2 lutego 2023

Every morn and every night Some are born to sweet delight.

Some are born to endless night.

Więcej
Przeszłość
Teraźniejszość
Relacje
Cho SuJin
Dodatkowe: w przygotowaniu
Poprzednie KP: 1, 2, 3
Prawdziwe imię: Han-gyeol — ur. 22.VII.1365, Goryeo - zm. 12.VIII.1394, Joseon — fizycznie ciało 29 latka, oficjalnie około 34 lata — Gang-si (azjatycki wampir) — Profesor i wykładowca filozofii na uniwersytecie w Woodwick — Filozofia przyrody największą pasją — Spektrofobia — Niechęć do bycia dotykanym tłumaczona jako hafefobia — Miopia — Światłowstręt — Hiperestezja — Synestezja (dotykowa, leksykalno-smakowa, słuchowo-dotykowa) i Chromestezja — Alergia na brzoskwinie — W Woodwick od około roku — Dom na obrzeżach miasta, z widokiem na jezioro

Nie tak wyobrażał sobie swoją przyszłość…

Kiedyś myśląc o istotach tak wiekowych jak on sam teraz, myślał o potędze, o niczym nieograniczonej, niemal boskiej mocy. Myślał o byciu istotą doskonałą, ponad inne, nieskrępowaną żadnymi zasadami. Ani prawami ludzkimi, ani prawami natury, które lekceważył samym swoim istnieniem. Postrzegał się za lepszego od innych — ludzi i nieludzi. Przeznaczonego do czegoś więcej. A teraz?

Teraz, po kilkuset latach i ostatnim szalonym stuleciu, z zaskoczeniem odkrywa, że wcale nie pragnie tego wszystkiego, a jego dawne wyobrażenia były jedynie fantazjami niedojrzałego młodzika zakochanego we własnej mocy. Teraz wszystkim czego potrzebuje od życia jest cisza i spokój… Dom gdzieś na odludziu, blisko natury. Cisza nocy zakłócana jedynie szumem liści na wietrze i muzyką owadów. Zapach deszczu na mokrej ziemi. Delikatny dotyk jedwabiu na skórze. Błogi spokój w towarzystwie starego manuskryptu. Fascynacja w oczach studentów słuchających jego wykładu o filozofii przyrody czy fenomenologii. To wszystko w zupełności wystarcza i daje mu przyjemne uczucie komfortu i satysfakcji.

I czasem tylko, w całej tej spokojnej, przyjemnej rutynie, łapie się na tym, że zaczyna być bardziej ludzki niż kiedyś, a jego stabilną egzystencję zakłócają niespodziewane i zdecydowanie niechciane odruchy człowieczeństwa...

Odruchy, które nieco go niepokoją i coraz bardziej irytują.
Witam serdecznie! Kartę sponsoruje tematyka fobii, filozofii, „Wróżby niewinności” Williama Blake'a oraz cudowny Lee Soo Hyuk. Przygarnę wszelkiej maści wątki i powiązania — zwłaszcza naszych studentów, znajomych z uczelni, przyjaciół i wrogów — im bardziej skomplikowane, psychologiczne i emocjonalne tym lepiej.
► Kontakt: laplaceademon@gmail.com

74 komentarze:

  1. Convalliana mogłaby sobie odpuścić i przemilczeć to, co powiedział Thomas, jednak nie umie po prostu przyjąć jego słów – inaczej byłoby w momencie, gdyby mężczyzna był kimś ważnym; kimś, kto realnie mógłby zagrozić Su-Jinowi, bo wtedy wzięłaby to pod uwagę. Teraz jednak, gdy żyje w czasach, gdzie kobietom nie zabrania się wiedzy i wyrażania siebie, sukkub korzysta z okazji, aby wbić rozmówcy szpileczkę – aby zobaczyć w jego oczach pewne niedowierzanie.
    Uśmiecha się przy tym tak pięknie, jak wcześniej – jej jasna twarzyczka, miękkie usta i szmaragdowe spojrzenie, w którym zamyka się pewien złośliwy cień; pewien triumf i zwycięstwo tak nieme, a tak głośne.
    Milczenie nie jest dla niej niezręczne, raczej sprawia, że przechyla delikatnie głowę i czeka. Nie spodziewa się jednak, że Su-Jin zabierze głos; że odezwie się i w jakiś sposób stanie w jej obronie. Nikt nigdy tego nie robił, a przynajmniej nie w ten sposób – nie tak… zawzięcie, tak otwarcie. Serce Convalliany zaczyna bić szybciej. Czuje ucisk w gardle, zupełnie jakby niewidzialne szpony złapały za jej szyję i zacisnęły się mocno, zabierając tlen.
    Przez moment buntuje się przeciwko temu, jakby chciała wywęszyć spisek; jakby chciała przewidzieć, co będzie potem – czy Su-Jin próbuje uśpić jej czujność, a potem, gdy nikt tutaj nie zostanie, wytknie jej sukienkę, spotkanie z Thomasem, a także to, że się odezwała? Próbuje przełknąć ten irracjonalny strach, który w niej rośnie.
    Przytakuje słowom Edmunda i trzyma dłużej zamknięte oczy w momencie, gdy gabinet pustoszeje – nie ma tutaj nikogo więcej oprócz Su-Jina, a pomieszczenie staje się nagle jeszcze mniejsze i ciasne; osiąga rozmiar tak mały… rozgląda się wokół, chcąc się upewnić, że nie zobaczy krat.
    Gdy wampir sięga do jej talii, mimowolnie się wzdryga – jest to silniejsze od niej. Zupełnie jakby ciało pamiętało o tym, jak przyjąć ból, ale nic takiego się nie dzieje. Su-Jin po prostu przesuwa dłońmi po jej ciele, a potem jego usta docierają do jej lekko rozchylonych warg.
    — Chciałam dodać, że w niektórych przypadkach takie traktowanie kobiet wiąże się z małym penisem i problemami z erekcją... ale się powstrzymałam — odpowiada, wzruszając lekko ramieniem, a w jej głosie kryje się lekkie rozbawieniem. Potem jednak nieco poważnieje i dodaje: — Thomas przyszedł dzisiaj do mojego sklepu. Kupił perfumy i potem mi je wręczył, sądząc, że ten zapach idealnie do mnie pasuje. Próbował mnie też przekonać, abym zjadła z nim kolację. Pewnie liczył, że się zgodzę.
    Wie, że Su-Jin wcale nie pytał o Thomasa ani o to, co działo się w sklepie, a mimo to Convalliana czuje, że powinna to wyznać; być może tylko ze strachu przed tym, że jednak się zdenerwuje, a może to po prostu chęć bycia szczerą.
    Łapie jego spojrzenie i delikatnie opiera ręce o jego tors. Wygładza palcami koszulę, a potem gdy wampir zadaje pytanie, Convalliana nie do końca wie, co odpowiedzieć. O co dokładnie pytał? Czy sugerował, że kłamała? Albo coś przed nim zataiła? A może chodziło o coś innego? O to, że jednak odezwała się i obraziła jego kolegę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozchyla nieco swoje miękkie, czerwone usta, ale zaraz je zamyka. Sukkub niemal czuje, że drży mu podbródek, zdradzając przypływ niechcianych emocji – Convalliana spuszcza wzrok i obserwuje swoje długie, jasne palce, które opierają się o jego serce; to nie mogło należeć do Earla ani nikogo innego, bo było dla niej zbyt cenne.
      — Nie wiem — odzywa się, a w jej głosie czai się niepewność. — Powinnam powiedzieć coś konkretnego? Albo… powiedziałam za mało? Za dużo?
      Próbuje zrozumieć, czego Su-Jin od niej oczekiwał i co zrobić, aby się nie kłócić. I choć jeszcze chwilę temu pragnęła rozpętać awanturę, bo wampir nic jej nie wspomniał o wyjeździe do Azji, a więc i przemilczał tę sprawę, to teraz nie do końca wiedziała, jak się zachować.
      Czy wyjazd do Seulu wiązał się z tym, że chciał zakończyć tę relację? Czy zwlekał z powiedzeniem jej o tym, aż nadejdzie dobry moment? A może wcale nie zamierzał nic mówić? Ma wrażenie, że każdy jej koszmar wypływa, śmieje się z niej i wytyka jej naiwność palcem – każdy jej koszmar wyciąga do niej swoje łapska, a ona po prostu poddaje się temu, równie słaba, żałosna i brzydka, jak w momencie, w którym mówił to Earl.

      żonka i jej traumy

      Usuń
  2. Spotkanie z adoratorem w sklepie nie było dla niej czymś dziwnym. Doskonale potrafiła radzić sobie z tego typu mężczyznami, szczególnie w czasach, gdy mogła po prostu odmówić – kiedyś, gdy żyła wśród Greków i Rzymian, trudno jej było powiedzieć „nie”. Kobiety nie miały wtedy zbyt wiele praw, a najczęściej bywały zamykane w domach – czasem nawet pozbawione tego, co czułe ze strony męża, bo przecież nie o to chodziło. Żony miały rodzić następców i zajmować się gospodarstwem.
    Dlatego Convalliana kręciła się wokół władców – jako kochanka miała więcej praw i swobód. Odmówiła więc Thomasowi, wiedząc, że nie będzie to miało żadnych konsekwencji. Poza tym całkiem zabawnie oglądało się flirt kogoś, kto za wszelką cenę próbował zdobyć jej uwagę – było w tym coś samolubnego i złośliwego, ale Convalliana wcale nie miała się za dobroduszną istotę.
    Nie ma więc też znaczenia prezent, który otrzymała od Thomasa ani wszystko, co stało się później. Sukkub sprawnie oddzielał swój mały biznes od tego typu sytuacji, a słabość ludzkich mężczyzn wykorzystywał i spijał tę naiwność, tę głupotę – to ślepe pożądanie.
    Czuje jak Su-Jin chwyta jej dłonie; jak palce głaszczą jej delikatną skórę – czuły gest sprawia, że lekko się spina. Uświadamia sobie, że wobec tego, co się dzieje, znów stała się przestraszoną dziewczynką. Że znów w jakiś sposób Su-Jin jest zmuszony wyciągnąć do niej rękę, choć tym razem to nie piwnica, a jej własny pokrętny umysł.
    — Ja po prostu… — zaczyna, ale urywa w momencie, w którym wampir łagodnie chwyta jej podbródek, a ona nie sprzeciwia się temu, gdy Su-Jin wykonuje ruch, aby spojrzeć w jej oczy.
    Convalliana łapie się jego tęczówek; łapie się tego, co znane – jeszcze tylko przez moment doszukuje się czegoś złego, ale nie może nic znaleźć. To nie gniew, złość, zawód. Su-Jin po prostu się troszczy – pyta i chce wiedzieć, a ona przez moment pragnie jedynie zapaść się w sobie.
    Czuje wstyd, że znów poddała się własnym emocjom i strachom; że pozwoliła sobie zabłądzić, mimo że jej latarnia, którą był Su-Jin, świeciła mocno i wytrwale. Wystarczyło po prostu płynąć w jej stronę, aby nie utonąć. Dlaczego więc zabłądziła?
    — Gdy byłam z Earlem… — odzywa się niemal szeptem i zamyka oczy. Wzdycha mimowolnie, trochę jakby z obawą przed tym, że się rozpadnie. — On naprawdę się wściekał, kiedy widział mnie z innymi i często mi to wypominał. Pokazywał zdjęcia, nagrania. Sugerował, że to moja wina, że to ja jestem odpowiedzialne za każde świńskie spojrzenie. Bo jestem brudna, bo jestem demonem, bo... taka moja natura.
    Mimo że Earl nie żyje, mimo że osobiście oddała jego duszę Amonowi, trudno jej się o tym rozmawia. Powrót do wspomnień wciąż jest bolesny i sprawia, że jej ciało doskonale pamięta to wszystko; odrętwienie, wyobcowanie, zimno albo wrzątek; szarpanie się w kajdankach tak długo, aż pękł jeden z jej smukłych nadgarstków; karanie, a później rozdzieranie ubrań, które otrzymała, i marznięcie w klatce, gdy temperatura drastycznie spadała. Przełyka własną żałość.
    — Nie wiem, czego się spodziewałam, ale moje ciało kazało mi się pilnować, gdybyś stracił kontrolę i wiem, wiem, że byś mnie nie skrzywdził, wiem o tym, a mimo to cały czas próbowałam cię wyczuć. Czy jesteś zły i czy później nie wytkniesz mi mojego zachowania, uśmiechów, słów? Czy mnie nie uderzysz, bo stracisz nad sobą panowanie…
    Convalliana doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Su-Jin nie jest Earlem, a jednak wciąż nie może pozbyć się napięcia w mięśniach – boi się, że to, co stworzyła z wampirem, to tylko iluzja. A może wciąż jest w tamtej klatce, w tamtym śmierdzącym pokoju, i umiera, śniąc o czymś, co nigdy nie będzie jej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To irracjonalne i głupie, ja jestem irracjonalna i głupia, bo oboje wiemy o tym, że potrafię się obronić. — Opuszcza dłonie i odsuwa się o krok, a potem obejmuje swoje ciało ramionami. — Po prostu… zastanawiam się, co we mnie widzisz. W tej brzydocie i brudzie, który się za mną ciągnie, i choćbym nie wiem, jak długo się szorowała, to i tak nie mogę się go pozbyć.
      Spogląda w jego stronę z niemal beznamiętnym wyrazem; piękna twarzyczka przypomina szary marmur, posąg kreślonymi dłutem włoskiego artysty.
      — To dlatego nie powiedziałeś mi o Azji? O tym, że zamierzasz wyjechać? — Czuje, że serce rozsadza jej klatkę piersiową. Bije mocno i szybko, chaotycznie, z przerażeniem, zupełnie jakby chciało się ukryć. — Mówisz, że jesteśmy przyjaciółmi, a mimo to dowiaduję się o tym, że wyjeżdżasz z Woodwick nie od ciebie, a od innych. Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? Czy gdyby Edmund o tym nie wspomniał, przyznałbyś się do tego, że miałeś taką szansę?

      żonka trochę panikuje

      Usuń
  3. — Co? Nie, nie… — odpowiada niemal od razu, a w jej głosie słychać pewien pośpiech. — To nie tak. Lubię, gdy znaczysz teren, gdy pokazujesz, że jestem twoja, bo tak jest i będzie, ale kiedy Thomas zaczął swoim prowokacyjnym tonem coś sugerować… nie wiem… po prostu bałam się twojej reakcji.
    Wie, że to głupie; wie, że znany jej schemat jest fałszywy i krzywy – ma też świadomość, że problem tkwił w niej. Nie chodziło w końcu o to, co działo się wokół, bo gdyby przyjrzeć się temu z boku, nie było w tym niczego złego, jednak ona, tak złamana i brudna, obawiała się tego, co będzie później.
    — Obcując z kimś takim jak Earl, doskonale wiedziałam, że muszę się pilnować. Jedno nieodpowiednie słowo i kończyłam w klatce, do której bardzo nie chciałam wracać. Wolałam ten ciasny pokój niż kraty — oznajmia cicho, niemal szeptem i przełyka szybko ślinę. — Człowiek, który oczekiwał ode mnie pewnych zachowań, bo byliśmy w związku, i wiem, co powiesz, że to nie był żaden związek… i tak, to nie był żaden związek, nawet namiastka tego, co mamy teraz my. A mimo to…
    Wzrusza delikatnie ramieniem, zupełnie jakby chciała odciąć się od własnych emocji.
    — Boję się, że nie jesteś prawdziwy — wyznaje z trudem, a potem spogląda po jego twarzy i nie do końca wie, co powie Su-Jin. Czy uzna, że straciła rozum? Że jest szalona?
    Wampir wykonuje ruch, a ona po prostu wbija w niego szmaragdowe spojrzenie, w którym widać burzę emocji; wszystko łączy się ze sobą i przenika się, tworząc karykaturę tego, co Convalliana chciałaby powiedzieć, a tego, co jest tak niepotrzebne i bolesne. Przez moment jedyne, czego pragnie to jego ręce przy jej talii, twarzy – pragnie po prostu wtulić się w znajome ciało i poczuć ciepło, które rozgrzewało jej duszę i odganiało to, co najmroczniejsze i złe.
    Przytakuje wolno jego słowom, słysząc jego spokojny ton. Nie ucieka i nie wyrywa się, gdy Su-Jin zamyka jej sylwetkę w swoich ramionach. Wręcz przeciwnie, wyciąga się i obejmuje jego szyję, oddychając nierówno – czuje zapach jego perfum, czuje znajome ciepło. Jej paznokcie delikatnie wbijają się w jego plecy. Convalliana potrzebuje desperacko poczuć, że Su-Jin jest prawdziwy.
    — Nasz domek nad jeziorem? — powtarza i uśmiecha się delikatnie, trochę niepewnie. Wydaje z siebie ciche westchnięcie i wtula się bardziej. Wyciąga się tak, by móc obejmować jego szyję, a jej stopy delikatnie zsuwają się z butów.
    — Po prostu to mnie zaskoczyło — wyznaje szczerze, sądząc, że nie powinna teraz zamykać się w sobie czy się złościć. — Poza tym wolałabym wiedzieć o tym, co się dzieje w twojej pracy. Rzadko o niej mówisz i właściwie do tej pory nie miałam nawet okazji, aby zobaczyć cię podczas wykładów. Być może to też moja wina, bo byłam ostatnio zbyt zajęta sklepem, a wcześniej wszystko kręciło się wokół Earla...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuje jak Su-Jin opiera policzek o jej głowę.
      — A może powinniśmy jechać? — sugeruje nieco niepewnie, przesuwając palcami po jego karku; głaszcze wrażliwą skórę i wsłuchuje się w oddech Su-Jina. — Wiem, że przede wszystkim to wyjazd służbowy i będziesz zajęty… ale to też dobra okazja, żeby trochę zdystansować się od tego, co się działo. Od Earla, demonów.
      Przyjmuje jego pocałunek w czubek głowy i pociera nosem jego ramię, gdy wampir głaszcze jej plecy. Wsłuchuje się w jego słowa, a jej serce bije mocno, dostosowując się do dźwięków – Convalliana niemal rozpływa się pod ciężarem kolejnych głosek, sylab i wyrazów.
      — Po prostu przyzwyczajam się do bycia żoną — odpowiada i odchyla się lekko, by spojrzeć mu w twarz. Jej palce sięgają męskich policzków, z czułością i oddaniem dotykając skóry. Duże, zielone oczy Convalliany przesuwają się po rysach, malując obraz, który był największym arcydziełem. — Poza tym, nawet jeśli w Korei nie ma zwyczaju, aby żona zmieniała nazwisko, to ja chciałabym przyjąć twoje. Chciałabym być panią Cho.

      żoncia, która chętnie pojedzie na wakacje

      Usuń
  4. Przytakuje jego słowom, chcąc w nie wierzyć, choć teraz wydaje jej się to niezwykle trudne. Zupełnie jakby nie do końca rozumiała samą siebie – strach, niepewność zagłuszone przez słodkie emocje i czułość, a w konsekwencji także cierpliwość mężczyzny naprzeciwko niej. Su-Jin, znajdujący się tak blisko, zabija w niej niepewność i wyciąga dłoń, a ona niemal bez wahania się jej łapie.
    — Wiem… — odpowiada, bo tylko tyle może powiedzieć. Jej głos zostaje w gardle, a ona wtula się mocniej w męskie ciało, tak desperacko, tak pewnie, że jeśli miałaby wybrać miejsce, w którym chciałaby umrzeć, to wskazałaby jego ręce.
    I jest tym kompletnie przerażona; tym, że tak łatwo pozwoliła sobie poczuć tak wiele; tak łatwo oddała się komuś, kto mógł złamać nie tylko jej serce, ale zakończyć życie, bo czym byłoby życie bez niego? Czy wtedy nie lepiej byłoby zamienić się w proch i przestać istnieć? Czy nie byłoby to łatwiejsze i mniej bolesne?
    Miłość bywała skomplikowana; przypominała niezbadane wody i podmorskie, nieodkryte dno; była pomnikiem, który wspólnie się stawiało, a potem dbano o to, by kamień nie porósł mech; by uczucie nie skruszało; nie osunęło się, nie pękło – Convalliana zastanawia się, czy to, czym była, jest wystarczające; czy pomnik, który wzniosła z Su-Jinem, pokrywa złoto, a nie tombak.
    — Lubię cię rozpraszać — mruczy cicho i po prostu przez chwilę cieszy się tym, co ma. Zapomina o wszystkim; o tym, jak złamana i słaba jest, a poświęca moment, by docenić ten metaforyczny pomnik. Pomnik tak piękny i ciepły. Tak… niepowtarzalny.
    Wie, że być może to nie pierwszy raz, gdy czuje się w ten sposób; że Earl, który nie żył i gnił w piekle, wciąż do niej szepcze, ukryty w odmętach jej koszmarów. Był chyba jednym z jej największych strachów i lęków.
    — Pokazałbyś mi Koreę — stwierdza krótko, a później łapie się jego tęczówek. Dostrzega delikatne wahanie, zupełnie jakby Su-Jin się czegoś obawiał, dlatego dodaje: — Chciałabym poznać twój kraj. Po prostu zderzyć się z tym, z czym ty musiałeś, choć pewnie teraz wiele się zmieniło. Opowiadałeś mi kiedyś o swojej wiosce i gosposiach… ta wioska jeszcze istnieje? Czy pytając o ciebie, ktoś powie, że naprawdę istniałeś czy jesteś tylko legendą?
    Uśmiecha się delikatnie i pociera nosem jego nos.
    — Chciałabym też dla ciebie zagrać — wyznaje szeptem, wprost do jego ust. — Podobno w Korei tradycyjnym instrumentem jest cytra…
    Jej zielone oczy wydają się teraz większe, wypełnione czymś więcej. Czymś, czego nie da się do końca nazwać, ale jest to… miękkie, czułe.
    Korea wydawała się tak daleko – inna kultura, bardziej zachowawcza, bardziej… zamknięta? Convalliana przez moment zastanawia się, czy wyjeżdżając do Seulu, nie zmierzy się z czymś, czego nie rozumie. Od tysięcy lat obcowała jedynie z tym, co działo się wokół Europy – później opuściła te regiony i rzadko zostawała gdzieś dłużej. Była bezimienna, przypominała frywolny wiaterek, którego nie sposób złapać…
    — Bardzo poważna rola — dodaje z cichym śmiechem i ujmuje jego twarz w dłonie; pociera palcami skórę, spuszcza wzrok do idealnych i słodkich ust, a potem przechyla lekko głowę, gdy Su-Jin milczy.
    Po prostu patrzy w jego oczy – wystawia naprzeciw swoje szmaragdy i pozwala je obejrzeć; jest teraz wrażliwa, zupełnie odsłonięta, a kontakt wzrokowy nie sugeruje dominacji; nie jest też pokazem siły – to niemy akt miłosny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Convalliana Cho — powtarza, a jej głos delikatnie drży. — Mogłabym się do tego przyzwyczaić… do bycia panią Cho… do bycia Convallianą Cho.
      Przymyka oczy w momencie, w którym Su-Jin opiera czoło o jej czoło, a potem palce sukkuba delikatnie zsuwają się do męskiej szyi.
      — Mhm. Zróbmy tak… — stwierdza cicho, z pewnym rozczuleniem i niedowierzaniem. — „Państwo Cho”. — Akcentuje delikatnie i miękko każdą głoskę, a w końcu otwiera oczy i potrząsa delikatnie głową. — Naprawdę chcesz, żebym była twoją żoną? Taka, jaka jestem? W końcu doskonale wiesz, że bywam złośliwa, uparta, szybko tracę cierpliwość…
      Jej usta delikatnie dotykają jego policzka.
      — W dodatku jestem terytorialna, zepsuta i będę wymagać seksu pięć razy dziennie zgodnie z naszym kontraktem — dodaje ze słodkim rozbawieniem i wtula nos w jego brodę ze śmiechem. — Będę okropną żoną. Nie umiem gotować, nie lubię sprzątać… w dodatku lubię niepotrzebne pierdoły. Jak ze mną wytrzymasz?

      żonka, która przyzwyczaja się do nowego nazwiska

      Usuń
  5. Rozumie, co chciał jej przekazać – jego kraj nie mógł być podobny do tego, co znał, a więc w jakiś sposób pozostawał obcy. Przez moment zastanawia się, czy i ona czułaby się podobnie, gdyby miała wrócić do Grecji; do Grecji, w której spędziła naprawdę sporo czasu jako kochanka królów. Lubiła w jakiś sposób to wygodne życie – wtedy martwiła się jedynie tym, że nie ma w co się ubrać, a jej największym koszmarem były upały. Teraz… wszystko się zmieniło.
    Wie, że ostateczna decyzja należy do Su-Jina i niezależnie od wszystkiego, Convalliana będzie w stanie zaakceptować jego wybór. Nie chodziło w końcu o Koreę samą w sobie, a raczej o możliwość, aby dowiedzieć się czegoś więcej – poznać tę wersję wampira, której nie miała okazji poznać. Kim był tamten Su-Jin? I czy ta wiedza cokolwiek by zmieniła?
    — Czasem umiesz być całkiem przerażający — stwierdza zaczepnie i uśmiecha się mimowolnie.
    Marszczy lekko nosem, gdy czuje pocałunek Su-Jina i przytakuje jego słowom, gdy wspomina o instrumencie; żyjąc tak wiele lat, obserwując ludzkość, społeczeństwo, upadek i rozrost, Convalliana nauczyła się naprawdę wiele – być może wynikało to z samej nudy. A może pragnęła poczuć się lepsza. Muzyka, sztuka, teatr. To wszystko zajmowało jej czas – grała więc, czasem dla władców, czasem dla artystów, a czasem dla siebie, wsłuchując się we własne emocje; w to, do czego nie była w stanie się przyznać. Muzyka stała się dla niej katharsis, uwolnieniem, zerwaniem łańcuchów.
    — Jeśli mnie o to poprosisz... zagram ciebie — odpowiada i zbliża usta do jego ust, by delikatnie je musnąć; jest to jednak gest niemal nierealny.
    Te spojrzenia, te niewypowiedziane słowa; Convalliana nurkuje w tym wszystkim, rozkoszuje się tym, tym uczuciem, tym, co się przenika – ta słodka nienawiść skupiona wokół tego, co miłosne, wieczne, głębokie, iście magiczne, pierwotne, bo czy nicość nie wzięła się z miłości? Sukkub doskonale rozumie własne grzechy i z całą śmiałością akceptuje te Su-Jina – nie ucieka przed niczym, ani przed światłem dziennym, ani przed spojrzeniami, koszmarami, zimnem, bólem. Trwa, czeka, nasłuchuje, bo znalazła swoje miejsce – swój brakujący element, swoje piekło, które składa się z ludzkiego ciała, wampirzej aury i oczu rozjarzonych jak dwa węgle.
    — Zdajesz sobie sprawę, że gdy zostanę twoją żoną — zaczyna mówić — to Desiderium będzie nasze? O ile będziesz tego chciał.
    Uśmiecha się trochę niepewnie, ale teraz, gdy jest zdecydowana oddać się jednemu mężczyźnie, chce to zrobić zupełnie, a jej sklep to część jej duszy. To coś, co miało jej serce, jej zaangażowanie, uwagę i czułość.
    Niemo się zgadza; zgadza się, żeby umówić termin; aby kupić obrączki; aby w świetle ludzkiego prawa stać się jego żoną – mogłaby wziąć ten ślub nawet o północy. Mogłaby stać po brodę we wodzie, płonąc, w huraganie i błyskawicach. Nie miałoby to dla niej znaczenia.
    — Tak, jestem taka, a może i gorsza — stwierdza złośliwie, wcale nie próbując się wybronić. Być może nawet była jego najgorszym możliwym wyborem, ale skoro należała do niego, skoro zdobył wieżę, skoro wciąż był tak blisko, to żadne z nich nie mogło się wycofać, ruszyć z miejsca. Było za późno.
    — Nie, nie jesteś jedyną szansą — mruczy cicho. — Powiedziałabym raczej, że jesteś moją szansą absolutną. Doskonałą, najwyższą, pełną, całkowicie niezależną, nieuwarunkowaną i niczym nieograniczoną — dodaje, odwołując się do filozofii idealistycznych, w których występował absolut.
    Przyjmuje jego dotyk, kiedy wyciera jej szminkę, a kiedy zadaje jej pytanie, po prostu łapie jego podbródek i wyciąga się, aby mocno pocałować jego usta. Patrzy przy tym prosto w jego oczy – złośliwy sukkub, drażniący się, ciągnący za struny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tak, masz jeszcze moją szminkę. — Posyła w jego stronę krótkie, zaczepne spojrzenie, a potem wyciera jego dolną wargę kciukiem, by zmyć czerwony ślad. Uśmiecha się do niego, a potem odwraca się, by złapać za małą czarną torebkę – wyciąga z niej lustereczko i pomadkę.
      Patrzy po swoim odbiciu, a potem poprawia usta i cmoka krótko. Zawija też kosmyk włosów za ucho, a następnie kieruje swoją małą twarzyczkę w stronę Su-Jina. Convalliana zostaje w tym momencie objęta popołudniowymi promieniami słońca – jest oświetlona, eteryczna, tak inna, tak odległa, a przecież tak bliska. Da się jednak dostrzec jej oczy – błyszczące kamienie, które nie potrafią przestać świecić.
      — Możemy iść — oznajmia, kierując się do wyjścia. — Zaparkowałam auto niedaleko, więc możemy pozałatwiać wszystkie sprawy — zaczyna mówić — a potem po prostu wrócić do domu.

      żoncia, gotowa walczyć o termin w urzędzie

      Usuń
  6. — W to jestem skory uwierzyć. — Próżność wyróżniała gang-si na tle innych wampirów, choć nawet pobratymcy Min-Ho wyróżniali się niezwykłym zapatrzeniem w siebie i nabytymi zdolnościami. Nie tylko siła sprawiała, że wampir błędnie posądzał się o potęgę. Min-Ho również zmagał się z założeniami o byciu lepszym. Oczywiście że jego ciało i organizm były lepiej przystosowane do przetrwania i walki, jednak za tym wszystkim stała jedna znacząca słabość. Ludzka krew, a w przypadku gang-si, energia. Obaj byli uzależnieni od innych, słabszych istot i gdyby nie one nie mieliby prawa bytu. Ponad to Min-Ho otarł się w swoim żywocie o łowców, wilkołaki, wiedźmy które nie miałyby większego problemu z pozbawieniem go życia. Wampir, obojętnie jak zaprawiony i doświadczony, nigdy nie powinien opuszczać swojej gardy.
    Pamiętał jak bardzo próżną jednostka był Han-gyeol. Jego otwartość w mówieniu czym jest była zaskakująca dla młodego Min-Ho, któremu wpajano od początku, że nie powinien afiszować się ze swoją naturą. Dodatkowo brak możliwości pokazywania się za dnia zmuszała do życia w cieniu, na uboczu. Gdy zapadał zmrok, a ludzie chowali się w swoich domostwach, on stawał się niewidoczną zjawą, która umykała ludzkiemu spojrzeniu. Han-gyeol natomiast czerpał zyski z lęku swoich poddanych, zyskując ciekawość Min-Ho, który dopiero co uczył się świata i zasad, które zaczęły go obowiązywać po przemianie. Może nawet przez ułamek czasu czuł podziw do teatralności gang-si, do jego dziwactw i mocy. Póki nie odszedł i nie zaczął doświadczać nieśmiertelności przez pryzmat tylko i wyłącznie swoich odczuć i obserwacji.
    I nawet teraz, parając się medycyną, zagłębiając się w tajniki chorób, ludzkiego ciała i rozwoju, który dawał wiele nowych możliwości, Min-Ho czuł się w tym wyjątkowo dobrze, czuł satysfakcję jaką dawała mu wygrana ze śmiercią, z obrażeniami, z kończącym się czasem. Czuł się lepszy od innych, działał szybciej, nie odczuwał zmęczenia, dostrzegał i wiedział więcej dzięki latom poświęconym na naukę i doskonalenie umiejętności, dzięki wiedzy wybiegającej daleko poza schematy, podręczniki i sztywne ramy danego okresu w dziejach. Był świetnym chirurgiem, wybitnym. Do kompletu dochodziło również wiele innych dziedzin, w które także się zagłębiał. Znał swoją wartości byle kpiący uśmiech nie mógł tego podważyć.
    — Może właśnie i mnie próżność napędza do działania? — dodaje lekceważąco. Nie miało to żadnego znaczenia, a prawdziwe powody leżały ukryte głęboko w jego martwym sercu. Min-Ho nie miał zamiaru przestać póki nie uzna, że ta dziedzina go nudzi.
    — Obrączka? — Tym razem nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Su-jin szczerze go rozbawił i na moment odwrócił uwagę od tematu jego żywienia co ostatecznie nie było interesem Min-Ho. Mógł żywić się czymkolwiek lub kimkolwiek zechciał.
    Kręci głową, by zaraz z nieznacznym uśmieszkiem, tym kpiącym i prześmiewczym upić kolejny łyk wina. — Kpisz sobie z moich zainteresowań, z mojego sposobu żywienia, ale sam zabawisz się w małżeństwo? — Przecież to był najgorszy żart jaki usłyszał w całym swoim życiu. Rozumiał fizyczne potrzeby, chwilowe zmęczenie samotnością, ale ślub? Wampir stający na ślubnym kobiercu? Jego umysł tak bardzo nie potrafił objąć tego rozumowaniem, że Min-Ho właśnie spoglądał na swojego rozmówcę pobłażliwie, jakby gang-si stracił rozum. — Powiedz mi Su-Jinie, naprawdę wierzysz w miłość? Czy, aż tak bardzo brakuje ci rozrywki w małym miasteczku? — pyta jakby rzeczywiście szczerze ciekawiła go odpowiedź na to pytanie.
    Min-Ho nie był nigdy zakochany, nie czuł nawet niczego szczególnego do swej stwórczyni, z którą chcąc nie chcąc był silnie związany. Nawet teraz po tylu latach ich relacja opiera się na zaufaniu, wzajemnym szacunku i czymś na kształt przyjaźni, ale nie było tam miejsca na uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna inna kobieta, czy mężczyzna nie przebił się do skamieniałego i bezdusznego serca wampira, a po latach Min-Ho zrozumiał, że uczucia, a szczególnie miłość nie są pisane komuś takiemu jak im, martwym skorupą, nieśmiertelnym obserwatorom świata. Przez wzgląd na ten pogląd nie był wstanie uwierzyć w szczerość potencjalnych uczuć Su-jina. Nie, tym bardziej wiedząc jak bardzo fobicznym i samotniczym gatunkiem jest azjatycki kuzyn. Dochodziła też druga strona, kto byłby w stanie to znieść? Inny wampir? Demoniczne istoty? Tym bardziej zdawało mu się to nierealne, wręcz nierozsądne.
      Próbując uporać się z wychowaniem jednej wampirzycy, która nierzadko przyprawiała go o przysłowiowy ból głowy, musiał uważać. Każdy miał wrogów, a żyjąc tak długo, miało się możliwość do popełnienia wielu błędów, przez to Min-Ho coraz bardziej popadał w manię, że dziewczynie coś może się stać, że ktoś może mu ją odebrać. Dlatego lecące lata, gdy dziewczyna była poza jego zasięgiem doprowadzały go do szaleństwa. Chciał ją mieć przy sobie, blisko, tu gdzie mógłby zapewnić jej bezpieczeństwo. Jednak czy ją kochał? Idąc tropem, że nie wierzy w miłość istot swojego pokroju, nie. Nie mógł i nie potrafił. Spychał to na karb przywiązania, tęsknoty, samotności i dziwnych marzeń, czy raczej kaprysów którym nie potrafił się oprzeć.
      — Nie dziwi mnie potrzeba spokoju i chęć ucieczki przed rozpędzonym, ludzkim światem. Jestem tu z tych samych powodów. Jestem zmęczony, Su-Jinie, hałasem i ciągłą podróżą. — przyznaje, pierwszy raz zupełnie otwarcie jakby korzystając z okazji, że ma kogoś kto choćby w małym wymiarze jest w stanie zrozumieć znaczenie jego słów, jego odczuć. — Dziwi mnie natomiast fakt, że wierzysz iż dane jest nam normalne życie. Zwłaszcza ty. — Mówi dalej, ze zwyczajowym spokojem. — I któż jest tak głupi, by wierzyć w tą konkretną obietnicę komuś takiemu jak ty, czy ja? — dodaje. Kto był na tyle naiwny? Kto był na tyle zaślepiony, by wierzyć w sens małżeństwa z wampirem?
      — Spokojnie, poluje daleko od miejsca zamieszkania i potrafię zatrzeć po sobie ślady. — zapewnia zgodnie z prawdą. Żył w dużych miastach i jeszcze mniejszych wsiach, potrafił się odnaleźć i zapewnić sobie anonimowość. Gdyby rzeczywiście ktoś zaczął coś podejrzewać i sytuacja robiłaby się napięta, mógł ten raz skosztować ludzkiej krwi i posunąć się do sztuki manipulacji umysłem, by odwrócić stosownie uwagę od swojej osoby i wampiryczności. Nie należało to do prostych zabiegów, bywało i tak, że ludzka głowa nie wytrzymywała wampirzego wpływu, ale ostatecznie cel uświęcał środki.
      — Zauważyłem. Na każdym rogu można wpaść na kogoś… ciekawego. — potakuje. To go zaskoczyło w pierwszej chwili, gdy po raz pierwszy przekroczył granicę miasteczka, ale ostatecznie nie wychylał się ze swoją obecnością i nie afiszował niczym innym jak pracą, więc nie sądził, by ktokolwiek mógł się nim zainteresować. Ktokolwiek poza Su-Jinem rzecz jasna.

      Min-Ho

      Usuń
  7. — Tak, jestem pewna — odpowiada niemal od razu. — Jak mogłabym zostawić to miejsce tylko dla siebie? To część mnie, a ty zdobyłeś mnie całą. Poza tym ostatnim razem chyba całkiem dobrze się bawiłeś, tworząc perfumy i pomyślałam, że może będziesz chciał to powtórzyć.
    Nie ma zamiaru jednak o to prosić; gdyby Su-Jin jej odmówił, przyjęłaby jego „nie”, bo być może wcale nie chciał się angażować w jej biznes, jednak niedługo JEJ biznes stanie się ICH biznesem. Czymś wspólnym. Convalliana przez cały ten czas nie budowała swojego małego imperium po to, aby stało się czymś… rodzinnym, większym. Z trudem było jej się przywiązać do obecnego Desiderium, jakby obawiała się, że sklep zostanie jej odebrany – że jej azyl stanie się celem. Irracjonalny strach zawsze wiązał się z dbałością o szczegóły i pracowaniem po godzinach. Było też w tym coś z tego, że powrót do pustego domu kończył się samotnym wieczorem lub takim, który próbowała wypełnić męską i nic nie znaczącą obecnością. W Desiderium po prostu poświęcała się pracy.
    W urzędzie wszystko wydaje się takie… nierealne. Miła, młoda kobieta uśmiecha się i pokazuje jak wypełnić dokumenty. Potem wstukuje coś w klawiaturę i pochyla się nad monitorem, aby zapytać o datę: „Widzę, że najbliższy wolny termin jest za dwa tygodnie… czy tak będzie w porządku?” Convalliana przytakuje i zerka w stronę swojego przyszłego męża, a potem uśmiecha się do niego delikatnie – czuje jego dłoń w swojej i nieco ściska palce, zupełnie jakby niemo chciała dać mu znać, że jest tuż obok; że naprawdę zgodziła się, aby zostać jego żoną.
    — Dużo zmian? No nie wiem… w końcu od pewnego czasu ze sobą mieszkamy i jedyne, co ulegnie zmianie, to chyba tylko to, że będziesz mógł mówić do mnie „żono” — stwierdza z cichym śmiechem. Gdyby się nad tym zastanowić, mieszkanie z Su-Jinem prawie od początku było intensywne; miała spać w salonie, ale koszmary okazały się wtedy zbyt trudne, dlatego zajęła część jego łóżka, a cały jego dom przesiąknął jej zapachem; wypełniła też kilka wolnych półek i miała swój ulubiony kubek, w którym piła kawę – czarny i dość duży, z charakterystycznym uszkiem, przypominającym łezkę.
    Przez moment jednak zastanawia się, czy małżeństwo nie oznaczało czegoś… więcej. Wspólnego domu, który mógłby odpowiadać zarówno jej potrzebom, jak i jego. Pracownia, biuro, domowa biblioteka, taras i duży ogród – nagle te wszystko staje się dość kluczowe, by wygodnie żyć.
    — Jeśli tak będzie, dostaniesz na święta Bożego Narodzenia czapkę — oznajmia całkiem poważnie, a potem tylko uśmiecha się do niego łagodnie, wiedząc, że jest zestresowany. — Zobaczysz, że wszystko się uda. Obiecuję.
    Zmiana, do jakiej nieco go zachęciła, wydaje się Convallianie potrzebna. Skoro to ciało nie należało pierwotnie do niego, to powinien zrobić coś, aby czuł, że tak jest – ta pokręcona analogia trzech, zamkniętych niejako w jednym szkle, umyśle, wciąż pozostawała dla niej dość abstrakcyjna. I czasem o tym zapominała; zapominała o demonie, a także o ciele – o tych dwóch różnych bytach, charakterach, które zdążyła nieco poznać. Ciało, maślane ciasteczko, i demon, coś przewrotnego i niebezpiecznego, a gdzieś z tego wyłania się Su-Jin, odrębna jednostka, byt, który być może nigdy by nie powstał, gdyby nie śmierć człowieka, gdyby nie decyzja demona…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozgląda się, sunie wzrokiem po ścianach salonu fryzjerskiego – jest tutaj dość przyjemnie i ładnie. Convalliana zerka w stronę wampira, a potem delikatnie ściska jego dłoń, aby zaraz potem odwrócić twarz do uśmiechniętej kobiety – fryzjerka nazywała się Ann Gropp.
      — Żona? Ah, tak! — Kobieta uśmiecha się miło, niechętnie odwracając wzrok, by zmierzyć spojrzeniem Convallianę. Ann wcale nie kryje tego, że jest przytłoczona wyrafinowanym, kobiecym pięknem. Odchrząkuje cicho. — Wymieniłyśmy kilka SMS-ów — dodaje krótko. — Jest pan w dobrych rękach, panie Cho.
      Ann wskazuje krzesło po drugiej stronie – fotel ustawiono tak, aby znajdował się tyłem do głównego, dużego lustra, dlatego Su-Jin bezpośrednio będzie mógł patrzeć w ścianę lub podziwiać kilka kiczowatych obrazów w czarnych ramach. Fryzjerka, zgodnie z prośbą sukkuba, nie myje jego włosów – zwilża pasma, używając do tego spryskiwacza bez żadnych dodatków zapachowych.
      — Może pani usiąść, pani Cho — odzywa się Ann, chwytając za parę nożyczek. Ruchem głowy wskazuje skórzaną kanapę naprzeciwko. — To może trochę potrwać.
      — Wolałabym jednak widzieć, co pani robi z włosami mojego męża — odpowiada słodko, a potem cofa się tylko o krok, aby dać fryzjerce przestrzeń.

      wspierająca żonka

      Usuń
  8. Convalliana milczy i pozwala fryzjerce pracować. Obserwuje jej zachowanie i wyłapuje spojrzenie; to, jak przygląda się twarzy Su-Jina, jak podziwia azjatyckie, idealne rysy – sukkub ma świadomość, że wampir był przystojny i choć może wcale tak się nie czuł, a zapewne by wręcz zaprzeczył, stanowił przykład mężczyzny z okładek – konkretny wzrost, postawa, spojrzenie, w którym kryło się coś więcej. I mimo tego, że Su-Jin nie jest głośny ani nie emanuje czymś, co ludzie mogliby nazwać temperamentem, to przyciągał wzrok.
    Bierze od Su-Jina telefon i tłumaczy fryzjerce, jak powinno wyglądać cięcie i że to ważne, aby wszystko było idealne – każdy ruch nożyczek musiał być perfekcyjny. Koniec końców chodziło o to, żeby fryzura podobała się wampirowi i jeśli faktycznie do tej pory niczego nie robił ze swoimi włosami, musiało to być dla niego trudne.
    Convalliana przypomina sobie moment, w którym jej włosy zostały ścięte – najpierw przez kata, który sądził, że brutalnym przesłuchaniem wydobędzie z niej zło, a potem Earla, co miało być formą kary. Dlatego od kilku lat po prostu je ścinała, utrzymując konkretną długość – tak, aby nigdy nikt więcej nie mógł jej niczego odebrać.
    — Tak, nieco dłużej z góry… przy bokach krótsze, ale wycieniowane, żeby było widać uszy. Mąż dużo pracuje i czyta, więc włosy nie powinny wpadać mu do oczu — oznajmia sukkub, patrząc w stronę Ann, aby ta zrozumiała, że to ważne.
    Uśmiecha się lekko, słysząc komentarz Su-Jina, a potem obserwuje fryzjerkę – słyszy jej śmiech; to, jak raz po raz skraca dystans, którego powinna się trzymać. Nie reaguje jeszcze, pozwala jej pracować.
    Mruży oczy w momencie, w którym ręka kobiety zsuwa się i dotyka męskiej skóry – to sprawia, że Convalliana mimowolnie się prostuje, zupełnie jakby drapieżnik wbijał pazury w ziemię, gotów, aby skoczyć i rozszarpać gardło ofiary.
    Gdy Su-Jin reaguje, a kobieta niezbyt szczerze przeprasza, Convalliana bierze oddech, a jej jasną twarzyczkę wykrzywia grymas. Pozwala Ann dokończyć, wykonać ostatnie cięcie, a kiedy fryzjerka próbuje dotknąć męskiej szyi, sukkub mocno chwyta jej dłoń – zmusza kobietę do tego, aby cofnęła się o krok.
    — Nie rozumiem, skąd wzięło się w tobie to bezczelne pragnienie dotykania cudzego męża, Ann. — Głos Convalliany jest ostry i zimny. — Jest piękny… prawda? Im dłużej przyglądasz się jego twarzy… im dłużej czujesz zapach jego skóry — Pochyla się do kobiety — tym bardziej idealny się wydaje. Tylko że ja nie lubię się dzielić, Ann.
    Uśmiecha się krótko, z niewypowiedzianą groźbą.
    — Dotknij mojego męża jeszcze raz, choćby przypadkiem, zrób cokolwiek, przez co poczuje się niekomfortowo, a przysięgam, że stracisz pracę. — Zagląda w przestraszone oczy kobiety. — To nie jest scenariusz, w którym grasz główną rolę, skarbie, a jeśli tak bardzo chcesz poczuć się ważna, mogę sprawić, że staniesz się taka dla śledczych, którzy będą wyławiać twoje zimne, opuchnięte, cuchnące ciało z pobliskiej wody.
    Czy byłaby zdolna, aby zabić tę kobietę? Tak, i to nie byłaby jej pierwsza ofiara. Zazwyczaj zabijanie wiązało się z przetrwaniem, ale teraz chodziło o coś zupełnie innego.
    Puszcza dłoń kobiety – Ann jedynie przełyka ślinę i rozmasowuje nadgarstek, przelotnie zerkając po śladach po paznokciach sukkuba.
    — P-przepraszam… — mamrocze, choć nie wiadomo, czy skierowane jest to do Su-Jina, czy może Convalliany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sukkub uśmiecha się słodko, zdecydowanie zbyt słodko, a potem przygląda się, jak Ann kończy pracę. Zbliża się do męża, gdy fryzjerka idzie wystawić rachunek, a potem chwyta jego podbródek i delikatnie kieruje w górę – Su-Jin wciąż zajmuje fotel, a ona pochyla się do niego; w zielonych oczach majaczy demoniczny cień.
      — Wyglądasz idealnie… — szepcze, sunąc wzrokiem po obciętych kosmykach; niemo zachwyca się, gdy jeden z nich niesfornie dotyka jego czoła.
      Prostuje się, a potem opłaca usługę i zerka jeszcze w stronę Ann – fryzjera wbija wzrok w podłogę, nie odważając się ruszyć. Convallianie wcale nie jest jej szkoda i nie żałuje swojej słodkiej groźby.
      — Idziemy? Jesteś gotów? — zwraca się do męża, odgarnia swoje włosy z twarzy i poprawia torebeczkę.

      żonka, której lepiej nie wkurzać

      Usuń
  9. Convalliana wcale nie ma zamiaru się powstrzymywać; zazdrość jest wyniszczająca, szaleje i wgryza się w kark, ale nie tylko to jest ważne. Sukkub irytuje się i wścieka, bo Ann sprawia, że Su-Jin nie jest w stanie zareagować, a raczej nie jest w stanie zrobić tego w optymalny sposób; zajmuje fotel, zestresowany i spięty – jest w obcym miejscu, dotykany przez obcą kobietę i w dodatku zmuszony do tego, aby jakoś to znieść. Równie dobrze Ann w swojej głupocie mogłaby ściąć włosy inaczej – bardziej krzywo czy po prostu krócej niż chciał klient, bo była tylko małostkowym, malutkim człowiekiem, który próbował udowodnić sobie, że może więcej.
    Sukkub czuje się więc odpowiedzialny za to wszystko i zirytowany zachowaniem Ann, dlatego reaguje ostro i bezwzględnie, grożąc i obiecując – Convalliana nie żartuje. Byłaby w stanie skrzywdzić kobietę i najpewniej nie przejęłaby się tym; i to nie tak, że demonica lubuje się w tym wszystkim. Przemoc do niej nie pasowała – podobnie jak brud pod paznokciami czy krew przy skórze, jednak jakoś by sobie z tym poradziła. W końcu robiła gorsze rzeczy.
    — Tak — odpowiada ze słodkim, czułym uśmiechem, który kryje w sobie niemy zachwyt.
    Convalliana właściwie od zawsze sądziła, że Su-Jin ma w sobie coś… niezwykłego, tylko że wcześniej widziała jedynie to. Nie chodziło o wnętrze czy poznanie, a raczej o fizyczny aspekt całej tej relacji, choć wtedy nie łączyło ich tak naprawdę nic, jedynie dyskusja w zakresie psychoanalizy i poglądów filozoficznych. Zwykłe nic, które urosło do miana absolutu.
    Nie żegna się ani nie dodaje nic więcej od siebie. Nie ma zamiaru zachowywać pozorów ani udawać, że w całej tej sytuacji okaże się lepsza czy dojrzalsza, bo wcale taka nie była, a wręcz przeciwnie – była gorsza.
    Bierze oddech i pozwala, aby wiaterek popieścił jej twarz, a potem chce sięgnąć po klucze od auta, ale Su-Jin łapie jej nadgarstek – nie jest w stanie wyłapać momentu, w którym znajduje się tak blisko niego, a gdy to do niej dociera, czuje jedynie jego usta przy swoich ustach. Wydaje z siebie cichy pomruk i otwiera szerzej oczy – nie spodziewa się tego, więc pocałunek wiąże się z jej zaskoczeniem.
    Patrzy Su-Jinowi prosto w twarz, a gdy delikatnie uchyla usta, język wampira sięga po jej język, a to sprawia, że mimowolnie opiera się o jego ciało i oddaje pieszczotę – jego ręce przy jej szyi, jej podbródku, jej policzku. Jego ręce jak ręce artysty – kreślą jej rysy i nadają znaczenie sylwetce, zupełnie jakby właśnie teraz mogła przyjąć swoją pierwotną postać.
    Dyszy przez nos, cicho jęcząc w jego usta, gdy mocniej łapie jej nadgarstek – Convalliana czuje, że poddaje się temu wszystkiemu; że równie dobrze cały świat wokół mógłby płonąć, a ona odkryłaby to dopiero, gdy Su-Jin się od niej odsunął.
    — Tak… — odpowiada szeptem, a jej głos drży mimowolnie, gdy mówiąc, ociera się o jego usta. Mruga, mocno zamykając oczy i kiedy je otwiera, te nachodzą czernią. Zieleń staje się głębsza, wielowymiarowa, piękna.
    Przez jej ciało przebiega dreszcz, gdy uświadamia sobie, że nie jest w stanie się odsunąć – że nie jest w stanie tego zrobić, bo on nie ma zamiaru jej puścić. Słodkie odurzenie rozprasza jej mięśnie, serce bije szybciej. Jest stracona, zupełnie i beznadziejnie strona, będąc równocześnie zupełnie i beznadziejnie zakochana.
    — Połamałabym jej ręce, bo cię dotknęła. Wydrapałabym oczy… bo miała czelność spoglądać w twoją stronę — mamrocze i syczy cicho ze słodkiego bólu, gdy Su-Jin przygryza jej dolną wargę. Niemal kurczy się w jego ramionach i mimowolnie ociera się o jego ciało, nie mogąc się powstrzymać; nie radząc sobie z tym, co pierwotne. — Bo jesteś mój. Tylko mój… i będziesz moim cholernym mężem — dodaje przez ściśnięte gardło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Potrzebujemy obrączek… — Tylko tyle jest w stanie powiedzieć, bo Su-Jin znów całuje jej usta, a ona poddaje się temu; spada w tę kuszącą ciemność, wierząc, że nie rozbije się o ostre skały. Wierzy w to, że wraz z kolejnym oddechem, z mijającym czasem, wciąż będzie właśnie w tym miejscu.
      Oddaje pocałunek i pogłębia pieszczotę, podczas gdy wampir kieruje jej dłoń po swoim ciele. Wyczuwa to wszystko i warczy w jego usta – podniecenie, miłość, zaborczość i chęć posiadania. Podniecenie rozsadzające szkielet, słodka miłość, pokrywająca serce, zaborczość i chęć posiadania, tak pierwotna, tak silna, tak niemożliwie odurzająca.
      Dociska czoło do jego czoła, dysząc ciężko i spogląda w stronę jego rozchylonych ust. Ukradkiem oddaje wampirowi swój głębszy oddech; oddech wypełnionym każdą z tych emocji; podnieceniem, miłością i zaborczością oraz pierwotną chęcią posiadania.

      bardzo, bardzo mile zaskoczona żoncia

      Usuń
  10. Pożądanie, podniecenie, zaborczość – wszystko to było jej znane i prawie zawsze była tego powodem. Widziano w niej w końcu coś idealnego; coś, co każdy pragnął mieć, zatrzymać dla siebie, posiąść i zdobyć, bo nie było nic lepszego, nic nie łechtało męskiego ego jak piękna kobieta, którą można się pochwalić i to niezależnie od tego, czy był to król, cesarz, polityk czy artysta.
    Teraz jednak było inaczej – Convalliana niemal namacalnie czuje swoje pragnienie, by poddać się temu wszystkiemu; by po prostu oddać się męskim dłoniom i móc spijać jego oddech, chłonąć ciepło skóry i zapach, który kołysał jej zmysły.
    Słyszy jego pomruk i przytakuje słowom. Nie mogło być inaczej – uratowała jego serce, zdobyła je, schwyciła w swoje ręce i otarła się o nie, smakując słodkich uderzeń. To serce należało teraz do niej – zupełnie jak jego właściciel i Convalliana wcale nie próbowała udawać, że jest inaczej. I mimo że ma świadomość, jak toksyczne może się to wydawać, jak zgubne, jak niebezpieczne, wcale nie ma zamiaru się wycofywać. To, co raz stało się jej… będzie jej tak długo, aż zdecyduje się odpuścić.
    Convalliana uśmiecha się z rozbawieniem, gdy dostrzega obcy wzrok – nie przeszkadza jej to i śmieje się jednak cicho, gdy Su-Jin spogląda w stronę pary. Ta sytuacja wydaje jej się tak… abstrakcyjna. Stoi przy mężczyźnie, którego kocha, który całkowicie dał się pochłonąć swoim emocjom i pierwotnemu instynktowi, który od jakiegoś czasu robił wszystko, aby z każdym kolejnym dniem zakochiwała się w nim coraz bardziej i mocniej.
    Pozwala, aby znów docisnął usta do jej ust i wzdycha cicho, patrząc, jak w końcu się wycofuje. Oblizuje wolno dolną wargę językiem, czując jeszcze jego pocałunek, a potem zajmuje miejsce kierowcy i rozsiada się wygodnie. Odkłada też torebkę.
    — Po prostu nie lubię się dzielić — oznajmia, zerkając w jego stronę, a potem uśmiecha się mimowolnie, tak subtelnie, tak lekko, gdy Su-Jin dotyka jej włosów i odkrytego ramienia. Przez moment czuje, że gra rolę jego uzależnienia; że wampir nie może powstrzymać się od dotykania jej i czuje potrzebę, aby czuć jej skórę pod palcami. I zna to uczucie, bo ono równie często zatruwało jej umysł.
    — Podnieciło cię to? — Spogląda w jego stronę i przygryza delikatnie dolną wargę. Przesuwa wzrokiem po jego idealnej twarzy. Czule dotyka rys i skóry. — Właściwie wtedy myślałam o tym, że pewnie nie chcesz, żeby jakaś obca kobieta cię dotykała, więc zareagowałam, ale tak. Było w tym coś terytorialnego i może wcale nie chciałam przyznać, że chodziło o pewną… zazdrość? Po prostu zrobiłam to, co chciałam.
    Obserwuje, jak wampir przechyla się, a potem mruczy cicho, gdy całuje jej szyję – czuje każde zachłanne muśnięcie i przymyka oczy w momencie, w którym jego usta wędrują wyżej.
    — Mhm. Opętałam cię i oswoiłam. Zdobyłam cię... — odpowiada szeptem, a w jej głosie słychać pewną czułość, pewne uwielbienie do wypowiadanych słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jubiler prostuje się i uśmiecha. Jego spojrzenie, ukryte za grubymi szkłami okularów, jest miłe i profesjonalne. Poprawia muszkę przy szyi, a potem jego uśmiech się poszerza w momencie, w którym Convalliana zbliża się do lady.
      — Czym mogę służyć? — pyta mężczyzna, ukradkiem zerkając w stronę Azjaty. Ten staje przy sukkubie, a jubiler mimowolnie spogląda po parze, czując zazdrość, co w końcu było bardzo ludzkie. Nie jest jednak pewien, czy jest zazdrosny o kobietę, czy może o to, że nie wygląda jak Su-Jin; przy Azjacie wyglądał śmiesznie i nie czuł się z tym dobrze. To tak jakby obok czegoś złotego i cennego postawić kamień.
      — Szukamy obrączek — odpowiada Convalliana i posyła mężczyźnie delikatny uśmiech, a ten mruga i chrząka cicho, jakby nie chciał być niegrzeczny i zbyt długo gapić się w stronę zajętej kobiety. Jubiler sięga po kilka przegródek i wyciąga je, aby pokazać parze biżuterię.
      — To nasze najbardziej popularne wzory. Możemy też urozmaicić podstawowe projekty. Dodać kamienie lub je wymienić — oznajmia sprzedawca, przyglądając się ładnym, smukłym palcom Convalliany.
      — Powinny być zwykłe, bez żadnych kiczowatych ozdobników. — Sukkuba zwraca się do przyszłego męża i wyciąga jedną ze złotych obrączek. Przygląda się jej i sunie wzrokiem po grze świateł. — Czy może wolisz zaszaleć i kupić coś innego? — pyta, spoglądając w stronę Su-Jina.

      niezdecydowana żonka

      Usuń
  11. Zerka w jego stronę, gdy wspomina o srebrnych obrączkach. Ma ochotę prychnąć, ale powstrzymuje się, więc jedynie posyła przyszłemu mężowi swój uśmieszek, który sugeruje, że doskonale wie, że się z nią droczy.
    — Też myślę, że wystarczą zwykłe — przyznaje i przytakuje jego słowom. — Ślub w Korei, Grecji… to będzie dość niezwykłe. Chyba nigdy nie dostałam od żadnego mężczyzny aż tyle pierścionków — dodaje nieco zaczepnie.
    Su-Jin był pewnie świadom tego, że to nie pierwszy raz, gdy stanęła przed decyzją zamążpójścia. Zazwyczaj wiązało się to z ogromem uczuć mężczyzny i chęcią posiadania, ale Convalliana do tej pory nigdy nie powiedziała „tak”, nawet gdy o jej rękę prosił Aleksander. Nie sądziła, że małżeństwo jest jej do czegokolwiek potrzebne, a raczej utrudniałoby pewne kwestie. Przynajmniej aż dotąd.
    Przytakuje, gdy Su-Jin pyta, czy przymierzy obrączkę. Patrzy mu prosto w twarz, gdy łapie jej dłoń, a potem pierścionek czule obejmuje jej palec – spuszcza więc wzrok i pociera biżuterię opuszkiem, przyglądając się jej. Potem spogląda w oczy Su-Jina, chcąc powiedzieć, że jest idealna; że mogłaby zostać jego żoną tu i teraz, w eleganckim sklepie, mając za świadka zakompleksionego, niskiego jubilera, który ciągle ucieka spojrzeniem w bok.
    Ale człowiek się odzywa, a Convalliana odwraca do niego głowę. Wyłapuje pewną uszczypliwość, zupełnie jakby sprzedawca sugerował, że pieniądze były jakimś ograniczeniem.
    — Wyjątkowa kobieta nie potrzebuje ozdób — odzywa się, a w jej głosie słychać pewną słodką nutę. — Nigdy nie lubiłam zbytnio się stroić. Złoto, miedź, klejnoty… to wszystko odciąga wzrok od prawdziwego piękna. — Przygląda się biżuterii. — Słyszał pan kiedyś o tym, że wyjątkowe kobiece piękno widać dopiero w momencie, w którym kobieta jest naga? Naga i bezbronna, bo wtedy nie może się ukryć ani za makijażem, ani za ubraniem czy za biżuterią.
    Posyła mężczyźnie krótkie, pewne spojrzenie, a ten próbuje jakoś powstrzymać reakcję własnego ciało; spina się i zaczyna się czerwienić, dlatego chrząka.
    — Więc rozumiem, że złoto i miedź? — mamrocze i poprawia okulary.
    — Tak — odpowiada. — Ta męża może być trochę szersza — dodaje, zdejmując z palca obrączkę, którą wcześniej założył jej Su-Jin.
    — To wszystko będzie dla państwa? — Sprzedawca uśmiecha się krótko.
    — Tak, dziękujemy. — Convalliana mimowolnie chwyta Su-Jina pod ramię, a potem sunie palcami po jego skórze, aż łapie jego dłoń i ujmuje rękę. Rozgląda się jeszcze po sklepie, przyglądając się wystawce i pozwala wampirowi zapłacić za wybraną biżuterię.
    Sklep o złoto-czarnej wystawie, który właścicielka nazwała „W-Power”, jest jednym z jej ulubionych miejsc – pachnie tam brzoskwinią i drewnem; podłoga jest zawsze wypastowana, a ściany czarne, ozdobione w kilka obrazów o złotych ramach. Już od samego początku widać powykrzywiane manekiny – ubrane w fikuśne lub mniej albo bardziej poważne kreacje, co jedynie zdradza pewną fantazję krawcowej.
    — Bello, jesteś? — Convalliana rozgląda się wokół, a potem puszcza dłoń Su-Jina, aby wejść głębiej.
    Bella, kobieta po pięćdziesiątce, wciśnięta w gustowną garsonkę i białą koszulę z rozkloszowanymi rękawami, pojawia się chwilę potem – we włosach ma wpięty kwiat, a przy jej szyi wiszą prawdziwe perły. Przy jej nogach ocierają się koty. Dwa sfinksy o niebieskich, dużych oczach.
    — Oh, bellezza mia! — odzywa się Bella i klaszcze w dłonie; przy jej pomarszczonych palcach widnieje kilka złotych pierścionków z drogimi klejnotami. — Co tutaj robisz? Znowu zamierzasz wykupić połowę mojej kolekcji? — pyta, ale prostuje się nieco, gdy dostrzega w swoim sklepie mężczyznę. Posyła Convallianie znaczące spojrzenie. — Mi hai portato un amante? O forse è il tuo amante e ti vanti sfacciatamente di questo dio greco con me? Sei crudele, bellezza mia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — È più un dio coreano. — Convalliana śmieje się cicho, a potem zawija kosmyk włosów za ucho. — Bello, to mój przyszły mąż, Cho Su-Jin. Su-Jin to Bella Rizzo, utalentowana projektantka ubrań.
      — Musisz być wyjątkowy — stwierdza kobieta i chwyta jednego ze swoich kotów, który pazurkami zahacza jej rajstopy. — Convalliana nigdy wcześniej nie przyprowadziła tutaj żadnego mężczyzny. Czym się zajmujesz? Będziesz w stanie utrzymać Lianę i wasze potomstwo? Kupować futra? I drogie wino? Ta mała ślicznotka uwielbia drogiego szampana.
      Bella śmieje się chrapliwie, a potem zaprasza parę gestem.
      — To mój sklep i pracownia. Tutaj projektuję i szyję… — dodaje. — Jestem prawdziwą czarodziejką. No, a przynajmniej tak słyszałam.

      żoncia i sklepowe rewolucje

      Usuń
  12. Bella uśmiecha się i przytakuje, gdy Su-Jin nieznacznie się kłania. W jej jasnych oczach majaczy jedynie dobro i odrobina szaleństwa, co było charakterystyczne dla artystów. Rizzo, urodzona we Włoszech, przeżyła pięciu mężów, urodziła kilkoro dzieciaków, najmłodsze studiowało w Paryżu, i osiadła w Woodwick, kiedy zdecydowała się po prostu… odpocząć. Miała dość wystawnego życia, ciągłych bankietów i sztucznych uśmiechów. Potrzebowała czegoś prawdziwego, nieznośnie realnego.
    — Mnie też jest miło, bellissimo ragazzo — odpowiada Bella i uśmiecha się, a potem zerka w stronę jednego ze swoich kotów. — To Primadonna — odzywa się i śmieje cicho. — Do tej pory myślałam, że nie przepada za obcymi. Najwyraźniej jesteś nie tylko zaklinaczem pięknych kobiet, ale też kotów.
    Rizzo niczego nie udaje; jest w swojej trosce i komentarzach autentyczna, a do tego bije od niej matczyne uczucie; takie, które sugeruje, że naprawdę się przejmuje.
    — Filozofię? Mój trzeci mąż też był filozofem, a przynajmniej udawał, że był kimś takim. Kiedyś przeczytał jakąś książkę, a od tamtej pory ciągle się tym chwalił. Dobrze, że chociaż dobrym mechanikiem był — stwierdza kobieta i wzdycha z pewną nostalgią.
    Convalliana powstrzymuje uśmiech, który wyczuwa przy swoich ustach; Bella chętnie słuchała o jej podbojach, o zakochanych w niej mężczyznach, a czasem mówiła, że gdy była młoda i piękna, też nie mogła się odpędzić od adoratorów – sugerowała nawet, że sukkub powinien to wykorzystywać, bo słabość do piękna jest tylko chwilowa.
    Gdy Su-Jin wspomina o winie, Convalliana dotyka jednej ze sukienek. Miał rację – piła wino tylko raz, bo odkąd zajęła jego dom, jego łóżko, jego przestrzeń, nie czuła się tak obrzydliwie samotna. Nie było już pustych wieczorów, gdy siadała przy kominku, wpatrując się w ogień, zupełnie jakby tkwiła w jakimś zawieszeniu. Piła wtedy wino, upijała się i zasypiała w niewygodnej pozycji, budząc się rano w salonie – nie brakowało jej tego; tego poczucia beznadziei, irracjonalnego strachu, który kazał jej celebrować takie chwile, bo w końcu była wolna, ale wtedy wolność smakowała samotnością i brudem.
    — Może jesteś lepszym towarzyszem niż butelka wina — oznajmia Bella i śmieje się przyjemnie, nieco chrapliwie, słysząc jego komentarz o futrach. — Bo widzisz, mój piękny chłopcze, najlepsze futro ubiera się w momencie, gdy chce się kogoś uwieść. W jakiś sposób to nawet wyuzdane. Mężczyzna daje kobiecie futro, chcąc zobaczyć ją tylko w nim… nie w innych ubraniach, bieliźnie. Nie, nie. Naga skóra i futro.
    Rizzo sięga po paczkę papierosów, ale ta zostaje jej wyrwana przez Convallianę, więc staruszka jedynie prycha i kontynuuje:
    — Kiedyś, gdy noszono prawdziwe futra, było to bardziej podniecające. Piękna kobieta i władza nad przyrodą. Teraz nie ma już to aż takiego wydźwięku. Czasy się zmieniają i obecnie zdobycie kobiety nie jest tak trudne, jak kiedyś.
    — Dostałaś kiedyś jakieś futro, Bello? — Sukkub wrzuca paczkę papierosów do kosza, a potem zbliża się do wieszaków.
    — Oczywiście, moja droga. Od czwartego męża i muszę przyznać, że naprawdę lubił widzieć mnie tylko w nim. — Chichocze, a potem odwraca się do Su-Jina, gdy ten zadaje pytanie. — Być może to, że bywa naprawdę wymagająca. Chyba masz szczęście, że cię wybrała, skoro tak trudno ją zadowolić.
    Rizzo uśmiecha się delikatnie.
    — To dobra dziewczyna, trochę samotna. Ale teraz dokładnie wypełnisz jej życie, prawda? Koniec z samotnością i pracowaniem po nocach. Głupia tak bardzo nie lubiła wracać do domu, że czasem miałam wrażenie, że mieszka w swoim sklepie — oznajmia Bella z cichym prychnięciem. Zaraz potem klaszcze w dłonie i pokazuje Su-Jinowi fotel. — Usiądź sobie wygodnie, a ja przyniosę coś do picia. Synuś wysłał mi ostatnio jakąś prawdziwą indyjską czy tam jakąś inną herbatę. Sama jej nie wypiję, więc to dobra okazja, żeby pozbyć się tego cholerstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Convalliana patrzy w stronę Rizzo, która opuszcza pracownię, aby swoim zwyczajem wspiąć się po schodkach i zniknąć. Potem przerzuca wzrok i wbija spojrzenie w Su-Jina, który zajmuje fotel.
      — Jeśli to dla ciebie za dużo, możesz poczekać w samochodzie — odzywa się, wchodząc za kotarkę z kilkoma zestawami bielizny i sukienkami. — Ale wolałabym, żebyś został… — dodaje ze słodką nutą w głosie.
      Chwilę zajmuje jej założenie paseczków, a potem ogląda się w lustrze, które pokrywa część ściany i uśmiecha się do siebie mimowolnie; nigdy wcześniej nie wybierała bielizny z myślą o mężczyźnie. Teraz jednak chciała, aby Su-Jin pomógł jej podjąć decyzję, dlatego pokazuje mu się w czarnym komplecie – materiał przy piersiach jest przezroczysty i odsłania małe, zaróżowione sutki; koronka i paseczki idealnie komponują się z mlecznobiałą skórą sukkuba; majtki są równie przezroczyste i mają nieco wyższy stan; ozdobione w koronkę i ciągnące się paseczki, które obejmują wcięcie w talii.
      — Więc? Jak wyglądam? — Odwraca się do niego tyłem, aby spojrzeć jeszcze raz w lustro. Przechyla delikatnie głowę, krytycznie spoglądając po swoim ciele, zupełnie jakby mogła dojrzeć coś szpetnego.

      już nie tak samotna żoncia

      Usuń
  13. — Tak, przymierzę — odpowiada i bierze od niego sukienkę, zaczepnie dotykając palcami jego palców. Przygląda się przez chwilę kreacji, rozpoznając satynę; była to bardzo eteryczna, miękka sukienka, dopasowująca się do ciała, a jednocześnie dość prosta, aby wydobyć kobiece piękne.
    Bella uśmiecha się i przytakuje, gdy Su-Jin krótko odpowiada. Była pewna, że tak właśnie będzie; że to ten mężczyzna, z którym Convalliana w końcu się pojawiła, będzie tym, który da jej szczęście; da jej coś, co nawet jeśli okaże się chwilowe, będzie bezcenne.
    Kiedy ubiera bieliznę, słyszy jego głos – jego pytanie, a to sprawia, że wbija spojrzenie w podłogę. Czy była samotna? Tak, w jakimś sensie tak, choć nie było to spowodowane tym, że nie ma obok siebie kogoś bliskiego. Przez dłuższy czas każdy jej ruch obserwował Earl – był przy niej i właściwie czuła go cały czas; czuła jego zapach, ciało, oddech, czuła każde wypowiedziane słowo, a gdy w końcu była wolna, została sama, samiutka.
    — Oczywiście, że czułam się samotna. Przez ponad dwa lata wciąż towarzyszył mi Earl. Był ze mną w każdej sekundzie, minucie, godzinie… kiedy uciekłam, nagle okazało się, że jestem sama — oznajmia nieco nieobecnym głosem. — Nie lubiłam tego, co kryło się w ciszy pustego domu. Być może spodziewałam się, że Earl mnie dopadnie, a może obawiałam się, że nie dam sobie rady z własnymi myślami.
    Przyzwyczajenie się do życia bez Earla było w jakiś sposób… trudne i wymagało od niej dostosowania się do tego, co osiągnęła. Przeżyła żałobę po dziecku, zaczęła pracować i budować markę, aż w końcu pracy było tyle, że mogłaby nie opuszczać Desiderium – pracą wypełniała wewnętrzną pustkę, a gdy już w końcu musiała wrócić do domu, to towarzyszyła jej albo butelka wina, albo był to kochanek, który miał dać jej orgazm.
    — Nigdy zbyt dużo bielizny — stwierdza, uśmiechając się mimowolnie. Spogląda po swoim ciele w lustrze, wiedząc, że było idealne, ale Convalliana doskonale zdaje sobie sprawę z niektórych blizn; ta po nożu i podpaleniu, lub te już prawie niewidoczne, niemal wyblakłe, które zostawił po sobie Earl. Sukkub wie, że nikt nie dojrzy małych kropeczek po drucie kolczastym, ale ona wie, że tam były.
    — To efekt wizualny — odpowiada, a w jej głosie słychać ciche rozbawienie i rozczulenie. Odwraca się i zbliża do Su-Jina, który wciąż zajmuje fotel, wolno, niemal bezszelestnie, jej mlecznobiała skóra pokrywa się złotem w świetle nisko wiszącego żyrandola, i ujmuje jego podbródek, by móc przyjrzeć się jego oczom.
    — A co do zdejmowania, to wystarczy — Łapie jego dłoń i przysuwa do zapięcia — że za to pociągniesz. Ale równie dobrze zawsze możesz ze mnie wszystko zerwać… — Wzrusza ramieniem i uśmiecha się zaczepnie, po czym odsuwa się i wraca za kotarę, aby przymierzyć sukienkę, którą wybrał dla niej Su-Jin.
    Ściąga do niej stanik, aby zupełnie odkryć plecy i znów pokazuje się wampirowi.
    — Podoba mi się. — Jej dłonie przesuwają się po biodrach.
    — Wyglądasz świetnie! — Bella odstawiła tacę i rozlała herbaty z dzbanka po trzech filiżankach. Tuż obok stał talerzyk z makaronikami z korzenno-czekoladowym nadzieniem. — Mam jeszcze taką podobną. Ale tamta ma kilka łańcuszków przy plecach. Powinnaś ją wziąć. Będziesz pięknie wyglądać!
    Sukkub uśmiecha się lekko i zerka w stronę Su-Jina, a potem odwraca głowę do Rizzo, która właśnie upija głośny łyk herbaty.
    — A coś czerwonego?
    Convalliana opuszcza sklep z kilkoma siatkami – do toreb, oprócz bielizny i kilku par butów, spakowano kilka sukienek; czarne, czerwone i jedną białą. Demonica chciała mieć coś niewinnego w swojej szafie, więc zdecydowała się wybrać model, który delikatnie nawiązywał do kultury Azji – Bella przyznała się, że kiedyś próbowała przemycić takie akcenty w swoich ubraniach, ale ostatecznie lepiej czuła się w bardziej wyzywających kreacjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powrót do domu, po tym, jak Convalliana zaciągnęła Su-Jina do jednego ze sklepów, który miał w swoim asortymencie wszystko i nic, wydaje się trwać niezwykle długo – bagażnik zajmuje kilka siatek z zakupami do domu. Demonica wzięła parę świeczek, świeczników, kadzidełek, a także skusiła się, by kupić jakąś roślinę w doniczce; wspólnym zakupem okazał się dywan – Convalliana wprost zasugerowała, że ten powinien być wygodny i bezczelnie szepnęła, że to dlatego, że miała zamiar długo i namiętnie kochać się z mężem przed kominkiem, więc niejako był to konieczny zakup.
      Auto zatrzymuje się, a Convalliana jedynie zerka w stronę swojego domu, który był już prawie skończony – projektant mówił, że już niedługo będzie mogła odebrać klucze. Wyciąga z bagażnika część zakupów, resztę zostawiając wampirowi.
      — To co? Kolacja? — odzywa się i spogląda w stronę Su-Jina. — Możesz wziąć prysznic, zmyć z siebie smród miasta, a ja w tym czasie zagotuję wodę. — Zbliża się do niego, aby ucałować jego policzek, a potem obserwuje, jak wampir się oddala; sunie wzrokiem po jego sylwetce; szerokich ramionach, wyprostowanych plecach.
      Jednak gdy Su-Jin opuszcza łazienkę, dom jest zbyt… cichy. Kuchnia pozostaje pogrążona w mroku, a gdy zbliża się do jednego z blatów, dostrzega karteczkę i odręcznie napisaną wiadomość: To polowanie. Złap mnie i zaciągnij do domu.
      Las wydaje się ciemnym, zwodniczym miejscem – słońce kryje się i nie rozświetla niczego wokół; opuszcza korony drzew i wydaje się zniknąć. W powietrzu czuć wilgotny zapach; ściółka, drewno i futro. Jest dość duszno, pot spływa po drobnych plecach sukkuba, a serce bije dość szybko – bose stopy kroczą cicho, jak najciszej. Ogon faluje wokół, a czarne, demoniczne spojrzenie lustruje teren. Czerwona, satynowa sukienka nieco przylega do idealnego ciała; materiał pięknie odkrywa plecy i dekolt.
      Convalliana słyszy szelest, coś kryje się w zaroślach, a potem ucieka – atmosfera jest napięta, dzika, a ona kryje się za jednym z drzew, spoglądając w górę. Jest ciemno, a korony drzew kołyszą się delikatnie, gdy drobny wiatr uderza w liście.

      uciekająca żonka :>

      Usuń
  14. Pierwszy raz odkąd zaczęli prowadzić tą zawiłą konwersację, która miała na celu sprawdzić jeden drugiego, zainteresował się rzeczywiście tym co wampir miał mu do powiedzenia, a raczej zaciekawiły go jego odpowiedzi i poglądy, którymi raczył się podzielić. Rzeczywiście tworzenie potomstwa przez jego pobratymców niekiedy wynikało z głupich pobudek lub co gorsza z nieprzemyślanego impulsu. Sam doskonale zna taki przypadek, gdy stwórca nie wziął odpowiedzialności za swoje dziecko. Sam jednak nigdy nie przekazał swojej krwi, nie czuł potrzeby tchnięcia życia w człowieka, któremu odbierał powolnie życie. Nigdy nie poznał nikogo szczególnego, kogoś kto chociażby zasiał ziarenko zastanowienia, cień wahania nad tym, czy w samotnej egzystencji jest sens, czy może pragnie czegoś zupełnie innego.
    — Mój gatunek bywa nierozsądny i naiwny. — odpowiada zgodnie z własnymi, wysnutymi dawno, wnioskami. Pod pewnymi względami, wcale nie czuł się dumnym będąc tym konkretnym wampirem, wcale nie czuł się lepszy będąc jednym z nich. Wampiry były generalizowane, wszystkie wrzucane do jednego worka przez inne istoty, w głównej mierze przez czarownice umiłowane w równowadze i naturze, czy też zaślepionych chorymi ideałami łowców. — Jest kilka powodów, dla których nigdy nie posunąłem się do nakarmienia kogoś swoją krwią i przemiany. Nie zamierzam tego zmieniać. — przyznał szczerze. Nie był to pogląd, którym obawiał się dzielić. Hazel była dla niego wyjątkowa, traktował ją jak swoją córkę, ale nie był jej stwórcą. Nie był jej prawdziwym ojcem. Chęć wzięcia za nią odpowiedzialności sięgała znacznie dalej, szarpała struny, których nie powinien mieć dla własnego dobra i spokoju, o czym dziewczyna boleśnie go uświadamiała. — Moi pobratymcy bywają samolubni w swej naturze. — dodaje. Min-Ho niegdyś nie przejmował się czyjąś opinią, natomiast teraz nie chciałby być powodem czyichś wiecznych katuszy. Nie zamierzał kogoś zmuszać do bycia wampirem, nie chciał by ktoś oczarowany kilkoma dodatkowymi, pozornie pięknymi możliwościami skazał się na taki los, los żywego trupa, wygłodniałej bestii pozbawionej duszy. Nie chciał również ślepego oddania, które wynikało jedynie ze zwierzchnictwa stwórcy nad potomkiem. To było sztuczne, ułudne i niebezpieczne.
    Min-Ho nie gonił normalności, jego praca, przyjazd do Woodwick było uwarunkowane czymś innym. Su-Jin miał jednak rację, zapuszczając się głęboko w gęstwinę czuł się sobą, gdy zmysły mogą pracować na najwyższych obrotach, gdy mógł zatopić kły w ludzkich krtaniach… Dobrowolnie z tego rezygnował, by nie być potępionym przez własne sumienie, by móc odseparować się od wszystkich tych, którzy popadali w obłęd. By ona zobaczyła, że jest nadzieja na coś więcej, że wampiryzm to nie tylko bezmyślne odbieranie życia i jego koniec. A może sam chciał wierzyć, że istnieje coś więcej, ale niekoniecznie miłość i uczucia. Sama Hazel była słabością, była drewnianą kulą, która mogła przeszyć jego ciało, odebrać mu oddech i zmysły, która ostatecznie mogła go zabić. Nie potrzebował więcej takiego ryzyka.
    Tak więc czym jest dla niego miłość?
    Na moment odwraca wzrok od swego rozmówcy, zawieszając je na jednym z obrazów należącym do lokalnego artysty z małego, europejskiego miasteczka. Nie był nikim szczególnym, czy sławnym, ale jego obrazy, gra światła i cieni, mimika twarzy do niego przemawiały. Rozmazane kontury stapiające się z ciemnym niemal czarnym tłem miały w sobie coś intrygującego, coś z czym potrafił się utożsamić.
    Czym jest dla niego miłość?
    Min-Ho sprzed przemiany odpowiedziałby na to pytanie prosto i przyziemnie, będąc wychowanym w tak odległych dziejach sprowadziłby to do prostej formułki składającej się z fizycznej plątaniny zbliżeń pomiędzy kobietą i mężczyzną. Być może dodałby wzmiankę o rodzinie, zaufaniu i domostwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Min-Ho tuż po przemianie powiedziałby, że miłość jest chaosem, jest pełna skrajnych emocji. Powiedziałby, że nie ma w niej nic pięknego. Jest samolubna i brudna na swój sposób, co było następstwem wszystkiego co się wydarzyło. Przeżytej śmierci i przemiany. Było silnie związane z jego stwórczynią, jej krótkowzrocznymi pobudkami i bliskością, którą mu oferowała. Była gwałtowna i nieprzemyślana, bo tak właśnie postąpiła ta kobieta z nim, z jego umierającym ciałem. Chciała mu pomóc co było krótką i fałszywą zasłoną przed tym, że czuła się znudzona i samotna w obcym kraju, że bała się i stworzyła sobie obrońcę, który ślepo wykona rozkaz.
      A co miał do powiedzenia Min-Ho teraz? Po tak wielu latach życia w odrętwieniu, w balansowaniu na granicy upojenia i oddania się w wir głodu, a prób znalezienia równowagi i sensu w życiu powiedziałby, że miłości nie ma, a jeśli jest on osobiście nie dostrzega w niej większego sensu. Była zbyt krucha, zbyt naiwna, zbyt ryzykowna. Koniec końców prowadziła do zguby, tak czy inaczej miała swój koniec, obojętnie o jakich aspektach miłości się mówiło, obojętnie o jakiej miłości rozprawiano. Więc dlaczego dobrowolnie miałby się na coś takiego decydować? Sensowniej było postawić na przyjaźń. Dlatego tak ciężko było mu ubrać w słowa to co wniosła do jego żywota Hazel. To jak wiele rzeczy w nim budziła. Wypierał się emocji, uczuć, które podjudzane przez pragnienie i zbyt silnie odczuwane bodźce mogły skończyć się tragicznie. Łatwiej było trzymać się w ryzach, gdy nie czuło się absolutnie nic.
      Daje się skusić tym filozoficznym rozważaniom, od dawna nie mając do czynienia z kimś kto mógłby go porwać do rozmowy, zaintrygować swoim zdaniem i nietuzinkowym poglądem. Obojętnie jak wielką niechęcią darzył gang-si, musiał przyznać, że ten posiadał wiedzę i doświadczenia, które mogły ciekawić Min-Ho.
      — Instytucja, którą z łatwością można obejść za pomocą kilku upoważnień i aktów notarialnych, więc zakładam, że za twoją decyzją stoji coś więcej aniżeli wygoda prawna. — zauważa. Pamiętał zamierzchłe czasy, pamiętał swoją pierwszą i jedyną żonę, to w jakich okolicznościach ich rodziny doszły do porozumienia, dlaczego wybór padł na nich. Tak teraz było wiele innych możliwości, które mogły ominąć sztywne paragrafy i kruczki napisane drobnym pismem. A jednak małżeństwo było przypieczętowaniem, obietnicą, umową… To nie były czasy, w których należało, czy musiało się decydować na ten krok, aczkolwiek zdecydowanie łatwiej było teraz rozejść się i pójść w swoją stronę niż wieki temu.
      — A może jest tak jak stwierdził Albert Einstein, który nazwał miłość siłą, która nie została jeszcze rozpoznana? Może miał rację? Może tak naprawdę nie wiemy, czym ona dokładnie jest. — odpowiada dzieląc się wczytaną teorią, która osobiście do niego przemawia najbardziej z wielu innych pojęć i filozoficznych tez, jeśli już miałby jakąś wybrać. — Siłą, która potrafi pozbawiać rozumu i zdrowego rozsądku, jak widać. — Nie mówił tego tylko i wyłącznie o Su-Jinie, który zechciał osiąść w Woodwick ze swoją partnerką. Mówił również o sobie, wszak dla Hazel był w stanie wiele poświęcić.
      Kiwa jedynie głową. Z pewnością będzie miał niejedną okazję przekonać się na własnej skórze kim jest jego wybranka. Nie była człowiekiem, zbyt wiele punktów mu nie pasowało, ale dowie się tego sam w swoim czasie, choć nie była to wiedza, którą musiał posiąść, raczej ciekawostka.
      Jego zapewnienia nie wynikały z arogancji. Był ostrożnym podczas polowań, starał się robić to z rozwagą z dala od wścibskich spojrzeń. Był wyczulony na zainteresowanie swoja osobą, na pytania i szept za plecami. Nie chciał kłopotów, więc nie miał zamiaru do nich doprowadzać, chciał zadbać o spokój w tym miejscu, o możliwość odpoczynku. O tym Su-Jin mógł się sam przekonać skoro tak bardzo martwił się nowym sąsiadem.

      Usuń
    2. — Wyczułem to zbliżając się do miasteczka, jakby tętniło w nim coś żywego… jego własna energia. Miejscami źródło jest rzeczywiście intensywniejsze. — Choć rzeczywiście nie odczuwał tego w tak namacalny sposób, czuł różnicę będą w miasteczku, a trzysta kilometrów stąd. Może właśnie to ściągało jemu podobnych w to miejsce? — Niczym latarnia morska. — dodaje odstawiając pusty kieliszek na ławę. — To intrygujące, ale nie sądzę, by warto było wchodzić w paradę tutejszym sabatom. — Czarownic lepiej nie było drażnić, a z doświadczenia wiedział, że to właśnie one były silnie powiązane z tego typu miejscami i skupiskami mocy. — Aczkolwiek będę miał to na uwadze. — zapewnia.

      Min-Ho

      Usuń
  15. Oddycha głęboko, choć rosnące w niej podniecenie jest niemal rozbrajające; Convalliana dociska mocniej plecy do drzewa, czując wbijającą się korę i wilgoć. Świadomość tego, że niejako sprowokowała Su-Jina do tego, aby ruszył w pogoń za swoją ofiarą, jest dla niej upijająca; niczego więcej jej nie trzeba; nic nie jest dla niej tak słodkie, tak idealne.
    Czuje przepływającą przez ciało energię – las delikatnie drży i wstrzymuje oddech, aby dać jej szansę; aby pozwolić się jej wycofać, odejść, ale sukkub jedynie wciąga ciężkie, słodkie powietrze do płuc i przedziera się przez ciemność – każdy krok jest delikatny. Drobne ciało porusza się, faluje, Convalliana mknie przed las jak nimfa leśna, jak zjawa – piękna, pełna mocy i nieuchwytna.
    Znów opiera się o pień i przysłuchuje się. Próbuje wyłapać szelest, hałas lub cokolwiek innego, co mogłoby jej zdradzić, że Su-Jin jest blisko, ale w ciszy słychać jedynie wiatr i kaskady – Convalliana zwilża usta językiem, a potem wszystko dzieje się tak szybko, że wydaje z siebie ciche sapnięcie.
    Przełyka z trudem ślinę, gdy wampir mocniej dociska jej ciało do drzewa – jej zielone oczy spoglądają po męskiej twarzy. Suną po rysach, chłoną widok drapieżnika, a przy ustach majaczy delikatny uśmiech; uśmiech godny diablicy.
    — Może po prostu tego chciałam… — odpowiada, w jej głosie słychać prowokację, pewne napięcie, coś mrocznego, co wylewa się z jej słodkich, czerwonych ust
    Przymyka oczy w momencie, w którym czuje jego oddech i jęczy cicho, niemal poddańczo, potykając się w całej tej iluzji, nie mogąc powstrzymać własnego drżenia, gdy Su-Jin wbija zęby w jej skórę. Kąsa, zdobywa, oznacza, sprawia, że demonica wstrzymuje oddech.
    Tym razem jednak walczy – zbiera energię, wybierając taniec z diabłem, bo stawia się, nie przyjmuje znanej sobie postawy i niemal bezczelnie sięga ogonem do jednego z jego nadgarstków i odsuwa od swojego ciała.
    Convalliana przechyla głowę i porusza kciukiem, a demoniczna siła z impetem uderza w sylwetkę wampira – Su-Jin zostaje odepchnięty tak gwałtownie, że jego plecy zderzają się z pobliskim pniem. Demonica patrzy w jego stronę, a w zielonych oczach doskonale widać wyzwanie; niemą prośbę, by porzucił swoje łańcuchy i pokazał jej coś pierwotnego; by pokazał jej siebie – tego pierwotnego, dzikiego siebie, który wzbudzał strach i trwogę.
    — To już koniec? — pyta słodko, obserwując, jak się prostuje, ale zanim Su-Jin się otrząsnął, ona znów rzuciła się biegiem przed siebie.
    Mknie przez las, dyszy ciężko i pozwala sobie odrzucić to, co ludzkie. Z głowy Convalliany wystaje para rogów, skrzydła rozwijają się i poruszają się wśród drzew, zupełnie jakby doskonale widziały każdy pień.
    Demonica bierze oddech i uśmiecha się mimowolnie, tak wyzwolona, tak piękna, tak nieskazitelna, a potem pochyla się, by dotknąć palcami ziemi – czuje pod paznokciami ściółkę, a wokół wraz z jej szeptem pojawia się ciemna mgła. Obłąk jest gęsty i pachnie słodyczą. Pokrywa teren wokół, odbija się od drzew i maskuje obecność Convalliany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz potem wzbija się w powietrze i obserwuje, jak wampir kroczy przez demoniczną mgłę; doskonale wyłapuje każdy jego krok, a gdy ten się rozgląda, ona po prostu szybuje i atakuje – wyciąga ręce, udaje jej się zaskoczyć mężczyznę, więc kiedy wbija jego ciało w ziemię, kiedy niemal brutalnie chwyta jego dłonie, a ogon owija się wokół męskiej szyi, Convalliana góruje i pociąga nosem, czując jego zapach.
      — Od kiedy to ofiara łapie łowcę? — mruczy nad jego uchem, które muska ustami, a potem delikatnie przygryza. Ogon zaciska się mocniej wokół jego szyi, a Convalliana chichocze cichutko, demonicznie, z kryjącą się w dźwiękach rozkoszą.
      Odchyla się nieco i wbija pazury w jego skórę, tam, gdzie znajdowało się jego serce, i rozchyla swoje czerwone usta, czując pod palcami jego krew. Potem znów ucieka, kryje się we mgle, czai się i czeka; jej oddech jest nierówny i wydaje się nieść ze sobą parę, ciało jest rozpalone, niemal dotknięte gorączką.
      Convalliana trzyma skrzydła ciasno przy sobie, a kiedy wyczuwa moment, wzbija się w powietrze.

      prowokatorka

      Usuń
  16. Prowokacja była czymś, co uwielbiała; czymś, co dawało jej przewagę; czymś, co sprawiło, że mogła kształtować rzeczywistość – czymś, co ostatecznie zależało od jej „tak” lub „nie”, bo prowokacja wiązała się z manipulacją. A Convalliana była przebrzydłą manipulatorką i zawsze dostawała to, czego chciała. Zawsze.
    Nie było w tym niczego dziwnego. Przez tyle lat żyła właśnie w ten sposób i ani trochę jej to nie przeszkadzało. Władza nad ludzkim pożądaniem, kontrola, której pragnęła – to wszystko było wynikiem czegoś. Być może to przez Earla stała się tak zamknięta; tak dziwnie wypłowiała, tak dziwnie otępiała, gdy każdy wieczór kończył się upojeniem lub seksem, którego i tak nie pamiętała. Nie pamiętała nawet imienia swojego kochanka; nie pamiętała jego twarzy ani zapachu. Był dla niej zaledwie szarą plamą i nic nie znaczył.
    Kiedy więc zaczęło jej zależeć? Kiedy pozwoliła sobie się tak zepsuć? O wszystko mogłaby obwinić Su-Jina; to on był powodem; to on był początkiem i końcem; był światłem i tym, co niektórzy mogliby określić mianem nadziei, ale wtedy Convalliana wcale nie uważała, że takowej potrzebowała. Nie, ona sądziła, że o wiele zabawniej jest przekraczać granice i wyczekiwać reakcji – teraz wydaje jej się to tak dziecinne.
    Jej ruch jest delikatny i wyważony – demonica odwraca się jedynie przez ramię, aby przeskanować teren, ale wtedy wszystko dzieje się zbyt szybko. Wydaje z siebie ciche syknięcie, warkot, gdy Su-Jin wyciąga do niej ręce – gdy tak łatwo zamyka się w pułapce; ta jednak nie przypominała więzienia; nie było krat – były za to jego palce, jego oddech. Jęczy głucho, zaciągając się męskich zapachem i bezczelnie wyciąga szyję, by moc przesunąć nosem po ramieniu Su-Jina. Czuje własne podniecenie, potrzebę; czuje, że coś mrocznego przelewa się w jej duszy i żar bucha jej w twarz, niemal wypalając chłód, który panuje w lesie.
    Dostrzega jego bielszą skórę – jest piękny. Niesamowicie piękny. Był jak biała porcelana; jak gęsta mgła, dotykająca ciemnych zakamarków; tak jasna, tak cudownie miękka. Su-Jin przypomina teraz rzeźbę jedno z włoskich artystów – tak diabelsko perfekcyjną. Rozchyla usta, czując, że brakuje jej tlenu; czując, że nie może oddychać.
    Unieruchamia jej skrzydła, a ona wyłapuje jego jadeitowe oczy – może był wampirem, ale teraz był najgorszym diabłem; diabłem, z którym tańczyła; z którym pogrywała i który był dla niej wszystkim; nieskończonością i każdym osobnym atomem; był wokół, był w niej i był wieczny – był jak światło słoneczne, jak blask księżyca. Był… jej.
    Wciąga gwałtownie powietrze przez rozchylone usta, gdy czuje jego język – coś się zmieniło; jego końcówka jest ostrzejsza, bardziej wyraźna. Porusza się niemal niespokojnie, gdy Su-Jin przygryza skórę – gdy tak bezczelnie smakuje jej wrażliwych skrzydeł, które teraz drżą i pulsują. Nie jest to jednak strach; nie ma w tym niczego, co można tak zdefiniować. Convalliana dyszy ciężko, zasycha jej w gardle i jęczy cicho, mocno zaciskając oczy – czuje jego pazury przy skrzydle, a jej kręgosłup mimowolnie się wygina.
    Jego usta są przy jej ramieniu – demonica wie, że Su-Jin doskonale słyszy bicie jej serca, szum krwi; że umie wyłapać mikroskopijne drżenia; że jest zupełnie obnażona i bezbronna, a ona wcale się nie boi. Nie boi się, że to podstęp; nie boi się, że wampir sięgnie po srebro – jest tutaj. Tak żywa, tak niemożliwie gorąca i wilgotna, tak bezgranicznie ufając mężczyźnie, który być może nigdy nie powinien zbliżyć się do niej tak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Convalliana miała w końcu świadomość, jak okropna jest; jak brzydka, zepsuta i egoistyczna jest. Być może gdyby było inaczej i gdyby umiała się wycofać, Su-Jin miałby jeszcze szansę się od niej uwolnić, ale teraz, właśnie w tym momencie, demonica wyzbywa się poczucia winy.
      Wampir łapie za jej podbródek, a potem odchyla jej głowę – wie, co się zaraz stanie, ale nie spodziewa się tego, z czym będzie się to wiązać. To ugryzienie jest inne; bardziej pierwotne, mroczne, niemal bezlitosne, a to sprawia, że wyrywa rękę i sięga do włosów Su-Jina, łapiąc je mocno, ze słodkim, drżącym krzykiem. Kieruje głowę bardziej w bok, dając mu lepszy dostęp i próbuje ścisnąć uda; czuje własne pożądanie, pulsowanie, wzbierającą się wilgoć.
      Convalliana otwiera w końcu oczy i patrzy przed siebie, dostrzegając, że las całkowicie pokrył mrok – i teraz nie było już niczego; tylko ona i Su-Jin, który z niej pił; puszcza jego włosy i wbija paznokcie w jego kark, drapiąc skórę, a potem pazury mocno zahaczają o jego bark, drą koszulę i ranią. Z jej ust ucieka głuchy jęk, gdy wyczuwa również jego krew – a kiedy to się dzieje, przyciska opuszki do swoich warg i smakuje Su-Jina, robiąc to zachłannie, robiąc to instynktownie.
      Niektóre demony lubiły pić krew, a nawet jeść ludzkie mięso; czasem obgryzały też kości. Convalliana jednak nigdy tego nie robiła – żywiła się energią seksualną i nie musiała sięgać po żywą materię. Teraz jest inaczej. Wsadza palce do ust, jęcząc cicho, a krew Su-Jina rozpuszcza się w jej gardle.

      Kapturek próbujący nowych rzeczy

      Usuń
  17. Convalliana oddaje się temu wszystkiemu; nie ma w niej niczego, co mogłoby sugerować strach czy niepewność. Jest tylko ona i pożądanie; tylko ona i Su-Jin. Bez żadnych dodatków; bez żadnych masek.
    Wampir nie pozwala jej zacisnąć ud, a to sprawia, że warczy z irytacji – niemal czuje potrzebę, aby to zrobić; aby jakoś poradzić sobie z własnym podnieceniem i rozrywającą potrzebą; Convalliana ma wrażenie, że jej cipka jest już tak mokra, tak chętna, że wystarczyłby jedynie muśnięcie, aby osiągnęła orgazm – przymyka oczy w momencie, w którym Su-Jin ociera ciało o jej ciało; wyczuwa jego erekcję; wyczuwa to, jak twardy zaczyna się robić, a to sprawia, że z jej ust ucieka głuchy jęk.
    Dyszy ciężko, gdy wampir liże jej rany – wie, że robił to po to, aby przestały krwawić; to jednak wywołuje w niej dreszcz. Gdyby naprawdę pragnął ją zabić, wcale by się tym nie przejmował, a raczej wziął to, co chciał; wziął to, czego mu trzeba, a raczej dokładnie to robił, tylko że było to bardziej… intymne. Czułe.
    Nie próbuje udawać, że jej się to nie podoba. Jego krew smakuje jak miód; jak mleczna czekolada; jak coś, co mogłaby smakować, pić, jeść, pożerać – mruczy cicho, gdy Su-Jin zbliża do niej swoją twarz, a jego język sunie po jej dolnej wardze. Spogląda w jego oczy – dwa, rozżarzone węgle i jadeit, który pochłaniał jej duszę; który sprawiał, że była wobec tego mała, malutka, niemal bezbronna.
    Jęczy z uwielbieniem, kiedy wampir oblizuje jej palce i rozchyla nieco usta, czując, że ten widok trafia w jej czułe miejsce – ociera się o jego ciało, chcąc w końcu pozbyć się własnego napięcia; chcąc dojść. Su-Jin dociska usta do jej ust, a ona oddaje jego pocałunek – taniec języków wydaje się chaotyczny i namiętny. Wydaje się polem bitwy. Nagle czuje krew; jego krew, spływającą prosto do jej gardła – to sprawia, że jej dłoń opiera się o jego tors, a pazury mocno wbijają się w skórę; przełyka jego krew, mruczy cicho i rozkoszuje się momentem, w którym stała się tak odkryta; tak pierwotna.
    Rozrywa pazurami jego koszulę i zerka w dół, przesuwając spojrzeniem po odkrytej klatce piersiowej – przez moment ma ochotę zlizać krew także z niej. Wyobraża sobie, jak jej język dotyka skóry i wyczuwa mięśnie; jak zęby wgryzają się w fakturę i zdobią jasne płótno.
    Gdy wraca wzrokiem do jego twarzy i dostrzega uśmiech, również się uśmiecha – jej dłoń wyciąga się, a palce opierają o jego brodę. Głaszcze skórę i zachwyca się pięknem; pięknem, które należy do niej.
    Mimowolnie rozgląda się wokół, kiedy mlecznobiała mgła pojawia się jakby znikąd; dymna smuga pokrywa świat, kompletnie zakrywając to, co Convalliana mogłaby dostrzec; wyłapuje też kilka lewitujących błędnych ogników – to sprawia, że wstrzymuje oddech; daje się pochłonąć temu wszystkiemu; ulega fantazji, a jej ręka delikatnie sunie przez mgłę; przygląda się temu, jak szary dym ugina się pod jej palcami. To wszystko było… piękne, cudowne, tak eteryczne i niemożliwe; Convalliana ma wrażenie, że została zaklęta w jakiejś bajce; że jej baśń, opowieść o złamanym, brudnym sukkubie, ma szczęśliwe zakończenie; że kończy się w lesie – że kończy się upolowaniem Czerwonego Kapturka przez Wilka, bo Kapturek w końcu znalazł swojego właściciela.
    Wzdycha cicho, gdy Su-Jin wraca ustami do jej szyi – przełyka szybko ślinę i zwilża usta językiem, przyjmując męskie dłonie przy swoim ciele. Wie, że jej ciało zdradza wszystko; że jej skóra jest rozpalona, sutki sterczą z podniecenia, a majtki są mokre – wie o tym i wcale nie jest zawstydzona.
    Przygryza dolną wargę, gdy Su-Jin bezczelnie rozdziera jej sukienkę pazurami, odkrywając dekolt – bierze głębszy oddech, kiedy wgryza się w jej lewą pierś; syczy cicho, boleśnie i słodko, poruszając się niespokojnie. Convalliana ma wrażenie, że przez kolejne takie ugryzienie dojdzie; że po prostu się rozpadnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesuwa dłońmi po jego torsie, a potem po prostu ciągnie za materiał, aby zapomnieć o wszystkim – chłonie widok jego skóry. Wygląda pięknie, objęty przez mgłę i światło błędnych ogników. Wampir sunie po jej ciele, kreśląc krwawe ślady – to jednak sprawia, że czuje się bardziej jego; że to, co robił, jedynie pokazuje, że się nie cofnie; że jest jego, podobnie jak on był jej.
      Ma wrażenie, że jego język jest wszędzie; przy jej brzuchu, żebrach, obojczykach i gardle; drży w momencie, w którym Su-Jin dotyka delikatnych skrzydeł, które ufnie poddają się jego palcom, a gdy dociska biodra do jej bioder, jej oczy delikatnie uciekają w czaszkę – fantazja, w której wampir zrywa z niej majtki i smakuje jej w inny sposób, wydaje się tak boleśnie podniecająca, że Convalliana jęczy głucho.
      Jej paznokcie mimowolnie wbijają się w jego ramiona, a potem suną przez plecy – rozrywają skórę, łakną więcej. Convalliana delikatnie porusza biodrami, ociera się o Su-Jina i pozwala dłoniom uciec w jego spodnie. Rozchyla usta, gdy jej palce dotykają sterczącego penisa i wydaje z siebie ciche sapnięcie; jej fantazja jest niemal namacalna, a pragnienie i potrzeba rosną tak bardzo, że wyciąga się i wbija zęby w ramię wampira.

      kompletnie zakochany Kapturek

      Usuń
  18. Smakował tak rozkosznie, tak zajebiście dobrze. Całkowicie zatraciła się w jego smaku, czując jak młode ciało mężczyzny powoli osuwa się w jej ramionach. Złapała go mocniej, wbijając paznokcie w jego ciało. Od tej przyjemności oderwała się w momencie, kiedy poczuła przeszywający ból ciało. Właściwie to ramię w które ktoś ją postrzelił? Pierwszy raz nie osuszyła całego ciała z krwi, a jedynie jej liznęła. Błyskawicznie oderwała kły od szyi swojej ofiary i obróciła się w stronę napastnika. Nigdy wcześniej go nie widziała, zmrużyła oczy chcąc mu się lepiej przyjrzeć i zapamiętać każdy szczegół. W pierwszym odruchu chciała się na niego rzucić i rozszarpać jego ciało na strzępy to jednak powstrzymały ją resztki zdrowego rozsądku. Nie wiedziała jak silny był i jaką bronią dysponował, a ona była ranna i osłabiona, dlatego jedynym wyjściem w tamtym momencie wydała jej się ucieczka. Mężczyzna przeładował broń, a ona w tym czasie zniknęła gdzieś między drzewami, a kolejna kula mignęła gdzieś przy jej uchu. Biegła ile sił i choć nie miała ich zbyt wiele to jako młoda wampirzyca szybko się regenerowała, była bardzo szybka i silna. Ciężko było jednak o regeneracje kiedy kula utknęła w jej ciele. Początkowo próbowała wydrapać ją sama, nie potrafiła jednak jej dosięgnąć a jedynie raniła swoją skórę długimi paznokciami. Był to bezskuteczny zabieg i na swoje nieszczęście potrzebowała kogoś, kto by jej pomógł. Nie było szans na to aby mogła udać się do szpitala, a będąc tutaj… na obrzeżach jakiejś mieściny, w środku nocy, kto do cholery mógłby jej pomóc? Nie wierzyła, że nagle pojawi się jakiś książę na białym koniu. Westchnęła ciężko i zwolniła nieco kroku idąc przez dotąd nieznane sobie rejony. Nie miała żadnego planu, nie wiedziała co powinna była zrobić. Po prostu szukała jakiegoś schronienia, jakiejkolwiek drogi ratunku. Po kilkudziesięciu minutach na jej horyzoncie pojawiła się jakaś zaniedbana chata. Szybko przesunęła wzrokiem po otoczeniu, ciemność powoli rozjaśnia wschód słońca, a w pobliżu wyczuwała ludzki zapach. Być może nie był to książę i nie miał białego konia, ale też się nadawał. Plan był taki aby najpierw uzyskać od niego pomoc, a później go… zjeść. Cóż, z Minerva z każdą chwilą była coraz bardziej głodna i z ledwością się powstrzymywała. Czuła palący ból w gardle i musiała się pożywić, jak najszybciej. Przesunęła dłonią wzdłuż szyi, czując na swojej skórze pierwsze promienie słońca, jakby chciała się upewnić, że jej amulet wciąż jest na miejscu; to on ją chronił przed spaleniem żywcem i to była jedyna rzecz, która jej pozostała po Stwórcy, który wciąż był obecny w jej myślach i sercu - choć te serce z każdym kolejnym dniem było coraz bardziej wyrachowane. Z każdą kolejną ofiarą jej człowieczeństwo się zatracało. Nie miała żadnych oporów, hamulców a co najgorsze absolutnie żadnych wyrzutów sumienia. Zaczęła traktować ludzi jedynie jak pożywienie i czasami też formę rozrywki.
    Powoli i ostrożnie podeszła do mężczyzny nie chcąc go wystraszyć. Zapomniała jednak, że miała na sobie zarówno ślady krwi dwóch poprzednich ofiar, a także swojej, co było wystarczającym powodem, żeby wezwać policję, czy jakiekolwiek inne służby.
    — Proszę Pana, potrzebuję pomocy… — zaczęła drżącym i piskliwym głosem. — Miałam wypadek, ktoś mnie zaatakował.. — jęknęła boleśnie, łapiąc się za prawe ramię. — Chyba kula utkwiła mi w ciele. — wytłumaczyła szybko, chcąc uniknąć ataku z jego strony i zbędnych podejrzeń.
    Mężczyzna około czterdziestoletni przyglądał jej się uważnie, jakby chciał ocenić jej stan. Zaraz do niej podszedł i podtrzymał jej ciało na swoim, zerkając na paskudną ranę.
    — Dziecko, Ty musisz jechać do szpitala. Zawiozę Cię — zaoferował się, jednak nie tego oczekiwała Minerva.
    — Nie, nie… — zaprotestowała. — Proszę wyjąć kulę. — powiedziała wprost czego od niego oczekuje.
    — Oszalałaś?! — mężczyzna uniósł brwi widocznie zaszokowany jej postawą. — Nie jestem lekarzem, nie ma takiej możliwości. — pokręcił głową, co widocznie nie spodobało się dziewczynie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A więc… — spojrzała mu w twarz. — Jesteś bezużyteczny — stwierdziła krótko, ukazując swoje kły. Nim zdążył krzyknąć rozszarpała mu gardło. Była jeszcze bardziej krwiożercza i dzika niż w przypadku innych ofiar, bo ten osobnik odmówił jej pomocy.
      Odepchnęła jego martwe ciało od siebie, czując jak na krótką chwilę zyskała odrobinę sił. Skierowała się do chaty nieopodal i weszła do środka, wcześniej wyłamując zamek w drzwiach. Rozejrzała się dokładnie po otoczeniu, dom był wyraźnie zaniedbany i za żadne skarby świata nie chciałaby w nim zamieszkać, był jednak całkowicie zdatny do użytku i mogła tu chwilę odpocząć. Jednak niezbyt długo. Oczywiście nie posprzątała po sobie ciała, więc kwestią czasu było to aż ktoś odkryje jej obecność. A teraz musiała się jednak ukrywać. Przynajmniej dopóki nie pozna tożsamości osoby, która ją zaatakowała. Już w głowie układał jej się klarowny plan zemsty.
      Wzrokiem szybko omiotła chatę i skierowała się do wnęki w której znajdowała się sypialnia leśniczego. Opadła bezwładnie na łóżko a jej powieki mimowolnie się przymknęły. Otworzyła je gwałtownie kiedy drzwi chaty się uchyliły skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Wyczuła specyficzny zapach jakby… wampira, który nim do końca nie był? Jej Stwórca pachniał nieco inaczej. Wiedziała jedno, na pewno nie był człowiekiem. Jaka była najlepsza strategia, jaką mogła obrać? Zaatakować go? Uciec? Zostać i zobaczyć co się wydarzy? Żadna z tych opcji nie była wystarczająco dobra, ale Minerva w tym momencie nie miała siły na walkę, w dodatku walkę, którą mogła przegrać. Delikatnie przewróciła się na plecy, brudząc całe prześcieradło swoją krwią i odgarniając rudawe włosy z twarzy. Jej intensywnie czerwone tęczówki badały otoczenie, a kiedy jej oczom ukazała się męska postać jedynie zmrużyła oczy. Kiedy chwycił ją za gardło warknęła głośno z pewną wściekłością patrząc prosto w jego oczy.
      Słysząc jego słowa, to że chciał jej pomóc, to że jest taki jak ona… nie była do końca pewna. Nie wierzyła w jego bezinteresowną chęć pomocy i czuła, że nie był taki jak ona, w sensie… był podobny do niej, ale czuła, że coś ich różniło. Nie wyrwała mu się jednak, jedynie powędrowała nosem wzdłuż jego szyi, wdychając jego zapach i próbując wybadać kim był. Jej kły mimowolnie się wysunęła. Zacisnęła jednak mocno wargi i odsunęła twarz od jego skóry.
      — Nikt nie pomaga bezinteresownie. — warknęła, próbując wyrwać się z jego ramion. Póki co bezskutecznie, uścisk miał silny, silniejszy niż człowiek a ona była dość mocno osłabiona. — Czego więc oczekujesz w zamian? — uniosła brew. Albo co knujesz?, dodała w myślach. Słusznie bądź nie, nie wierzyła w czystość jego intencji. — I jak zamierzasz mi pomóc? Jesteś pierdolonym lekarzem czy wróżką? — prychnęła nieco szyderczo.
      Kładąc się na to łóżko straciła już resztki nadziei, że ktokolwiek jej pomoże, że uda jej się z tego wyjść. Była niemal pewna, że zdechnie na tym zatęchłym łóżku, w tej przeklętej chacie. I nagle pojawił się on. To było dziwne i trochę nierealne. A może był tylko zjawą, wytworem jej chorego umysłu? Zamrugała kilkakrotnie oczami jakby to miało sprawić, że zniknie. Jednak wciąż tu był, czuła go przy sobie.
      — Kim jesteś? — mruknęła nieco bardziej pokojowo, choć tak naprawdę daleko jej było do spokoju. Była jednak gotowa udawać, jeśli to miało przynieść jej jakąś korzyść. Tu korzyścią było wyjęcie pocisku z jej ciała. Nie była pewna czy nieznajomy potrafił to zrobić, a jeśli nawet to czy w tej rozpadającej się chacie były narzędzia które by mu to ułatwiły, a raczej umożliwiły?

      Usuń
    2. — Wiesz, że to kiepskie miejsce na przeprowadzenie operacji na wampirze? — mruknęła złośliwie i zaraz ukazała swoje ostre kły w szerokim uśmiechu. — Zresztą to kiepskie miejsce na cokolwiek, szczególnie na życie tu… W sumie zrobiłam przysługę temu leśniczemu. Nie wiem, może natknąłeś się na jego zwłoki? — jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Zaraz oblizała usta na których wciąż miała ślady krwi. — Skoro jesteś taki jak ja, to może chcesz skosztować? — zagaiła, zatrzymując język na swojej dolnej wardze.
      Była bezczelna, a może po prostu szalona? Jakby koniecznie chciała sprawić gdzie leżała granica.

      Minerva Cove

      Usuń
  19. Gdyby miała określić to wszystko; gdyby miała nazwać to, co się działo, nie umiałaby tego zrobić – leżała w jego ramionach, w jego oczach; była w jego ramionach, w jego oczach; rozbijała się, ulegała i słyszała trzask stojącej w żarze duszy – piękna katastrofa, w której pragnęła zostać.
    Nie mogło być bardziej idealnie; nic nie mogło się temu równać – to, co pierwotne, warczało do niej i obnażało kły. A Convalliana odpowiadała temu równie głośno, równie mocno, zupełnie jakby zamierzała zmierzyć się z krwiożerczą bestią o jadeitowych oczach.
    A najbardziej w tym wszystkim nienawidziła i kochała; nienawidziła tego, jak reagowała; nienawidziła tego, że nie mogła zaprzeczyć własnym uczuciom; że nie mogła skłamać, zarzekając się, że to tylko chwilowe; że z kolejnym dniem to się skończy – nie, tak się nie stanie, i dlatego kochała to wszystko; kochała ten moment; tę iluzję przenikającą się z tym, co rzeczywiste; kochała tak mocno, tak beznadziejnie, tak krwawo, tak pierwotnie; kochała każdy atom, który tworzył Su-Jina; kochała każdą część tego, kim był.
    Spogląda po jego twarzy i czerpie z tego przyjemność; był idealny. Był perfekcyjny – był wszystkim, co mogłaby nazwać inspirującym; jego twarz, rysy i cały obrazek, który należał do niej. I choć wie, że to nie ona była malarzem; że to nie ona stworzyła Su-Jina, to i tak czuje dumę, patrząc w jego stronę – dumę i zaborczość, a w jej demonicznych oczach odbija się wyznanie tego, że jej serce bije dla niego. I dla nikogo innego.
    Przyjmuje jego warkot i drży – ten dźwięk odbija się głęboko w niej. Porusza jej duszę i rozpala ogień, który gwałtownie napina każdy mięsień. Dyszy ciężko, pozwala sobie doświadczać, spijać energię iluzji wokół i z jękiem znów pada w leśną ściółkę – jej włosy rozsypują się wokół, tworząc wzór korony. Convalliana ma lekko rozchylone, zabarwione krwią usta – jej biała twarzyczka wydaje się bielsza; błędne ogniki wiszą nisko, prowadząc własny teatr składający się z drżących cieni; demonica oddycha ciężko, oddając władzę w ręce Su-Jina – to on decyduje o wszystkim; o tym, aby przerwać; aby kontynuować. I choć niemal boleśnie odczuwa własne podniecenie, to rozrywające pożądanie, wie, że mogłaby się odsunąć – wystarczyłoby słowo.
    Ale nic takiego się nie dzieje, a ona czuje jego sterczącego penisa przy swoich majtkach – wciąga ostro powietrze i odwraca głowę, mając wrażenie, że wszystko dzieje się zbyt szybko lub zbyt wolno. Wydaje z siebie przeciągły jęk, gdy Su-Jin spełnia jej niemą fantazję – zrywa z niej koronkę, odkrywa, aż przez moment czuje chłód; jest zupełnie naga, obnażona i w jakiś sposób bezbronna i wbrew pozorom wcale się nie boi, bo jej serce bije dla niego; a jego dla niej.
    Jęczy i przygryza mocno dolną wargę, gdy wampir zaczyna się o nią ocierać; gdy jego penis przesuwa się wzdłuż jej mokrej i pulsującej cipki; gdy wsuwa się pomiędzy miękkie fałdki i uderza we wrażliwą łechtaczkę. Porusza się i wyciąga nieco, a potem rozchyla bardziej uda i obejmuje nogami jego pas.
    Jej dłonie ujmują jego twarz; kciukami zahacza o każdy z policzków, bada fakturę skóry i dociska usta do jego czoła, nosa, brody i szyi – całuje go zapamiętale, gorąco, a potem dociera do ust, a pocałunek sprawia, że kompletnie się zatraca w muśnięciach; to pierwotne, mroczne uczucie przejmuje kontrolę, a ona obejmuje męską szyję i sięga językiem do jego języka, pogłębiając pieszczotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porusza biodrami i bardziej dociska się do Su-Jina – wygląda to jak pozycja lotosu. Convalliana zagląda wampirowi w oczy i przygryza jego dolną wargę; ssie ją i znów opada ustami na jego usta, kompletnie je sobie zawłaszczając.
      — Kochaj się ze mną… — odzywa się słabo, a jej głos drży z emocji; z podniecenia, z oczekiwania, z tego, co dobre, co właściwie. — Potrzebuję cię… chcę cię poczuć… — mamrocze w jego usta i dyszy ciężko, a jej palce dotykają męskiego karku. Convalliana przymyka oczy i znów sięga do jego ust, a potem opada plecami w tył, wciąż jednak obejmując Su-Jina nogami; w ten sposób wampir może zobaczyć, jak mokra jest jej cipka; jak spragniona.
      Convalliana natomiast obserwuje go zamglonym, ciemnym spojrzeniem, opierając palce o swoją dolną wargę – potem przygryza opuszek i rozsmarowuje krew po swoim dekolcie i brzuchu.

      żoncia, która doskonale wie, co robi :>

      Usuń
  20. Convalliana doskonale wie, czego pragnie; chce tego – to nie jest jedno z tych zbliżeń, o których chciałaby zapomnieć; to nie jest jedno ze zbliżeń, które powoduje, że czuje się brudna. Nie, to zbliżenie, ta bliskość – to wszystko sprawia, że demonica nie umie dokładnie określić, gdzie zaczyna się ona, a gdzie kończy się Su-Jin; tworzą jedność, obrazek, który nie może być bardziej idealny.
    Słyszy jego wyznanie, słodkie wyznanie z równie słodkich ust i pozwala, aby wampir złapał jej rękę i oblizał palec. Jest w tym coś niezwykle erotycznego, pierwotnego; coś, czego nie umie nazwać, ale jej ciało staje się bardziej gorące, miękkie, a oddech rozsadza krtań.
    Zamyka oczy w momencie, w którym Su-Jin dociska do niej swoje ciało – to ta chwila, gdy cały świat oczekuje; gdy cały świat obserwuje; gdy wszystko dzieje się zupełnie naturalnie, zupełnie pierwotnie – w drzewach niknie jej jęk; w drzewach słychać jej oddech; słychać warkot; słychać to mroczne, głębokie oddanie, opętanie zmysłów i nie ma tutaj słońca; nie ma tego, co święte, a choć tego nie ma, gdzieś w tym wszystkim daje się wyczuć miłość; tę słodką i upajająca miłość.
    Czuje, jak jego penis przedziera się przez jej cipkę; jak się rozpycha i sprawia, że jest pełna – drży mimowolnie, nie umiejąc nawet określić, czy to wciąż to, co realne; to, co dzieje się naprawdę, czy może element iluzji – ale nawet jeśli to iluzja, jeśli to tylko jej wyobraźnia, chce trwać w tym wszystkim; chce wejść w to głębiej. Chce się w tym utopić, zanurzyć, opaść i zahaczyć o dno, bo była w tym momencie kompletnie pijana uczuciem.
    — Ja też… — mamrocze, gdy jej ciało znika pod jego ciałem; gdy Su-Jin zaczyna poruszać biodrami, a ona opiera ręce o jego ramiona; gdy przesuwa paznokciami po jego skórze, czując to wszystko zbyt mocno; zbyt dotkliwie, zupełnie jakby miłość stała się jej kamuflażem; zupełnie jakby wpadła w ręce przeznaczenia i teraz, choćby próbowała, nie może się wyrwać i odejść. Jest zbyt późno.
    Jęczy i przygryza dolną wargę, kiedy wampir łapie za jej skrzydło; kiedy jest w niej i jest w jakiś sposób nią – energia łączy się i tworzy coś zupełnie nowego, innego, doskonałego. Convalliana ma wrażenie, że do tej pory wszystko, co czuła, było jedynie ułamkiem tego, co mogłaby czuć; że to, co działo się kiedyś, oddala się, a ona kroczy teraz po ścieżce, którą wskazał jej Su-Jin – jest tam, czeka i wyciąga do niej rękę, którą pewnie łapie.
    — Ja cię też kocham. — Z jej ust uciecha cichy szept, zupełnie jakby w ogóle się nie odezwała; dźwięk rozpuszcza się wokół, tańczy we mgle, rozświetlony przez blask błędnych ogników, a Convalliana otwiera szerzej oczy.
    Powiedziała to.
    Mocniej zaciska uda i porusza się idealnie w rytm jego bioder, a jej usta suną po jego ramieniu z pomrukiem. Oddycha zapachem jego skóry. Oddycha miłością i seksem; oddycha tym, co jest tak prawdziwe; tak prawdziwe, że jej serce ściska się boleśnie, drżąc i obawiając się, że to tylko iluzja; że gdy to się skończy i osiągnie orgazm, zorientuje się, że wciąż jest w klatce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ból był prawdziwy. Musiał być – Su-Jin znów gryzie jej szyję; zanurza zęby w jej tętnicy i to sprawia, że wydaje z siebie krzyk połączony z piskiem; tyle jej wystarczyło, żeby dojść; żeby się rozpaść – odchyla głowę w bok, by dać mu lepszy dostęp i wbija mocniej pazury w jego plecy. Orgazm obmywa jej twarz; pcha się do nosa i rozchylonych ust; zalewa sieć neuronów, tworząc świetlistą mapę. I poddaje się temu wszystkiemu; poddaje się kolejnym ruchom, pchnięciom.
      — Kocham cię, Han-gyeol... — szepcze prosto do jego ust i zagląda mu w oczy. Jej własne delikatnie zmieniają barwę; widać w nich tę cudownie soczystą zieleń. Wzrok Convalliany wydaje się jednak drżeć, jest mglisty i niemal zapatrzony w męskie spojrzenie.
      Łapie za jego kark i dociska się do niego bardziej – ociera usta o jego usta, jęcząc i sapiąc, gdy wampir porusza się coraz szybciej.

      żonka, która sama nie wierzy w to, co powiedziała

      Usuń
  21. Czuje jego usta przy swoich ustach, a to sprawia, że drży i że poddaje się chwili – jego usta są słodkie, miękkie, są wszystkim, czego pragnie; co jest jej teraz potrzebne, a orgazm jeszcze trzyma jej ciało, rozdziera skórę i ociera się o szkielet.
    Wpatruje się w jego oczy i łapie oddech przez rozchylone usta, a potem odchyla głowę i wydaje z siebie jęk, gdy czuje, jak Su-Jin osiąga spełnienie – jak dociska się do niej i wypełnia jej wnętrze swoim gorącym nasieniem. Jej uda zaciskają się mocniej i Convalliana po prostu rozkoszuje się tym wszystkim; tym, co niósł ze sobą seks z kimś, kogo kochała i jak bardzo różniło się to od zwykłego rżnięcia, które wiązało się z zapomnieniem.
    Przygląda się jego idealnej twarzy i wzdycha cicho, gdy czuje, jak Su-Jin wtula się policzkiem w jej policzek; kącikiem ust dotyka jej ust, a wszystko wydaje się tak słodkie, upajające i niemożliwie perfekcyjnie.
    — Mhm. Ja też cię kocham — odpowiada, aby wiedział, że jej wyznanie nie było spowodowane orgazmem ani niczym innym, co działo się do tej pory. Wypowiedziane przez nią słowa płyną wraz z prawdą i delikatnym strachem o własne serce, które teraz bije tak mocno i szybko.
    Wspólny prysznic trwa dłużej niż zazwyczaj – Convalliana przytula się do męskiego ciała, całuje szyję Su-Jina, trąca nosem ramię i czerpie przyjemność z tego, że był tuż obok; wokół czuć gorącą parę, a powietrze pęka o wanilii i cynamonu. W końcu jednak odrywa się od przyszłego męża, aby owinąć się ręcznikiem i rozczesać włosy. A kiedy wampir opuszcza łazienkę, ona sięga po małe lustereczko, aby obejrzeć swoje ciało – ślady po kłach i zębach ozdabiają jej skórę lepiej niż biżuteria; demonica przesuwa palcami po każdym z nich, uśmiechając się do siebie. Nie było nic lepszego niż moment, w którym mogła obejrzeć to, co zostawił po sobie Su-Jin – i wtedy też dobijająco uświadamiała sobie, że należy do niego.
    Bo tak właśnie było. Zgarnął dla siebie całą jej egzystencję; jej duszę, ciało, umysł – oświadczył się jej i zapytał, czy zostanie jego żoną. Za dwa tygodnie przestanie być Convallianą Digges. Będzie Convallianą Cho. To sprawia, że jej serce bije w słodkim rytmie.
    Ubiera jedną ze swoich halek – materiał jest ciemnofioletowy i delikatnie przezroczysty przy piersiach. Kilka związanych paseczków ozdabia plecy i spływa aż talii. Koronka jest jednak dość ciasna, więc nie odkrywa zbyt wiele przy obojczykach. Wciera w skórę olejek waniliowy i opuszcza łazienkę.
    Czuje zapach przygotowywanej kolacji, więc zamiast dołączyć do Su-Jina, zagląda to toreb. Rozkłada dywan, który kładzie przed kominkiem – jest cudownie delikatny i pasuje do wnętrza. Zaraz potem zapala kilka białych świeczek, tym razem bezzapachowych. Wybrała je, doskonale wiedząc, że wampir miał czuły węch.
    Salon pokrywa się w ciepłym świetle jarzących się knotów – nie ma tutaj żadnego innego światła. Convalliana chwyta za kilka poduszek i ustawia je tak, by oprzeć je o kanapę, a potem pochyla się nad kominkiem – ogień bucha niemal od razu i sprawia, że pomieszczenie wydaje się o wiele przytulniejsza. Czuć zapach spalającego się drewna i olejku eterycznego, który przypomina aromat mokrego lasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wino nadal jest w lodówce? — pyta, uśmiechając się, gdy w kilku krokach dołącza do Su-Jina, który stoi przy blacie kuchennym. — Napijesz się ze mną czy wolisz wodę? Lub herbatę? — Chwyta za butelkę alkoholu, a potem sprawnie ją otwiera i rozlewa trunek do jednego z kieliszków. Upija łyk i mruczy cicho, niemo stwierdzając, że wino było odpowiednio słodkie.
      Spogląda też w stronę Su-Jina, lustrując wzrokiem jego krótkie włosy i to jak wiele kosmyków wciąż jest wilgotnych po wspólnym prysznicu. Nawet w tak zwykłej scenerii wydawał się piękny – tak… idealny. Niemożliwie perfekcyjny.
      — Czy kolacja będzie tak dobra, jak kucharz? — Zbliża się do niego i ociera się policzek o jego ramię. — Mam nadzieję, że tak, bo inaczej zjem kucharza. — Uśmiecha się do niego zaczepnie i cmoka jego skórę.

      głodna żonka, dbająca o kolację przy kominku

      Usuń
  22. Kiedy Su-Jin odpowiada, że chciałby wypić herbatę, przytakuje niemo i sięga po kubek. Uśmiecha się nawet pod nosem, delikatnie i miękko, sądząc, że naprawdę jej się to podoba – ten wspólny wieczór po namiętnym seksie, po którym chciała zostać; chciała być i doświadczać, a nie uciekać i zapomnieć. Wszystko to, co się stało, miało dla niej znaczenie i choć nie był to jej pierwszy raz – to tak naprawdę mogłaby to tak nazwać. Pierwszy raz związany z uczuciem; słodka, upajająca miłość; oddanie, przynależność i opętanie emocjami tak słodkimi, tak niepowtarzalnymi – Convalliana doskonale wie, że jest zakochana; że zakochała się tak beznadziejnie, mocno, jak najmocniej i nawet nie umie z tym walczyć, a raczej wcale nie chce tego robić.
    — W moim przypadku najbardziej zmysłowym afrodyzjakiem jesteś po prostu ty — stwierdza zaczepnie, patrząc w jego stronę, a potem przesuwa wzrokiem po jego twarzy. Gest ten jest wolny i zostawia po sobie niewidzialny ślad. — Migdały w mleku? To ten moment, w którym ustalamy ślubne menu? — Śmieje się cicho, przyjemne, z czułą nutą.
    Kończy przygotowywać herbatę i chwyta też swój kieliszek z winem, po czym patrzy po salonie. Pomieszczenie jest o wiele przytulniejsze – cienie świec tańczą po ścianach i delikatnie drżą. Kominek daje ciepło i otula swoim zapachem, a olejek eteryczny delikatnie rozsadza powietrze, choć nie jest zbyt intensywny.
    — Myślałam też, żeby wykorzystać tamtą przestrzeń. — Wskazuje ruchem głowy pusty kąt. — Przyda się tutaj więcej roślin… — Siada i upija łyk wina, po czym odkłada kieliszek. — Kiedyś naprawdę często spędzałam czas w ogrodach. Niezależnie czy królewskich, czy jakichś innych. Czasem niektóre z nich budowano specjalnie dla mnie i zawsze prosiłam o wanilię, choć niekiedy bywało to niemożliwe. — Uśmiecha się lekko. — Byłam wtedy naprawdę rozpieszczonym sukkubem, który kiedy tylko czegoś nie dostawał, niesamowicie się wściekał.
    Wspomina o tym zupełnie bezwiednie; być może dlatego, że pragnie podzielić się z Su-Jinem czymś więcej. Może chce, aby wiedział, że uwielbiała kwiaty – i że być może dlatego wspominała o bukiecie, kiedy wspomniał o randce. Wszystko to wiązało się z jej przeszłością i pewnymi upodobaniami.
    — Najpierw kolacja, później kochanie się — stwierdza ze śmiechem i łapie za talerz, by posmakować dania przygotowanego przez Su-Jina; niemal od razu wyczuwa słodycz i pikantność. Aromat jest intensywnie przyjemny. Mruczy cicho i oblizuje dolną wargę, a potem odwraca głowę w stronę wampira, gdy ten zwraca się do niej zdrobnieniem jej imienia.
    Marszczy się lekko, gdy Su-Jin zdaje jej pytanie; wyczuwa w jego głosie pewną ostrożność i niepewność, choć przez moment nie rozumie, dlaczego towarzyszyły mu akurat takie emocje. Czy żałował tego, co się stało? A może nie był pewien, czy dał sobie z tym radę? Convalliana uśmiecha się delikatnie, a potem zwija kosmyk włosów za ucho.
    — Tak, jestem zadowolona — odpowiada nieco enigmatycznie, a potem dodaje: — Jestem zadowolona, że tutaj jestem… że zdołałam przetrwać do momentu, w którym czuję się szczęśliwa. Jestem też zadowolona z tego, że kocha mnie ktoś, kto dostrzega więcej. Ktoś, kto się o mnie troszczy i jest po mojej stronie.
    Milczy przez moment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W końcu jestem też zadowolona z tego, że cię kocham… pamiętasz, gdy prosiłam o to, abyś mnie tego nauczył? Powiedziałeś, że to zrobisz, a ja jestem w tobie zakochana tak bardzo, że czasem nie mogę w to uwierzyć. Przeraża mnie to... ta intensywność i niemoc wobec własnych emocji, ale uwielbiam to. Uwielbiam być twoja — wyznaje szczerze, trochę ciszej. W końcu sięga po kieliszek z winem i upija łyk, zupełnie jakby chciała przez tę chwilę pomyśleć.
      — A jeśli pytasz o nasz seks — zaczyna, a potem spogląda w stronę wampira, łapiąc jego spojrzenie. W jej zielonych oczach odbija się krystaliczna miłość, głębokie demoniczne przywiązanie — to tak, z tego też jestem zadowolona. Było… cudownie. Ty byłeś cudowny. Tak piękny i… — Potrząsa głową. — Byłeś najpiękniejszy. Twoje ciało, blada skóra, podwójne zęby i język… twoja forma jest piękna.
      Odstawia szkło.
      — Ale dlaczego o to pytasz? Czyżbyś żałował tego, co się stało? — Wie, że być może Su-Jin da jej odpowiedź, której wcale nie chciałaby usłyszeć, ale wie, że nie może już zawrócić. — Nie chciałeś tego robić? — Pociera kciukiem talerz z jedzeniem. — To było dla ciebie za dużo?

      żonka, która zaczyna się martwić, że coś jest nie tak

      Usuń
  23. Uśmiecha się mimowolnie, czując jego spojrzenie przy szyi. Nie miałaby nic przeciwko, aby zostać jego ulubionym daniem w ślubnym menu. W końcu uwielbiała moment, w którym jego zęby przebijały jej skórę – kiedy raniły idealną fakturę i pozwalały jej krwawić. To uczucie wydawało jej się tak intymne, tak nieskończenie… idealne.
    — Byłoby cudownie — stwierdza przekornie, gdy Su-Jin wspomina o domowej dżungli. Spogląda w jego stronę, kiedy zdradza, że zamówił dla niej coś specjalnego. Przez moment ma ochotę się wszystkiego dowiedzieć, byleby zaspokoić ciekawość, ale wie, że wampir niczego jej nie powie, dlatego jedynie przytakuje jego słowom. — Niezależnie od tego, co to będzie, jestem pewna, że się postarałeś. Zawsze się starasz.
    Zjada trochę kolacji i śmieje się cicho, słysząc jak Su-Jin oznajmia, że znów będzie rozpieszczonym sukkubem. W jakiś sposób tak się właśnie czuła – rozpieszczona troską i wszystkimi uczuciami, które biły od Su-Jina, zupełnie jakby pragnął, aby je widziała, a ona dostrzegała te drżące emocje, podziwiając blask każdej z osobna.
    — Lubię, jak mnie rozpieszczasz — oznajmia czule. — Wspólny prysznic, kolacja… to naprawdę mnie cieszy. Wcześniej niczego takiego nie oczekiwałam. Nie oczekiwałam takiego życia, a mimo to, gdy to wszystko się po prostu dzieje, nie umiem nawet myśleć, że mogłoby to wyglądać inaczej.
    Jest w tym pewien paradoks, bo Convalliana do tej pory żyła tylko i wyłącznie dla siebie. Każdy wieczór spędzała z butelką wina, zasypiając w salonie, co w jakimś sensie było nawet żałosne, jednak w ten sposób radziła sobie z ciszą i koszmarami, a także obawą przed tym, że gdzieś w ciemnościach czai się Earl. Teraz jednak było inaczej i sukkub jest za to wdzięczny.
    — Ale nauczyłeś. — Uśmiecha się delikatnie; wtedy też nie oczekiwała tego, że miłość stanie się tak… intensywna. Nie myślała o tym, że będzie w stanie pokochać Su-Jina jak mężczyznę. W końcu stał się jej przyjacielem, jej obrońcą i sprzymierzeńcem. Co więc się stało, że wszystko się zmieniło? Czy chodziło o tę pierwotną miłość, uśpioną gdzieś pod grubą warstwą lodu? Lód stopniał, a Convalliana nauczyła się kochać. Chciała zaryzykować, przekroczyć granicę i przekonać się, że to, co czuje, nie jest jedynie tym, co sobie wymyśliła; że naprawdę kocha; że naprawdę czuje.
    — Powinieneś w to uwierzyć, bo nie kłamię — odpowiada krótko, nie rozumiejąc, dlaczego nie mógł przyjąć tej prawdy. Tego, że był dla niej piękny. Że był idealny. Perfekcyjny. Że był nieskazitelny.
    Przytakuje wolno jego słowom, a potem odkłada talerz, gdy Su-Jin wspomina o tym, co stało się lesie. To był dobry moment, żeby o tym porozmawiać, choć Convalliana obawia się tego, co może usłyszeć.
    — Nigdy nie byłoby idealnie, bo zawsze pomyślałabyś, że coś mogło pójść lepiej — oznajmia miękko. — Myślę, że to wynika z tego, że nie widzisz siebie tak, jak ja cię widzę. Jesteś idealny i wszystko, co się stało, też takie było.
    Porusza się i bezczelnie przysuwa się do wampira, by z gracją docisnąć biodra do jego bioder i zająć miejsce. Opiera palce o jego szyję, a później przesuwa dłońmi wzdłuż jego ramion, słysząc jak Su-Jinowi drży głos – nie reaguje jednak, a pozwala mu mówić. W końcu spogląda w jego oczy – jej szmaragdy naprzeciw jego ciemnym węglom.
    — Nigdy nie byłabym tobą rozczarowana. Skąd ten pomysł? — Potrząsa głową. — Kochaliśmy się i było cudownie. To mój pierwszy raz, gdy seks wiązał się z czymś więcej. Czułam cię i twoją miłość, twoje oddanie… — Jej dłoń dociska się do jego serca. — Oddaliśmy się sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy słyszy jego pytanie, ujmuje jego twarz w ręce; pociera kciukami policzki i lustruje wzrokiem rysy – przesuwa spojrzeniem po każdym minimetrze, czule, miękko, zupełnie jakby podziwiała najpiękniejszą rzeźbę włoskiego artysty.
      — To naprawdę złe pytanie, skarbie — odpowiada szeptem. — Nigdy nie myślałam o tobie w ten sposób. Nigdy nie zastanawiałam się, czy będziesz wystarczający. Po prostu… wiedziałam, że jesteś mój. Że jesteś moim mężczyzną. Że to z tobą chcę się kochać, przytulać, całować, spędzać czas pod prysznicem, rozmawiać, żartować czy jeść wspólny obiad. — Docisk kciuk do jego dolnej wargi. — Nie jestem z tobą tylko dlatego, że oczekuję seksu. Nie jesteś moją seksualną zabawką. Owszem, chcę orgazmów, chcę się z tobą kochać, pieprzyć, chcę, żebyś mnie oznaczał, gryzł, drapał, chcę tego wszystkiego, ale wiesz, dlaczego wciąż tutaj jestem, a nie zapomniałam o tym, co się stało?
      Opiera czoło o jego czoło.
      — Bo cię kocham, Han-gyeol — dodaje, ocierając usta o jego usta. — I będę kochać nasz udany seks lub ten mniej udany. Będę kochać wszystko to, co mi dasz, bo dajesz mi wszystko, czego pragnę. Uszczęśliwiasz mnie.
      Uśmiecha się do niego słodko, a potem odrywa twarz od jego twarzy.
      — Poza tym — zaczyna mówić — po raz pierwszy pokazałeś mi swoją prawdziwą formę. — Przeczesuje palcami jego włosy. — Umiesz przybrać ją w każdym momencie czy potrzebujesz do tego jakiegoś bodźca, czy energii z zewnątrz?

      ciekawska, wspierająca żoncia

      Usuń
  24. Miłość do tej pory była dla niej dziwną abstrakcją i nie do końca rozumiała, czym jest. Earl wypaczył w niej to uczucie, bo skoro on ją kochał, to czy istniała inna, mniej bolesna miłość? Okazało się, że tak, jednak Convalliana musiała zaryzykować, opuścić nieco gardę i zaufać Su-Jinowi, by móc zrozumieć własne uczucia. Zapewne, gdyby któryś z demonów zobaczył to wszystko, nie wierzyłby jej słowom czy gestom – demony nie kochały i nie poświęcały się dla innych; nie robiły niczego, co nie wiązałoby się z tym, co korzystne, a jednak Convalliana rozbiła każdy ten stereotyp, tę demoniczną naturę i związała się z kimś, kogo pokochała.
    — Czyżby? — Prycha cicho, a potem wyciąga się, aby złapać za telefon komórkowy. Odblokowuje ekran, pomija kilka powiadomień mailowych i włącza aparat, a potem kieruje kamerkę w stronę Su-Jina. — Jesteś przystojny i podoba mi się to, co widzę. Podoba mi się wszystko…
    Pstryka zdjęcie, a potem ogląda fotografię z lekkim uśmiechem. Zaraz potem oddaje telefon wampirowi, by ten mógł spojrzeć w ekran i zobaczyć się w nowej fryzurze. Nie była pewna, czy będzie zadowolony z tego, co zobaczy – jednak jej zdaniem obcięcie włosów było w jakiś sposób koniecznie, by Su-Jin poczuł się bardziej sobą. Poza tym w ten sposób pokazywał, że jest gotów, aby przekroczyć jakąś granicę, jednak niezależnie od tego, jaka byłaby jego decyzja, trwałaby po prostu obok, bo równie dobrze mógł zgolić włosy lub je przefarbować. I miał do tego prawo – cieszyła się jednak z tego, że w jakimś sensie dostrzegał własną fizyczność. Dla kogoś takiego jak on, dla kogoś, kto przede wszystkim cenił sobie umysł i filozofię, poglądy i naukę, ciało nie było zapewne czymś ważnym. Być może wcale nie przejmował się własnym wyglądem, a może po prostu bał się z tym zmierzyć, bo ciało, które miał, nie należało do niego od samego początku?
    Przytakuje jego słowom i pozwala, aby bardziej docisnął jej dłoń do swojego serca. Wyczuwa szybsze bicie, tym cudowny rytm, który wybija, co sprawia, że mimowolnie się uśmiecha – jego serce należało do niej. Tu i teraz, już zawsze.
    — Nie powinieneś się z nikim porównywać — odzywa się i potrząsa delikatnie głową. — Musisz zrozumieć, że niezależnie od tego, kto pojawił się w moim życiu, było to bez znaczenia. W żadnych z tych mężczyzn nie byłam zakochana, a moje pozostanie przy boku któregoś z nich, wynikało raczej z wygody. Lubiłam żyć w luksusie i pewnie, gdybym znalazła kogoś, kto może dać mi więcej… cóż, wybrałabym jego.
    Wzrusza ramionami, choć mówienie o tym nie jest dla niej bardzo przyjemne. Nie miała zamiaru ukrywać tego, jak samolubna i okrutna była; jak bezlitośnie porzucała swoich kochanków, bo to nie było tym, co wywoływałoby w niej jakieś emocje, nawet te najmniejsze.
    Czuje się nieco przytłoczona jego wyznaniem, ale nie dlatego, że tego nie chce, a dlatego, bo czuje się odpowiedzialna za jego uczucia – za to, by był szczęśliwy. Uświadamia sobie, jak wiele od niej zależy i jak bardzo powinna się starać, by ten związek był udany. Nie złościć się głupio i milczeć, a być wyrozumiała i opuszczać gardę. Po prostu zaangażować się i troszczyć o to, by w całej tej relacji nie pojawił się fałsz.
    Uśmiecha się delikatnie, gdy jego usta dotykają jej ust, a potem wzdycha cichutko i przytakuje.
    — To dobrze, że czujesz się szczęśliwy — stwierdza szeptem. — Nie chcę cię do niczego zmuszać, choć nie obiecuję, że będę trzymać ręce przy sobie... chciałabym czuć cię w sobie cały czas. — Uśmiecha się zaczepnie i mruczy cicho, czując jego kciuk przy swoich wargach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przygląda się jego wampirzej formie; sunie spojrzeniem po jasnej skórze – wbija wzrok w jego ostre zęby i wydłużone kły.
      — Podoba mi się — stwierdza, zbliżając twarz do jego twarzy i muska językiem kącik jego ust. — Mogę dotknąć twoich kłów? — pyta nieco niepewnie, a kiedy Su-Jin wykonuje ruch, Convalliana delikatnie dociska palec do jednego z nich. Kieł jest niebywale twardy i bez żadnej określonej faktury.
      Przygryza dolną wargę i dociska się bardziej do Su-Jina, gdy jej opuszek zaczepnie opiera się o ostry koniec zęba – wydaje z siebie ciche syknięcie, gdy kieł przebija skórę, a wtedy demonica rozsmarowuje krew po ustach wampira.
      — To twoja obecna forma, prawda? Mówiłeś, że i tak ewoluujesz, więc wtedy będziesz wyglądać inaczej? — Obserwuje jego jadeitowe oczy i pochyla się, by móc musnąć jego policzek i czoło; trudno jej się przed tym powstrzymać. — A co z językiem? Powinien być teraz dłuższy. Bardziej ostry. Pokażesz mi?

      żoncia, która poznaje mężusia z innej strony

      Usuń
  25. Cieszyła się z tej zmiany i to nie dlatego, że teraz Su-Jin wyglądał inaczej – dla niej zawsze był sobą. Nie widziała w nim ciała, które należało do kogoś innego; nie widziała też demona, który zapewne czaił się gdzieś głęboko, ukrywał się i obserwował – dostrzegała jedynie jego; mężczyznę, którego kochała; który był sensem wszystkiego, fundamentem jej wiary w miłość. Dlatego chciała, by zrobił coś dla siebie – by poświęcił sobie chwilę.
    Spogląda w jego stronę, gdy reaguje szybko, zbyt szybko, co wywołuje w niej delikatny uśmiech. Sięga palcami do jednego z jego policzków i głaszcze skórę, pozwalając Su-Jinowi mówić.
    — Tak, masz rację. Wszystko jest inne i wyjątkowe — powtarza większość jego słów, sunąc kciukiem po jego żuchwie.
    Mimowolnie też wtula policzek w jego rękę, niemal jak kot spragniony pieszczot. Wciąż jednak Convalliana patrzy w stronę wampira, uważnie obserwując jego twarz swoim szmaragdowym spojrzeniem, które teraz delikatnie błyszczy.
    — Po prostu zrozum, że teraz liczymy się tylko my. Nie ma innych, bo każdy mężczyzna, z którym byłam, nigdy nie dorówna temu, co do ciebie czuję. Temu, że cię kocham. — Jej głos wydaje się tak delikatny, jak puch. — Nie mogłabym porównać cię do żadnego z kochanków, niezależnie od tego, czy był to król, czy cesarz, bo to do ciebie należę… gdybym miała to jakoś nazwać, powiedziałabym tylko, że w każdej poprzedniej relacji byłam jakąś wersją siebie, miałam maskę, grałam, zwodziłam, bawiłam się. A teraz chcę być sobą. Chcę być twoją Convallianą.
    Próbuje zrozumieć jego niepewność i stara się temu jakoś zaradzić; nie chce, by Su-Jin starał się komukolwiek dorównywać, bo nie było nikogo takiego – był jedynym mężczyzną w jej życiu, którego kochała. Przyjmuje jego muśnięcia przy szyi i zbliża się bardziej złakniona jego ust.
    — Nie, akurat wtedy jedyne, czego chciałam, to się z tobą kochać — odpowiada szczerze z lekkim uśmiechem i całuje jego policzek. Potem wtula nos w męską skórę. — Po prostu głośno wyraziłam swoje pragnienie.
    Przygryza lekko dolną wargę, gdy Su-Jin łapie jej dłonie, a potem wykonuje ruch i jej ręce ocierają się o jego klatkę piersiową i brzuch – mimowolnie czuje jego ciało; każdy mięsień.
    — Będą egoistką — zaczyna mówić — jeśli ty też będziesz robić ze mną to, czego pragniesz. Chcę, żebyś wiedział, że twój dotyk jest dla mnie przyjemny… kocham twoje palce, język, usta. — Spogląda mu prosto w oczy. — Kochaj mnie i kochaj się ze mną.
    Jego kły wydają się o wiele większe niż normalnie; poza tym doskonale pamięta, jak łatwo przebiły jej skórę, a to wywołuje w niej delikatny dreszcz – uwielbiała ten moment, w którym świat zamykał się do uderzenia jej serca, które drżało w obawie przed drapieżnikiem.
    — Lubię czerwień — stwierdza krótko, uśmiechając się zaczepnie; w końcu uwielbiała czerwone usta, które często w ten sposób malowała. Przechyla delikatnie głowę, gdy Su-Jin wspomina o ciele. — Czy więc ciało, byt, którego spotkałam w twojej głowie, też przestanie istnieć?
    Jest tego ciekawa; czy ciało będzie jedynie wspomnieniem? Czy wobec tego Su-Jin zostanie tylko z demonem? Przez moment czuje wewnętrzny bunt przed tym wszystkim – poświęcić ciało, by osiągnąć pewną doskonałość; pewną siłę, z której wampir będzie mógł czerpać. Nie mogłaby nazwać tego okrutnym. W końcu mężczyzna, do którego należało to ciało, był już martwy – nie istniał jako on, ale jako byt, a ciało było Su-Jina, więc dlaczego miała wrażenie, że to niesprawiedliwe? Być może dlatego, że spotkała tego człowieka – doskonale wiedziała, jak łagodny i dobry był. I w przeciwieństwie do demona był po stronie tego, co wrażliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzy jak Su-Jin wyciąga język i dotyka jej skaleczonego palca. Przygryza delikatnie dolną wargę, czując własne podniecenie – ten niewinny gest wywołuje w niej wybuch. Potem czuje mokre muśnięcie przy ustach, więc poddaje się temu i czule bada jego język swoim językiem – jest inny. Ostrzejszy i nieco twardszy. Convalliana doskonale wyczuwa jego ostrą końcówkę. Wzdycha prosto w usta Su-Jina i dociska paznokcie do jego ramion, rozkoszując się głębokim, mokrym i gorącym pocałunkiem.
      Gdy wampir się odsuwa, Convalliana czuje przy ustach jego i swoją ślinę, a to sprawia, że mimowolnie drzy – podniecenie śmiało wgryza się w jej uda i kąsa, aż dociera do wrażliwego miejsca, które szybko pokrywa się wilgocią.
      — Kusisz mnie? — odpowiada pytaniem, a jej głos jest przesiąknięty słodyczą. Łapie jego język w swoje zęby i gryzie delikatnie, a potem dociska usta do ust Su-Jina i odsuwa się lekko, by posłać mu ciekawskie, błyszczące spojrzenie. — Oczywiście, że chcę spróbować czegoś więcej — dodaje szeptem, pocierając kciukiem jego brodę.

      żonka, badaczka mężusiowego języka

      Usuń
  26. Dla Convalliany nic nie miało znaczenia, oprócz tych uczuć. Mogłaby to porównać do momentu, w którym zrozumiała, że jest w ciąży – ta sama nadzieja, chęć, aby zrobić coś lepiej i bardziej. Aby sięgnąć po życie, które mogłaby dzielić z kimś innym. Su-Jin był jednak jej partnerem, przyjacielem i nie wyobrażała sobie trwać w miejscu czy bać się nadchodzących zmian – ufała mu.
    Wobec tego wszystkiego nie oczekiwała od Su-Jina tak naprawdę niczego, bo był jej wszystkim; był tym, czego potrzebowała i nawet sobie nie wyobrażała, aby mogła go do kogoś porównać.
    — Jestem twoja — stwierdza, uśmiechając się do niego, a kiedy jej dziękuje, przytakuje i cicho mruczy w momencie, w którym czuje jego usta przy swoich; jest w tym geście coś słodkiego.
    Przysłuchuje się jego słowom i wie, że ma rację. Wcale nie musiał niczego robić; nie musiał spełniać jej zachcianek, bo nie był jej zabawką i wcale tego od niego nie żądała. Nie traktowała Su-Jina jak swojego kochanka, który zostanie zapomniany po tym, jak da jej orgazm. Pragnęła czegoś więcej niż to; pragnęła jego.
    — Pamiętam — odpowiada, patrząc mu w oczy. Łapie jego poważne spojrzenie i zaczepia kciukiem jego dolną wargę.
    Gdy dociera do niej jego głos, przygryza delikatnie wargę. Wiedziała, że był w niej zakochany – czuła to całą sobą. Czuła to w momencie, kiedy się do tego przyznał i czuła to teraz; czuła jego emocje i miała wrażenie, że to naprawdę cenne; to, że Su-Jin ośmielił się zakochać w kimś takim jak ona; w kimś tak zniszczonym, brudnym i w jakiś sposób popękanym. Czy nie widział w niej niczego szkaradnego i złego? Zapewne nie – a może dostrzegał wszystko, a mimo to i tak kochał jej wnętrze; to jak samolubna była.
    I chciał się z nią kochać, mimo że tak bardzo nie lubił, gdy była blisko – nie lubił jej zapachu ani tego, że go prowokowała, a teraz wszystko było tak inne od tego. Tak cudownie miękkie i właściwe.
    — Wiem — stwierdza niemal bezczelnie i muska ustami jego brodę, a potem przytakuje, gdy Su-Jin wspomina o ciele.
    Convalliana i tak wiele nie rozumie, ale próbuje; próbuje pojąć, czym tak naprawdę był wampir, wiedząc już naprawdę wiele. Su-Jin mówił jej o wszystkim, obnażał się i doceniała każde jego słowo, mając wrażenie, że odkrycie własnej natury jest tym czymś, co definiuje jego zaufanie – czy powiedziałby jej o tym wszystkim, gdyby nie był pewien swoich uczuć?
    — Kusisz — powtarza za nim, uśmiechając się zaczepnie, a potem śmieje się cicho i kiwa głową. — Tak, nie istnieje żadna sekunda, w której nie chciałabym się z tobą kochać. Za bardzo cię pragnę…
    Pozwala, aby Su-Jin ściągnął z niej koronkę – tym razem gest ten jest ostrożny i delikatny. Convalliana wzdycha cichutko, a potem zwilża językiem dolną wargę, gdy dostrzega wzrok wampira, który zaczyna błądzić po jej ciele. I to jej wystarcza. Właśnie teraz, w tym momencie, czuje się najpiękniej. Ma wrażenie, że jest utkana z tego, co nieskazitelne; z tego, co niemal boskie.
    Czuje jego dłonie przy skórze i śladach, które po sobie zostawił – to wydaje się bardziej niż podniecające; Convalliana traktuje każde ugryzienie czy rysę po pazurach jak coś swojego; jak idealną biżuterię.
    Gdy wampir się do niej pochyla, wyciąga dłoń, by móc omieść palcem jego policzek, a potem poddaje się wilgotnym pocałunkom, które dotykają jej szyi – jej oddech staje się szybszy. Czuje jego język; to jak inny jest. Dyszy ciężko, gdy Su-Jin zjeżdża ustami niżej i już doskonale wie, co chce zrobić – wstrzymuje oddech, kiedy zsuwa z niej majtki, wcale nie przejmując się tym, że już jest dla niego mokra.
    — Han-gyeol… — mruczy jego imię i odchyla głowę w tył, gdy jego usta dociskają się do jej cipki. Pieszczota jest wolna, słodko przeciągnięta, a ona jedynie jęczy i rozchyla bardziej uda, by czuć go mocniej. Lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej spojrzenie staje się zamglone, dolna warga drży i Convalliana bardziej dociska cipkę do wilgotnych, gorących ust wampira; emocji jest tak wiele, że czuje własny żar; to jak jej klatka piersiowa wypełnia się uczuciem, by zupełnie przytłoczyć jej zmysły.
      Gdy szczytuje, wyciąga dłoń i wplątuje je we włosy Su-Jina, by niemo prosić, aby nie przestawał jej pieścić – w ten sposób jej orgazm trwa dłużej. Drżą jej uda, podobnie jak pierś, a wampir może poczuć w ustach smak jej spełnienia; sukkubią słodycz. To, jak zepchnął ją w przepaść, ratując koniec końców przed bolesnym upadkiem.
      Kiedy się odsuwa, Convalliana niemal od razu odszukuje ustami jego usta, inicjując mocny pocałunek – czuje własną wilgoć przy języku, a to sprawia, że wyrywa jej się jęk.
      — Jesteś wspaniały… — mamrocze prosto w pieszczotę i oddaje Su-Jinowi własny oddech, by mógł przejąć jej żarliwą i słodziutką energię. Dyszy przez moment ciężko, a potem przełyka ślinę i opiera ręce o pierś wampira, by delikatnie zasugerować, aby usiadł.
      Wtedy znów znajduje się blisko, zsuwa dłońmi jego spodnie, a potem zerka w stronę jego sterczącego penisa i łapiąc spojrzenie Su-Jina w szmaragdową pułapkę, opada z jękiem – czuje, jak jego męskość wypełnia jej drżące, ciasne wnętrze; jak przedziera się przez wilgoć, aż w końcu Convalliana łapie oddech i ujmuje męską twarz w swoje ręce.
      — Jesteś piękny… — odzywa się, pocierając nosem o jego nos. — Cudownie piękny — dodaje szeptem, gdy zaczyna poruszać biodrami; usta sukkuba, lekko rozchylone, drażnią teraz wampirzą szyję. — Jesteś we mnie… — mruczy gardłowo. — Idealnie do mnie pasujesz... czujesz to? To, jak idealnie do mnie pasujesz, Han-gyeol?
      Liże jego jasną skórę, podgryza i jęczy głośno, wcale nie próbując być cicho; mimowolnie rozprostowuje też skrzydła, które niemal pochłaniają ogień z kominka.

      żoncia, która zachwyca się mężusiem

      Usuń
  27. — Wiem — odpowiada, gdy wyznaje jej słodką miłość; gdy przyznaje się do własnych uczuć, w których dostrzega jedynie szczerość. Uśmiecha się mimowolnie, czule, a potem spogląda prosto w jego oczy. — Ja ciebie też kocham… kocham cię wszystkim, co mnie tworzy. Kocham cię i zawsze będę cię kochać.
    Dla Convalliany wydaje się to teraz takie oczywiste; jej miłość i pragnienie bycia z Su-Jinem; to, że jest oddana temu jedynemu, mimo że do tej pory wcale sobie tego nie wyobrażała. Miłość była dla niej w końcu czymś mistycznym, czymś nieosiągalnym, a teraz stała się bliską przyjaciółką.
    Czuje go w sobie; czuje każdy moment, kiedy wsuwa się w jej ciało i wysuwa, a ruchy jej bioder są wolne i subtelne – Convalliana czerpie przyjemność z tego, że może mieć Su-Jina tak blisko; że tak idealnie do niej pasuje. Ma rozchylone usta, łapie oddech i jęczy cicho, opierając dłonie o męską pierś – kilka kropelek potu spływa między jej obojczykami, głowa ucieka w tył, a kręgosłup pręży się wdzięcznie.
    — Ty jesteś idealny — odpowiada czule, dociskając mocniej usta do jego szyi; zostawia po sobie czerwony ślad, który trąca nosem. — Mój idealny przyszły mąż… tylko mój… — mruczy z uwielbieniem.
    I to nie tak, że Convalliana pragnęła bestialsko posiadać – chciała jednak, aby Su-Jin należał tylko do niej. Teraz i przez wieczność; aby była tym, czego chciał i potrzebował; aby stała się jego uzależnieniem i obsesją. W tym przypadku godziła się ze swoim egoizmem, bo było to dla niej ważne – decydując się zaangażować, pragnęła tego, o czym mówił wampir: wyłączność. Tak jak on chciał mieć pewność, że należała tylko do niego, że tylko on może jej dotykać, tak ona pragnęła wiedzieć, że nigdy nie zaangażuje się emocjonalnie, by móc się do kogoś zbliżyć i pozwolić się dotknąć
    Czuje jego dłoń przy swoim skrzydle, co sprawia, że uśmiecha się mimowolnie. Zaraz potem wampir sięga ustami do jej ust, a ona odpowiada – pieszczota jest słodka i niezwykle urocze; Convalliana rozkoszuje się fakturą jego warg – ich kształtem, smakiem i bliskością. Wciąż porusza biodrami – jej ciało faluje, z gardła ucieka jęk, a skóra staje się gorąca i wilgotna.
    — Jesteś niesamowity… — mruczy prosto w jego usta i zahacza językiem o jego język.
    Sięga też po wolną dłoń Su-Jina i ciągnie między swoje uda – wie, że wampir może poczuć, jak mokra jest, ale to nie sprawia, że Convalliana czuje się zawstydzona. Dociska jego palce do swojej nabrzmiałej z podniecenia łechtaczki i odchyla lekko głowę, gdy czuje ruch opuszków.
    — Nie przestawaj... — mamrocze z jękiem, poruszając biodrami nieco szybciej. Ciało ociera się o ciało; wszędzie słychać tylko jej i jego oddech; tę mieszaninę tego, co namiętne, pierwotne, a tak delikatne i sensualne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spogląda w stronę Su-Jina spod przymkniętych powiek; jej długie rzęsy rzucają cień po lekko zaczerwienionych policzkach, włosy lepią się do czoła, a usta, zwilżane językiem, błyszczą od jej śliny. Convalliana nie mogłaby być piękniejsza – upita miłością i seksem, dotykiem, który jest jej najbliższy. Czuje się kochana, pożądana; czuje, że jest najważniejsza, a te emocje wywołują jedynie zawrót głowy. Dyszy ciężko, jęczy imię swojego przyszłego męża i dociska mocniej biodra, przy kilku ostatnich opadnięciach obejmując szyję Su-Jina – jej małe piersi ocierają się o jego tors, a wampir jest zmuszony schwycić ręką jej talię i wtedy Convalliana rozbija się o skały – topnieje i drży tak bardzo, że jej ciało ugina się pod falą drgawek. Jej cipka mocno się zaciska i przyjmuje orgazm Su-Jina, gdy jego nasienie wypełnia jej wnętrze – demonica wydaje z siebie rozkoszny pomruk, a potem przesuwa językiem po szyi wampira i wzdycha cicho, wyrażając swoje zadowolenie.
      — Uwielbiam się z tobą kochać… to będzie moja ulubiona aktywność, oprócz całej reszty — stwierdza zaczepnie. Nie porusza się; jest zbyt leniwa, żeby to zrobić, a poza tym nie chce się odsuwać od ciepłego, męskiego ciała. Wtula nos w policzek Su-Jina. — Mówiłam, że dywanik to potrzebny zakup…

      spełniona i szczęśliwa żoncia

      Usuń
  28. Bycie czyjąś wiązało się z zaufaniem i pewnego rodzaju deklaracją. Convalliana do tej pory w ogóle się nad tym nie zastanawiała, ale teraz, gdy jest tak blisko Su-Jina, wie, że podjęła słuszną decyzję – że ryzyko się opłaciło, choć wciąż znajduje się w niej pewne drżenie o przyszłość; o to, że wampir dostrzeże w niej ten cały brud i toksynę, tę brzydotę, a gdy tak się stanie, będzie to dla niego za dużo. Iluzja pęknie jak bańka mydlana.
    Nie przejmuje się tym teraz; ten moment jest zupełnie czysty od tego, co niepewne. Convalliana doskonale wie, czego pragnie, a była istotą dość samolubną i nielubiącą przegrywać. I to nie tak, że Su-Jin był jej zachcianką – stał się jednak tym, czego chciała; tym, co było dla niej ważne, a skoro pragnęła tego, co mógł jej zaoferować, musiało to być jej.
    Czuje jego ręce przy swoim rozgrzanym ciele – mruczy cicho, gdy wypełnia płuca jej orgazmem; gdy się nie odsuwa, a jest tak blisko, że prawie nie może oddychać; emocji jest wtedy tak wiele i tworzą kolorową mozaikę; mozaikę tego, co było dla demonicy niezwykle bliskie. Miłość, zaufanie, troska.
    — Też tak myślę. — Śmieje się cicho i marszczy przy tym nos. Poddaje się też Su-Jinowi, który się kładzie, a jej ciało podąża za jego; łapie oddech i odgarnia do tyłu swoje włosy.
    Zaraz potem wpatruje się w męską twarz i uśmiecha się delikatnie. Całuje jego obojczyk, a potem pierś, wzdychając cicho – kompletnie rozleniwiona i zadowolona, usatysfakcjonowana.
    — To dzięki tobie — odpowiada i zerka w jego oczy. W jej szmaragdach odbija się miłość i czułość, a Convalliana delikatnie przesuwa palcami po brodzie Su-Jina. — Czuję się wykochana — dodaje i znów całuje jego pierś, nie mogąc się powstrzymać. Najchętniej nie przestawałaby pieścić jego ciała; jego zapach, ciepło i słodycz. To wszystko sprawiało, że sukkub pragnął zlizywać te emocje z wampirzej skóry.
    Przymyka oczy w momencie, gdy Su-Jin przesuwa dłońmi po jej ciele; oddycha spokojnie i wtula się, czując, że mogłaby tak zasnąć – dokładnie w tej pozycji, po czułym seksie, który był dla niej czymś niezwykłym, innym. Tak upijającym.
    — Hmm? — odzywa się krótko, a kiedy dociera do niej pytanie, gwałtownie otwiera oczy. Przez moment po prostu milczy i słucha tego, co mówił wampir, nie do końca wiedząc, czego właściwie chciał się dowiedzieć, pytając o ciążę po tym, jak doszedł w niej dwa razy. Czy martwił się ewentualnym dzieckiem? Tym, że mogła być w ciąży?
    — Kontroluję własne ciało — odpowiada rzeczowo. — A raczej swoją płodność. To dlatego nigdy wcześniej nie byłam w ciąży i nawet tego nie planowałam, szczególnie kiedy dopiero zaczęłam mieszkać wśród śmiertelników.
    Wzrusza delikatnie ramieniem. Dla niej było to proste, choć zdawała sobie sprawę z tego, że Su-Jin może tego nie zrozumieć – nie należał do jej rasy i raczej nigdy nie interesował się demonami seksu, skąd więc miał cokolwiek wiedzieć?
    — Myślę, że zaszłam wtedy w ciążę z Earlem — Wypowiada jego imię z odrazą — bo dziecko było czymś, co zmusiło mnie do działania. Dało nadzieję. To dlatego chciałam uciec, a raczej wciąż miałam siłę, by próbować to zrobić. Chciałam je urodzić i wychować… zaopiekować się czymś tak niewinnym i doskonałym.
    Wtedy Convalliana poczuła, że chciałaby być matką. Chciałaby dać maluchowi to, czego jej brakowało – troska i miłość. Obdarzyłaby dziecko tym wszystkim, poświęciłaby się macierzyństwu i teraz, gdyby nie poroniła, byłaby mamą ośmiolatka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mogłabym zajść w ciążę, ale musiałabym tego chcieć — dodaje, nie do końca ufając samej sobie. Czy naprawdę nie przemknęłoby jej przez myśl, że nie chciałaby nosić pod sercem dziecka Han-gyeola? A co, jeśli ta myśl wystarczyłaby do tego, aby zajść w ciążę? Aby faktycznie zostać mamą? Convalliana wie, że zatrzymałaby to maleństwo, nawet jeśli wampir nie chciałby się w to mieszać. Czy jednak wtedy wciąż byłby tuż obok? Wątpiła w to.
      — Co do zabezpieczania się, możemy zacząć to robić — dodaje i wpatruje się w twarz Su-Jina. Zawija kosmyk włosów za ucho, a potem przez moment milczy. — Ale tak naprawdę… chciałabym mieć dziecko. Może nie teraz, ale kiedyś. Chciałabym mieć rodzinę. — Czuje, że to wyznanie sprawia, że się kurczy; że się obnaża. W końcu chwyta w szmaragdową pułapkę jego oczy. — Myślę, że byłabym dobrą mamą i… jeśli miałabym być z kimś w ciąży, to byłbyś to ty, Han-gyeol.

      żonka, która porusza ważny temat

      Usuń
  29. Nie chce się zamykać czy odsuwać; nie chce też się kłócić czy pozwolić sobie wyciągnąć jakieś absurdy – bo dlaczego pytał o to właśnie teraz? Czy przestraszył się, że może być w ciąży? Czy w ogóle kiedykolwiek myślał o dzieciach? Zapewne nie, skoro do tej pory nie uprawiał seksu, a bliższy kontakt fizyczny stawał się nieznośny. A może chodziło o coś innego? O to, że to ona, demon, miała nosić jego dziecko? Przełyka wraz ze śliną tę salwę prowokujących pytań i zwija kosmyk włosów za ucho, wpatrując się w twarz Su-Jina.
    Czuje jego dłoń przy twarzy – wampir dotyka jej policzka, głaszcze skórę, a ona wzdycha cicho i wtula się w jego rękę, sądząc, że ten wieczór może skończyć się dwojako.
    — Tak, myślę, że tak to właśnie wygląda — odpowiada krótko. — Do tej pory nie interesowałam się własną płodnością i raczej nie przejmowałam się ewentualną ciążą. Było dla mnie jasne, że nie chcę się zaangażować w ten sposób, choć zawsze sobie mówiłam, że kiedyś założę rodzinę… wiesz jednak, że nie do końca wierzyłam w miłość ani w to, że ktokolwiek będzie mógł mnie pokochać, ale tak się stało.
    Wszystko to wydaje się nagle tak skomplikowane, zupełnie jakby rozmowa o dzieciach stała się czymś kruchym i drażliwym. Convalliana wie o stracie Su-Jina; wie o Sarang i w jakimś sensie obawia się, że jego poczucie winy będzie większe niż chęć posiadania rodziny. Czy wtedy mogłaby tak po prostu ograniczyć własne marzenia? Odpuścić? Zawsze chciała być mamą i nie wie, czy to samolubne pragnienie nie byłoby wyniszczające. Wobec uczuć i tego, co odnalazła, angażując się w związek, brakowałoby jej tylko dziecka – słodkiego dzidziusia, które byłoby podobne do niej i do Su-Jina.
    Wyłapuje jednak zmianę i to, że wampir nie odniósł się do jej słów o rodzinie. Być może nie powinna mieć o to żalu, ale czuje dziwną niemoc wobec tego i dostrzega widmo rozstania, podczas którego nie zostanie jej nic, oprócz złych, krzywdzących uczuć.
    — Tragicznie? Sugerujesz, że dziecko mogłoby umrzeć? — Odsuwa się, a potem kładzie się obok, zachowując namacalny dystans. Wpatruje się w idealną twarz wampira i milczy przez moment. — Nie sądzisz, że teraz byłoby inaczej? Nawet jeśli dotknęłaby nas tragedia, to nie jest to już coś, co przeżywalibyśmy osobno, a razem. Jako partnerzy… jako małżeństwo.
    Bierze oddech, a potem uśmiecha się delikatnie, zupełnie jakby jej uśmiech był czymś bardzo kruchym, czymś, co tak naprawdę nie istnieje.
    — Czego się obawiasz? Tego, że będziesz złym ojcem? Tego, że nasze dziecko może umrzeć jako niemowlę? — pyta cicho, niemal niemo, nie do końca wiedząc, czy chce to wiedzieć. — Myślę, że byłbyś wspaniałym tatą… — dodaje, chwytając jego spojrzenie. — Chyba że obawiasz się mieć dziecko ze mną.
    Odwraca twarz, a potem przewraca się i wbija wzrok w sufit – obserwuje tańczące cienie, blask, który bije od kominka. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, jak naiwnie podeszła do tego wszystkiego. Nigdy wcześniej nie spytała Su-Jina o rodzinę i nie powinna być zawiedziona. Miał prawo do tego, by odrzucać taką możliwość, a jeśli przy tym wiązało się to z traumą, to czy mogła naciskać? Nie chciała, żeby tak to wyglądało.
    — Nie wiem — wyznaje szczerze. — Myślę, że mogłabym stracić kontrolę, bo jestem szczęśliwa i chcę założyć z tobą rodzinę… zaangażowałam się, więc chcę się poświęcić naszej relacji i dlatego może to być niebezpieczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma zamiaru kłamać czy zwodzić; wie, że w tej sytuacji istnieje ryzyko, żeby zaszła w ciążę, nawet jeśli wcale by tego nie chciała – wszystkie te emocje, które uderzały w jej serce, wydawały się silniejsze niż pozorna kontrola, którą miała.
      — Po prostu zaczniemy się zabezpieczać, a jutro wezmę tabletkę dzień po — dodaje, spoglądając w stronę Su-Jina. Uśmiecha się delikatnie, pochyla się w jego stronę i całuje krótko, by zaraz potem wstać, ubrać się i zebrać brudne naczynia.
      Potrzebuje teraz kilku chwil dla siebie, dlatego korzysta z okazji, że to wampir robił kolację – może więc pozmywać i zastanowić się nad tym, czy mogłaby zrezygnować z rodziny dla Su-Jina; czy mogłaby po prostu odpuścić i nie marzyć o maleństwie. Wzdycha cicho, czując, że to wszystko zaczyna być o wiele trudniejsze – niemal zbyt entuzjastyczna decyzja o małżeństwie, ustalenie terminu w urzędzie, a zabrakło im czasu, by omówić kwestię rodziny i oczekiwań. Convalliana ma wrażenie, że wszystko jest nie tak; że to jej wina, że nie spytała o to wcześniej i teraz, gdy jest zakochana, tak beznadziejnie zakochana, nie wie, co robić.

      żonka, która potrzebuje odetchnąć

      Usuń
  30. Temat rodzicielstwa wydaje się nagle kluczowy – mimo że jeszcze chwilę temu Convalliana wcale nie myślała o dzieciach. Do tej pory cieszyła się bliskością Su-Jina; tym, że jest obok; kąpała się w jego uczuciach, ozdabiała się jego miłością i to wydawało się wystarczające, piękne. Teraz jednak poruszony temat staje się ogromną wyrwą – pęknięciem, którego nie da się załatać.
    Spogląda w jego stronę, gdy się odzywa; gdy opowiada o dzieciach i o tym, że mogłaby nawet umrzeć. Przez moment chce powiedzieć, że zrobiłaby wszystko dla ich wspólnego dziecka; że wystarczyłoby jedynie, aby w nią uwierzył, ale nie odzywa się ani słowem. Być może wie, że to zbyt delikatny temat. Poza tym nie ma zamiaru się kłócić – nie tym razem.
    Słyszy jego łamiący się głos; to, jak reaguje, jak zaczyna mówić o Sarang. Convalliana uznaje, że to dobry moment, aby po prostu się wycofać. Nie chce wracać do bolesnych wspomnień o jego córce, bo w przeciwieństwie do niej Su-Jin wychowywał to dziecko – był przy niej i dbał o jej potrzeby. Miał szansę obserwować, jak dorasta – był więc blisko swojego dziecka, które zapewne stało się częścią jego serca. Ona natomiast mierzyła się z ziejącą pustką – z opuszczonym miejscem, które miało należeć do jej synka, ale tak się nie stało.
    Dlatego odpuszcza i wycofuje się, by pomyśleć, ochłonąć i nie poddać się emocjom, bo wie, że tym razem temat jest delikatny. Niemal kruchy. Nie chce być w tym przypadku egoistyczna i impulsywna – i choć tak zapewne byłoby łatwiej, to Convalliana zaczyna rozumieć, co oznaczało kogoś kochać. Być może to nie tylko dobry seks i czułość, ale też odstąpienie od danego tematu, by móc dać sobie czas.
    Demonica wie, że mogłaby po prostu wyjść i próbować zapomnieć; to byłoby dla niej łatwiejsze i zapewne bardziej pasowało do kogoś takiego jak ona – do kogoś, kto do tej pory się nie angażował, a gdy coś się jej nie podobało, po prostu się odcinała, bo nie wiązało się to z uczuciami. Pod pewnym względem związek z Su-Jinem i cała paleta uczuć – to wszystko, co było dla niej tak inne, wiązało się z pewnym ograniczeniem. Nie była wolna w ten pierwotny sposób – należała do kogoś, bo tego chciała; związała się, zaangażowała i teraz trudno jej było po prostu z tego zrezygnować.
    Wyczuwa jego obecność i nie odsuwa się, gdy wampir obejmuje jej ciało, gdy wtula twarz w jej włosy i całuje – przymyka oczy i wzdycha cicho, czując, że zdążyła uspokoić wewnętrzny chaos, który jeszcze chwilę temu chciał się pokazać i wszystko zniszczyć. Convalliana podejrzewała, że gdyby tak się stało, być może już dawno byłaby w drodze do hotelu, aby wynająć tam pokój i poczekać aż przyjdzie jej wprowadzić się do wyremontowanego domu.
    Odwraca się w jego stronę, gdy słyszy poważny głos i kieruje spojrzenie w stronę twarzy Su-Jina.
    — W porządku, porozmawiajmy — odpowiada cicho, wiedząc, że to dobry moment, by wciąż poruszyć ten temat; być może później będzie znacznie trudniej do tego wrócić. — Tak, wspólny dom, zapoznanie się z tematem ciąży i tego, czy w ogóle możemy mieć dziecko… zacznijmy od tego... — Wzdycha cicho. — To nie tak, że chcę zakładać rodzinę tu i teraz. Po prostu myślę o dzieciach i o tym, że chciałabym je kiedyś mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łapie jego dłoń, gdy słyszy jak głos Su-Jina zaczyna się zmieniać, załamywać, zupełnie jakby coraz trudniej było mu mówić. Convalliana czuje bolesny ścisk w klatce piersiowej – zupełnie jakby spodziewała się najgorszego. Przysłuchuje się kolejnym słowom, a potem ściska delikatnie jego rękę, zupełnie jakby chciała dać mu znać, że jest tuż obok.
      — Po prostu powiedz mi o wszystkim — odzywa się szeptem, a potem zgadza się, by usiąść przy stole.
      Zajmuje więc miejsce, wciąż trzymając jego dłoń w swoich palcach. Bierze oddech, zawija kosmyk włosów za ucho i wbija spojrzenie w twarz wampira, czekając, aż zacznie mówić. Co takiego ukrywał? Coś niewygodnego i bolesnego? Kolejne kłamstwo? A może chciał w ten sposób chronić samego siebie? Convalliana czuje własną niemoc wobec tego – wszystko to wydaje jej się nagle tak odległe, zupełnie jakby kuchnia w Woodwick zamieniła się w pokój hotelowy w Rzymie. Jest trochę przytłoczona, niczego nie rozumie i nie wie, czego się spodziewać czy oczekiwać. Dlatego milczy.

      żonka, która za chwilę będzie przeżywać zawał

      Usuń
  31. Przytakuje jego słowom. Nie ma zamiaru naciskać czy wywoływać w Su-Jinie wyrzutów sumienia – temat był delikatny i bolesny. Convalliana rozumiała też, że być może to pierwszy raz, gdy wampir musiał zmierzyć się z perspektywą posiadania potomstwa – do tej pory raczej nie miał okazji rozmawiać o rodzinie, mimo że randkował i chciał z kimś dzielić życie. Dlatego pozwala, by znów docisnął usta do jej głowy i milczy.
    Nie chce niczego przyspieszać, a raczej dać Su-Jinowi czas, by mógł zebrać to, co chciał jej powiedzieć, nawet jeśli miało to być coś okropnego; coś, co być może zniszczy obraz tego, co do tej pory brała za pewnik – może wampir był zupełnie jakimś innym? Może stworzył taką wersję siebie, by móc się do niej zbliżyć? Ale czy było to możliwe? Raczej w to wątpiła; Su-Jin nie marnowałby energii, aby to zrobić – owszem, sądziła, że byłby w stanie posunąć się do manipulacji, ale czy wtedy chciałby się angażować?
    — Jestem tutaj i nie wyjdę stąd aż do momentu, w którym nie usłyszę wszystkiego — odzywa się szeptem i ściska jego dłoń, zupełnie jakby chciała dać mu znać, że nie zamierza wyciągać pochopnych związków.
    I choć Convallianie trudno jest powstrzymywać własne emocje, próbuje wziąć oddech i po prostu słuchać. Nie oceniać. Być.
    Z każdym jego kolejnym słowem demonica czuje, że jej serce zwalnia i zaciska się boleśnie. Mogłaby zrozumieć to, że zabijał każde dziecko przyniesione mu przez innych – to nie byłoby dla niej szczególnie dziwne, biorąc pod uwagę to, jak wiele okrucieństwa widziała, jednak nie może opanować się przed przełknięciem śliny w momencie, w którym Su-Jin wspomina o tym, co chciał zrobić; kiedy wspomina o idealnym, bezgranicznie oddanym potomku, odwraca wzrok. Czy naprawdę zamierzał to zrobić? Odebrać wolność komuś, kto mu zaufał, by spełnić swój chory plan? Po co? Po to, by czuć się mniej samotny? Mniej… potworny?
    Przez chwilę czuje własną niemoc wobec tego – czy Earl nie próbował zrobić tego samego? Demonolog pragnął mieć idealną partnerkę. Idealną laleczkę. Perfekcyjną w każdym celu, uzależnioną od niego. Znów przełyka ślinę, gdy wyczuwa w ustach żółć.
    Wyczuwa jego spojrzenie, ale nie patrzy w stronę Su-Jina – bierze oddech, nie spodziewając się, że to, co jej powie, będzie tak… trudne. Tak bolesne. Czy tym był kiedyś jej przyszły mąż? Czy chęć posiadania kogoś, kto będzie mu bezgranicznie oddany wygasła, czy może specjalnie się do niej zbliżył, wiedząc o służalczej naturze demonów? Nawet nie chce o tym myśleć – zaczyna szumieć jej w uszach, a twarz staje się bledsza.
    — Poczuła się oszukana — odzywa się, a jej głos delikatnie drży. — To normalne, że się od ciebie odsunęła… że próbowała cię zabić… myślała, że to jedyny sposób, aby się ratować. — Kieruje do niego swoje szmaragdowe, szklane spojrzenie. — Ale ty kochałeś Sarang… kochałeś swoją małą córeczkę, prawda? Była dla ciebie wszystkim, nauczyła cię kochać…
    Ściska jego dłoń. Wie, że to przeszłość – to, co stało się z Sarang i to, co wydarzyło się następnie, nie dotyczyło tego, co teraz. Nie dotykało Convalliany w żaden sposób; nie była ofiarą Su-Jina, próbą zdobycia kogoś, kto będzie mu oddany – była jego partnerką. Była jego… wszystkim. Tak przynajmniej chciała myśleć.
    — To była jej decyzja — oznajmia cicho. — Uwierzyła we własną narrację tak bardzo, że być może nigdy nie przebiłbyś się przez mur, który wokół siebie stworzyła… wmawianie sobie czegoś, ufanie własnym słowom… znam to… — Convalliana wciąż ma problem z tym, by dostrzec w sobie coś innego niż brzydotę; niż szpetną i brudną karykaturę.
    Przygląda się jego ruchom, a potem wstaje i staje tuż obok, przytulając do siebie rozbitego mężczyznę – istotę skrzywdzoną przez los; przez własne decyzje, uczucia. Istotę tak potężną i jednocześnie tak kruchą. Przygarnia do siebie mężczyznę, któremu ofiarowała swoje serce; który był całym jej światem; krwią w jej żyłach, oddechem w jej płucach. Głaszcze jego włosy i wzdycha cicho, czując, że cokolwiek powie, to i tak będzie za mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie sądzę, byś był złym ojcem — odzywa się szeptem. — Uważam, że niezależnie od wszystkiego dałeś Sarang wszystko, czego mogła potrzebować jako mała dziewczynka i że w jakiś sposób podarowałeś jej życie, którego nigdy by nie doświadczyła. Nigdy jednak nie możemy przewidzieć czynów drugiej osoby… twoja córka podjęła decyzję, zapewne sądząc, że tak będzie lepiej. Być może wierzyła, że w ten sposób powstrzyma jakąś tragedię, ale czy nie widzisz tego, jak krótkowzroczne to było? Czy po tym, gdyby cię zabiła, nie znienawidziłaby siebie za to? Byłeś dla niej najważniejszy… kochała cię tak, jak dziecko może kochać rodzica… — Znów głaszcze jego włosy i delikatnie ujmuje jego twarz w swoje dłonie.
      Patrzy Su-Jinowi prosto w oczy.
      — Widziałam cię w tamtych wspomnieniach… wtedy… gdy chciałeś umrzeć… — wyznaje szczerze, a jej palce mimowolnie przesuwają się po jego skórze. — Gdybym tylko mogła, wzięłabym od ciebie cały ten ból i sprawiła, że sobie wybaczysz, ale jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić, jeśli zamierzasz żyć, obwiniając się, temat Sarang zawsze będzie bolesny. Zawsze będzie wywoływać to ostatnie wspomnienie, to najbardziej bolesne, a przecież wcale nie pamiętasz jej takiej… prawda? — Wzdycha cicho. — Ty i ja… dwa zranione drapieżniki… tak cholernie żałosne, słabe, butne w każdej swojej decyzji, udając, że ból nie jest tym, co nas zatrzymuje, a mimo to jesteśmy teraz tutaj. Będziesz moim mężem, moim życiem, moim wszystkim… i skoro kochasz mnie, skoro prawdziwie mnie kochasz, nawet tę najgorszą i najbrzydszą wersję mnie, to wierzę w to, że równie mocno pokochasz nasze dziecko… że kiedy zdecydujemy się założyć rodzinę, będziesz najlepszym tatą…

      żonka, która próbuje wspierać

      Usuń
  32. Wie, że cała ta sytuacja, to wyznanie i wszystko inne jest po prostu trudne – Su-Jin zdecydował się być szczery i obnażyć przed nią część siebie, mimo że nie utożsamiał się z tym, co chciał zrobić. Był inny. Zmienił się – wiedziała o tym. Gdyby było inaczej i znów próbowałby podjąć się stworzenia dla siebie kogoś bliskiego i oddanego, to równie dobrze mógłby to zrobić już dawno temu. Coś się musiało zmienić.
    — Wiem, że ją kochałeś. I wiem, że dałeś jej wszystko, co mogłeś… wszystko, czego potrzebowała — odzywa się cicho. Ma świadomość, że Su-Jin pokochał małą dziewczynkę, dla której był w stanie zrobić naprawdę wiele; wie o tym.
    Być może właśnie dlatego, gdy się związał i zaangażował, chciał, aby to wszystko było szczere – żeby nie istniały tajemnice i niedomówienia, skoro istniało ryzyko, że osoba, którą pokochał, znów mogłaby się odwrócić przeciw niemu.
    — Kochanie, to nie twoja wina. — Ściska jego dłoń. — Nie jesteś odpowiedzialny za jej decyzję. Nie była już małą dziewczynką i nie mogłeś zareagować w inny sposób. Wiem, że to trudne, wiem, że wina leży głęboko w tobie, ale nawet jeśli ty traktowałeś Sarang jak córkę, być może ona, podejmując decyzję o tym, że cię zabije, wcale nie czuła, że jesteś jej ojcem. — Spogląda po jego twarzy. — Dobrze wiesz, jak trudno jest zmienić czyjeś zdanie… że to czasem prawie niemożliwe, a skoro nie miałeś okazji, aby jej tego wytłumaczyć, to nie można przewidzieć tego, co by się stało.
    Głaszcze jego włosy i przygarnia Su-Jina do siebie, nie chcąc, aby myślał, że próbuje mu cokolwiek zarzucić. Convalliana wie, że wampir potrzebował czasu; że to, co czuł, wciąż było świeże i choć stało się to tak dawno, to nic nie znaczyło. Tego typu rany były głębokie i babrały się, wciąż o sobie przypominając.
    Nie odzywa się, gdy Su-Jin wybucha cichym szlochem, a obejmuje jego ciało – daje mu swoje ciepło, staje się jego przystanią i bezpiecznym miejscem; chce, by wiedział, że jest tuż obok.
    — Twoje dziecko było indywidualną jednostką. Nawet jeśli oddałbyś jej całe swoje serce, to i tak nie możesz kontrolować jej reakcji i decyzji — stwierdza miękko. — Nie oczekuj od niej tego, że zmieniłaby zdanie, bo kochałeś ją jak swoją córkę. Być może nigdy by nie zmieniła zdania i nigdy by nie umiała pogodzić się z tym, co chciałeś zrobić… miłość i zaufanie nie zawsze wystarcza, szczególnie w przypadku silnych emocji, poczucia zdrady i zagubienia. — Znów głaszcze jego włosy. — Nie obwiniaj siebie. Bądź wdzięczny Sarang, że nauczyła cię kochać i poruszyła twoje serce… ja jestem jej za to wdzięczna, wiesz? Była małą dziewczynką, która rozkochała w sobie swojego tatusia, że ten kompletnie stracił dla niej głowę. To jest najważniejsze. To, co oboje sobie daliście.
    Obserwuje jak Su-Jin chwyta jej dłoń i wtula się w jej palce, a potem składa pocałunek – uśmiecha się łagodnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ja też cię kocham — odpowiada niemal od razu i pochyla się, by pocałować jego czoło. Przytakuje jego kolejnym słowom. — Niezależnie od wszystkiego jestem tuż obok i nie pozwolę, byś wciąż wracał do tego, co bolesne. Sarang to nie osoba, o której powinieneś myśleć tylko w kontekście tego, jak się to skończyło. Była twoją córką i to jest najważniejsze. Jestem pewna, że widząc cię teraz, byłaby z ciebie dumna. Z tego, jak dojrzałeś i co zrobiłeś ze swoim życiem.
      Su-Jin znów wtula się w jej ciało, więc obejmuje jego szyję i kojąco głaszcze jego kark. Pozwala, by zrobiło się cicho – słyszy tylko jego oddech.
      — Nasze dziecko miałoby dwoje rodziców. Ciebie i mnie. Nie byłbyś w tym sam… — odzywa się cicho. — Poza tym raczej wątpię, żebyś zawsze dogadywał się z naszym dzieckiem, szczególnie gdy będzie nastolatkiem, który uważa, że wszystko wie najlepiej. — Uśmiecha się mimowolnie. — Z twoim temperamentem raczej trudno będzie mu wyperswadować różne rzeczy… ale przecież to nasze dziecko i nawet jeśli będzie warczało, że jesteśmy beznadziejnymi rodzicami i że nie mamy się wtrącać, dokładnie to będziemy robić.

      żoncia, która kocha mocniutko i jest tuż obok

      Usuń
  33. — Oczywiście, że to trudne, ale mamy czas. Mamy mnóstwo czasu, skarbie — odpowiada, chcąc, aby wiedział, że nie wymaga od niego tego, co niemożliwe; Convalliana nie ma zamiaru odrzucać jego winy i tego, co czuł lub negować jego ran, które były tak głębokie, tak trudne. Wie, że Su-Jin potrzebował więcej czasu. Miała wiec zamiar być tuż obok i wspierać swojego przyszłego męża, podobnie jak on to robił, gdy przyszła do niego tamtej nocy po pożarze.
    — Po prostu starajmy się żyć dalej — stwierdza szeptem. — Pamiętaj swoją córeczkę i pielęgnuj pamięć o tym, jak wiele jej zawdzięczasz, bo jestem pewna, że to dzięki niej stałeś się tym, kim jesteś teraz… poruszyła twoje serce, nauczyła cię kochać, dlatego teraz możesz kochać również mnie. — Głaszcze jego włosy i całuje czubek głowy.
    Wie, że Su-Jin nie odetnie się od poczucia winy w kilku chwilach – że to będzie trwało. Jednak ma nadzieję, że koniec końców zrozumie, że najważniejsze jest to, ile wyniósł z tej relacji; jak wiele dał córce i ile jej podarował, dbając o to, by doświadczyła czegoś więcej. Miłość do dziecka była czymś pięknym, niemal nierozerwalnym – bo i Convalliana pokochała swojego nienarodzonego synka niemal od razu; stał się jej nadzieją i sensem wszystkiego; sensem, który pozwolił jej wierzyć, że kiedyś kompletnie odetnie się od Earla i całej tej popieprzonej narracji, w której demonolog chciał się zanurzyć. Gdyby nie jej dziecko, gdyby nie to, że wtedy zaszła w ciążę, być może wolałaby umrzeć w tamtej klatce – tak byłoby łatwiej.
    Słyszy jego pytanie, co sprawia, że potrząsa głową.
    — Nawet jeśli zaczynałeś od tego, czym kierował się Earl, ostatecznie prawdziwie pokochałeś Sarang. Natomiast Earl… on się nie zmienił, nie kochał tego, czym jestem, a to, czym chciał, abym się stała. To kluczowa różnica — odpowiada, choć trudno jej o tym mówić; demonolog jednak nie żył, tkwił w piekle. — Poza tym przez cały ten czas okazywałeś mi wsparcie i troskę, byłeś po mojej stronie i nie robiłeś niczego, bym mogła nazwać cię potworem. — Głaszcze jego kark. — I choć przez moment pomyślałam o tym, że mogłeś mnie wykorzystać, to koniec końców wiem, że to niemożliwe. Kochasz mnie… czuję to. Czuję, że mnie kochasz.
    Pozwala mu się wtulić w jej ciało i wzdycha cicho, a gdy słyszy jego słowa, nie komentuje, a zaciska usta. Ma świadomość, że Su-Jin się obawiał – że zakładał najgorsze i pewnie lepiej wziąć pod uwagę wszystkie możliwe opcje niż wierzyć w to, co wydaje się tak kruche, jednak Convalliana nie umie czuć tego tak mocno, jak on. Chyba naiwnie wierzy w to, że wszystko będzie dobrze.
    — Poradzimy sobie z krnąbrnym nastolatkiem — oznajmia z lekkim uśmiechem i głaszcze jego policzek, zahaczając kciukiem o jego nos i łuk kupidyna. Przytakuje jego dalszym słowom. — W porządku. Wrócimy do tematu, kiedy będziesz gotowy… i gdy będziemy już w takiej sytuacji, w której uznamy to za dobry moment, aby założyć rodzinę. Do tego czasu korzystamy z gumek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecha się do niego i głaszcze jego podbródek.
      — Jestem tuż obok i nigdzie się nie wybieram… i nie mam zamiaru cię poganiać — odpowiada miękko, a kiedy Su-Jin znów rzuca w jej stronę niedowierzaniem, łapie jego twarz w swoje ręce. Chwyta jego oczy w szmaragdową pułapkę. — Oczywiście, że nadal chcę mieć z tobą dziecko. Kocham cię, będziesz moim mężem, wybrałam cię… jesteś mój. To chyba normalne, że chcę urodzić twoje dziecko, prawda? — Przygląda się jego tęczówkom. — Tym razem będzie inaczej. Ta ciąża… teraz nie będę sama i nie będę się bać, że Earl pojawi się gdzieś obok, chcąc odebrać mi mojego maluszka, bo Earl nie żyje. Nie ma go, a dziecko, które kiedyś urodzę, będzie miało za ojca kogoś, kto będzie je kochał… wiem, że będziesz dobrym tatą, Han-gyeol.
      Znów się do niego uśmiecha, a potem łapie dłoń wampira i cofa się o krok.
      — Chodźmy do łóżka — odzywa się cicho. — Chcę przytulić się do mojego przyszłego męża — dodaje słodko.
      Wtula się w wampira, kiedy ten leży tuż obok niej – opiera głowę o jego pierś i głaszcze delikatnie jego ramię, czując rytm bicia jego serca. Oddycha spokojnie, ciesząc się znaną sobie bliskością i po prostu trwa obok, chcąc, aby takie wieczory były codziennością.

      żonka, która rozumie i wspiera

      Usuń
  34. — Niczego więcej nie wymagam — odpowiada, gdy Su-Jin zapewnia, że się postara. Tak naprawdę nie miała zamiaru niczego oczekiwać, wiedząc, że tego typu rany leczyły się długo i że jej przyszły mąż, mimo chłodnej i stonowanej aury, jest dość wrażliwy i bardzo emocjonalny.
    Gdy zaczyna o tym myśleć, uśmiecha się pod nosem. Nie tak dawno sądziła, że wampir w ogóle nie ma emocji; że nie czuje, dlatego tak bardzo pragnęła zobaczyć coś innego, coś więcej niż jego poważną twarz, a teraz emocji było tak wiele, że Convalliana chciała objąć je wszystkie.
    — Nie musisz mi dziękować. — Czuje, jak mężczyzna mocniej się w nią wtula, co sprawia, że znów sięga do jego włosów i głaszcze miękkie pasma, wsłuchując się w jego słowa. — Oczywiście, że nadal cię kocham. Rozkochałeś mnie w sobie… nie tak łatwo byłoby tak po prostu stwierdzić, że nic już do ciebie nie czuję.
    Posyła mu swój delikatny uśmiech i dotyka kciukiem jego brody.
    — Mhm, a teraz już się mnie nie pozbędziesz — dodaje i śmieje się cicho, pochylając się, by móc cmoknąć jego czoło i skroń. Wzdycha cicho, rozkoszując się zapachem jego skóry i samą bliskością. Tak uzależniającą i cudownie piękną.
    Przytakuje jego słowom. Wcale nie zamierzała naciskać, by mieć dziecko tu i teraz; by zacząć się o nie starać. Była samotnym, samolubnym sukkubem przez ponad trzy tysiące lat, a teraz, gdy w końcu pragnęła się ustatkować, wszystko miało być… idealne. Może nie perfekcyjnie idealne, ale takie, by czuła, że to, co się stało, było dobrą decyzją. Obnażenie się i własnych uczuć, przyznanie się do obawy i powiedzenie „tak”, gdy Su-Jin zapytał, czy zostanie jego żoną – to wszystko zdawało się jej definicją idealnego, dobrego życia. Dlatego nie zamierzała się spieszyć, a po prostu pozwolić sobie trwać w tym, co piękne, doświadczać, przeżywać i dawać też coś od siebie.
    — Wiem… — odpowiada krótko, czując, jak bardzo zaciśnięte ma gardło. Do tej pory żyła dla siebie, bez nikogo i wtedy wydawało jej się to dobre; nie mając żadnych bliższych relacji, nikt nie mógł jej zranić, dlatego przygodny seks był czymś, co lubiła. Bez imion, bez nazwisk, bez zaangażowania, ale teraz, gdy jest tak blisko swojego ukochanego mężczyzny, nie umie sobie nawet wyobrazić, by potraktować Su-Jina w ten sposób; by zapomnieć o wszystkim; o uczuciach i szeptanych obietnicach. Wie też, że jest bezpieczna; że wampir stanie po jej stronie i że znów wyciągnie do niej rękę – ta symboliczna dłoń, chwila, kiedy wszystko zaczęło się sypać, przeobrażać, w konsekwencji dążąc do tego właśnie momentu.
    Wtula się w jego pierś i wzdycha cicho, gdy Su-Jin głaszcze jej włosy. Zaraz potem przytakuje, gdy słyszy jego pytanie – jest tego świadoma, bo czuła podobnie; gdyby straciła swojego ukochanego, jedynego mężczyznę, który stał się dla niej całym światem, sensem wszystkiego, czy umiałaby dalej żyć? Ile wtedy to życie byłoby warte?
    — Ja ciebie też — odpowiada miękko, bo tak właśnie było; zakochała się w nim; zakochała się tak beznadziejnie, tak całkowicie, tak mocno, zupełnie tracąc oddech; zakochała się, choć nie do końca wierzyła w to, że umie kochać, a teraz, gdy wtulała się męskie, ciepłe ciało, czuła, że to właśnie tutaj jest jej miejsce; że jej dom znajduje się w jego ramionach; że oddała Su-Jinowi swoje serce, duszę i ciało, godząc się, by spędzić z nim całą wieczność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otwiera oczy i wolno rozgląda się po ścianach, dając sobie jeszcze chwilę, by się rozbudzić; ziewa krótko, przeciąga się i odwraca głowę do Su-Jina, który leży obok – jest idealny. Światło, które nieśmiało zagląda przez okno – musiało być dość wcześnie – sięga jego policzków, podkreślając rysy. Convalliana przemierza wzrokiem jego czoło, nos i linię ust, aż do brody. Był przystojny. Był cholernie przystojny i choć do tej pory wcale nie zauważała tych rzeczy, teraz, będąc tak blisko, podziwiała azjatyckie rysy i perfekcyjność wszystkich wzniesień oraz spadów, zupełnie jakby Su-Jin był malarskim arcydziełem.
      Wyciąga się do niego i pochyla nad jego twarzą – zaraz potem całuje jego dolną wargę i rozkoszuje się smakiem leniwego, porannego całusa, obserwując, jak Su-Jin wolno otwiera oczy. Korzysta z okazji i uśmiecha się swawolnie, niemal niewinnie, by zaraz potem pogłębić pocałunek i przycisnąć ciało do jego ciała.
      — Stwierdziłam, że będziesz moim pierwszym śniadaniem… — odzywa się cichym, gorącym głosem, zjeżdżając pocałunkami do jego szyi. Przygryza jego skórę, by zostawić po sobie ślad, a jej ogon sprawnie ujmuje ręce wampira i pociąga, by unieruchomić je nad jego głową.
      Convalliana przygląda się jego jeszcze zaspanej twarzy i uśmiecha się słodko; pociera nosem o jego policzek i wzdycha rozkosznie. Demonica odsuwa się delikatnie i zbiera ogon, a potem zdejmuje z siebie piżamę i pochyla się nad Su-Jinem, by sprawnie opuścić jego spodnie i schwycić w rękę męskość – jej ruchy są powolne, niemal święte, gdy dotyka jego penisa tak czule i dokładnie, aż ten zaczyna twardnieć.
      — Uwielbiam cię dotykać — wyznaje szeptem, a potem oblizuje usta i porusza się, by dobrze się usadowić, a potem przygryza lekko dolną wargę, gdy opuszczając się, Su-Jin doskonale wypełnia jej ciepłe, wilgotne wnętrze. Convalliana pochyla się i inicjuje czuły, leniwy pocałunek, wolno się poruszając; każdy jej ruch jest dokładny i gorący; jest definicją porannego, upajającego seksu przed pracą.

      żonka, która nie mogła się powstrzymać i wzięła, co jej :>

      Usuń
  35. To, co się działo, był inne i nowe, przynajmniej dla tej wersji Convalliany, dla której seks wiązał się czymś hedonistycznym i często jednorazowym. Nie było czułych słówek, pieszczot ani porannego seksu, który mogłaby z kimś dzielić, bo do tej pory wcale tego nie potrzebowała – i wtedy wcale jej tego nie brakowało; nie mogło jej tego brakować, bo było to odległe i abstrakcyjne, dziwnie żałosne, bo dlaczego miałaby się poddać i zaufać jakiemuś mężczyźnie, by móc być aż tak blisko? Aż tak doskonale blisko?
    Demonica ma wrażenie, że Su-Jin został dla niej stworzony – że musiała poczekać i że minęło dostatecznie dużo czasu, by mogła być po prostu szczęśliwa. Być może jej los od zawsze był związany z jego losem, jednak aż dotąd wcale nie brała tego pod uwagę. Sądziła, że nie umie kochać i że miłość to coś, czego da się nauczyć; coś, co przyjdzie jej łatwo, ale wcale tak nie było. Miłość stała się dla Convalliany tym, co tajemnicze, nieocenione i w jakiś sposób nieuchwytne, mimo że była pewna, że wyrwała sobie jej kawałek.
    Jej przyszły mąż jest uroczo zaspany i tak ufny – to sprawia, że mimowolnie się uśmiecha, lustrując wzrokiem jego twarz, wciąż tak samo zauroczona tym, co dostrzega; lubiła mu się przyglądać i teraz, gdy pokój delikatnie zostaje oświetlony przez naturalne światło, Convalliana wzdycha cicho i dociska nos do policzka Su-Jina, nie mogąc poradzić sobie z uczuciem, które w niej wzrasta: przynależność, miłość, ta nieludzka, ostateczna miłość, w której nie ma niczego innego, oprócz tego, co idealnie piękne. I choć demonica jeszcze jakiś czas temu nie wierzyła w żadne tego typu uczucia, teraz stała się ich niewolnicą.
    Uśmiecha się mimowolnie, słysząc jego cichy, nieco zaspały głos – dlatego pochyla się do niego i całuje, smakując ust, które doskonale znała i które perfekcyjnie pasowały do jej. Każde leniwe muśnięcie jest słodsze i głębsze, zupełnie jakby Convalliana zatracała się w tym wszystkim i przepadła jedynie dla jego pocałunków – wzdycha w pieszczotę i mruczy cicho jak zadowolona kotka, opierając nos o jego nos.
    — Kocham cię… — mamrocze w jego usta i zahacza jego dolną wargę zębami, a potem znów inicjuje pocałunek, podczas gdy jej ciało porusza się, faluje i bierze wszystko, co jej przyszły mąż jest w stanie jej zaoferować.
    Convalliana się nie śpieszy i nie próbuje sprowadzić porannego seksu do szybkiego numerku. Chce dać Su-Jinowi całą siebie przed tym, zanim ten dzień się zacznie; zanim będzie trzeba się ubrać i wyjść do pracy – bo teraz, właśnie w tym momencie, nic innego się nie liczyło. Tylko on i ona, gorące ciało przy rozgrzanym ciele i nic więcej. Ta pierwotna hipnoza, w której Convalliana tańczy i śmieje się, szczęśliwa jak nigdy.
    Wzdycha cicho, prosto w jego usta i dociska do niego swoje biodra raz za razem – czuje, jak ją wypełnia; jak daje jej poczuć, jak twardy i gorący jest. Wsłuchuje się w jego oddech, uśmiecha się mimowolnie i pozwala, by Su-Jin złapał ją za kark i delikatnie przygarnął do siebie – kolejny pocałunek jest o wiele słodszy. Smakuje czułym porankiem, pewną niemocą wobec tego, co się dzieje i pokusą, by dać się zamknąć w bursztynie.
    Opiera ręce o jego tors, odchyla się delikatnie, a jej głowa wędruje w tył, gdy Convalliana się porusza, ociera i faluje – spogląda w stronę Su-Jina spod długich rzęs, a jej zielone spojrzenie wydaje się teraz tak jasne, niemal oślepiające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów sięga jego ust i z uśmiechem je muska, inicjuje czułą pieszczotę i jęczy wprost w pocałunek, gdy jej ciało się rozpada; gdy poddaje się pierwszym falom orgazmu, który sprawia, że drży. Dyszy ciężko, oddając ukochanemu swoją energię – wie, że uwielbiał czuć jej przyjemność; że zdążył się od tego uzależnić, a ona naprawdę pragnęła, by wziął od niej wszystko; by przejął każdy jej atom.
      Zamyka z pomrukiem oczy i dociska bardziej biodra, a wtedy czuje, jak Su-Jin zostawia w niej swoją gorącą spermę – opiera czoło o jego czoło, pociera krótko i odnajduje jego spojrzenie.
      — To co? Prysznic, śniadanie, kawa i odwiozę cię do pracy? — sugeruje słodkim głosem, muskając jego dolną wargę. Zaraz potem wstaje i zaczesuje swoje włosy w tył. — Chyba że mam do ciebie wrócić i wykorzystać cię jeszcze raz… — sugeruje i uśmiecha się zaczepnie. Przechyla delikatnie głowę w bok. — Albo to ty możesz mnie wykorzystać dziś wieczorem. Nie będę protestować.
      Śmieje się rozkosznie i przygryza dolną wargę, by zaraz potem sięgnąć po swoją halkę.

      żonka, która wprowadza w życie jeden z zapisków małżeńskiego kontraktu :>

      Usuń
  36. Convalliana nie mogłaby być szczęśliwsza, choć do tej pory myślała, że nigdy tego nie doświadczy; że wobec tego, jak okrutna i samolubna była nigdy nie przyjdzie jej doświadczyć czegoś tak kruchego i słodkiego jak miłość. Nigdy nie dała się temu omamić, sądząc, że kiedy odda komuś swoje serce, stanie się słaba, ale chyba właśnie tego pragnęła – tego, by móc pielęgnować tę słabość.
    Jednak Su-Jin wcale nie był jej słabością. Był jej siłą i fundamentem wszystkiego, co chciała zbudować; pragnęła być tylko jego, zatopić się w tym, co jej dawał, a przecież opuścił gardę i pozwolił jej do siebie dotrzeć, mimo że był po prostu skrzywdzonym zwierzęciem, zupełnie jak ona. Być może właśnie to stało się mostem porozumienia, który powstał przy zderzeniu się ich odmiennych charakterów i podglądów.
    Słodkie wyznanie sprawia, że drży i znów poddaje się temu wszystkiemu, by zatracić samą siebie. Nigdy jej się to nie zdarzało; nigdy nie pozwalała sobie być gdzieś poza tym, a teraz działo się to niemal samoistnie, bo nie tylko jej ciało pragnęło być blisko Su-Jina, ale też dusza, umysł i wszystkie te emocje, które w niej wzbudzał.
    — Mhm, każdy następny poranek będę zaczynać od okazania uwielbienia mojego mężowi — odpowiada szeptem, zaczepnie trącając nosem jego nos. Uśmiecha się mimowolnie, sądząc, że Su-Jinowi wcale by to nie przeszkadzało; to, by dobierała się do niego w ten sposób; by przeganiała jego sen sobą i porannym, wolnym seksem, który wiązał się z poczuciem tęsknoty i oddania.
    Zerka w jego stronę, gdy wampir zadaje jej pytanie, a potem obserwuje jego sylwetkę, gdy wstaje z łóżka. Naciąga spodnie, choć Convalliana wolałaby, żeby kompletnie się odkrył – uwielbiała jego ciało; tak idealne, tak silne, cudownie miękkie i ciepłe, z uwielbianą przez nią blizną przy sercu.
    — Wspólny prysznic to dobry pomysł — stwierdza, a kiedy Su-Jin się do niej zbliża, mimowolnie wtula się w jego sylwetkę, nawet nie oponuje, gdy przeszkadza jej w założeniu czegokolwiek, bo to nie było teraz istotne. Mruczy cicho, gdy wampir całuje przeciągle jej szyję i kieruje spojrzenie do jego tęczówek, gdy pieszczota się kończy.
    — To dobrze — odpowiada, przyglądając się jego twarzy. Wyciąga dłoń do męskiego policzka i głaszcze skórę. — Nigdy nie miałam zamiaru cię wykorzystywać — dodaje jeszcze, żeby miał tego świadomość; o ile zawsze była okrutną kreaturą, która dbała jedynie o swoje potrzeby, teraz myślała również o uczuciach Su-Jina; o tym, by go nie zranić.
    Uśmiecha się czule, gdy wampir wspomina o tym, że chce częściej kochać się w ten sposób, mimo że jeszcze nie tak dawno dotyk był dla niego czymś trudnym i niechcianym; czymś, co leżało w naturze Convalliany. Lubiła dotyk; lubiła, gdy mogła coś poczuć, a przy tym okazać swoje zainteresowanie i jakieś emocje, a teraz, gdy była zakochana, gdy oddała swoje serce, duszę i umysł, potrzeba dotyku stała się większa – mogłaby to niejako nazwać swoim językiem miłości.
    Pozwala, by złapał jej dłoń, a potem znajduje się już pod prysznicem, czując, jak ciepła woda dotyka jej skóry – Convalliana oddycha spokojnie i głęboko, rozkoszując się zapachem waniliowego olejku do mycia, który pokrywa jej ciało, zostawiając po sobie rozkoszny aromat. Pozwala też Su-Jinowi zamknąć się w uścisku, gdy ten wyciąga do niej ręce, a potem chwyta w szmaragdowe oczy jego spojrzenie, dokładnie w momencie, w którym wampir dociska jej plecy do chłodnej ściany – niemal od razu oplata jego biodra nogami, poddając się temu, co zamierzał zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Han-gyeol… — mruczy jego imię i wydaje z siebie cichy jęk, gdy znów czuje się pełna; gdy znów Su-Jin jest w niej i oddaje jej siebie w najbardziej fizyczny sposób.
      Obejmuje jego szyję, dotyka palcami karku i wbija paznokcie w męskie ramiona, krążąc po mokrej skórze. Oddaje pocałunek, który wydaje jej się jeszcze słodszy niż każdy z poprzednich – jego usta idealnie pasują do jej ust; muśnięcie za muśnięciem, wymiana oddechów i bliskość. Ta uzależniająca bliskość.
      — Powiedz to jeszcze raz. Powiedz, jak bardzo mnie kochasz — mamrocze, wbijając paznokcie w jego kark, a zaraz potem przyciąga mężczyznę bliżej do siebie i całuje jego usta, te idealne, perfekcyjne usta, by zaraz potem zahaczyć językiem o jego język, leniwie walcząc o władzę.

      żonka, która stwierdza, że to jeden z idealnych poranków :>

      WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, BEJB, WINCYJ WĄTKÓW I PRAWNUKÓW <3

      Usuń