek. Odchyla jej głowę, przytrzymując ją nieruchomo.
      Mocniej napiera na jej ciało i zaciska silniej dłoń na jej nadgarstkach, tak by mu się nie wyrywała. Powoli i delikatnie, z nie pasującą do całej reszty subtelnością przesuwa wargami po jej szyi. Z czułością, jakby szukał właściwego miejsca na pocałunek, bada jej rozgrzaną skórę. Wdycha słodki zapach jej ciała. Czuje krew pulsującą tuż pod powierzchnią i smak jej energii. Przesuwa ustami jeszcze kawałek, by w końcu zatrzymać się i wgryźć się w jej miękką skórę. Celowo omija tętnicę, by nie skrzywdzić Liany, zamiast tego wybiera delikatne i wrażliwe naczynka znajdujące się tuż pod skórą, silnie unerwione i jeszcze bardziej wrażliwe... Jego kły zatapiają się w delikatnym ciele z przyjemnością, jakby zatapiały się w ulubionym przysmaku.
      Czuje słodki smak krwi wypełniającej powolutku jego usta. Nie ma zamiaru pić jej by zaspokoić pragnienie. Woli rozkoszować się kontrolą i groźbą, którą przed chwilą wyszeptał. Rozkoszować się świadomością, że Liana była jego. Delikatnie zasysa krew i zbiera językiem to, co próbuje rozlewać się po jej skórze. Jej krew rzeczywiście smakuje jak wanilia z chilli, w gęstej, gorącej czekoladzie.

      Han-gyeol

      Usuń
  49. Gdy Liana szepcze jego imię czuje elektryzujący dreszcz przebiegający przez jego umysł, drażniący jego zmysły i powodujący ciarki na karku. Chce by częściej mówiła do niego w ten sposób; by w taki sposób szeptała jego imię, z tak wielkim uczuciem, że mógł niemal fizycznie posmakować każdą z jej emocji.
    Ma wrażenie, że słyszy, a może bardziej czuje, jej stłumiony jęk, w chwili gdy jego kły zagłębiły się w jej ciało. Nie jest pewien czy szalejące zmysły nie próbowały go oszukać, ale nawet jeśli to chętnie ulega temu złudzeniu czując dziwną, ale jakże przyjemną satysfakcję.
    Jego usta wykrzywiają się lekko w uśmiechu, gdy zauważa jej gęsią skórkę. Maleńka strużka krwi spływa powoli po jej szyi pozostawiając czerwony ślad na perfekcyjnie bladej skórze. Han-gyeol czuje pod sobą jak klatka piersiowa Liany unosi się i opada, chaotycznie łapiąc kolejny oddech, jak jej serce niemal próbuje wyskoczyć z jej piersi, jak jej ciało delikatnie drży, jakby dzieliła jego przyjemność jaką sprawiało mu rozkoszowanie się jej krwią.
    Rozluźnia uścisk pozwalając jej odwrócić głowę w jego stronę. Powoli i bez pośpiechu odrywa zakrwawione usta od jej szyi. Jego język sunie teraz po jej skórze oblizując starannie każdą z ranek, by zatamować krwawienie. A potem nieśpiesznie oblizuje też otaczającą ranki krew, rozkoszując się słodkim smakiem każdej kropli. Nigdy żadna krew nie była dla niego czymś smacznym, nigdy też picie krwi nie było dla niego przyjemnością. Aż do teraz…
    W końcu Su-Jin podnosi wzrok na Lianę, z zaciekawieniem obserwując jej twarz. Bada każdy szczegół jej słodkiej, perfekcyjnej twarzyczki poszukując na niej każdej, nawet najdrobniejszej emocji. Znów spogląda jej w oczy, które w międzyczasie odzyskały swoją dawną, intensywną zieleń.
    Uśmiecha się do niej, odsłaniając zakrwawione zęby, po czym powoli puszcza jej nadgarstki i sięga ręką do jej szyi. Na końcu czerwonej stróżki powoli zbiera się kropla krwi. Han-gyeol ostrożnie ściera ją palcem, po czym sięga do jej ust rozcierając na jej wardze tą odrobinę szkarłatnej cieczy.
    – Jak gęsta, gorąca czekolada. Słodka jak cukier waniliowy i pikantna niczym najostrzejsze chilli. Uwielbiam twój smak – szepcze, delikatnie rozchylając jej usta. Pozwala by znów sięgnęła językiem do opuszki jego palca i posmakowała własnej krwi. Znów czuje ekscytację, gdy jej język przesuwa się lekko po jego skórze. Wpatruje się w nią z uwagą, po czym pyta – Czujesz ten smak?
    Znów nachyla się do jej szyi, a jego język znów przesuwa się po jej rozgrzanej skórze, tym razem zlizując rozmazany ślad po stróżce krwi.
    Dopiero teraz oblizuje także swoje usta. Wciąż nie odsuwa się od Liany. I choć nie trzyma jej już w uścisku, ich ciała nadal przylegają do siebie, on wciąż dociska ją do kanapy, ona wciąż obejmuje go nogami.
    Su-Jin milczy przez chwilę wpatrując się w Lianę swoimi szkarłatnymi oczyma.
    – Mógłbym ci to obiecać – mówi w końcu, odpowiadając na jej wcześniejsze żądanie, wyznanie, że chciała tego, co było jej. – Żadna kobieta nie miała mnie w taki sposób jak ty, żadna nie przełamała wszystkich moich murów jak ty… I mógłbym ci obiecać, że żadna tego nie zrobi – szepcze kusząco, oferując jej to czego chciała praktycznie na wyciągnięcie ręki – Ale najpierw chcę deklaracji od ciebie.
    Przysuwa się bardziej, tak by nie pochylać się już nad jej szyją, lecz tuż nad twarzą. Jego ciało lekko ociera się o jej ciało, ma wrażenie, że są tak blisko siebie, że Liana także może wyczuć szybkie i mocne bicie jego serca, tak jak on czuł każde uderzenie jej serca…
    – Chcę wiedzieć czy ktokolwiek, kiedykolwiek miał choć skrawek tego co ja… Czy pozwoliłaś komuś zbliżyć się do siebie na tyle, by mógł dostrzec twoje serce i duszę, by mógł posmakować twoich prawdziwych myśli i uczuć. Prawdziwej Convalliany… – mówi, czując, że z jakiegoś powodu było to dla niego ważne. Potrzebował czuć się wyjątkowo. Pragnął jej szczerych zapewnień, że ich przyjaźń była czymś niezwykłym, czymś więcej niż każda inna relacja jakiej doświadczyła przez te trzy tysiąclecia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – I chcę wiedzieć, że nikt nigdy nie będzie cię miał w taki sposób jak ja; że nie pozwolisz nikomu się do siebie zbliżyć w ten sposób, w jaki pozwoliłaś na to mi. Rób co chcesz, pieprz się z kim chcesz i jak tylko chcesz, ale chcę by twoje uczucia były moje, by żadna z twoich ofiar nie miała prawa do twojej czułości i przywiązania. Nie chcę byś chodziła na prawdziwe randki, które coś znaczą; które niosą ze sobą jakieś zobowiązanie lub emocje. Nie chcę byś miała kochanków, którzy zostaną przy tobie dłużej; którzy będą budzić się obok ciebie i oczekiwać od ciebie czegoś więcej, wspólnych poranków czy czułości. Obiecaj mi to Liana, obiecaj mi, że nikt nigdy nie otrzyma choć namiastki tego, co należy do mnie… – mówi z całą powagą, patrząc jej głęboko w oczy.

      Han-gyeol

      Usuń
  50. Uśmiecha się, gdy czuje jak lekko przygryza opuszek jego palca. Nie odrywa spojrzenia od jej oczu ani na chwilę, zupełnie tak jak ona. Znów toczą ze sobą grę, znów testują swoje granice. Ale tym razem jest inaczej, cała atmosfera jest zupełnie inna, pełna zaufania i przyjemnie elektryzującej energii. Przesuwa opuszkiem palca po jej zębach aż do kącika ust, nim w końcu odsuwa się od jej ust. Przejeżdża kciukiem po jej policzku i żuchwie, powoli badając ich kształt; badając idealne rysy jej twarzy. Zatrzymuje się dopiero przy brodzie, lekko unosząc ją do góry. Lubi gdy Liana patrzyła na niego w ten sposób, dumnie unosząc podbródek, tak uparta i nieustępliwa. Demonstrująca swoją siłę.
    – Mhm… Jesteś… – mruczy z zadowoleniem. Jego palce znów dotykają jego szyi, rozkoszują się gorącym, pulsującym szaleńczo ciepłem jej krwi, którą wyczuwa pod skórą. – Mógłbym się od ciebie uzależnić – przyznaje szczerze.
    Rzeczywiście mógłby. Mógłby smakować jej krwi wcale nie z powodu fizycznej potrzeby czy pragnienia, a po prostu dla przyjemności. Byle tylko poczuć w ustach ten słodki, palący smak. Ten najsłodszy aksamitny ogień rozlewający się na jego języku. Lepszy od najlepszych używek.
    Han-gyeol patrzy jej prosto w oczy chłonąc jej cichą, niemal bezgłośną prośbę. Czuje głęboką potrzebę kryjącą się za cichutkimi słowami, głębokie pragnienie, by jej to obiecał, ale pozostaje niewzruszony. Odmawia jej tego, zmusza by to ona zadeklarowała się pierwsza; by choć raz w życiu nie dostała tego czego pragnie zbyt łatwo. Chciał by najpierw oddała mu siebie, by pierwsza się przed nim obnażyła, zaryzykowała. Pragnął zobaczyć ją taką niemal równie mocno, co pragnął usłyszeć od niej upragnioną obietnicę.
    Poddaje się jej dotykowi. Czuje jak jej delikatne, smukłe palce suną powoli po jego ramionach i szyi, jak sięgają do jego włosów i zaciskają się na nich. Demonica przyciąga go do siebie, a on nie kryje nawet pomruku zadowolenia, gdy czuje jak to robi. Znów są tak blisko, że smakuje jej oddech, czuje nawet metaliczny posmak krwi na jej ustach, choć przecież wcale nie dotyka jej warg.
    Jej oddech jest ciężki. Su-Jin chłonie go, podobnie jak chłonie upragnione wyznanie, że był jedyny, wyjątkowy; że nikt inny nie miał prawdziwej jej… Prawdziwej Convalliany.
    Ich oddechy zgrywają się ze sobą. Każdy wydech Liany, jest dla niego wdechem, którym smakuje gorące, przepełnione słodką energią powietrze z jej płuc. Czuje jak to powietrze wypełnia go przyjemnym ciepłem, jakby oddychał aromatycznym żarem.
    Jego ciało lekko drży z emocji, gdy Liana szepcze mu, że jest jej jednym przywiązaniem; gdy składa mu obietnicę; i gdy znów wymawia jego imię w ten sposób. Wyjątkowy, cudowny. Odurzający.
    Jej gorący oddech otula jego ucho i szyję, drażni jego zmysły powodując gęsią skórkę i dreszcz na karku. Była jego. Liana była tylko jego, już na zawsze.
    – Dziękuję – pozwala sobie na ciche westchnięcie, w którym ulga miesza się z przyjemnością.
    Ich spojrzenia znów się spotykają. Palce Liany jeszcze mocniej zanurzają się w jego włosach, a ich usta są tak blisko, że niemal fizycznie czuje każde jej słowo, które wypowiadała wprost do jego ust. Lekko rozchyla wargi chłonąc te słowa, wdychając je podobnie jak każdy jej wydech.
    – Jestem twój – szepcze miękko wprost w jej usta – Tylko twój… Mogę nawet być twoją własnością, jeśli ty będziesz moją – uśmiecha się celowo ją prowokując.
    Dotyka obiema dłońmi jej twarzy. Opuszkami palców dotyka powoli i delikatnie jej żuchwę i policzki. Bada delikatnie jej miękką skórę i ostre rysy.
    – Nigdy nie pozwolę się nikomu dotknąć w taki, czy inny sposób. Tylko ty możesz mnie dotykać kiedy chcesz i jak chcesz, bo jestem twój. Oswoiłaś mnie, zdobyłaś, przywiązałaś do siebie – wylicza chaotycznie, oddychając w równie chaotyczny i pośpieszny sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego palce nadal badają jej twarz, błądzą po kościach policzkowych i wkradają się na delikatne skronie. Ich czoła wciąż się stykają, więc po prostu błądzi opuszkami palców dalej, wkradając się na jej włosy, przeczesując je lekko.
      Odsuwa się nieco od jej ust, tylko po to by jego spragnione wargi mogły dotknąć skóry na jej policzku. Krótko całuje jej policzek, po czym szepcze dalej, a każde słowo wypowiada tak, by Liana mogła czuć najdelikatniejszy ruch jego ust na swojej skórze.
      – Nie potrzebuję nikogo innego prócz ciebie. Szukałem partnerki, bo pragnąłem mieć kogoś bliskiego w swoim życiu, kogoś komu mógłbym zaufać. Teraz mam ciebie Liana… Twoja przyjaźń dla mnie warta o wiele więcej niż jakiekolwiek romantyczne uczucie; jest szczera i czysta, wiem, że nigdy mnie nie zdradzisz. Jesteś dla mnie wszystkim i zawsze będziesz… – składa kolejny pocałunek na jej policzku, jakby po raz kolejny pieczętował swoją obietnicę tym szczerym gestem.

      Han-gyeol

      Usuń
  51. – Mam to traktować jako zaproszenie? – pyta spoglądając jej w oczy i napotykając jej wyzywające, cudownie prowokujące spojrzenie – Jeśli tak, to z przyjemnością się od ciebie uzależnię – uśmiecha się z zadowoleniem.
    Na chwilę zapada między nimi cisza, w której rozbrzmiewa tylko jej zapewnienie, że będzie jego Convallianą. Tą jedyną prawdziwą; jedyną, która była dla niego cenna ponad wszystko.
    Han-gyeol czuje jak Liana pociera policzkiem o jego policzek, rozkoszuje się tą czułością i słodką ciszą, po tym jak wszystko co było dla nich ważne, zostało powiedziane. Z przyjemnością przymyka oczy na chwilę oddając władzę pozostałym zmysłom. Chłonie jej dotyk; chłonie zapach, który po raz pierwszy wydaje mu się tak bardzo przyjemny; chłonie smak, który wciąż jeszcze pozostawał w jego ustach; chłonie dźwięk jej bijącego serca i szybki oddech. I tak jest cudownie.
    Otwiera oczy czując jak Liana przesuwa dłonie na jego klatkę piersiową i subtelnie daje znać, że powinien się odsunąć, wypuścić ją spod siebie.
    Uśmiecha się do nią i przytakuje skinieniem głowy, przyjmując od niej tą ostatnią pieszczotę. Z zaskoczeniem Su-Jin odkrywa, że lubi, gdy Liana dotyka jego włosów. Zarówno gdy robi to tak delikatnie i z czułością jak teraz; jak i kiedy zdecydowanie chwyta go za włosy zmuszając do skrócenia dystansu. Podoba mu się to…
    Spokojnie odsuwa się od niej, przy okazji wyplątując z jej objęć, po czym podaje jej rękę, by pomóc jej wstać. Chwilę później to ona ciągnie go za rękę, i zmusza do wstania z kanapy, na obiecaną lekcję gotowania. Dość niechętnie puszcza jej dłoń i rozstaje się z bliskością Liany. Mimo wszystko Han-gyeol jest zadowolony i spokojny. To co wydarzyło się chwilę temu było przyjemne, uwalniające i fascynujące, ale też potrzebne. Wszystkie obietnice, które padły z ich ust, tak szczere i poważne, były czymś co dawało cudowne poczucie stabilności i pewnego rodzaju oczyszczenia z kotłujących się w nim dziwnych uczuć i obaw, z których do tej pory nie zdawał sobie sprawy.
    Zerka na Lianę, zastanawiając się co mogliby wspólnie przygotować. Najlepiej coś w miarę prostego.
    – Hmm… Może mandu? To dość klasyczna potrawa, prosta i przepyszna, chyba nie da się jej nie lubić. Mandu to takie koreańskie… – przez chwilę szuka właściwego słowa, odpowiednika w zachodniej kuchni – ...pierogi? – mówi w końcu nieco niepewnie. Chyba to było najbardziej trafne porównanie – Tylko robi się je z innego typu ciasta i przygotowuje na kilka różnych sposobów, ale zasada jest podobna. No i tak samo, nie da się nie lubić pierogów – uśmiecha się.
    Bez pośpiechu szykuje niezbędne produkty.
    – Ciasto robi się bardzo prosto, potrzeba tylko mąki ryżowej, trochę soli i wrzątek – mówi wstawiając wodę – Mąka ryżowa potrzebuje się tak jakby zaparzyć, wtedy robi się elastyczna – tłumaczy jej, po czym odmierza dwie szklanki mąki i wsypuje je do miski.
    – Sól mieszamy z wrzątkiem – mówi wlewając gorącą wodę do szklanki, po czym dodaje do niej odrobinę soli i miesza – Mniej więcej tyle wody powinno wystarczyć – mówi pokazując jej ilość zajmującą około dwie trzecie naczynia – W razie czego zawsze można dodać więcej.
    Wlewa wrzątek do mąki, po czym podaje Lianie drewnianą łyżkę.
    – Rozmieszaj tak aż zrobi się z tego gęsta, kleista masa – mówi podchodząc bliżej. Przez chwilę przygląda się masie, która zaczyna wyglądać jak trzeba.
    – Teraz trzeba szybko zagnieść ciasto, tak by nie straciło temperatury i wciąż było jak najbardziej ciepłe… – staje za jej plecami zaglądając do miski ponad ramieniem Liany. Ujmuje jej dłoń i pokazuje jak powinna to robić – Trzeba zagniatać aż ciasto będzie przypominać w dotyku gładką, ciepłą skórę, jak wierzch dłoni – mówi przejeżdżając lekko kciukiem po zewnętrznej stronie jej dłoni.
    – Już wystarczy – stwierdza widząc, że ciasto jest idealne – Przykryj to ściereczką i postaw obok czajnika, żeby nie ostygło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odsuwa się od Liany i sięga do jednej z kuchennych szafek, wewnątrz której stoi kilka dziwnych, podłużnych naczyń, przypominających owalne, gliniane beczułki. Wyjmuje jedną z nich.
      – To kimchi, z tego zrobimy nasz farsz. To taka tradycyjna koreańska kiszonka z sezonowych warzyw owiniętych w kapustę pekińską. Różni się tym, że jest bardzo pikantna… – mówi wyjmując z naczynia porcję kimchi – Świetnie sprawdza się jako farsz i jest o tyle proste, że nie musisz tego robić sama, tak jak ja. Praktycznie w każdym większym markecie będziesz mogła to kupić. Sam widziałem w Woodwick gotowe kimchi w chyba ze trzech różnych sklepach – mówi odstawiając naczynie. – Gotowe mają taką zaletę, że zwykle nie trzeba już nic z nimi robić – stwierdza sięgając po nóż i siekając drobno warzywa.
      – Spróbuj – mówi biorąc odrobinę kimchi w palce i podsuwając Lianie do ust – Tylko uważaj, jest bardzo ostre… – ostrzega jeszcze raz.
      Nie ma pojęcia czy Liana lubiła pikantne potrawy i czy przypadkiem nie narażał jej w tej chwili na iście piekielny koszmar.
      – Nie wiem czy lubisz ostre smaki – stwierdza – Prawdę mówiąc nie mam pojęcia co lubisz poza deserami i babeczkami kajmakowymi...

      Han-gyeol

      Usuń
  52. Uśmiecha się z rozbawieniem, gdy słyszy jak Liana z powagą podchodzi do gotowania.
    – To dziwne, że do tej pory gotowanie nie było kuszące – stwierdza. – W końcu pod wieloma względami przypomina komponowanie perfum. Tworzysz dzieło sztuki z zapachów i smaków, odtwarzasz przyjemne wspomnienia, które smakują jak ulubiony deser lub potrawa, którą jadłaś na niezapomnianej kolacji. To dość podobne, nie sądzisz? – pyta zaczepnie.
    Z zaciekawieniem, ale i zadowoleniem, obserwuje jak Liana próbuje kimchi. Fakt, że nie było dla niej za ostre mimo wszystko sprawia, że Su-Jin czuje ulgę.
    – Czyli nie jesteś szczególnie wybredna? Dobrze wiedzieć – uśmiecha się z odrobiną rozbawienia.
    Zerka jak się ma ciasto i postanawia dać mu jeszcze chwilę w cieple.
    Podchodzi bliżej do demonicy, która usadowiła się wygodnie na blacie.
    – Normalnie kazałbym ci natychmiast zejść… ale skoro jesteś moim ulubionym deserem, to zrobię dla ciebie wyjątek – mówi, odruchowo sięgając do jej szyi i przesuwając lekko opuszkami palców po świeżym śladzie, jaki zostawiły jego zęby na jej skórze. Przez chwilę nawet myśli o tym, że chętnie znów wgryzłby się w jej delikatną skórę i poczuł słodki smak jej krwi. Odsuwa jednak od siebie te myśli, zamiast tego skupiając się na jej słowach, gdy Liana opowiada mu o swoich kulinarnych upodobaniach.
    – Też lubię owoce morza, już wiem, że któregoś dnia przygotuję ci jakieś z moich stron – obiecuje z uśmiechem, po czym zerka na nią nieco zaskoczony.
    – Czemu miałbym odebrać cię źle? Przecież to nic złego, że lubisz wino – stwierdza nieco zdziwiony. Nie bardzo rozumie czemu Liana czuła potrzebę, by mu się z tego tłumaczyć. To dlatego że wspomniał, że sam nie pije alkoholu? A może kolejny ludzki wymysł demonizujący wszelkie używki czy przyjemności? – Szkoda, że nie powiedziałaś mi wcześniej, mogliśmy kupić wino. Ale nic straconego, po niedzieli możemy zrobić sobie jakąś śródziemnomorską kolację, z odpowiednio dobranym winem – uśmiecha się.
    Raz jeszcze zerka na ciasto, które wyraźnie urosło.
    – No, złaź – mówi, ściągając ją z blatu – Najpierw obiad, potem deser – dodaje cicho, praktycznie szepcząc jej to prowokacyjnie do ucha.
    Przygotowuje blat i dzieli ciasto na cztery.
    – Chodź tutaj – mówi, znów stając za jej plecami i otaczając ją ramionami – Musisz z tego uformować taki wałek, w miarę równej grubości… – mówi kierując jej dłońmi, tak by ciasto stworzyło dość regularny, długi walec – Teraz kroisz na takie małe krążki, jak grube monety, postaraj się, by każda była mniej więcej równej grubości… – opiera podbródek o czubek jej głowy i obserwuje jak Liana dzieli ciasto, od czasu do czasu jedynie nieco nakierowując ją, by każdy plaster ciasta był jak najbardziej podobny.
    – Teraz – bierze pierwszy z plasterków ciasta – trzeba go cieniutko rozwałkować – mówi, odrywając podbródek od czubka jej głowy. Nachyla się bardziej, tak, że jego policzek praktycznie dotyka jej skroni. Podaje jej mały, drewniany wałeczek – robisz to powoli i w ten sposób – mówi pokazując jak ostrożnie obchodzić się z ciastem – Nie musi być równo, ani idealnie, i tak większość będziesz formować palcami…
    Gdy krążek ciasta jest dostatecznie płaski, Han-gyeol ostrożnie kładzie go Lianie na dłoni.
    – Trzymaj w ten sposób – mówi, wtulając się policzkiem w jej głowę – Teraz możesz poprawić kształt lub inne niedoskonałości. Nie przejmuj się jak coś nie wyjdzie lub się po psuje, po prostu rozgrzej ciasto w dłoniach o tak… – na chwilę dociska jej drugą dłoń do trzymanego krążka ciasta – pod wpływem ciepła będzie bardziej plastyczne i łatwiejsze do formowania – tłumaczy.
    Sięga do miski z posiekanym kimchi i nabiera łyżką porcję, którą umieszcza na środku trzymanego przez Lianę ciasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Trzymasz od spodu, jak sakiewkę – tłumaczy, po czym ujmuje jej drugą dłoń – I zamykasz również jak sakiewkę, zbierasz brzegi tak, jakby to był woreczek, który chcesz zawiązać sznurkiem. A potem, kiedy wszystko już zebrałaś… – zmienia nieco chwyt jej dłoni, układając jej palce odpowiednio – zaciskasz, by się skleiło… i przekręcasz. To mocniej sklei ciasto i stworzy przy okazji ten lekko spiralny wzorek – mówi z uśmiechem, wskazując na końcowy wygląd pierożka.
      – Chyba nie jest szczególnie trudne – stwierdza, po czym pyta – Spróbujesz z kolejnym sama?
      Chociaż wypuszcza jej dłonie ze swoich, wcale nie odsuwa się od niej. Wciąż pozostaje blisko, tak blisko, że Liana niemal całkowicie opiera się plecami o jego tors, on zaś znów opiera się delikatnie podbródkiem o czubek jej głowy. Wdycha przyjemny zapach jej włosów, czasem pozwalając sobie delikatnie wtulić się policzkiem w jej głowę, by nacieszyć się przyjemną, wspólną chwilą.
      – Powoli i bez pośpiechu – mówi łagodnie.

      Han-gyeol

      Usuń
  53. – Wstawanie akurat na gotową kolację, skąd ja to znam… – mruczy z rozbawieniem pod nosem, przypominając sobie swój dawny styl życia. Przez większość życia, poza tymi latami, w których towarzyszyła mu Sarang, nieszczególnie przejmował się poukładanym i jakkolwiek zorganizowanym stylem życia. Zresztą nawet nie musiał niczym się przejmować, ani nic robić. Nic poza żywieniem się i spełnianiem swoich aktualnych zachcianek. O dziwo jednak, z perspektywy czasu, wcale nie tęsknił za dawnym życiem.
    – Mam nadzieję, że pod tym względem też będę dla ciebie wyjątkowy i będziesz chciała czasem trochę mi pomóc – odpowiada jej zaczepnie. – Zwłaszcza przy naszej śródziemnomorskiej kolacji przyda mi się ekspert… No chyba że wolisz zamówić coś z restauracji – mówi rzucając jej przy tym małe wyzwanie.
    – Gdybym znalazł się w Grecji, za czasów twojego cudownego Aleksandra to chciałbym porozmawiać z Pyrronem z Elidy. A potem pewnie towarzyszyłbym mu w jego filozoficznych podróżach – stwierdza z uśmiechem. Chyba spośród greckich filozofów największą sympatią, jak i fascynacją Su-Jin darzył właśnie postać Pyrrona, co było dość oryginalnym i nietypowym wyborem w środowiskach filozoficznych, skupionych raczej wokół bardziej znanych osobistości jak Platon, Sokrates czy Arystoteles – Co do togi… Nie wiem jak w wyglądałbym w todze, ale mówiłem ci, w dalszej części albumu mam sporo niestosownych fotografii z Indii. Na wielu noszę kasaya, to taka szata, podobna nieco do togi, tylko więcej odkrywa. Wiesz, to w czym zwykle przedstawiany jest Budda… – mówi uśmiechając się z rozbawieniem z powodu tematu strojów.
    Chociaż nie mówi tego głośno, musi przyznać, że chętnie zobaczyłby Lianę w tradycyjnym greckim stroju. Albo w pięknym indyjskim sari czy nawet i koreańskim hanboku. Dawne eleganckie czy tradycyjne stroje naprawdę do niej pasowały. Han-gyeol wciąż doskonale pamięta jak elegancko wyglądała w 1907 roku, na spotkaniu w Wiedniu, gdy towarzyszyła Freudowi. Czy raczej kiedy Freud i Jung spędzili kilkanaście godzin na dyskusji, która powoli stawała się męcząca dla wszystkich. Pamięta ich pierwszą dyskusję, jak i wrażenie jakie Liana robiła na wszystkich dookoła swoją urodą i figurą, idealnie podkreśloną przez gorset. Czarna sukienka pięknie podkreślała jej bladą cerę i czerwone usta. Wyglądała zjawiskowo… a on zamiast ją podziwiać, z zapałem dyskutował z nią o idei jungowskiej duszy, życiowej energii, libido i znaczeniu snów.
    – Nakarmię cię – obiecuje uśmiechając się zarówno do niej, jak i do wspomnienia ich pierwszego spotkania.
    Skupia się na gotowaniu, ale jego myśli uparcie próbują wędrować gdzieś dalej, a bliskość Liany i jej słodkie zaczepki wcale nie pomagają. Z przyjemnością przyjmuje jej słodki pocałunek, który nieco sprowadza go do rzeczywistości, ale także sprawia, że czuje pewien niedosyt. Choć wciąż pozostawali blisko, a Liana praktycznie opierała się o niego, Su-Jin pragnął więcej. Najlepiej znów zamknąłby ją w ramionach i po prostu z czułością przytulił do siebie.
    Częściowo poddaje się temu pragnieniu i kiedy odsuwa dłonie od jej dłoni, by pozwolić jej działać samodzielnie, po prostu obejmuje ją w pasie. Nie zwraca uwagi na to, że brudzi mąką jej ubranie, po prostu chce ją przytulić. Nacieszyć się tym, że byli tu razem i spędzali wspólnie czas w cudownie przyjemnej i spokojnej domowej atmosferze. Obserwuje jej poczynania i to jak w skupieniu odtwarza jego ruchy, jak formuje kolejnego idealnego pierożka.
    – Widzę i jestem bardzo dumny – mówi z absolutną powagą. Uśmiecha się tylko, gdy widzi jak Liana odchyla głowę i zaczepia go swoim oddechem. Odpowiada na to krótkim i delikatnym muśnięciem wargami jej czoła, tuż przy linii włosów.
    Słysząc jej kolejną, tym razem złośliwą uwagę, odsuwa się odrobinę. Schyla się tak, by wyszeptać jej coś prosto do ucha. Powoli przesuwa dłonie na jej ramiona, pozostawiając na jej ubraniu białe smugi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Obiecałem, że cię nakarmię, a nie że ugotuję obiad. I zamierzam cię nakarmić – szepcze jej wprost do ucha, po czym zaczepnie przygryza jego płatek, na tyle delikatnie, by nie zadrasnąć jej skóry, a jedynie by nieco się podroczyć.
      Znów przesuwa ustami po jej szyi, na chwilę dotykając prowokacyjnie wargami śladu po ugryzieniu, aż w końcu odsuwa się nieco. Jego oddech przez chwilę omiata jej kark, nim Su-Jin prostuje się. Przyciska jeszcze usta do czubka jej głowy w długim, czułym geście, nim w końcu niechętnie się odsuwa i staje obok.
      – Oczywiście, będę tak miły i ci pomogę… – mówi samemu także zabierając się za lepienie pierożków – w końcu mieliśmy gotować razem, prawda?
      Zręcznie zajmuje się formowaniem kolejnych pierożków, od czasu do czasu zerkając na Lianę i posyłając w jej stronę zaczepny uśmiech. Odrywa się tylko na chwilę, by wstawić parowar.
      – Tradycyjnie gotuje się je na parze, więc zjemy dzisiaj porcję w wersji tradycyjnej. Resztę zamrozimy i będą w razie czego na awaryjne śniadanie. Może nie spalisz mi domu przy ich gotowaniu lub podsmażaniu… – uśmiecha się złośliwie, wracając do blatu i formowania ostatnich pierożków.
      Gdy kończą Su-Jin przygląda się przez chwilę ich wspólnemu dziełu.
      – I co? Było aż tak źle? Bo moim zdaniem jeszcze kilkaset lat praktyki i będziesz prawdziwym szefem kuchni. Na razie nadajesz się na koreańską żonę – żartuje, po czym przejeżdża jej po nosie palcem umazanym w mące.

      Han-gyeol

      Usuń
  54. – W takim razie we dwoje na pewno sobie poradzimy – stwierdza z nieukrywanym zadowoleniem na myśl o wspólnym gotowaniu czegoś z jej ojczystych stron.
    Patrzy na nią z zaciekawieniem, gdy przyznaje, że znała Pyrrona. Han-gyeol chyba w głębi duszy miał taką nadzieję. W końcu będąc przy boku Aleksandra Wielkiego na pewno miała, jeśli nie okazję, to chociaż możliwość poznać wspaniałych ludzi, takich jak Pyrron.
    – Tak, Indie tak działają na ludzi. I nie-ludzi – stwierdza z uśmiechem, wspominając swoją podróż do Indii. Zarówno tą samodzielną, jak i kolejną w towarzystwie Junga. – Pyrron to mój ulubiony filozof spośród filozofów greckich – przyznaje szczerze – Może ze względu na to jak wielki wpływ miała na niego podróż do Indii. Wprowadził dzięki niej wiele niesamowitych pojęć budujących podstawę większości późniejszych antycznych szkół filozoficznych. A jednak nie jest dziś tak ceniony jak Platon, Arystoteles czy Sokrates. Szkoda, bo zasługiwał na to… – spogląda pytająco na Lianę – Jaki był? Podobno był bardzo skromnym i uroczym człowiekiem, bez wybujałego ego jak Platon. Z jego poglądów wyłania się obraz bardzo spokojnego i mądrego człowieka. Nie tylko w kwestii posiadanej wiedzy, ale i zwyczajnej życiowej mądrości. No, ale… – wzrusza ramionami – poglądy filozofów zwykle nie idą w parze z ich charakterami. Często lubię niszczyć studentom romantyczne i nieco naiwne wyobrażenia o cudownym Platonie i demonicznym Machiavellim – uśmiecha się.
    – Z Korei została jeszcze sesja zdjęciowa z moją gosposią – mówi prowokacyjnie – Ale chyba nie będziesz zazdrosna o uroczą koreańską babcię? – zerka na nią z zaczepnym błyskiem w oczach, po czym przytakuje skinieniem głowy – Tak, szczególnie ostatnie stulecie… Czasem mam wrażenie, że w te sto lat upchnięto więcej wielkich zmian niż we wszystkie poprzednie stulecia razem wzięte… – stwierdza dość refleksyjnie. XX wiek był trudny. I dla niego, i zapewne dla większości świata. Su-Jin zdaje sobie sprawę, że uciekł z Korei w ostatniej chwili. Gdyby tam został… kto wie czy nawet pomimo bycia wampirem byłby wstanie przetrwać. Wiedział, że wielu nieśmiertelnych wspaniale czuło się w czasie wojen, ale on zdecydowanie nie należał do tej grupy.
    Odrywa się od ponurych myśli i uśmiecha się złośliwie słysząc słowa Liany.
    – Chętnie zobaczę cię w takim stroju, ale to będzie nasza uczta, nie Aleksandra – podkreśla, po czym podchodzi bliżej – Już zapomniałaś, że jesteś moja, a twój cudowny Aleksander i inni się nie liczą? – nachyla się, patrząc jej głęboko w oczy – Chcę zobaczyć moją grecką muzę na mojej uczcie, a nie kochankę Aleksandra – mówi, celowo podkreślając to, że Liana była jego i tylko jego.
    Gdy parowar jest gotowy, Han-gyeol starannie umieszcza w nim odpowiednia porcję pierożków, celowo wybierając te przygotowane przez Lianę. Nastawia timer, po czym pakuje resztę pierożków i chowa, część do lodówki, resztę do zamrażalnika.
    – Cieszę się, że zrozumiałaś już, że nie warto uciekać do hotelu – odpowiada z rozbawieniem.
    Zaraz potem strzepuje mąkę ze swojej twarzy, gdy Liana w zemście zostawia na jego policzkach białe ślady. Powstrzymuje nawet kichnięcie, gdy przypadkiem wdycha trochę kręcącego się w powietrzu mącznego obłoczka.
    – Aktualnie mam do dyspozycji tylko jednego kandydata – stwierdza z rozbawieniem – kawaler, profesor akademicki, więc dobrze zarabia, ma własny dom nad jeziorem. Ma jakieś sześćset trzydzieści lat, więc różnica wieku jest dość spora, ale mało który koreański mąż tolerowałby dużo starszą od siebie żonę, więc sądzę, że to okazja, z której trzeba skorzystać – mówi, z pełną powagą przedstawiając jej ofertę matrymonialną. Jakimś cudem udaje mu się nie roześmiać, co uznaje za niewątpliwy sukces.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Chyba jestem sobie w stanie wyobrazić – stwierdza po chwili, tym razem nie udając już powagi – Widziałem nie raz jak mężczyźni na ciebie patrzą. Dawniej, kiedy wszyscy byli bardziej konserwatywni, zapewne zdecydowana większość twoich wielbicieli składała ci propozycje matrymonialne… – mówi obojętnie, choć temat wyraźnie go ciekawi – Skoro zastanawiałaś się jak to byłoby być czyjąś żoną, to znaczy, że nigdy nie przyjęłaś żadnych oświadczyn? – pyta. Co prawda ma wrażenie, że ze słów Liany jednoznacznie to wynika, ale z jakiegoś powodu Han-gyeol czuje niezrozumiałą potrzebę potwierdzenia, że tak właśnie było. W końcu, gdyby była czyjąś żoną to znaczyłoby, że jednak byli w jej życiu mężczyźni, którzy się liczyli, z którymi łączyło ją coś więcej…
      – Jak widać nie potrzebujesz być niczyją żoną, by być szczęśliwa – mówi w końcu – Ale jeśli bardzo chcesz to zawsze możesz wyjść za mnie. Będziesz miała gwarancję, że nie zniknę z twojego życia – uśmiecha się prowokacyjnie, choć czuje się dziwnie nieswojo. Ma wrażenie, że swoim żartem próbuje ukryć emocje i natrętne myśli, które przychodzą mu do głowy po słowach Liany.
      Czuje mimowolny lęk. Nawet jeśli Liana obiecała mu, że nie będzie szukać stabilności ani stałego kochanka, to przecież nie obiecała mu, że nie będzie szukać miłości… A gdyby pokochała kogoś? Nadal byłby dla niej kimś najbliższym, kimś kim nie byłby żaden inny mężczyzna, prawdziwym przyjacielem. Ale wtedy musiałby zaakceptować w życiu Liany też kogoś innego, kogoś kto byłby jej partnerem, kto mimo wszystko byłby dla niej ważniejszy. I choć jako przyjaciel Han-gyeol nie powinien się tego obawiać, tylko życzyć jej szczęścia to… czuje nagły bunt przeciwko takiej możliwości, przeciwko myśli, że Liana mogłaby związać się z kimś w taki sposób.
      – Czemu sądzisz, że jako czyjaś żona byłabyś szczęśliwa, albo może nawet szczęśliwsza niż jesteś teraz? – pyta w końcu wprost. Wie, że to pytanie nie da mu spokoju; że musi poznać odpowiedź.

      Han-gyeol

      Usuń
  55. – W takim razie kiedyś cię tam zabiorę – stwierdza zdecydowanie. – Obiecuję ci, że zakochasz się w tym miejscu i także wrócisz stamtąd odmieniona – mówi pewnie. Wie, że tak właśnie by było… Tak będzie, kiedy ją tam zabierze.
    Uśmiecha się ciepło, gdy Liana opowiada o Pyrronie i tym, że naprawdę był skromnym i opanowanym człowiekiem, tak jak w nielicznych historycznych opisach. Han-gyeol przytakuje jej skinieniem głowy.
    – Zapraszam, o ile nie będziesz zbytnio rozpraszać moich studentów, ani uwodzić moich współpracowników, a zwłaszcza przełożonych – uśmiecha się z rozbawieniem, po czym już zupełnie poważnie dodaje – Wpadnij kiedyś na otwarty wykład. Zresztą… Od poniedziałku najpewniej będę prowadził wszystkie zajęcia zdalnie, więc będziesz mogła słuchać do woli.
    Wie, że jutro będzie musiał jeszcze zadzwonić na uczelnię i potwierdzić czy wraca od poniedziałku, czy też będzie prowadził zajęcia zdalnie. I chociaż dzisiejszy dzień jak dotąd upływa spokojnie, Su-Jin wie, że może to być tak samo złudne jak wczoraj, a Earl może w każdej chwili znów zaatakować Lianę swoimi listami czy przesyłkami. W tej sytuacji wampir wie, że nie może zostawić swojej przyjaciółki samej na niemal cały dzień. Poza tym i tak nie byłby w stanie się na niczym skupić i myślałby tylko o niej i jej bezpieczeństwie.
    – Myślę, że byś ją polubiła – stwierdza. – Miała specyficzne poczucie humoru. Potem pokażę ci piękny płaszcz jaki mi kiedyś uszyła. Celowo wyhaftowała na nim brzoskwiniowe kwiaty – uśmiecha się z rozbawieniem.
    Oboje milczą przez chwilę, niemo zgadzając się z tym, że kiedyś mimo wszystko było łatwiej.
    Han-gyeol ożywia się dopiero, gdy dostrzega dumną postawę Liany. Lubi, gdy demonica tak na niego patrzy, gdy unosi swój drobny podbródek w odważnym i zdeterminowanym geście; i gdy patrzy w jego oczy w ten sposób.
    – Skoro Aleksander się nie liczy – mówi przysuwając się bliżej, by ich twarze niemal się stykały, a oddech znów mieszał ze sobą – to wystrój się dla mnie, nie dla niego. Przestań myśleć o nim i byciu jego kochanką, pokaż mi moją prawdziwą Convallianę, w pięknym greckim stroju, taką jakiej Aleksander nigdy nie mógł dostrzec, nawet jeśli miał cię tuż obok siebie, w swoim łóżku. Chcę moją Lianę, moje zobowiązanie, która spędza ten wieczór ze mną i dla mnie, rozumiesz? – mówi cicho, lecz jego głos wydaje się wwiercać w głąb umysłu, wdzierając się agresywnie wprost do serca. Su-Jin nie kryje nawet swoich emocji, złości na ciągłe wspominanie Aleksandra i pewnej zaborczości, na którą w końcu może sobie pozwolić po tym co niedawno sobie obiecali.
    Han-gyeol ma wrażenie, że z każdą chwilą coraz bardziej ma dość postaci Aleksandra. Skoro nie był ważny, to czemu Liana wciąż o nim mówiła? Był jej pierwszym kochankiem i miała do niego sentyment? A może był jej najpoważniejszym zobowiązaniem? Może się nie liczył, ale w jakimś małym stopniu jednak się zaangażowała? Musiałaby być naprawdę głupia, by zaangażować się w relację z tak zaburzonym i narcystycznym megalomanem jak Aleksander Wielki… Skoro wszystkie źródła historyczne opisywały go w ten sposób, musiał być koszmarnym człowiekiem.
    Z trudem powstrzymuje pełne irytacji westchnięcie i zmusza się do uśmiechu. Fakt, że Liana uszczypliwie wytyka mu „poważną wampirzycę” przynosi odrobinę ulgi. Przez chwilę Su-Jin ma nawet chęć przytaknąć, by zirytować ją bardziej, ale woli nie zaczynać wojny.
    – Zdecydowanie woli kobiety, z którymi ma wspólne tematy do rozmów… i które umieją lepić idealne pierożki – stwierdza z uśmiechem – Lepiej decyduj się szybko, zanim ktoś inny skorzysta.
    Podchodzi do niej bliżej i opiera się rękoma o blat, zamykając Lianę w pułapce.
    Tym razem wcale nie zamierza się z nią droczyć, po prostu… Czuje, że chce być blisko. Fakt, że mimo tak wielu okazji nigdy z żadnej nie skorzystała, przynosi mu wielką ulgę. Niemo przytakuje zgadzając się z jej słowami. Takie zaangażowanie było niebezpieczne i niepraktyczne. Choć i tak dla niego w tej chwili ważniejsze było co innego… Emocje, myśl, że Liana mogłaby z kimś się tak związać, że mogłaby się zaangażować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podnosi wzrok i patrzy jej w oczy, gdy ta z uśmiechem mówi, że wyjdzie za niego. To tylko żart, ale… Przez chwilę Han-gyeol czuje, że mógłby złożyć jej taką propozycję zupełnie na poważnie. Gdyby ją poślubił miałby gwarancję, że byłaby tylko jego; że nie wchodziłaby w żadne głębsze relacje, tylko romanse na jedną noc, wykorzystywanie kolejnych naiwnych ofiar, kuszenie ich, odbieranie im energii i rozumu, chwilowa fizyczna przyjemność pozbawiona jakichkolwiek uczuć… a potem wracałaby do niego, do swojego jedynego zobowiązania i przyjaciela. Mógłby tak żyć.
      Z uwagą słucha jej słów. Przygląda się jej twarzy i wypisanym na niej emocjom.
      Uśmiecha się, bo choć jej słowa budzą w nim lęk, to mimo wszystko są piękne. I tak niezwykłe. Sam fakt, że Liana w ogóle wierzyła w taką miłość…
      Czuje się rozdarty między zachwytem nad jej pięknymi i czystymi marzeniami, a bólem jakie sprawia mu myśl, że gdyby miała taką miłość niczego już by nie potrzebowała… Nie potrzebowałaby wtedy jego.
      Milczy wpatrując się w jej twarz. Jego wzrok przesuwa się po idealnych rysach, ale nie dostrzega nic. Cały jego umysł tkwi w zawieszeniu, wciąż rozdarty pomiędzy sprzecznymi myślami i uczuciami. W końcu zmusza się do reakcji…
      – Czyli jesteś romantyczką? – pyta łagodnie, zmuszając się by spojrzeć jej w oczy – To co mówisz jest piękne i… zaskoczyłaś mnie Liana. Nie zrozum mnie źle, ale nie sądziłem, że będziesz patrzeć na to w ten sposób – wyznaje cicho.
      – Nie wiem co ci powiedzieć – mówi szczerze, przysuwając się do niej odrobinę i delikatnie opierając czoło o jej czoło – Jako twój przyjaciel powinienem z całego serca życzyć ci takiej miłości i tego, byś znalazła kogoś takiego. Ale… jestem egoistą Liana, i egoistycznie pragnę, by to się nigdy nie spełniło, bo wtedy nie potrzebowałabyś już niczego poza tą miłością, nie potrzebowałabyś już mnie… A tego bym nie zniósł – mówi, wyznając jej prawdę i swoje uczucia, odkrywając wątpliwości i wewnętrzne rozdarcie, tak jak ona odkryła przed nim swoje marzenia.
      – Wybacz mi, że jestem tak okropnym i samolubnym przyjacielem, by nie chcieć twojego szczęścia – szepcze, obejmując ją delikatnie – Najchętniej sam bym cię poślubił, by mieć pewność, że nikt nigdy mi cię nie odbierze…
      Mimo wszystko nadal to go w jakiś sposób boli. Czuje, że jest dla Liany pewnym zastępstwem, substytutem niespełnionego marzenia, podczas gdy dla niego ona była marzeniem samym w sobie. Pierwszy raz Han-gyeol zaczyna rozumieć te dziwne słowa używane przez Lianę. Był da niej „wystarczający”? Był wystarczającą namiastką jej prawdziwych pragnień?
      A jednak pomimo goryczy i bólu, jaką sprawia mu ta myśl, czuje, że nie może zaprzeczać rzeczywistości…
      – Masz piękną duszę Liana – wzdycha cicho – i pięknie postrzegasz miłość...

      Han-gyeol

      Usuń
  56. Posyła jej ciepły uśmiech słysząc jej cichą zgodę. Czuje też przyjemne ciepło w sercu na myśl o tym, że pozwala sobie snuć z kimś wspólne plany. To było zupełnie nowe uczucie, tak inne… ale zarazem niesamowicie przyjemne.
    Zerka na niż z powątpiewaniem, gdy Liana obiecuje być pilną studentką. Dobrze wie, że wcale tak nie będzie. Mimo to Su-Jin ma nadzieję, że demonica nie będzie starała się zbytni przeszkadzać i utrudniać mu prowadzenia zajęć.
    Chwilowo jednak nie to jest dla niego najważniejsze.
    Wpatruje się głęboko w jej oczy, podobnie jak ona wpatruje się w jego. Znów chłonie jej słowa, kolejną obietnicę, że każdy wspólny wieczór będzie tylko jego. Tak jak ona była tylko jego… Wdycha każde jej słowo, zaciąga się nim i delektuje. Czuje jej palce na swoim sercu, wprost na bliźnie.
    – Dobrze… Będę pilnować, żebyś pamiętała, że jesteś tylko moja – odpowiada, także kierując swoje słowa wprost w jej usta, także składając jej obietnicę, wymieszaną z najsłodszą i najłagodniejszą groźbą.
    Czuje pewną ulgę i nie chce już myśleć ani o Aleksandrze, ani o innych jej kochankach. Han-gyeol musi niechętnie przyznać przed samym sobą, że chociaż nie przeszkadzała mu jej przeszłość, ani rozwiązły styl życia, to czuł palące uczucie zazdrości i wściekłości na myśl, że ktoś mógł być dla niej ważny w ten emocjonalny, bardziej duchowy sposób; że mogła wspominać ciepło któregoś ze swoich długoletnich kochanków; że chciała stroić się tak, jakby stroiła się znowu dla tamtego człowieka; albo, co najgorsze, że naprawdę mogła czuć do któregoś z nich coś więcej. To wydawało się Su-Jinowi nie do zniesienia. To tak jakby ofiarować najcenniejszy skarb, byle idiocie, który nie potrafiłby go docenić i bardziej interesowałby się opakowaniem tego drogocennego prezentu. Tak bardzo odpychające…
    Odsuwa od siebie tą frustrującą i niesmaczną myśl, a jego twarz łagodnieje.
    – Wspaniale, na pewno będziesz wzorową koreańską żoną – mówi z rozbawieniem.
    Co prawda nawet nie jest w stanie wyobrazić sobie Liany w roli stereotypowej koreańskiej żony. Ale gdyby miał wyobrazić sobie ją jako swoją własną żonę… Naprawdę mogliby być szczęśliwi żyjąc razem jako najlepsi przyjaciele, wspierając się na każdym kroku, dbając o siebie nawzajem. Wszystko byłoby takie jak teraz, tylko bardziej poważne i oficjalne.
    Han-gyeol czuje, że chyba nie powinien o tym myśleć, a już na pewno nie w ten sposób. Ma wrażenie, że wszystko co wydarzyło się dzisiejszego dnia było kolejnym, zbyt wielkim krokiem, rzucającym ich w otchłań zbyt silnych emocji, którym znów ślepo się poddawali.
    A co gorsza, wcale nie chciał przestawać.
    Ramiona Liany znów go obejmują, a jej dłonie zaciskają się na materiale jego koszulki. Poddaje się temu, z przyjemnością przyjmuje jej kolejny dotyk, gdy jedna z jej dłoni sięga do jego policzka.
    – Nie trzeba od razu wierzyć w wielką miłość – mówi łagodnie – wystarczy ta prawdziwa. Zwyczajna i mało romantyczna, ale szczera…
    Czuje jak jej palce wędrują po jego żuchwie, aż do brody. Wsłuchuje się w jej słowa i sam nie wie co właściwie powinien myśleć i czuć.
    – Wystarczam? – powtarza za nią cicho. Stara się nie zastanawiać co chciała powiedzieć. Czy wystarczał jej w zupełności czy może był wystarczającym substytutem upragnionego uczucia? Odsuwa od siebie te myśli. Skupia się na jej kolejnych słowach, na dotyku jej smukłych placów sięgających do jego szyi i powodujących u niego gęsią skórkę.
    Chłonie jej słowa i zapewnienia, że nie chciała nikogo innego; że sama była okropną przyjaciółką i że tak było im dobrze. Czy naprawdę nie tęskniła do niczego więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – To wcale nie jest naiwna mrzonka… Przecież ja jestem kimś, kto zna cię taką jaka jesteś i właśnie to najbardziej w tobie ceni. Dostrzegam twoje wady i to co w tobie najlepsze, jesteś dla mnie wyjątkowa, nie pragnę uczynić z ciebie swojego trofeum czy ozdoby, dla mnie jesteś kimś równym mnie. Mogę dać ci to wszystko poza miłością, choć ponoć przyjaźń też jest pewną formą miłości, bo opiera się na równie głębokiej więzi. A skoro to było możliwe, to czemu uważasz, że nie znajdzie się ktoś, kto byłby w stanie szczerze cię pokochać? – pyta.
      Sam nie wie po co to robi. Powinien przytaknąć jej słowom, upewnić ją, że to była tylko naiwna i nierealna mrzonka i nikt inny nie będzie w stanie obdarzyć ją takimi uczuciami jak on ją… Ale nie potrafi okłamywać jej w ten sposób, nie potrafi niszczyć jej marzeń, by przywiązać ją do siebie bardziej. I może właśnie popełnia największy błąd swojego życia, którego będzie żałować, ale czuje, że nie może postąpić inaczej. Nie może jej odebrać i zniszczyć tego delikatnego piękna, które mu pokazała.
      Czuje jej nos przy swojej brodzie i uśmiecha się delikatnie. Jej miękkie ciepłe usta wędrują po jego żuchwie i policzku. Gdy tylko Liana się odsuwa, Su-Jin posyła jej przekorny uśmiech.
      – Myślę, że będę w stanie ci to udowodnić znacznie szybciej – mówi, rzucając jej wyzwanie – skoro w dwa dni wyrwałem ci serce, równie szybko zdobędę twoją duszę, a potem także i ciebie.
      Uśmiecha się, choć w głębi duszy czuje tak wiele różnych emocji.
      Czuje jak jego serce zaczyna bić szybciej i mocniej, gdy Liana zadaje w końcu to pytanie… Pytanie, które wyrażało w pełni jego własne uczucia wobec niej. Po co była mu miłość czy związek, skoro Liana była wszystkim czego pragnął? Patrzy na nią z czułością, czując ogarniające go wzruszenie i ciepło rozlewające się po jego sercu.
      Tak, nie potrzebowali romantycznej miłości, by mieć wszystko co było ważne. Wystarczyło im to, że mieli siebie nawzajem.
      Jej palce zanurzają się w jego włosach, zaciskają się na nich i zmuszają go, do zbliżenia się do Liany. Ich czoła znów się stykają. Han-gyeol uśmiecha się słysząc jej słowa. Ta obietnica wydaje mu się tak kusząca, tak cudownie ekscytująca, że niemal marzy by w jego życiu pojawiła się jakaś kobieta tylko po to, by zobaczyć jak Liana odbiera jej życie. Przesuwa dłonie po jej plecach i łopatkach. Jedną dłoń zatrzymuje na jej karku, przytrzymując ją, by się nie odsuwała. Drugą zanurza w jej gęstych czarnych włosach.
      – Obiecuję… – mówi z zapałem – Zabiję każdego kto się do ciebie zbliży, kto wyciągnie swoje łapska po to co moje. Każdego kto będzie sądził, że może cię mieć – czuje, jak każde kolejne słowo go nakręca, ma wrażenie, że jego oczy znów delikatnie zabarwiają się pełną pasji czerwienią – Zabiję każdego kto będzie dla ciebie coś znaczył. Nawet jeśli znienawidzisz mnie za to z całego serca. Wolę twoją wieczną nienawiść, która będzie niewolić nas jeszcze bardziej, niż życie, w którym nie będziesz moja – wyznaje, czując jak jego oddech staje się szybki i chaotyczny.
      A potem tą cudowną chwilę przerywa irytujący dźwięk timera.
      Han-gyeol zastyga na chwilę, wciąż trzymając Lianę blisko. Choć z całych sił próbuje zatrzymać ten moment, nie jest w stanie. Irytujące piszczenie nie daje za wygraną.
      Z cichym westchnieniem Su-Jin odrywa się od Liany, niemal natychmiast czując tęsknotę za jej dotykiem i ramionami.
      Wyłącza parowar, po czym wyjmuje gotowe pierożki na duży talerz.
      – Obiad gotowy… W takim razie zgodnie z obietnicą muszę cię nakarmić – stwierdza, kończąc wykładać posiłek na talerz. Wlewa jeszcze trochę sosu sojowego do małej miseczki, którą ustawia na talerzu i sięga do szuflady po swoje ulubione srebrne pałeczki.
      – Życzysz sobie degustować swoje dzieło w jadalni, czy może nieco bardziej kameralnie przy kominku w salonie? – pyta zerkając na Lianę i uśmiechając się do niej.

      Han-gyeol

      Usuń
  57. Uśmiecha się tylko. W jego uszach wciąż brzmią jej słowa, gdy tak pięknie i poetycko mówiła o prawdziwej miłości; gdy szeptała, że wcale nie chce niczego więcej, nikogo więcej, bo on w zupełności jej wystarcza; że nie byłaby pewnie nawet w stanie pokochać nikogo innego, bo jego uczucia ceniła sobie bardziej… Bardziej niż tą piękną, niemal idealną miłość? Ciężko mu to zrozumieć, ale docenia to całym sercem. W końcu on także nie pragnął miłości. Miłość mimo wszystko zawsze była w jakimś stopniu cierpieniem, zawsze wiązała się z pewnym bólem. Pragnął jedynie więzi, bliskości i szczerego zaufania… Pragnął kogoś, kto po prostu byłby częścią jego życia, dopełniał je. I miał to wszystko w Lianie, nie potrzebował już niczego więcej. Byle tylko to się już nigdy nie skończyło, byle nikt nigdy im tego nie odebrał.
    – W porządku – stwierdza i kieruje się do salonu.
    Han-gyeol wciąż ma wrażenie, że czuje na twarzy jej ciepło, a w ustach smak jej oddechu. Wciąż pamięta dotyk jej dłoni i tęskni za nim, choć przecież dopiero co trzymali się w ramionach. To wszystko wydaje mu się dość szalone, ale nawet nie próbuje się nad tym zastanawiać. Po prostu chce znów być blisko niej. Znów czuć jej dotyk, wdychać jej słodki oddech i cieszyć się jej przyjemnym ciepłem.
    Na chwilę odstawia talerz na stolik obok kanapy, na którym leży wciąż otwarty album ze zdjęciami, do którego mieli potem wrócić. Rozpala w kominku, by było przyjemniej i bardziej domowo, po czym usadawia się wygodnie na kanapie i sięga po talerz.
    – Myślę, że wyszły idealnie – stwierdza, podnosząc pałeczkami jednego z pierożków. – Zobaczysz jeszcze odkryjesz w sobie nowy talent – uśmiecha się do niej żartobliwie.
    Lekko dmucha na gorącego pierożka, po czym zanurza go lekko w sosie sojowym i podsuwa go Lianie.
    – Ostrożnie, nadzienie jest gorące… – mówi, obserwując ją i jej kształtne, miękkie usta, to jak je rozchyla, jak obejmuje nimi pierożka, a potem jak wgryza się w delikatne ciasto. Srebrne pałeczki dotykają leciutko jej góną wargę, nie pozostawiając na niej jednak żadnego śladu.
    Su-Jin odruchowo wyciera kącik jej ust z soczystego nadzienia. Potem sam wkłada drugą połowę pierożka do ust, smakując go powoli i bez pośpiechu. I chociaż doskonale znał ten smak, który nie różnił się zupełnie niczym od tego, jak sam robił dla siebie tego typu obiad, to musi przyznać, że teraz było inaczej. Dzisiaj wszystko smakuje mu o wiele bardziej… Może dlatego że to Liana lepiła każdy z pierożków, które miał na talerzu? Dlatego że robili ten obiad razem, wkładając w niego tyle cudownych uczuć? Dlatego że jadł coś, czego przed chwila dotykały jej miękkie wargi? Czuje, że nie potrafi odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Po prostu teraz było inaczej, wyjątkowo. Wszystko było inne, smakowało inaczej, pachniało inaczej i miało inne kolory, odkąd Liana była obok.
    – Moim zdaniem są zdecydowanie lepsze, niż kiedy robię je sam – stwierdza z zadowoleniem, posyłając jej słodki uśmiech – Będziesz musiała mi częściej pomagać – stwierdza zaczepnie, opierając lekko czoło o jej skroń i pocierając w pełnym czułości geście.
    Zaraz jednak odsuwa się nieznacznie i skupia na obiedzie, wybierając kolejny pierożek i obchodząc się z nim w ten sam sposób. Znów podsuwa go Lianie do ust i karmi ją zgodnie ze swoją obietnicą. Z coraz większą przyjemnością obserwuje jej twarz i to jak je. Czuje, że mógłby częściej nie tylko z nią gotować, ale też jeść w ten sposób. Razem, z jednego talerza, karmiąc ją tak jak teraz.
    Trzaskający cicho kominek wypełnia pokój przyjemnym ciepłem. Wszystko wydaje się tak zwyczajne, podobne do większości jego dotychczasowych dni, a jednak tak inne i wyjątkowe. Przez chwilę nachodzi go nawet myśl, że ciężko będzie mu wrócić do normalności, gdy to się skończy i Liana wróci do swojego domu. Han-gyeol ma wrażenie, że mógłby uzależnić się nie tylko od smaku jej krwi i energii, ale też od samej jej obecności. Od bliskości i spędzania wspólnie czasu, choćby tak jak teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – I jak? – pyta w końcu, odrywając się od błądzenia myślami. Odsuwa od siebie myśli o przyszłości i o tym co będzie. Skupia się na tym co tu i teraz. – Zadowolona ze swojego dzieła?

      Han-gyeol

      Usuń
  58. – Ja też to lubię – przyznaje szczerze. Podobało mu się dzisiejsze gotowanie, jak zresztą cały dzisiejszy dzień i wszystkie wspólne chwile. Od komponowania perfum, po taki drobiazg jak dzielenie się posiłkiem. Sam także czuje, że mógłby przyzwyczaić się do tego wszystkiego, do dzielenia z kimś bliskim całej swojej codzienności, tak jak teraz.
    Uśmiecha się do niej słysząc, że była trochę z siebie dumna.
    Gdy po obiedzie Liana postanawia pozmywać, Han-gyeol wykorzystuje ten czas na zrobienie dla niej obiecanego miejsca w szafie, garderobie i szafce łazienkowej, by miała gdzie trzymać wszystkie swoje nowo zakupione rzeczy i przy okazji mogła nieco bardziej się zadomowić. Chowa też ich wspólne zdjęcie na ostatnią stronę albumu. I chociaż uwija się z tym wszystkim szybko, czuje narastające zmęczenie. Poprzednia noc daje mu się we znaki i nawet wypita kawa nieszczególnie mu w tej chwili pomaga. Chwile jeszcze walczy sam ze sobą. Nie chce by ten dzień się kończył. Chce spędzić cały wieczór z Lianą, cieszyć się jej bliskością i towarzystwem, wspólnymi rozmowami i żartami; chce jak najlepiej wykorzystać każdą wspólną chwilę, chociaż przecież wie, że to dopiero początek ich relacji i czeka ich praktycznie wieczność na wspólne spędzanie czasu. Ostatecznie się poddaje, czując, że powoli zaczyna przysypiać. Bierze szybki, chłodny prysznic i decyduje się wcześniej położyć. Musi odespać poprzednią noc.
    Zawija się w kołdrę i wtula w poduszkę. Cała jego pościel jest przesiąknięta zapachem Liany, ale wcale mu to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Z przyjemnością zaciąga się tym zapachem czując przyjemne ciepło w sercu na myśl o bliskości Liany. Błyskawicznie zasypia.
    Przebudza się dosłownie na chwilę czując czyjąś obecność. Nie czuje jednak niepokoju, ani zagrożenia, który wyrwałby go ze snu i zmusił do jakiejkolwiek reakcji. Zamiast tego do jego świadomości przebija się znajomy, kojący głos, równie znajomy zapach, a potem przyjemny dotyk, któremu poddaje się z ufnością.
    – Mhmm… – mruczy tylko coś w odpowiedzi. Nie ma nawet pojęcia w odpowiedzi na co. Słowa zlewają się w jedno cichutkie, melodyjne brzmienie. Tak cudownie przyjemne i kojące.
    Czuje ciepło ciała tuż obok siebie i lgnie do tego ciepła, przysuwa się bliżej. Gorący oddech Liany łaskocze jego szyję, a jego nozdrza wypełniają się słodkim zapachem wanilii, o wiele słodszym niż zwykle. Tak jest dobrze… Wtula się w to drobne ciałko, przygarnia je do siebie i poddaje błogiemu uczuciu bliskości, na nowo zapadając w głęboki sen.
    Budzi go słodki zapach wanilii, o wiele intensywniejszy niż zazwyczaj. Zaciąga się nim z przyjemnością, nawet pomimo tego, że jest dla niego zbyt mocny, zbyt wyrazisty. Słyszy znajomy dźwięk bicia serca i oddechu Liany. Odruchowo wtula się twarzą w coś, co zdecydowanie nie było poduszką… Jego nos i usta dotykają ciepłej, delikatnej skóry, podczas gdy jego żuchwa wyczuwa znajomy, miły materiał i coś twardego… Obojczyk? Nie otwiera oczu, wciąż rozkoszując się tymi wszystkimi odczuciami, powoli przebijającymi się do jego świadomości.
    Nie ma pojęcia co się właściwie stało. Nie pamięta, by wstawał w nocy, ani zabierał Lianę do siebie. Nie pamięta też, by demonica się przy nim kładła. Ale to nie wydaje mu się istotne. Nie miał nic przeciwko temu, by nocowała u niego, sam wcześniej jej to proponował, więc… jeśli czuła taką potrzebę, obawiała się koszmarów, czy po prostu pragnęła bliskości to dobrze. Cokolwiek nią motywowało, ostatecznie cieszył się, że tu była.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego ramiona obejmują Lianę. Powoli przesuwa dłońmi po jej ciele, odruchowo przygarniając ją do siebie bardziej. Przez chwilę po prostu tak trwa. W ciszy i bezruchu. Wsłuchuje się w jej oddech i bicie jej serca, wdycha jej zapach i skupia się na dotyku. Na tym co czuje i na ułożeniu ich ciał, wtulonych w siebie nawzajem, splątanych we wzajemnych objęciach… Raz jeszcze mocniej wtula twarz w jej ciało. Jego nos sunie po jej szyi, a usta trafiają na materiał koszulki zasłaniający jej dekolt. Su-Jin łapie głębszy oddech, aż w końcu niechętnie otwiera oczy i podnosi wzrok. Pierwsze co dostrzega to podbródek Liany. Uśmiecha się i powoli przesuwa się twarzą wzdłuż jej szyi, tym razem w górę. Tym razem to on delikatnie sunie nosem po jej żuchwie, która chwilę później dotyka delikatnie ustami.
      Z przyjemnością dotyka wargami jej miękkiego, ciepłego policzka i pozostawia na nim czuły pocałunek. Uśmiecha się sam do siebie, czując to samo przyjemne ciepło wypełniające jego serce, gdy tylko obdarza twarzyczkę Liany tą drobną, słodką pieszczotą. Han-gyeol czuje, że tak właśnie mógłby się budzić, taki mogłyby być wszystkie jego poranki. Tak ciepłe i słodkie...
      – Dzień dobry – mruczy cicho, po czym wtula się w jej twarz. Opiera czoło o jej skroń, przyciska nos do jej policzka i znów przymyka lekko oczy. Nie ma pojęcia, która jest godzina, ale wcale nie ma ochoty wstawać. Ani tym bardziej wypuszczać Lianę z ciasnych objęć.

      Han-gyeol

      Usuń
  59. Palce Liany zanurzają się w jego włosach, a on z przyjemnością poddaje się jej dotykowi zamykając oczy i znów chłonąc wszystkie doznania pozostałymi zmysłami, zwłaszcza zaś zmysłem dotyku. Lubi to uczucie, gdy demonica bawi się jego włosami. W ciszy i spokoju, wciąż przyjemnie zaspany rozkoszuje się jej bliskością i tą drobną czułością. Nie otwiera oczu, nawet gdy słyszy jej głos.
    – Mówiłem ci, możesz spać gdzie chcesz – odpowiada cicho na jej tłumaczenia. Wcale nie miał jej za złe, że tu przyszła, ani tym bardziej nie oczekiwał tłumaczeń. Nie przeszkadzało mu nawet to, że nie pamiętał jak się kładła. Ufa jej, czuje się przy niej komfortowo, gdyby było inaczej na pewno od razu by się obudził.
    – Jeśli o mnie chodzi to wolę żebyś spała ze mną – dodaje, po czym uśmiecha się z zadowoleniem czując jej słodki pocałunek na swoim czole, a potem dotyk jej miękkich ust na swoim policzku.
    Otwiera powoli oczy czując jak Liana napiera na niego i odsuwa, zmuszając, by położył się na plecach. Przez chwile Han-gyeol czuje lekki żal, że wyrwała go z tej cudownej chwili bliskości, kiedy mógł trzymać ją w swoich objęciach. Szybko jednak żal ustępuje miejsca zadowoleniu, gdy Liana wcale się nie odsuwa. Wręcz przeciwnie. Jej drobne ciało kładzie się na nim. Su-Jin czuje jej delikatny ciężar napierający na jego klatkę piersiową. Nie przeszkadza mu to jednak, tak samo jak nie przeszkadza mu ta bliskość, która jeszcze niedawno byłaby dla niego nie do zniesienia. Teraz czuje się po prostu dobrze.
    Sięga dłonią do jej głowy i z czułością odgarnia z jej twarzy i czoła kilka niesfornych kosmyków. Gładzi delikatnie jej włosy, gdy Liana wsłuchuje się w bicie jego serca.
    – Lubię kiedy to robisz – mówi z uśmiechem – Kiedy opierasz się i słuchasz bicia mojego serca, albo kiedy go dotykasz. Zawsze myślę wtedy o tym ile ci zawdzięczam i o tym, że moje serce bije tylko dzięki tobie. I dla ciebie – wyznaje spokojnie. Tym razem to wyznanie przychodzi mu tak lekko i naturalnie, że ciężko mu uwierzyć, że jeszcze wczoraj musiał walczyć z samym sobą, by jej za to podziękować.
    Zerka na nią z rozbawieniem słysząc jej uwagę. Podoba mu się jej zaborczość i wszystkie egoistyczne zapewnienia, że chce tylko jego. Czuje jak jej drobne dłonie zaciskają się na jego nadgarstkach z niewiarygodną siłą, a potem unieruchamiają jego dłonie nad głową. Poddaje się jej, wciąż nieco zaspany, ale zaciekawiony i wyraźnie zafascynowany. Przez chwilę wpatruje się w jej głębokie zielone oczy, a potem z przyjemnością poddaje pierwszemu z pocałunków. Unosi nieco głowę ponad poduszki, by być bliżej, by czuć każdy z czułych pocałunków, którymi zasypywała jego twarz, mocniej. Intensywniej.
    Z delikatnym uśmiechem poddaje się każdej czułości, którą mu ofiarowywała. Z radością chłonie każdy pocałunek jej ciepłych, miękkich warg. Jego serce i oddech odrobinę przyśpieszają, gdy usta Liany schodzą na jego szyję. Mięśnie napinają się lekko, a na ciele pojawia się gęsia skórka, gdy czuje jej wilgotny język na swojej skórze. Nie walczy jednak, nie wyrywa się jej, ani nie próbuje odzyskać kontroli. Chce się temu poddać, pozwolić jej na tą zabawę, a może nawet małą zemstę za to co sam zrobił jej wczoraj.
    Przygryza lekko dolną wargę, gdy czuje jej delikatne ząbki Liany, którymi gryzie jego szyję. Czuje przyjemny, elektryzujący dreszcz biegnący od karku wzdłuż kręgosłupa. Czy jego ugryzienie też było dla niej tak zaskakująco przyjemne? Zmusza się by złapać głębszy oddech. Z trudem skupia się na słowach demonicy, zbyt rozproszony dotykiem jej zębów na swojej skórze.
    – Już jesteś lepsza – stwierdza z rozbawieniem – Poza tym żadnej poważnej wampirzycy nie pozwoliłbym na coś takiego – mruczy z zadowoleniem odchylając głowę do tyłu i dając Lianie jeszcze lepszy dostęp do jego szyi. Pozwalając jej na kolejne urocze ugryzienia.
    Jego oddech staje się płytszy, gdy Liana naciska mocniej na jego klatkę piersiową. Podnosi wzrok, by spojrzeć jej wprost w oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Doprawdy? – mówi zaczepnie – A co takiego przerażającego zrobi mi ten groźny sukkub? – posyła jej prowokujący uśmieszek – Wciąż myślę, że to sukkub powinien być bardziej ostrożny sypiając obok wampira.
      Zbiera siłę w, i tak napiętych już, mięśniach i jednym zręcznym ruchem obraca ich ciała, tak by teraz Liana wylądowała w pościeli tuż pod nim, przygnieciona ciężarem jego ciała. Opiera się lekko kolanami po bokach jej nóg, po czym powoli wysuwa nadgarstki z jej uścisku. Przesuwa dłońmi po jej rękach, zostawiając na jej skórze delikatne ślady paznokci. Gdy dociera do rękawów koszulki przesuwa dłońmi po jej ramionach. Tym razem nie unieruchamia jej rąk, pozwala jej się bronić i walczyć o dominację.
      – Mówiłem ci, niebezpiecznie jest sypiać ufnie obok wampira, mając tak cudownie kuszącą energię… i tak słodką krew – mówi, dotykając ustami ledwo widoczny ślad po wczorajszym ugryzieniu.
      Lekko odciąga materiał koszulki od jej szyi. Powoli przejeżdża ustami po jej szyi, bada ją powoli i starannie, nie śpiesząc się i wyraźnie drocząc z Lianą. W końcu delikatnie i z czułością, jakby obdarowywał ją czułym pocałunkiem, wgryza się w jej skórę dość wysoko, blisko gardła. Jego kły wbijają się płytko, jedynie w delikatne żyłki tuż pod powierzchnią skóry. Han-gyeol pozwala sobie lekko possać ranki, by wydobyć z nich nieco więcej krwi, którą spija z przyjemnością. Lepka i gęsta słodycz rozlewa się po jego języku, rozpala jego gardło i przyjemnie rozgrzewa, pobudzając o wiele lepiej niż jakakolwiek kawa. Zachłannie zlizuje jej krew. Jego język przesuwa się po jej skórze i krąży wokół ranek, a potem pośpiesznie i chaotycznie sunie po jej szyi zlizując każdą kropelkę krwi, która spływa jej po skórze. Pilnuje, by krew nie zabrudziła ani pościeli, ani jej koszulki.
      – Gdybym tylko chciał, mógłbym wgryźć się w ciebie bardziej, wypić więcej… twoje życie byłoby całkowicie w moich ustach – mruczy zaczepnie, drocząc się z nią – Nadal uważasz, że to ja bardziej ryzykuję? Co ty możesz mi zrobić? – nachyla się nad nią i uśmiecha prowokująco.

      Han-gyeol

      Usuń
  60. – A ty moja… – odpowiada jej, na słowa, że był jej. Czuje delikatnie pocałunek, który Liana złożyła na jego sercu. Przez chwilę Han-gyeol żałuje, że materiał piżamy oddziela jego ciało od jej ust; że nie może poczuć ciepła jej warg na swojej bliźnie. Ta myśl wydaje mu się dziwna, ale nie zastanawia się nad nią, po prostu tak czuje.
    Zamyka oczy i poddaje się dziwnej pieszczocie, gdy Liana lekko gryzie skórę jego szyi i zasysa, jakby chciała wyssać krew z nieistniejącej rany. Wyobraża sobie, że właśnie tak musiała się czuć ofiara wampira i wydaje mu się to zadziwiająco przyjemne. Powoli zaczyna rozumieć odruch, by być wtedy bliżej, by przyciągnąć do siebie drapieżnika, zamiast próbować go odepchnąć. W tej chwili chce tylko, by nie przerywała, by nadal mu to robiła.
    – Oznaczyłaś? – pyta oddychając ciężko. Nie bardzo rozumie co miała na myśli.
    Uśmiecha się jednak złośliwie, na jej dalsze słowa.
    – Zdajesz sobie sprawę, że ślady ugryzień mogą być kuszące dla wampirów? – pyta prowokacyjnie – Coś co należy do innego krwiopijcy, pewien zakazany owoc, smakuje najlepiej…
    Mówi to wszystko, by odrobinę ją sprowokować do kolejnych obietnic skrzywdzenia każdej kobiety, która będzie chciała się do niego zbliżyć. Podoba mu się to; podoba mu się jej zaborczość i każda wypowiedziana groźba.
    Uśmiecha się z zadowoleniem, gdy role się odwracają i gdy to ona odchyla głowę pozwalając mu na dostęp do szyi. Jej ciało reaguje na ukąszenie w podobny sposób jak jego, pragnieniem bycia jak najbliżej i czucia jak najwięcej. Wbrew instynktowi samozachowawczemu, wbrew temu co rozsądne. Teraz to ona oddycha ciężko, a każdy jej oddech jest dla niego niczym przyjemna muzyka, w którą pragnie się wsłuchiwać.
    – Nie prowokuj mnie do tego – mruczy z zadowoleniem. Przygląda się jej twarzy, a gdy tylko Liana otwiera oczy, łapie jej spojrzenie. Chwilę później demonica rzuca się w jego stronę niczym drapieżna kotka. Znów czuje jej ogon, który owija się wokół jego pasa. A potem w jednej chwili oboje lądują na podłodze. Czuje twarde uderzenie o drewniane deski, a potem przygniatający go ciężar Liany. Gdy tylko dociera do niego co się stało śmieje się cicho, a jego śmiech miesza się z melodyjnym śmiechem Liany.
    – To się nie liczy… oszukiwałaś – stwierdza z rozbawieniem, pocierając zaczepnie nosem o jej nos.
    Zerka na nią, gdy ta znów siada na nim okrakiem i odgarnia włosy na bok, prężąc swoją naznaczoną śladami ugryzień szyję.
    – Nadal się ciebie nie obawiam. Ani sypiania z tobą, ani tego, że ukradniesz mi serce i uciekniesz – stwierdza hardo – Dobrze wiesz, że nie pozwolę ci uciec. Mówiłem ci, wytropię cię i będę cię ścigał, polował na ciebie, aż w końcu cię dopadnę i zabiję – mruczy z zadowoleniem, nie odrywając wzroku od jej palca i tego jak dotykała swojej szyi. Dostrzega jak jej paznokieć zmienia się w czarny szpon, który przecina skórę na jej szyi, pozwalając by stróżki krwi rozlały się po aksamitnej, jasnej skórze. Unosi się nieznacznie. Czuje jak Liana dotyka jego ust, zmuszając by je rozchylił. Nie potrzebuje zachęty, wystarczy mu słodki smak krwi, który czuje na swoich wargach. Bierze jej palec do ust i dokładnie oblizuje go z krwi. Jego wzrok wciąż jest utkwiony w jej zakrwawionej szyi. Oczy delikatnie czerwienieją. Podnosi spojrzenie, wpatrując się w jej szmaragdowe spojrzenie i dostrzega w nim zupełną powagę.
    – Jesteś słaba Liana, osłabiona stresem i głodówką… – mówi poważnie – Nie chcę ci zrobić krzywdy.
    Podnosi się i siada. Czuje jak ciało demonicy balansuje i przesuwa się nieco, wciąż jednak trzymając go w uścisku swoich ud, podobnie jak ogon, który owija się wokół jego pasa, dodatkowo skracając dystans.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanurza dłoń w jej włosach, chwyta je ostrożnie, choć zdecydowanie i zmusza Lianę, by odchyliła się mocniej w tył. Znów sięga ustami do jej szyi, tym razem powoli zlizując spływającą po niej krew. Rozkoszuje się pikantną słodyczą. Powoli, bez pośpiechu. Pierwszy raz pozwala sobie na coś takiego. Na takie nieśpieszne i pełne kontaktu fizycznego zachowanie. Zwykle nie lubił pić krwi wprost z czyjejś szyi, ale z Lianą było inaczej. Jej bliskość i dotyk były dla niego komfortowe, przyjemne. Na dodatek oboje czerpali przyjemność z tej zabawy w smakowanie jej krwi. Dlatego Su-Jin wcale się nie śpieszy. Jego język wędruje po jej skórze starannie zlizując każdą stróżkę krwi. W końcu dosięga też samej rany, sunąc powoli wzdłuż niej. Krwawienie ustaje, ale on wcale się nie odsuwa. Nadal wodzi ustami i językiem, po jej szyi.
      Waha się przez chwilę, po czym na moment przesuwa się wargami wyżej, w stronę jej ucha.
      – Skoro tak bardzo chcesz to poczuć… – szepcze tajemniczo – ...to pamiętaj, że cię ostrzegałem.
      Jego wargi wykrzywiają się w uśmiechu, który Liana może poczuć na swojej skórze. Han-gyeol nie zamierza zrobić jej krzywdy. Przez lata nauczył się wyczucia na tyle, by wiedzieć na ile może sobie pozwolić. A skoro Liana tak bardzo chciała go prowokować żeby zrobił coś więcej, to czemu miał nie ulec tej słodkiej pokusie? Czemu miał odmówić jej tej… przyjemności?
      Chwyta ją mocniej za włosy, drugą dłoń układa między jej łopatkami, podtrzymuje jej plecy. Jego usta suną teraz w stronę pulsującego szaleńczo punktu na jej szyi. Delikatnie przesuwa językiem po gorącej skórze, po czym wbija kły w jej tętnicę. Zanurza je głęboko, wgryzając się mocno w jej gorącą skórę. Czuje jak jej serce chaotycznie przyśpiesza, a każde szybkie uderzenie wyrzuca równie chaotycznie i z wielką siłą krew wprost w jego usta. W skupieniu liczy każdy skurcz jej serca, każdą porcję krwi, którą równie szybko i chaotycznie przełyka. Czuje jak jej gorąca krew rozgrzewa jego przełyk. 3… 4… 5… Dociska język do jednej, a potem drugiej ranki, starannie tamując krwawienie. Jego usta wciąż przylegają do jej szyi. Przez chwilę upewnia się jeszcze, że żadna z głębokich ranek nie krwawi, a jego język wciąż delikatnie i z czułością oblizuje każdą z nich. W końcu odrywa usta od jej skóry. Wsłuchuje się w jej oddech i wciąż chaotyczne bicie serca. Ciało Liany nie wydaje się osłabione, wciąż czuje jej naprężone mięśnie, a uda i ogon, wciąż trzymają go równie mocno. Znów czuje znajome uczucie ciepła, gdy pochłonięta wraz z krwią energia Liany rozlewa się po jego ciele, niczym delikatnie rozgrzewający ogień, krążący w jego żyłach.
      – W porządku? – pyta cicho, by upewnić się mimo wszystko, że Liana czuła się dobrze.
      Oblizuje zakrwawione wargi, po czym zerka na jej szyję. Na pozostałe ślady krwi, ale przede wszystkim na głęboki ślad jego kłów.

      Han-gyeol

      Usuń
  61. Jej słodki jęk, gdy wgryza się w jej szyję, jeszcze przez chwilę dźwięczy mu w uszach. Podoba mu się jej reakcja, to jak całe jej ciało poddawało mu się, jak wbrew instynktowi lgnęło do niego. Jej dłoń zanurza się w jego włosach w dającym mu przyjemność geście. Czuje jak Liana dociska biodra do jego bioder i ociera się lekko, a jednak nie przeszkadza mu to. Wręcz przeciwnie, Su-Jin czuje przyjemną ekscytację i fascynację z tego jak ciało Liany poddawało się i szaleńczo pragnęło jego bliskości. Pierwszy raz nie czuje się niekomfortowo w takich chwili. Nie myśli wcale o niechcianym dotyku, nie walczy też o zachowanie resztek dystansu. Wręcz przeciwnie, jego mięśnie miękko poddają się gestom demonicy, dopasowują się do niej. Ich ciała zgodnie pragną bliskości w czasie tej chwili. Uda Liany zaciskają się mocniej, co sprawia mu niespodziewaną przyjemność i wzbudza chęć, by była jeszcze bliżej. Jej ciało napręża się, a on w odpowiedzi przyciąga ją mocniej do siebie, czuje każdy chaotyczny ruch jej klatki piersiowej, unoszącej się i opadającej przy każdym szalonym łyku powietrza.
    Han-gyeol pierwszy raz czuje się w ten sposób. Pierwszy raz picie krwi bezpośrednio z ofiary sprawia mu fizyczną przyjemność z powodu tej bliskości i każdej niespodziewanej reakcji ciała Liany. Pierwszy raz myśli też o tym, że chciałby doświadczyć tego jeszcze intensywniej, poczuć jeszcze więcej. Nie rozumie tego, ale domyśla się, że całe to niespodziewane uczucie przyjemności wynikało z tego, że pierwszy raz pił krew kogoś, komu w pełni ufał; kogoś czyj dotyk był dla niego synonimem przyjemnej bliskości, czułości i ciepła, a nie zagrożenia czy dyskomfortu. Wie, że to było coś wyjątkowego…
    Oddycha głęboko, powoli uspokajając umysł i ciało. Jego serce wciąż bije jak szalone, choć oddech stopniowo zaczyna się normować. Rozluźnia uścisk dłoni, którą trzymał Lianę za włosy i delikatnie, z czułością przeczesuje jej kosmyki, czując jak te miękko przesuwają się pomiędzy jego palcami. Przyciąga Lianę lekko, by nie zmuszać jej do odchylania się w niewygodnej pozycji i pozwala jej oprzeć czoło, o jego czoło. Wciąż czuje mocny uścisk jej ud i nacisk jej bioder.
    Odrywa wzrok od śladów po ugryzieniu, by zajrzeć wprost w jej szmaragdowe oczy.
    – Tak, ten ślad będzie goił się dłużej niż pozostałe – mówi cicho, chłonąc jej ciepły, słodki oddech, który drażni jego usta. Uśmiecha się czując jak Liana znów dotyka jego warg i zaczepnie muska językiem opuszkę jej kciuka.
    W skupieniu słucha jej słów, choć wyznanie o tym, co spotkało ją ze strony wampira sprawia, że serce bije mu szybciej, a on sam czuje niepokój, na myśl o tym w jak niebezpiecznej sytuacji znalazła się Liana. Owszem, była silna i potężna, a europejskie wampiry nie były tak różnorodne i nieprzewidywalne jak te azjatyckie… Ale nadal dość silny i potężny wampir, mógłby ją skrzywdzić. Czy gdyby straciła zbyt wiele krwi byłaby w stanie umrzeć? A może straciłaby świadomość i byłaby całkowicie bezbronna do czasu odzyskania sił? Wolał o tym nawet nie myśleć. Nic dziwnego, że tamto ugryzienie było dla niej nieprzyjemne.
    Jej delikatny dotyk, gdy bawi się jego włosami odrywa go od ponurych myśli. Han-gyeol uśmiecha się łagodnie i z czułością ociera się twarzą o jej twarz, nosem o nos, czołem o czoło.
    – Jesteś moja i obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy – mówi cicho, wypowiadając słowa wprost w jej usta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Nie wiem czy dla gang-si twoja krew także byłaby afrodyzjakiem. Wiem, że zarówno twoja energia, jak i krew smakują wspaniale, ale to pewnie kwestia gustu – uśmiecha się z delikatnym rozbawieniem, po czym nieco poważniej dodaje – Pod tym względem mój gatunek, bardziej przypomina twój. Energia to jedzenie, odżywianie może być bardziej przyjemne lub wręcz przeciwnie. Ale to tylko jedzenie. Niepohamowany głód i pragnienie, które odbiera rozum kieruje tylko tymi gang-si, którzy zostali stworzeni przez głodne duchy. Uwielbiam twoją energię, pierwszy raz też czuję przyjemność z picia krwi – mówi z zadowoleniem – Ale mam kontrolę. A ty Liana uważaj, nie pozwalaj się gryźć nikomu innemu, bo nie chcę by stała ci się krzywda – dodaje z troską.
      Przesuwa dłonią, którą do tej pory trzymał między jej łopatkami, po jej plecach. Tuli ją do siebie przez chwilę w absolutnej ciszy. Wdycha jej oddech, rozkoszując się nim, po czym zerka na nią zaczepnie.
      – Poza tym chyba muszę ci coś wyznać... – stwierdza tajemniczo – Dla mnie o wiele bardziej kuszący od twojej krwi jest twój oddech. Kiedy jesteś tak blisko jak teraz i gdy szepczesz mi słowa wprost w usta. Czuję wtedy słodki smak twojej energii w ustach, czuję rozgrzewające ciepło wypełniające moje płuca i zawsze myślę wtedy o tym, żebyś nie przestawała, bo uwielbiam to jak oddychasz. Zawsze wtedy moje ciało zaczyna się do ciebie dopasowywać, zaczynam oddychać w tym samym rytmie co ty, każdy twój wydech jest moim wdechem. Zabawne, bo to dzieje się zupełnie samo… – przyznaje się, szepcząc jej to, niczym wyznanie największego, bardzo intymnego sekretu.
      Ale wszystko co działo się między nimi od wczorajszej nocy było tak bardzo intymne. Ufne spanie w swoich ramionach, przekraczanie granic w czasie droczenia się, picie krwi i wszystkie uczucia, które mu przy tym towarzyszyły, aż w końcu wyznania Liany o tym, czego doświadczyła… i że mimo to pozwoliła mu się ugryźć. Czemu miałby wstydzić się swoich odczuć? Ona dała mu poznać reakcje swojego ciała, nad którymi nie potrafiła zapanować. Tym bardziej czuł, że ona też powinna poznać to, co działo się z nim, jak jego ciało samoistnie reagowało na jej oddech.

      Han-gyeol

      Usuń
  62. Umysł Ronana pływał. Wyciągał ręce po swoje myśli, ale zbyt wolno zamykał na nich dłonie; wszystkie uciekały zanim zdążył złapać je między palce. Nie było na to lepszego określenia. Przypominało to moment, w którym alkohol w końcu zaczynał działać, ale w ten przyjemny sposób; jeśli wyznaczyło się granicę w odpowiednim momencie, poranek wcale nie był stracony. Trzeba było znać własny umiar, jeśli chciało się obudzić z dobrymi wspomnieniami mile spędzonej nocy, zamiast z wyrzutami sumienia i poczuciem wstydu. Przy Convallianie ciężko było powiedzieć sobie nie. Jej usta były jak półwytrawne wino; dość słodkie, aby się nimi rozkoszować, ale na tyle cierpkie, aby zdać sobie sprawę, że był to wyrafinowany smak, który marnował się na kimś takim jak on.
    Zapominał się, że to wcale nie była wina alkoholu, tylko szoku, bólu, zdezorientowania, czegoś jeszcze znacznie silniejszego niż to wszystko połączone w jedno, a jednak czego nie mógł za żadne siły zidentyfikować. Zapominał, gdzie się znajdował, odcinał się na dźwięki i na zapachy; z Convallianą tak blisko niego nie był nawet świadomy własnego ciała, dopóki krew jak płynny żar nie napływała mu do policzków.
    To nie on powinien siedzieć nocą w jej przytulnym, ale eleganckim salonie, to nie on powinien trzymać ją w swoich ramionach. Ktoś taki jak on, mógł jedynie o niej myśleć. Marzyć nawet, jeśli tylko nikt o tym nie wiedział. Celowo ignorował rolę, w którą grała w tej sytuacji wola samej Convalliany. Zbyt wiele wysiłku wkładał w zrozumienie swoich własnych celów, aby pozwolić sobie przytłoczyć się cudzymi.
    Chyba o to jej właśnie chodziło, gdy mówiła, że za dużo myślał. To jak wpadał coraz głębiej i głębiej w spiralną pułapkę możliwości i konsekwencji. Ale na jej dnie czekała tylko jedna konkluzja: niektóre sny po prostu powinny pozostać snami.
    Nawet pozwolił sobie jeszcze na ostatni uśmiech, przyglądając się powoli jej oczom, policzkom, ustom. Oddał ten widok pamięci, wiedząc, że następnym razem, kiedy ją zobaczy, będzie znowu tą samą senną wersją, do której już zdążył przywyknąć.
    — Jest już późno — odpowiada odległym tonem, tak bardzo nie przypominającym niczego, co zostało tej nocy do tej pory powiedziane. 
    Nie miał, co prawda, pojęcia o tym, jak naprawdę późno było. Czas dla niego zatrzymał się w tamtej brukowanej uliczce, a od tamtej chwili mogły minąć już całe godziny. Po cichu chciał w drodze do domu zobaczyć, jak mrok nocy przechodzi w komfortowe róże i pomarańcze świtu. Chciał zostawić w tej nocy to wszystko i wrócić do momentu, w którym jeszcze miał nad sobą kontrolę, w którym każda jego myśl nie była owładnięta przez kobietę, której nie mógł mieć.
    — Zadzwonię po taksówkę. Ty i tak już dużo dla mnie zrobiłaś — dodał, odsuwając się od niej na stosowną odległość. — Dużo więcej, niż za co kiedykolwiek będę mógł ci się odpłacić. Nie żartowałaś z tą duszą, co? — Jak zwykle próbował uciec z poważnej sytuacji w humor, jednak jego typowy dowcipny ton był równie zagubiony co jego spojrzenie, bez celu błąkające się w koło, byle tylko uniknąć jej wzroku. 
    Podniósł się powoli, świadomy bólu, który wciąż przyprawiał go o zawroty głowy. Odważył się jeszcze raz spojrzeć z góry na Lianę, z pełną świadomością oczekując zobaczyć w jej oczach ból odrzucenia bądź dobrze mu już znane zatroskane współczucie. Obie te możliwości były dla niego nie do zniesienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ronan
      [ *clown music playing* Jedynym wytłumaczeniem powinno być to, że wpadłam w jakąś czarną dziurę, więc przyjmijmy, że tak było. Fajna wycieczka. Przepraszam, naprawdę. Nawet nie patrzę na kalendarz, bo tylko jeszcze bardziej tremy dostanę. Uznałam, że jednak po takim czasie przynajmniej mnie będzie trudno jakoś dalej to płynnie pociągnąć; proponuję więc jakąś zmianę scenerii. Daj mi tylko znać, że jeszcze masz siłę się ze mną użerać, a postaram się udźwignąć ciężar nowego pomysłu :) ]

      Usuń
  63. Uśmiecha się widząc jej reakcję i zadowolenie, z powodu śladu jego kłów. Patrzy jak jej smukłe palce sięgają do ranek po zębach, jakby dotykały czegoś wyjątkowego i cennego. Chłonie jej słodkie westchnięcie, które brzmi dla niego niczym uroczy komplement.
    – A ty? Mówiłaś, że mnie oznaczyłaś… – wspomina także sięgając do swojej szyi – Co takiego zrobiłaś? – pyta z zaciekawieniem. Nie przypomina sobie, by jej ugryzienie było na tyle mocne by pozostawić jakikolwiek ślad. Nigdy też nie interesował się tutejszymi sukkubami aż tak, by wiedzieć, czego właściwie może się spodziewać po Lianie.
    Słucha jej dalszych słów patrząc wprost w jej oczy. Przytakuje jej niemo, jedynie skinieniem głowy. W końcu rozumie ją doskonale. Potrzeba ostrożności i dystansu, była jednym z podstawowych instynktów jego gatunku. O wiele prostsze i bardziej naturalne było dla Su-Jina ciągłe trzymanie gardy i zachowywanie bezpiecznego dystansu, unikanie zaangażowania i bliskości, niż zaufanie komukolwiek, przełamanie własnych instynktów i dopuszczenie kogoś blisko siebie. Nawet teraz, ufając Lianie w pełni, Han-gyeol wie, że wystarczyłoby naprawdę niewiele, by jej dotyk z przyjemnego zmienił się w niepokojący. Zresztą… Z jakiegoś powodu nawet bliskość ofiar, nad którymi miał pełną kontrolę, była dla niego niepokojąca.
    Uśmiecha się z zadowoleniem słysząc kolejną deklarację.
    – I bardzo dobrze, nie pozwolę, by inny krwiopijca rościł sobie prawa do czegoś co należy do mnie… – mówi przesuwając dłonią po jej smukłej szyi i dotykając delikatnie dwóch głębokich śladów po zębach – Trudne doświadczenia też są nam czasem potrzebne. Gdybym ja nie otarł się o śmierć też wszystko byłoby inaczej – wyznaje.
    Nie kontynuuje jednak tej myśli. Zwłaszcza, że w tej chwili wcale nie myśli wyłącznie o Rzymie, a o obu sytuacjach. Tej sprzed setek lat i tej tej niedawnej. Oba te wydarzenia bardzo go zmieniły, pchnęły w całkiem innym kierunku.
    Czuje lekki dreszcz, gdy Liana drażni paznokciami skórę na jego karku. Sam powoli przesuwa palcem po pozostałych śladach na jej szyi, tych od jego zębów i od jej pazura.
    – Mam twoje serce, twoją duszę, teraz jeszcze twoją szyję… Zobaczysz, niedługo zdobędę też twoją rękę, a potem będziesz już całkowicie moja – mówi z rozbawieniem, tonem udającym groźbę.
    Z zaciekawieniem obserwuje reakcję Liany na jego wyznanie. Piękny uśmiech, który rozświetla jej twarz wydaje mu się dość zagadkowy. Jest w nim coś czułego, co upewnia go w tym, że może jej zaufać i przyznać się do tego co traktował jako coś prywatnego i intymnego. Ale jest też coś pięknie demonicznego, co mówi mu, że dał właśnie tej podłej kreaturze broń przeciwko sobie. Broń, którą ta z chęcią wykorzysta przeciwko niemu.
    I tak właśnie jest. Su-Jin nie musi nawet długo czekać na jej reakcję.
    Jej usta zbliżają się do jego ust. Tak bardzo, że czuje bijące od nich ciepło. Niemal czuje ich dotyk. Ma wrażenie, że gdyby przysunął się choć odrobinę bliżej ich usta złączyłyby się ściśle, tak samo jak wtedy, gdy on ofiarowywał jej energię. Czuje jej oddech, który wypełnia jego gardło.
    Całe jego ciało reaguje natychmiastowo.
    Płuca łapczywie łapią ten oddech. Niczym łyk powietrza, po wynurzeniu się z wody. Energia pozostawia słodki posmak w jego ustach i przyjemnie piekące uczucie w gardle. Przyjemne rozgrzewające ciepło rozchodzi się po jego klatce piersiowej. Serce przyśpiesza, pozwalając tej odrobinie energii by je rozgrzała. Zamyka oczy, poddając się pozostałym zmysłom. Jego klatka piersiowa przylega ciasno do Liany, podobnie jak jego biodra do jej bioder. Odruchowo obejmuje ją, chwytając materiał koszulki, którą miała na sobie i zaciskając na nim dłoń. Drugą dłoń, którą niedawno bawił się jej włosami, zaciska na jej karku nieco zbyt mocno, z trudem kontrolując reakcję własnego ciała. Nie jest absolutnie na to przygotowany, do tej pory nigdy nie doświadczył niczego podobnego, nie zna własnych reakcji… Przez chwilę nawet czuje lekki lęk, by znów nie utracić kontroli, jak w czasie pierwszego kontaktu z krwią Liany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście przez cały czas czuje się sobą. Nie ma szumów, ani dziwnych szeptów, nie ma obcych myśli czy wspomnień. Jest tylko przyjemność, dziwnie upajająca i niemal obezwładniająca z powodu swojej odmienności. Czuje, że chce więcej; że mógłby wręcz prosić, by nie przestawała i podarowała mu kolejny oddech. Jednocześnie obawia się tego… Obawia się własnych reakcji.
      – Nie rób tak… – mówi szeptem ciężko łapiąc oddech. Wcale nie protestuje, dlatego że nie chce by tak robiła. Wręcz przeciwnie, protestuje, bo tonie w tym uczuciu, a jej oddech jest dla niego teraz jedynym powietrzem. I to go przeraża… Powoli otwiera oczy, by na nią spojrzeć, ale jej kolejny szept, wypowiedziany w jego usta, przypomina mu niedawne uczucie, sprawiając, że przez chwilę po prostu milczy i stara się oddychać spokojnie. Rozluźnia się nieco, co przychodzi mu z wyraźnym trudem.
      – Teraz jestem ciepły… W Rzymie bliżej mi było do odrażających, zimnych zwłok – mówi w końcu, skupiając się na rozmowie, by nie myśleć o tym co się stało. Rozluźnia dłonie i delikatnie wygładza materiał jej koszulki – I nie tylko krwią – mówi w końcu dość niechętnie – wszystkim co ma w sobie energię życiową. Każdy płyn ustrojowy, każdy organ w ciele, choć zdecydowanie najbardziej odżywcze jest serce… każdy skrawek mięsa – mówi nie kryjąc lekkiego obrzydzenia – Może dlatego nie przepadam za jedzeniem mięsa. Bo napatrzyłem się na moich pobratymców, potrafiących pożerać jeszcze bijące serca, wyrwane prosto z piersi, rozszarpywać i pożerać ciała… I nie miałem pojęcia po co to robią. Czysta energia życiowa odżywia o wiele bardziej niż cokolwiek fizycznego. Zawsze uważałem to za jakąś formę dewiacji lub degeneracji, zwłaszcza gdy coś takiego robili moi pobratymcy posiadający silne duchy. – wzdryga się lekko na samo wspomnienie pewnych obrazów – Dla mnie już samo picie krwi jest dość niekomfortowe. Głównie przez to jak reagują ofiary, przez tą bliskość… Dzisiaj tak naprawdę pierwszy raz było to dla mnie przyjemne, bo piłem krew kogoś komu ufam – uśmiecha się do niej – Przy tobie czułem się komfortowo z tą bliskością.
      Wyznaje szczerze. Nie czuje potrzeby niczego przed nią ukrywać. Choć, gdy ta pyta go o zdolności, Su-Jin czuje lekkie zawahanie. Przez chwilę czuje się jak w potrzasku, gdy Liana trzyma jego twarz w swoich dłoniach i wpatruje się w jego oczy. Mimo wszystko ufa jej...
      – Mój duch ci to powiedział? – pyta zaskoczony – Ciekawe… Cóż… – przez chwilę jeszcze intensywnie się nad czymś zastanawia – Gang-si są różni, nasze zdolności czy pewne moce zależą od naszych duchów. Większość nie dysponuje niczym szczególnym, ale jest kilka duchów, które określa się duchami wielkich mocy. Tak jest z moim duchem. Mam pewne zdolności, ale zwykle ich nie używam, bo są zbyt… – szuka odpowiedniego słowa – uzależniające. Dają poczucie kontroli, która trochę za bardzo upaja, za bardzo karmi ego. Zresztą pewnie zauważyłaś to podczas rozmowy z duchem, skoro tak bardzo musiał się tym chwalić – uśmiecha się tylko – A co do samych zdolności… Mam moce odziedziczone po demonie, chyba łatwo można się domyślić co potrafię… A co do tego co wyjątkowe, to nie wiem jak to wyjaśnić. Powiedziałbym, że to jakaś forma iluzji, ale to nie oddawałoby istoty tego co się dzieje. Widzisz z jednej strony to co tworzę jest iluzją, ale jest też do pewnego stopnia prawdziwe. Iluzją nie da się nikogo skrzywdzić, tym co robię owszem. Mógłbym spróbować ci pokazać… – mówi w końcu niepewnie, nie do końca wiedząc czy to dobry pomysł, ani czy w ogóle powinien odkrywać przed Lianą wszystkie karty.

      Han-gyeol

      Usuń
  64. – Ach… Rozumiem… – mówi cicho i uśmiecha się z pewnym zakłopotaniem, gdy dociera do niego o co jej chodziło. Na moment ucieka wzrokiem od jej szmaragdowych oczu czując się nieswojo z tym co mówiła i jak patrzyła na ślad na jego szyi. Nie ma jej tego za złe, po prostu czuje się trochę zawstydzony samą tą myślą. Zmusza się jednak by tego nie okazywać, choć zapewne jest już za późno. – Potem z chęcią zobaczę… – mruczy pod nosem, starając się zachowywać normalnie i nie przejmować. W końcu, to tylko malinka
    Odsuwa od siebie te myśli i skupia na tym, co jest naprawdę ważne. Na tym o czym rozmawiali i na uczuciach. Na chwilę przysuwa się, by musnąć wargami jej poranioną szyję w czułym pocałunku.
    – Teraz kiedy masz mnie, będę przy tobie i będę walczył z każdym kto będzie chciał cię skrzywdzić – mówi cicho. Pod tym względem byli do siebie tak bardzo podobni. Tak nieufni, ostrożni, traktujący każdą relację jak rozgrywkę, w której należało mieć przewagę. Dlatego mówi jej to, co było ważne dla niego samego. Pamięta obietnicę Liany, że go nie zostawi, pamięta wszystko co dla niego robiła, by go uratować lub ochronić. I chce, by ona wiedziała, że może liczyć na to samo także z jego strony; że kiedy przyjedzie taki czas, on zrobi dla niej to samo.
    Uśmiecha się z rozbawieniem na jej słowa o przeznaczeniu.
    – O tak, zwiążemy się w tym i każdym kolejnym życiu – mówi z udawaną powagą, choć on także w to nie wierzy. Ani w przeznaczenie, ani w niekończącą się reinkarnację. Nawet jeśli czasem lubi o tym mówić i udawać, że w to wierzy, ze względu na poetyckość całej idei.
    Odpowiada gestem na jej gest, lekko pocierając nosem o jej nos, po czym z przyjemnością przyjmuje jej pocałunek. Gdy znów napotyka głębokie spojrzenie jej zielonych oczu czuje, że nie wie co powinien jej odpowiedzieć. Kłamstwo nie było w stanie przejść mu przez gardło, a prawda dałaby tej podłej kreaturze zbyt wiele satysfakcji. Mimo wszystko dostrzega w jej oczach nieme zapewnienie, że nie zrobi nic wbrew jego woli, nic czego on sam by nie chciał…
    – Odbierasz mi tym kontrolę Liana… – szepcze wpatrując się w jej oczy – Sprawiasz, że nie panuję nad swoimi reakcjami – wyznaje, wiedząc, że właśnie daje demonicy coś czego pragnęła, jedyny znany dotąd sposób, by mogła na chwilę nim zawładnąć. A jednak nie potrafi powstrzymać się przed tymi słowami. Su-Jin czuje, że podświadomie pragnie, by Liana właśnie to robiła, by wykorzystywała tą wiedzę przeciwko niemu. Zbyt podobało mu się to uczucie, by miał odmówić sobie możliwości, by jeszcze kiedyś tego doświadczyć.
    Czy ona czuła to samo, gdy wbijał w nią kły? Dlatego tak usilnie go prowokowała, by to robił?
    Patrzy na nią poważnie.
    – Nie martw się, nigdy nie posunąłem się dalej niż do picia krwi i nie zamierzam – mówi. Z jakiegoś powodu odrzuca go myśl, o tym by mógł kiedykolwiek odżywiać się w taki sposób, pożerając serca czy surowe mięso. Nawet posilanie się krwią było dla niego przez długi czas trudne do zaakceptowania.
    Poddaje się dotykowi jej smukłych palców, które badają z czułością jego policzki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Nie do końca. Jeśli już piję krew bezpośrednio z żywej ofiary to owszem, wybieram szyję, bo to najbezpieczniejsza i najwygodniejsza forma. Ale nie robię tego tak jak dzisiaj z tobą… Z taką czułością i emocjami – uśmiecha się do niej – To bardziej jak z twoimi ofiarami, są dla mnie tylko bezosobowym posiłkiem, nie angażuję się, staram się unikać każdego zbędnego kontaktu, bo chociaż nie obawiam się, że któraś z ofiar zrobi mi krzywdę, to nie jest to dla mnie komfortowe. A to czy jest to dla nich przyjemne… Nie wiem – wzrusza lekko ramionami – Nie interesuje mnie co czują moje ofiary, ale wydaje mi się, że do pewnego stopnia na pewno. Inaczej stawiałyby jakiś opór, spinały się lub próbowały walczyć, a tego nie robią. Wręcz przeciwnie, raczej próbują przyciągać mnie do siebie, szukać kontaktu i bliskości, jakby chciały więcej. Nie jest to dla mnie zbyt komfortowe… – stwierdza, po czym z czułością wpatruje się w szmaragdowe oczy demonicy – Rozumiesz już czemu dzisiaj było to dla mnie tak wyjątkowe, prawda? – mówi, po czym delikatnie gładzi jej policzek, znów zjeżdżając dłonią w stronę jej szyi.
      Świat jest moim wyobrażeniem… Pamiętasz? Wszystko jest iluzją, nawet rzeczywistość jest wypaczona przez nasze wyobrażenia, przez mayę. Kto wie, może to wszystko co tworzę jest równie prawdziwe, jak to co nas otacza – stwierdza, choć zdaje sobie sprawę, że nieco odpływa w swoich rozważaniach – Nieważne… Tak, mogę to zrobić. Chcesz tego? – pyta.
      Nie dostrzega w oczach Liany sprzeciwu, ani obaw, więc decyduje się to zrobić.
      – Wstań… – mówi, niechętnie odrywając się od niej, po czym sam podnosi się z podłogi – Postaraj się z tym nie walczyć, cokolwiek się stanie, nie zrobię ci nic złego, po prostu spróbuj się tym cieszyć – tłumaczy łagodnie. Dawno nie używał tej mocy, a Liana nie była tylko delikatnym człowiekiem, nie chciał w żaden sposób z nią walczyć, ani łamać jej woli, gdyby próbowała jakoś uwolnić się z iluzji, w której zamykał teraz ich oboje.
      Zamyka oczy na chwilę się skupiając, przypominając sobie jak zrobić to wszystko. Gdy w końcu Su-Jin podnosi powieki, jego oczy lśnią już czerwienią, a rzeczywistość wokół nich rozmywa się się, powoli zmieniając. Nie chce robić tego gwałtownie, nie chce nagle wrzucać Liany w środek czegoś nowego, tylko dać jej poczucie komfortu, by mogła się na to przygotować.
      Nie znajdują się już w sypialni, a na tarasie w Rzymie. Pod gołym, wieczornym niebem. Dookoła otacza ich panorama miasta, którą tym razem Han-Gyeol jest w stanie dostrzec wyraźnie i szczegółowo, a nie tylko jako rozmyte odległe światełka. Świeże powietrze wypełnia ich płuca zapachem wieczornej mgły i roślin, wymieszanej ze smrodem miasta. W tle rozbrzmiewają znajome dźwięki fortepianu, ta sama melodia, przy której wtedy tańczyli.
      Zmieniają się także oni sami. Ciało Liany okrywa czarna welurowa sukienka z rozcięciami po bokach i odkrytymi plecami. Znów ma na sobie ten sam makijaż, delikatny brokat na powiekach i czarną szminkę podkreślającą jej usta. Jedynym co się różni są ślady ugryzień, które zdobią jej szyję, a których wtedy nie było. On także ubrany jest w ten sam garnitur i krawat, który poprawiała mu Liana. Kołnierzyk częściowo ukrywa malinkę, którą demonica pozostawiła na jego szyi.
      – I jak ci się podoba? – pyta z zaciekawieniem obserwując reakcję Liany.

      Han-gyeol

      Usuń
  65. Uśmiecha się tylko nie mówiąc nic więcej, aby niepotrzebnie tego nie roztrząsać i nie dawać Lianie więcej powodów do drążenia tematu jego reakcji. W końcu to nic wielkiego...
    Nie odpowiada też nic na jej deklarację, że coraz bardziej mu wierzy. Wie, że nawet jeśli będzie wciąż jej to obiecywał i upewniał ją w poczuciu bezpieczeństwa, ostatecznie to czyny przemówią do niej o wiele wyraźniej. W końcu tak było z nim. Nie wierzył, że Liana jest po jego stronie, nawet gdy mówiła mu to wprost. Musiał tego doświadczyć, poczuć na własnej skórze. I tak samo będzie z Lianą, uwierzy mu w pełni i zaufa jego obietnicom, dopiero, gdy on także da jej jakiś namacalny dowód. Han-gyeol wie już nawet jaki. Już od pierwszego dnia, kiedy Liana zjawiła się w jego domu i opowiedziała mu o wszystkim, w jego głowie zrodziła się myśl, że da jej Earla; da jej poczucie kontroli nad życiem, które ten człowiek tak bardzo podkopał…
    – Tak wiem, dlatego ci o tym powiedziałem – odzywa się w końcu cicho. Choć wciąż czuje wewnętrzny opór, gdy słyszy jak Liana mówi o nim jako swojej własności, to nie protestuje. W końcu sam jej na to pozwolił, a swoim wyznaniem dał jej dodatkową broń przeciwko sobie. Wszystko to jednak było z jego strony wyrazem zaufania, czymś prywatnym i intymnym. A Liana to rozumiała i szanowała… i to było najważniejsze.
    Uśmiecha się tylko słysząc nutę zazdrości w głosie demonicy.
    – Tylko ty masz moje uczucia i moją bliskość – zapewnia ją spokojnie, wręcz z czułością. Słysząc jej kolejne słowa, jego uśmiech zmienia się i teraz staje się pełen zadowolenia – Czy mam to traktować jako zaproszenie i przyzwolenie? – pyta – Chcesz być nie tylko moim deserem, ale i posiłkiem?
    Ta myśl jest kusząca. Nawet teraz, gdy oboje toną w iluzji i powinni skupić się na bajkowości tej chwili, Su-Jin nie potrafi przestać myśleć o jej ofercie. O tym, że mógłby żywić się na niej… Czuje, że to by mu wystarczało. Pił krew na tyle rzadko i w wyjątkowych sytuacjach, że nie naraziłby Liany. Poza tym jego krew jako jedyna nie budziła w nim wstrętu, a bliskość w czasie posilania była czymś, co wręcz sprawiało mu przyjemność. Mógłby się tak żywić… Mimo to odsuwa od siebie te myśli. Zdaje sobie sprawę, że mimo wszystko był to kolejny krok w zawłaszczaniu sobie przez Lianę kawałka jego życia. Jeśli miałby się na to zgodzić, to tylko jeśli ona zrobiłaby coś równie istotnego dla niego, zrezygnowałaby z czegoś lub oddała mu kontrolę nad jakimś skrawkiem swojego życia…
    Zerka na Lianę słysząc jej słowa i fascynację w głosie. Uśmiecha się, gdy ta sięga ręką do szyi.
    – Czujesz się w nich jak w biżuterii? – pyta z rozbawieniem, wspominając jej słowa.
    Przygląda się jej z zaciekawieniem, chłonąc jej zaciekawienie i piękny uśmiech, gdy dotykała wszystkiego.
    – Zdecydowanie czarny najlepiej ci pasuje – stwierdza, powtarzając niemal słowo w słowo swój komentarz na temat jej sukienki. Choć tym razem zwraca też uwagę na jej usta i to jak czarna szminka pięknie podkreśla ich kształt i kontrastuje z jasną twarzyczką Liany.
    Gdy zbliża się o krok, delikatnie sięga do jej twarzy, by pogładzić jej policzek.
    Jej słowa trafiają wprost do jego serca. Od tamtego czasu Su-Jin wiele razy żałował tego jak skończyła się ta chwila na tarasie, jak zniszczył coś, co było tak piękne i czyste. Jak ślepy był, by nie dostrzec wyjątkowości tamtej chwili i doszukiwać się w niej czegoś złego.
    – Wszystko tak, jak powinno być? – pyta uśmiechając się, choć jego uśmiech kryje w sobie też odrobinę smutku. Żalu z powodu tego jak odrzucił wówczas zaproszenie Liany do tego, by zobaczyć jej duszę. Ma ochotę jej to powiedzieć, ale wie, że ona i tak doskonale o tym wiedziała.
    – Zatańczę z tobą – mówi w końcu miękko. – Mam tylko nadzieję, że wciąż pamiętam jak się tańczy… W razie czego będziesz musiała mi przypomnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecha się odrobinę niepewnie. Podaje jej dłoń, a drugą układa na jej talii, tak jak wtedy; tak jak uczyła go tego Liana. Choć teraz jest inaczej. Nie potrzebuje już jej łagodnego głosu, którym mówiła mu co robi i jak zamierza go dotknąć, a bliskość jej ciała nie jest już czymś dziwnym i nie do końca komfortowym jak wtedy.
      Wspomina tamtą lekcję i zamiast skupiać całą uwagę na melodii i krokach, odnajduje spojrzeniem twarz Liany i jej piękne, lśniące oczy. Poświęca im całą uwagę, pozwalając sobie nieco się odprężyć i nie myśleć o tym, czy prawidłowo stawia kroki, lub nie gubi rytmu. I chociaż pierwszy krok, jak i pierwszy ruch jak zwykle był dla niego trudny, potem jest już lepiej. Jakoś odnajduje w tym rytm i powoli udaje mu się znowu dostrzec w tym wszystkim nawet jakąś przyjemność. I to nie tylko w bliskości z Lianą, ale także w samym tańcu. W tym jak łagodnie i odprężająco poruszali się oboje w rytm delikatnej melodii fortepianu.
      – Może teraz, kiedy już otworzyłem się na ciebie, wyjaśnisz mi co miałaś wtedy na myśli… – mówi w końcu cicho – …wiesz, wtedy gdy mówiłaś mi o tańcu i uczuciach. O wyrażaniu prawdziwych uczuć i o tym, że taniec jest jak dialog.
      Uśmiecha się do niej łagodnie. Skoro odczarowywali tamtą chwilę, by była taka, jaka powinna być, to chciał usłyszeć co chciała mu wtedy powiedzieć, dostrzec to, co pragnęła mu wtedy pokazać… Zwłaszcza, że teraz, gdy rzeczywiście połączyły ich jakieś uczucia, ich taniec na pewno był inny. Tym razem Han-gyeol czuje, że chce by Liana odczytała jego emocje, chce je wyrażać i dzielić się nimi, podobnie jak chce czuć i chłonąć emocje, które ona ofiarowywała jemu.

      Han-gyeol

      Usuń
  66. – W porządku… Gdy już się to wszystko skończy – mówi mając wyraźnie na myśli Earla, a jednak nie wypowiadając jego imienia – a ty odzyskasz siły i poczujesz się lepiej, wtedy z przyjemnością rozważę tą jakże kuszącą propozycję – odpowiada jej.
    Niczego nie obiecuje, ani nie deklaruje, a jedynie sugeruje. W końcu Liana doskonale wiedziała, że lubił smak jej krwi. Już samo to wystarczało, by skusiła go swoją ofertą. Kwestia bliskości była chyba jeszcze bardziej oczywista. Mimo to nie chce ulec jej zbyt łatwo i woli wykorzystać tą okazję najlepiej jak się da, najpierw zmuszając ją do zrobienia czegoś dla siebie, a potem… Potem będzie musiał się zastanowić. W tej chwili najważniejsze było dla niego zdrowie Liany. Nie zamierzał obciążać jej, już i tak zmęczonego strachem i stresem, ciała jeszcze bardziej.
    – Nie o to mi chodzi – delikatnie kręci głową i uśmiecha się łagodnie – Nie o bliskość, a o otworzenie się na ciebie, chęć zrozumienia tego, co chciałaś mi pokazać. To miałem na myśli mówiąc o tym jak powinno być. To właśnie tego żałowałem, że nie chciałem nawet spróbować zrozumieć tego co chciałaś mi pokazać i to chciałbym zmienić – wyjaśnia spokojnie, czując, że jednak powinien był jej to powiedzieć od razu, albo nawet i jeszcze wcześniej. Nawet pomimo tego jak się do siebie zbliżyli Han-gyeol zdaje sobie sprawę, że ich myśli i uczucia wciąż biegły całkiem innymi, bardzo odmiennymi torami. Wie, że musi nauczyć się wyrażać swoje myśli i uczucia lepiej, tak by Liana mogła lepiej go zrozumieć. Tak samo jak nauczył się tego, by w końcu zacząć ją słuchać i pytać, gdy czuje, że jej nie rozumie…
    – Wiem – przyznaje, spoglądając na ich splecione palce – Doceniam kiedy to robisz. Nawet jeśli nie obawiam się już tego, kiedy czymś mnie zaskakujesz, to i tak lubię, gdy mówisz do mnie w ten sposób; gdy dajesz mi czas lub wybór. Po części dlatego wtedy się zamknąłem, bo czułem, że takim zachowaniem zbyt dobrze do mnie docierasz, naruszasz moje mury i próbujesz do siebie przywiązać. A sama wiesz jak bardzo nie chciałem tego przywiązania – wyznaje szczerze – Teraz wiem, że tego potrzebowałem. Albo nawet potrzebowaliśmy…
    Zerka na nią i uśmiecha się z dziwną czułością, gdy czuje jak Liana opiera się o jego ramię. Ich ciała są teraz znacznie bliżej, a oni zachowują się o wiele bardziej naturalnie. Nawet sam taniec nie wydaje się już tak nienaturalny pomimo swojej płynności, lecz bardziej miękki. Mniej doskonały, ale i bardziej prawdziwy.
    – Obiecuję, że teraz postaram się zrozumieć – mówi cicho, ocierając się brodą o jej głowę, którą opierała na jego ramieniu. Wsłuchuje się w jej słowa i uśmiecha na jedno z jej stwierdzeń. Składa delikatny pocałunek na jej głowie, wdychając przy tym zapach jej włosów, intensywnie pachnących cierpkim agrestem.
    – Nigdy nie zakładałem i nie zakładam, że gówno wiesz, tylko dlatego że się z tobą nie zgadzam. Lubię się z tobą nie zgadzać… Uważam, że gówno wiesz tylko wtedy, kiedy próbujesz mi coś wmówić, jak na przykład to, że nic nie czuję albo gustuję w poważnych wampirzycach – ostatnie słowa celowo mówi z odrobiną uszczypliwości. Mimo to głos Su-Jina wciąż pozostaje łagodny i czuły.
    Milczy przez chwilę. Zastanawia się nad pytaniami, które mu zadała i wsłuchuje się we własne uczucia, które towarzyszyły mu w tej chwili i w tym tańcu. Powoli przesuwa dłoń po welurowym materiale sukienki sięgając do jej pleców. Jej skóra jest ciepła i aksamitnie miękka, o wiele delikatniejsza niż materiał sukienki, przypominająca bardziej jedwabną satynę. Jego dłoń zatrzymuje się na jej odkrytych plecach, a Han-gyeol przygarnia Lianę bliżej, lekko tuli ją do siebie, pozwala na większą bliskość i na to, by ich taniec stał się nieco wolniejszy i bardziej intymny.
    – Nie wiem… – odpowiada szczerze – Na pewno czuję, że lubię twój dotyk i twoją bliskość, więc na pewno w jakiś sposób jest to dla mnie ważne, bo wyraża moje zaufanie do ciebie. Ale to raczej moje ogólne uczucia, nie związane z tańcem – przyznaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów milknie na chwilę zastanawiając się nad tym co czuł w danej chwili, skupiając się przy tym jednak nie na swoich myślach, a na odczuciach. Na dotyku Liany, na bliskości i delikatnym kołysaniu się ich ciał w rytm muzyki, na dotyku jej ciepłej skóry i zapachu jej włosów.
      – Nie wiem co rozumiem przez to co się dzieje, ani co mówisz do mnie w tym niemym dialogu… Ja chyba po prostu czuję się dobrze i cieszę się z tego, że jesteś obok. Ale nie umiem odczytać ciebie, wciąż jesteś dla mnie pod wieloma względami zagadką. Chyba za bardzo analizuję własne myśli i odczucia, zamiast skupić się na próbie zrozumienia ciebie – wyznaje szczerze. Czuje jakby przyznawał jej się właśnie do błędu, choć nie czuje się z tego powodu źle. Chce raczej nauczyć się patrzeć na uczucia tak jak ona. Tak jak udało mu się spojrzeć na świat jej oczyma poprzez zapachy. – Opowiedz mi o tym… – prosi cicho – Powiedz mi o tym co czujesz i czym chcesz się ze mną podzielić. Też chcę to poczuć w taki sposób.

      Han-gyeol

      Usuń
  67. – Dla mnie to ważne – odpowiada cicho, niemal szeptem – Nawet jeśli było nam to potrzebne, myślałem o tym wiele razy. O tym, że odkryłaś przede mną część siebie, a ja cię odrzuciłem i o tym, że chciałaś pokazać mi coś fascynującego, czego nie chciałem widzieć. Dlatego cieszę się, że teraz mogę cię wysłuchać i zrozumieć – wyznaje szczerze. Chce by Liana wiedziała, że myślał o tym i traktował to wszystko poważnie.
    – Nie mam ci za złe tego jak zareagowałaś. Rozumiem czemu to się stało i jak bardzo musiało cię to w tamtej chwili zaboleć. Przepraszam, że cię wtedy zraniłem… Mówiłem ci, często mówię rzeczy, których tak naprawdę nie myślę. Bałem się tego co się między nami działo, dlatego wolałem zaatakować ciebie, niż pozwolić sobie na słabość. Teraz już się tego nie obawiam, bo znasz moje lęki i wiem, że nie wykorzystasz ich przeciwko mnie – mówi spokojnie.
    Han-gyeol głęboko docenia każde ze słów Liany. Rozumie jej uczucia, rozumie ból, który jej sprawił. I chce, by ona także zrozumiała jego i to, co w tym momencie myślał. Wie, że jak dotąd popełnił wobec niej wiele błędów i zbyt wiele razy potraktował ją w krzywdzący sposób, by zasługiwać na jej zaufanie i przyjaźń. Chyba dlatego tak bardzo pragnie, by wiedziała, że nie robił tego z premedytacją czy z sadystyczną przyjemnością. Nigdy tak naprawdę nie chciał celowo zadawać jej cierpienia. Raczej chronił siebie, bezmyślnie raniąc i niszcząc wszystko i wszystkich dookoła, nie myśląc nawet, że w ten sposób może skrzywdzić też kogoś ważnego.
    – Wiem Liana, wiem… – odpowiada jej, czując lekkie wzruszenie – W głębi duszy wcale nie jesteś przebrzydłą manipulatorką jaką usiłujesz być. Jesteś dobrą i łagodną osobą, o bardzo czystych intencjach. Czasem wciąż mnie to przeraża, bo nie chcę skrzywdzić ani zatruć tak czystej i pięknej duszy jak twoja – ściska mocniej jej dłoń i z czułością dociska jej ciało do swojego. Teraz znając prawdziwą Lianę, jej najłagodniejszą i najdelikatniejszą cząstkę, skrywaną głęboko za grubymi murami, wie, że nigdy nie skrzywdziłaby go celowo. Nie dopóki znaczył dla niej cokolwiek. Nawet namiastka uczuć, najlżejsza więź była wystarczająca, by Liana nie była w stanie zrobić nic złego.
    Su-Jin czuje lekki dreszcz na wspomnienie tego co wydarzyło się w piwnicy.
    – Mówisz o chwili, gdy podałem ci dłoń? – pyta cicho, nieco nieśmiało.
    Wspomnienia powracają, a wraz z nimi uczucia. To jak bardzo sam był zaskoczony tym co wtedy poczuł i jak zareagował…
    Znów milczą przez chwilę. Toną we własnych emocjach i wspomnieniach. Mimo to Han-gyeol nie buntuje się ani nie walczy. Chce w tym wszystkim tonąć, chce tego doświadczać.
    Zerka na nią i pośpiesznie kręci głową w geście zaprzeczenia.
    – Nie, nie powinnaś mnie za to przepraszać. Myślałaś tak, bo robiłem wszystko, żeby ci to wmówić. Chowam swoje uczucia głęboko i nie chcę, by ktokolwiek je poznał. Chcę uchodzić za kogoś kto nic nie czuję, bo to przeraża i sprawia, że wróg nie wie, gdzie uderzyć. Traktowałem cię jak wroga, nawet kiedy wyciągałaś do mnie dłoń, miałaś pełne prawo tak o mnie myśleć – mówi szczerze.
    Nie ma do niej żalu o jej słowa. Wie, że gdyby miał byłoby to głupotą. Owszem, wtedy te słowa go zabolały, ale to był ból, do którego sam doprowadził swoim zachowaniem. O wiele większą ulgę niż jakiekolwiek przeprosiny przynosi mu ta rozmowa, to, że wreszcie może powiedzieć Lianie o tym co naprawdę wtedy myślał i czuł. Wytłumaczyć jej swoje zachowania i sprawić, by się nie obwiniała za jakieś głupie słowa. I by zrozumiała czemu traktował ją w taki sposób. To było dla niego ważne… Cała ta rozmowa była ważna.
    I piękna. Zamknięta w wyjątkowej, magicznej chwili.
    Uśmiecha się słysząc jej słowa i to jak Liana pieszczotliwie się do niego zwraca. Nie wie czy zrobiła to specjalnie, czy zupełnie spontanicznie, ale to było tak bardzo urocze i miłe, tak przyjemnie ciepłe. Kojarzyło mu się z domem i czułością, z tym jak czasem zwracał się do swojej córeczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Postaram się – mówi, wpatrując się w nią z czułością. Wie, że Liana ma rację, za dużo myślał, powinien choć na chwilę przestać się tak nad wszystkim zastanawiać.
      Przystaje, gdy czuje jak Liana odrobinę się odsuwa i ujmuje jego twarz w dłonie.
      Patrzy w jej piękne oczy i słucha jeszcze piękniejszych słów, w których porównuje uczucia do tańca. Chyba w końcu zaczyna rozumieć co miała na myśli… Chłonie jej dotyk, czując jak delikatne opuszki palców przesuwają się po jego skórze, jak jej dłonie z czułością głaszczą jego twarz.
      Zamyka na chwilę oczy, gdy jej usta wędrują po jego twarzy i sięgają nawet jednej z jego powiek. Chłonie jej słowa równie mocno, co miękki dotyk jej warg.
      – Tak, czuję… – szepcze, czując jak jego serce zaczyna bić szybciej pod wpływem jej słodkiego pocałunku i zawartej w nim tęsknoty. Rozumiał to uczucie, sam tęsknił za jej bliskością i dotykiem, gdy tylko wypuszczał ją z ramion. Ale teraz czuje to uczucie od niej… Pierwszy raz naprawdę uświadamia sobie, naprawdę czuje, że ona także tęskniła za jego dotykiem i bliskością. Choć przecież dla niej dotyk nie był czymś obcym i nowym.
      Otwiera oczy, gdy czuje jak Liana przysuwa sobie jego dłoń do serca. Do tej pory to ona dotykała jego serca, a on czuł lub słyszał jej serce tylko wtedy, gdy po prostu wsłuchiwał się w jego dźwięk. Ale nigdy nie ośmielił się na podobny gest, choć czasem czuł, że tego pragnie.
      Uśmiecha się patrząc na swoją dłoń i czując szybkie i mocne uderzenia jej serca. Z czułością przesuwa kciukiem po jej skórze. Delikatnie wsuwa też palce pod materiał jej sukienki, który częściowo zakrywał mu dostęp do jej serca. Nie chce nadużywać tej bliskości ani tym bardziej dotykać jej ciała. Chce tylko poczuć ciepło jej skóry i bicie jej serca, nacieszyć się nim.
      – Widzę… Wyrwałem ci serce i teraz jest tylko moje – odpowiada jej z czułością, znów spoglądając wprost w jej szmaragdowe oczy.
      Czuje jak jej wargi dalej wędrują po jego skórze i zatrzymują się w kąciku jego ust. Jego serce gwałtownie przyśpiesza. Delikatny i miękki pocałunek Liany przyprawia go o przyjemny dreszcz. Ciepło jej ust i uczuć, które wkładała w tą czułość są niemal obezwładniające. Przez chwilę Han-gyeol z całego serca pragnie, by Liana zrobiła coś więcej, by przesunęła swoimi wargami dalej, do jego ust i podarowała mu taki sam pocałunek, tylko tym razem by pocałowała jego usta; by to na nich pozostawiła całe to uczucie ciepła i bliskości wymieszane z jej słodkim, gorącym oddechem. Nagle tak bardzo pragnie tego posmakować, że aż sam nie potrafi w to uwierzyć.
      Rozchyla delikatnie usta oddychając głębiej, by nieco się uspokoić, ale nie potrafi wyrzucić z głowy tej myśli. Czuje, że gdyby Liana się nie odsunęła sam zrobiłby ruch i dotknął ustami jej ust, by chociaż musnąć je delikatnie, by zasmakować ich choćby przez ułamek sekundy.
      Łapie jej spojrzenie, choć przychodzi mu to z dziwnym trudem, jakby nie potrafił się skupić…
      – Tak… – szepcze cicho – Poczułem…
      Jej ciało cudownie drży z emocji, podobnie jak jej rozszalałe serce, od którego Su-Jin nie potrafi się oderwać.
      – Dziękuję ci… – mamrocze tylko. Wie, że powinien coś powiedzieć, jakoś zareagować, ale jest zbyt oszołomiony tym co poczuł. Tym co mu pokazała, jak i tym co poczuł. Czuje, że dopiero powoli zaczyna to do niego wszystko docierać. Cała powaga sytuacji, przerażająca siła uczuć, którymi obdarowywała go Liana i jego niepokojąca reakcja.

      Han-gyeol

      Usuń
  68. – Tak, było – przyznaje i odpowiada równie łagodnym uśmiechem na jej uśmiech – Kiedy uczyłaś mnie tańczyć i przez chwilę po prostu spędzaliśmy razem czas, poczułem, że łączy mnie z tobą pewna więź. Nieważne co się potem stało. Tamto uczucie było wyjątkowe. I wiesz Liana… – patrzy jej prosto w oczy – Cieszę się, że o tym porozmawialiśmy. Teraz chyba żadne z nas nie ma już powodu do żalu, o to co było.
    Ta rozmowa była dla niego oczyszczająca. Powiedział Lianie wszystko co do tej pory tłumił w sobie, a co w jakiś sposób nie dawało mu spokoju. Wyjaśnił jej swoje motywacje i przeprosił za błędy. A ona otwarcie wyjaśniła mu swoje uczucia i to, czemu zareagowała jak zareagowała. To było potrzebne im obojgu i uzdrawiające.
    Przez chwilę milczy, po prostu wpatrując się w nią i jej piękny uśmiech. Han-gyeol wciąż czuje się nieco oszołomiony uczuciami, wciąż czuje na swojej skórze dotyk i ciepło Liany, a jej słowa poruszają go o wiele bardziej niż jeszcze chwilę temu.
    Nagle czuje też dziwne wyrzuty sumienia. Skoro widział ją, a nie jej ciało, to czemu myślał o jej ustach? Czemu tak pragnął poczuć ich miękki dotyk na swoich wargach i nie mógł wyrzucić z głowy tej myśli? Może wcale nie patrzył jedynie na prawdziwą Convallianę? Może oszukiwał sam siebie, a tak naprawdę również patrzył na nią tak jak inni, ale po prostu… dostrzegał nieco więcej?
    Dociska mocniej palce do jej serca. Drugą dłonią delikatnie sięga do jej twarzy i przejeżdża kciukiem po jej dolnej wardze delikatnie rozmazując przy tym czarną szminkę. Przygląda się jej i zastanawia się nad tym co czuł; nad tym czy dotykając jej skóry czy twarzy myślał o jej ciele czy o niej. Czy chciał czegoś więcej? Czegoś fizycznego? Pomimo intensywnych rozmyślań Su-Jin nie potrafi znaleźć w sobie odpowiedzi. Liana miała rację za dużo myślał… Skupia się więc na tym co czuje, co podpowiadają mu uczucia. Czuje, że wcale nie pragnie jej ciała. Pragnie jej… Jej serca i duszy. Chce być przy niej w zarówno w dobrych i złych chwilach. Chce jej słuchać, poznawać jej myśli i patrzeć na świat jej oczyma. Chce jej bliskości, czułości i pocałunków, nawet tych, które wydają się nieco niestosowne i dwuznaczne…
    Ta myśl go przeraża, ale i uspokaja. W końcu Liana nie była dla niego tylko ciałem, ale prawdziwą Convallianą. I to właśnie do tej prawdziwej Convalliany czuł coś, co powoli zaczynało się wymykać spoza jego kontroli.
    – Niedawno twierdziłaś, że bycie sobą to prestiż; że nie możesz być sobą skoro każdy zamyka cię w swoich oczekiwaniach. Czy teraz, przy mnie, w końcu czujesz się sobą? Czy czujesz się wolna? Czy bycie po prostu Convallianą to coś co cię uszczęśliwia? – pyta, powoli przesuwając dłonie tak, by delikatnie zamknąć w nich jej słodką twarzyczkę – Bo dla mnie to, że dałaś mi poznać prawdziwą siebie, swoją duszę, całe swoje wewnętrzne piękno, ból i emocje… to dla mnie coś najcenniejszego – szepcze z czułością.
    Waha się czy powiedzieć więcej, czy zdradzić jej, że to właśnie to kim była naprawdę; że to właśnie jej dusza; budziło w nim najwięcej emocji i sprawiało, że czuł więcej niż by chciał, więcej niż potrafił w tej chwili udźwignąć.
    Odsuwa powoli dłonie od jej twarzy i ujmuje jedną z jej dłoni.
    – Dla mnie też to było coś przełomowego – przyznaje, wspominając chwilę, gdy pierwszy raz poczuł jej dotyk...
    Z czułością składa pocałunek we wnętrzu jej dłoni, dając przy tym upust kotłującym się w jego sercu emocjom. Ma chęć pochylić się i ucałować także jej serce, ale tego nie robi.
    Nie mówi nic więcej, po prostu pozwala jej się objąć i wtulić w siebie. Sam także ją obejmuje. Jego dłonie suną powoli po jej odkrytych plecach gładząc delikatnie jej ciepłą, aksamitną skórę. Jedną dłonią znów sięga wyżej, do jej włosów, zatapiając się w nich i ich miękkości.
    – Dziękuję ci za to, co do mnie czujesz… Nie sądziłem, że mogę być dla ciebie aż tak ważny – mówi łagodnie i w pełni szczerze. Znów przyciska usta do jej włosów, kryjąc za tym gestem narastające wzruszenie, które sprawia, że jego ciało drży lekko, a w gardle pojawia się znajomy słony smak łez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecha się z rozbawieniem na jej kolejną uwagę.
      – Jeśli kiedyś nie będę cię słuchał, lub uparcie nie będę chciał cię zrozumieć, wtedy zdecydowanie powinnaś rzucić mną o ścianę – stwierdza.
      Przez chwilę wpatruje się w panoramę nocnego miasta, tak ostrą i wyraźną, pełną detali, których zwykle nie był w stanie dostrzec.
      – Mamy przed sobą wieczność. Rzym i inne miejsca we Włoszech, Indie, może Grecja? Przyjemnie będzie zwiedzić razem kawałek świata… – mówi, choć to wszystko wydaje mu się jakieś oderwane od rzeczywistości i abstrakcyjne. Nigdy wcześniej nie snuł takich planów, nie myślał o przyszłości w taki sposób jak teraz. Nagle to iluzja, w której tkwili, wydaje się Su-Jinowi o wiele bardziej prawdziwa niż te plany. – O ile rzecz jasna nic się nie zmieni… – dodaje w końcu cicho, czując, że mimo chęci nie potrafi myśleć w ten sposób; nie potrafi cieszyć się marzeniami o wspólnej wieczności – Bo tak bardzo nie chcę cię stracić Liana… – mówi tylko cicho.

      Han-gyeol

      Usuń
  69. Nie odrywa wzroku od jej oczu, pragnąc dostrzec w nich jak najwięcej. Delikatnie przesuwa palcami po jej policzkach, obdarowując je subtelną pieszczotą. Chłonie każde słowo Liany, które trafia wprost do jego serca, które porusza najgłębsze zakamarki jego duszy. Przez chwilę zerka w stronę jej kształtnych ust, pięknie podkreślonych czarną szminką. Przesuwa wzrokiem po delikatnie rozmazanych smugach czerni, nadających jej twarzy czegoś fascynującego. Han-gyeol czuje szybsze bicie serca, znów ma chęć sięgnąć do jej ust, poczuć ich delikatną miękkość i ciepło, przelać w jej usta wszystkie swoje uczucia i spijać z nich każde z tych cudownych słów, którymi się z nim dzieliła. Zahacza jedynie kciukiem o kącik jej ust, pogłębiając lekko ciemną smugę po szmince. Odrywa się od tych myśli, znów skupia na jej cudownych oczach i pięknie tego, co zostało wypowiedziane.
    – Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – odpowiada jej miękko.
    Pochyla się i z czułością składa kilka drobnych pocałunków, na jej czole, skroni i policzku.
    – Convalliana, która jest sobą to moja ulubiona Convalliana – mówi, odsuwając się od jej twarzy – Lubię to jaka jesteś naprawdę. Twoje zalety i twoje wady. Zawsze lubiłem twój charakterek, ale teraz kiedy wiem, jaka jesteś naprawdę, jeszcze bardziej lubię to jaką podłą kreaturą potrafisz być. Polubiłem nawet twój zapach… – uśmiecha się z rozbawieniem.
    Su-Jin patrzy jej głęboko w oczy, gdy Liana mówi, że ją ukoronował. Przez chwilę zastanawia się nad jej słowami i tym, że mogła mieć rację. Nie planował tego, a jednak tak właśnie się stało. W pewnym sensie uczynił z niej swoją królową, którą traktował z szacunkiem i godnością, na jakie zasługiwała. Ofiarował jej wyjątkowe miejsce w swoim życiu i sercu… i zrobił to wszystko dobrowolnie. Nie dlatego że była piękna i poddał się jej urokowi, ale dlatego że zrobiła wszystko by zdobyć jego zaufanie, szacunek… i serce. Zdobyć miejsce u jego boku jak prawdziwa królowa.
    Patrzy na nią w ciszy, choć jego serce rwie się, by wyszeptać jej dwa krótkie słowa. Jesteś cudowna.
    Zamiast tego jedynie zamyka ją w swoich ramionach i cicho przytakuje jej słowom. Tak, wiedział, że był dla niej ważny, wiedział, że wolałaby go zabić niż pozwolić mu odejść…
    Ale jeśli to ona postanowi odejść? Jeśli ktoś mu ją odbierze? Skradnie jej serce wymarzoną miłością albo skrzywdzi niczym Earl, aż w końcu odbierze jej życie? Albo jeśli po prostu emocje, które teraz wybuchły powoli ostygną, a Liana uzna to wszystko za pomyłkę? Albo jeszcze gorzej… Jeśli to on kiedyś zrani ją tak, że zniszczy jej piękną, wrażliwą duszę? Su-Jin czuje, że w takich chwilach chyba jednak wolałby, żeby go zabiła niż pozwoliła mu po raz kolejny przeżywać ból po stracie kogoś, kogo dopuścił do swojego serca.
    Patrzy na nią z powagą, gdy ta zadaje mu pytanie czemu miałby ją stracić. Ukrywa nagły smutek za łagodnym uśmiechem.
    – Twoja wola znaczy dla mnie najwięcej – mówi. – Po prostu obawiam się myśleć o przyszłości. Raz już straciłem jedyną bliską mi osobę. Co jeśli stracę też ciebie? Jeśli ktoś mi cię odbierze? Jakiś łowca, żądny zemsty demon, spragniony twojej krwi wampir, szalona czarownica? – Celowo nie wspomina o miłości. – Albo jeśli to ty postanowisz się ode mnie odsunąć? – pyta zdradzając na chwilę odrobinę niepewności.
    Nie chce jednak zatruwać tej pięknej chwili swoimi obawami i lękami, dlatego spokojnie i łagodnie mówi dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Zależy mi na tobie. Przy tobie czuję się zupełnie inaczej. Zburzyłaś moje mury i teraz obawiam się, że łatwo będzie mnie zranić, raniąc ciebie. Stałaś się moją największą słabością Liana – wyznaje, opierając się czołem o jej czoło, w tak dobrze znanym im geście. Waha się czy powiedzieć jej więcej. O Sarang, która także była jego słabością i tym jak bardzo obawia się, że znów mógłby skrzywdzić i zniszczyć osobę, którą chciał chronić przed całym światem, a nie ochronił przed samym sobą… Odrzuca szybko tę myśl. Ta chwila była zbyt spokojna i oczyszczająca, by zatruwać ją kolejnym lękiem. Han-gyeol wie, że kiedyś będzie musiał powiedzieć o tym Lianie, ale jeszcze nie teraz. Dziś już i tak powiedzieli sobie wystarczająco dużo, a on znów czuł, że od nadmiaru emocji stracił na chwilę twardy grunt pod nogami. Może dlatego zaczął myśleć o tym w ten sposób. Tak, zdecydowanie za dużo myślał.
      Całuje zaczepnie nosek Liany i uśmiecha się, dając jej znać, że wszystko jest w porządku.
      – Do naszego domu? – powtarza celowo podkreślając słowo, którego użyła. – Rościsz sobie prawa już nie tylko do mojego serca i do mnie, ale też do mojego łóżka i domu? – pyta prowokacyjnie – Dlatego oznaczyłaś swoim zapachem każdą możliwą przestrzeń w naszym domu?
      Przygląda się jej nieco zadziornie. Ma chęć nieco się z nią podroczyć, ale dostrzega jej lekkie spięcie, zupełnie jakby to co powiedziała było dla niej czymś wstydliwym.
      – W porządku… – mówi nieco spokojniej, zdając sobie sprawę, że niepotrzebnie łapał ją za słówka. Schyla się nieco i jednym ruchem podnosi ją i bierze na ręce. Liana wydaje się tak leciutka i drobna, tak krucha i delikatna, choć przecież kryła w sobie ogromną siłę. – Cieszę się, że czujesz się dobrze w moim domu, możesz go traktować jak nasz dom, bo zawsze będzie w nim miejsce dla ciebie. Pamiętaj o tym, dobrze? – mówi patrząc jej w oczy.
      Iluzja powoli się rozmywa, nocne niebo jaśnieje, a kształty miasta giną we mgle, z której po chwili wyłania się znajomy widok malutkiej sypialni. Niknie zapach Rzymu i dźwięk fortepianu. Su-Jin wciąż stoi obok łóżka i trzyma Lianę w ramionach, oboje są wciąż w tych samych piżamach, a po eleganckich strojach, jak i rozmazanej szmince nie ma najmniejszego śladu, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło.
      – Już po wszystkim, wróciliśmy do domu i do tego co rzeczywiste – mówi i posyła jej łagodny uśmiech.

      Han-gyeol

      Usuń
  70. Potakuje w milczeniu. Jej odpowiedzi wydają się tak proste i oczywiste, tak zdecydowane. Przez chwilę Han-gyeol stara się nawet w to wszystko uwierzyć i zapomnieć o własnych obawach; o tym jak mogło się wszystko potoczyć… O tym, czego jej nie powiedział, a czego obawiał się najbardziej. Wie, że te myśli go zatruwają, odbierają mu całe szczęście, którym mógłby po prostu się cieszyć.
    – Tak, chyba za dużo myślę – mówi w końcu, przyznając rację Lianie. Stara się tym także przekonać samego siebie, by nie myśleć, a po prostu trwać w tym co tu i teraz, czerpać radość z teraźniejszości, bez ciągłego roztrząsania przeszłości, ani zamartwiania się o przyszłość.
    Uśmiecha się do Liany.
    – Zdecydowanie jesteś gorsza niż najgorsza zaraza, na dodatek nie da się z tobą nic zrobić – stwierdza złośliwie.
    Niechętnie wypuszcza ją z ramion, pozwalając jej znowu stanąć na podłodze. Su-Jin czuje lekki żal, że ta magiczna chwila się skończyła. Ale mimo to jest zadowolony. Teraz było tak, jak powinno być. Powiedzieli sobie wszystko, co chcieli powiedzieć, a on w końcu zrozumiał jej słowa z tamtego tarasu. No i tym razem cieszyli się nie tylko tańcem, ale i swoją bliskością.
    – A ja dziękuję za to, co mi pokazałaś – odpowiada z uśmiechem na jej podziękowania – Oczywiście, coś wymyślimy – stwierdza.
    Gdy Liana znika, Su-Jin bez pośpiechu szykuje swoje domowe ubrania i sięga po telefon. Znów było prawie południe. Korzystając z wolnej chwili postanawia zadzwonić i potwierdzić sprawę zdalnych zajęć od jutra… Gdy telefon kolejny raz odmawia posłuszeństwa, Han-gyeol narzuca na siebie płaszcz, wsuwa buty i wychodzi przed dom. W urządzeniu pojawia się sygnał, ale wampir nie zwraca już na to uwagi. Czuje wyraźnie znajomy zapach. Na progu jego domu znów znajduje się paczka zaadresowana „do Convalliany”. Su-Jin ostrożnie kuca obok paczki, nie wyczuwa zapachu krwi ani martwych zwierząt, ale też nie czuje nic więcej. Z pewnym wahaniem dotyka kartonu, po czym czuje nieprzyjemny dreszcz, gdy nagle słyszy w telefonie głos. No tak… przecież dzwonił. Z tego wszystkiego ciężko mu zebrać myśli. Mamrocze tylko coś o zajęciach zdalnych od jutra i rozłącza się.
    Jego myśli wracają do paczki od Earla. Zastanawia się co powinien zrobić. Może najlepiej od razu zanieść to do piwnicy i wrzucić do pieca? Oszczędzić w ten sposób stresu sobie i Lianie? Domyśla się, że w paczce nie będzie nic, co mogłoby dać mu jakąś wskazówkę… Raczej będą tam kolejne obrzydliwe zdjęcia i pogróżki.
    Podnosi się i zabiera paczkę do domu. Zdejmuje buty i płaszcz i udaje się z paczką do salonu.
    Słyszy, że Liana wciąż jest w łazience. Nie jest pewien czy powinien na nią poczekać. Z jednej strony czuje, że powinien jej tego oszczędzić, samodzielnie przejrzeć paczkę i pozbyć się jej, nie narażać Liany na przeżywanie tego koszmaru co przedwczoraj. Z drugiej jednak Liana nie była małą bezbronną dziewczynką, nie powinien podejmować decyzji za nią… W pewnym sensie miała też prawo do prywatności, do tego by nie pokazywać mu pewnych zdjęć.
    Czuje, że w tej chwili nie ma dobrego rozwiązania. Ostatecznie decyduje się zajrzeć do paczki, ale nie niszczyć, ani nie ukrywać niczego, niech Liana sama zdecyduje czy chce to oglądać.
    Otwiera paczkę przyglądając się zawartości. List. Zdjęcia. Kolejna sukienka, tym razem nowa, w podobnym kolorze i kroju do tej poprzedniej. Han-gyeol nie czuje zapachu ciała, potu i krwi Liany, a jedynie dziwnie znajomy zapach. Sklep? Nie, coś w okolicy… coś jak zrębki drewna rozsypywane na polach przed sezonem upraw. Dziwne.
    Wyjmuje list. Czuje się źle, gdy go otwiera, choć przecież to nie była żadna prywatna korespondencja, a list z pogróżkami szaleńca. Przebiega wzrokiem po treści, chore wyznania miłosne, kolejne wyrzuty do Liany, zapisana między wierszami groźba, tego że Earl po nią przyjdzie i chce ją wówczas zobaczyć w tej sukience. Z uwagą Su-Jin czyta fragment, który dotyczy bezpośrednio jego, ale poza wyrzutami i subtelnymi pogróżkami nie znajduje nic, co świadczyłoby, że Earl uważa go za kogo więcej niż zwykłego człowieka. To dobrze…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerka na zdjęcia. Część to fotografie ze wspólnych zakupów, jak i z wczorajszego dnia, spod Desiderium… Na jednej z nich dostrzega Lianę, gdy ta wybrała się na chwilę do piekarni, na drugiej siebie w witrynie perfumerii. Przez dłuższą chwilę analizuje fotografię. Pamiętał ten moment. Patrzył na piekarnię, a potem na ulicę, zastanawiając się czy Earl gdzieś się tu kręcił. Jego wzrok na fotografii skierowany jest niemal prosto w obiektyw. Patrzył tam. Gdyby tylko miał normalny wzrok, choćby taki jak zwykli ludzie, dostrzegłby tego drania! Czuje nagłą złość i frustrację. Gdyby wtedy wyszedł przed sklep, wyczułby Earla innymi zmysłami. Mógłby go dopaść…
      Z rozgoryczeniem odkłada te zdjęcia, a jego wzrok pada na pozostałe fotografie. Przedstawiające znów Lianę i jej niewolę. Jej okrutne tortury, które zadawał jej ten skurwysyn. Zdjęcia przedstawiają nagie ciało Liany, wychudzone i wyniszczone, noszące ślady brutalnego traktowania, liczne siniaki i zagojone rany. Najgorsze są jednak fotografie z napisem, imieniem oprawcy, wyciętym na jej brzuchu. Zdjęcia są różne, niektóre przedstawiają świeżo wyryte litery, inne nieco zagojone, a jeszcze inne to litery wyryte na tych, które zdążyły zacząć się goić. Zupełnie jakby ten drań nie pozwalał tym ranom choć odrobinę się zaleczyć, jakby chciał doprowadzić do powstania trwałych głębokich blizn z jego imieniem. Su-Jin czuje, że nie chce tego oglądać; nie chce na to patrzeć ani o tym myśleć. Czuje już nie tylko obrzydzenie tym co widzi i współczucie wobec tego co jego najdroższa przyjaciółka musiała przejść. Teraz czuje po prostu czystą nienawiść, nad którą nie umie zapanować. Nienawiść, która wręcz sprawia mu fizyczny ból w jego zranionym sercu.
      Odkłada zdjęcia tak, by nie było widać tego co przedstawiają. Stara się uspokoić… Wie, że jeśli ma być wsparciem dla Liany musi myśleć trzeźwo.
      Gdy słyszy jej głos, podnosi na nią swoje krwistoczerwone oczy. Nie ma pojęcia co ma jej powiedzieć. Stwierdzić oczywistość, że Earl zostawił jej kolejną paczkę? Na pewno już to dostrzegła… Przeprosić, że ją otworzył i to zobaczył?
      – Patrzyłem prosto na niego – stwierdza z rozgoryczeniem, sięgając po znajdujące się na wierzchu zdjęcie przedstawiające jego w witrynie Desiderium – Gdybym nie był tak koszmarnie ślepy zobaczyłbym go… – mówi podając Lianie swoje zdjęcie.

      Han-gyeol

      Usuń
  71. Przygląda się Lianie, gdy ta odruchowo się cofa. Han-gyeol ma wrażenie, że dostrzega w jej oczach strach i całkowicie to rozumie. Jej reakcja na poprzednią paczkę wyraźnie uświadomiła mu z jak silnymi emocjami zmagała się Liana.
    Nie odrywa od niej wzroku, gdy ta przygląda się zdjęciu. Gdy w końcu się odzywa jej głos jest całkowicie obcy i odległy, jakby chroniła samą siebie odcinając się od wszystkiego.
    – Patrzyłem praktycznie na niego – mówi – „Zobaczyłbym” go gdybym wtedy wyszedł przed sklep. Nie uciekłby mi… – czuje złość, że wtedy tego nie zrobił; że uznał to za zbędną nadopiekuńczość i nie zrobił tych kilku cholernych kroków poza Desiderium. Nieważne, że rozsądek mówi mu, że to nie miałoby sensu i gdyby spróbował zbliżyć się do Earla na ulicy najpewniej skończyłoby się to tragicznie także dla niego samego. A przecież nie o to chodziło… Taka pomoc nie byłaby nic warta, tylko zraniłby Lianę idiotycznie się narażając. I chociaż Su-Jin wie, że nic by to nie zmieniło, i tak czuje frustracje, że nie zrobił wtedy czegokolwiek. Choćby poszedłby wtedy jego śladem i dowiedział się, gdzie ten drań się zatrzymał lub gdzie ma swoją kryjówkę. Chociaż tyle…
    W milczeniu patrzy jak Liana drze list, a potem rozszarpuje sukienkę. Znów ma wrażenie, że kojarzy ten zapach. Ma chęć zatrzymać ją i wziąć od niej sukienkę, skupić się na tej woni i zrozumieć skąd ją kojarzy, ale czuje, że nie jest teraz w stanie myśleć logicznie. Wciąż za bardzo go to wszystko boli.
    – Lepiej tego nie oglądaj… – mówi widząc jak Liana sięga do zdjęć. To jej jednak nie powstrzymuje. Wręcz przeciwnie, obserwuje jak demonica nie tylko ogląda każde ze zdjęć, ale też wybiera jedno z nich i podsuwa mu praktycznie pod nos. Dostrzega jej wściekłość za to, że otworzył paczkę i zobaczył te fotografie.
    Patrzy w jej ciemne, zamglone oczy i nie wie co powiedzieć. Nie wie, czy nawet w ogóle powinien coś mówić. Sam nie wie czemu otworzył tą paczkę, ale czuje, że może tak było lepiej. Wolał oglądać wściekłość Liany niż znów patrzeć jak cierpi i trzęsie się z nerwów. Jeśli złość na niego miała jakkolwiek zagłuszyć inne emocje, to chyba powinien jej na to pozwolić i po prostu się z tym zmierzyć, bez tłumaczeń i usprawiedliwień. Dlatego milczy. Patrzy jej prosto w oczy, nie chcąc nawet przez ułamek sekundy spojrzeć na podsuwaną przez nią fotografię.
    Jej nienaturalny śmiech przerywa ciszę i wywołuje nieprzyjemny dreszcz. Gdy Liana znów się odzywa, jej słowa sprawiają, że Han-gyeol przez chwilę kompletnie nie rozumie o czym mówiła. Dlaczego to ona miała wzbudzać jego obrzydzenie lub nienawiść? Czemu w ogóle kierowała te wszystkie potworne uczucia w swoją stronę, a nie w stronę Earla?
    Su-Jin powoli wstaje z kanapy i podchodzi krok w stronę Liany. Stara się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, ani nie robić nic, co mogłoby wywołać w niej niepokój. Nie rozumie jej stanu, ale… czuje, że dzieje się z nią coś przerażającego, a on za wszelką cenę musi uważać na każde swoje słowo i każdy najdrobniejszy gest.
    – Liana… Czemu miałbym cię odrzucić lub czuć do ciebie wstręt czy cokolwiek z tych uczuć? – pyta łagodnie. Ostrożnie wyciąga do niej dłoń, by ująć lekko jej nadgarstek i pogładzić palcem wierzch dłoni, którą wciąż zaciskała na tym upiornym zdjęciu. Boi się wykonać większego gestu, chce żeby to ona zdecydowała i sama postanowiła mu zaufać. Chce jedynie pokazać jej, że nic się nie zmieniło, że nadal czuł do niej to samo co jeszcze chwilę temu, gdy trzymał ją w ramionach, gdy znajdowali się w iluzji Rzymu, lub gry tulił się do niej w łóżku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Jedyne co zobaczyłem to, że jakiś zwyrodnialec skrzywdził bliską mi osobę. To jego nienawidzę. Earla. On wzbudza we mnie obrzydzenie i pogardę, nie ty… O tobie nigdy nie pomyślałbym w ten sposób – zapewnia ją. Gdzieś w głębi serca boli go, że Liana przypisywała mu takie uczucia, że miała go za takiego potwora, który byłby w stanie odwrócić się od niej w takiej chwili. Ale rozumie, że to nie o to chodziło… A ona naprawdę tak nie myślała. Targające nią emocje były zbyt silne, przeżywała coś czego nie potrafił zrozumieć. Wie, że musi jakoś dowiedzieć się skąd brały się te uczucia, by w ogóle być w stanie z nią rozmawiać i jej pomóc.
      – Chcę cię dotykać Liana, nie czuję odrazy ani niechęci. Chcę cię teraz przytulić i zrozumieć czemu uważasz, że możesz wzbudzać we mnie tak straszne uczucia… – mówi łagodnie – Pozwolisz mi na to? Mogę cię przytulić? – pyta ostrożnie.

      Han-gyeol

      Usuń
  72. – W tamtej chwili cieszyłem się i byłem dumny, że się nie poddałaś i poszłaś do tej piekarni sama. Nie zrobiłem nic, bo nie chciałem być wobec ciebie nadopiekuńczy – przyznaje szczerze, czując pewien dylemat. Nie żałował swojej decyzji, tego by traktować Lianę jako na tyle silną, że nie potrzebowała jego ciągłej kontroli. Ale żałował, że akurat to wszystko, ta scena z Earlem musiała się rozegrać w tamtej chwili… Han-gyeol wzdycha tylko cicho i kręci głową. To nie było już ważne, teraz i tak nie mógł z tym nic zrobić. Teraz najważniejsza była Liana i to, co się z nią działo.
    Czuje jak ciało Liany spina się pod wpływem jego dotyku w znajomym odruchu. Mimo to Su-Jin nie cofa dłoni. Ma wrażenie, że jeśli by to zrobił, utwierdziłby ją w jej przekonaniach, że była obrzydliwa, że nie powinien jej dotykać, ani patrzeć na nią w sposób, w jaki do tej pory patrzył.
    – Nie dostrzegłem w tobie nic złego… – mówi spokojnie – Co według ciebie powinienem zobaczyć? Powiedz mi, co uważasz za złe – prosi łagodnie. Chce zrozumieć co miała na myśli, czego tak bardzo się bała i nienawidziła w samej sobie. Chce by wskazała mu to palcem i pozwoliła pokazać sobie, że to go nie zrażało. Nawet jeśli rzeczywiście skrywała jakąś straszną tajemnicę i zrobiła coś złego, Han-gyeol wie, że nic nie będzie w stanie w tej chwili przeważyć całego dobra, które do tej pory mu ofiarowała. Wie, że zaakceptuje każdą jej wadę, czy najgorszy z sekretów. W końcu sam także miał wiele na sumieniu.
    A jednak z każdym kolejnym słowem Liany czuje, że całe to zło, o którym mówiła nie było niczym realnym, a raczej czymś co sobie wmówiła. Albo raczej co wmówił jej ten potwór podczas swoich sesji tortur. W końcu fizyczny ból był stosunkowo prosty do wytrzymania, prawdziwe tortury zaczynały się od złamania i okaleczenia czyjejś duszy…
    Patrzy na nią, gdy ta gwałtownie się odsuwa i wyrywa rękę z jego uścisku. Ostrożnie robi pół kroku w jej stronę i wyjmuje pomięte już zdjęcie z jej dłoni. I chociaż nie chce na to patrzeć, zmusza się by to zrobić.
    – Tak, widzę tu osobę, która jest mi najbliższa, doprowadzoną na skraj wytrzymałości fizycznej i psychicznej, skrzywdzoną przez człowieka, który jest gorszy od najgorszych znanych mi potworów… Nienawidzę skurwysyna, który ci to zrobił. Ale kiedy patrzę na ciebie, to wiesz co czuję? – odwraca fotografię w jej stronę – Czuję, że chcę zamknąć cię w ramionach i ochronić przed tym bólem. Gdy patrzę na te rany na twoim ciele, mam ochotę zetrzeć pocałunkami wspomnienie każdej z tych ran. Chce po prostu się tobą zaopiekować, tak jak ty zaopiekowałaś się mną w Rzymie. Nie przeszkadzało ci, że przypominałem odrażającego żywego trupa, a to przecież było znacznie bardziej odpychające niż gdybym był po prostu słaby i poraniony… – mówi szczerze. Ma nadzieję, że Liana zrozumie, w końcu sama mówiła mu wtedy, że to nie ma znaczenia. I on czuł to samo wobec niej. Rozumiał jej lęk, rozumiał wstręt do własnego ciała, które stawało się w jakiś sposób obce i odrażające. Dlatego chciał by, tak jak on w Rzymie, Liana zaakceptowała, że dla niego nie miało to znaczenia. Widział ją już w różnych okolicznościach i zawsze była po prostu Convallianą, tą jedyną prawdziwą, tą która była dla niego ważna.
    Zgniata do końca zdjęcie i wrzuca do pudła, do reszty tych obrzydliwych fotografii. Robi kolejne pół kroku w jej stronę. Słucha chaotycznych słów, jakie wyrzucała z siebie Liana, wciąż upierając się przy tym, że było w niej coś złego, coś obrzydliwego. Już chce coś powiedzieć, ale jej kolejne słowa sprawiają, że Han-gyeol czuje się jakby oberwał czymś ciężkim w głowę. Dopiero przeszywający ból w klatce piersiowej uświadamia mu, że to wszystko działo się naprawdę, a to co mówiła Liana nie było jakimś chorym urojeniem.
    Czuje bunt przeciwko temu; przeciwko każdemu z tych słów… i jeszcze większą nienawiść do Earla. Gdyby tylko mógł rozszarpałby go gołymi rękami za to co zrobił i za to co wmówił Lianie.
    Troska? Akceptacja? W tej chwili Su-Jin nie może wyobrazić sobie gorszego i obrzydliwszego wypaczenia tych słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuje, że coś w nim pęka. Nie wie nawet kiedy zbliża się do Liany i ujmuje jej ramiona.
      – Liana… W tym co robił ci ten potwór nie było ani odrobiny akceptacji czy troski, tylko czyste okrucieństwo – mówi zdecydowanie – Ale w jednym miał rację. Nikt nigdy nie dotknie cię tak jak on, bo zabiję każdego, kto choćby pomyśli o tym, by cię skrzywdzić… – mówi szybko, nieco zbyt emocjonalnie. Czuje, że musi zachować spokój i wyrozumiałość zamiast poddawać się emocjom, ale nie potrafi. Nie po po tym co właśnie usłyszał.
      – Nie jesteś… – mówi już nieco ciszej, wciąż walcząc z szalejącymi emocjami. Drżącymi dłońmi sięga do jej twarzy i ociera łzy, zanim te zdążą spłynąć na jej policzki – Dobrze wiesz jak cię postrzegam, pokazałem ci to… Dlaczego sądzisz, że to było kłamstwo? – pyta łagodnie, znów cierpliwie powracając do początku, do myśli, by pokazała mu wprost co miałoby budzić w nim wstręt wobec niej.
      Obejmuje ją mocno, tuląc ją do siebie i zamykając bezpiecznie w ramionach.
      – Jeśli Earl przyjdzie po ciebie, to zabiję jego – szepcze jej do ucha. Drżącymi z emocji wargami całuje z czułością jej skroń – Nie dam cię skrzywdzić Liana. Nie pozwolę, by Earl się do ciebie zbliżył, rozumiesz? Zaufaj mi i wytrzymaj, a obiecuję ci, że będziesz bezpieczna.
      Obejmuje ją mocno. Czuje jak jego serce wali jak oszalałe, a każde jego uderzenie sprawia mu ostry, przenikliwy ból.
      – Pytałaś dlaczego jestem blisko i co właściwie robię… – odzywa się cicho, praktycznie szepcze jej to do ucha, nie wypuszczając jej ani na chwili z objęć – Jestem przy tobie i chcę być blisko, bo jesteś dla mnie ważna Liana. Jesteś moją przyjaciółką, najbliższą mi osobą i zrobiłbym dla ciebie wszystko, bo zależy mi na tym żebyś była bezpieczna i szczęśliwa. Niczego więcej nie chcę, wystarczy, że mogę widzieć jak się uśmiechasz. Nie oczekuję od ciebie żebyś była idealna czy pozbawiona wad, bo dla mnie najważniejsza jesteś taka, jaka jesteś. Prawdziwa, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami – mówi, czując słony smak łez w swoim gardle na myśl o tym, jak potwornie Earl wypaczył sposób myślenia Liany. Jak mimo odzyskania przez nią wolności, wciąż trzymał ją w mentalnej niewoli okrutnych kłamstw, które jej wmówił.

      Han-gyeol

      Usuń
  73. – Wszystko… – powtarza patrząc na nią w spokoju. Nie potrafi zrozumieć jej uporu i złości, gdy obstaje przy swoim, a mimo to nie potrafi wskazać mu ani jednej konkretnej rzeczy; ani jednego zła, jakie w sobie widziała – Na przykład twoja dobroć wobec mnie, gdy walczyłaś o moje życie i się mną opiekowałaś? A może to jak na każdym kroku okazujesz mi ogrom czułości i wyrozumiałości przejmując się moimi uczuciami? Albo twoje piękne i czyste uczucia, jak przyjaźń i lojalność, którą mi ofiarowałaś? Czy może twoja piękna pasja do zapachów, to jak barwnie opisujesz świat, oswajasz uczucia nadając im kształty i zapachy, a potem dzielisz się tym pięknem ze światem? To wszystko wedle ciebie jest złe i odrażające, tak? – pyta, równie uparcie chcąc uświadomić jej, że wciąż mówiła o czymś, czego nie tylko on nie dostrzegał, ale również ona nie potrafiła wskazać.
    Han-gyeol dostrzega zagubienie i emocje Liany, to jak drżała, ciężko łapała powietrze i jak na niego patrzyła. Czuje się tym przytłoczony. Ma wrażenie, że nie potrafi przebić się przez to wszystko, ani w żaden sposób jej pomóc. Wie, że jego słowa i zapewnienia nie naprawią tych dwóch lat fizycznych i psychicznych tortur, ale… Chce ją chociaż zrozumieć, wiedzieć od czego zacząć, by móc jej jakoś pomóc.
    Jej dłonie zaciskają się na jego koszulce, jej głos jest zmieniony, jakby mówiła przez zaciśnięte gardło.
    – Wciąż tu jestem, bo przecież nic się między nami nie zmieniło Liana… – mówi łagodnie, cierpliwie tłumacząc jej to samo. – Zostałaś skrzywdzona, ale to niczego nie zmienia. Jesteś moją Lianą i zawsze nią będziesz…
    Tuli ją mocno do siebie czując drżenie jej ciała i jej chaotyczny, urywany oddech. Delikatnie gładzi ją po plecach, by choć trochę się uspokoiła, by poczuła się znów ciepło i bezpiecznie.
    – Już dobrze… – mówi cicho – Jesteś prawdziwa Liana. I nie musisz być idealna, wcale tego od ciebie nie oczekuję. Dla mnie najważniejsza jesteś prawdziwa ty. Każda twoja wada jest dla mnie równie ważna co zaleta. Jesteś dla mnie jak kardamon i kwiat muszkatołowca, pamiętasz? Uwielbiam cię taką jaka jesteś, trudną, pełną sprzeczności i nieoczywistą. Wyjątkową. Nie chcę ideału, chcę tylko ciebie… – przypomina jej spokojnym, pełnym czułości głosem, wciąż łagodnie tuląc ją do siebie.
    Su-Jin patrzy jej w oczy, gdy Liana w końcu nieznacznie odsuwa się od niego. Tym razem jednak nie ucieka. Zamiast tego czuje jej dłonie zaciskające się na jego nadgarstkach. Czuje jak przyciąga jego dłonie do swojej twarzy, jak wtula się w nie z niemą potrzebą bliskości. Odpowiada jej na tą niewypowiedzianą prośbę obdarowując jej twarz czułym dotykiem. Opuszki jego palców z uczuciem gładzą jej miękką skórę, a on sam daje jej znać, że nie zamierza się odsunąć. Wręcz przeciwnie, pewnie ujmuje jej drobną twarzyczkę w swoje dłonie.
    Nie odrywa spojrzenia od jej wilgotnych, szmaragdowych oczu, gdy ta po raz kolejny prosi by ją naprawił. I chociaż Han-gyeol nie ma pojęcia jak właściwie miał ją naprawić, to wie, że zrobi wszystko, by tak właśnie się stało… by jakoś naprawić całe zło, które wyrządził jej Earl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Obiecuję ci to skarbie – mówi łagodnie, zwracając się do niej z uczuciem, zupełnie tak jak, kiedyś zwracał się do swojej córeczki. Nachyla się do jej twarzy, by ucałować jej czoło. Składa kolejne drobne czułe pocałunki na jej twarzy, całując nawet jej zamknięte oczy i czując w ustach słony smak łez z jej wilgotnych rzęs. – Razem naprawimy całe zło, które cię spotkało… – szepcze całując czule jej policzki. W końcu opiera się czołem o jej czoło, w tym tak wyjątkowym dla nich geście.
      – Porozmawiaj o tym ze mną Liana… – prosi w końcu cicho – Jakie zło wmawiał ci Earl? Chcę zrozumieć czemu uważasz, że możesz być dla mnie odrażająca, lub czemu miałbym się od ciebie odwrócić z powodu tych zdjęć… Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie będę cię oceniał, ani cię nie skrzywdzę. Chcę tylko poznać twoje uczucia i zrozumieć twój ból, wtedy będę wiedział jak możemy to razem naprawić… – z czułością gładzi kciukami jej policzki i pociera delikatnie czołem o jej czoło – Dasz radę o tym ze mną porozmawiać?

      Han-gyeol

      Usuń
  74. – Nic się nie zmieniło – powtarza łagodnie po raz kolejny. Gotów jest jej to powtarzać w nieskończoność, byle tylko uwierzyła i zyskała pewność, że tak właśnie było. By pozbyła się strachu, że tak łatwo mógłby zmienić swoje nastawienie do niej. Han-gyeol przytakuje w milczeniu na znak, że rozumie co Liana usiłowała mu powiedzieć, nawet jeśli nieco plątała się w swoich słowach. – Posłuchaj… Potrzebowałem wiele czasu, żeby otworzyć się na ciebie. Kiedy już to zrobiłem, nie zmienię łatwo swojego nastawienia. Musiałabyś mnie boleśnie skrzywdzić, zdradzić lub zranić w jakiś wyjątkowo okrutny sposób, żebym zmienił do ciebie nastawienie, rozumiesz? Nie ma znaczenia co mi powiesz, co zobaczę, albo jaki sekret odkryję. To nic między nami nie zmieni. Dopóki będziesz po mojej stronie, nic mnie od ciebie nie odsunie – zapewnia ją. – A co do zdjęć… Liana… Ja nie widzę tam brzydoty, tylko krzywdę i ból jaki zadano komuś, kto jest dla mnie ważny. Te zdjęcia mnie nie odrzucają, sprawiają mi fizyczny ból – mówi, ujmując jedną z jej dłoni i dociskając ją sobie do serca – o tutaj…
    Ma nadzieję, że jego słowa były w pełni zrozumiałe dla Liany. Nie mówi o Earlu i rosnącej nienawiści do niego. Ten człowiek nie był wart, by poświęcać mu uwagę. Su-Jin z całego serca woli skupić się na uczuciach swoich i Liany, wszystkim co ich łączyło. Na tym co było naprawdę ważne.
    Uśmiecha się do niej łagodnie słysząc jej pytanie o to, czy była dla niego idealna.
    – Ideały nie istnieją skarbie… – mówi cicho i spokojnie – Czemu tak bardzo pragniesz być idealna? Jesteś wystarczająco cudowna taka, jaka jesteś. Gdybyś była idealna, nie byłabyś dla mnie tak cenna i wyjątkowa – wyznaje szczerze.
    Przez chwilę milczy, nie mając pojęcia co jej odpowiedzieć. Myśl, że Liana mogła uważać go za kogoś, kto uwierzyłby w chore urojenia Earla wydaje mu się dość krzywdząca. Rozumie jednak, że za tymi myślami stał jej irracjonalny lęk, coś nad czym nie panowała. Nie chce brać tego do siebie, dlatego stara się ostrożnie dobierać słowa, choć na usta ciśnie mu się wiele bardzo dosadnych stwierdzeń wyrażających pogardę dla Earla i własną moralną wyższość. Han-gyeol z trudem zmusza się by zapanować nad tą wrogością i nie wpaść w pułapkę, nie zrazić Liany do szczerego wyrażania swoich myśli.
    – Rozumiem, że się boisz… – mówi w końcu. Jego głos wciąż jest miękki i spokojny, łagodny pomimo tego, że jego umysł i emocje szalały niczym wściekła burza. – Ale pamiętaj, że patrzę na świat zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że za to mnie polubiłaś, albo przynajmniej, że tym cię zaciekawiłem na tyle, że chciałaś ze mną rozmawiać. Nie bój się mojej reakcji Liana. Nawet brzydka prawda jest dla mnie cenniejsza niż piękne kłamstwa. – Przygląda się jej twarzyczce, po czym uśmiecha się i mówi łagodnie – Wiesz czemu często wybieram imię Su-Jin? Lubię mnogość jego znaczenia. W moim języku słowo „prawda”, jak i „skarb” lub „coś drogocennego” to jedno i to samo słowo, jin. Rozumiesz jak ważne i cenne jest dla mnie to, co jest prawdziwe, skoro aż wybrałem sobie takie imię? Zaakceptuję cię taką jaka jesteś, moją prawdziwą Convallianę… Zawsze, nieważne jakie przerażające sekrety skrywasz. – szepcze z czułością, tak by wiedziała, że niezmiennie zależy mu na niej. Nie na jej idealnych wyobrażeniach, którymi uwodziła swoje kolejne ofiary. Chce też, by wiedziała, że nie bał się zła i obrzydliwych sekretów, nawet jeśli w głębi serca wcale nie wierzył w ich istnienie.
    W ciszy wsłuchuje się w każde słowo Liany, wypowiadane niemal bezgłośnie. A jednak każdy, najcichszy szept zdaje się boleśnie wdzierać w umysł Su-Jina. Każde wyznanie zadaje ból przez kryjące się w nich okrucieństwo i bestialstwo, którego doświadczyła Liana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrzydliwa idea grzechu, stworzona tylko po to, by dać ludziom wymówkę do dręczenia i kontrolowania innych. Wrogość i pogarda wobec odmiennej natury. Obwinianie za coś, na co nie miało się wpływu. I wreszcie brutalna próba całkowitej zmiany czyjejś tożsamości… To wszystko było okrutne i przerażające. Zbyt trudne, by móc słuchać tego w spokoju, bez narastającego, palącego pragnienia zemsty za każdą krzywdę, której doświadczyła Liana.
      – Wiesz, że on nigdy cię nie kochał? – pyta ostrożnie. Ostatnie pytania Liany wydają mu się o wiele bardziej przerażające, niż gdyby opowiedziała mu o najgorszych torturach, których doświadczyła. Czy ona naprawdę w to wierzyła? Lub choćby zastanawiała się nad tym. – To co robił i mówił, to tylko kolejna z jego tortur. Chciał żebyś w to wierzyła, żebyś czuła się winna za to kim jesteś, bo chciał cię tym zranić. Tak nie wygląda miłość… – z czułością przejeżdża kciukiem po jej twarzy. – Kiedy kogoś kochasz, akceptujesz w pełni to kim jest. Nie można kochać i jednocześnie gardzić czyjąś naturą, chcieć zmieniać drugą osobę i wciskać ją w swoje wyobrażenia. Kocha się kogoś takim, jaki jest, bez jakichkolwiek oczekiwań… – mówi łagodnie – Jesteś sukkubem Liana, przyciągasz spojrzenia, odżywiasz się energią seksualną i wzbudzasz pożądanie innych, bo taka jest twoja natura. Nie ma nic złego, grzesznego czy nieodpowiedniego w tym kim jesteś. Domyślam się, że ciężko musi być szczerze kochać sukkuba, bo trzeba wciąż mierzyć się z zazdrością, ale to dość dobra próba prawdziwości uczuć. W końcu prawdziwa miłość nie powinna skupiać się na własnych odczuciach, a na uczuciach drugiej osoby, na tym co dobre dla ciebie, nie dla mnie. Nie można kogoś kochać i obwiniać za własną zazdrość. Tak samo jak nie można kogoś kochać i zmuszać go do spełniania oczekiwań. Kocha się tylko prawdziwą osobę, tylko prawdziwą Convallianę, a nie nierealistyczne wyobrażenia. Jak w ogóle można mówić o miłości, jeśli wszystko jest tylko iluzją? I jak można mówić o miłości, jeśli ma się tylko oczekiwania? Prawdziwa miłość powinna być bezwarunkowa. Kiedy kogoś kochasz oddajesz mu wszystko, całe swoje serce, nie chcąc nic w zamian. Liczy się tylko, żeby osoba, która kochasz była szczęśliwa – mówi, czując, że momentami to o czym mówił przeplata się w jego głowie ze wspomnieniami Sarang, jak i z obecnie przeżywanymi uczuciami. W końcu, chociaż miłość miała wiele form, to jej zasady były niezmienne. Proste i oczywiste, takie same niezależnie od tego czy była to miłość do partnera, członka rodziny, przyjaciela czy dziecka. W miłości zawsze chodziło o to samo, o uczucia i troskę względem drugiej osoby. – Earl nigdy cię nie kochał, to co robił było całkowitym zaprzeczeniem miłości. Krzywdził cię, bo chciał żebyś myślała tak jak teraz, żebyś czuła się zła, gorsza i nic nie warta. Ale to tylko obrzydliwe kłamstwo Liana. Jesteś cudowna, zasługujesz na najpiękniejszą, najszczerszą miłość. Nie ma znaczenia kim jesteś i jaka jest twoja natura, bo twoja miłość jest warta o wiele więcej niż jakiekolwiek wyobrażenia – uśmiecha się, choć czuje delikatne ukłucie w sercu. Wie, że w tej chwili nie powinien myśleć o sobie tylko szczerze, z całego serca życzyć jej takiej miłości. Mimo to, Han-gyeol czuje bolesne ukłucie żalu na myśl, że Liana mogłaby obdarować takim uczuciem kogoś innego. Kogoś innego niż on… – Dla mnie jesteś najlepszym co mi się przytrafiło. Podarowałaś mi uczucia, które są cudowne i wyjątkowe. Zmieniłaś moje życie… Jeśli ktoś ocenia cię tylko przez pryzmat tego kim jesteś i jaka jest twoja natura, to jest całkowicie ślepy na rzeczywistość. Jesteś cudowna i masz piękną duszę, ale tylko kochając cię szczerze, dając ci wolność i nie oczekując niczego w zamian można to dostrzec. – Su-Jin czuje, że całkowicie się poddaje, że nie mówi już o abstrakcyjnej miłości, a o samym sobie i własnych uczuciach.

      Han-gyeol

      Usuń
  75. Jej słowa sprawiają, że Han-gyeol uśmiecha się nerwowo i kręci lekko głową. W tej chwili ma chęć roześmiać się, jak i dać upust wzruszeniu pozwalając sobie uronić kilka łez, które próbowały napływać mu do oczu. Po tym co jej powiedział, Liana zwróciła uwagę na to wyznanie i ten gest…
    – Jak mam dostrzec w tobie jakiekolwiek zło, skoro nawet w tej chwili przejmujesz się mną i moim sercem? – pyta, patrząc na nią z nieukrywanym wzruszeniem. Z czułością przeciągle całuje jej skroń, by dać upust szalejącym w jego sercu emocjom.
    Cała ta sytuacja wydaje mu się w pewien sposób zabawna w swojej dziwaczności. Dwa potwory, zranione i poszukujące pocieszenia w swoich ramionach, troszczące się o siebie, a w tle jedyny prawdziwy potwór, którym okazał się człowiek. Piękny przykład przewrotnego humoru i ironii losu.
    – Nawet bycie wystarczająco cudowną, by być dla kogoś wszystkim? Całym światem lub sensem życia? – pyta z zaciekawieniem. Rozumie jej perspektywę i takie spojrzenie na ideał. Przez chwilę nawet ma chęć dać jej to czego pragnie, wyszeptać, że w tym sensie, który opisuje, dla niego była idealna. Ale nie robi tego. Wydaje mu się to w jakiś sposób złe. Wypaczone przez Earla i jego obsesję uczynienia z Liany swojego ideału. Su-Jin czuje, że gdyby nazwał ją idealną wcale by jej nie pomógł. Ukoiłby pragnienie i ból bycia nieidealną, a ten ból był jedną z krzywd jakie spowodował Earl. – Myślę, że więcej warte od bycia czymś ideałem, jest to jak bardzo wyjątkowa jesteś dla tej osoby. Powiedz, wolałabyś być dla mnie moim ideałem, w który jestem zapatrzony, czy raczej kimś dla kogo poświęciłbym wszystko, nawet cały świat? Dla kogo mógłbym zabić każdego i zniszczyć wszystko na swojej drodze? – pyta, celowo przywołując jej własne słowa z chwili, gdy obiecał jej, że już nigdy nie popełni tego samego błędu co w rzymskich katakumbach.
    Uśmiecha się do niej ciepło słysząc jej słowa i szczere wyznanie. Han-gyeol wiele razy domyślał się, że musiał ją irytować, pamiętał też jak starała się go prowokować albo chociaż zirytować na tyle, by zmusić go do jakiejś reakcji. Wtedy go to denerwowało, ale teraz… wydaje się w jakiś sposób zabawne, a nawet urocze.
    – Gdybym ci uległ nie poznałbym prawdziwej ciebie, tylko kolejną wersję Convalliany stworzoną tylko po to by mnie oczarować – przyznaje. – Choć nie powiem, byłem tobą oczarowany. Oczarowałaś mnie tym jak pięknie wyrażasz myśli i mówisz o tym, co cię interesuje. Dlatego od początku wolałem cię słuchać niż podziwiać, bo wiedziałem, że masz do zaoferowania coś więcej niż tylko piękno i spełnianie skrytych pragnień – zerka na nią i uśmiecha się z czułością. – Cieszę się, że mogłem poznać prawdziwą ciebie. I że jesteś teraz częścią mojego życia.
    Su-Jin wciąż wpatruje się w jej śliczną twarzyczkę, na której tak wyraźnie odbijają się wszystkie emocje. Czuje, że jego słowa, ten szalony monolog, któremu się poddawał, budzi w niej wiele emocji. W pewien sposób podkopuje kłamstwa, jakie wmówił jej Earl, ale z drugiej jest też czymś abstrakcyjnym, być może niezrozumiałym. Gdyby tylko mógł, najchętniej zanurzyłby się teraz w jej myślach, by wiedzieć co działo się w jej głowie i sercu, co tak mocno przeżywała…
    Gdy w końcu się odzywa, jej łamiący się głos i kolejna desperacka prośba, znów uderzają go z niesamowitą mocą. Znów trafiają wprost do jego serca, wypełniają cały jego umysł.
    Przez chwilę Han-gyeol czuje się tym niemal przytłoczony, jakby na chwilę stracił grunt pod nogami, a całe jego ciało znów zdaje się delikatnie drżeć z emocji. Z narastającego wzruszenia.
    Delikatnie ujmuje jej podbródek i unosi, zmuszając Lianę, by spojrzała mu w oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Liana, skarbie… Nie musisz mnie o to prosić – odpowiada jej łagodnie. – Przecież cię kocham… Jak przyjaciółkę, jak rodzinę. W sanskrycie jest na to piękne słowo mitra oznacza przyjaciela, ale i umiłowaną osobę. I ty jesteś dla mnie kimś takim Liana, moją najdroższą, najbardziej umiłowaną osobą, przyjaciółką i jedyną rodziną. Kocham cię tak od chwili, gdy oddałem ci moje serce i dalej będę cię tak kochał… – delikatnie gładzi kciukiem jej brodę. Czuje jak jej usta drżą z emocji. – Kocham cię i akceptuję cię, twoją naturę, to kim jesteś i jaka jesteś, tak jak i wszystkie twoje wady. Nie mam wobec ciebie oczekiwań, ani ukrytych intencji. Nie chcę wciskać cię w ramy, ani cię ograniczać, wręcz przeciwnie lubię patrzeć jak robisz to co chcesz i jesteś z tego powodu cudownie egoistycznie zadowolona. A kiedy stawiam ci wymagania lub żądania, zawsze daję ci coś w zamian, bo nie mogę żądać od drogiej mi osoby czegoś, czego sam nie byłbym w stanie ofiarować. – mówi łagodnie, chcąc wyraźnie podkreślić swoje uczucia i motywacje, pokazać jej w jaki sposób okazywał jej, że była dla niego kimś ważnym. W końcu czyny mówiły więcej niż słowa…
      Przygryza lekko wargę słysząc jej pytanie.
      – Zwłaszcza Earl – przyznaje spokojnie, choć zdecydowanie – on nigdy cię nie kochał i wątpię by był zdolny do miłości.
      Nie chce skupiać się na Earlu, ale czuje, że nie może tego przemilczeć. Musi upewnić Lianę, że to obrzydliwe okrucieństwo, które jej oprawca nazywał miłością, było tylko wypaczeniem tego słowa.
      O wiele bardziej poruszają go jednak słowa Liany o tym, że nikt jej nie kochał… To wszystko wydaje mu się tak smutne. I tak potwornie samotne. Tak boleśnie znane.
      – Można… Myślę, że… – nie jest pewien jak to ująć – Kiedy poznałem prawdziwą ciebie Liana, twoją duszę, to myślę, że nie można cię nie kochać. Każdy przed kim odsłoniłabyś swoje serce na pewno by cię szczerze pokochał – mówi, choć ostatnie zdanie z trudem przechodzi mu przez usta. Wie, że to prawda… i że być może kiedy Liana w końcu to zrozumie, znajdzie wymarzoną miłość, a on nie będzie już jej potrzebny. Dlatego tak chętnie zachowałby te słowa tylko dla siebie, by egoistycznie zatrzymać Lianę dla siebie. Patrzy na nią, po czym odsuwa na bok własne emocje i skupia się w pełni na niej.
      – Nie mów tak. Przecież kochałaś – mówi łagodnie. – Kochałaś swoje nienarodzone dziecko. Prawdziwa miłość ma wiele form, ta romantyczna, między dwójką zakochanych, mimo wszystko rzadko bywa prawdziwa, rzadko przechodzi największe próby. Miłość rodzica do dziecka jest prawdziwą miłością. Szczerą i bezwarunkową. Nie miałaś oczekiwań względem swojego dziecka, nie myślałaś o sobie, swoich zachciankach i wizjach idealnego maleństwa. Kochałaś je zanim nawet wzięłaś je w ramiona, kochałaś je i w pełni akceptowałaś, nawet mimo tego kto je spłodził. To dla niego zawalczyłaś o siebie, chciałaś żyć. To była prawdziwa miłość Liana. Szczera, bezinteresowna, bezwarunkowa. Skoro byłaś do niej zdolna, to potrafisz kochać, nie jesteś w żaden sposób zepsuta czy wybrakowana. Po prostu nie spotkałaś dotąd kogoś, kto byłby wart twoich uczuć… – stwierdza cicho. W końcu jej życie było równie smutne i samotne, co i jego. Oboje nigdy nie mieli nikogo bliskiego, na kim mogliby się oprzeć. Oboje kochali przez całe życie jedynie swoje dzieci, które stracili. Różnicą było tylko to, że on był samotny w całkowitej samotności, niemal izolacji, unikając każdej możliwej formy bliskości. Ona była samotna w tłumie zauroczonych nią ludzi, przy boku kolejnych kochanków, wśród ciągłego dotyku, który był pusty i nic nie znaczący. Byli tacy sami, mogli być dla siebie lekarstwem… Liana mogłaby go kochać w ten sam sposób w jaki on kochał ją. Mogliby być dla siebie najbliżsi, tworzyć małą, dziwaczną rodzinę, w której liczyliby na siebie nawzajem.
      Nagle z całego serca Su-Jin pragnie usłyszeć od niej, że ona też go kochała, jak przyjaciela; jak bliską osobę; że kochała w jakikolwiek sposób. Albo że chociaż mogłaby tak kochać, jeśli tylko on ją tego nauczy.

      Han-gyeol

      Usuń
  76. – Oczywiście – mówi uśmiechając się tylko i udając, że jej wierzy; że naprawdę cała ta troska była zupełnie samolubna. – I tak jesteś urocza, zwłaszcza kiedy udajesz egoistkę – stwierdza, pocierając lekko nosem o jej nos. Nawet jeżeli Han-gyeol doskonale wie, że ich troska o siebie była do pewnego stopnia egoistyczną potrzebą, to i tak zdaje sobie sprawę z tego, że większość działań i motywacji Liany było zupełnie pozbawione samolubnych motywów, a ona szczerze troszczyła się o niego i jego dobro.
    Z zaciekawieniem wpatruje się w jej szkliste oczy i wsłuchuje w niepewne słowa, czując wewnętrznie maleńką iskierkę radości z powodu jej odpowiedzi.
    – W takim razie wolę, żebyś była dla mnie wyjątkowa. Bo taka jesteś dla mnie najbardziej cudowna, najbardziej prawdziwa i najważniejsza – mówi, delikatnie odgarniając z jej twarzy kilka niesfornych kosmyków. Mówi jej to wszystko szczerze i z powagą. Su-Jin nigdy nie marzył o ideale, ani tym bardziej nie próbował go szukać. Nawet w chwili, gdy próbował znaleźć sobie partnerkę, szukał czegoś więcej, pewnego połączenia dusz, czegoś co byłoby ważniejsze od jakichkolwiek pięknych wyobrażeń, i od jakichkolwiek wad czy niedoskonałości. Czegoś co byłoby cudownie prawdziwe…
    – Widać teraz jest na to właściwy czas – stwierdza spokojnie. Nie ma jej za złe tego, że się irytowała lub nie zauważała pewnych spraw, ani tym bardziej w jaki sposób patrzyła na niego przez cały ten czas. W końcu sam nie był lepszy. Oboje potrzebowali po prostu czasu, by się nawzajem zrozumieć, otworzyć się przed sobą. Widać z jakiegoś powodu, tak właśnie miało być.
    Jej drobna dłoń zaciska się na jego nadgarstku. Przez chwilę Han-gyeol czuje obawę, że Liana odejdzie. Odepchnie jego dłoń, wyrwie się, odsunie… odwróci od niego wzrok. A jednak nie ucieka, pozwala mu, by patrzył w jej piękne, smutne oczy; pozwala mu by był blisko niej.
    Wie, że jego słowa są dla niej trudne; że przygniatają ją niczym wielki ciężar. Su-Jin zdaje sobie sprawę, że być może przytłacza ją ogromem nowych uczuć i poważnych deklaracji. Czuje jednak, że było to potrzebne. Lianie, jak i jemu samemu. Ale zwłaszcza Lianie. Han-gyeol chce by demonica to dostrzegła. By zobaczyła miłość w oderwaniu od cielesności, w oderwaniu od krzywdy i wspomnień z Earlem, by dostrzegła przejawy miłości w tym co wydawało się błahe… W tym jak przytulał ją, gdy miała koszmary; jak spędzał z nią czas śmiejąc się lub rozmawiając; jak chciał słuchać o jej pasji i poznawać jej świat, jak próbował go dotknąć i oswoić; jak oddawał jej swoje uczucia i przyjmował to, co Liana sama chciała mu ofiarować. To wszystko było ważne.
    Gdy w końcu słyszy jej szept, jest on niczym kojący chłód w upalny dzień, jak upragniony deszcz spadający na ziemię po długiej suszy. Liana nie chciała nikogo innego, tak jak on równie mocno nie chciał, by pragnęła kogokolwiek innego. Egoistycznie pragnął być dla niej jedyny, być całym jej światem. Kimś, kogo nigdy nie porzuci, nawet dla wymarzonej miłości, którą mogła tak łatwo zdobyć.
    Pochyla się do niej, w odpowiedzi na jej gest. Ich czoła znów się stykają, a oddechy delikatnie mieszają.
    – Ja też nie chcę byś miała każdego… – szepcze w jej usta – Chcę wiedzieć, że mogąc mieć wszystkich, i tak wybierzesz mnie i tylko mnie.
    Był jej brakującym elementem, a ona była brakującym elementem jego.
    – Bądź samolubna… – szepcze, przesuwając delikatnie wargami po jej policzku – Dość naginania się, Liana, dość myślenia o sobie jako kimś zepsutym. Bądź samolubna, bierz to, czego pragniesz, zrób to dla siebie i własnego szczęścia. Dam ci to wszystko Liana, dam ci to, bo cię kocham i pragnę widzieć twoje szczęście, to jak przy mnie rozkwitasz, jak stajesz się kompletna, silna i zadowolona z życia – wyznaje, uśmiechając się lekko i na nowo szepcząc słowa do jej ust.
    Obejmuje ją mocno i tuli do siebie, głaszcząc z czułością jej plecy.
    – Nauczę, obiecuje – odpowiada na jej prośbę. Znów czuje jak ogarnia go wzruszenie. Tym razem jednak nie jest ono bolesnym ciężarem, a czymś pięknym i lekkim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozkoszuje się jej słowami, tak upragnionym wyznaniem, że ona również go kochała. A przynajmniej tak jej się wydawało. To w pełni mu wystarczało. Zwłaszcza w połączeniu z jej prośbą…
      – Wierzę, że mnie kochasz – szepcze z czułością – Czuję to teraz, kiedy jesteś blisko i odkrywasz przede mną całe swoje serce – wyznaje, posyłając jej łagodny uśmiech.
      W tej chwili nie potrzebował niczego więcej dla siebie. Niczego prócz jej szczęścia, tego by raz na zawsze uwolniła się z łańcuchów Earla, które wciąż raniły jej duszę. Jest jednak spokojny, bo wie, że oboje się z tym uporają. Han-gyeol wie, że powoli będzie robił wszystko, by wyleczyć jej rany, pokazać jej prawdziwe uczucia i naprawić wykrzywiony obraz rzeczywistości.
      Gdy Liana wyznaje mu o tym, co czuła wobec swojego nienarodzonego dziecka, jak i wobec niego, Su-Jin chłonie każde jej słowo. Patrzy jej głęboko w oczy i pozwala każdemu jej słowu dotrzeć do serca. Tych kilka słów ma dla niego większe znaczenie, niż wszystkie inne wyznania. Każde z tych uczuć jest głębsze i intensywniejsze niż wszystko inne. Rozumie to, co chciała mu powiedzieć. Rozumie powagę tych uczuć. W końcu porównywała go do jedynej osoby, którą szczerze kochała… Zna to uczucie, bo czuł się tak samo.
      – Tamtego wieczoru, kiedy do mnie przyszłaś… – mówi cicho, tuląc ją do siebie, niemal szepcząc kolejne słowa do jej ucha – Czułem do ciebie to, co czułem kiedyś do mojej córeczki. Nawet jeśli wiem, że nasza relacja jest całkiem inna, to pewne uczucia są takie same. Tak jak to, że pragnę dać ci poczucie bezpieczeństwa i ciepła. Dlatego… rozumiem co chcesz powiedzieć, wiem jak wiele to znaczy.
      Z czułością całuje jej drżącą brodę, żuchwę, policzek, aż w końcu składa długi przeciągły pocałunek na jej skroni.
      – Dziękuję ci, że darzysz mnie takimi uczuciami, że mam tak wyjątkowe miejsce w twoim sercu, razem z twoim dzieckiem – szepcze. O ile nie chciał dzielić się Lianą i jej uczuciami z nikim, o tyle fakt, że obdarowywała go podobnymi uczuciami co swoje nienarodzone dziecko, że mimo odmienności był dla niej taką samą siłą do życia i walki o życie… to wszystko było dla niego czymś pięknym, czymś co mógłby wręcz nazwać zaszczytem. To było najpiękniejsze, najgłębsze wyznanie uczuć, jakie mogła mu podarować. Han-gyeol pozwala sobie na kilka łez wzruszenia, które napływają do jego oczu. Nie walczy z nimi, bo wie, że to dobre wzruszenie, coś czego nie musi się wstydzić.

      Han-gyeol

      Usuń
  77. Obejmuje ją mocno, przyciska jej ciało do swojego, chcąc by była blisko. Chce zamknąć ją bezpiecznie i ciepło w swoich ramionach i już nie wypuszczać. Czuje jak jej dłonie wczepiają się w materiał jego koszulki, wyrażając jej pragnienie bycia blisko. Wsłuchuje się w jej oddech i rytmiczne bicie serca. Han-gyeol wciąż czuje jej rozszalałe emocje, w tym jak oddycha, jak bije jej serca, jak jej ciało wciąż jeszcze delikatnie drży. Nawet jeśli Liana powoli uspokajała się w jego ramionach, to wiedział, że w jej głowie i sercu trwała taka sama szalona burza, z jaką zmagał się on sam.
    – Też to lubię… – mruczy cicho, nie precyzując czy lubi to, jak Liana czuje się przy nim, czy również lubi to, jak sam czuje się przy niej. Czuje, że po prostu uwielbia obie te rzeczy równie mocno. – Skoro to uszczęśliwia nas oboje, to musi być dobre – stwierdza. Uśmiecha się z zadowoleniem, gdy Liana oznajmia, że gotowa byłaby go komuś ukraść – Jestem, a ty jesteś moja – odpowiada z zadowoleniem.
    Znów rozkoszuje się słodkim smakiem jej słów, które układają się w jego ulubioną groźbę.
    – Nie pozwolisz mi zapomnieć… – odpowiada jej cicho, również wypowiadając każde słowo w jej miękkie usta.
    Pozwala jej otrzeć swoje oczy z tych paru łez wzruszenia. Nie wstydzi się tego, ani nie czuje ciężko. Wręcz przeciwnie, czuje pewną ulgę. Ma wrażenie, że ta rozmowa była ważnym pierwszym krokiem na drodze do tego, by uwolnić Lianę od koszmaru przeszłości i zaleczyć do końca jej rany. Może jedna rozmowa nie zmieniła wiele, ale to, co sobie wyznali, uczucia jakie przed sobą odsłonili, zmieniły bardzo wiele. Przyjmuje jej pocałunek i zamknięte w nim uczucia, które teraz wydają mu się tak wyraźne i namacalne, jakby mówiła mu cała sobą, że należy tylko do niego.
    Ujmuje jej dłoń i wypuszcza z objęć.
    – Zabiorę to potem do piwnicy i spalę – mówi, zerkając obojętnie na pudełko, zdjęcia i podartą sukienkę. On także nie chce już o tym myśleć, ani więcej na to patrzeć. Liana miała rację, dzień zaczęli cudownym wieczorem w Rzymie i nie mogli pozwolić Earlowi na niszczenie tego. Nawet jeśli poniekąd z całej tej trudnej sytuacji wynikło coś dobrego.
    Zerka na Lianę, gdy ta znów usadawia się na blacie, ale nie komentuje tego. Zamiast tylko spokojnie szykuje wszystko. Nastawia wodę, szykuje kawę, a potem składniki na śniadanie.
    – Masz ochotę zrobić drugie podejście do jajecznicy? Tym razem z jakimiś dodatkami, by nie było tak prosto? – pyta prowokacyjnie. W końcu Liana chyba nie myślała, że będzie siedzieć wygodnie na blacie i patrzeć jak on robi wszystko za nią.
    – W porządku, nie będę ci przeszkadzać. Powinienem przygotować sobie materiały na jutrzejsze zdalne wykłady – odpowiada, uśmiechając się do niej spokojnie. W pewnym sensie było mu to nawet na rękę, sam chciał pod pretekstem pracy poprzeglądać archiwalne ogłoszenia sprzedaży domów w Woodwick i okolicach. W końcu jest pewien, że zna zapach, którym pachniała paczka i sukienka, musiał albo być w takim miejscu, albo oglądać dom w okolicy. Gdyby udało mu się znaleźć kryjówkę Earla mógłby w końcu zacząć działać… – Sam być może wyskoczę na chwilę. Po tych emocjach przyda mi się trochę dodatkowej energii. Jeszcze zobaczę – mówi zaznaczając, że to nic pewnego. Nie chciał by Liana niepotrzebnie stresowała się tym, że planował wyjść. W końcu będzie jeszcze wiele okazji.
    Podchodzi do niej bliżej, widząc jej lekkie zawahanie, gdy pytała o popołudnie.
    – Popołudnie, wieczór… Jestem cały twój – odpowiada.
    Opiera dłonie na jej udach. Rozchyla je nieco, by podejść jak najbliżej blatu, po czym przesuwa dłonie chwytając Lianę w pasie.
    – Teraz, wynosisz się z blatu – mówi zdecydowanie – Zacząłem już poranek od deseru, więc teraz grzecznie zjemy śniadanie, które przygotujesz ty… z moją niewielką pomocą.
    Mocniej ujmuje jej smukłą talię, po czym ściąga demonicę z blatu.

    Han-gyeol

    OdpowiedzUsuń
  78. – Raczej odpowiednio zmotywować – odpowiada zaczepnie.
    Po całej tej rozmowie, trudnych wyznaniach i wspomnieniach bolesnej przeszłości, tak zwyczajny ton, z odrobiną znanego im humoru, jest przyjemną odmianą. Dlatego Han-gyeol chwyta się tego, chce dać sobie i Lianię chwilę wytchnienia; chwilę cudownie nudnej normalności.
    Zerka na nią, gdy przytakuje i stwierdza, że sobie poradzi. Tak, była dużą dziewczynką, na dodatek jak sama wyznała, chciała walczyć o swoje życie, zamiast poddawać się. Jeszcze parę dni temu obawiałby się ją zostawić samą, nie wiedząc czy nie postanowi spakować się i uciec lub dobrowolnie poddać się oprawcy. Teraz jednak Su-Jin ufał jej, że tego nie zrobi. To co mu wyznała, dawało mu pewność, że nie zrobiłaby mu tego…
    – Wcale nie chodziło mi o ciebie tylko o dom – odpowiada złośliwie. – Wolałbym po powrocie nie zastać tutaj ruiny, domu w płomieniach czy innej dziwnej niespodzianki – mówi, celowo drocząc się z nią i udając, że wcale nie przejmował się nią. Ani że tym bardziej nie traktował jej jak swojej małej, kruchej istotki, którą koniecznie musi się opiekować.
    Uśmiecha się z rozbawieniem. Jej nogi znów obejmują go w pasie, podobnie jak jej ramiona, którymi otacza jego szyję. Nie daje mu się po prostu ściągnąć z blatu. Przyczepia się do niego, obejmuje go ciasno zmuszając go do tego, by albo siłą ją od siebie odsunął, albo współpracował i trzymał ją przy sobie. Jej twarz znów jest blisko, znów czuje jej słodki oddech na swoich ustach.
    – Nie… – odpowiada spokojnie, nie dając się zbić z tropu – Żeby zostać prawdziwą koreańską żoną, powinnaś najpierw negocjować ze mną nasz kontrakt małżeński, w którym ustalamy zasady naszego związku. Dopiero potem, gdy zaakceptujesz wspólnie spisaną umowę małżeńską, powinienem podarować ci pierścionek, jak i pozostałe prezenty ślubne… biżuterię, ubrania, rodzinne pamiątki i jedwab. Zwykle tradycyjna koreańska narzeczona dostaje całą skrzynię prezentów, a nie tylko pierścionek. Nie powinnaś mieć tak niskich wymagań Liana, za bardzo mi ułatwiasz zdobywanie ciebie – szepcze zaczepnie.
    Obejmuje ją mocno w talii, przyciskając do siebie. Drugą ręką lekko podtrzymuje jej plecy. Wcale nie ma ochoty odsunąć od siebie jej ud i zmusić ją by stanęła na nogach. Podoba mu się ta bliskość i trzymanie Liany tuż przy sobie. Jeszcze bardziej podoba mu się to co robiła.
    Han-gyeol czuje delikatną gęsią skórkę na swojej szyi, pod wpływem dotyku i oddechu Liany. Potem pojawia się też lekki, elektryzujący dreszcz, gdy jej język dotyka jego skóry. W miejscu, które oznaczyła. Słyszy jej cichy pomruk zadowolenia i przymyka lekko oczy, skupiając się jeszcze bardziej na dotyku, dźwiękach i zapachach.
    Z przyjemnością słucha jak Liana opisuje jego zapach i przyjmuje dotyk jej paznokci sunących po jego karku. Podoba mu się to uczucie, inne od zwykłego dotyku, ale równie przyjemne. Cudownie intensywne. Wtula policzek w jej policzek, odpowiadając na jej gest, niemo pozwalając na wszystko co robiła.
    Przez chwilę Su-Jin czuje się dziwnie, gdy dłonie Liany wkradają się pod materiał jego koszulki, a paznokcie drażnią skórę jego pleców. Jakaś część jego reaguje na ten całkiem nowy dotyk. Czuje lekkie napięcie, przez co jego ciało wydaje się jeszcze bardziej nadwrażliwe. Każde przesunięcie paznokci jest jak leciutki, elektryzujący dreszcz przebiegający jego skórę. To uczucie jest obce i dziwne, ale niesamowicie przyjemne. Ale też jakaś część jego, mówi mu, że to wszystko było zbyt bliskie; że przekraczali kolejną granicę; że nie powinien jej na to pozwalać. Choć przecież sam jeszcze chwilę temu kazał jej samolubnie brać co chciała. Poza tym… Sam powiedział też, że skoro coś sprawiało im przyjemność lub uszczęśliwiało, to musiało być dobre. A to co robiła Liana sprawiało mu przyjemność. W jej dotyku nie było nic niewłaściwego, żadnych złych intencji. Czuł to i ufał jej, cokolwiek z nim w tej chwili robiła…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów czuje bliskość jej twarzy. Słodki oddech Liany, drażni jego usta. Han-gyeol rozchyla lekko wargi wdychając jej oddech, smakując jego słodycz. Otwiera oczy, by znów dostrzec piękną zieleń jej spojrzenia.
      – Spróbować? Chodzi o moją energię? – pyta, nie do końca rozumiejąc co miała na myśli. W końcu przecież tylko tego jednego nie była w stanie zrobić. Nie miał życiowej energii, którą mogłaby posmakować tak, jak on smakował jej krew. W pewnym sensie on także żałował, że nie mógł się z nią tym podzielić. Ale może to i lepiej? Skoro jako sukkub żywiła się energią seksualną, raczej sam smak życiowej energii nie byłby dla niej wystarczający. Przypominałoby to raczej jego delikatne ugryzienia, gdy pozwalał sobie jedynie poczuć smak krwi w ustach. To było zupełnie inne uczucie niż to, gdy czuł nie tylko smak, ale też jej energię krążącą w jego ciele, rozgrzewającą jego serce i żyły. Przez chwilę patrzy na nią pytająco, by upewnić się, że dobrze rozumie jej słowa.
      – I tak wciąż mnie próbujesz – stwierdza w końcu. – Mój zapach, smak mojej skóry i dotyk. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek.

      Han-gyeol

      Usuń
  79. – Mhm… – mruczy tylko w odpowiedzi. Nie zaprzecza, że Liana doskonale go przejrzała i nie dała się nabrać na złośliwą uwagę. – Skoro tu mieszkasz trzeba będzie w końcu ustalić pewne zasady, na przykład takie, by nie pchać się z tyłkiem na blat – stwierdza uszczypliwie.
    Patrzy na nią z zainteresowaniem słysząc jej pytanie o kontrakt, a potem uśmiecha się z rozbawieniem, gdy kolejne pytania dotyczą zasad uprawiania seksu w małżeństwie.
    – Jeśli małżeństwo życzy sobie takie ustalenia… – odpowiada, po czym dodaje poważniej – Za moich czasów te kontrakty, były jedyną możliwością, by kochające się pary omijały niektóre z idiotycznych społecznych zasad sprowadzających żonę do roli własności męża. Jeśli przyszłe małżeństwo ustaliło i spisało zasady, w których zadeklarowali traktowanie się na równi to było to ważniejsze niż oczekiwania społeczeństwa. A dzisiaj to już tylko romantyczna tradycja, by spisać pewne wzajemne deklaracje.
    Przygląda się jej przez chwilę. Doskonale wie, co ją najbardziej interesowało.
    – W moich czasach żony nie miały nic do powiedzenia w kwestii seksu. No chyba że ktoś był buntownikiem i zamiast neokonfucjańskich bzdur, wolał wierzyć w dawne zasady buddyjskie… Wtedy nie miało znaczenia kiedy, gdzie i w jakiej pozycji, liczyło się tylko by seks był wyrazem miłości, a nie małżeńskim obowiązkiem. Czy to cię satysfakcjonuje? Czy może masz więcej pytań? – pyta. Wpatruje się w Lianę i nie odrywa wzroku od jej oczu, którymi zdawała się spoglądać wgłąb jego duszy. Uśmiecha się tylko słysząc jej kolejne pytania.
    – Narzeczona w odpowiedzi także wysyła prezenty. Zwykle ubrania, zwłaszcza strój, w którym mąż ma pojawić się na ślubie, oraz coś osobistego, często zrobionego własnoręcznie i jakąś cenną rodową pamiątkę. Prezenty od narzeczonej zwykle mają większe znaczenie symboliczne, podczas gdy te od pana młodego, mają raczej na celu pokazać hojność wobec przyszłej żony – wyjaśnia, starając się zachować powagę pomimo jej rozpraszającego dotyku i słodkiego oddechu. Han-gyeol zerka jej w oczy i uśmiecha się prowokacyjnie – Swojego męża dostaniesz na końcu… – odpowiada także szepcząc jej prosto w ustach – Po głównej ceremonii żona zabiera swojego męża do swojej sypialni na trzy dni i trzy noce. Dopiero potem cały ślub oficjalnie się kończy – mówi, poddając się jej dotykowi.
    Przez chwilę Su-Jin pogrąża się w milczeniu, skupiając całą swoją uwagę na fizycznych odczuciach; na wszystkim co nowe i inne.
    Gdy w końcu Liana odpowiada na jego pytanie, czuje, że rozumie coraz mniej.
    – Skoro nie energii, to czego chciałabyś spróbować? – pyta, nawet nie zastanawiając się głębiej nad tym pytaniem. Po prostu chce wiedzieć co miała na myśli, zrozumieć o czym właściwie mówiła.
    Uśmiecha się tylko słysząc jej stwierdzenie.
    – Wątpię – odpowiada zdecydowanie. – Inaczej nie byłabyś atrakcyjna dla wampirów. Sama krew to chyba za mało, by ci ulec. Sądzę też, że spokojnie uwiodłabyś większość gang-si. Wydaje mi się, że to zdolności mojego ducha, jak i moja własna seksualność sprawiają, że nie możesz zrobić ze mnie swojej ofiary… Ale w jednym masz rację, gdybym miał energię mogłabyś próbować na mnie żerować, tak jak ja na tobie. A wtedy pewnie byłbym dla ciebie jak inni mężczyźni, nie dotykałabyś mnie już z takim uczuciem jak teraz – stwierdza. Podoba mu się ta perspektywa, to że każdy dotyk Liany miał jakieś znaczenie, bo nie była w stanie czerpać z niego żadnych korzyści. W żaden sposób nie był w stanie zaspokoić jej naturalnych potrzeb. Dlatego każda bliskość była wyrazem czegoś innego; potrzeb ich serc, ich dusz. Każdy dotyk Liany nie był bezduszną grą nastawioną na wywołanie określonej reakcji, doprowadzenie do określonego celu. Wręcz przeciwnie każdy dotyk wyrażał jakieś uczucia… tak jak pokazała mu to dziś w iluzji Rzymu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuje jak jej kciuk znów przejeżdża po jego wargach, a potem widzi jak dotyka warg. Przez chwilę Han-gyeol znów czuje myśl, że chciałby dotknąć ustami jej ust, poczuć ciepły, pełen uczucia pocałunek… Obserwuje jej język, gdy oblizuje usta. Chciałby sam przejechać językiem po jej wardze, przygryźć ją zębami do krwi, a potem kosztować tą krew prosto z jej gorących, pulsujących od ugryzienia ust.
      Ta myśl go niepokoi, odruchowo ma chęć odwrócić głowę, oderwać spojrzenie od jej twarzy; od ust; i jakoś odsunąć od siebie te myśli. Ale Liana mu nie pozwala. Zbliża się, wzdycha wprost w jego rozchylone usta, znów wypełniając jego płuca swoich oddechem. Znów na chwilę odbiera mu kontrolę, sprawiając, że jego płuca łapczywie łapią jej oddech. Przez chwilę wkręci mu się w głowie, ale jakimś cudem nie traci równowagi. Jedynie mocniej wbija palce w miękki materiał jej sweterka, który najchętniej przebiłby, by wbić zacisnąć palce na jej gorącej skórze. Czuje jak paznokcie Liany wbijają się w jego skórę drażniąc jego zmysły i sprawiając mu tym dziwną przyjemność.
      Nie chce by przestawała… Czuje, że najchętniej przycisnąłby ją teraz do ściany lub położył się na niej, tak by zmusić ją by oddała mu swój oddech całkowicie. Odruchowo zbliża usta do jej ust, niemal tak jak w podziemiach w Rzymie, gdy przekazywał jej energię demona.
      Dopiero jej słowa, wypowiedziane wprost w jego usta, a potem słodki niewinny całus, sprowadzają go do rzeczywistości. Co prawda Su-Jin nie jest nawet pewien co właściwie mówiła do niego Liana, wciąż czuje się nieco zbyt oszołomiony, nawet nie tyle samym doznaniem, co własnymi pragnieniami, których nigdy wcześniej nie czuł. Czy to były normalne instynkty, z którymi po prostu nie miał wcześniej doświadczenia, czy może reagował tak na energię Liany? A może reagował tak, bo przy niej czuł się swobodnie? Może wcale nie powinien pozwalać sobie na aż taką swobodę i dopuszczanie tego typu instynktów do głosu?
      – Hmm? – patrzy na nią pytająco. Zmusza się by nie odpływać myślami. – Tak już… – mówi zerkając na naszykowane jajka i dodatki. Skupia się na tym, na przygotowaniu śniadania, odsuwając od siebie wszystkie inne myśli. Oddycha powoli i spokojnie, by wyrównać oddech i uspokoić bijące szybciej serce. Mechanicznie kroi zieloną cebulkę i odrobinę warzyw, które wrzuca na patelnie. – Najpierw chwilę podsmaż dodatki, razem z przyprawami… a potem na spokojnie dodasz jajka. I sól – uśmiecha się. – Z resztą sobie poradzisz, ostatnio bardzo dobrze udało ci się dopilnować by nic się nie przypaliło.

      Han-gyeol

      Usuń
  80. Powoli się uspokaja. Emocje zdają się lekko wyciszać. Całą swoją uwagę skupia na rozmowie, na powrocie do normalności, zupełnie jakby przed chwilą nie wydarzyło się nic szczególnego.
    Uśmiecha się tylko z rozbawieniem na jej uwagę.
    – To nie znaczy, że będę ci pozwalać na wszystko – stwierdza przekornie. W gruncie rzeczy wcale aż tak mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, dawało całkiem niezły pretekst, by zatopić kły w jej szyi. Mimo wszystko wie, że w końcu będą musieli omówić zasady wspólnego mieszkania, zwłaszcza kiedy sprawa z Earlem zostanie już rozwiązana. W końcu Han-gyeol nie miał zamiaru pobłażać Lianie w nieskończoność i pozwalać jej na wszystko, tak jak teraz.
    – Tak, całkiem urocze – przyznaje, zgadzając się z nią. Ta tradycja wydawała mu się naprawdę przyjemna. Oczywiście, jeśli wiedziało się jak zrobić z niej dobry użytek. – Ślubne ubranie, to w którym chciałabyś widzieć swojego męża na ślubie – poprawia ją i uśmiecha się z rozbawieniem. – Chodzi po prostu o wartość emocjonalną. Prezent tworzony przez narzeczoną to jej zaangażowanie w małżeństwo, a prezent związany z jej rodziną, to wyróżnienie narzeczonego. Zaszczyt, że otrzymuje coś, co jest ważne i ma wartość dla jego przyszłej żony i całej jej rodziny. Dla ludzi rodzina i ciągłość rodu była jedyną szansą na namiastkę nieśmiertelności. Myślę, że w wypadku istot takich jak my, byłaby to po prostu jakaś ważna pamiątka z twojej przeszłości, coś co kojarzy ci się z jakąś wyjątkową dla ciebie chwilą. Ważne byś wraz z tym prezentem podarowała mężowi skrawek swojej duszy – mówi łagodnie, kilkakrotnie łapiąc się na chęci, by użyć słów ja, ty lub my.
    Uśmiecha się z rozbawieniem, ale nie odpowiada na jej uwagę. Zwłaszcza, gdy po krótkiej chwili ciszy Liana w końcu wprost mówi mu co miała na myśli. W pierwszej chwili odwraca wzrok od jej oczu. Czuje się dziwnie z tym co powiedziała i nie do końca jest pewien jak powinien odebrać jej słowa. Czy to po prostu jej demoniczna natura i naturalne instynkty wzbudzały w niej takie pragnienia? Podobnie jak u niego… Czy może chodziło o coś innego. Dopiero jej kolejne słowa sprawiają, że Su-Jin odzyskuje spokój. Znów podnosi na nią wzrok, śmiało patrzy jej w oczy i przytakuje tylko.
    – Rozumiem, w porządku – odzywa się spokojnie. – Ufam ci Liana, wiem, że nie traktujesz mnie jak swojej zdobyczy. Dlatego ci na to wszystko pozwalam. Sam lubię twoją bliskość, twój dotyk i zapach, twoje ciepło i to jak oddychasz, lubię kiedy okazujesz mi uczucia.
    Uśmiecha się do niej ciepło, chcąc całkiem zmazać ze swojej twarzy ślad lekkiego zmieszania. Waha się przez chwilę. Docenia szczerość Liany i zastanawia się, czy powinien jej powiedzieć o własnych myślach i odczuciach. Ostatecznie decyduje jednak nie mówić o tym teraz. Czuje, że potrzebuje najpierw sam się nad tym zastanowić, by zrozumieć co właściwie się z nim teraz działo.
    – Uważasz, że jestem zepsuty? – pyta z udawanym oburzeniem. Przysuwa się do niej i lekko obejmuje ją od tyłu, patrząc jak Liana w skupieniu dodaje przyprawy i jajka. Tym razem pamiętając także o soli. Uśmiecha się widząc ten sam znajomy wyraz twarzy, co wtedy. Znów tak słodko przygryzała wargę i robiła tą poważną minę…
    – Uwielbiam jak to robisz – stwierdza szczerze, nachylając się by delikatnie musnąć wargami jej skroń – Jakbyś była w laboratorium i przeprowadzała skomplikowany eksperyment.
    Przejmuje od niej patelnię, wypuszczając Lianę z objęć i zerka ukradkiem jak demonica krząta się po kuchni i przygotowuje im kawę.
    Uśmiecha się, czując jak Liana odpłaca mu się uroczym całusem. Przez chwilę ta scena wydaje mu się magiczna i nierealna. Tak bardzo rodzinna… Nawet kiedy myślał o związku czy rodzinie, nigdy nie wyobrażał sobie, że to wszystko mogłoby wyglądać w ten sposób; że mogłoby być tak piękne.
    Choć mieszkają ze sobą tak krótko, Su-Jin czuje, jakby to od dawna był ich wspólny dom. Oboje zachowują się tak pewnie i zwyczajnie, tak… naturalnie. Nawet jeśli to tylko głupie robienie śniadania, to i tak było w tym coś magicznego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Han-gyeol musi przyznać sam przed sobą, że w tej chwili jest po prostu szczęśliwy. Od czasu do czasu podnosi wzrok znad talerza w stronę Liany i łapie jej spojrzenie, w którym dostrzega jeszcze więcej piękna niż zwykle. Piękna i spokoju… Czy ona także czuła się w tej chwili szczęśliwa?
      Nie śpieszy się z jedzeniem, a potem spokojnie dopija kawę. Przez cały czas śmiało zerka w stronę Liany, przygląda się jej i po prostu stara się cieszyć chwilą. W końcu jednak podnosi od stołu. Musi zająć się przesyłką od Earla zanim Liana wróci do salonu i cały ten piękny spokój zniknie z jej twarzy.
      – Muszę się w końcu ogarnąć… – mruczy pod nosem, przypominając sobie, że z tego wszystkiego zapomniał nawet o porannym prysznicu i przebraniu się.
      Odnosi naczynia do kuchni, odkładając zmywanie na później, po czym szybko udaje się do salonu. Zbiera starannie wszystkie fotografie, nie patrząc nawet na to, co się na nich znajdowało, i wrzuca do pudła razem z podartą sukienką. Dopiero gdy znajduje się w piwnicy wyjmuje na chwilę podarty materiał i przysuwa do twarzy, by lepiej poczuć zapach. Przez dłuższą chwilę wdycha znajomą woń i próbuje sobie przypomnieć miejsce, które pachniało podobnie… W końcu wrzuca wszystko do pieca w kotłowni i wraca na górę. Podczas szybkiego prysznica zastanawia się jeszcze nad tym wszystkim. Wydaje mu się, że zapach kojarzy mu się z jednym z domów, które oglądał, gdy sprowadzał się do miasteczka.
      W zamyśleniu przebiera się, zakładając miękki golf, który ukrywa pozostawioną przez Lianę malinkę.
      – Potrzebujesz czegoś? Jak chcesz możesz skorzystać z mojego laptopa, będzie ci wygodniej – mówi, wracając do salonu, w którym zastaje Lianę. Usadawia się na kanapie kawałek od niej, po czym sięga po telefon i wyszukuje archiwalne ogłoszenia sprzedaży domów z zeszłego roku. Skupia się na domach, które go interesowały, położonych na obrzeżach miasta, z dala od większych skupisk ludzi. Stare farmy, domki pod lasem, te które oglądał nim wybrał w końcu obecny dom.

      Han-gyeol

      Usuń
  81. Uśmiecha się tylko słysząc jej ton. Nie chce by myślała, że wstydził się tej malinki, albo czegokolwiek na co pozwalał. Raczej nie zamierzał się z tym obnosić. To było coś prywatnego, emocjonalnego, czego nie chciał pokazywać innym. Wolał raczej zachować tylko dla siebie i ewentualnie dla Liany.
    – Jest tylko moja. Nie chcę by ktokolwiek ją oglądał, a zwłaszcza zanim sam ją zobaczę – zerka na Lianę. – Potem, wieczorem, zrobisz mi zdjęcie? – pyta.
    Czując jak Liana opiera stopy o jego uda, Su-Jin poprawia się nieco, tak by było im obojgu wygodniej, po czym sam kładzie rękę na jej owiniętych w koc nogach. Odruchowo przesuwa dłonią po jej kostkach, aż do palców i z powrotem. Znów czuje przyjemne ciepło i radość z towarzystwa Liany, z prostych gestów i bliskości.
    – W razie czego śmiało korzystaj. Laptop jest w gabinecie, nie ma hasła, więc nie będzie problemów – odpowiada, po czym zerka na nią, gdy słyszy jej westchnięcie. – Po tym co mi dzisiaj pokazałaś nie dziwię się, że jesteś tak rozchwytywana. Pewnie przez te kilka dni nazbierało ci się sporo ciekawych zamówień. Może będę miał okazję znów zobaczyć cię przy pracy – stwierdza z zadowoleniem nie ukrywając nawet, że chętnie znów wybrałby się do Desiderium. Mógłby nawet spędzić tam cały dzień patrząc po prostu jak Liana pracuje; jak komponuje swoje małe arcydzieła i nadaje emocjom określone zapachy. To było coś pięknego.
    – Dobrze, postaram się nie zapomnieć – obiecuje, po czym wraca wzrokiem do ekranu telefonu i ofert. Odrzuca te domy i te okolice, które dobrze kojarzył i w których zdarzało mu się bywać, jak cała część obrzeży miasteczka blisko jeziora, lasu i cmentarza. Także okolice uniwersytetu, choć tam raczej nie było odpowiednich domów. No i okolice wybrzeża, wybrzeże pachniało bardzo intensywnie i nie dało się go z niczym pomylić. To musiała być ta bardziej rolnicza część… Chyba nawet nie mieszcząca się już w granicach miasteczka. Bywał tam rzadko, bo polując wybierał raczej najbliższe większe miasteczko lub miasto, a nie malutkie wsie, gdzie za bardzo rzucałby się w oczy. Już i tak wystarczająco zwracał na siebie uwagę swoim pochodzeniem. Większość przyjezdnych nie osiedlała się na urokliwej angielskiej wsi, a ciągnęła raczej do Londynu czy innych większych miast. Zatrzymuje się dłużej na ogłoszeniu z domem w urokliwej zielonej okolicy. Wielka otwarta przestrzeń, trochę kwitnących drzewek i olbrzymie przestrzenie kolorowych pól. Pamiętał ten dom, wtedy zniechęcił go zbyt intensywny zapach uprawianych na jednym z pól kwiatów. A potem także perspektywa znoszenia zapachu ziemi uprawnej, zrębków lub o zgrozo nawozów. Poza tym mankamentem okolica była idealna. Pusta przestrzeń, duża odległość od sąsiadów… Idealne miejsce na kryjówkę kogoś takiego jak Earl. Przez chwilę Han-gyeol wpatruje się w ogłoszenie, próbując przypomnieć sobie zapach tego domu i podwórka. Nie jest pewien w stu procentach, nie był tam aż tak wczesną wiosną, ale coś mówi mu, że to mogło być to. Sprawdza adres, po czym zamyka ogłoszenia i zamawia taksówkę przez aplikację. Zerka jeszcze na godzinę.
    – Powinienem wrócić na obiad, ale niczego nie obiecuję. W razie czego nie czekaj na mnie, masz w lodówce nasze pierożki do ugotowania… – mówi, zbierając się powoli. Niechętnie zdejmuje z siebie jej nóżki, po czym podnosi się z kanapy.
    – Będę pod telefonem. Jeśli tylko będziesz mnie potrzebowała dzwoń, dobrze? – dodaje z troską, delikatnie przeczesując palcami jej włosy, po czym nachyla się, by ucałować jej czoło na pożegnanie. Gdzieś w głębi serca Su-Jin obawia się nieco zostawić ją samą; obawia się, że Earl będzie się tu kręcił, albo że po prostu w samotności Liana będzie zdana tylko na własne ponure myśli.
    Mimo to wie, że musi wyjść, musi w końcu zacząć działać. Nie mógł wiecznie być tylko wsparciem, musiał zrobić coś, by pomóc Lianie realnie rozwiązać ten problem. By pozbyć się Earla.
    Dociera na miejsce dość szybko. Niemal od razu uderza go znajomy zapach unoszący się w powietrzu; zapach którym musiał przesiąknąć cały dom, a także paczka i znajdująca się w niej sukienka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę serce wali mu jak szalone na myśl, że już przy pierwszej próbie mógł trafić do celu. Wie, że ryzykuje. Spacerując po tej pustej, otwartej przestrzeni mógł być łatwo zauważony przez Earla. Z drugiej strony Han-gyeol wie, że zaryzykowałby więcej, gdyby wykorzystał swoją nadludzką szybkość, by dotrzeć błyskawicznie w pobliże domu. Dlatego naciąga jedynie mocniej kaptur i skupia się w pełni na swoich zmysłach. Podchodzi bliżej. Dostrzega przed domem czarny samochód, a potem wśród dominującego zapachu okolicy dociera do niego także znajomy zapach tytoniu i piżma, wymieszany z obrzydliwym smrodem jaki kojarzył się Su-Jinowi z Earlem.
      Wraca do oczekującej w oddaleniu taksówki czując ulgę na myśl, że w końcu znalazł kryjówkę tego drania…
      Zgodnie z oficjalnym planem wybiera się do najbliższego okolicznego miasteczka, by się posilić. Nawet jeśli nie brakuje mu energii, to woli nie ryzykować. Przez nadmiar emocji po raz pierwszy od ponad tygodnia czuł ból w sercu. Szybko i niezauważenie posila się życiową energią jakiegoś młodego, zdrowego chłopaka, znacząco skracając mu tym samym życie. Wracając zajeżdża jeszcze do jednego ze sklepów w Woodwick po obiecane czekolady i lody. Co chwila zerka na telefon nie tylko patrząc na godzinę, ale też na to, czy nie ma jakiś wiadomości lub nieodebranych połączeń od Liany. Wybiera kilka lubianych przez siebie smaków czekolad – mleczną, z orzechami, wiórkami kokosowymi, z truskawkowo-jogurtowym nadzieniem, a także miętową, pasującą do lodów i swoją ulubioną imbirową, no i co najważniejsze duże opakowanie miętowo-czekoladowych lodów. Bierze też ulubiony mleczny napój, by wypić po drodze. Przez chwilę żałuje, że nie zna się kompletnie na alkoholach, bo mógłby kupić Lianie wino. Zamiast tego decyduje się sprawić jej nieco inny prezent w postaci najbardziej uroczego kuchennego fartuszka, w jasnym beżowym kolorze, z białą falbanką i kokardką. W sam raz dla jego idealnej, koreańskiej żony.
      Gdy w końcu wraca do domu nie jest aż tak późno, choć i tak Su-Jin czuje pewne wyrzuty sumienia, że zostawił ją samą na tyle czasu. Jak to dobrze, że Earl był wtedy u siebie i nie widział jego wyjścia. Inaczej pewnie próbowałby skorzystać z okazji…
      – Już jestem! – woła od progu, pośpiesznie zdejmując buty i płaszcz – Mam nadzieję, że tęskniłaś! – dodaje zabierając torbę z zakupami do kuchni.

      Han-gyeol

      Usuń
  82. Gdy Liana praktycznie na niego wpada, Su-Jin jedynie uśmiecha się z zadowoleniem i pewną ulgą. Gdzieś z tyłu głowy wciąż dręczył go jednak pewien niepokój, co do tego co zastanie po powrocie do domu. Wierzył, że po tym, co dzisiaj mu wyznała nie odeszłaby, ani tym bardziej nie oddałaby się dobrowolnie w łapska Earla. Mimo to obawiał się, że może zastać ją skuloną gdzieś w kącie, zapłakaną, załamaną lub w całkowitej rozsypce, bo zostawił ją samą z jej myślami. Na szczęście nic takiego się nie stało, a Han-gyeol czuje jakby właśnie zrzucił z siebie nieznośny ciężar.
    Ledwo udaje mu się odstawić siatkę z zakupami, gdy drobne ramiona Liany obejmują go w zaskakująco mocnym, cudownie zachłannym uścisku. Odpowiada jej tym samym ciasno oplatając jej sylwetkę ramionami. Z przyjemnością wdycha jej zapach, zbyt intensywny i aromantyczny, a jednak będący czymś za czym tęsknił. Po mnogości zapachów miasta i okolic, ta jedna mocna, całkowicie dominująca wszystko woń była tym, czego najbardziej potrzebuje. Dopiero teraz naprawdę wampir czuje się jak w domu… A to jedno słowo, wypowiedziane tak słodko przez Lianę, tylko utwierdza go w tym poczuciu.
    Gdy Liana się odsuwa, Su-Jin łapie jej spojrzenie i uśmiecha się do niej łagodnie. Przez chwilę znów czuje się jak we śnie, jakby to wszystko było nierealne. Całe to cudowne powitanie, myśl, że ktoś na niego czekał; ktoś tęsknił. Ze smutkiem uświadamia sobie, że przez te wszystkie lata zapomniał już jak to jest, gdy dom nie jest po prostu bezpiecznym schronieniem przed światem, a prawdziwym domem, miejscem, go którego chciało się wracać; w którym czekał ktoś bliski. Dopiero teraz uświadamia sobie jak bardzo mu tego brakowało, jak puste było jego cudownie nudne i poukładane życie i jak bardzo oszukiwał samego siebie, że nie potrzebował niczego więcej.
    – Tak, kupiłem – odpowiada, wyplątując się z jej objęć i schylając do zakupów. Wyjmuje z siatki opakowanie lodów i podaje Lianie. – Czekolady też. W końcu musiałem ci jakoś zrekompensować to, że zostawiłem cię na tak długo – wyjmuje z torby także kilka czekolad, które odkłada na blat.
    – No i jeszcze jeden mały drobiazg… – dodaje po chwili, wyjmując swój ostatni zakup, po czym prostuje się i podchodzi do Liany. – Skoro tak wspaniale gotujesz, nie spaliłaś mi jeszcze domu, no i masz być moją koreańską żoną, to musisz wyglądać jak prawdziwa pani domu – mówi zaczepnie, po czym rozwija fartuszek i zakłada jej go na szyję. Obejmuje ją lekko, tak by zawiązać jej go także w pasie, po czym odsuwa się odrobinę, by ocenić efekt końcowy. Uśmiecha się z rozbawieniem. Gdyby zamiast spodni i sweterka Liana miała w tej chwili na sobie sukienkę, wyglądałaby niczym wyjęta z obrazków z lat pięćdziesiątych przedstawiających perfekcyjną panią domu.
    – Wybrałem najbardziej uroczy, jaki był – przyznaje. – Idealnie ci pasuje. Teraz jeszcze muszę cię nauczyć gotowania moich ulubionych tradycyjnych potraw i możemy zacząć spisywać nasz kontrakt małżeński. – Pomimo rozbawienia Su-Jin zmusza się do zachowania powagi i jak najbardziej poważnego tonu. Zdradzają go jedynie oczy.
    Niechętnie odrywa się od podziwiania Liany, po czym kieruje ku wyjściu z kuchni.
    – Muszę się przebrać – mówi, kierując się bez pośpiechu w stronę garderoby. Chociaż był poza domem zaledwie parę godzin, ma wrażenie jakby całkiem przesiąkł zapachami miasta, jak i wszystkich miejsc, które odwiedził, w tym okolicy domu Earla. Przez to tym bardziej ma wrażenie, że zwariuje jeśli nie zrzuci z siebie tych ubrań i nie włoży czegoś typowo domowego.
    – Zrobiłaś wszystko co chciałaś? – Pozwala sobie na tradycyjny koreański strój, złożony z luźnych spodni i długiej, wiązanej koszuli, która sięga mu niemal kostek. Rezygnuje z zakładania na to wszystko płaszcza, nawet lekkiego. Odruchowo przejeżdża palcami po odkrytej szyi, w miejscu, gdzie Liana zostawiła mu malinkę i uśmiecha się sam do siebie. – No i czy wybrałaś już sobie jakieś ciekawe zlecenia? – pyta, wychodząc z garderoby.

    Han-gyeol

    OdpowiedzUsuń
  83. Uśmiecha się tylko, gdy zauważa, że Liana wykorzystała tą krótką chwilę, by podgrzać im obiad.
    – Widzę, że prezent cię zainspirował – stwierdza odrobinę złośliwie.
    Przez chwile żałuje nawet, że ominął go widok krzątającej się w kuchni Liany. Lubił na nią patrzeć, gdy była na czymś skupiona.
    Podchodzi nieco bliżej i wraca do jej uszczypliwej uwagi.
    – Skoro nie chcesz mnie zabić, to czemu miałbym obawiać się, że nie przeżyję trzech dni i trzech nocy w twojej sypialni? – pyta prowokująco, w odpowiedzi na jej złośliwość. – Przecież dobrze wiesz, że umiem sobie z tobą poradzić… – odgryza się jej, celowo dając jej do zrozumienia, że wcale się jej nie obawiał. I to nie tylko, dlatego że po tym wszystkim w pełni jej ufał, ale także z tego powodu, że potrafiłby ją okiełznać. A przynajmniej czuje, że potrafiłby to zrobić, w końcu zna doskonale jej słabość, wie, że jest dla niej ważny i Liana nie chciałaby go skrzywdzić.
    Su-Jin czuje na sobie jej wzrok. Zwykle nie lubił uczucia, gdy ktoś mu się przyglądał. Teraz jednak było inaczej, podobało mu się to, że przyciąga akurat jej wzrok, równie mocno jak uwielbia to, gdy Liana patrzy mu prosto w oczy.
    – To dobrze, że uporałaś się z mailami i trochę odpoczęłaś – odpowiada i zainteresowaniem przysłuchuje się dalszym słowom przyjaciółki – Wspaniale, gratuluję zasłużonego wyróżnienia! – mówi z wyraźnym entuzjazmem. – Sam chętnie posłuchałbym twojego wykładu o perfumach – przyznaje szczerze. Lubi jej słuchać, a perspektywa wysłuchania całego wykładu, w którym Liana miałaby okazję wykazać się swoją wiedzą i pasją, wydaje się Su-Jinowi niezwykle intrygująca – Miałabyś opowiadać o czymś konkretnym, czy sama możesz wybrać sobie temat?
    Uśmiecha się do niej, czując jej dłonie przy swoim ubraniu. Patrzy jak Liana unosi podbródek, by spojrzeć mu w twarz. I choć daleko tej pozie do znanej, prowokacyjnej postawy, którą tak w niej uwielbiał, Han-gyeol i tak czuje, że uwielbia, gdy Liana to robi, gdy patrzy w ten sposób.
    Ich dłonie splatają się ze sobą, a Liana ciągnie go w stronę zastawionego stołu.
    – Nie sądziłem, że będziesz czekać na mnie z obiadem – przyznaje szczerze, gdy tylko zajmuje miejsce naprzeciwko niej.
    Patrzy na Lianę, gdy ta pyta go o to jak było w mieście i czuje, że nie wie co odpowiedzieć. Całą ta rozmowa przy stole, o tym jak minął im obojgu dzień wydaje się taka dziwna. Tak zwyczajna i abstrakcyjna jednocześnie.
    – Chyba w porządku… – odpowiada po chwili, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. I wcale nie chodziło już nawet o to, że nie chciał wspominać jej o Earlu i wizycie pod jego domem. Po prostu… Nie robił przecież nic szczególnego poza wizytą w sklepie. – Posiliłem się – odpowiada w końcu – Bez obaw nikogo nie gryzłem, potrzebowałem czystej energii życiowej, a nie przekąski. Od tego mam ciebie – dodaje, znacząco zerkając na jej szyję z wyraźnymi śladami ugryzień. Co prawda poprzednie lekkie ugryzienia, jak i zadrapanie praktycznie już zniknęły, ale ślad po głębokim ukąszeniu pozostał nadal, wyraźnie wyróżniając się na tle jasnej skóry Liany.
    – Z sercem też już wszystko w porządku – mówi uspokajająco, choć doskonale wie, że to nie zasługa spożytej energii, a uspokojenia własnych myśli i emocji. Su-Jin zdaje sobie sprawę, że gdyby znów zaczął przeglądać tego typu zdjęcia i słuchać o tym jak Earl krzywdził jego ukochaną Lianę, pewnie ostry, kłujący ból na nowo by powrócił. Woli jednak o tym nie myśleć. Wie, że prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z tymi uczuciami, ale na razie miał dość emocji jak na jeden dzień.
    W zamyśleniu wgryza się w odgrzanego przez Lianę pierożka.
    – Idealnie ciepłe w środku, masz dobre wyczucie – mówi z zadowoleniem, zerkając na demonicę.
    Z przyjemnością kończy pierożka, po czym od razu zabiera się za kolejnego. Chociaż skupia się na jedzeniu, nie potrafi odmówić sobie i od czasu do czasu zerka na Lianę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy kończą posiłek, wstaje od stołu i zabiera puste talerze. Przelotnie całuje demonicę w czubek głowy, wdychając przy tym zapach jej włosów.
      – Dziękuję, że czekałaś na mnie z obiadem – mówi cicho. Wciąż czuje się w tej sytuacji nieco dziwnie i tak niecodziennie.
      – Pozmywam – oznajmia – a potem może pokażę ci te obiecane niestosowne zdjęcia z Indii, co ty na to? – pyta – Myślałaś o tym co chciałabyś robić wieczorem? Może wyciągnę cię na mały spacer? Czy wolisz raczej wieczór pod kocem, przy ciepłym kominku? – odrywa wzrok od naczyń i zerka na Lianę. Zasypuje ją kolejnymi pytaniami. To wszystko wciąż wydaje mu się tak odległe i tak bliskie jednocześnie. Zawsze chciał mieć kogoś bliskiego; kogoś z kim spędzałby wspólnie czas w tak zwyczajny, domowy sposób. A teraz, kiedy w końcu to ma, nie bardzo wie co robić i jak się zachowywać. Wspomnienia z codziennego życia Sarang wydają się odległe i zatarte, Su-Jin pamięta raczej uczucia, niż konkretne chwile. Zresztą… to i tak nie miało znaczenia. W końcu budował z Lianą coś całkiem nowego.
      Odkłada umyte naczynia na suszarkę, wyciera ręce, po czym podchodzi bliżej Liany.
      – A może masz jeszcze inną wizję na wieczór? Jak mówiłem, jestem cały twój – dodaje z uśmiechem, delikatnie ujmując jej dłoń i splatając ze sobą ich palce.

      Han-gyeol

      Usuń
  84. Przygląda się jej w milczeniu czując nagły ucisk w gardle. Nagle jego niedawna uwaga o fartuszku nie wydaje mu się zabawna, a to wszystko… to wszystko zaczyna być wręcz smutne. W końcu nie myślał o niczym szczególnym kupując jej ten prezent, to był po prostu zabawny drobiazg, który chciał jej podarować tak po prostu, bez szczególnej okazji. A dla niej był najcenniejszą rzeczą jaką miała? Wśród tylu prezentów, którymi ją obsypywano, wśród złota i biżuterii, i zapewne każdej możliwej zachcianki jaką mogła sobie wymyślić, coś takiego miało dla niej największe znaczenie…
    Zmusza się w końcu do uśmiechu, by ukryć smutek i pewne wzruszenie z powodu jej słów.
    – Nie liczy się wartość materialna, a emocjonalna. Historia, która się za tym wszystkim kryje… – odpowiada, po czym całkowicie się poddaje i nie sili się już na dyplomację; nie stara się już mówić o potencjalnym mężu, ale o sobie. – Mnie by taki podarunek wzruszył i bardzo bym go docenił – wyznaje cicho. W duchu obiecuje sobie, że nie poprzestanie na tym prezencie; że podaruje jej kolejne małe skarby, które będą miały dla niej wartość; które będą związane z ich wspólnymi wspomnieniami…
    Zaraz jednak odrywa się od tych myśli i uśmiecha, gdy Liana podejmuje grę i jego uwagę. Dostrzega znajomą zadziorność w jej oczach i słyszy tak uwielbianą zaczepną nutę w jej słodkim głosie. Przez chwilę nie jest pewien czy powinien dalej w to brnąć, podejmować ten temat. W pewnym sensie wydaje mu się to nie na miejscu, ale jednocześnie coś ciągnie go do tego. Nie wstydził się rozmów o seksie, to był temat jak każdy inny, ale teraz czuł się nieco nieswojo. Sama myśl o tym, że zrobiłaby z nim wszystko to, co żona powinna zrobić z mężem, budzi w nim dziwne uczucia. Su-Jin czuje, że te słowa, te myśli… to wszystko było tak bardzo niewłaściwe i jednocześnie tak fascynujące. Pierwszy raz czuje nieznaną dotąd ekscytację na myśl o tym jak mogłoby to wyglądać, co mogłoby się między nimi wydarzyć w czasie tych trzech dni i trzech nocy. Czuje, że powinien przerwać, rzucić jakąś uwagę i uciąć temat, ale nie potrafi. Nie chce…
    – Oczywiście, że byłbym pod tobą – odpowiada spokojnie, choć jego umysł daleki jest od spokoju. Wyobraźnia podpowiada mu jak mogłoby to wyglądać i jak mógłby się czuć. W końcu wciąż pamięta aż nazbyt wyraźnie uczucia jakie wzbudzała w nim Liana, gdy na chwilę pozbawiała go kontroli, a on wcale nie miał ochoty z tym walczyć. – Jesteś bardziej doświadczona i wiesz czego chcesz. Poza tym sądzisz, że chciałbym wstydliwą i uległą żonę? – pyta zaczepnie, ciekaw skąd taka myśl. Czy tego pragnęli mężczyźni? W Korei zapewne tak… Gloryfikowano cnotliwe i niewinne żony, by potem szukać wrażeń w objęciach wyuzdanych kurtyzan. Czy świadoma swojego ciała i swojej seksualności kobieta była aż tak przerażająca?
    – Myślę, że tak – przyznaje, patrząc jej w oczy – Jestem wytrzymały, nie mam życiowej energii, którą mogłabyś mi skraść i mnie osłabić. Na dodatek wiem, że nie zrobiłabyś nic, czym mogłabyś mi zaszkodzić, więc tak… Wytrzymałbym z tobą i twoim apetytem na mnie – mówi pewnie, choć tak naprawdę nie ma pojęcia czy tak właśnie by było. Co czułby w takiej sytuacji, ani jak się zachował. Han-gyeol wie, że nie powinien nawet o tym myśleć, ale nie potrafi przestać; nie potrafi odrzucić od siebie tego dziwnie pociągającego wyobrażenia. Po raz pierwszy myśli w ten sposób o sferze fizycznej i seksualnej, a to jednocześnie go fascynuje i przeraża…
    Ma wrażenie, że być może do tej pory całkowicie błędnie postrzegał własną seksualność; że nigdy nie dopuścił żadnej kobiety na tyle blisko siebie, by przekonać się czy jest w stanie cokolwiek odczuwać. Nie chce jednak o tym myśleć. Nie teraz, nie w stosunku do Liany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wdzięcznością przyjmuje zmianę tematu i uśmiecha się szczerze słysząc jej propozycję.
      – Oczywiście, bardzo chętnie – odpowiada szybko, nie chcąc by się rozmyśliła – Daj mi tylko znać wcześniej, żebym mógł zaplanować sobie urlop.
      Wizja wspólnego wyjazdu do Paryża, uczestniczenia w życiu Liany, wysłuchania jej wykładu i spędzenia z nią wspólnego czasu jest czymś czego Su-Jin nie potrafi sobie odmówić.
      Uśmiecha się do niej uspokajająco słysząc jej kolejną uwagę.
      – Nic mi nie będzie skarbie… – mówi łagodnie – Takie rany goją się długo, czasem bolą, ale nic mi nie zagraża, naprawdę. Poza tym, w razie czego zawsze się mną zaopiekujesz – dodaje cicho, odrobinę zaczepnie.
      Z czułością gładzi kciukiem wierzch jej dłoni, po czym ciągnie ją w stronę salonu.
      – W takim razie spacer – stwierdza z zadowoleniem. – Przyda nam się trochę świeżego powietrza. A na razie chodź…
      Rozsiada się wygodnie na kanapie i sięga po leżący na stoliku album, którego wciąż nie odłożył na miejsce. Kartkuje pośpiesznie strony, docierając do miejsca, w którym skończyli.
      – To moje ostatnie zdjęcia z Korei – mówi wskazując na dwie strony, w całości wypełnione sesją zdjęciową w towarzystwie eleganckiej staruszki – Z moją gosposią, tą która upierała się uczyć mnie gotować. To było jakoś tydzień przed moim wyjazdem do Indii. Mam nawet na sobie płaszcz w brzoskwiniowe kwiaty, który mi uszyła – mówi z uśmiechem, na wspomnienie uroczej staruszki.
      Przewraca stronę. Kolejne zdjęcia są już inne, wykonane w inny sposób, na całkiem innym papierze i kliszy. Ich barwa przypomina bardziej sepię, niż tradycyjną czano-białą fotografię.
      Pierwsze fotografie przedstawiają Su-Jina w całkiem innych strojach, luźnych, typowo indyjskich szatach kasaya, odkrywających jedno ramię i część torsu. Na paru zdjęciach ma niedbale podpięte włosy, na innych pozostawione w zwykłym nieładzie.
      – To pod drzewem bodhi, chciałem chyba poczuć się jak Budda – stwierdza z rozbawieniem wskazując na swoją fotografię w pozycji medytacyjnej pod wielkim drzewem.
      – A tu w Varanasi. Najstarszym mieście świata. Stolicy filozofii i duchowości – opowiada z wyraźną ekscytacją wskazując swoje zdjęcie na wielkich kamiennych schodach prowadzących wprost do wody. Przewraca kartkę i uśmiecha się nieznacznie. Kolejne zdjęcia ze schodów przedstawiają go w samych luźnych spodniach. Na jednym jego odkryte ciało pokrywają malunki nakreślone popiołem. Na drugim, po znakach nie ma już śladu, a on sam stoi po pas w wodzie.
      – Spory kontrast, prawda? – pyta z rozbawieniem, zerkając nieznacznie na Lianę.

      Han-gyeol

      Usuń
  85. – Powinienem? – powtarza z wyraźnym sceptycyzmem. Przez chwilę zastanawia się jak miałoby to wyglądać i czuje, że wcale by tego nie chciał. Zdaje sobie sprawę, że Liana mogłaby być wszystkim, mogłaby odegrać każdą rolę i każdą skrytą fantazję, ale ta myśl w żaden sposób nie wydawała mu się interesująca, podobnie jak słodka sugestia w jej słowach wcale nie jest kusząca. Wręcz przeciwnie, przypominało mu to kolejne wersje Convalliany jakie kreowała dostosowując się do cudzych oczekiwań, do tego by być ideałem. Nie… Nie chciał fałszywych wyobrażeń, ani mnogości doznań jakie niewątpliwie potrafiłaby mu dać, w których zamknęłaby go tak, jak on zamknął ją dziś w iluzji Rzymu. Gdyby faktycznie miał spędzić z nią trzy dni i trzy noce jak mąż z żoną, chciałby doświadczyć prawdziwej Liany, pozwolić jej, by spełniła swoje własne pragnienia odkrywając przed nim prawdziwą siebie. Dopiero potem mógłby ją ujarzmić, odebrać kontrolę wykorzystując wiedzę o jej pragnieniach i tym, co sprawia jej przyjemność.
    Ta myśl kusi go o wiele bardziej niż jakiekolwiek sugestie. Wyobraźnia podsuwa mu myśli o tym jak mogłoby być, gdyby znał jej pragnienia. Gdyby mógł doprowadzać ją do stanu, w którym reagowałaby na niego całą sobą, w którym pragnęłaby jego dotyku i bliskości w niekontrolowany sposób, niczym w chwili, gdy wgryzał się w jej szyję, tylko nieporównywalnie mocniej i intensywniej. Nie miałoby znaczenia, które z nich byłoby górą, liczyłoby się tylko to, by na chwilę odebrać jej kontrolę i rozkoszować się tym słodkim zwycięstwem; chwilą, w której byłaby całkowicie jego.
    Czuje, że zabrnął za daleko, pozwalając sobie na takie rozważania, ale mimo chęci nie potrafi wyrzucić tej myśli z głowy. Nawet gdy skupia umysł na czym innym, gdzieś w zakamarkach jego wyobraźni wciąż tkwią te myśli; ta niepokojąca ekscytacja nie pozwalająca o sobie zapomnieć.
    Zera na Lianę odrywając wzrok od albumu i uśmiecha się tylko, gdy słyszy w jej słowach zrozumienie. Powoli przerzuca kolejne strony, wypełnione fotografiami z Indii. Zapisem jego duchowej i filozoficznej podróży po świętym mieście, po miejscach mocy czy po prostu dzikich zakątkach pięknego egzotycznego kraju.
    – Może kiedyś – odpowiada z rozbawieniem, gdy drobne palce demonicy odgarniają kilka niesfornych kosmyków z jego twarzy.
    Jego wzrok przebiega po kolejnych fotografiach.
    – To była dla mnie spora zmiana – przyznaje szczerze – Nawet jeśli od zawsze nie zgadzałem się z zasadami świata, w którym żyłem, to miały one na mnie spory wpływ. Zwłaszcza ostatnie lata, gdy usiłowałem wpasować się w ramy narzucone przez społeczeństwo. W Indiach to wszystko nie miało znaczenia. Byłem tym zafascynowany, a jednak trudno było mi po raz pierwszy ubrać się w ten sposób – mówi, przejeżdżając palcami po jednym z wielu zdjęć. – Bez ukrywania blizn czy niedoskonałości. Nie sądziłem nawet, że zasady, których nigdy nie szanowałem mogły mieć na mnie tak wielki wpływ – wyznaje, nie wstydząc się o tym wszystkim mówić.
    Po tym, co dziś usłyszał od Liany, Su-Jin czuje, że nawet tym bardziej powinien jej to powiedzieć. Pokazać jej, że on także doświadczył pewnego wykrzywionego sposobu patrzenia na samego siebie.
    Album kończy się na fotografiach z Delhi, tuż przed jego wyjazdem do Europy. Z tyłu, przy okładce znajduje się włożona luzem fotografia z Rzymu, którą będzie musiał umieścić później w najnowszym albumie.
    Han-gyeol czuje jak ich dłonie znów się splatają. Po tej chwili spokojnego odpoczynku przyszedł czas na obiecany spacer. Tym razem wcale się nie przebiera, ani nie ukrywa malinki na szyi. W końcu mieli spędzić ten czas tylko we dwoje.
    Wieczorne, powoli zachodzące słońce, przedziera się lekko przez korony drzew dodając panującemu w lesie mglistemu półmrokowi nierealnego uroku. Zapach unoszącej się w lesie wilgoci wymieszanej z wonią ziemi, kory drzew i wieczornego chłodu jest przyjemną odmianą po męczącym zapachu miasta. Choć w lesie nie ma wiatru, Su-Jin czuje przyjemny chłód z powodu oblepiającej jego skórę wilgoci, wdzierającej się pod jego luźne ubranie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spogląda w stronę Liany zaskoczony jej nagłymi słowami, którymi przerwała panującą pomiędzy nimi spokojną ciszę. Coś w jej głosie brzmi niepokojąco, ale i cudownie prowokująco. Han-gyeol uśmiecha się zdając sobie sprawę, że rzucała mu wyzwanie. Czuje jak Liana lekko go odpycha, jeszcze bardziej prowokując. Przez chwilę po prostu obserwuje jej sylwetkę, gdy biegnie przed siebie. A potem używa swoich mocy, by zniknąć mu sprzed oczu, by zmylić jego i tak słaby wzrok i zmusić, by zaczął patrzeć inaczej. Jak drapieżnik tropiący zwierzynę.
      Uśmiecha się z rozbawieniem. To wszystko wydaje mu się głupie i dziecinne, a jednak chce tego. Czuje głęboką potrzebę, by na chwilę się zapomnieć; by na chwilę odrzucić narzucone ramy i być w pełni sobą; by pozwolić dojść do głosu stłumionym instynktom i zachować się jak drapieżnik, którym był. Przy niej mógł sobie na to pozwolić… Nie obawiał się jej, nie obawiał się pokazać swojej prawdziwej natury, nie wstydził się, ani też nie musiał się pilnować, by przypadkiem nie zrobić jej krzywdy. Uśmiecha się szerzej. Zaciąga się mocniej chłodnym, wilgotnym powietrzem. Woń lasu miesza się z zapachem wanilii, bzu i agrestu. W powietrzu unosi się kusząco słodki, piekielny ślad demonicznej energii.
      Oczy Su-Jina zmieniają swoją barwę na czerwoną. Zmysły wyostrzają się. Chłonie zapach, nasłuchuje każdego szmeru. Szelestu ściółki, przyśpieszonego oddechu, szybszego bicia serca. Dodatkowy zmysł znów zaczyna powoli tworzyć w umyśle wampira obraz otaczającej go ze wszystkich stron przestrzeni. Jego umysł waha się jeszcze przez chwilę przed uczynieniem ostatniego kroku i zwolnieniem ostatniego hamulca. W ułamku sekundy skraca dystans, z niezwykłą szybkością prześlizgując się między drzewami w kierunku, w którym wyczuwał Lianę. Na chwilę zamiera w bezruchu i nasłuchuje. Wstrzymuje nawet powietrze, choć ma wrażenie, że i tak zdradza go szybkie bicie serca. Wsłuchuje się w chaotyczny oddech dochodzący zza pobliskiego drzewa. W ciszy i bezruchu czeka na odpowiedni moment. Nim Liana wyczuje jego obecność…
      Błyskawicznie dopada do drzewa, do Liany. Chwyta jej szyję, czując kropelki chłodnej wilgoci z powietrza zbierające się na jej rozgrzanej z emocji skórze. Pochyla się nad nią, zbliżając twarz do jej twarzy, łapczywie wdycha jej chaotyczny oddech, delektując się jego słodyczą. Jego ostre pazury wbijają się w korę drzewa, do którego przyciska lekko demonicę.
      – Postaraj się bardziej – szepcze prowokująco w jej usta. Nie chce kończyć zabawy. Nie tak szybko, nie tak łatwo. Nie teraz, gdy w końcu pozwolił sobie na tą chwilę zapomnienia.

      Han-gyeol

      Usuń
  86. – Oczywiście – odpowiada pewnie, bez chwili zawahania. Smakuje każde jej słowo i wpatruje się w jej oczy. Głęboka zieleń stopniowo ustępuje miejsca nieprzeniknionej czerni. I choć Su-Jin uwielbia szmaragdowe spojrzenie Liany, to równie mocno uwielbia ten cudownie tajemniczy mrok, gdy pozwalała dojść do głosu swojej demonicznej naturze.
    Przeczuwa co zaraz nastąpi, do czego ją właśnie sprowokował, ale to tylko budzi w nim ekscytację. Czuje jak niewidzialna siła uderza w jego ciało i odpycha go. Uśmiecha się nieznacznie. Gdy poprzednim razem miał okazję poczuć na własnej skórze jej moc, nie był w pełni sobą. Czuł się jedynie jak obserwator, a jego myśli zaprzątało coś innego fizyczne odczucia. Teraz może poczuć to wszystko, poznać jej moc.
    W jednej chwili niewidzialna siła odrzuca go, wprost na jedno z drzew. Jego ciało z impetem uderza o drzewo. Słyszy głuchy dźwięk uderzenia. Reaguje szybko, niemal natychmiast łapiąc równowagę. Han-gyeol czuje nagły przypływ adrenaliny, gdy jego serce przyśpiesza w ekscytacji. Podoba mu się ta mała walka, która nakręca go jeszcze bardziej.
    Goni zmysłami słodki zapach Liany, jej energię i głośne, niemal jak jej oddech, bicie serca. Powoli zbliża się w jej stronę i przez krótką chwilę czuje jak jego ofiara już nie tylko się broni, ale na chwilę sama staje się łowcą i powala go na ziemię, zręcznie unieruchamiając. Przez chwilę góruje nad nim uśmiechając się w cudownie prowokujący sposób. Czuje jej dotyk na swojej szyi i delikatne draśnięcie jej pazura. Mimowolnie spina mięśnie, czuje delikatny zapach własnej krwi; krwi która teraz szumi mu w uszach mieszając się z pełnym zadowolenia pomrukiem Liany. Z jego ust wydobywa się cichy, głęboki warkot będący jednocześnie wyrazem przyjemności, jak i ostrzeżeniem.
    Postaraj się bardziej…
    To jak demonica powtarza jego słowa przyprawia go o dziwny, niezrozumiały dreszcz przebiegający wzdłuż jego kręgosłupa. Ma chęć wyrwać się jej, dopaść ją w swoje szpony, ale Liana nie czeka i w jednej chwili gwałtownie wstaje i rzuca się do ucieczki. W jednej chwili Su-Jin zrywa się z ziemi. Jego ruchy są miękkie i płynne, niczym u polującego tygrysa gotowego w każdej chwili do ataku. Rzuca się w pościg, a wszystkie jego myśli skupione są tylko na tym, by dopaść swoją ofiarę, zatopić w niej swoje pazury aż do krwi, którą mógłby posmakować nim zatopi w niej także swoje kły.
    Rozkoszuje się gonitwą przez las. Dziką, oczyszczającą… Liana jest szybka i zwinna, a jej demoniczne moce, którymi pomaga sobie w ucieczce wypełniają powietrze elektryzującą energią. Su-Jin już ma ochotę przyśpieszyć i ją schwytać, gdy ta na chwilę znów mu znika, znów skrywa się za którymś z drzew, zmuszając jego zmysły do odszukania jej. Przychodzi mu to z łatwością z powodu jej bijącego jak oszalałe serca. Przez chwilę cichy głos z tyłu głowy podpowiada mu, by on także użył mocy, żeby ją zaskoczył, ale odsuwa od siebie tą obcą, niechcianą myśl. Woli cieszyć się polowaniem w najbardziej pierwotny sposób, zdając się na swoją szybkość, siłę i refleks, nie na moce.
    Błyskawicznie dopada do jej kryjówki. Tym razem nie drażni się z nią, nie daje jej szansy na obronę i ucieczkę. Chwyta ją za szyję i unosi lekko nad ziemię. Jego pazury wbijają się w jej skórę nim rzuca jej drobne ciało demonicy na ziemię. W ułamku sekundy znajduje się tuż nad nią, klękając okrakiem nad jej ciałem i unieruchamiając jej ręce nad głową tak, by nie mogła go odepchnąć. W duchu liczy, że mimo wszystko Liana będzie się bronić, będzie dalej walczyć i nie podda się zbyt łatwo.
    – Kiedy mylisz trop, powinnaś wykorzystać chwilową przewagę zamiast się ukrywać – mruczy nachylając się. Oblizuje delikatnie pojedyncze szkarłatne krople krwi z jej szyi, które rozlewają się wymieszane z wilgocią osadzającą się na jej skórze, co razem smakuje jak mieszanina gorącej słodyczy i chłodnego leśnego powietrza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łapie pewnie jej nadgarstki jedną ręką, drugą przesuwając powoli po jej ręku. Zostawia na jej odkrytej skórze ślady swoich pazurów, sunie nimi po materiale jej sukienki, a potem po jej odsłoniętych, pięknie zarysowanych obojczykach. Zatrzymuje się dopiero na wysokości jej serca. Czuje jego szaleńcze bicie przez skórę. Dociska palce do jej ciała, pozwala by jego pazury wbiły się w jej ciało, w geście jakby pragnął gołymi rękami wyrwać jej to oszalałe serce wprost z piersi. Słodki zapach jej ciała miesza się z metalicznym i lepkim zapachem jej gorącej krwi, którą czuje pod palcami. Czuje w ustach smak jej energii i chaotycznych oddechów.
      – Walcz albo naprawdę wyrwę ci serce i je pożrę – warczy wprost do jej ucha, które następnie przygryza lekko. Nie poprzestaje jednak na tym i po chwili kąsa także jej szyję, tym razem już nieco mocniej, tak by poczuć w ustach smak jej krwi.

      Han-gyeol

      Usuń
  87. [Ojej, a gdzie Jaga? :D Ja tu myślałam, że gdzieś wepchnę swojego Bargesta do jej życia, a zniknęła... no nic, Convaliannę też byśmy chętnie ukochali z Jonathanem. Jak tylko znajdę jakieś sensowne powiązanie.

    Jedyne, co przyszło mi na myśl na razie, to że Twoja Pani mogła być kobietą, z którą John zdradził swoją (teraz już eks) żonę.]

    Johnathan Crane

    OdpowiedzUsuń
  88. Podoba mu się to co dzieje się z Lianą. Tak cudownie pierwotna i prawdziwa jest w każdym swoim odruchu. Jej krótkie warknięcia i to jak na chwilę wstrzymuje oddech; to jak jej ciało napina się i reaguje na jego dotyk. Jego kolejne ugryzienie jest mocniejsze, zupełnie jakby zatracał się w tej chwili. Powoli poddaje się instynktowi. Pozwala sobie na chwilę przestać myśleć, przestać analizować i zastanawiać się nad tym co robi. Doskonale wie, że nawet gdyby w pełni dopuścił do głosu swoją prawdziwą, wampirzą naturę i tak nie zrobiłby krzywdy Lianie. Nawet najgroźniejsze drapieżniki nie krzywdzą swojego stada; swojej rodziny.
    Han-gyeol czuje przyjemną ekscytację, gdy z ust Liany wyrywa się jęk, który pobudza go o wiele bardziej niż krótkie, drapieżne warknięcia. Odruchowo mocniej zaciska dłoń na jej nadgarstkach, wbija pazury głębiej w jej ciało i po raz kolejny zaczepnie i niedelikatnie kąsa jej szyję drażniąc się i prowokując. Nie musi czekać długo na to by jego zdobycz podjęła walkę. Czuje jak uwalnia ręce z jego uścisku; jak jej dłonie napierają na jego tors i odpychają go, a jej drobne, lecz zadziwiająco silne i zwinne ciało, wykorzystuje okazję, by przekręcić się i znaleźć na górze. W tej chwili Liana przypomina mu dziką, drapieżną kotkę; tygrysicę; tak pełną gracji w swojej dzikości, cudownie waleczną i groźną.
    Z ust Su-Jina wydobywa się głuchy warkot, gdy czuje jak demonica znów przyciska go do ziemi i unieruchamia. Jej ogon oplata się wokół jego szyi w sposób, który sprawia, że ciało wampira na moment nieruchomieje. Han-gyeol czuje jak instynkt nakazujący zastygnąć w bezruchu na chwilę przejmuje nad im kontrolę w pełni obezwładniając z powodu nowego, całkiem nieznanego zagrożenia. Trwa to ledwie sekundy, choć ma wrażenie, jakby każda z tych sekund była wiecznością.
    Warczy ze złością, gdy w końcu wyrywa się ze stanu odrętwienia, ale warkot ginie w jego ustach, gdy Liana odchyla jego głowę, a jej ogon zaciska się mocniej na jego szyi. Odruchowo sięga rękami do jej ciała, by zawalczyć o kontrolę, którą demonica usiłowała mu odebrać.
    Nie robi jednak nic, jedynie zaciska palce na jej ramionach. Jej słowa na chwilę rozbudzają w nim świadomość. A właściwie to jedno pieszczotliwe słowo, którym się do niego zwróciła. Na chwilę w jego głowie znów pojawiają się myśli… Czy zwróciła się do niego w ten sposób odruchowo? Czy prowokując po prostu się zapomniała? A może kryły się za tym prawdziwe emocje? Tak jak wtedy, gdy on nazywał ją swoim skarbem? Czy to…
    Kolejne pytania rozpływają się niczym mgła na wietrze, wraz z dotykiem ust Liany na jego szyi. I choć Su-Jin zna już to uczucie, czuje się inaczej. Jego umysł znów poddaje się instynktom i fizycznym doznaniom przypominając mu, że role się odwróciły i teraz to ona była drapieżnikiem, a on ofiarą.
    Jego serce przyśpiesza gwałtownie. Z trudem łapie powietrze z powodu zaciśniętego na jego gardle ogona. Przez chwilę wpatruje się w rozmytą przestrzeń ponad sobą i stara się odzyskać kontrolę nad swoim ciałem, które zdaje się buntować przeciwko niemu. Czuje jedynie obezwładniającą przyjemność i przeszywający dreszcz, gdy język Liany wędruje po jego skórze.
    Chce ją odepchnąć. Odsunąć od siebie i odwrócić role. Zamiast tego przesuwa dłońmi po jej plecach, przyciąga ją do siebie mocniej. Zaciska palce i wbija ostre pazury w materiał jej sukienki, a potem także w jej ciało. Zachowuje się jak typowa ofiara wampira, która zamiast walczyć działa wbrew instynktowi. Czuje złość na siebie i swoją reakcją, jak i nieznaną fascynację z powodu stanu, którego właśnie doświadczał.
    Na jego twarzy pojawia się niewyraźny uśmiech, gdy Liana porównuje smak jego skóry i krwi do słodkiej, kajmakowej babeczki. Przez chwilę myśli tylko o tym, że chciałby poczuć ten smak; że najchętniej oblizałby teraz jej wargi, by poczuć to co ona. Zamiast tego jedynie przygryza swoją własną wargę na tyle mocno, że czuje smak własnej krwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów walczy z samym sobą. Pragnienie odzyskania kontroli walczy ze słodkim zatraceniem, z którego nie potrafił się wyrwać. Łapie zachłannie oddech. Sunie dłońmi po jej plecach rozdzierając przy tym delikatny materiał oblepiający wilgotne ciało Liany. Znaczy jej skórę kolejnymi krwawymi zadrapaniami. Powoli przesuwa dłonie po jej talii. Czuje, że powinien ją odepchnąć, powalić na ziemię, a jednak zamiast tego jedynie wędruje dłońmi dalej, po jej wyraźnie zarysowanych biodrach, aż do odkrytych ud. Z dziwną przyjemnością przesuwa pazurami po jej gorącej, miękkiej skórze, znacząc ją swoimi śladami, niszcząc jej nieskazitelność.
      – Nie zabiłabyś mnie, nawet gdybyś chciała. Nie masz czym mnie zabić... – szepcze w końcu cicho, a każde słowo z trudem przechodzi mu przez gardło.
      Próbuje walczyć z uściskiem ogona i spojrzeć w stronę Liany. Powoli sięga jedną dłonią do jej głowy i zanurza palce w jej wilgotnych włosach. Chwyta je mocno zmuszając Lianę, by się zbliżyła, pochyliła nad nim tak, aby mógł spojrzeć w nieprzeniknioną czerń jej oczu. W końcu wykorzystuje wszystkie swoje siły, by zmusić się do działania. Do tego by obalić Lianę, zmienić nieco układ sił, tak by wylądowała na ziemi obok niego. Na boku, zwrócona w jego stronę.

      Han-gyeol

      Usuń
  89. Oddycha ciężko, wciąż czując wewnętrzną walkę umysłu i ciała o kontrolę i świadomość. Każdy kolejny, głęboki oddech wypełnia jego płuca chłodnym, wilgotnym powietrzem lasu. I choć Su-Jin czuje słodki zapach Liany, tak inny, tak intensywny i dominujący, to świeże powietrze pomaga mu choć odrobinę uspokoić zmysły. Powoli zaczyna docierać do niego to wszystko. To co robił i co czuł, gdy pozwolił instynktowi dojść do głosu i przejąć kontrolę. To czego przez chwilę szczerze pragnął…
    Wpatruje się w leżącą naprzeciw niego Lianę. W jej piękną, nieskazitelną twarz, w jej ciemne oczy, w których z przyjemnością mógłby zatonąć, i w czerwone od jego własnej krwi usta. Znów czuje chęć by je pocałować, zlizać z nich krew, a potem poczuć jakie to uczucie całować ją w ten inny, znacznie bardziej intymny i poufały sposób, jakby nie była przyjaciółką, ale kimś więcej.
    Delikatny dotyk demonicy odrywa go od tych myśli, a krwistoczerwone oczy wampira na nowo kierują się ku jej oczom. Czuje opuszki jej palców na swojej skórze. Ta pieszczota jest tak delikatna, tak inna od tego jak przed chwilą zapomnieli całkiem o delikatności zatracając się w tym co dzikie i pierwotne.
    Han-gyeol odpowiada na jej dotyk. Powoli i delikatnie przesuwa dłonią po jej twarzy. Uśmiecha się, gdy chłodna kropla deszczu spływa po jej ustach zabarwiając się czerwienią od krwi. Przesuwa dłonią po jej szyi, naznaczonej zbyt licznymi ugryzieniami, mokrej od wody i krwi. Po ramieniu, na którym zostawił nie tylko zadrapania, ale i ślady po zbyt mocnym uchwycie, po żebrach wyraźnie odznaczających się pod wilgotnym materiałem jej lekkiej sukienki. Aż w końcu przesuwa dłoń na jej plecy. Poszarpany materiał sukienki mokrej od wilgoci i krwi oblepia rozgrzane ciało Liany. Su-Jin obejmuje ją lekko, przytulając się delikatnie. Leżą tak blisko, że sam może czuć ciepło jej ciała, pomimo przenikliwego wilgotnego chłodu i deszczu sprawiającego, że jego jedwabna koszula nieprzyjemnie klei się do jego ciała. Mimo to wampir nie czuje zimna.
    Obserwuje Lianę. Jej słodki uśmiech, to jak dotyka swoich ust, jak kieruje twarz ku koronom drzew i przyjmuje na siebie kolejne krople deszczu. Przez chwilę po prostu wpatruje się w nią i czuje zachwyt nad tą jedną cudowną chwilą i pięknem tego, na co patrzy. Pięknem wolności, która smakuje słodyczą i pachnie deszczem na mokrej leśnej ściółce; pięknem szczęścia jakie widział w twarzy Liany. Przysuwa się bliżej. Opiera czoło o jej skroń. Jego nos i usta ocierają się o jej mokry policzek. Zaciąga się i wdycha jej zapach. Cudownie znajomy, ale inny, intensywny, wymieszany z zapachem chłodnego wiosennego deszczu na jej rozgrzanej skórze.
    Bierze kolejny głęboki wdech i zamiera. Jego mięśnie zastygają w bezruchu, napinają się w znany, nieprzyjemny sposób w odpowiedzi na zagrożenie. Choć zapach deszczu tłumi inne zapachy, ma wrażenie, że delikatny wietrzyk niesie ze sobą znajomą, odrzucającą woń. W jednej chwili Su-Jin skupia się nie tylko na zapachu, ale i na otoczeniu dookoła nich. Jego ciało jeszcze bardziej sztywnieje, w reakcji na zagrożenie, gdy upewnia się, że to nie złudzenie… Zapach tytoniu i piżma, obrzydliwa woń człowieka, który kręcił się wokół ich domu. Han-gyeol słyszy jego odległy ciężki oddech i szybkie bicie serca. Przez chwilę z całego serca pragnie zerwać się z miejsca i dopaść tego człowieka, rozszarpać go na strzępy tu i teraz, powoli i boleśnie odpłacić mu za każdą krzywdę jaką wyrządził Lianie. Za tortury fizyczne i psychiczne, za to jak okaleczał jej ciało i duszę, jak wypaczył pojmowanie uczuć i jej spojrzenie na samą siebie, jak na coś odrażającego i obrzydliwego.
    W ostatniej chwili powstrzymuje się jednak. Nie… Po tym co ten człowiek zrobił Lianie, nie powinien ginąc w ten sposób. To Liana powinna go zabić, odzyskać kontrolę nad swoim życiem i zamknąć raz na zawsze ten potworny rozdział swojego życia.
    Bierze głębszy wdech i rozluźnia się nieco. Zmusza się by ignorować myśl o tym, że nie są tu sami. Nie chce denerwować Liany, nie chce niszczyć tej pięknej chwili…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Wybacz, przez chwilę wydawało mi się, że coś usłyszałem – szepcze cicho i posyła jej uspokajający uśmiech. – To nic takiego… – pierwszy raz kłamstwo nie przychodzi mu lekko. Nie chce okłamywać Liany, ale czuje, że musi. Musi znów podjąć najlepszą możliwą decyzję sam, bez konsultacji z nią. Tym razem jednak nie robi tego w sposób pragmatyczny, ale dlatego by chronić najważniejszą dla siebie osobę.
      Powoli podnosi się z ziemi i wyciąga rękę do Liany pomagając jej wstać.
      – Wracajmy zanim mi się przeziębisz – mówi spokojnie. W tej chwili żałuje, że nie wziął ze sobą płaszcza, którym mógłby ją okryć. Jego cienka, jedwabna koszula całkiem przemokła, podobnie jak lekka sukienka Liany. Gdyby nie Earl pewnie po prostu wziąłby Lianę na ręce i popędził do domu. Chociaż… Kto wie ile ten człowiek widział. Skoro wytropił ich aż tutaj mógł widzieć ich „zabawę”, a to mogło skomplikować sprawę. Z drugiej strony, jeśli w ten sposób Earl na chwilę skupiłby swoją uwagę na nim, a nie na nękaniu Liany, to może wcale nie byłoby takie złe? Su-Jin czuje, że woli już stracić swoją przewagę, byle tylko oszczędzić swojej najdroższej przyjaciółce kolejnego bólu.
      – No chodź – pośpiesza ją, pragnąc jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Od Earla. Chwyta dłoń Liany, splatając ze sobą ich palce i ciągnie ją w stronę domu. Szybko, niemal biegnąc między drzewami. Szum deszczu nieco go dezorientuje i spowalnia, utrudnia orientację w terenie. W skupieniu stara się omijać kolejne przeszkody, choć przy pośpiechu nie wychodzi mu to tak idealnie. Parę razy potyka się o coś lub niemal wpada na drzewo, ale w tej chwili się tym nie przejmuje. Byle wrócić do domu jak najszybciej.

      Han-gyeol

      Usuń
  90. [Dziękuję bardzo za powitanie i miłe słowa! Osobiście podziwiam za piękny i poetycki sposób pisania, jak i pomysł na połączenie sukkuba ze światem zapachów.
    W ogóle sporo sąsiadów jak na obrzeża miasteczka i odludną okolicę, i to jeszcze tak ciekawych. ;)]

    Shankar

    OdpowiedzUsuń
  91. Dopiero, gdy znajdują się w domu, Su-Jin czuje, że może odetchnąć z ulgą. Powoli, gdy emocje opadają zaczyna docierać do niego wszystko inne. Do tej pory był tak skupiony na tym, by jak najszybciej zabrać Lianę jak najdalej od wzroku Earla, że nie czuł, ani nie dostrzegał nic. Nie czuł zimna, ani tego, że był całkiem przemoczony, tak jak i nie dostrzegał zmiany jaka zaszła w Lianie.
    Nie jest pewien co właściwie się stało, ale demonica wydawała mu się jakaś inna. Zupełnie jakby w jednej chwili jej blask przygasł, a ona sama z pięknego, cieszącego się wolnością drapieżnika, znów stała się skrzywdzonym zwierzęciem w klatce. Czy to przez to, że mimo wszystko ona także wyczuła obecność Earla? A może przejrzała jego kłamstwo? Domyśliła się o co chodziło naprawdę… Lub jeszcze gorzej, domyśliła się, że ją okłamał, ale odebrała to w zły sposób.
    Przez chwilę Han-gyeol bije się z myślami. Nie wie czy powinien o tym porozmawiać z Lianą, wyjaśnić jej wszystko. Przeprosić za kłamstwo i ukrywanie przed nią prawdy… Nagle to wszystko wydaje mu się szalenie trudne. Kiedyś nie przejmowałby się takimi sprawami, po prostu podjąłby najbardziej pragmatyczną decyzję i się jej trzymał. Ale teraz, gdy w grę wchodziły uczucia, sam już nie wiedział co było najlepszą i najbardziej pragmatyczną decyzją.
    Gdy Liana znika za drzwiami łazienki, ma chwilę czasu na spokojne przemyślenia.
    Ściąga z siebie przemoczoną koszulę, na której dostrzega plamy krwi. Odruchowo sięga do szyi, po czym chwyta za telefon i wykonuje kilka zdjęć pod rożnymi kątami, by w końcu zobaczyć ślady, którymi oznaczyła go demonica. Wpatruje się w fotografię, w kilka czerwonych malinek, w tym jedną noszącą także ślady ugryzienia. Nie zdaje sobie nawet sprawy, że przez cały ten czas dotyka opuszkami palców tych śladów. Na moment zapomina o swoich wątpliwościach. Jego myśli uciekają gdzieś daleko, do wspomnienia miękkich ust Liany sunących po jego szyi, gdy niczym wampirzyca naznaczała go jako swoją własność. Odruchowo przesuwa dłonią niżej, do blizny na klatce piersiowej. Czuje przyśpieszone bicie własnego serca, które również było jej własnością; które zdobyła ratując je… Gdzieś głęboko w zakamarkach umysłu Su-Jin czuje bunt przeciwko temu. Nie był i nigdy nie będzie niczyją własnością, a już zwłaszcza nie będzie własnością Liany. A jednak jakiś głos w jego głowie powtarza mu, że oszukuje sam siebie i tak naprawdę chce być jej własnością; że podobało mu się to co z nim robiła doprowadzając do stanu, w którym wbrew wszystkiemu chciał się jej poddać…
    Szybko odsuwa od siebie te myśli. Chłodny prysznic pomaga mu nieco się wyciszyć. Zmywa z siebie krew, deszcz i wszystkie zapachy lasu. Starannie myje włosy pozbywając się z nich resztek ściółki. Spokojnie przebiera się w piżamę, po czym kieruje do sypialni i kładzie się obok Liany.
    Niemal natychmiast obejmuje jej drobną, skuloną sylwetkę i przyciąga ją bliżej siebie.
    W pierwszej chwili jest nieco zaskoczony, gdy czuje pod palcami cieniutki materiał halki, ale wcale mu to nie przeszkadza. Po prostu wtula się w to drobne, kruche ciałko. Czuje jej ciepło i wdycha jej słodki zapach, wymieszany z nowym, lawendowym olejkiem. Odruchowo z czułością całuje jej czoło. Czuje jej gorący oddech na swojej skórze, gdy Liana wtula twarz w jego szyję. Jest mu dobrze… Nawet jeśli jeszcze chwilę temu chciał porozmawiać, teraz woli po prostu milczeć. Zamyka oczy i rozkoszuje się bliskością. Jej ciepłem, słodkim oddechem i rytmicznym biciem jej serca.
    Budzi się nagle, gdy czuje jak Liana porusza się niespokojnie. Jej ciało nagle zaczyna się zmieniać. Chce ją obudzić, ale zanim udaje mu się zrobić cokolwiek ciszę przerywa jej gwałtowny, rozdzierający serce, krzyk. Han-gyeol czuje gwałtowny ucisk w klatce piersiowej, gdy dociera do niego cała rozpacz i bezsilność zamknięte w tym jednym, koszmarnym krzyku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Już dobrze skarbie, to tylko sen… – odzywa się cicho i łagodnie, sięgając do jej twarzy i z czułością gładząc jej policzek. W pierwszej chwili niemal ignoruje całą przemianę, która w niej zaszła. Teraz jednak wpatrując się w Lianę widzi jak jej ciało nadal się zmienia.
      Przygląda się jej skrzydłom i rogom zdobiącym jej głowę. Jak przez mgłę pamięta, że widział ją już taką. Wspomnienia są jednak niewyraźne i zatarte. Pamięta tylko jak pierwszy raz oplotła go swoim ogonem. I jak rozłożyła swoje skrzydła. Chyba przez chwilę nawet lecieli, ale… ciężko mu w tej chwili odróżnić to co działo się od momentu zranienia w katakumbach, aż do momentu znalezienia się w hotelu, od tego co było tylko wytworem jego umierającego umysłu.
      Teraz w końcu przygląda się jej w pełni świadomie. Pewnie w innych okolicznościach uznałby jej prawdziwą, demoniczną formę za piękną. Mlecznobiały kolor płynnie przechodzący w czerń, kształtne rogi, smukłe i wyglądające na delikatne skrzydła, i ta niezwykła siła tkwiąca w drobnym i pozornie kruchym ciele… Teraz jednak nie potrafi patrzeć na nią w ten sposób. Liana wciąż zbyt boleśnie przypomina mu zranione zwierzę w klatce, okaleczonego drapieżnika w niewoli…
      – Nic ci nie grozi… – powtarza łagodnie, delikatnie gładząc kciukiem jej policzek. Zbliża się do niej ostrożnie, by musnąć wargami jej skroń i dać jej znać, że był tuż obok.
      Najchętniej by ją w tej chwili przytulił, ale nie jest pewien czy powinien. Gdzieś z tyłu głowy przypomina sobie jej słowa o tym, że w rzeczywistości wyglądała inaczej; że Convalliana, którą widywał na co dzień także nie była tą prawdziwą Convallianą.
      – To twoja prawdziwa forma? – pyta w końcu z zaciekawieniem, po czym delikatnie i powoli przesuwa opuszkami palców po jej policzku i skroni, aż do podstawy jednego z jej rogów. Zatrzymuje się jednak i nie sięga dalej. Nie chce dotykać jej bez jej zgody.
      – Mogę? – dodaje cicho, wyraźnie prosząc o zgodę na to, by mógł jej dotknąć jej rogów; by mógł poznać ją właśnie taką.

      Han-gyeol

      Usuń
  92. [Niepotrzebnie, ale to już chyba jakaś choroba autorów. ;)
    Tak, na dodatek same wiekowe stworzenia się tam osiedlają, ciekawe zjawisko. Wątki z sąsiadką nie odmówię, więc wpadam z przyjemnością na burzę mózgów.
    Pierwsze co mi przyszło do głowy to, że z jednej strony sklep ezoteryczny Convalliany może być dla niego pewną konkurencją, ale z drugiej też widzę tu spory potencjał do współpracy. Shankar wcześniej miał sklep z towarami z Indii, więc pewnie by mógł pomóc w zdobyciu jakiś nietypowych olejków czy esencji do perfum lub ciekawych produktów z działu ezoterycznego. Taką drugą myślą jest to, że pewnie też byłby ciekaw sąsiadki, chciał ją poznać i wybadać kim ona jest i jaka jest. Shankar dość mocno polega na pierwszym wrażeniu - czy to intencjach jakie wyczuje, czy na przykład stosunku Convalliany do przyrody, więc tu mielibyśmy sporo opcji tego w jakich okolicznościach mogliby się poznać i jak to by wpłynęło na ich sąsiedzkie relacje. Równie dobrze mógłby poprosić ją o jakąś pomoc, by sprawdzić jak zareaguje, jak i spotkać ją gdzieś nad jeziorem lub w okolicy. No i ostatnia myślą było to na ile obydwoje mieliby świadomość, że nie są ludźmi. Wydaje mi się, że Shankar mógłby bez problemu rozpoznać, że Convalliana nie jest człowiekiem, ale nie jestem pewien czy spotkał się kiedykolwiek wcześniej z sukkubem. W indyjskim folklorze chyba nie ma jednoznacznego odpowiednika (albo ja nie kojarzę, bo specjalistą nie jestem), raczej jest sporo istot w jakiś sposób uwodzicielskich, albo żywiących się energią, więc idąc tym tropem, jako że Shankar poza Indiami i Woodwick za bardzo świata nie zna to Convalliana może być dla niego nowym, interesującym gatunkiem.
    No ale najważniejsze pytanie... Mniej więcej w jakim kierunku byśmy chcieli iść z ich relacją, bardziej w coś pozytywnego czy negatywnego? Ja osobiście raczej widziałbym dość przyjacielską relację, jako że Shankar do innych istot, zwłaszcza nie będących ludźmi jest nastawiony z reguły neutralnie lub nawet pozytywnie, dodatkowo jako mocno wiekowe stworzenia mogą się łatwiej zrozumieć, bo pewnie podobnie postrzegają pewne sprawy jak choćby świat ludzi i upływ czasu. Ale w razie czego w jakiś sąsiedzki konflikt też można ich wpakować, zwłaszcza jakby Convalliana nie szanowała natury, wtedy pewnie Shankar odruchowo traktowałby ją dość wrogo.
    No, to wstęp do burzy mózgów zostawiam, daj znać co myślisz i czy masz jakieś fajne pomysły, w których moglibyśmy się z naszymi staruchami odnaleźć. ;)]

    Shankar

    OdpowiedzUsuń
  93. Przygląda się jej z zaciekawieniem, raz po raz uciekając wzrokiem znów do jej oczu, wpatrując się w nie, by dostrzec to, co ukryte; to co działo się teraz w jej duszy.
    – Tak rozumiem… – przyznaje cicho. Jej prawdziwa, demoniczna postać była niezwykła i fascynująca, ale też zbyt odmienna, by ludzie byli w stanie ją zaakceptować. W ludzkim ciele Liana mogła być ideałem, mogła śmiało sięgać po wszystko, co chciała. Poza tym, tak było bezpieczniej.
    Han-gyeol rozumie jej podejście. Nawet jeśli przez większą część swojego życia nie czuł potrzeby ukrywania swojej prawdziwej natury, to teraz, gdy weszło mu to już w nawyk, tak trudno było mu by choć na chwilę zapomnieć o kontroli i pozwolić sobie być sobą, pokazać kły i pazury, zachowywać się jak drapieżnik, którym naprawdę był. A co dopiero ona? Tak odmienna, tak niezwykła… Tak piękna, w tym kim naprawdę była.
    Przez chwilę wpatruje się w jej oczy zastanawiając się czy powinien jej to powiedzieć, wyznać jej, że uważał jej pierwotną, demoniczną postać za piękną. Nie jest jednak pewien czy jego słowa nie zabrzmią zbyt dwuznacznie lub nie będą dla Liany w jakiś sposób krępujące. Su-Jin z całego serca nie chce by pomyślała, że mówi jej to nagle, by ją pocieszyć, albo że uważa jej demoniczną postać za ciekawszą od tej ludzkiej, do której była przywiązana.
    Dlatego nie mówi nic. Odrywa spojrzenie od jej oczu, gdy czuje dotyk jej dłoni na swojej. Przez dosłownie ułamek sekundy w jego sercu pojawia się obawa, że Liana odsunie jego dłoń, nie chcąc by dotykał jej w tej postaci. Zaraz jednak czuje ulgę, gdy smukłe palce demonicy prowadzą go dalej, przesuwając jego opuszki po delikatnej fakturze jednego z jej rogów. Han-gyeol uśmiecha się łagodnie czując dokładnie zarysowane na nich okręgi. Poddaje się fascynacji, przyglądając się lśniącym, wygiętym rogom i przesuwając dalej palcami.
    Kiedy jednak słyszy jej cichy szept, przerywa. Znów odnajduje jej piękne zielone oczy, które nawet w ciemności wydają się zaskakująco lśniące. Cofa dłoń znów dotykając delikatnie jej twarz. Przesuwa palcami po policzku i lekko unosi jej drobny podbródek. Jej słowa rozbrzmiewają głęboko w jego sercu, docierają do zakamarków duszy dając mu przyzwolenie, by poznał ją taką jaka naprawdę jest. I choć z całego serca tego właśnie pragnie, to coś w słowach Liany sprawia, że nie potrafi w pełni cieszyć się z tego co mu oferowała.
    – Nie Liana, muszę cię o to pytać – mówi z pełną powagą. Wpatruje się jej głęboko w oczy. – To twoja prawdziwa, pierwotna forma… coś prywatnego i niemal intymnego, czego nie mam prawa dotykać bez twojej zgody. Poza tym… – delikatnie przejeżdża kciukiem po jej żuchwie, w czułym, ciepłym geście. – Obiecałem ci coś, pamiętasz? Kiedy darzysz kogoś szczerym uczuciem nie wykorzystujesz zaufania, nie traktujesz bliskiej osoby jak przedmiotu, który bierzesz do ręki i dotykasz jak chcesz i kiedy tylko masz na to ochotę. Prawdziwe uczucia jak przyjaźń czy miłość nie są egoistyczne, nie chodzi tu o zaspokojenie własnych potrzeb czy ciekawości, a o dobro bliskiej osoby. Tak właśnie mnie oswoiłaś Liana… – mówi uśmiechając się do niej. Puszcza jej podbródek i ostrożnie kładzie dłoń na jej sercu. Jej blada skóra wciąż nosi ślady jego pazurów. Czuje jej szybko bijące serce po czym kontynuuje. – Zbliżyłaś się do mnie, kiedy przestałaś naciskać i testować moje granice, tylko pytałaś czy możesz mnie dotknąć lub łagodnie mówiłaś co chcesz zrobić. To było i wciąż jest dla mnie bardzo ważne. Chcę dać ci to samo Liana… Chcę żebyś wiedziała, że ja też nie zrobię nigdy nic wbrew twojej woli. Nie przekroczę twoich granic, póki sama mi na to nie pozwolisz. I zawsze będę szukał twojej zgody. Nawet będąc blisko ciebie i mając twoje pełne zaufanie, chcę żebyś czuła, że nie jesteś dla mnie rzeczą i twoje uczucia są dla mnie ważniejsze niż moje. Rozumiesz? – pyta łagodnie. – Chcę cię poznawać, zbadać… taką jaką naprawdę jesteś, prawdziwą i pierwotną. Ale pamiętaj, zawsze możesz powiedzieć nie, a ja to uszanuję, bo jesteś dla mnie najważniejsza… – dodaje cicho, niemal szeptem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz, kiedy powiedział jej to wszystko, Han-gyeol czuje, że może z czystym sumieniem skorzystać z jej przyzwolenia. Poznać ją i jej demoniczną formę bliżej. Dotknąć…
      Zabiera dłoń z jej serca, po czym ostrożnie dotyka jednego z jej skrzydeł. Jest zaskakująco delikatne. Gładkie i aksamitne niczym skóra Liany. Wydaje się cieniutkie i kruche, a jednak wampir wie jak silne musiały być jej skrzydła skoro były w stanie unieść ich oboje. Powoli przesuwa dłonią po jej skrzydle. Czuje leciutkie, ledwie zauważalne pulsowanie żyłek znajdujących się tuż pod skórą. Z czułością wodzi opuszkami palców po jej delikatnym skrzydle, czując chęć by dotknąć je także ustami, ucałować z wdzięcznością za ratunek, który pamiętał jak przez mgłę.
      – Jesteś niezwykła – przyznaje szczerze. Uśmiecha się i na nowo odnajduje spojrzeniem jej oczy. Czuje znajomy dotyk jej ogona, który ociera się o wierz jego dłoni. Przez chwilę Su-Jin znów czuje wspomnienie mocnego uścisku, gdy ogon Liany oplatał jego szyję. Nie potrafi odsunąć od siebie myśli jak to by było, gdyby w tamtej chwili, na leśnej polanie, miał okazję być z Lianą właśnie taką jak teraz… Gdyby mógł dotykać jej skrzydeł, lub gdyby te obejmowały go i zamykały w swoim uścisku. Gdyby zamiast za włosy mógł przyciągnąć ją do siebie za jej rogi. Czy byłoby mu wtedy jeszcze trudniej uwolnić się z jej uścisku?

      Han-gyeol

      Usuń
  94. Czuje dotyk jej dłoni na swoim nadgarstku i czoło opierające się o jego czoło. Tym razem jest nieco inaczej, niemal tak, jak w katakumbach w Rzymie, gdy zbliżyła się do niego w swojej demonicznej formie na chwilę przed tym, gdy doszło do katastrofy.
    Jej ciche, niemal nieme słowa, sprawiają, że znów czuje jej ciepły, słodki oddech na swojej twarzy. Su-Jin dostrzega też wzruszenie w jej głosie, w tej krótkiej prośbie, by po prostu ją dotknął.
    Nie jest pewien czy w pełni zrozumiała to, co chciał jej przekazać, ale wie, że to co jej powiedział było dla niej w jakiś sposób ważne; i że miał jej pełne zaufanie. Liana ofiarowała mu siebie, prawdziwą siebie, taką jakiej nie znał nikt inny, z ufnością, że nie stanie jej się krzywda.
    Han-gyeol czuje jak jego serce bije szybciej. W duchu obiecuje sobie, że zrobi wszystko by nigdy jej nie skrzywdzić, by nie wykorzystać nigdy, nawet w największej furii, tego co o niej wiedział.
    Jej kolejne słowa przyprawiają go o lekki dreszcz, podobny do tego, który przeszywa ciało Liany, gdy jego palce dotykają jej skrzydeł. Nagle to wszystko przestaje być już tylko ciekawością, pragnieniem lepszego poznania tego, jaka była. Teraz każdy dotyk, każdy gest jest czymś więcej. Czymś poważnym i niemal doniosłym.
    W pewien sposób Su-Jin czuje się zaszczycony i wyróżniony, tym, że był pierwszą osobą, która nie tylko dotknęła jej serca i duszy, ale także jej prawdziwej postaci, jej pięknych i delikatnych skrzydeł, tego co ukryte przed wzrokiem i dotykiem innych.
    – To dla mnie zaszczyt… – szepcze cicho. Chce by Liana wiedziała, że doceniał to jak wielkim zaufaniem go obdarowywała, jak pozwalała mu doświadczyć czegoś co było dla niej tak prywatne, wręcz intymne. Spogląda jej głęboko w oczy. – Dziękuję, że mi na to pozwoliłaś. Doceniam twoje zaufanie i to, że mogę poznać prawdziwą ciebie – wyznaje cicho, wypowiadając każde słowo niemal wprost w jej usta.
    Teraz, wiedząc to wszystko, ciekawość ustępuje miejsca czułości. Teraz już nie poznawał czegoś nowego i fascynującego, teraz miał w swoich dłoniach najcenniejszy skarb. Dotykał najwrażliwszych, w pełni obnażonych emocji Liany, zupełnie jakby trzymał w dłoniach jej bijące serce. Czuł każde drżenie jej skrzydeł, każdą reakcję na dotyk… Czuł jej oddech, który wdychał upajając się jego słodyczą i szybsze bicie jej serca.
    Z uśmiechem odpowiada na zaczepkę jej ogonka chwytając go lekko i przesuwając palcami aż do strzałeczki na jego końcu, gładząc ją lekko jednym z palców.
    Znów spogląda prosto w szmaragdowe oczy Liany, gdy ta przysuwa się bardziej dociskając już nie tylko czoło do jego czoła, ale także nos do jego nosa. Ich usta są tak blisko, że przez chwilę Han-gyeol, ma chęć także docisnąć usta do jej ust i spijać z nich jej słodki oddech.
    Ma chęć się roześmiać, gdy słyszy jak demonica domaga się dalszych komplementów, choć przecież słyszała je na każdym kroku. Poważnieje jednak, gdy słyszy jej pytanie o to jak jeszcze ją widział. Zdaje sobie sprawę, że nie chodzi tu o zwykłe komplementy, a o to w jaki sposób ją określał, jak ją postrzegał… Tak jak opowiadał jej o tym, gdy stworzył dla niej perfumy opisujące to, jaka była w jego oczach.
    – Wyjątkowa i niepowtarzalna – odpowiada łagodnie – bo nie spotkałem nigdy nikogo takiego jak ty i wiem, że choćbym szukał tysiące lat, nie znajdę nikogo kto mógłby zająć twoje miejsce w moim sercu. Jesteś dla mnie czymś cennym, ale nie w sposób jak drogocenny skarb czy klejnot, który można posiadać. Chodzi raczej o to, że każda chwila spędzona z tobą jest dla mnie czymś cennym i ważnym; tak samo jak każda myśl czy uczucie, którym się ze mną dzielisz. – Puszcza jej ogon. Jego obie dłonie znów sięgają do jej skrzydeł dotykając ich z czułością i szacunkiem, jakby dotykał właśnie najbardziej cenny i kruchy manuskrypt, który może rozpaść się przy odrobinie nieuwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – No i jesteś piękna – dodaje w końcu, uśmiechając się czule, choć odrobinę zaczepnie. Zdaje sobie sprawę jak Liana chciała to usłyszeć, jak złościła się, gdy mówił o jej pięknie tylko pod kątem estetycznym, zamiast po prostu nazwać ją piękną.
      – Jesteś piękna pod każdym możliwym względem. Mówiłem ci już, że masz piękną duszę, piękne serce… Ale jesteś też piękna właśnie taka jak teraz, prawdziwa, pierwotna. Wiem, że lepiej czujesz się w ludzkiej postaci, gdy możesz być idealna, ale dla mnie jesteś piękna taka, jaka jesteś naprawdę, bo to właśnie prawdziwa Liana jest tą bliską mojemu sercu – wyznaje z pełną powagą i czułością.
      Nie potrafi się już powstrzymać i zbliża twarz. Przesuwa ustami po jej policzku pozostawiając na nim delikatny pocałunek, ledwie pełne czułości muśnięcie. Chwyta jedną z jej dłoni wędrujących po jego ciele i przesuwa ją wprost na swoje serce, przez chwilę wręcz przyciskając jej drobne palce tak, by czuła każde uderzenie jego serca.
      Chwilę później jego dłonie znów wracają do jej delikatnych skrzydeł. Przysuwa się nieco bliżej, przesuwając delikatnie policzkiem po boku jednego z jej skrzydeł, zupełnie jakby chciał wtulić w nie swoją twarz. Waha się przez chwilę nim pozwala sobie dotknąć ustami delikatnej i wrażliwej skóry na jej skrzydle składając na niej czuły pocałunek. Chce niemo powiedzieć jej, że w pełni ją akceptuje; że darzy równie silnymi uczuciami ją w każdej postaci; że jakaś część jego pamięta co dla niego zrobiła, jak przybrała tą formę, by uratować mu życie. Jak miałby nie uwielbiać właśnie takiej Liany?

      Han-gyeol

      Usuń
  95. – Mam nadzieję, że nikt inny. Nigdy… – odpowiada cicho, a jednak z pewną gwałtownością. Myśl, że ktoś inny mógłby być jej tak bliski, by Liana odsłoniła się tak jak przed nim; by pozwoliła na poznanie się od tak prywatnej, intymnej strony, to wszystko wydaje się Su-Jinowi nie do zniesienia.
    Pragnie być dla niej tym jedynym. Jedynym, który znał ją prawdziwą; który dotknął jej duszy, serca, a teraz także i ciała. Jedynym, którego dopuściła do swojego serca; któremu ufała bezgranicznie odkrywając swoje największe lęki i sekrety. Jedynym, który coś dla niej znaczył. Zaborczo pragnie, by te cudowne uczucia, które ich połączyły były już tylko ich.
    Uśmiecha się słysząc jej słodki, dźwięczny śmiech. Chwilę później Liana zbliża się jeszcze bardziej, znów siadając na nim okrakiem i dociskając biodra do jego bioder. Z zaskoczeniem Su-Jin zdaje sobie sprawę, że tak jak kiedyś ta bliskość była dla niego osaczająca i niekomfortowa, teraz jest dziwnie przyjemna, a on wręcz pragnie, by Liana była jeszcze bliżej.
    Przez chwilę patrzy jej w oczy.
    – Nie masz dość komplementów? – pyta przekornie. Zdaje sobie sprawę, że Liana wcale nie chciała słuchać kolejnych pustych zachwytów, a czegoś prawdziwego; czegoś co w końcu uchwyci istotę jej duszy, pozwoli jej poczuć się piękną w swoich oczach. Mimo to Han-gyeol czuje, że chyba chce to od niej usłyszeć, upewnić się, że to właśnie od początku jej chodziło.
    Czuje jej lekko przyśpieszony oddech i delikatne drżenie ciała i skrzydeł. Z fascynacją patrzy jak skrzydła Liany nieznacznie go obejmują. Raz jeszcze ociera się policzkiem o brzeg jednego z nich, doceniając ten gest, cudowną bliskość tego subtelnego ruchu. Zaraz potem także dłonie demonicy sięgają w jego stronę. Czuje jej palce i paznokcie przyjemnie drażniące skórę na jego szyi i karku, by chwilę później zatopić się w jego włosach. Przesuwa wargami po brzegu jej skrzydła, nim poddaje się i znów zbliża do miękkich ust Liany, wdychając jej słodkie, pełne nieznanego mu, choć fascynującego napięcia, westchnienie.
    – Nie zmieniaj się Liana – szepcze prosto w jej usta. – Nie zmieniaj się nigdy i dla nikogo. Jesteś cudowna taka jaka jesteś…
    Nie potrafi się powstrzymać i przesuwa delikatnie ustami po jej policzku, tym razem zahaczając jednak o kącik jej ust. Przez chwilę Su-Jin walczy z pokusą by pozwolić sobie na jeden niewinny pocałunek, na delikatne muśnięcie jej ciepłych ust. Nim jednak ulega tej pokusie, to Liana robi kolejny krok. Czuje jej usta na swojej szyi, ale tym razem jest inaczej. Demonica nie znaczy, ani nie kąsa jego ciała. Jej pocałunki są delikatne, ciepłe i wilgotne, pełne czegoś nieznanego i pociągającego. Jej drobne ciało ociera się o jego ciało, biodra o biodra. Delikatne kuszące ruchy, które budzą w nim nieznane wcześniej napięcie, które doprowadza go do szaleństwa.
    Pragnie by nie przerywała, by wciąż dotykała go w ten sposób, by napierała na jego ciało mocniej. I choć to wszystko wydaje mu się w jakiś sposób niewłaściwe, nie chce by się to kończyło. Pragnie nadal czuć to napięcie, ten żar zalewający jego ciało i słodko otumaniający umysł. Odruchowo obejmuje ją w pasie. Jej ciało wydaje mu się bardziej gorące niż zwykle. Jedna z jego dłoni ostrożnie wsuwa się pod cieniutki materiał halki, bada jej delikatną gorącą skórę, która teraz wydaje się gładsza. Zupełnie jakby demoniczna forma przyśpieszyła regenerację zadrapań.
    Łapie głębszy oddech i czuje elektryzujący dreszcz, pod wpływem słów, które Liana szepcze mu wprost do ucha. To go na chwilę paraliżuje. Jej gorący oddech, te słowa, ogon ciasno oplatający go w pasie i wdzierający się pod jego ubranie. Czuje dreszcz, gdy strzałeczka na końcu ogona dotyka jego nieprzywykłej do dotyku skóry. A jednak podoba mu się to…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Tak, ja też lubię twój dotyk… – wyznaje w końcu, gdy Liana ujmuje jego podbródek i zmusza, do tego by spojrzał wprost na nią. Uśmiecha się do niej, starając się zachować spokój. Zaraz jednak czuje jej język, który zaczepnie dotyka jego nosa. Jeśli to była prowokacja, to po raz kolejny Han-gyeol jej ulega. Niczym w lesie, gdy pozwolił sobie zapomnieć o świecie i zapolować.
      Odpowiada jej tym samym, zaczepnie przesuwając językiem po jej policzku i smakując jej skóry. Delikatnie przesuwa językiem aż do kącika jej ust, drażniąc się z nią przez chwilę.
      Jakaś cząstka jego umysłu mówi mu, że to tylko zabawa; że przecież oboje lubią swój dotyk, ufają sobie i czują się bezpiecznie, ale… coś w głębi jego umysłu budzi w nim pragnienie czegoś więcej. Przekroczenia pewnych granic i posmakowania tego, czego jeszcze nigdy nie miał okazji smakować. Czego nigdy tak naprawdę nawet nie pragnął. Aż do teraz, gdy jego ciało zdaje się po raz kolejny poddawać nieznanemu.
      Jego dłonie przesuwają się wzdłuż ciała Liany, badając jej talię i wyraźnie zarysowane żebra, tak doskonale wyczuwalne przez cienką haleczkę. Powoli zjeżdża dłońmi do jej bioder i ud. Poddaje się przyjemnemu napięciu, gdy ciało Liany znów się o niego ociera. Przesuwa palcami po jej rozgrzanych udach aż do bioder. Na chwilę zatrzymuje się czując koronkowy materiał jej majtek, ale jego umysł znów pogrąża się w słodkim uczuciu przyjemności. Jego dłonie wsuwają się pod delikatną halkę i suną teraz po jej talii, badając jej rozgrzaną skórę. Tak delikatną i jednocześnie inną. Tym razem to on ociera się mocniej o nią, dociska biodra do jej bioder, kierowany niezrozumiałą potrzebą, niekontrolowanym odruchem.
      Pochyla się nieco. Jego wargi odsuwają się od jej ust, a on wdycha jej słodki, odurzający zapach. Wanilia, agrest i cynamon wydają się intensywniejsze, ale jednocześnie połączone z czymś, czego nie czuł nigdy wcześniej, z czymś słodkim i odurzającym… Delikatnie drażni językiem płatek jej ucha, po czym ulega kolejnej pokusie. Znów zbliża twarz do jednego z otulających go skrzydeł, znów delikatnie dotyka go ustami, po czym przejeżdża po jego brzegu językiem, smakując czegoś, czego nie smakował jeszcze nikt inny. Drażni językiem jedną z wyraźnie zarysowanych, choć bladych, żyłek czując leciutkie pulsowanie krwi tuż pod cienką skórą.

      Han-gyeol

      Usuń
  96. Czuje, że powoli traci w tym wszystkim kontrolę. Szaleńcze bicie serca i szum krwi w uszach niemal zagłuszają mu słodkie odgłosy ciała Liany. Bicie jej serca, jej chaotyczny przyśpieszony oddech. Dociera do niego jedynie jej słodki jęk, który w jakiś niezrozumiały sposób go nakręca. Jej oddech staje się ciężki, zupełnie inny, a jej ostre paznokcie wbijają się w jego ramiona i kark.
    Su-Jin wydaje z siebie pełen zadowolenia pomruk, gdy czuje jak Liana ociera się o niego ponownie. Tym razem bardziej zdecydowanie, tak jak tego chciał. Nieznane napięcie zdaje się pulsować w jego żyłach, rozpalać jego ciało niewidzialnym żarem. Czuje, że robi mu się gorąco, zupełnie jakby Liana swoim dotykiem ciągnęła go wprost w piekielne ognie. Jego oddech przyśpiesza, a ciało zdaje się reagować samo, poddając się Lianie, chłonąc emocje płynące z jej bliskości i każdego czułego gestu. Tak dobrze znanego i tak innego.
    Napięcie staje się nieznośne. Szum krwi znów na chwilę przesłania wszystko. Czuje jedynie pulsujące uczucie w podbrzuszu i narastające napięcie, przypominające pragnienie lub głód. Jego penis twardnieje i prostuje się, a to sprawia, że Han-gyeol nagle przytomnieje. Ma wrażenie, że ogarnia go nagły niepokój. Cały jego umysł gwałtownie protestuje przeciwko temu co dzieje się z jego ciałem. Nie… Nie powinno tak być. Nie powinien tak reagować na Lianę.
    Przez chwilę czuje się z tego powodu kompletnie zagubiony. Nie wie już czy jednak wpadał w tej chwili w sidła jej sukkubich mocy, czy może rzeczywiście pierwszy raz czyjaś bliskość była dla niego czymś podniecającym. Nie wie też, która z tych opcji była gorsza… Obie wydają mu się równie potworne, bo oznaczało to, że albo Liana przekraczała granice i nadużywała zaufania, by zabawić się jego kosztem lub sprawdzić czy rzeczywiście nie była dla niego pociągająca fizycznie… Albo to on nie różnił się niczym od innych i mimo wszystko był taki sam jak mężczyźni, którymi gardził, którzy uprzedmiotawiali jego Lianę widząc w niej tylko obiekt seksualnego pożądania. Ostatecznie któreś z nich było w tej sytuacji tym złym, a ta myśl była przerażająca.
    Su-Jin czuje, że chce to przerwać. Musi… Powinien… Powinien odsunąć Lianę, powiedzieć nie. Ale nie potrafi się odezwać. Oddycha ciężko. Zaciska mocniej palce na jej talii, gdy czuje jak Liana napiera na niego, jak dociska swoją wilgotną cipkę do jego twardego penisa. Przez chwilę dzieli ich już tylko cienka warstwa ubrań, jej delikatnych koronkowych majtek i jego jedwabnych luźnych spodni, przez które może poczuć aż zbyt wyraźnie jej ciało i to jak wilgotna była jej bielizna. Han-gyeol czuje, że gdyby nie ubrania, poddałby się temu co się działo. Nagle przepełnia go pragnienie, by rozładować całe to napięcie i… kochać się z nią? Czy w ogóle byłby w stanie to zrobić? Czuje mętlik w głowie. Fizyczne pragnienia mieszają się nagle z tymi emocjonalnymi, sprawiając, że sam już nie wie czego tak naprawdę chce. Seks nigdy go nie pociągał, nigdy nie wydawał się atrakcyjny, podobnie jak dotyk nigdy nie był przyjemny. Aż do teraz, gdy każdy dotyk Liany wzbudzał w nim pewne uczucia.
    W całym tym chaosie gdzieś z tyłu głowy odzywa się irytujący, dobrze znany głos, który usiłuje zepchnąć go w przepaść. Przestań myśleć, po prostu to zrób. Ona tego chce. Zerżnij ją, albo pozwól jej to zrobić.
    Obca myśl wywołuje w Su-Jinie gwałtowną reakcję. Bunt. Czuje jak jego mięśnie napinają się, a on sam czuje namiastkę kontroli. Mimo wszystko ta próba popchnięcia go do czynu, pozwala mu odzyskać choć częściową kontrolę. W końcu o wiele łatwiej było zmotywować mu się do przeciwstawienia się obrzydliwemu demonowi, niż Lianie, najbliższej osobie…
    Nie wie czy demonica wyczuła tą zmianę, ale gdy ona także się zmienia. Wraca do swojej ludzkiej postaci i odsuwa się. Przez krótką chwilę Han-gyeol patrzy w jej stronę, ale szybko odwraca wzrok. Cała ta sytuacja sprawia, że jest zbyt zawstydzony i skrępowany, by spojrzeć jej w oczy. Nie czuje się też na siłach by z nią porozmawiać. Nie teraz… Najpierw musi ochłonąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ulgą przyjmuje jej słowa, że będzie spała na kanapie. Nic nie mówi, nie protestuje, jedynie przytakuje skinieniem głowy. Tkwi w bezruchu czekając aż Liana opuści sypialnie i dopiero wtedy jest w stanie zrobić cokolwiek. Choćby złapać głębszy wdech.
      Kładzie się na boku, twarzą do ściany i po prostu stara się uspokoić. Głęboko oddychać i nie myśleć o niczym… Jego ciało delikatnie drży. Z nerwów, emocji, podniecenia? Sam już nie wie. Wciąż czuje dręczące go napięcie, zarówno w ciele, jak i we wciąż twardym penisie; wciąż ma wrażenie, że czuje wilgoć na swoich cienkich spodniach i uczucie, które go ogarnęło, gdy Liana była tak blisko. Jak nikt inny, nigdy wcześniej. To go przeraża… Ale też w jakiś sposób fascynuje, sprawia, że czuje potrzebę by raz jeszcze zastanowić się nad sobą i swoją własną seksualnością. W końcu nawet jeśli to co się stało było tylko sztuczkami Liany, to przecież z jakiegoś powodu nagle był w stanie na nie zareagować.
      Nie jest jednak w stanie myśleć. Nie póki jego ciało wciąż przepełnia podniecenie.
      Zmarnowałeś jedyną w życiu okazję, by czegokolwiek doświadczyć. Jesteś żałosny skoro pozwoliłeś jej odejść.
      Irytujący głos gdzieś na granicy świadomości dodatkowo doprowadza go do szału. Do bezsilnej wściekłości, że być może demon nie szeptał mu tego wszystkiego złośliwie, a jedynie wyrażał jego własne myśli, które napełniały go odrazą.
      Będziesz się teraz męczył? Po prostu pomyśl sobie jak to by było, gdyś się z nią pieprzył i doprowadź się do porządku.
      Su-Jin ze złością zaciska dłonie na jedwabnej pościeli. Znów czuje bunt. Tym silniejszy, że rzeczywiście, jego myśli pragnęły w tej chwili uciec od trudnych rozmyślań do fantazji o tym, co mogłoby się wydarzyć. Jakby to było być z kimś blisko. Kochać się… Uprawiać seks… Co wtedy by czuł? Przygryza nerwowo wargi. Skupia się z całych sił na tym, by uciszyć cholernego demona, odsunąć go w najdalszy, najciemniejszy zakątek umysłu, tak by przeklęty duch, nie mógł grzebać w jego głowie, w myślach czy uczuciach i po prostu pozwolił mu się uspokoić.

      Han-gyeol

      Usuń
  97. Su-Jin wkłada całą swoją siłę, by pozbyć się podszeptów cholernego demona; by nie słuchać dalej tych obrzydliwych słów i uwag, które tylko mieszały mu w głowie. W pewnym sensie jest jednak wdzięczny duchowi. Cały ten mentalny wysiłek, wściekłość i obrzydzenie do samego siebie pomagają mu uspokoić emocje. Podniecenie w końcu mija, a on sam nareszcie może się rozluźnić, choć wcale nie czuje się przez to lepiej.
    Wtula twarz w poduszkę i owija się bardziej kołdrą. Pościel pachnie Lianą. Jej słodki zapach jest wszędzie i nie pozwala o sobie zapomnieć nawet na chwilę. Wraz z zapachem powracają też wspomnienia tego co się stało. Jakim cudem od niewinnego zaciekawienia i zachwytu nad jej demoniczną formą doszło do… Han-gyeol sam nie wie jak nazwać to, do czego między nimi doszło. Przez chwilę zastanawia się nad tym, analizuje wszystko co działo się w jego głowie i czuje tylko jeszcze większy mętlik.
    Znów powraca nieprzyjemna myśl, że któreś z nich musiało przekroczyć granicę. W pierwszej chwili kieruje swoje myśli w stronę Liany. Może mimo wszystko wcale nie szanowała jego granic? Może to znów była próba sił? Sprawdzanie granic? Wzdycha tylko i odsuwa od siebie tę myśl. Raz już zniszczył wszystko, gdy z góry zakładał, że Liana kierowała się złymi intencjami. W końcu… przecież gdyby tak było nie odsunęłaby się, nie zdecydowałaby się spać teraz w salonie. Może po prostu nie panowała nad tym? Ostatnie dni spędzali razem. Liana praktycznie nie wychodziła z domu, lub wychodziła tylko z nim. Nie pożywiała się nikim, w przeciwieństwie do niego. Była osłabiona stresem, a on jeszcze dodatkowo obciążał jej organizm próbując jej krwi. Może to wszystko było tylko całkowicie ślepym, instynktownym zachowaniem, nad którym ostatecznie zapanowała?
    A może Liana nie zrobiła nic? Może to on do wszystkiego doprowadził, a ona tylko reagowała w zgodzie ze swoją naturą? A potem odsunęła się, bo nie chciała tego wszystkiego… Ta myśl jest bolesna i budzi w Su-Jinie niechęć do samego siebie. Jeśli rzeczywiście to wszystko przez niego, to był obrzydliwym hipokrytą mówiącym o jej pięknej duszy i zgodzie na bliskość, by chwilę później zachować się każdy inny mężczyzna wsadzając jej dłonie pod halkę.
    Nie jest jednak pewien czemu miałby to robić. Przecież nie patrzył na Lianę w ten sposób. Nie myślał nawet w ogóle o seksie, bo nigdy nawet nie zdobył się na jakąkolwiek fizyczną bliskość. Do tej pory jedyna bliskość drugiej osoby dotyczyła Sarang, którą postrzegał jako swoją córkę. A Liana…
    Wszystko nagle wydaje się dziwacznie skomplikowane i bez sensu.
    Noc dłuży mu się niemiłosiernie. Próbuje zasnąć, ale nie jest w stanie odgonić własnych myśli. W końcu kiedy słyszy, że Liana znajduje się w kuchni, przemyka do łazienki, by zmyć z siebie jej dotyk, ślady jej ust i jej zapach. Przebiera się też w golf, by ukryć malinki, po czym udaje się do kuchni. Wie, że powinien porozmawiać z Lianą o tym co się stało. Chociaż rozmyślał o tym prawie całą noc czuje pustkę w głowie na myśl o tym co właściwie miał jej powiedzieć.
    Zatrzymuje się w progu widząc demonicę wystrojoną w dość elegancką, choć prostą, beżową suknię. Waha się przez chwilę nie wiedząc jak powinien się zachować. Naturalnie, jakby nic się nie stało? Czy wręcz przeciwnie, powinien od razu jej to wyjaśnić?
    – Dzień dobry – odpowiada, czując dystans między nimi. Dawny, dobrze znany, komfortowy dystans, który teraz wydaje mu się tak bardzo nie do zniesienia. Tak bardzo brakuje mu tych ciepłych, niemal rodzinnych poranków i wyrazów bliskości…
    Patrzy na Lianę, gdy ta niemal od razu przechodzi do tematu. Ucieka na chwilę wzrokiem pod pretekstem tego, by nalać sobie kawy, której przecież dramatycznie potrzebował. Stara się ukryć pewne skrępowanie z powodu niewygodnego tematu. Szybko jednak bierze się w garść przypominając sobie jak brak zaufania i szczerej rozmowy okazał się rujnujący w czasie ich pobytu w Rzymie.
    Śmiało podnosi wzrok na Lianę, łapiąc spojrzenie jej pięknych zielonych oczu, w których dostrzega teraz tak wiele emocji, z którymi sam się zmaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W milczeniu słucha jej wyjaśnień, przez chwilę czując się źle, że w nocy w ogóle choć przez chwilę pomyślał, że Liana mogła celowo chcieć sprawdzić jego granice. To co mówiła… było tak absolutnie szczere i poruszające, że nie wątpi w jej dobre intencje.
      Han-gyeol uśmiecha się nawet lekko słysząc jej szczere wyznanie, że po prostu brakowało jej dobrego pieprzenia. Cóż… najwyraźniej sypianie obok wyposzczonego sukkuba i podkradanie mu energii było nie najlepszym pomysłem. Chce już nawet jej to powiedzieć, przyznać się, że był tak samo winny tej sytuacji jak ona, ale nie przerywa jej. Zamiast tego jej kolejne słowa sprawiają, że czuje ucisk wzruszenia w gardle.
      Na chwilę zapada między nimi nieznośna cisza. I choć trwa nie dłużej niż parę sekund, Su-Jin ma wrażenie, że dłuży się w nieskończoność.
      – Liana… – mówi w końcu. Waha się przez chwilę, po czym podchodzi krok bliżej. Przełamuje dystans i lekko dotyka jej dłoni. – Doceniam twoją szczerość. Wiem, że nie chciałaś i nie chcesz mnie wykorzystać, zrobić ze mnie swojego kochanka czy swojej ofiary. I nie mógłbym cię znienawidzić… – lekko ściska jej dłoń.
      – Poniekąd sam do tego doprowadziłem. Wiedziałem, że jesteś słaba, że się nie pożywiasz i zapewne brakuje ci seksu, a jeszcze bardziej cię obciążałem podkradaniem ci energii… – przyznaje szczerze, nie chcąc by brała na siebie winę za to co się wydarzyło. – Miałaś prawo tak zareagować, zwłaszcza przy tak silnych emocjach…
      Mówi, chociaż czuje, że to wszystko oczywiste banały i racjonalizacja, odsuwająca w czasie drugi, nieco mniej wygodny temat. Puszcza jej dłoń i znów na chwilę ucieka wzrokiem do swojej kawy, którą upija by kupić sobie nieco więcej czasu.
      – Poza tym to co się wydarzyło między nami… – zaczyna w końcu, podnosząc wzrok i znów z powagą patrząc jej w oczy. – To jak się zachowałem… – precyzuje – Nie chcę żebyś myślała, że wszystko co mówiłem o tobie i tym, że jesteś dla mnie wyjątkowa, to puste słowa… i że zależy mi tylko na twoim ciele, bo tak nie jest. Nie wiem co sobie myślałem, ale niczego od ciebie nie chciałem, ani nie oczekiwałem Liana. I to się nie zmieni. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza i wyjątkowa. I chciałbym żebyś mogła czuć się przy mnie bezpiecznie…
      Ma wrażenie, że krąży trochę wokół tematu, zamiast powiedzieć jej wszystko wprost. Ale po prostu nie wie, co miałby jej powiedzieć. Że nie ma pojęcia co sobie myślał? Że nie jest pewien tego co ma w głowie? Albo że nie jest już nawet pewien własnej seksualności, która do tej pory wydawała mu się kompletnie oczywista i zupełnie nieistotna?
      – Przepraszam cię – dodaje wprost. Zdaje sobie sprawę, że to mogło brzmieć dość dziwnie. W końcu nie wydarzyło się między nimi nic niezwykłego; nic co mogłoby zaskoczyć dwójkę dorosłych ludzi, a już tym bardziej sukkuba. Ale w tym wszystkim wcale nie chodziło, o sferę fizyczną, a o emocje.

      Han-gyeol

      Usuń
  98. Czuje nagłe ukłucie w sercu, gdy słyszy to jedno słowo. Łączyło. Nawet, gdy Liana szybko się poprawia, ta pierwsza myśl nie daje mu spokoju i pozostawia po sobie bolesną zadrę. Czy mimo wszystko coś się między nimi zmieniło? Coś się skończyło? Ta myśl przeraża go o wiele bardziej niż cokolwiek innego i na moment sprawia, że Su-Jin nie potrafi w pełni skupić się na dalszych słowach Liany.
    Gdy na moment zapada między nimi cisza, zdaje sobie sprawę, że powinien coś powiedzieć. Zapomnieć o tym drobnym przejęzyczeniu, które być może wcale nie miało znaczenia, a on niepotrzebnie uczepił się tej myśli.
    – Nie, nie chcę cię o nic oskarżać, ani nie mam ci nic za złe… – odpowiada w końcu. Patrzy w jej oczy i próbuje się uśmiechnąć. Odpędzić od siebie irracjonalne obawy i po prostu szczerze porozmawiać z Lianą o tym wszystkim, by nie pozostawić miejsca na domysły i niedopowiedzenia.
    – Przez chwilę przyszło mi to do głowy, że może znów chciałaś sprawdzić moje granice. Tak jak kiedyś, gdy celowo mnie prowokowałaś. Ale wiem, że tak nie jest i naprawdę szczerze ci ufam Liana… Bardziej chyba mam żal do siebie i martwię się tym, jak ty to odebrałaś. – przyznaje spokojnie, choć wcale nie jest spokojny. – Nie chciałbym, żeby cokolwiek się między nami zmieniło… – dodaje jeszcze, z uwagą przyglądając się Lianie. Szukając jakiegoś znaku w jej oczach, że to co się stało niczego nie zmieni; że to wszystko to co ich łączyło, nadal ich łączy.
    Przygląda się jej z zaciekawieniem, gdy dostrzega jej uśmiech. Sam także uśmiecha się słysząc jej wyjaśnienia.
    – No tak… Rozumiem – przyznaje w końcu. – Chyba trochę wygłupiłem się z tą moją teorią. Myślałem, że pożywiasz się podobnie jak gumiho, czyli sukkuby, które znam z Korei. Dla nich seks nie jest niezbędny, by się przeżyć, ale aby posilić się w pełni potrzebują najpierw odbyć stosunek ze swoją ofiarą. Ale skoro tak, to nawet ma to teraz więcej sensu. W końcu nie mam energii życiowej, która mogłaby cię do mnie przyciągać – mówi. Nie bardzo wie co miałby powiedzieć jeszcze.
    Nie spodziewał się takiego wyznania ze strony Liany. Zdaje sobie sprawę, że do tej pory postrzegał ją w nieco zafałszowany sposób. Mimo wszystko to przecież nie miało większego znaczenia. To czy seks był dla niej niezbędną częścią jej natury, czy raczej dodatkową przyjemnością, nie zmieniało przecież nic w tym kim była i co ich łączy.
    Nie widzi sensu, by drążyć ten temat.
    Han-gyeol czuje jak spojrzenie szmaragdowych oczu Liany powoli zaczyna mu ciążyć. Ma wrażenie, że jej wzrok jest niemal fizycznie wyczuwalny. Stara się jednak to ignorować niezależnie od tego jak bardzo pragnął w tej chwili znów uciec wzrokiem do swojego kubka z kawą, byle nie czuć się w tej sytuacji tak nieswojo i dziwnie.
    – Pewnie tak… – przyznaje w końcu. Wzdycha czując, że chyba nie potrafi dobrze wyjaśnić tego, co w tej chwili czuje. – Po prostu… Dla mnie to ważne, bo od początku zależało mi na tym by cię poznać. Lubię słuchać tego co masz do powiedzenia, co myślisz i czujesz. Nie patrzę na ciebie jak na obiekt seksualny i dlatego nie powinienem się tak zachowywać jak wczoraj. Dla mnie to nie jest do końca normalna reakcja, by czuć podniecenie przy kimś kogo uważa się za przyjaciela… – znów ma wrażenie, że krąży wokół tematu nie do końca wiedząc co ma powiedzieć.
    Gdyby chociaż miał jakiekolwiek porównanie. Gdyby był pewien własnej seksualności i tego, co było dla niego normalną reakcją, a co nie, może nie czułby się teraz tak okropnie i nieswojo.
    Patrzy jej w oczy i uśmiecha się łagodnie, z wdzięcznością za jej wyznanie, że jednak nic się nie zmieniło; że nadal czuła się przy nim bezpieczna.
    – Nie masz za co przepraszać Liana. Zareagowałaś bardzo szybko, szybciej niż ja… – uśmiecha się z odrobiną zakłopotania. – Wcześniej przecież nie robiliśmy nic niestosownego…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz z perspektywy czasu sam już nie wie i zaczyna wątpić, czy aby na pewno dotychczasowa bliskość między nimi była tak niewinna i pozbawiona napięcia, jak do tej pory sądził. Może po prostu nie dostrzegał w tym nic więcej, a tak naprawdę wysyłał Lianie dość dwuznaczne sygnały?
      Chce jeszcze coś dodać, ale kolejne pytanie Liany jest niczym kubeł lodowatej wody.
      Przez chwilę patrzy na nią w szoku, całkowicie nie rozumiejąc o co jej chodzi i skąd nagle temat wampirzycy. Kiedy powoli to do niego dociera uśmiecha się nerwowo. Ma ochotę wręcz się roześmiać z powodu absurdu tego pytania. Dostrzega jednak napięcie, zarówno w twarzy, jak i całej postawie Liany. Czuje ciężar jej spojrzenia na sobie i doskonale zdaje sobie sprawę, że pytała go oto zupełnie poważnie.
      – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – pyta. Sama myśl o tym, że w takiej chwili mógłby myśleć o tej… osobie… przyprawia go o niesmak, podobnie jak cały ten pomysł. Mimo wszystko zagryza zęby i zmusza się do normalnej i spokojnej odpowiedzi.
      – Nie, nie myślałem o niej, ani o żadnej innej wampirzycy czy kobiecie. Prawdę mówiąc nie wiem o czym wtedy myślałem. Byłem raczej skupiony na tobie i na uczuciach między nami… A moja seksualność… – przez chwilę się waha nie do końca wiedząc co powiedzieć. – Do tej pory uznawałem się za osobę aseksualną. Bo nie czuję w ogóle tego typu potrzeb. Nie myślę o seksie, nie czuję podniecenia, ani potrzeby by robić cokolwiek w tej sferze. Zawsze traktowałem to jako coś naturalnego, albo wręcz uważałem, że mam szczęście. Wiem, jak trudne dla wielu gang-si jest pogodzenie instynktownego pragnienia dystansu i samotności, z ich fizycznymi i emocjonalnymi potrzebami. Ja nigdy nie miałem takich potrzeb. Poza tym Liana… Jesteś dla mnie ważna i bliska, nigdy nie potraktowałbym cię w tak obrzydliwy sposób, by traktować cię jako substytut kogoś innego lub dla jakiś moich fantazji. – mówi z pełną powagą. Powoli chyba zaczyna rozumieć napięcie i niepokój, kryjący się za tym pytaniem. W końcu gdyby ona zachowała się w ten sposób; gdyby tuliła się do niego wyobrażając sobie, że znajduje się w ramionach, któregoś z dawnych czy obecnych kochanków, sam pewnie czułby się tym obrzydliwie zbrukany i wykorzystany. Bolałoby go to o wiele bardziej, niż gdyby wczoraj Liana nie odsunęła się w porę. W końcu wolałby, aby naruszyła jego granice i wykorzystała sytuację w sposób szczery, kierowana jedynie egoistyczną zachcianką, niż gdyby tak okrutnie bawiła się jego uczuciami.

      Han-gyeol

      Usuń
  99. Słucha jej słów, po raz kolejny czując nieprzyjemne ukłucie w sercu, gdy Liana stwierdza, że wszystko się zmieniło. Nie chciał zmian… Nie po tym jak w końcu się otworzył, dopuścił kogoś do swojego życia i poczuł się z tym dobrze. Chciał by wszystko zostało tak jak wczoraj, gdy spędzali razem ciepłe domowe poranki, gdy rozmawiali swobodnie i żartowali, gdy pozwalali sobie na chwilę zapomnieć o zasadach i po prostu być sobą, i wreszcie, gdy zasypiali tuląc się do siebie. Nie chciał tego tracić, ani nic zmieniać. Nie kiedy w końcu czuł się szczęśliwy.
    Nie mówi jednak nic. Jedynie słucha jej słów i czuje, że serce zaczyna mu szybciej bić, gdy Liana wyznaje, że pierwszy raz taka sytuacja dla niej w jakikolwiek sposób emocjonalna. Z jakiegoś powodu jej wyznanie jest dla niego ważne. I to bardzo ważne…
    Uśmiecha się tylko w odpowiedzi na jej uwagę. Choć atmosfera wydaje się lżejsza, Su-Jin czuje, że nie potrafi się tym cieszyć. Wciąż myśli o jej słowach, o tym, że tamta chwila wczoraj coś dla niej znaczyła, że nie czuła się przy nim tak, jak przy innych.
    Zaraz jednak chwilowe uczucie lżejszej atmosfery ustępuje miejsca narastającej irytacji.
    Przez chwilę Han-gyeol w milczeniu wpatruje się w swoją kawę zastanawiając się nad tym co powiedziała. Waha się przez chwilę czy powinien dzielić się z nią swoimi przemyśleniami, zwłaszcza teraz, w obliczu jej narastającej frustracji. W końcu jednak dochodzi do wniosku, że nie będzie niczego zatrzymywał dla siebie. Liana powinna wiedzieć, co myślał. A jeśli się przez to pokłócą to trudno, może wyjdzie im to ostatecznie na dobre?
    – Nigdy nie powiedziałem, że nie wpisujesz się w typ kogoś, z kim mógłbym stworzyć coś głębszego. Mówiłem tylko, że nie mam swojego typu. – odzywa się w końcu, patrząc na nią. – Mógłbym stworzyć z tobą coś głębszego Liana. I gdybym musiał już określić typ kobiety, z którą chciałbym tworzyć bliższą relację, pewnie opisałbym ciebie. Tylko wiem, że to by się nie udało, unieszczęśliwilibyśmy siebie nawzajem, a nie chciałbym, żebyś kiedykolwiek się ode mnie odsunęła lub mnie znienawidziła. – stwierdza szczerze, choć nie przychodzi mu to łatwo. Czuje jednak, że było to w jakiś sposób ważne. Choćby po to, by wyjaśnić jej, że ta cholerna wampirzyca, której Liana się tak uczepiła nigdy nie była ważna, ani tym bardziej lepsza od niej.
    Patrzy jej w jej zielone oczy, przepełnione gniewem i frustracją, mierząc się z jej spojrzeniem. Nerwowo przesuwa palcami po brzegu kubka z kawą, ale nie odrywa wzroku od Liany. Nie wycofuje się mimo kolejnych przytłaczających go pytań.
    – Nie ma nic złego, ani obrzydliwego w pragnieniu ciebie czy jakiejkolwiek innej osoby. – odpowiada chłodno, wewnętrznie dystansując się od tego wszystkiego o czym mówi. I choć nie widział w tym powodu do wstydu, rozmowa z kimś o jego seksualności i podejściu do seksu, wydaje się trudna. Zwłaszcza, gdy Liana narzuca tak oskarżycielski ton, jakby chciała by tłumaczył jej się z tego, dlaczego patrzy na intymność inaczej niż ona.
    Stara się zachować spokój, ale jej kolejne pytania wyprowadzają go z równowagi.
    Jak po tym wszystkim co się wydarzyło mogła zarzucać mu, że nic nie czuł? I jak po tym, jak otworzyła go na dotyk i poczucie bliskości mogła chcieć mu to odebrać?
    Przez krótką chwilę Han-gyeol szczerze żałuje, że kiedykolwiek się otworzył; że pozwolił sobie doświadczyć tego wszystkiego, by ostatecznie zostać potraktowany przez nią w ten sposób. Ma chęć się wycofać. Zamknąć w swojej skorupie i wrócić do tego co było. Do bezpiecznego dystansu, jaki trzymali dawniej, bez choćby dotyku dłoni.
    Mimo to czuje wewnętrzny ból. Jakby właśnie tracił coś szalenie ważnego, czego nie chciał tracić. Coś podpowiada mu, że powinien o to walczyć; że powinien zatrzymać Lianę przy sobie, choćby siłą. Tak jak w ich słodkich groźbach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Naprawdę nie rozumiesz czy tylko udajesz? – pyta w końcu, nie kryjąc nawet swojego rozgoryczenia jej słowami. – Wiesz jak postrzegam dotyk. Mówiłem ci o tym, sama stopniowo mnie z nim oswajałaś, sprawiłaś, że zacząłem uważać twoją bliskość za coś przyjemnego, a teraz sugerujesz mi, że to nic dla mnie nie znaczy? Po co to robisz, Liana? – pyta, choć nie wie czy chce znać odpowiedź na to pytanie.
      – Wczoraj powiedziałem ci, że lubię twój dotyk… – kontynuuje, czując, że nie może się już zatrzymać; że musi wyrzucić z siebie wszystko. – Wiesz dlaczego? Dlaczego lubię jak mnie dotykasz, przytulasz lub całujesz w policzek? Nie chodzi o to, że lubię sposób w jaki to robisz. Chodzi o to, że robisz to ty… Gdybyś nie była dla mnie kimś bliskim, kimś komu ufam, nie pozwoliłbym na żadną z tych rzeczy, ani tym bardziej nie potrafiłbym czerpać z tego przyjemności. Lubię twój dotyk i twoją bliskość, bo to wszystko ma jakieś znaczenie… wyraża lub dopełnia pewne uczucia. W ten sam sposób zachowuję się też wobec ciebie. Przytulam cię, nie po to, by po prostu cię dotknąć, tylko by wyrazić to jak jesteś mi bliska. Każdy dotyk, nawet to jak trzymamy się za ręce, ma dla mnie znaczenie. Dlatego go lubię, dlatego pozwoliłem ci powoli oswajać mnie z bliskością i dlatego nauczyłem się czerpać z tego przyjemność. – wyjaśnia, czując powoli lekkie zdenerwowanie. To o czym mówi wydaje mu się zbyt intymne. Wie, że odsłania się przed Lianą i naraża na jeszcze większe zranienie, ale po prostu brnie w to dalej.
      – Teraz pomyśl… Skoro tak postrzegam dotyk, jak miałbym postrzegać seks? Uważasz, że byłbym w stanie fizycznie zbliżyć się do kogoś komu nie ufam? Do kogo nic nie czuję? Do kogoś czyj dotyk nie jest dla mnie przyjemny? Coś tak prywatnego, wymagającego tak wielkiego zaufania i bliskości, mógłbym dzielić tylko z kimś, kto byłby dla mnie ważny. Z kimś kto rozumiałby moje uczucia i to jakie to wszystko ma dla mnie znaczenie. Bez emocjonalnej bliskości i zaufania nie potrafiłbym czerpać przyjemności z żadnego dotyku.
      Su-Jin czuje narastające rozgoryczenie z powodu tego, że musi jej tłumaczyć coś, co jak sądził doskonale rozumiała. Inaczej po co robiłaby to wszystko? Po co tak łagodnie i powoli przyzwyczajała go do dotyku? Po co nadawała sens każdej czułości? Po co zamykała swoją tęsknotę w pocałunkach?
      – Ale skoro uważasz, że nic nie czuję, bo traktuję dotyk emocjonalnie, jako coś na tyle prywatnego i intymnego, by dzielić się tym tylko z bliskimi mi osobami. Albo że nie powinniśmy się dotykać skoro patrzę na świat inaczej niż ty i chcę by bliskość miała jakiekolwiek znaczenie… To w porządku Liana, uszanuję to. Po prostu na przyszłość mnie nie oszukuj, ani nie baw się moimi uczuciami. – stwierdza chłodno znów wracając wzrokiem do swojego kubka z kawą. Przesuwa nerwowo palcami po brzegu kubka. Jakaś część jego pragnie zadać pytanie, czy w takim razie w ogóle ich przyjaźń wciąż istniała, czy cokolwiek jeszcze ich łączyło. Powstrzymuje się jednak. Nie chce usłyszeć odpowiedzi, czuje, że nie jest na to gotowy; że nie wie co byłby w stanie zrobić, gdyby po tych wszystkich obietnicach nagle miała oznajmić mu, że to wszystko nie miało znaczenia; że było tylko zabawą, którą on potraktował poważnie. Chyba wolałby ją zabić, niż pozwolić jej na coś takiego.

      Han-gyeol

      Usuń
  100. Patrzy na nią, zaskoczony jej oburzeniem. Kompletnie nie rozumie jej reakcji, ani zarzutów.
    – Przecież sama to przed chwilą powiedziałaś. Słucham cię i traktuję poważnie twoje słowa, to chyba najlepszy dowód, że nie traktuję cię przedmiotowo – mówi, nie starając się nawet kryć pełnego złośliwości tonu. – Wciąż powtarzasz jak to uwielbiasz być podziwiania i pożądana, jak chcesz być dla kogoś ideałem. Mówisz, że jesteś hedonistką, że lubisz po prostu pustą fizyczną przyjemność płynącą z seksu. Powiedziałaś też przed chwilą, że skoro inaczej postrzegam dotyk to nie powinienem cię dotykać. Naprawdę sądzisz, że bylibyśmy szczęśliwi w relacji, w której nie dałbym ci nic z tego, co dla ciebie ważne? A ty? Sądzisz, że byś mnie uszczęśliwiła traktując jak swojego kolejnego kochanka? Daj spokój Liana, przecież to oczywiste. Możemy być cudownymi przyjaciółmi, ale wikłanie się w głębszą relację nie miałoby sensu… – stwierdza ze złością.
    Jak Liana mogła zarzucać mu, że traktował ją przedmiotowo i decydował za nią, skoro jedyne co robił to jej słuchał i brał pod uwagę jej potrzeby?
    Z trudem znosi obelgę i zarzut hipokryzji. Może i w wielu sprawach był hipokrytą, ale nie w tej. Od początku do końca jego uczucia były jasne i proste. Tylko Liana była cholerną idiotką, która nie potrafiła tego dostrzec, ani zrozumieć.
    I chociaż Su-Jin zdaje sobie sprawę, że to wcale nie musiała być jej wina; że może po prostu krzywdy, których doznała wykrzywiły jej sposób patrzenia na pewne oczywiste – przynajmniej dla niego – sprawy, to i tak jest na nią wściekły. Choćby tylko za to, że nie stara się zrozumieć…
    – Nigdy nie widziałem w tobie przedmiotu! – podnosi głos, choć wcale tego nie chce. Patrzy na nią z wściekłością. O ile był w stanie przełknąć zarzut hipokryzji czy inne głupie pretensje, to tego jednego nie był w stanie znieść. – Przeprosiłem cię za to, żebyś nawet przez chwilę nie pomyślała, że mogłem tak na ciebie patrzeć! Nie masz pojęcia co wtedy czułem! Wymyślasz i zarzucasz mi obrzydliwe rzeczy, fantazjowanie o kimś i traktowanie cię jak substytut innej kobiety. Przypisujesz mi myśli i intencje, którymi gardzę. A na koniec wykrzywiasz moje słowa, byle tylko znów przypisać mi wszystko co najgorsze. Nawet nie zapytałaś co wtedy czułem… Potrafisz jedynie przypisywać mi najbardziej obrzydliwe intencje. Rzeczywiście, wspaniały dowód tego, że cokolwiek dla ciebie znaczę – cedzi z wściekłością każde słowo.
    Mógł wiele znieść, mógł zapomnieć o własnym komforcie i tłumaczyć się z myśli i uczuć, o których wolał nie rozmawiać. Wszystko tylko dlatego, że chciał być z nią szczery. Jak z przyjaciółką, jak z kimś bliskim, komu mógł zaufać. Ale nie mógł znieść tego, co otrzymywał w zamian.
    – Sama to powiedziałaś. – wytyka jej chłodno. Znów odwraca wzrok by na nią nie patrzeć, ucieka spojrzeniem w jedyny punkt jaki miał pod ręką i wpatruje się w swoją kawę. – Powiedziałaś, że skoro inaczej odbieramy dotyk, skoro dla mnie to coś więcej niż hedonistyczna przyjemność, to nie powinniśmy w ogóle się dotykać. W takim razie odpowiedz sobie sama na to pytanie. Dlaczego?
    Nie chce na nią patrzeć. Nie teraz, kiedy wkraczali na zbyt grząski grunt.
    W tej chwili Han-gyeol nie chce już nawet tej rozmowy. Czuje, że wszystko co w niedawnym czasie stało się dla niego ważne było kłamstwem. Jakąś dziwną zabawą…
    Ze złością patrzy jak Liana używa swojej mocy, by wyrwać mu z rąk cholerny kubek z kawą i roztrzaskać o podłogę. Mimo to nie zamierza zaszczyć jej swoim spojrzeniem. Nie ma jej też nic więcej do powiedzenia. Czuje jednak jak demonica mu na to nie pozwala, a niewidzialna siła rzuca go na pobliską ścianę.
    Jej drobna dłoń chwyta jego podbródek i zmusza, by spojrzał jej w oczy. Czarne, demoniczne oczy… Słyszy jej warkot i czuje pazury wbijające się w klatkę piersiową. Zmuszała go do konfrontacji, do zmierzenia się z uczuciami, których nie chciał się mierzyć i szczerze w tej chwili jej za to nienawidził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpatruje się w jej oczy z wściekłością. Skoro właśnie tego chciała…
      – Tak, masz rację. Pojawiłaś się w odpowiednim momencie, gdy nie mogłem się przed tobą bronić, złamałaś mnie, zmusiłaś żebym się dla ciebie otworzył. A kiedy to zrobiłem ty próbujesz mi to wszystko odebrać. Pokazać mi jaką masz nade mną władzę, skoro możesz w jednej chwili zniszczyć wszystko, co stworzyłaś. Kręci cię to? – pyta z wściekłością, wciąż wpatrując się w jej oczy. – Bawisz się moimi uczuciami i tym, że szczerze się przed tobą otworzyłem. Przypisujesz mi rzeczy całkowicie sprzeczne z tym kim jestem i świadomie uderzasz tam gdzie najbardziej zaboli. Przyznaj, od początku tego chciałaś. Chciałaś wygrać… Zmusić mnie do emocji, a potem patrzeć jak cierpię i błagam o litość. W końcu lubisz władzę – wyrzuca z siebie wszystkie najgorsze myśli, najgorsze obawy i całą swoją bezsilną wściekłość na siebie i na nią.
      Czuje jak demonica zagłębia pazury w jego ciele, a gorąca lepka krew rozlewa się po piersi. Chce się ruszyć, ale demoniczna siła trzyma go mocno.
      – No dalej, zabij mnie. Tylko jedno z nas wyjdzie z tej relacji żywe… Obiecałem ci, że cię zabiję jeśli kiedykolwiek mnie zranisz lub będziesz chciała odejść. Zrób to, albo ja to zrobię. – syczy z wściekłością, znajdując w sobie dość siły, by sięgnąć ręką do jej szyi i zacisnąć na niej palce w desperackim geście mówiącym, że będzie walczyć. Jakby na potwierdzenie swojej groźby jego dotyk powoli odbiera jej energię. Słodką i gorącą energię, która teraz wydaje się obrzydliwie cierpka.
      Drugą dłonią sięga do jej ręki, do pazurów wbijających mu się w pierś.
      – Śmiało… – przesuwa jeden z jej palców nieco niżej, w stronę blizny. – Wiesz co robić. Wystarczy, że wbijesz swoje szpony w dobre miejsce – mówi prowokując ją i dociskając jej ostry pazur do swojej blizny. Zmusza ją, by się cofnęła, zaprzeczyła wszystkiemu co powiedział i zmusiła go by przestał, albo potwierdziła i zaatakowała, dała mu pretekst do obrony i tego by odebrał jej wszystko, a potem rozszarpać jej zakłamane gardło bez wyrzutów sumienia.

      Han-gyeol

      Usuń
  101. Oczywiście, taka właśnie była. Wiedział o tym, akceptował ją taka jaka była, nigdy nie oceniał, ani nie próbował zmieniać. A ona odpłacała mu za to wściekłością. Za to, że wziął pod uwagę to jaka była, jak patrzyła na świat i czego pragnęła. Nie chciał wciskać jej we własne ramy, ani dopasowywać do siebie i swoich potrzeb. Wszystko to było wyrazem akceptacji i szacunku, a Liana nie potrafiła tego docenić. Wręcz przeciwnie, miała jeszcze pretensje, że patrzył na to w ten sposób.
    Czego w takim razie oczekiwała? Że będzie obrzydliwym egoistą, który siłą zrobi z niej swoją idealną partnerkę? Jak ten potwór Earl? Albo, że zignoruje jej potrzeby i oczekiwania, nie traktując ich poważnie? O wiele rozsądniej było nie brnąć w głębszą relację, nie wiązać się w sposób, który unieszczęśliwiłby ich oboje, skoro mogli być blisko akceptując swoją odmienność i odmienne życiowe wybory…
    – Jak ty to sobie wyobrażasz? – pyta wprost. Patrzy jej wyzywająco w oczy. Nie chce ciągnąć tej absurdalnej dyskusji, o czymś, co przecież nie miałoby racji bytu. A jednak nie potrafi przestać i odpuścić sobie tego tematu. – Naprawdę uważasz, że byłabyś przy mnie szczęśliwa? Nie pożądałbym cię, nie dotykałbym cię w sposób wyrażający pragnienie, nie szeptałbym ci komplementów, ani słów uwielbiania. Nigdy nie mówiłbym ci, że jesteś moim ideałem, ani nie spełniałbym twoich zachcianek. Nie pieprzyłbym się z tobą, ani pewnie nawet nie potrafiłbym cię zaspokoić. Wszystko co bym mówił czy robił, albo to jak bym cię dotykał byłoby tak jak teraz, podyktowane tym co aktualnie myślę i czuję. A jeśli poszedłbym z tobą do łóżka, to tylko z miłości. Sądzisz, że to by ci wystarczyło? – wyrzuca z siebie wszystko, by w końcu jej uświadomić jak bardzo nie przemyślała tego co mówi. Su-Jin czuje, że Liana tworzy tu jakąś chaotyczną iluzję, miesza i myli ze sobą uczucie szczęścia, jakie mieli żyjąc obok siebie… Obok, ale nie razem.
    – A ja? Pomyślałaś o mnie, czy jak zwykle skupiasz się tylko na własnych uczuciach? – dodaje z wściekłością.
    Może i byli egoistami, ale w tej chwili i tak szczerze nienawidzi jej egoizmu. Wciąż mówiła tylko o sobie i swoich uczuciach. A on był pieprzonym idiotą, bo wciąż próbował myśleć o niej. Przepraszał ją, bo nie chciał, by poczuła się źle potraktowana, zakładał z góry, że nie byłaby szczęśliwa, bo brał pod uwagę jej potrzeby.
    Nie powinien. Powinien być w tej chwili takim samym egoistą jak ona.
    – Ty pieprzona egoistko! – warczy z wściekłością. – Tak, wiem, że dla ciebie coś znaczyło. Dlatego tak mi zależało, żebyś nie poczuła się zraniona. Ale jak widać nie warto liczyć się z twoimi uczuciami. – dodaje ze złością. W tej chwili ma ochotę ją zranić, tak jak ona raniła jego. Albo jeszcze mocniej, broniąc się w ten sposób przed kolejnym ciosem jaki Liana próbowała mu zadać.
    Są tak blisko siebie. Ranią siebie nawzajem fizycznie i emocjonalnie.
    Niemal fizycznie czuje jak Liana wyrzuca z siebie kolejne słowa, kolejne oskarżenia, że nie rozumiał jej uczuć i tego, że ten dotyk coś dla niej znaczył. Rozumiał. Rozumiał aż za dobrze i dlatego upierał się przy swoim, przy głupim przepraszaniu. Ale skoro tak stawiała sprawę…
    – Dla mnie też to coś znaczyło! – wykrzykuje z wściekłością. Nie może już słuchać tylko o niej i o tych wszystkich idiotycznych rzeczach, które mu przypisywała. – Pierwszy raz poczułem się w taki sposób, przy kimkolwiek! Pierwszy raz w ogóle… zwątpiłem w… – sam nie jest pewien co chce powiedzieć. Czuje jeszcze większą wściekłość, że nawet w takim momencie nie potrafi wykrzyczeć jej tego co się z nim dzieje.
    – Nie chcę słuchać tych bzdur, rozumiesz?! Przestań oskarżać mnie o swoje chore wymysły, albo rozszarpię ci to zakłamane gardło! – warczy wściekle. Zaciska mocniej palce na jej szyi wbijając w nią pazury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Wszystko co robiłem robiłem szczerze, a ty? – odpowiada ze złością na jej słowa. Wciąż odbiera jej energię. Powoli. Na tyle, by dać im obojgu szansę jeszcze się wycofać, zanim któreś zdecyduje się zrobić coś więcej. Nim pazury Liany przebiją jego zabliźnione serce lub nim on wydrze z jej ciała ostatni oddech. Może mimo wszystko, gdzieś w tym wszystkim wciąż była dla nich nadzieja i to nie musiało się tak skończyć…
      – Nigdy cię nie okłamałem! Możesz powiedzieć to samo? – pyta wściekle. Jej pytania, to jak obraca każde ze słów przeciwko niemu, powoli doprowadzają go do szału. – Nie! Nigdy nie traktowałem tak naszej relacji! Nigdy nie przyszło mi to do głowy! Ale każdy sądzi według siebie, prawda? – znów atakuje – Masz rację Lian, jestem idiotą, wszystko robiłem dla ciebie. Chciałem pokazać ci, że możesz być sobą, że możesz być dla kogoś wartościowa i wyjątkowa. Chciałem, żebyś była szczęśliwa! Ale jesteś pieprzoną egoistką i nie potrafisz tego docenić. Nie zastanawiasz się nawet nad tym, że ja też mogę coś czuć! Od początku traktujesz mnie jak kogoś kto nic nie czuje… – mówi, wypominając jej nagle jej słowa z Rzymu, te gdy weszła mu do głowy.
      Czeka przez chwilę na jej dalszy ruch, ale Liana się wycofuje. Pazury przestają napierać na jego pierś. Zamiast tego lepka od krwi dłoń oplata jego nadgarstek. Układ sił się zmienia… Nie trzymają się już w szachu, w którym każde z nich może zadać morderczy cios temu drugiemu. Teraz to jej życie znajduje się w jego rękach.
      Kolejne słowa Liany, gdy podjudza go, by wykorzystał swoją przewagę, brzmią inaczej. Bardziej desperacko i emocjonalnie. Han-gyeol wpatruje się w nią. W jej nieprzeniknione oczy, od których nie odrywa spojrzenia. Pragnie wyczytać wśród ogromu wściekłości coś co da mu znać, że to też była tylko gra; że Liana celowo zmuszała go, by przyznał się do tego, że obawia się własnych uczuć.
      Jej pazury boleśnie wbijają mu się w skórę. I choć nie puszcza chwytu, przestaje odbierać jej energie. Przez chwilę obserwuje ją, chcąc dostrzec w jej oczach choćby jeden błysk pogardy z powodu tego, że okazał słabość i przerwał to, co robił. Wciąż jednak widzi te same emocje. Ogrom wściekłości, ale i pewien strach. Przed nim? Nie… raczej przed uczuciami, których on sam bał się równie mocno. Waha się czy powinien jej to przyznać, powiedzieć, że miała rację i nie mógł znieśc tego co się działo. Tego co czuł.
      – Nienawidzę cię Liana… – mówi cicho. Jego głos jest lodowaty, a mimo to kryją się w nim szalejące niczym ogień emocje. Wciąż trzymając ją za szyję, przyciąga ją do siebie, na tyle blisko by oprzeć czoło o jej czoło. Ich mały, pojednawczy gest.
      – Nienawidzę tego co się ze mną dzieje i co do ciebie czuje… – przyznaje, choć słowa przychodzą mu ciężko, szepcząc wprost w jej usta.
      Zaraz później po prostu sięga wargami do jej ust w nagłym, dziwacznym impulsie. Skoro już i tak wszystko runęło i w każdej chwili mogli się pozabijać, to mógł być egoistą. Chciał to zrobić. Chciał pocałować jej usta. Wyrazić tym pocałunkiem emocje, które nie potrafiły przejść mu przez gardło.
      To, że pierwszy raz jakakolwiek kobieta wzbudziła w nim takie uczucia i pragnienia… To, że pierwszy raz nie tylko pragnął kogoś pocałować w taki sposób, ale także pierwszy raz ulegał takiej pokusie.
      Wszystko jest inaczej niż sobie wyobrażał. Jej gorące, miękkie usta, których dotyk tak uwielbiał, teraz wcale nie są słodkie, tak jak sobie wyobrażał. Smakują raczej cierpkim agrestem, wymieszanym ze smakiem jej szminki niż słodyczą wanilii i cynamonu. Jej oddech jest ciężki i pełen gorzkich, negatywnych emocji.

      Usuń
    2. Mimo to jednak czuje, że serce wali mu jak oszalałe. Niczym w transie przelewa w ten pocałunek swoje uczucia niemo chcąc powiedzieć jej, że nigdy nie kłamał, że wszystko było absolutnie szczere. Każde słowo, każdy dotyk, każda chwila bliskości. Nawet to dziwne pragnienie wczorajszej nocy… To, że po prostu on także czuł coś więcej, coś czego nie potrafił inaczej wyrazić.
      Rozluźnia palce zaciśnięte na jej szyi i delikatnie przesuwa dłoń na jej kark. Nie chce by się odsuwała. Jeśli to miało być ich pożegnanie, ostatnie co miał poczuć nim Liana jednak wbije mu swoje szpony w serce, to chciał to poczuć. Delikatnie, wraz z oddechem, zwraca jej także odebraną energię.

      Han-gyeol

      Usuń
  102. Pierwszy raz łatwiej przychodzi mu wyrażanie uczuć i emocji przez gesty i dotyk, niż przez myśli i słowa. I chociaż w głowie wciąż obijają mu się echem jej desperackie, pełne niezrozumienia pytania, na które chciałby jakoś jej odpowiedzieć; jakoś zaprzeczyć; to czuje, że chyba nie potrafi. Tak samo jak nie potrafi przyznać jej, że miała rację i w złości wytykał jej to czego nie powinien. Po prostu chciał… Nie miał pojęcia czego chciał.
    Sam przed sobą nie umie nazwać swoich uczuć i wątpliwości. W tej chwili czuje się tak, jakby cała jego tożsamość i poukładany perfekcyjnie świat, rozpadał się na jego oczach. A on nie mógł z tym nic zrobić, w żaden sposób zapanować nad tym chaosem. Mógł tylko poddać się, płynąc z prądem. Pogodzić się z końcem, albo i śmiercią. Bo to był już koniec. Cokolwiek się teraz wydarzy, nic już nie będzie takie jak dawniej. Nie będzie już bliskości, do której tak szybko przywykł i która dawała mu radość. Nie będzie wspólnych chwil, poranków i zasypiania obok siebie. Nie będzie już nawet przyjaźni, bo nawet jeśli do tej pory nie zdążyli wszystkiego zniszczyć swoimi słowami, to właśnie on niszczył wszystko tym pocałunkiem.
    Ale nie żałował. Z całego serca pragnął poczuć to wszystko. I wyrazić w ten sposób swoje uczucia, niezależnie od tego co miało się stać. W tej chwili gotów był przyjąć każde konsekwencje, bo wszystko wydawało mu się lepsze.
    Su-Jin czuje jak Liana lekko się odsuwa. Na moment zamiera w bezruchu wpatrując się w nią z uwagą. Jej demoniczne oczy, które przed chwilą wpatrywały się w niego z taką wściekłością i emocjami, teraz znów mają swoją dawną, intensywnie zieloną barwę. Nie potrafi odczytać niczego z jej spojrzenia, ale nie widzi tam nienawiści ani wściekłości za to co zrobił.
    Serce wciąż wali mu jak oszalałe, gdy Liana nie odsuwa się, wciąż pozostaje tak blisko, a potem cicho mamrocze w jego usta słowa. Dziwaczne wyznanie nienawiści, którego nawet nie kończy. Ich usta znów się spotykają, tym razem z jej inicjatywy.
    Han-gyel nie rozumie tego co się dzieje, ale nie chce rozumieć. Chce tylko czuć. Odpowiada na jej pocałunek, delikatnie odwzajemniając każde pełne czułości i tęsknoty muśnięcie warg.
    Znów czuje się tak jak w iluzji Rzymu, gdy Liana chciała by poczuł całą jej tęsknotę za jego bliskością; gdy musnęła przy tym kącik jego ust; a on tak bardzo chciał poczuć jakby to było pocałować w ten sposób jej ciepłe, miękkie usta. Teraz właśnie to czuje. Tą tęsknotę, tylko o wiele bardziej intensywną, o wiele bardziej poruszającą.
    Przez chwilę czuje się wręcz jakby Liana zagłębiła jednak szpony w jego klatce piersiowej i sercu i ścisnęła je bezlitośnie. Ale to tylko złudzenie. Jej dłonie wędrują po jego ramionach, by objąć jego szyję. Ten gest wydaje mu się tak delikatny i czuły, tak niepasujący do tego co działo się przed chwilą.
    Czuje wzruszenie i tęsknotę, jakby ta chwila pogodzenia się ze stratą Liany, była dla niego wiecznością. Czuje każde głębokie uczucie, jakie zamykali w tych delikatnych muśnięciach warg. Całą czułość, pragnienie bliskości, potrzebę siebie nawzajem. To jak bardzo byli dla siebie ważni… Ogromny i do tej pory obcy język emocji na chwilę całkowicie go oszałamia i pochłania. Su-Jin czuje, że całkowicie traci kontrolę nad własnymi emocjami, ale poddaje się temu. Tonie, płynie z prądem, poddaje się tej jedynej wyjątkowej chwili.
    Ich oddechy znów słodko mieszają się ze sobą. On wciąż, z każdym oddechem zwraca odebraną jej energię, a ona znów oddycha szybciej. Jej energia i oddech znów się zmieniają, wypełniają dawną, dobrze znaną słodyczą, którą teraz w końcu dosłownie spija z jej ust.
    Delikatnie przesuwa palcami po karku, by w końcu zanurzyć je w jej miękkie włosy.
    Drugą dłonią delikatnie sięga do jej twarzy. Przesuwa palcami po gorącym policzku Liany dotykając z czułością każdego skrawka jej skóry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz powoli zaczyna czuć coś więcej niż tylko emocjonalny chaos. Powoli zaczynają docierać do niego inne bodźce. Ciepło jej skóry i miękkość włosów. Słodki zapach wanilii, agrestu i cynamonu, wymieszany z zapachem krzepniejącej krwi. Szalone bicie serca. Jego i Liany, które w tej chwili są niemal nie do odróżnienia. Oba biją tak szybko jakby miały wyrwać im się z piersi.
      Eura gniewu i wszystkich negatywnych emocji opada, a energia wokół ich ciał staje się przyjemnie kojąca, miękka i otulająca ich niczym wczorajsza mgła.
      Pocałunki także stają się nieco inne. Wciąż delikatne i czułe, ale powoli nie przypominają już leciutkich, nieśmiałych muśnięć, a dłuższe, pełne czułości pocałunki. Takie, na jakie pozwalali sobie czasem, przy silnych emocjach.
      Odpowiada jej na każdy pocałunek, samemu także z czułością przeciągle całuje każdy skrawek jej ust. Chce by była jego, tylko jego… Tak samo jak równie mocno chce być jej.
      Z przerażeniem Han-gyeol uświadamia sobie, że nie tylko nie czuł nigdy niczego podobnego, ale nie chce już nigdy czuć czegoś takiego do nikogo innego. Zupełnie jakby Liana, w tym pocałunku właśnie bezpowrotnie odbierała mu jakąś cząstkę jego samego. Przywiązywała go do siebie mocniej niż kiedykolwiek. Jakby… Jakby rzeczywiście przejmowała w ten sposób już nie tylko jego serce, ale i duszę. A on zamiast się uwolnić i odsunął, oddawał jej teraz stopniowo całego siebie w każdym z tych pełnych czułości pocałunków.

      Han-gyeol

      Usuń
  103. Poddaje się jej dotykowi i pocałunkom, każdej jej pieszczocie, czując, że całkowicie zatraca się w tej chwili. Smukłe palce Liany wędrują po jego szyi i karku przyprawiając Su-Jina o słodki, pełen rozkoszy dreszcz. Delikatne opuszki jej palców błądzą teraz po skórze jego twarzy, a on z każdą sekundą czuje, że należy do niej; że mogłaby teraz zrobić z nim wszystko, nawet jeśli później by tego żałował.
    Nie czuje się jednak jak jej ofiara, która wpadła w demoniczne sidła. Jej pocałunki wcale nie są wypełnione jedynie pustym pragnieniem przyjemności. W jej dotyku i czułości nie ma nic, co zdradzałoby, że manipuluje nim dla własnej przyjemności, ani że celowo spełnia jego fantazje. Zamiast tego Han-gyeol czuje, że oddaje jej się w tym pocałunku z własnej woli, z całym swoim uczuciem.
    I czuje to samo w zamian. Każdy pocałunek Liany, każdy delikatny dotyk opuszków jej palców, każde uderzenie serca… Wszystko to mówi mu, że była teraz jego. Tylko jego… W sposób w jaki nigdy wcześniej nie należała do nikogo.
    Jej oddech rozlewa się po jego skórze. Jej klatka piersiowa opiera się o jego, tak że może teraz poczuć fizycznie jej rozszalałe serce i to jak powoli zaczyna brakować jej tchu. A mimo to się nie odsuwała. I dobrze, nie chciał by się odsuwała. Najchętniej zamknąłby ją teraz w swoich ramionach i nie pozwolił jej uciec.
    W tej chwili nie pragnie już niczego. Tylko tego, by ta chwila trwała…
    Tak właśnie wyobrażał sobie stan nirwany. Wyzwolenie ze wszystkich trosk i pragnień. Tylko jedna, jedyna chwila absolutnej błogości, która rozciąga się na wieczność. W której można całkowicie zatracić samego siebie. Liana była jego nirwaną, jego własnym oświeceniem. Poza nią i jej ustami nie było już niczego.
    Gdy Su-Jin czuje jak Liana przerywa pocałunek, na chwilę znów powraca strach i wszystkie obawy. Dręczące pytania o to co teraz będzie. Czy się odsunie? Czy go odepchnie? Czy chociaż jeszcze chwilę temu oddawała mu w pocałunku całe swoje serce, teraz będzie tego żałować?
    Wpatruje się w jej wielkie zielone oczy szukając w nich odpowiedzi i odbicia uczuć, które ofiarowała mu w pocałunkach. Czuje jej delikatny dotyk na swojej twarzy i smak jej gorącego oddechu, który wypełniał teraz jego płuca najsłodszym ogniem.
    Przygląda się jej twarzy. Jej rozchylonym leciutko ustom, które w końcu mógł posmakować. Jej rozmazanej czerwonej szmince i delikatnym rumieńcom na jej rozpalonej twarzy. Przesuwa opuszkami po jej policzku, by sięgnąć do jej ust. Z przyjemnością dotyka teraz jej dolnej wargi, przejeżdża po niej kciukiem, jeszcze bardziej ścierając szminkę.
    Uśmiecha się słysząc jej porównanie do babeczki kajmakowej. Zupełnie jak wczoraj, gdy powiedziała to samo o jego krwi… Czuje ulgę, tak silną, że aż zaczyna kręcić mu się w głowie. Ze wszystkich słów, których mógł się spodziewać; lub których obawiał się najbardziej; Liana powiedziała właśnie to.
    W odpowiedzi pozwala sobie na krótkie i delikatne muśnięcie jej ust, jakby sprawdzał czy Liana wciąż mu na to pozwoli, czy też może ich chwila minęła bezpowrotnie. Ona także delikatnie go całuje, podobnie subtelnie i ostrożnie.
    – Co teraz? – pyta szeptem pomiędzy kolejnymi łagodnymi muśnięciami ich ust. – ...z nami? – precyzuje.
    Choć cała ta kłótnia i wściekłość wydaje się tylko odległym wspomnieniem, to przecież wydarzyło się tak wiele. Czy po tym pocałunku wciąż jeszcze byli przyjaciółmi, czy może już czymś więcej? Su-Jin czuje, że w głowie kotłuje mu się tak wiele pytań i wątpliwości, których nie potrafi nawet sformułować. Wciąż tkwi gdzieś na granicy, między światem myśli i uczuć. A każde delikatne muśnięcie miękkich ust Liany ciągnie go z powrotem w objęcia uczuć i emocji.
    I wcale się przed tym nie broni. Chce tylko czuć…
    – Powiedz, że mnie nie zostawisz… – prosi szeptem. Jego usta ocierają się o jej usta przy każdym wypowiadanym słowie, by przypieczętować tą cichą prośbę pełnym oddania pocałunkiem.
    W tej chwili chce usłyszeć tylko obietnicę, że go nie zostawi; że nie zniknie z jego ramion, domu i całego życia. Obietnicę, że nie wyrwie mu teraz serca, które jej oddawał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potrafi nazwać własnych uczuć. Nie jest nawet pewien tego co właściwie czuje. Wie jednak, że to wszystko było ważne. Ważniejsze niż wszystko inne, niż wszystkie słowa i deklaracje, jakie padały do tej pory. Ważniejsze niż obietnice, które do tej pory jej składał. Ważniejsze niż jakikolwiek dotychczasowy gest.
      Potrzebował jej. W tej chwili była jego tlenem, bez którego nie mógł oddychać. Jej pocałunki były jak chłodna woda gasząca palące pragnienie, a jej dotyk jak kojący opatrunek na zranione ciało. Była tym wszystkim co sprawiało, że jego istnienie nie było już tylko pustą, perfekcyjnie poukładaną egzystencją; jedynym pewnym punktem w chaosie… Gdyby teraz odeszła, zabrałaby mu całą wolą istnienia.
      Znów całuje jej usta, nieco bardziej gwałtownie, tak jak w pierwszej chwili, kierowany szalejącymi emocjami. Tym razem pragnie jej powiedzieć jak bardzo jej potrzebuje, pragnie błagać ja, by go nie opuszczała; by znów wyszeptała mu do ucha tą samą obietnicę co w Rzymie.

      Han-gyeol

      Usuń